FAQ Zaloguj
Szukaj Profil
Użytkownicy Grupy
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Rejestracja
Ambulatorium
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Forum Rise of the Empire RPG Strona Główna » Świątynia Jedi » Ambulatorium
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mistrz Yoda
Mistrz Jedi



Dołączył: 01 Sie 2005
Posty: 127
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: ????

 Post Wysłany: Pią 13:30, 17 Lut 2006    Temat postu:

Ambulatorium Świątyni Jedi, ostatnimi czasy się rozrosło. Coraz większa liczba rannych Jedi, coraz większa liczba ofiar, powodowało, że nawet Zakon, musiał przystosować się do nowych sytuacji, jakie tworzyła wojna. Artemis nadal był w zbiorniku bacty. Mimo iż wcześniej go wyjęto na chwilę, na krótką rozmowę z ważnym przedstawicielem republiki, zaraz potem Ciemny Jedi, znowu był w zbiorniku. Rany leczyły się długo. A z każdym dniem Mistrz Yda się zastanawiał co zrobić z tą nową osobą. Moc w nim była, silna czy nie to dla starca nigdy nie miało znaczenia. Jedi to Jedi, nawet bez mocy, jeżeli jesteś Jedi to nim jesteś.

Tym bardziej t0o niepokoiło Mistrza, oto był wróg, istota, która nigdy nie znała niczego poza naukami samego lorda Sith. Wiele było dywagacji na temat tego czy Artemis może być drugim Sith, jednak nikt w to nie wierzył i z dość mocnymi podstawami. Co jednak nie zmienia faktu, że ciemny Jedi, szklony od początku na takiego, nawet bez mocy był ciemnym Jedi. Szkolenie, Yoda wiedział, jak wiele oznaczało w życiu każdego. Jak kształtowała przyszłość i obierała kurs dalszego życia. Ciężko było zejść z raz obranej ścieżki i ruszyć pod wiatr, jednak… i to było możliwe, zależało tylko od woli walki.

Yoda stał opierając się na lasce i obserwował…więźnia, przybysza? Sam Mistrz nie wiedział jak nazywać nowy nabytek w Świątyni. Kanclerz zaskoczył go swoim „życzeniem”. Coraz częściej to się zdarzało i gnom coraz mocniej się zaczynał martwić. Mina wiekowego Jedi była posępna i sroga, a wzrok zatopiony w unoszącym się w baccie ciele.

- Mistrzu Yodo jesteśmy gotowi do osuszenia zbiornika i obudzenie pacjenta. Czy mam kontynuować? – droid medyczny zapytał Mistrza
- Kontynuować możesz, przebudzić go macie.

Droid podszedł do terminalu medycznego i zaczął wystukiwać komendy dal aparatury. Tymczasem mistrz znowu w zadumie się pogrążył, niemal w rozmowie z kimś bliskim.
„Naprawdę chcesz to zrobić, może byłoby lepiej go tak utrzymywać?”
„Może, może dla Jedi znaczy nic. Kanclerza rozkaz dla Świątyni to był. Wbrew kodeksowi jak warzywo go utrzymywać również jest”
„ Prawda, jednak…obawiasz się jak ja, że on może być niebezpieczny dla całego Zakonu, już sama prośba Kanclerza, jest taka.”
„Prawdę powiadasz, jednak inne, mroczne czasy mamy, zło zło zawsze będzie rodzić. Dobro dobrem będziemy uczyć.”
„Zawsze mi to powiadałeś, powodzenia, jedno z najtrudniejszych szkoleń cię czeka.”
„ Każde szkolenie najtrudniejszym jest, ale to szczególnie”


Nagle oczy Artemisa się otworzyły a bacta w zbiorniku momentalnie została spuszczona. Artemis byłby spadł, gdyby nie dwa droidy medyczne, które złapały jego lecące ciało. Tygodnie w bacie były za tym osobnikiem. Jak tragiczne uczucie to było tylko on sam wiedział. Tym nie mniej droidy wzięły jego ciało położyły na stole i zaczęły dokańczać wyjście z bacty wstrzykując jakieś substancje.

Tymczasem Aretmis mógł usłyszeć powolny dźwięk laski, który zbliżał się do jego stolika. Po chwili nad jego oczami pojawiła się uśmiechnięta twarz zielonoskórej obcej istoty z wielkimi uszami. Osoba ta zamknęła jedno oko i zaczęła oglądać ciał Artemisa, po chwili otworzył je i się zaśmiała

- Mhihihi, królewna śpiąca do życia powróciła. Niczym węgorz do życia powrócić pragnąłeś. Dobrze, dobrze, każdy życie łapami chwytać powinien, to rozumiem, ale jak waleń ze zbiornika wyskakiwać? hihihi . Jak młodzieńcze dziś się czujesz? A gdzie moje maniery się podziały, hihihi. Yodą nazyważ mnie możesz.

Trój palczasta ręka gnoma pojawił sie przed oczami Artemisa, a na twarzy obcego nadal gościł serdeczny uśmiech.
_________________


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Artemis
Padawan



Dołączył: 29 Sty 2006
Posty: 104
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Couruscant

 Post Wysłany: Pią 20:20, 17 Lut 2006    Temat postu:

Oczy Artmisa gwałtownie się otwarły. Początkowy przypływ energii szybko został zastąpiony długotrwałym szokiem. Zauważył przed sobą rozmazaną, bardzo niską postać. Nie potrafił zdefiniować kim ona jest, wszystko widział jakby przez zamglone szkło, dodatkowo głowa pulsowała mu tak mocno, że nie potrafił się nawet skoncentrować. Dopiero, gdy usłyszał cichy syk i zauważył, jak ciecz opuszcza komorę, w której się znajdował zdał sobie sprawę, że cały czas był w zbiorniku Bacty. Próbował sobie przypomnieć co tu robi i gdzie jest właściwie jego mistrz lecz straszliwy ból głowy mu na to nie pozwolił. Wtem śluza zbiornika otworzyła się. Artemis odruchowo chciał sięgnąć ręką do pasa po swoje miecze świetlne, lecz nie był w stanie nawet zmusić swoją rękę do ruchu. Napierając z całej siły ruszył do przodu robiąc jeden, chwiejny krok. Wtem obraz przed jego głową całkowicie zawirował, a każdy miesień w jego ciele przypominał mu o swoim istnieniu bólem. Poczuł jak leci... jak spada w dół. Widział już dokładnie posadzkę ambulatorium, gdy poczuł, jak jakieś metalowe ręce go podtrzymały. Zrobiło mu się ciemno przed oczami po czym zemdlał.


Obudził się. Już drugi raz w tym dniu. Lecz tym razem nie widział zupełnie nic. Wszystko, co mógł dostrzec to oślepiające białe światło. Nic poza tym. Zamknął piekące go oczy i skupił się na swoim ciele. Ból nie był już tak mocny, mięśnie nie dawały już o sobie tak znać, jednak.. jednak coś było nie w porządku z jego organizmem, lecz nie wiedział jeszcze co. Wtem usłyszał dźwięk laski uderzającej o posadzkę. Dźwięk był coraz głośniejszy a odległość coraz bliższa. Następnie usłyszał dziwaczy głos. Z akcentem jakiego jeszcze nigdy nie słyszał, dodatkowo ta dziwna osoba co prawda mówiła basicem, lecz tak dziwacznie, że w pierwszej chwili nie potrafił dokładnie zrozumieć słów.

-Mhihihi, królewna śpiąca do życia powróciła. Niczym węgorz do życia powrócić pragnąłeś. Dobrze, dobrze, każdy życie łapami chwytać powinien, to rozumiem, ale jak waleń ze zbiornika wyskakiwać? hihihi . Jak młodzieńcze dziś się czujesz? A gdzie moje maniery się podziały, hihihi. Yodą nazywać mnie możesz.

Po tych dziwnych słowach Artemis ponownie, powoli otworzył oczy, nie mogąc uwierzyć w to, co zobaczył. Nad jego głową stał mały, zielony humanoid ubrany w szaty Jedi. To była jedna z niewielu osób, którą znali przynajmniej z wyglądu niemalże wszyscy. Nad nim stał jego znienawidzony wróg…mistrz Yoda. Dowódca wszystkich Jedi którzy tak często swoimi spontanicznymi akcjami przechylali szalę zwycięstwa na stronę Republiki oraz jeden z najwybitniejszych generałów wojen klonów.
Wtem uszaty skrzat wyciągnął rękę w jego stronę, uśmiechając się serdecznie. Mistrz Artemisa często mówił o tym Jedi, dodatkowo wspominał o jego ekscentrycznym zachowaniu oraz o dziwnych decyzjach jakie podejmuje, dowodząc radą Jedi, lecz to co teraz robił przechodziło najśmielsze oczekiwania. Na twarzy mrocznego Jedi zagościł gniew. Zerwał się ze stołu.. a raczej chciał się zerwać, bo ledwo co się podniósł opadł z powrotem na stół z wysiłkiem. Co prawda ciało go już tak nie bolało, ale nadal odmawiało współpracy. Wtedy dopiero zobaczył dokładnie, dlaczego czuł, że coś jest nie w porządku…
Ku jego przerażeniu, tam, gdzie powinna znajdować się jego klatka piersiowa oraz mostek znajdowało się tam coś zupełnie innego. Ciężka, metalowa aparatura oplatała jego całe ciało na wysokości od klatki piersiowej do brzucha, a znajdujące się na niej kontrolki migały złowieszczo. Od tej dziwnej machinerii odchodziły czarne rurki, które, ku przerażeniu Artemisa biegły ku jego twarzy! Lecz i to nie wstrząsnęło nim tak, jak to chwilę potem odkrył. Używając całej swojej siły podniósł rękę i dotknął swojej twarzy.. a raczej czegoś stalowego i zimnego, co dokładnie zasłaniało mu nos, policzki, usta oraz podbródek. Serce zaczęło mu szybciej bić. Chciał zdjąć tą dziwaczną maskę, lecz ku jego przerażeniu była czymś przymocowana do jego twarzy.. i nie sposób było jej zdjąć. Zdesperowany odwrócił się w stronę mistrza Jedi.
-Co.. co się ze mną stało
Zapytał przestraszonym, lecz zarazem przepełnionym gniewem głosem. I wtedy usłyszał, jak jego własny głos był całkiem inny niż to, do czego zdążył się przyzwyczaić. Był przeciągły, syczący oraz zniekształcony przez tą okropną maskę.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Mistrz Yoda
Mistrz Jedi



Dołączył: 01 Sie 2005
Posty: 127
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: ????

 Post Wysłany: Śro 2:23, 22 Lut 2006    Temat postu:

Mistrz Yoda oparł się na lasce i spojrzał na Artemisa, z jego twarzy zniknął ciepły uśmiech i zastąpiło go posępne spojrzenie, pełne … współczucia. Podszedł do oszołomionego ciemnego jedi i spojrzał mu prosto w oczy:

- Bitwa była. Ranny w niej zostałeś ... śmiertelnie ranny, tylko prototypowa aparatura i wstawiennictwo Kanclerza życie ci uratowały. Ale wielką cenę za ten ratunek zapłacić musiałeś. Część ciała i twarzy w aparaturze, podtrzymującej życie schowane zostały. Jak chwilę odpoczniesz i czas sobie dasz, to wspomnienia wrócą. Już raz obudzony byłeś, z samym Kanclerzem rozmowę odbywałeś. Ale potem dalej do bacty włożyć cię musiano, twój stan nadal ciężki był i nad życiem niebezpieczeństwo nadal wisiało. Teraz … zdrowy, na tyle ile możesz, już jesteś i ze zbiornika wyjąć cię rozkazałem. W ambulatorium Świątyni Jedi się znajdujesz. Gościem w zakonie jesteś … Na zawsze w takim stanie żyć musiał będziesz. Wielu nawet takiego szczęścia nie posiadało …

Twarz Yody była smutna i współczująca, ostatnie słowa Jedi wypowiadał patrząc się w dal, będąc myślami ze wszystkimi Jedi którzy tak przedwcześnie z mocą się jednoczyć musieli. Każdego z nich Yoda znał i pamiętał, każdego szkolił i każdy w sercu wiekowego Mistrza miejsce swe miał. Strata każdego wielkim ciosem była. Moc wzywa każdego i Yoda nie miał nic przeciw temu, jednak te setki, tysiące nie Moc wezwała, ale ciemna strona, wojną nazywna… Yoda szybko otrząsnął się z rozmyślań i spojrzał na Artemisa na twarzy pojawił się znowu uśmiech.

- Ha głody zapewne jesteś. Bacta pożywienia dobrego nie daje. Ubrania założysz szybko, to moje przysmaki zaraz przygotować ci każę hihih.

Wyraz twarzy Yody był pełen radości i dumy. Tylko lekkie pisknięcie dysaprobaty droida medycznego obok na zwrot „moje przysmaki” mogły lekko zaniepokoić.

- Szybko, szybko, wywar z pokrzyw Ithoriańskich na nogi każdego Jedi stawia, tobie również pomocny będzie. Ponadto miejsce to opuścić już czas. Chorym spokój podarować by do zdrowia wracali.

Głowa Yody wskazała wszędzie wokół. Miejsce gdzie byli było jednym z wielu pomieszczeń w przestronnym ambulatorium zakonu. W dziesiątkach zbiorników z bactą były istoty z niemal każdego zakamarka, podłączeni do aparatur, leczące ich wszelakie rany, począwszy od ognia, strzałów blasterowych, aż po odcięte kończyny. Wszystko skrupulatnie nadzorowały droidy medyczne i inni Jedi ubrani w długie charakterystyczne szaty. Do tej pory Yoda nie wydawał się zwracać uwagi mówiąc o jedzeniu w jaki sposób Artemis ma spożywać posiłki, po prostu gnoma chyba to nie przejmowało.

- Już, już, ubranie załóż i w drogę nam czas, komnatę też już przygotowaną mamy.

Na łóżku, na którym wcześniej leżał Artemis, droid właśnie położył przewiewny i lekki strój Jedi, takie same, jakie nosi większość z nich. Jedynie czego brakowało do kompletu to samych szat.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Artemis
Padawan



Dołączył: 29 Sty 2006
Posty: 104
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Couruscant

 Post Wysłany: Czw 20:52, 23 Lut 2006    Temat postu:

Oszołomiony Artemis pomimo lekkiego bólu i kłucia w kręgosłupie oraz klatce piersiowej przeszedł do pozycji siedzącej. Nie potrafił się dokładnie skoncentrować na tym co mówił mistrz Yoda, lecz mniej więcej zrozumiał to, co mały zielony Jedi do niego mówił. Spróbował sięgnąć do pamięci. Pojawiły się jakieś dziwne przebłyski które pojawiały się by po chwili zniknąć tworząc złudne uczucie wprawiające Artemisa w zakłopotanie. Nie potrafił stwierdzić czy to co zobaczył w myślach było prawdą czy nie. W pierwszym wspomnieniu widział siebie samego na mostku statku flagowego z jakąś zamazaną postacią. Artemis chwycił się za głowę.
~ - Ta postać to chyba mój mistrz….
Pomyślał sobie, gdy nagle przypomniało mu się drugie wspomnienie. Widział przed sobą jakąś zamazaną twarz starszego mężczyzny. Podświadomie wiedział kim jest ta osoba.

Ciemny rycerz wrócił do teraźniejszości. Spojrzał dokładnie gdzie się znajduje. Najwyraźniej dopiero teraz zdał sobie sprawę z powagi sytuacji. Jego zmysły częściowo wróciły do normy. Pomimo bólu zerwał się z łóżka na równe nogi. Pociemniało mu przed oczyma i czuł, jak jego ciało ledwo się trzyma na chwiejnych nogach, lecz przytrzymał się krawędzi stołu na którym przed chwilą leżał. Widząc pokojowo nastawionego mistrza Jedi opierającego się przed nim na swojej lasce uspokoił się. Skoro jeszcze żyje, to znaczy że Yoda nie może być do niego wrogo nastawiony. W każdym razie takie sprawiał pozory.

- Szybko, szybko, wywar z pokrzyw Ithoriańskich na nogi każdego Jedi stawia, tobie również pomocny będzie. Ponadto miejsce to opuścić już czas. Chorym spokój podarować by do zdrowia wracali.
Mówił do Artemisa mistrz opierający się o lasce. Artemis nie rozumiejąc co to wszystko ma znaczyć i co on właściwie robi w ambulatorium swoich wrogów posłusznie sięgnął po szaty, wciąż lekko oszołomiony. Jedna myśl chodziła mu po głowie. Wiedział, że to musi być coś ważnego. Zakładając szatę obrócił się w kierunku mędrca
- Czego chciał ode mnie kanclerz?
Zapytał czując dziwne kłucie w sercu. Tamta rozmowa najwyraźniej silnie na niego wpłynęła lecz za nic nie mógł sobie przypomnieć jej przebiegu. Jedyne co pamiętał, to to, że taka rozmowa w ogóle miała miejsce.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Brasidas
Jaszczur



Dołączył: 30 Lip 2005
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Z Galaktyki

 Post Wysłany: Wto 16:57, 28 Lut 2006    Temat postu:

- Czego Kanclerz pragnął od ciebie, hmm sam mi powiedzieć winieneś, hihi, mnie podczas tamtej rozmowy nie było. Twoja i kanclerza to sprawa. Gdy dojdziesz do siebie i te szczegóły sobie przypomnisz. A gdy będziesz chciał to się z nimi ze mną podzielisz. Za kilka dni na nogach zdrów będziesz, i wszystkie dolegliwości i niejasności znikną. W cierpliwość sam musisz się uzbroić. Wszystko z czasem zawsze klarowniejsze się staje. A teraz chodź, wywar ciepły powinno się pić, a jak za długo tutaj miejsca zabawimy to żadnych korzyści z napoju mieć nie będziemy. No choć szybko.

Mistrz Jedi odwrócił się i zaczął człapać do wyjścia z ambulatorium. Skierował się na korytarz i ruszył w kierunku głównego placu świątynnego. Przez całą podróż Mistrz nic nie mówił, tylko powoli szedł pozwalając by Artemis mógł się rozejrzeć po świątyni. Miejsce było olbrzymie. Wielka mieszanka nowoczesności z tradycja i prostotą. Korytarze były zadbane, pełne ludzi i droidów. Sam plac był duży, pełen zieleni i wiekowych drzew. Wszędzie widać było dzieci w różnym wieku, bawiące się lub ćwiczące z nauczycielami. Czuć było otaczającą wszystko…Moc. Jej harmonię i spokój, jej siłę. W żadnym wcześniej miejscu jakie odwiedził Artemis nie można było niemal dotknąć tak mocy jak w świątyni, czy to przez dziesiątki wrażliwych na moc Jedi, czy przez same mury, ziemię, to było nieważne, ważne było co teraz… Nagle do Yody podbiegł 8 letni chłopczyk, trzymający coś mocno w rączkach.

- Mistrzu!, Mistrzu! Coś się stało Alderańskiej jaszczurce, Mistrzu, Mistrzu! On… on nie może chodzić. Mistrzu pomóc, proszę!

Yoda uśmiechnął się na widok młodego padawana i jego próśb. Chwycił podaną mu jaszczurkę, wielkości ok. 10 centymetrów. Spojrzał na ną to na padawana.

- Czemu sam jej pomóc nie możesz?
- Ja nie umiem, próbowałem, ale nie umiem Mistrzu!
- Hmm, nie umiesz powiadasz. Próbowałeś powiadasz. Razem nie próbować, ale pomóc jaszczurce możemy. Spokój i cisza w twym sercu niech zagoszczą. Nie bój się, na moc swój umysł otwórz. Nie ma emocji jest spokój kodeks powiada, nie ma emocji, jest moc…


Yoda trzymając jaszczurkę w rękach, wziął padawana ręce położył na jaszczurce i razem zaczęli skupiać się w mocy. Było czuć jak Spokój który miał w sobie Yoda, szybko zaczął oddziaływać na chłopca. Moc z początku chaotyczna, natychmiast stała się bardziej uporządkowana, na tyle, że chłopiec zaczął jej leczniczą potęgę, kierować w kierunku rannej jaszczurki. Sekundy potem padawan otwierając oczy uśmiechnął się szeroko. Jaszczurka pełna zdrowia chodził mu po ręce.

- Dzieję Mistrzu! Uratowałeś ja!
- Nie ja lecz ty padawanie. Ja z mocy nie korzystałem. Ja drogę ci tylko wskazałem, a ty nie próbując, konkretne działanie wykonałeś. Wiec jaka naukę z tego wyjąć powinieneś?
- Hmmm, eeee, nie ma emocji? Jest spokój Mistrzu? Znaczy to przez to, że panikowałem i …nie mogłem nic zrobić i trzeba zawsze spokojnym być i wtedy wszystko wyjdzie.


Padawan dumny z odpowiedzi wyprostował się mocno i napiął policzki w uśmiechu.
- Mhmmmm, hihihi, zaiste wspaniały umysł dziecka jest. Poprawną odpowiedź podałeś, naukę z tego wyciągnij. A teraz do reszty zmykaj.

Paawan pobiegł do pozostałych dzieci, a Yoda skierował się ku Artemisowi:
- A ty jaka naukę wyciągnąłeś?


[off]Następny mój post bedize w komnacie Yody [/off]


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Artemis
Padawan



Dołączył: 29 Sty 2006
Posty: 104
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Couruscant

 Post Wysłany: Nie 14:04, 05 Mar 2006    Temat postu:

Artemis szedł powoli za mistrzem Yodą. Musiał przyznać, że główna świątynia Jedi była nawet bardziej majestatyczna niż to wynikało z nielicznych opisów jakie kiedyś dostał. Wtem podszedł do nich mały chłopiec. Był padawanem jak Artemis się szybko domyślił. I najwyraźniej miał problem. Ciemny rycerz z ukrywanym zaciekawieniem spoglądał na sytuacje przed nim. W kilka chwil padawan dzięki pomocy Yody przywrócił jaszczurkę…do życia? Nie, Jedi pomimo całej swojej potęgi nie potrafili przecież ożywiać zmarłych.. przynajmniej tak mu mówił mistrz? Kłamał? Nie, to niemożliwe. Mistrz zawsze był z nim szczery. Najwyraźniej jaszczurka nie mogła być martwa. Chociaż…
Wtedy myśli Artemisa zostały przerwane przez pytanie zielonego Jedi.
- A ty jaka naukę wyciągnąłeś?
Zapytał Yoda podpierając się na swojej lasce.
Artemis tylko parsknął i odwrócił głowę przed spojrzeniem wiekowego mistrza. Spoglądając w okno powiedział cichym głosem.
-Nie wyciągnąłem żadnej nauki. Jest tak, jak mówił mi mistrz. Jedi nie robią nic konkretnego, bojąc się każdego swojego posunięcia. Siedzicie w kamiennych ścianach kiedy reszta waszych ludzi umiera. Bawicie się w leczenie jakichś zwierząt, kiedy tak naprawdę na wielu planetach wasi ziomkowie potrzebują prawdziwej pomocy medycznej. Walczycie na froncie z przymusu, tylko dlatego, że władza Republiki tak postanowiła.
Po czym ciągnął dalej cichym i spokojnym tonem.
-Dlatego właśnie mój mistrz nie jest już dłużej z wami. Dławił się tymi wszystkimi spiskami w zakonie. Miał dość widoku kierowania wami niczym marionetkami. Oczywiście sznurki należą do władz republiki
Wtedy dopiero zdał sobie z tego co mówi. I gdzie. Zdał sobie również sprawę ze swoich emocji. Myślał niezupełnie tak jak mówił. Mistrz Yoda zapewne też to zauważył. Tak naprawdę to co przed chwilą powiedział było regułką jego mistrza wpajaną mu przez cały czas. Ale Artemis miał o tym całkiem inne zdanie.
Ciemny rycerz odwrócił się w kierunku mistrza Yody.
-Mistrzu.. wybacz mi me zachowanie. Nie powinienem tam mówić w zamian za pomoc jaką mi okazałeś. Ale powiedz mi, mistrzu co ja tu właściwie robię? Moim przeznaczenie było umrzeć tam, pośród wraku statku w przestrzeni kosmicznej. Wtedy.. wtedy stało się coś nieoczekiwanego. Obudziłem się. Co ja tu robię mistrzu?
Powiedział Artemis nieco histerycznym głosem, chwytając się za głowę. Najwyraźniej przypomniał sobie więcej faktów.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Anakin Skywalker
Padawan



Dołączył: 12 Lis 2005
Posty: 795
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 2/5


 Post Wysłany: Sob 18:04, 19 Maj 2007    Temat postu:

7 miesiąc Wojny. (Po zdobyciu Metalorn).

Anakin czuł się dziwnie już od czasu powrotu do Zakonu. Teraz wreszcie postanowił sprawdzić, czy coś się z nim dzieje. Już po pojedynku z Dooku zaszły w nim pewne zmiany. Teraz owe „dziwne rzeczy” ewoluowały. Ciągle się o coś niepokoił. Ponure myśli zakrywały trzeźwy osąd. Nie był skupiony i nie chodziło tu tylko o to, o czym ciągle pouczał go Obi- Wan. Zwyczajnie nie mógł się koncentrować. Być może była to jedna z przyczyn takiego a nie innego wyniku starcia z tajemniczym, zamaskowanym osobnikiem. A może był to skutek? Wszystko mieszało się w jaźni Anakina. Wyobraźnia wchodziła w reakcję z dziwnym stanem psychicznym, porażki popchnęły go ku teoretycznym metodom, których normalnie Jedi unikają. Przemyślenia młodzieńca coraz częściej były jakby nie na miejscu.
Łapał się na próbach obracania poważnych spraw w żart, żarty zaś tworzyły w jego głowie makabryczne sceny. I do wszystkiego dochodziła Moc. Nie wiedział sam, co może być przeczuciem, co wynikiem medytacji, co tak zwaną „wizją”, a co zwykłą nadpobudliwością młodego ducha.
Ktoś mógłby zwyczajnie zakpić, że Anakin dojrzewa. Ale znajomi Padawana wiedzieli, że to niemożliwe. Tacy jak on nie dorośleją nigdy. Choć bardzo chciał uchodzić za osobę poważną, nie był taki.
W końcu błysnęła mu dość oczywista myśl, iż prawdopodobnie na coś zachorował. Fizycznie, ma się rozumieć.
Co interesujące, nie czuł podobnego stanu, kiedy działał. Kiedy dzierżył broń, biegł, trenował, miał jakiekolwiek zajęcie wreszcie. Niepokój rósł w nim po wizytach u Kanclerza, takiej jak przed chwilą. Słowa Palpatine’a zawsze niosły ze sobą coś, co burzyło jego porządek świata. Ale z reguły miały w sobie sporo racji.
Nie czuł się również źle przy Padme. Czyżby po prostu doskwierała mu samotność? Chyba było to zbyt banalne.
Przekroczył próg ambulatorium. Skierował się do znanego sobie pomieszczenia, gdzie dokonywano zabiegów związanych z zastępowaniem utraconych „części” organicznych.
Idąc, starał się unikać patrzenia na rannych. Było ich zdecydowanie zbyt wielu. Pojemniki z Bactą emanowały błękitnawym blaskiem. Coś się zaiskrzyło. Padawan rozmyślał czasami, czy pod koniec walk połowa Rycerzy będzie wyglądała jak androidy. Nie był jedynym, który został okaleczony.
Wojna musi się zakończyć. I Anakin wiedział, że zrobi wszystko w tym kierunku. Wszystko.

***

- Anakin Skywalker, uczeń.- przedstawił się robotowi.- Byłem tu już…- wyrwało mu się z nutką złości.
Faktycznie, według jego mniemania, każda wizyta w ambulatorium była czymś w rodzaju ujmy.
Odsłonił prawą dłoń, ukazując „lekarzowi” uszkodzenie. Brak kilku palców. Niby nic wielkiego, jednak trochę uciążliwy defekt. Przeszkadzał zarówno we władaniu mieczem, jak i zwyczajnie irytował. Drugi powód, nawet nieco ważniejszy od poprzedniego, dlaczego zawitał do ambulatorium.

***

Medycyna potrafiła działać cuda. Anakin spojrzał z podziwem na ostatnie ruchy robota medycznego. Krótki, metalowy drucik wysłał do nadgarstka słabe impulsy, aby sprawdzić reakcje dłoni. Palce zagięły się całkiem naturalnie. Dłoń nie przypominała ludzkiej. Była typową protezą robota. Anakin nie wstydził się swego „ kalectwa”, traktował je jako coś w rodzaju symbolu. Z czasem owa dłoń stała się jego znakiem rozpoznawczym.
Proponowano mu odtworzenie ręki, wszczepienie nowej, sklonowanej, stworzenie mechanicznej kopii oryginału wreszcie. Anakinowi wystarczyła funkcjonalna, dość praktyczna proteza robota. Pod wieloma względami nawet lepsza od zwykłej ręki.
- Wszystko już w porządku- powiedział obojętnym, wypranym z uczuć głosem robot.- A teraz przepraszam, mam jeszcze wielu pacjentów.
Przyglądając się nowym palcom, chłopak poczuł silne, gwałtowne ukłucie w Mocy. Ktoś w ambulatorium bez wątpienia odczuwał ból.
Tak, medycyna potrafiła działać cuda.
Ale Wojna biła ją na głowę.

***

Anakin poprosił, by wyniki testów i prześwietleń przesłano do jego komnaty, gdy już wszelkie analizy dobiegną końca. Sam nie wierzył, że coś mu dolega… ale usiłował znaleźć racjonalne wytłumaczenie tego, co się z nim dzieje. Miał jeszcze wiele do zrobienia, nie mógł czekać na wszystko na miejscu. A właściwie mógł, ale mu się nie chciało. Wolał lepiej wykorzystać wolny czas.

[off] proszę któregoś z gm’ów (najlepiej tego, który jako pierwszy to przeczyta), o napisanie wyników z ambulatorium w komnacie. Właściwie niczego nie oczekuję, zachowanie chłopaka jest dość irracjonalne i podyktowane zagubieniem. Ale nie wykluczam, że któryś z gm’ów istotnie wie coś o Anakinie, co może wyjść w analizach medycznych [off/]


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Forum Rise of the Empire RPG Strona Główna » Świątynia Jedi » Ambulatorium
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach




Solaris phpBB theme/template by Jakob Persson
Copyright © Jakob Persson 2003

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group