FAQ Zaloguj
Szukaj Profil
Użytkownicy Grupy
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Rejestracja
Pomocna dłoń
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Forum Rise of the Empire RPG Strona Główna » Archiwum Jedi » Pomocna dłoń
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Alkrond
Game Master



Dołączył: 04 Gru 2007
Posty: 110
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


 Post Wysłany: Nie 20:10, 20 Sty 2008    Temat postu: Pomocna dłoń

Quinlan Vos marszowym krokiem wkroczył do sali posiedzeń Rady Jedi. Dwóch członków Rady oraz mistrz Tholme już na niego czekali. Mistrz Yoda i Ki-Adi-Mundi zajmowali swoje miejsca, natomiast dawny nauczyciel Vosa spokojnie stał na środku sali.

- Witamy mistrzu Vos. Cieszy nas, że tak szybko przybyłeś.- cereański jedi lekko pokiwał głową i zwrócił się do mistrza Tholme.- Rada postanowiła, że twoje umiejętności i doświadczenie okażą się przydatne w misji, którą zamierzamy ci powierzyć. Mistrz Tholme objaśni szczegóły.
- Misja, która cię czeka Quinlanie jest niezwykle trudna, szczególnie, że musisz działać w miarę dyskretnie i bez zbytniego zwracania uwagi. Rada chce byś zbadał zarazę na Bothawui, być może nie jest ona naturalnym zjawiskiem. Poza tym, siatka agentów jaką udało ci się stworzyć przed wojną mocno ucierpiała podczas ostatnich miesięcy wojny. Zakon w pewnym sensie został pozbawiony oczu i uszu, należy zmienić tę sytuację. Dlatego twoim drugim zadaniem na Bothawui ma być stworzenie podstaw nowej, nie zinfiltrowanej przez Separatystów siatki szpiegowskiej. Oczywiście będzie to jedynie podstawa do szerszych działań, ale wydaje się być ona niezbędna. Rada utworzy specjalne konto bankowe, do twojej dyspozycji.- Tholme uśmiechnął się do Vosa, jego uśmiech i wzrok mówiły "to zadanie w sam raz dla ciebie".
- Wiele trudności czeka cię. Czy pytania do nas jakieś masz, mistrzu Vos?- w głosie Yody słychać było zmęczenie, ciężar prowadzenia wojny i raporty o ginących codziennie wychowankach przysporzył zielonoskóremu jedi wielu zmartwień.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Quinlan Vos
Mistrz Jedi



Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 569
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Łódź / Tomaszów Maz.

 Post Wysłany: Wto 18:21, 22 Sty 2008    Temat postu:

Rycerz Jedi wkroczył do sali zebrań i przywitał się krótko zebranym się w postaci małego skłonu.
Szykowała się dla niego misja… pierwsza od dłuższego czasu, opanowała go lekka trema gdy zauważył przed nim swojego byłego mistrza, mistrza Jedi Tholme’a.
Pierwszy przemówił Ki-Adi-Mundi do nowoprzybyłego Jedi.
Radny wprowadził Quinlana do misji, którą miał wykonać, lekko gestykulując ręką, jednak z jego ust nie padła żadna informacja dotycząca misji, zrobił to mistrz Tholme, gdy został o to poproszony przez mistrza Ki-Adi-Mundiego.
Rozpoczął niezbyt ciekawie, misja miała być trudna, chyba nawet bardzo, skoro takie słowa wypływały z ust wiele bardziej doświadczonego Jedi niż on sam.
Prawił bardzo zrozumiale bez żadnych ruchów ręką, zwracał uwagę na szczegóły misji Vosa, aż wreszcie skończył.
Vos miał dowiedzieć się jaka była przyczyna choroby ludności na Bothawui, jednak misja miała dwa rdzenie, a jego priorytetem było utworzenie nowej siatki szpiegowskiej, na Bothawui o porządnych szpiegów nie było trudno, to właśnie z tej dziedziny słyną Bothanie, jednak bardziej martwiła go ta choroba, rada uważała, że to nie jest naturalne zjawisko, po wysłuchaniu Tholme’a, Vos również wątpił w naturalne pochodzenie choroby.
Quinlan zdążył już to „przetrawić”, a w jego głowie kłębiły się myśli, lekko zacisnął wargi jako odruch podczas myślenia.


Z tego transu wyciągnął go mistrz Yoda, przemawiając do niego, a raczej pytając czy młodszy Jedi ma jakieś pytania.
W rzeczy samej, miał.
Quinlan Vos po raz pierwszy otworzył usta na tym posiedzeniu, ruszył też rękoma, często kiedy mówił, gestykulował.
- Tak, mistrzu Yoda, mam pytanie, albo raczej pytania – zaczął Jedi, po czym odchrząknął, przykładając dłoń zaciśniętą w pieść do ust – chciałbym poznać więcej szczegółów dotyczących tej choroby – Vos pokręcił ręką wokół ucha, zastanawiając się co powiedzieć – czym się objawia ta choroba, kogo najczęściej dotyka, czy są jakieś miejsca gdzie na takową chorobę cierpi zdecydowanie więcej ludzi niż w pozostałych sektorach? - przystanął na chwilę, po czym przygotował się do zadania następnej serii pytań – pytanie co do konta bankowego… kiedy zostanie ono utworzone i jak dowiem się o informacjach dotyczących dostępu do niego, no i… na co szczególnie mam zwracać uwagę, czy wszystko dotyczące mojej misji zostało mi w tym momencie przekazane?


Quinlan Vos przestał zadawać pytania, teraz czekał tylko na odpowiedź, obmyślając już następne kroki jakie wykona, jak się przygotuje i jak dotrze na Bothawui.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Alkrond
Game Master



Dołączył: 04 Gru 2007
Posty: 110
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


 Post Wysłany: Śro 20:06, 23 Sty 2008    Temat postu:

- O zarazie wiele nie wiemy. Dziwne osłabienie na Bothan sprowadza, śmierci nie czyni. O objawach powiedzieć nic powiedzieć w stanie nie jestem. Uzdrowiciele z fregaty MedStar więcej z pewnością powiedzieć mogli będą.- Yoda kiwnął głową i wlepił swoje wielkie oczy w mistrza Tholme.
- Konto już istnieje i na razie jest na nim kwota w wysokości 20 KC, musieliśmy skorzystać z Bank of Cinnagar, to był jedyny bank z neutralnej planety z odpowiednią liczbą placówek i nie zadający zbędnych pytań. Numer konta i hasło znajduje się w tym datapadzie.- dawny mistrz Vosa podał mu niewielki datapad.
- W kwestii misji, obawiam się, że możesz na Bothawui natrafić na kogoś lub coś więcej niż tylko niezorganizowaną grupę popierającą KNS. Nawet podczas misji, której głównym założeniem jest ratowanie istnień musisz cały czas zachować czujność. Nie wiemy jakie wpływy ma Konfederacja na Bothawui, ani jakie są interesy secesjonistów.- Ki-Adi-Mundi był zdecydowanie zaniepokojony, jego dłoń gładziła przypięty do pasa miecz świetlny.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Quinlan Vos
Mistrz Jedi



Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 569
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Łódź / Tomaszów Maz.

 Post Wysłany: Śro 21:34, 23 Sty 2008    Temat postu:

Quinlan Vos po wysłuchaniu wszystkich jeszcze raz się ukłonił i wyszedł z Sali.

Wszedł na wąski korytarz, który prowadził w głąb świątyni, udał się w kierunku swojego pokoju, aby przygotować się na czekającą go wyprawę, przechodząc przez korytarze świątyni, w której omijał coraz to kolejnych Jedi, rozmyślał nad tym czego się dowiedział.
Misja była nietypowa, a przynajmniej dla niego, miał nikłą wiedze o jakichkolwiek chorobach, a i od rady niewiele się dowiedział, tylko Ki-Adi-Mundi dał mu do zrozumienia w specyficzny sposób, że to nie będzie zwykła misja medyczna, Vos miał nadzieje, że dowie się czegoś więcej na temat tej dziwnej choroby na fregacie MedStar, stacjonującej na Bothawui.
Więcej dowiedział się zaś o jego priorytetowym zadaniu, rycerz Jedi przyjrzał się dokładniej data padowi, w którym były zawarte dane konta założonego w neutralnym banku Cinnagar… może mu się kiedyś przyda ta informacja, ponoć nie zadają dużo pytań.
Quinlan doszedł w końcu pod drzwi swojego pokoju, drogę znał na pamięć, jednak przyglądając się małemu elektronicznemu urządzeniu stracił poczucie dystansu i prawie zderzył się z drzwiami.
Jedi przypiął urządzenie do pasa i nacisnął klawisz otwierający jego drzwi, wkroczył do środka.


Właściciel pokoju sięgnął ręką w prawo, aby włączyć światło, pokój był raczej skąpy, rzadko kiedy w nim przebywał, w prawym przednim rogu pokoju znajdowało się pościelone łóżko, częściej na nim siedział niż spał, koło niego znajdowała się szafka nocna, w której przechowywał drobne narzędzia, a na jej blacie znajdowała się mała lampka, na lewo od niego znajdowała się szafa, w której przechowywał ubranie i jedną zapasową tunikę Jedi, identyczną do tej, którą obecnie nosił, w środku szafy znajdowała się również mała szafka, w której przechowywał parę kredytów na czarną godzinę.
Zamknął za sobą drzwi i podszedł do łóżka, siadając na nim.
Pogładził włosy na głowie, po czym oparł ręce łokciami na kolanach, przykładając dłonie do ust i zaczął myśleć nad swoim zadaniem.
”Misja ma być dyskretna… myśliwcem raczej nie będę się mógł teraz posłużyć…” – pomyślał Kiffar - ”nie pozostaje mi nic innego jak udać się na Bothawui publicznym transportem, będę się musiał porządnie okryć płaszczem, aby nie rozpoznano mojej tożsamości, jeśli na Bothawui działa KNS to zapewne mają swoich informatorów… co i tak jest ryzykowne, no i musze się dostać na pokład MedStara … może tam będą mieli jakieś statki innego typu niż myśliwce Jedi, no trudno, rezygnuje z publicznego transportu, będę tam musiał lecieć myśliwcem.”
Vos powstał z łóżka i zrobił krok ku szafie, w która robiła za jego garderobę, wyciągnął z niej płaszcz, założył go, zakrywając rękojeść miecza i datapada, zgasił światło w pokoju, otworzył drzwi, zamknął i ruszył w kierunku lądowiska świątyni.
Przeciskając się przez wąskie schody i korytarze, który prowadziły do jego celu, w końcu doszedł do swojego celu.
Na lądowisku było kilka klonów i wielu Jedi, którzy wciąż odlatywali i przylatywali, myśliwce Jedi Delta-7 nie różniły się od siebie specjalnie, nie miały też stałego właściciela, Jedi wsiadał do jakiegokolwiek wolnego myśliwca i odlatywał… tak też zrobi Quinlan, podszedł do pierwszego lepszego, wspiął się do otwartej kabiny, po czym ją zamknął.
Włączył przycisk uaktywniający konsolę, po czym włączył wszystkie inne czujniki i narządy, wszystko zdawało się być w porządku, ostatnim czego brakowało był robot astralny typu r2, który został zsunięty do luki w myśliwcu, teraz wszystko było na swoim miejscu.
Jedi ostatecznie włączył zapłon i wyleciał przez duży wylot w świątyni kierując się na orbitę.


- Witaj – powiedział żartobliwie do robota nie spodziewając się odpowiedzi – dzisiaj to ja będę kierować ten myśliwiec… kierujemy się na orbitę Bothawui, na fregatę MedStar
R2 typowo pipnął, a Quinlan nie miał zielonego pojęcia co by mogło to znaczyć, jednak odpowiedział.
- Tak, ja ciebie też już polubiłem


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Alkrond
Game Master



Dołączył: 04 Gru 2007
Posty: 110
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


 Post Wysłany: Pon 21:26, 28 Sty 2008    Temat postu:

Delta szybko pokonała atmosferę Coruscant. Vos skorzystał z przywilejów jedi i ominął ciągnące się kolejki do korytarzy nadprzestrzennych. Myśliwiec jedi wskoczył w hiperprzestrzeń, gwiazdy z białych kropek zamieniły się w smugi. Quinlan wprowadził się w trans jedi, żeby uniknąć dyskomfortów podróży.
Cichy pisk astromecha obudził jedi. Dotarł do celu. Nad Bothawui unosiły się liczne jednostki, Vos dojrzał kształt jednej z nich, którą musiał być MedStar. Wszystkie okręty były zwrócone w kierunku planety, kwarantanna miała odciąć zarazę od reszty Galaktyki. Na konsoli myśliwca pojawiło się czerwone światełko a po kabinie rozniosło się pikanie. Pilot szybko wcisnął odpowiedni guzik a z głośników słychać było kobiecy głos.
- Witamy na Bothawui mistrzu Vos. Pańskie miejsce w hangarze już czeka, przesyłam koordynaty.
Delta z gracją wylądowała w hangarze, na mistrza jedi czekał już komitet powitalny. Kilka klonów, mistrzyni Luminarą Unduli i jej padawankę Barriss Offee, które Vos znał jeszcze z czasów nauki w świątyni, i nieznany mu oficer.
- Miło cię znów widzieć mistrzu Vos. Pozwól, że przedstawię ci dowódcę fregaty MedStar admirała Tarnese'a Bleyd'a.- Luminara skierowała dłoń w kierunku wcześniej nieznanego Vos'owi oficera.
- Wiele o panu słyszałem mistrzu Vos.- głos admirała wyrażał zmęczenie i rezygnację, najwyraźniej jego służba nad Bothawui nie należała do owocnych.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Quinlan Vos
Mistrz Jedi



Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 569
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Łódź / Tomaszów Maz.

 Post Wysłany: Śro 20:56, 30 Sty 2008    Temat postu:

Jedi wleciał do hangaru MedStara gdzie czekał już na niego komitet powitalny w postaci trzech osób.
Vos poprzekręcał i przełączył wszystkie narzędzia odpowiadające za stan myśliwca, który delikatnie osiadł na powierzchni hangaru, Jedi dokończył dzieła ostatecznie zamykając wszystkie systemy pokładowe, otworzył kabinę i wyszedł z myśliwca po jego skrzydłach.
Stanął przed swoim komitetem powitalnym, dwoma Miralankami i człowiekiem, wojskowym jak można było wywnioskować... Vos spragnionym i amanckim spojrzeniem spojrzał na młodszą dziewczynę, w jego głowie kłębiły się dosyć ciekawe, ale zbereźne myśli, jeśli chodzi o kobiety to w ich obecności wyzwalał swoją drugą naturę.
Z tego transu wyrwała go starsza Jedi, prezentujesz siebie, Luminarę Unduli, oraz Barriss Offee, przedstawiła również człowieka stojącego obok, Quinlanowi został przedstawiony dowódca fregaty MedStar, Ternese Bleyd.


- Również cieszę się, że was widzę moje panie – ukłonił się dwóm Jedi i odwrócił się do Ternesa Bleyda, wyciągając do niego rękę, kiedy odwzajemnił gest, łapiąc jego dłoń, powiedział – cieszę się iż mogę poznać tak wybitnego dowódcę.
Jedi rozejrzał się po hangarze, raczej nie wyróżniał się on zbytnio od innych fregat tego typu, spojrzał do przodu, zauważył drzwi prowadzące do innej części statku… chyba nie będą wszystkiego omawiać w hangarze?
- Dobrze więc, rozpocznijmy przekaz informacji – rzekł zacierając energicznie o siebie dłonie, po czym wskazał kłoniąc się na drzwi hangaru. – jak wygląda sytuacja, czy macie na statku chorych? – zachęcił Luminarę do wskazania reszty pokładu.


Barriss odwróciła się spoglądając na drzwi, Vos natychmiast wychwycił ten ruch opuszczając wzrok na pośladki kobiety, zagryzł usta, podniósł lekko wargę i zaczął się pocierać o brodę… ach, brakowało mu wypraw do galaktycznych kantyn gdzie mógł uwodzić niewinne dziewczę.
Musiał się opanować, w takiej sytuacji to nie wypada, ponownie spojrzał na mistrzyni Jedi, czekał na jej ruch.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Quinlan Vos dnia Śro 20:58, 30 Sty 2008, w całości zmieniany 3 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Alkrond
Game Master



Dołączył: 04 Gru 2007
Posty: 110
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


 Post Wysłany: Sob 22:52, 09 Lut 2008    Temat postu:

- Oczywiście mistrzu Vos, po to tu właśnie jesteśmy. Choroba dotyka tylko bothan i zazwyczaj ich nie uśmierca a jedynie osłabia. Obawiamy się, że może jednak zmutować, a wtedy ofiary będziemy liczyć w miliardach.- dopiero teraz Quinlan dostrzegł, że Luminara i Offee wyglądały tak jakby nie spały od wielu dni, jedi domyślił się, że niosły chorym pomoc.
- Ponadto nasi naukowcy twierdzą, że zaraza nie powstała w sposób... naturalny. Użyto tu inżynierii genetycznej na naprawdę dobrym poziomie. A to mistrzu może oznaczać machinacje KNS-u. Dlatego poprosiliśmy Radę Jedi o dodatkowe wsparcie.- admirał w przeciwności do jedi tryskał energią, utrzymywanie fregaty na orbicie i koordynowanie ruchu między statkiem a planetą należały do zajęć młodszych oficerów, admirałowi pozostawało jedynie czytanie i pisanie raportów. Najwyraźniej przybycie Vos'a było dla niego szansą na pewną zmianę.
- Oczywiście to nie musi być koniecznie KNS. W galaktyce jest mnóstwo osób, które mogły na tym skorzystać. Admirał trochę przesadza.- Luminara nie podzielała nadziei admirała.
- Moim zdaniem to KNS najwięcej by na tym zyskał. Nie chcieli ryzykować, że bothanie opowiedzą się po stronie Republiki.
- Ograniczmy się do faktów admirale. A fakty są takie, że nie wiemy kto jest za to odpowiedzialny. Myślę, że odpowiedź jest na samej planecie. Co ty o tym sądzisz mistrzu Vos?- Luminara obserwowała Vos'a, cała grupa zatrzymała się w korytarzu od sąsiedniego pokoju pełnego łóżek chorych oddzielało ich szkło. Na łóżkach leżeli bothanie w różnym wieku, uderzała ich apatia, wzrok wbity w sufit lub inną część pokoju, żadnego ruchu.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Quinlan Vos
Mistrz Jedi



Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 569
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Łódź / Tomaszów Maz.

 Post Wysłany: Pią 14:18, 15 Lut 2008    Temat postu:

Quinlan Vos chadzał się po statku z dwoma Jedi, oraz człowiekiem, wszędzie wokół leżeli Bothanie z syndromem rośliny, ich wbity w sufit wzrok przytłaczał i sprawiał, że Vos zaczął im współczuć, zapewne nawet nie wiedzieli w co mają wlepione w swoje oczy… zero ruchu i słabe oznaki życia od każdego.


Po korytarzach chodziły wolnym krokiem w te i we w te personel medyczny MedStara, Jedi nie zwracał na nie uwagi chcąc dokładnie zapamiętać zachowanie zakażonych, słuchając przy tym wykładów Luminary, które prawdę mówiąc nie za bardzo go obchodziły.
Jednak Mistrzyni Jedi zmieniła temat, co pobudziło Vosa do nasłuchiwań tego toku rozmowy.


A więc zostało potwierdzone to, co przypuszczał Vos, choroba nie była naturalna, ktoś maczał w tym palce… no właśnie… kto?
Nie wszystko było jasne, Luminara twierdziła, że nie tylko KNS mógł wywołać tą chorobę wśród Bothan, nie tylko separatyści mogli z tego czerpać pożytek, jednak tu wtrącił się dowodzący statku, twierdząc i naciskając, że choroba była wywołana rękami KNS’u.
Quinlan był skłonny w to uwierzyć, jednak jako Jedi musiał się spodziewać wszystkiego.


Tak więc Jedi przeszedł do rozmyślań, zaczął się gładzić po brodzie i podszedł do jednego ze szklanych izolatorów pomieszczenia wpatrując się w chorego, przez jego umysł przelatywały różne myśli, jednak nic konkretnego, a Jedi czekały na moje zdanie.
Tak więc odwrócił się z powrotem do towarzyszy i otworzył usta.
- Jestem skłonny wierzyć, że to właśnie KNS maczał w tym palce – tutaj spojrzał na admirała – jednak muszę spodziewać się wszystkiego, tak więc nie pokładam w tym zbytnich nadziei, będę się ruszał już, aby rozpocząć dochodzenie na Bothawui – nie mówił nic o drugiej części zadania, nie musieli wiedzieć – dziękuje za wszelkie przedstawione mi informacje, postaram się je spożytkować.


Vos, oraz reszta wyszli z powrotem do hangaru, ten ponownie się do nich odwrócił, acz prośbę kierował wyłącznie do admirała.
- Czy mógłbym użyczyć jednego z tutejszych statków? – zapytał się, po czym dodał uzasadniając swoją prośbę – nie chciałbym, aby jakiekolwiek osoby trzecie wiedziały, że na planecie zjawił się nowy Jedi – spojrzał na Jedi – Luminaro… Barriss… odpocznijcie, zmęczenie działa na waszą niekorzyść, a wasz umysł musi być oczyszczony i w pełni sprawny.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Alkrond
Game Master



Dołączył: 04 Gru 2007
Posty: 110
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


 Post Wysłany: Pią 20:39, 15 Lut 2008    Temat postu:

- Hmm, za jakiś kwadrans na Bothawui wraca statek zaopatrzeniowy, myślę, że możesz się zabrać razem z nimi mistrzu Vos.- admirał łagodnie uśmiechnął się do Quinlana- Miło było pana poznać i powodzenia.- admirał obrócił się na pięcie i pomaszerował w stronę najbliższego wyjścia z hangaru.
- Powinieneś raczej martwić się o siebie mistrzu Vos. Bothawui nie jest już tą samą planetą co kiedyś- Barriss Offee sprawiał wrażenie szczerze zaniepokojonej.
- Moja padawanka ma rację Quinlanie, czeka cię trudne zadanie, jeśli będziesz potrzebował pomocy skontaktuj się z nami. Powodzenia.- Luminara podobnie jak admirał uśmiechnęła się ale w jej głosie pobrzmiewało zaniepokojenie.
Mistrzyni i padawanka oddaliły się dalszym wyjściem z hangaru. Najwyraźniej chorzy ich potrzebowali.

Do Quinlan'a podszedł młody oficer. Nienaganny mundur młodzieńca i jego niepoznaczona bliznami twarz świadczyły o tym, że dopiero niedawno rozpoczął służbę.
- Mistrzu Vos, mam pana zaprowadzić do statku. Czy życzy pan sobie by podczas pańskiej nieobecności dokonano przeglądu pańskiego myśliwca?


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Quinlan Vos
Mistrz Jedi



Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 569
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Łódź / Tomaszów Maz.

 Post Wysłany: Pon 14:56, 18 Lut 2008    Temat postu:

Jedi widząc jakiegoś oficera biegnącego w jego kierunku, powstał ze swego miejsca siedzącego w postaci skrzyń dostawczych z nadzieją, że przygotowali już dla niego specjalny statek.
Tak też się okazało, statek był gotów do lotu na Bothawui, oficer statku spytał się jeszcze czy Vos nie życzy sobie przeglądu swojego myśliwca, jednak odmówił, Quinlan zawsze odczuwał dystans zaufania do innych, co prawdopodobnie trzymało go jeszcze przy życiu, zwłaszcza w tych czasach.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Alkrond
Game Master



Dołączył: 04 Gru 2007
Posty: 110
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


 Post Wysłany: Wto 20:21, 19 Lut 2008    Temat postu:

Oficer zaprowadził Vos'a do transportowca przewożącego zaopatrzenie. Nowiutki YT-1150 stał w hangarze, jedi dostrzegł, że właśnie zamykano luk ładowni, przybył w samą porę.
- Statek jest gotowy do startu. Życzę szczęścia na Bothawui mistrzu.- młody oficer niepewnie się uśmiechnął i odszedł.

Vos'owi nie pozostało nic innego jak tylko wejść na statek i wyruszyć w podróż. Przezornie założył kaptur na głowie i zsunął go tak by przysłaniał mu górną część twarzy. Załoga nie zwracała na niego specjalnej uwagi. Vos zauważył, że wśród załogantów nie było żadnego Bothanina, trzech z pięcioosobowej załogi było ludźmi, nawigatorem był Duros a drugim mechanikiem Devaronianin. Wszyscy nosili mundury służb zaopatrzeniowych Republiki, najwyraźniej Bothanie nie byli w stanie dostarczyć potrzebnego zaopatrzenia.

YT bez problemu pokonał dzielącą go odległość i przedarł się przez atmosferę planety w zaledwie piętnaście minut. Transportowiec wylądował w porcie w stolicy planety- Drev'starn. Jedi opuścił pokład bez słowa. Zgwar kosmicznego portu dawał mu dostateczną osłonę. Teraz musiał już tylko zacząć swoją misję. Przeczucie podpowiadało, że może zacząć od kantyny lub samego portu. Informacje mogły być wszędzie.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Quinlan Vos
Mistrz Jedi



Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 569
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Łódź / Tomaszów Maz.

 Post Wysłany: Wto 15:06, 10 Mar 2009    Temat postu:

Pierwszy miesiąc spędzony na powierzchni Bothawui był z jednej strony owocny, bo nici rozplecione przez mistrza Jedi i jego świeżo pozyskanych współpracowników sięgały już do najważniejszych ośrodków władzy, handlu i przemysłu na całej planecie, a i w środowisku militarnym znajdowali się już informatorzy siatki Vosa. Z drugiej strony stało się to, czego obawiali się wszyscy Bothanie i (przede wszystkim) Republikanie - zaraza zmutowała i zaczęła zbierać śmiertelne żniwo. Już nawet metody lecznicze Jedi nie pomagały w spowolnieniu przebiegu choroby - dążyła ona nieubłaganie do zgonu nosiciela i była wysoce zaraźliwa wśród Bothan. Tak drastyczny obrót sprawy nie mógł nie odbić się na opinii publicznej - powszechne przekonanie było takie, że Republika nie jest w stanie pomóc w leczeniu zarazy. Jedyną realną alternatywą wydawała się zatem Konfederacja.

Takie nastroje motywowały Vosa do jeszcze szybszej pracy, bowiem przewidywał już, że niedługo nadejdzie czas, kiedy będzie musiał opuścić tą planetę, podobnie jak wszyscy związani z Republiką. I nawet jeśli terenem jego działań było podziemie, jego siatka niemal na pewno nie była w stu procentach szczelna i, znając naturę Bothan, byli w niej też informatorzy drugiej strony. Co prawda podjęte środki bezpieczeństwa i struktura komórkowa siatki w dużym stopniu zapobiegały przeciekom informacji i ewentualnej dekonspiracji agentów i informatorów, ale nigdy nie było można być zbyt pewnym. Vos wiedział, że w przypadku ostatecznego dołączenia Bothawui do Konfederacji jego podstawowym zadaniem będzie powrót przed oblicze Rady Jedi i zdanie szczegółowego raportu.

Przewidywania Kiffara okazały się uzasadnione. Po kolejnym miesiącu dyplomaci Konfederacji zaoferowali pomoc medyczną w postaci zaskakująco skutecznego serum na bothańską zarazę. Populacja planety, nawet jeśli węszyła w tym podstęp (co było bardzo prawdopodobne), nie mogła sobie pozwolić na odrzucenie pomocy - ofiary liczono już w setkach milionów. Jedi musiał przyznać, że Konfederaci bardzo skutecznie wszystko sobie rozplanowali - idealnie dobrali moment pojawienia się na scenie. Odpowiednio wysocy dygnitarze w rządzie Bothawui byli już prawdopodobnie przekupieni lub zastraszeni, żeby w odpowiedniej chwili opowiedzieć się za przyłączeniem planety do ruchu separatystycznego. Informacje pochodzące od informatorów w kręgach władzy zdawały się potwierdzać te domniemania. Senator Polo Se'lab był już jedną nogą Najwyższym Ambasadorem, a jego poplecznicy zapewne mieli już obiecane stanowiska w nowym rządzie.


* * *


Słońce zachodziło za horyzontem nad Holm'starn, jednym z większych miast wschodniego kontynentu Bothawui. Ostatnie promienie dnia rzucały żółtopomorańczowe światło na lśniące wieżowce w centrum aglomeracji, łącząc się w ujmującą grę świateł z jasnymi punkcikami okien biurowców i apartamentowców i z pędzącymi, lekko rozmazanymi smugami niewielkich pojazdów, poruszających się po liniach komunikacyjnych, sprytnie i wydajnie wplecionych między drapacze chmur. Miasto szumiało wzmożoną aktywnością przed nadchodzącą nocą. Jeszcze niedawno wyglądało to zupełnie inaczej, pomyślał Vos, stojąc o wiele niżej od czubków wieżowców. Znajdował się na platformie małego kosmoportu, stojąc przy barierce i wpatrując się w wieczorny krajobraz planety, na której spędził ostatnie kilka miesięcy.

Jego praca była wymagająca i niebezpieczna, zwłaszcza od kiedy pojawili się Separatyści. Pojawili się z cudownym lekiem na śmiertelną zarazę, więc szybko zyskali poparcie opinii publicznej. Coraz mniej Bothan umiało lub chciało otworzyć oczy na prawdziwy charakter tej sytuacji i przyznać, że zaraza została podłożona przez Konfederatów. Ryzyko dekonspiracji było już bardzo wysokie, więc Vos postanowił wrócić na Coruscant po kolejną misję, zostawiając utworzoną przez siebie siatkę szpiegowską w stanie połowicznego uśpienia, to znaczy mieli się uaktywnić dopiero po odkryciu bardziej istotnych informacji.

Vos powoli odsunął się od barierki, odwrócił i ruszył wolnym krokiem w stronę rampy niewielkiego statku, którym miał odlecieć z Bothawui. Przy rampie czekał łącznik tej części Spynetu, która pozostała lojalna Republice i miała współpracować z siatką Vosa. Był przebrany za pracownika kosmoportu i nie zwracał na siebie zbytniej uwagi, więc nawet gdyby ktoś zauważył go podczas rozmowy z Vosem, nie wzbudziłoby to podejrzeń, bo i sam Jedi miał na sobie cywilne ubranie, makijaż, perukę i opaskę na oku, co dawało mu wygląd kosmicznego pirata.

- Zostawiam to w waszych rękach, Tra'vei. Jesteście teraz oczami i uszami Republiki na Bothawui - powiedział Jedi. Chciał uścisnąć rękę Bothaninowi, bo zawdzięczał mu dotychczasowe powodzenie w tworzeniu siatki szpiegów, a całkiem możliwe, że i życie, bo przecież agent mógł go wydać już dawno. Quinlan ograniczył się jednak do oszczędnego skinienia głowy, bowiem ściany mogły mieć uszy i oczy. Co na Bothawui nie byłoby zaskakujące.
- Nie zawiedziemy Republiki. Niektórzy z nas nadal wiedzą, która strona tego konfliktu jest słuszna - odpowiedział Bothanin, chyląc dyskretnie głowę przed mistrzem Jedi - Bezpiecznej podróży, mistrzu Vos.

Quinlan wsiadł na pokład, nie oglądając się za siebie. Szybko sfinalizował procedury przedstartowe i oderwał statek od powierzchni. Wzniósł się na kilkaset metrów na repulsorach, po czym przełączył napęd na silniki manewrowe i włączył się do ruchu w jednej z linii komunikacyjnych, prowadzących do narzuconego przez kontrolę lotów wektora wyjścia na orbitę. Bothanie przygotowali mu przykrywkę - występował jako najemnik-wolny strzelec, lecący pracować dla Konfederacji gdzieś w Zewnętrznych Rubieżach, dlatego nie miał problemów z miejscowymi służbami. Jeszcze raz popatrzył na krajobraz bothańskiej aglomeracji, tym razem z o wiele większego pułapu. W głębi duszy przyznał, że to pomogało spojrzeć na sytuację z odpowiedniej perspektywy. "Jestem liściem noszonym przez wiatr Mocy", pomyślał. Jego praca była wykonana poprawnie - teraz należało pozostawić sprawy swojemu biegowi. Gdy statek Vosa znalazł się w pobliżu wektora wyjścia, wystrzelił pionowo w górę i szybko przebył atmosferę. Kilka minut później, po wyjściu ze studni grawitacyjnej Bothawui, Vos sprawdził poprawność koordynatów obliczonych przez nawikomputer i wszedł w hiperprzestrzeń. Niecałe dziesięć skoków miało go doprowadzić okrężną drogą na Coruscant.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Forum Rise of the Empire RPG Strona Główna » Archiwum Jedi » Pomocna dłoń
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach




Solaris phpBB theme/template by Jakob Persson
Copyright © Jakob Persson 2003

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group