FAQ Zaloguj
Szukaj Profil
Użytkownicy Grupy
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Rejestracja
Komnata Skywalkera
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Forum Rise of the Empire RPG Strona Główna » Świątynia Jedi » Komnata Skywalkera
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Anakin Skywalker
Padawan



Dołączył: 12 Lis 2005
Posty: 795
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 2/5


 Post Wysłany: Śro 18:50, 07 Mar 2007    Temat postu: Komnata Skywalkera

Tuż przed powrotem do służby.
( Miesiąc 10/11, I rok Wojen Klonów)


***

Apartament Senacki.

Anakin Skywalker z zachwytem wpatrywał się w Coruscańskie niebo, mrużąc oczy od słonecznych promieni. Wysokie, strzeliste wieże stolicy biurokracji lśniły szklanymi elementami, dumnie wyciągały swe smukłe sylwetki do góry. Nie było widać ani jednego statku, żadnej skazy na dziwacznym, wielokolorowym tle. Dnie tak bardzo różniły się tutaj od tych na Tatooine…
Anakin wydał cichą komendę. Szyba, zajmująca całą wschodnią ścianę, przez którą oglądał miasto, pociemniała stopniowo, wpuszczając do apartamentu coraz mniej światła, aż w końcu nastała prawie zupełna ciemność. Wentylatory bezdźwięcznie ochłodziły powietrze, w pomieszczeniu zapanowało złudzenie zimnej nocy. Jedi zbliżył się do stolika z holoprojektorem, przez chwilę miał ochotę połączyć się z Naboo. Cofnął jednak rękę, zamiast tego usiadł tylko wygodnie w fotelu, zapatrzył w mrok. Dochodziło południe, powinien się obecnie znajdować w Świątyni. Nie miał wcale a wcale ochoty na kolejne długie i, powiedzmy sobie szczerze, dość nudne debaty z mistrzami. Tęsknił za Padme. I nie tylko za nią. Tęsknił również za czystym, świeżym powietrzem. Za bujną roślinnością. Chwilami miał dziką ochotę wsiąść w pierwszy lepszy transportowiec na Naboo, lub też porwać jeden z Republikańskich myśliwców i zwiać. Uciec od tych ciągle niekończących się problemów Jedi. Od polityki, żądzy władzy, zwyczajnie śmiesznych zagadnień, które to nie dawały członkom rady spać po nocach spać. Uciec od Wojny. Uciec od wszystkiego. Chwycić ukochaną za dłoń, wybrać się nad jedno z tych przepięknych jezior, posłuchać jak moc szepce mu spokojnie o dobrym stanie jej zdrowia . Teraz jednakże znajdował się w Coruscańskim wieżowcu, gdzie jedynym, czego mógł posłuchać, to raporty ze Świątyni na temat postępów współpracy Jedi i Senatu. Zapatrzył się w sobie tylko znany punkt. Jeszcze nie tak dawno Padme zajmowała dokładnie to miejsce, w którym teraz nawiedzały go dręczące myśli.
Czuł ją tak, jak czuje się wiosną woń przenajsłodszych kwiatów. Wraz z każdym głębszym wdechem wdzierało się do płuc poczucie smutku i rozczarowania. Nie potrafił się skoncentrować. Wspomnienia umykały, miast być zlanym w ciąg szeregiem zdarzeń, przypominając jedynie wyrywki obrazów, dźwięków, emocji...


***

Killka tygodni wcześniej.

- Ani...
Skywalker obrócił głowę na poduszce. Spojrzał na swoją ukochaną. Odruchowo sięgnął do niej Mocą. Spokój. Cisza. Ukojenie. Podczas snu dziewczyna odkryła się nieznacznie. Delikatnie kierując wolę, przykrył ją na powrót.
Temperatura w porządku, R2 skanuje pomieszczenie. Oddech ma miarowy. Nieco płytki. Wyczuł przyspieszone bicie serca. Pomógł jej się uspokoić. Zapewnił w śnie bezpieczeństwo.
Po raz kolejny pozwolił sobie na chwilę przyjemności, badając wzrokiem szlachetne rysy niewinnej twarzyczki. W całym wszechświecie nie istniał wspanialszy widok.
- Ani...
Na moc! Minęło tyle lat. Po raz pierwszy nazwała go tak na Tatooine. Teraz był Jedi, brał udział w Wojnie, zabijał i chronił życie, codzień stawiał czoła zakusom ciemnej strony, przeżył koszmar, przepędzał z głowy straszne wizje, wielokrotnie bywał ranny, omal nie zginął, a ona wciąż mówiła do niego Ani. Chyba za to ją kochał. W tym wszystkim, w całym zamieszaniu pośród miliardów gwiazd, Padme ciągle była taka sama. Piękna, czuła, przypominała mu matkę. Już na zawsze pozostanie dla niego tą dziewczyną, którą ujrzał na Tatooine. Aniołem, jak ją wtedy nazwał.
Pogładziła go po policzku. Dotknęła blizny, o istnieniu której nawet nie wiedział.
- Czasem ci zazdroszczę.
Spojrzał na nią, nie rozumiejąc.
- Spokoju- wyjaśniła.- Jesteś jak oaza.
Gdyby tylko wiedziała, przemknęło mu przez głowę.
- Szkolenie mi pomaga.
Zasnęła, wtulona mocno w jego ramię. Dopiero, gdy otulił ją płaszczem mocy, pozwolił sobie na sen. Przez cały czas czuł każdy, nawet najmniejszy ruch jej zgrabnego ciała. Zapamiętał każdy głębszy wdech. Kontrolował sny. Zapewnił spokój. Jedyne, czego nie zaznał sam…

***

Prawda była taka, że oaza stawała się w istocie gejzerem.
Płyn Bacta potrafił czynić cuda. Z ciałem. trochę to trwało, ale wyleczył Padawana w stu procentach. Nawet najmniejsze zadrapanie zniknęło, powazniejsze zaś rany zamieniły się w nikłe ślady na skórze. Z czasem zapewne i one znikną. Dni przed powrotem na Coruscant obfitowały w wiele wrażeń, które miały wpływ na dziecinne oblicze młodzieńca. Rysy stały się surowe, spojrzenie podejrzliwe, a częsty uśmiech został zastąpiony przez zaciskanie warg w wąską linię.
Teraz wszystko wróciło do normy. Anakin uśmiechał się wprawdzie rzadziej niż przed wydarzeniami na Geonosis, ale i tak częściej, aniżeli podczas którejś z wojennych misji. Gdy to robił, Padme odwzajemniała zalotnie gest. Szczerość kryjąca się wtedy w tym serdecznym uśmiechu tworzyła wspaniałe dołeczki na policzkach, które to całkowicie oczarowywały młodego Jedi.
Wszystkie rany się zagoiły.
Mechaniczna proteza dobrze zastępowała utraconą rekę. Dawała nawet pewną przewagę w niektórych okolicznościach.
Ale nic nie było w stanie pozwolić Anakinowi zapomnieć.
Do tej pory zdawał się niepokonany. Nie słuchał Obi- Wana, łamał zasady, włączał świetlny miecz i jakoś wszystko sie układało.
Czy to podczas samobójczych manewrów w myśliwcu, czy w starciach z przeważającymi siłami- wychodził z podniesioną głową.
Anakin Skywalker. Doskonały szermierz. Silny Mocą.
Zwykły Padawan.
Niegdyś miewał wrażenie, że może sam stanąć naprzeciw całej Galaktyce.
Teraz czuł się jak mały chłopiec na Tatooine, którego irytuje wchodzący wszędzie piasek, a największym marzeniem jest wykupienie się z niewoli.
Już słyszał krytykę Mistrza Windu. Niemalże widział mądre spojrzenie Yody, rzucającego hasła tym swoim wszystkowiedzącym tonem. I mającego rację.
Starał się wtedy odgonić te paskudne myśli, znajdując chwilę wytchnienia w dotyku drobnych dłoni. Padme trzymała jego rękę, a on czuł swobodę. Nie pytała o nic. Nie kazała mu się rozchmurzyć. Zwyczajnie rozumiała.
Rzecz jasna nie wszystko. Widziała, że chłopak czuje ból, ale nie znała jego przyczyny.
Nie było jej podczas starcia z ciemnym Jedi.
Skywalker doszedł do wniosku, że los najwyraźniej chce mu trochę utrzeć nosa. Najpierw Dooku. Teraz jakiś jego pachołek.
Kolejna klęska. Poniżenie.
Jedynym, co mu pozostawało, to wyciągnięcie wniosków.
A te nasunęły się bardzo szybko...

***

[link widoczny dla zalogowanych]

Anakin siedział przy stole, wyciągając co chwila rekę w kierunku R2. Astromech podawał swemu właścicielowi części.
- "Ten miecz to twoje życie"- zacytował sobie sarkastycznie chłopak, wspominając okoliczności, w jakich Kenobi rzucił tę ostrą uwagę.
Cóż. Skywalker żył. Ale miecz stracił.Teraz zaś był zmuszony skonstruować sobie nowy.
Jak się okazało, nie było to takie proste. Podczas Wojny Klonów każdy egzemplarz broni Jedi gwałtownie zyskał na wartości. Anakin z trudem zdobył części. Sam proces dopasowywania do siebie kolejnych elementów był dla równie zdolnego konstruktora rzeczą błahą. Mimo to- czasochłonną. Obrócił w dłoni błękitny kryształ. Trzon swej nowej broni.
- Czy to nie może trochę poczekać?- cichutki głos dał mu znać, że nie jest w pokoju sam.
- Wybacz, Padme.
Senator spochmurniała nieco, rzuciła mu pełne wyrzutu spojrzenie.
- Ani, nie widzieliśmy się tyle czasu…
Zamilkł. Odczekał chwilę. Mimo całej swej zwyczajowej powagi, Padme czasami zachowywała się bardzo dziecinnie. Podeszła do niego na palcach, ucałowała go policzek.
- Ani… proszę. Nic się chyba nie stanie, jeśli Jedi Skywalker przez kilka dni zapomni o machaniu laserowym mieczem. Galaktyka będzie to musiała jakoś przetrwać- dodała, spoglądając słodziutko i robiąc niewinną minę.
Pokręcił głową. Nie odczuwał podobnej bezradności nawet wtedy, gdy stanął po raz pierwszy do pojedynku z Hrabią Dooku. Nie wierzył, że może przegrać, dopóki nie weszli w pierwsze starcie. Dooku był doskonałym szermierzem.
Padme biła go na głowę.
- Jeśli Coruscant eksploduje i ja temu nic nie zaradzę, wiedz, że to tylko twoja wina.- szepnął, kapitulując zupełnie.
- Właściwie- metaliczny głos w kącie przypomniał wszystkim o robocie protokolarnym- istnieje naprawdę małe prawdopodobieństwo, by Coruscant eksplodowało ot tak. Czynniki...
- Threep?
- Tak, lady Skywalker?
- Wyłącz się-
dokończyła Padme.
Anakin chciał zachichotać, ale usta dziewczyny to uniemożliwiły.


***

Przed misją na Metalorn.
( Miesiąc 11, I rok Wojen Klonów)



Komnata Anakina w Świątyni Jedi.

Chwile, gdy Rada pozwoliła mu na odpoczynek, zostały wykorzystane w stu procentach. Uspokoiły duszę Anakina. Dały poczucie błogości.
Jednak Padme opuściła Coruscant.
A wraz z nią zniknęła obojętność Padawana na to, co się dzieje we wszechświecie.
R2 zaświergotał. W mroku pokoju błysnęła czerwona dioda.
- Tak Artoo. Wracamy do pracy.
Nieco obawiał się wizyty w świątyni. Spotkania z mistrzami. A zwłaszcza z Obi- Wanem. Jego przyjaciel bez wątpienia wyczuje intencje chłopaka, co do niedawno spotkanego Ciemnego Jedi.
Świst. Pisk. Świergot.
- Jak się czuję? Myślę, że nieźle.
Istotnie tak było. Gdy wstawał z fotela przejechał mimowolnie opuszkami palców po chłodnej rękojeści z ciemnego metalu.
Miał nowy świetlny miecz i nowy cel.
Dziwnym trafem, obie te rzeczy nakładały się na siebie...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Anakin Skywalker dnia Czw 20:00, 02 Kwi 2009, w całości zmieniany 7 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Anakin Skywalker
Padawan



Dołączył: 12 Lis 2005
Posty: 795
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 2/5


 Post Wysłany: Nie 20:11, 29 Lip 2007    Temat postu:

Konstrukcja kolejnego świetlnego miecza.

(Przed Siódmym posiedzeniem Rady Jedi.
Miesiąc 11, I rok Wojen Klonów)


***

Zrozumiał, w czym popełnił błąd ostatnim razem. A właściwie, jak wiele ich popełnił.
Bo teraz, siedząc przy oknie, widział je bardzo wyraźnie. Jeden po drugim.
Serce. Nie włożył serca. Oparł ostatnią konstrukcję Świetlnego Miecza wyłącznie na rozumie. Na technice złożenia elementów, dopasowania kryształu. Nie dał broni kompletnie nic od siebie. Ani krztyny swej osobowości.
Tym razem będzie inaczej.
Mając sporo czasu przed zebraniem Rady, podczas którego osądzą zdrajcę Sorę, postanowił zabrać się za budowę raz jeszcze.
Stracić Trzy świetlne miecze w ciągu niecałego roku to przesada. Nienawidził się za to i miał do siebie pretensje. Z drugiej strony…czuł się też nieco rozbawiony. Żałował tylko, że nie może pochwalić się owym „sukcesem” Obiemu.
Nic no…
Pora zabrać się do pracy.

***

Zaklął, gdy atomowa lutownica sparzyła jego palec. To przez ten pośpiech. Jedi z reguły potrzebował miesięcy, by stworzyć swoją idealną broń. Anakinowi co prawda ostatnim razem wystarczył jeden dzień… lecz efekt nie był zadowalający. Teraz chciał włożyć nieco więcej pracy. I działał w tym cholernym pośpiechu, by zakończyć chociaż podstawowe elementy przed rozpoczęciem zebrania.

***

Posługując się Mocą wprowadził kryształ skupiający działający na zasadzie soczewki. Drugi kryształ, ten ważniejszy, należało umieścić później. Jak zwykle wybrał taki, który nada barwie jego klingi dość mocny niebieski odcień, przechodzący czasami w błękit. Jak w typowo standardowym modelu.
Ale to, co powstawało w dłoniach Anakina, miało być dalece do przodu od wszelkich standardów.

***

W komnacie lewitowała setka części. Całość wyglądała niczym chaotyczne morze lub warsztat mechaniczny na kosmicznej stacji przy braku sztucznej grawitacji. Skywalker za pomocą technik Jedi przesuwał wybrane elementy, odwieszał je na stół, przywoływał do dłoni, podnosił z ziemi, łączył, rozłączał, spawał, gniótł i rozciągał, mając przy tym minę prawdziwego artysty.
Wreszcie pofatygował się osobiście do pudełka na biurku. Otworzył je, a niebieska poświata nakazała mu zmrużyć oczy. Kryształ.
O ostrych krawędziach, mający ledwie kilka cali długości i cal szerokości. Świetne źródło energii.
Był to drugi, a zarazem ostatni kryształ należący do prywatnej kolekcji Anakina. Podarowano mu go jeszcze w czasach, gdy nie potrafił skonstruować swego miecza.
Z szacunkiem umieścił go w komorze energetycznej, dopasował obudowę, przyczepił całość do komórki mocy.
Miał Trzon swej broni.
Był z siebie dumny.

***

Oszlifował emiter, gdyż używane zwyczajowo, gotowe części nieco do siebie nie pasowały.
Całość była praktycznie skończona. Została obudowa i robota z kilkoma dodatkowymi funkcjami, które koniecznie chciał mieć. Nie posiadał pod ręką dobrego pierścienia magnetycznego, służącego do stabilizacji wychodzącego ostrza. To nic.
Jak na jeden dzień zrobił sporo. Otarł pot z czoła, zważył rękojeść w dłoni.

***

Dostał wiadomość, że to już pora się stawić przed Radą.
Nie mógł się doczekać powrotu do swojej prywatnej mini świątyni- warsztatu. Podobny rodzaj czynnego wypoczynku działał na niego nieraz lepiej niż tydzień medytacji.


[off] Dalsza część po zakończeniu zebrania [off/]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Anakin Skywalker dnia Czw 18:51, 02 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Anakin Skywalker
Padawan



Dołączył: 12 Lis 2005
Posty: 795
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 2/5


 Post Wysłany: Czw 11:37, 16 Sie 2007    Temat postu:

Przed misją na Ryloth.
( Miesiąc 11, I rok Wojen Klonów)


Anakin, zżerany przez ciekawość z religijnym, niemalże fanatycznym szacunkiem położył przed sobą na ziemi swoją nową broń. Dokładnie w tej chwili skończył konstrukcję.
Model miecza był identyczny, jak tego, który stracił na Geonosis. Wracamy do starej szkoły, pomyślał.
Obi Wan by go zabił. Kompletnie żadnych wniosków…

Dołożył kilka przydatnych funkcji, jak dwufazowość, pozwalająca działać laserowi pod wodą. Pomysł podpatrzył u mistrza Fisto.
Odpuścił sobie możliwość regulowania długości klingi, nie przydawała się. Pozwolił sobie za to na dodanie trybu treningowego.

Reszta ciekawych właściwości, miał nadzieję, będzie czymś nowym dla przeciwników.

Ale to wyjdzie w walce…

***

Siedział ze skrzyżowanymi nogami na podłodze, czując panujący w komnacie chłód.
Nowy mistrz. Miał szczerą nadzieję, że dokładnie tak jak powiedział Yoda, będzie to jedynie zastępstwo. Sam się dziwił, jak bardzo przywiązał się do osoby Obi- Wana.

Cóż… da w kość kolejnemu staruszkowi. Byle tylko wytrzymał tempo.

Z nieładnym uśmiechem wstał, przywołał do dłoni miecz i skierował się do sali treningowej, zażyć nieco ruchu przed wylotem, sprawdzając przy okazji poprawność konstrukcyjną nowego miecza w praktyce.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Anakin Skywalker dnia Czw 18:52, 02 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Anakin Skywalker
Padawan



Dołączył: 12 Lis 2005
Posty: 795
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 2/5


 Post Wysłany: Sob 14:51, 18 Sie 2007    Temat postu:

Wrócił z ćwiczeń. Spotkanie tajemniczego rycerza nie wpłynęło na niego zbyt dobrze.
Wziął prysznic, usiadł owinięty ręcznikiem na łóżku.
Stwierdził, że gdy znajdzie więcej czasu, będzie musiał zająć się również swoją dłonią. W ambulatorium poradzono sobie nieźle, ale był niemal pewny, że można to i owo poprawić. No i nadać dłoni nieco bardziej naturalny wygląd. Teraz mógłby straszyć dzieci.
Ręka przypominała szkielet.
I ten chłód. Była ciągle zimna.

Przebrał się po raz trzeci tego dnia, założył swoją nieodłączną rękawicę, zakrył się płaszczem.
R2 w kącie zaświergotał.
Anakin uśmiechnął się nieznacznie. Czasami miał wrażenie, ze ten astromech kroczy całkowicie własnymi ścieżkami. Był diablo inteligentny, znikał i pojawiał się w jego komnacie niczym duch.
Akurat teraz mu się przyda.

- Nagramy wiadomość, co R2?

Świergot.

- Jasne.

Padawan przejechał dłonią po głowie... po raz kolejny był zaskoczony brakiem swego warkoczyka. Tak bardzo się do niego przyzwyczaił, że kiedy oficjalnie go obetną, będzie mu go brakować. A nastąpi to zapewne już niedługo.

Stanął na środku sali, R2 D2 włączył czerwoną diodę.

- Mój prywatny kod, zaszyfruj tak, by Threep mógł go rozpoznać i odkodować.- poinstruował.

Schował dłonie w rękawy płaszcza, zaczął wolno mówić.

.....Wieki się nie widzieliśmy... Zmienię to. Obiecuję. Wkrótce......
.....Znaleźliśmy Dooku. Zakończę tę wojnę. Raz na zawsze.........
.....Nie martw się. Będzie dobrze. Sporo się nauczyłem...............
.....Mam nadzieję, że na Naboo wszystko w porządku.................
.....Do rychłego zobaczenia, aniele............................................


- Wyślij- nie musiał mówić do kogo.

Teraz pozostało czekać na wezwanie.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Forum Rise of the Empire RPG Strona Główna » Świątynia Jedi » Komnata Skywalkera
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach




Solaris phpBB theme/template by Jakob Persson
Copyright © Jakob Persson 2003

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group