FAQ Zaloguj
Szukaj Profil
Użytkownicy Grupy
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Rejestracja
Sala Treningowa
Idź do strony 1, 2  Następny
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Forum Rise of the Empire RPG Strona Główna » Świątynia Jedi » Sala Treningowa
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Brasidas
Jaszczur



Dołączył: 30 Lip 2005
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Z Galaktyki

 Post Wysłany: Sob 17:29, 22 Kwi 2006    Temat postu: Sala Treningowa

Olbrzymi kompleks pomieszczeń i sal, przykrytych matami, wyposażonymi w najróżniejsze przeszkody, bronie, rekwizyty, do nauki fechtunku walki mieczem świetlnym i nie tylko. Miejsce które znał każdy Jedi w galaktyce, gdzie spędził wiele godzin, pełne bólu, wysiłku potów. Miejsce gdzie można poznać siebie z zupełnie innej strony. Niegdyś, każdego dnia zatłoczone, teraz w większości świeciły pustakami, zapełniane tylko przez młode younglingi i padawanów oraz rycerzy i mistrzów.

Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Artemis
Padawan



Dołączył: 29 Sty 2006
Posty: 104
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Couruscant

 Post Wysłany: Nie 23:35, 23 Kwi 2006    Temat postu:

Khaan z lekkim zawodem na twarzy opuściła komnatę Mistrza Yody. Liczyła na choćby najmniejszą, najkrótsza rozmowę która dałaby jej możliwość wyrzucenia z siebie wszystkich odczuć nagromadzonych w jej ciele przez ostatnie dni. W milczeniu przeszła drogę dzielącą ich od komnaty do Sali treningowej, dopiero tam odezwała się do drugiego Jedi.- Byłeś uczniem Hrabiego Dooku…? Mistrz formy Makashi, mogę wiedzieć, czy poszedłeś w jego ślady pod tym względem?- spytała zdejmując z siebie jasnobrązowy płaszcz.

Artemis wszedł do Sali treningowej i ustawił się naprzeciwko padawanki. Powolnym ruchem odpiął swój miecz świetlny od pasa i uaktywnił go. Na pytanie padawanki odpowiedział tylko ustawieniem broni tuż przed twarzą, jak często robił to Dooku.
~- Skoro mistrz Yoda zasugerował mi sparing, mam nadzieję, że jest to dobry pomysł
Pomyślał do siebie Artemis, niepewnie się czując walcząc z Jedi po tym, co dla niego zrobili…ale skoro musiał.
Rycerz ukłonił się padawance, po czym rozluźniony czekał, aż młoda uczennica pochwyci własną broń.

Uriel uniosła jedną brew w geście zdziwienia. Ignorancja była jedną z tych paru rzeczy których serdecznie nie lubiła, między innymi dlatego, że często jej doświadczała w młodszych latach… Ale teraz…- Rozumiem aluzję…- powiedziała cicho dobywając własnego miecza. Fioletowe ostrze przecięło powietrze z charakterystycznym sykiem, ona zaś ukłoniła się, uważnie obserwując przeciwnika, a raczej partnera w ćwiczeniach. Jak przystało na honorowy pojedynek, gdy tylko jej plecy rozprostowały się czubek jej miecza zetknął się z jego klingą.- Niech wygra lepszy- powiedziała z nikłym uśmiechem.

-„Niech wygra lepszy”
Na to stwierdzenie Artemis kiwnął jedynie lekko głową. Będzie musiał uważać… jego technika podczas walki zawsze opierała się na władaniu dwoma mieczami, podczas gdy teraz nie miał tego luksusu posiadania drugiej klingi. Odszedł krok w tył, od padawanki, po czym powoli, leniwie podniósł dłoń z ostrzem na wysokość klatki piersiowej, a następnie gwałtownie odbił się do przodu zadając szybkie, lecz mało potężne cięcia.

Khaan płynnymi i spokojnymi ruchami odparowywała każdy cios zadany jej przez mężczyznę. Zdawało się, że nie wykorzystuje on całego swojego potencjału… Jakby czegoś mu brakowało… Walczył niczym doświadczony szermierz, ale bez nogi albo ręki, a to nie dawało jej spokoju. Jej ataki, a raczej bloki nie były na razie przesadnie finezyjne… Były raczej rozgrzewką… Uriel sprawdzała na co stać nowoprzybyłego.- Walczysz, jakby Ci czegoś brakowało- powiedziała między kolejnym, a kolejnym atakiem, przy okazji zmieniając w tym momencie swoją taktykę, szybkim ruchem zaatakowała Atemisa w lewe ramię.

Szybki cios poszybował w ramię Artemisa. Ten, przerzuciwszy miecz z jednej dłoni do drugiej w ostatniej chwili skontrował uderzenie, po czym szybko kucnął i odskoczył do tyłu na odległość mniej więcej dwóch metrów, jednocześnie szybkim ruchem dłoni oderwał jeden z pobliskich rekwizytów; coś na kształt wibroostrza i cisnął nim w kierunku padawanki. Słowa Uriel nieco zdenerwowały Artemisa. Sam dobrze wiedział, że z jednym mieczem nie jest już taki śmiercionośny, lecz mimo wszystko dalej może dotrzymać kroku padawanki… nie może. Musi.
Wyprostował się i wyciągnął miecz przed siebie. Będzie musiał się naprawdę wysilić w tym pojedynku. Na twarzy Artemisa pojawił się uśmiech.

Wibroostrze niczym pocisk z blastera przecięło powietrze i zapewne wystarczyła by jedna setna sekundy mniej a po ślicznej twarzy młodej padawanki zostałoby tylko wspomnienie. Khaan znów poczuła się jak za pojedynku z Sing, chociaż tutaj pojedynek był prawie kontrolowany.. Prawie robie wielką różnice i Uriel chyba wiedziała już czemu Hrabia wybrał sobie tego mężczyznę na swojego ucznia, można nawet rzecz, że czuła złość którą zapewne pielęgnował od dawien dawna… Złość, którą w Zakonie ktoś będzie musiał przytemperować… Khaan na pewno nie zgłasza się na ochotnika. Hmm… I zdecydowanie nie podobał jej się uśmiech na jego twarzy. Korzystając z chwili wytchnienia mocniej i sprawniej chwyciła za klingę… Już miała coś powiedzieć, ale powstrzymała się… Lepiej, żeby teraz nic nie mówiła.

Artemis odetchnął. Liczył, że padawanka zaszarżuje, przez co miałby większe szanse na jakiś udany kontratak, lecz nici z jego planu. To on będzie musiał zaatakować.
~-Opierając się na stylu walk z dwoma mieczami, bez dwóch mieczy to głupota
Pomyślał sobie Artemis po czym ciągnął
-Czas zmienić taktykę i w pełni użyć Makashi dla tego jedynego ostrza jakie teraz posiadam
Myśląc o tym Artemis przełożył miecz do drugiej dłoni i wykonał błyskawiczną ósemkę…tak teraz czół się jak ryba w wodzie. Makashi to styl nad którym najwięcej pracował i jedyny styl w którym jako tako potrafił stawić opór doskonałej technice Hrabiego Dooku.
Wolną rękę skierował w kierunku Uriel i wywołał tuż przed nią falę zgęstniałego powietrza. Przydatna sztuczka. Nie powoduje żadnych obrażeń, lecz dezorientuje na krótką chwilę przeciwnika. Dosłownie sekundę potem Artemis zaatakował potężnymi cięciami w te najmniej osłonięte kończyny padawanki.

Ah… ta mgła… „Ciemna strona Mocy zasłania wszystko” zamigotało jej w głowie kiedy starała się przebić wzrokiem gęste powietrze. Na szczęście, a raczej nieszczęście ostrze mężczyzny szybko przecięło zasłonę atakując sprawnie. Aż nazbyt sprawnie, Uriel zdążyła się odsunąć ale koniec ostrza drasnął jej lewe udo przypalając zarówno materiał jak i skórę. Zripostowała szybko, jednocześnie rozpoznając formę, której używał jej partner. Makashi… Szybkie i eleganckie, ta sama forma, która używała ona… Teraz walka będzie dużo bardziej przyjemniejsza, teraz przynajmniej Uriel znała większość ciosów i wiedziała czego się może spodziewać. Jej ataki były szybkie i eleganckie, jakby kompletna przeciwstawność potężnych cięć stosowanych przez Artemisa…

Artemis szybko z ofensywy przeszedł do defensywy. Blok w dół, powstrzymanie cięcia od góry, uchylenie się w bok przed kolejnym pchnięciem. Używali tej samej techniki.. oboje znali słabości tego stylu i nawzajem starli się je wykorzystać. Artemis pospiesznie spojrzał na swoje ciało. Jego tunika byłą w niektórych miejscach poprzepalana, lecz nie miał jeszcze żadnej rany. Ciemny rycerz musiał przyznać, że walczyło mu się bardzo przyjemnie. Walka to to, co naprawdę kochał. Artemis płonął wręcz wewnętrznym dzikim szczęściem. Dawno już tak nie walczył, a obecnie tylko walka pozwalała mu zapomnieć o jego ciężkim położeniu. Poczuł ciepło na ramieniu. Palące ciepło. Widocznie zbytnio pozwolił się zdekoncentrować. Jego szata na ramieniu byłą cała spalona, a skóra piekła. Odskakując błyskawicznie od przeciwnika Artemis szybkim ruchem zdjął siebie płaszcz, który opierał się już tylko n jednym ramieniu.
Czyżby nie docenił przeciwnika? Artemis coraz bardziej rozkoszował się walką.
Spojrzał na Khaan z mieszaniną zdziwienia i zadowolenia, po czym ruszył w jej kierunku biegiem. Gdy był niespełna metr od niej wykorzystał moc, aby nadać swoim ruchom ponadprzeciętną szybkość i odskoczył błyskawicznie w bok, po czym ciął padawankę w ramię. Mimo wszystko liczył na to, ze Uriel obroni się przed ciosem.

Przyśpieszenie swoich ruchów było tym czego padawanka spodziewała się najbardziej i na co była przygotowana. Sama kiedyś, przed wyruszeniem na planetę Bothan zastosowała tą samą taktykę w walce z Lanisem. Kiedy tylko zauważyła, że ruchy Artemisa przyśpieszyły sama zrobiła to samo, walka nie zmęczyła jej jak na razie na tyle, aby nie mogła wykrzesać ze swojego ciała jeszcze całkiem pokaźnych pokładów energii. Gdy usłyszała kolejny syk jego miecza obróciła się nieznacznie, w ostatnim momencie parując cios w ramie. Przez ułamek sekundy stała plecami do mężczyzny, ale ten ułamek wystarczył aby łokciem wymierzyć szybki cios szczękę oraz odskoczyć parę stóp dalej odwracając się przodem do partnera.

Artemis chwycił się za szyję. Tego się nie spodziewał. Widocznie padawanka znała już tą sztuczkę i była na nią przygotowana. Co nie zmienia faktu, że dalej to on jest w ofensywie.
Będzie musiał się bardziej postarać. Albo może użyje czegoś, na co padawanka nie jest przygotowana.. wyciągnął pustą dłoń przed siebie. Po chwili ciszy, która zdawała się wiecznością z palców Artemisa wyleciała jedna, słaba błyskawica pędząca w kierunku Uriel.. lecz Artemisa już nie było na miejscu. Działał. Skacząc wysoko w górę i chwytając miecz w obie zadał potężny cios z nad głowy.

Tak. Na błyskawicę Khaan zdecydowanie nie była przygotowana, nie spodziewała się aby niedoszły uczeń Dooku zaprezentował ją tutaj i teraz. Jeszcze chwila a zapewne przypiekłaby sobie nos, jednak biada temu kto nie docenia potęgi własnego miecza… Idealnie paruje takie nieczyste ciosy…Jednak mała wiązka prądu zadziałała doskonale, Uriel co prawda zatrzymała miecz Artemisa tuż nad swoją głową, ale siła z jaką on sam zaatakował była dla niej po prostu za… duża.

Artemis odsunął się od padawanki. Adrenalina wciąż przyjemnie oplątała całe jego ciało, lecz ogniki w oczach znikły. Właśnie zdał sobie sprawę, że gdyby zaatakował padawankę mocniej, mogłoby to się potoczyć zupełnie inaczej. Myśląc nad tym oddech Artemisa uspokoił się, a on sam dezaktywował swój miecz świetlny o czerwonym ostrzu i przypiął go ponownie do pasa.
-Dziękuję za walkę
Powiedział beznamiętnym głosem i ukłonił się Khaan, co zostało nawykiem po arystokratycznym wychowaniu na Alderaan.
Ciemny rycerz podszedł do swojego płaszcza, wziął go z ziemi po czym udał się w stronę Sali z prysznicami.

Uriel skinęła tylko głową dezaktywując swój miecz. Musiała przyznać, zmęczyła się nieco… Nie tak bardzo jak przy walce z Sing, ale Artemis także był wymagającym przeciwnikiem. Miała tylko nadzieję, że nie będzie musiała nigdy walczyć z nim na serio. - Zaczekaj!- krzyknęła jeszcze zanim mężczyzna opuścił salę. Podbiegła do niego, dopiero teraz czując ostry ból w udzie, które doświadczyło niemiłego popieszczenia przez ostrze Artemisa.- Bardzo dobrze walczysz… Ale wiele czerpiesz z nienawiści. To dobry sprzymierzeniec, ale tylko na krótką metę… Hrabia bardzo dobrze Cię wyszkolił, jednak postaraj się zapomnieć o złości.- powiedziała siląc się aby ton jej głosu nie był nawet w najmniejszym stopniu karzący.- Wybacz, nie chcę Cię pouczać… I…- zawiesiła głos spoglądając na jego nadpaloną szatę.- Zdaję się, że wiszę Ci nową szatę.

Artemis stał już w drzwiach wyjściowych sali, kiedy padawanka zawołała go. Opierając się o framugę, spoglądał na zbliżającą się Khaan, której chodzenie najwyraźniej przysparzało ból. Naprawdę nie miał ochotę na konwersacje, zwłaszcza z osobą, której mógł przed chwilą zrobić krzywdę niwecząc jednocześnie przy tym zaufanie, jakim obdarzył go mistrz Yoda.
-Padawanko… z całym szacunkiem, lecz zdaje sobie sprawę do czego prowadzi nienawiść czy złość. I wykorzystuje to w walce. Lecz to uczucie nie ma prawda wydostać się poza walkę. Poza tym, nie korzystam tylko z takich uczuć jak nienawiści. Różne uczucia wyzwalam w odpowiednich sytuacjach, potęgując moje umiejętności
Mówiąc to Artemis spojrzał na ranę Uriel, najwyraźniej z chęcią zrobienia czegoś, lecz jego wzrok stał się ponownie obojętny.
-Czy jestem już wolny?
Zapytał rycerz wpatrując się w swój płaszcz.

- Jesteś wolny... Jasne.- odpowiedziała zdawkowo kierując się ku równoległej ścianie. Usiadła na podłodze, tuż przed jednym z ogromnych okien. Nawet nie zamykała oczu, nie musiała już tego robić żeby wprowadzić się w mały trans medytacyjny. Poczeka tutaj na mistrza Yode, powiedział, że przyjdzie... Mistrz Vos będzie z nim... Musiała się uspokoić zanim rzuci się na nich ze śmiercionośną dawką pytań.


Artemis udał się spokojnym krokiem pod prysznic, lecz jego myśli nie były tak spokojne, pomimo beznamiętnego oblicza. Od niechcenia ściągnął zniszczoną tunikę i wszedł pod prysznice.
Gdy już woda przyjemnie chłodziła jego ciało zaczął zastanawiać się nad obrotem spraw. Był zły. Naprawdę zły na siebie samego. Pojedynek rozegrany przed chwilą nie dawał mu spokoju. Jakim cudem zwykła padawanka była w stanie walczyć z nim jak równy z równym? Co więcej w niektórych momentach była lepsza niż on sam? Te myśli nie dawały Artemisowi spokoju. Uderzył z premedytacją pięścią w ścianę do której zamontowany był prysznic. Dlaczego nie odzyskał jeszcze dawnej kondycji? A może to wina tego, że został pozbawiony drugiego miecza? A może…
Oczy Artemisa rozszerzyły się.
-A może to ta padawanka jest ponad przeciętna?
Powiedział sam do siebie, jednocześnie podnosząc głowę w górę.
-W sumie jest to pierwszy Jedi na poziomie padawana, który był w stanie dotrzymać mi kroku w Makashi… taka osoba na pewno musi mieć coś w sobie
Ciągnął dalej w myślach Artemis do czasu, aż uznał, że jest już gotowy. Wyszedł ze swojej kabiny, gdy naprzeciwko zobaczył wieszaki z nieskazitelnie białymi szatami Jedi i brązowymi płaszczami.. Co prawda nienawidził tej bieli, w której nosili się Jedi, lecz lepsze to, niż rozerwane, przypalone, ciemne, stare odzienie, którym dysponował.
Gdy założył nową tunikę i wyszedł z pomieszczenia zauważył, że padawanka dalej tutaj jest. Nic nie mówiąc usiadł i oparł się o przeciwległą ścianę wpatrując się w kolekcje połyskujących ostrzy naprzeciwko niego.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Aldar Khel'makh
Grey Jedi



Dołączył: 08 Maj 2006
Posty: 103
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Coruscant

 Post Wysłany: Czw 20:23, 11 Maj 2006    Temat postu:

Każdy kawałek Świątyni był wyjątkowy. Każdy był piękny i celowy. Nic w tym gmachu nie działo się przypadkiem. Ale nie to było przyczyną wyjątkowości Świątyni. Wyjątkową czyniły ją wspomnienia.

Kiedy Aldar podążał tak dobrze znanymi korytarzami, przed jego oczyma pojawiały się wizje z przeszłości. Znajome twarze, rywale, przyjaciele. W tym miejscu zaatakował jednego z uczniów i rozbił mu wargę – miał wtedy nie więcej niż dwanaście lat. Zabawne było to wspomnienie młodości. Która zawsze rządzi się swoimi prawami. Tutaj bowiem spędzał dzieciństwo. I choć bardzo szybko przestał uczestniczyć w zajęciach ze swymi rówieśnikami, to jednak doskonale znał ich i to miejsce.

Zagłębiony w swych myślach. Sam do końca nie wiedząc dokąd zdążał, Aldar „zbudził się” przy jednej z hal sal treningowych. Słychać było że nie są one puste. Po lewo ktoś ćwiczył z obciążeniem, a dalej z korytarza dobiegał dźwięk krzyżowanych mieczy świetlnych. Ile godzin spędził w tym kompleksie? Ile potu i krwi wycisnął z niego trening Mistrza Sunridera?

Wiedziony ciekawością udał się w stronę sali, gdzie najprawdopodobniej ktoś walczył. Wspiął się po schodach, kierując się w stronę galeryjki, na której czasem zasiadali mistrzowie chcąc oceniać swych uczniów w trakcie zmagań. Istotnie na arenie ktoś walczył.

Ciemnowłosa dziewczyna o atletycznej choć całkiem miłej dla oka budowie odpierała ataki dziwnej istoty. Blada twarz, dziwna aparatura, długie włosy pozostające w nieładzie i czerwona klinga. Osobnik ten wzbudzał w Aldarze pewien niepokój.

Walka trwała już jakiś czas. Widać było zmęczenie i zranienia. Pocięte szaty... czy dziewczyna była ranna w nogę? Chyba tak. Zaniepokoiło to Aldara. Czemu Jedi walczą urywając broni mogącej zabić? Zawsze ze swym mistrzem używał mieczy o mniejszej sile, stosowanych przy treningach. Może więc była to walka powodowana jakąś animozją lub kwestią honoru? Z coraz większą ciekawością obserwował starcie. Widać było wielki kunszt obydwu walczących. W pewnym momencie istota w masce wyskoczyła do góry i zaatakowała z wielką siłą. Lecz co dziwniejsze z jego dłoni dobyła się błyskawica. Aldar stanął jak wryty. Dziewczyna upadła, lecz cios nie był śmiertelny. Mężczyzna zatrzymał klingę w porę.

Aldar zszedł z barierki i skierował się w stronę wejścia na arenę. Mężczyzna w masce opuścił już salę, lecz dziewczyna pozostała. Skierował się w stronę okna i usiadła wygodnie. Aldar podszedł ostrożnie. Nie chciał mącić jej spokoju. Stanął z tyłu i dopiero po chwili się odezwał:.
- Pani... – w tym momencie zdał sobie sprawę że nie wie do kogo się zwraca. Znów powróciły myśli. Nie jest u siebie, nie powinien przeszkadzać Rycerzom Jedi... – Pani... Nic się nie stało? Widziałem walkę. Nie jesteś ranna?


- Czy to normalne że rycerze toczą pojedynki urywając broni bojowej? – z wielkim zainteresowaniem studiował twarz dziewczyny poszukując jakiś gestów lub grymasów.


- Proszę wybacz że się nie przedstawiłem – mężczyzna skłonił się w geście pełnym szacunku – Nazywam się Aldar Khel’makh. Jestem padawanem.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Uriel Khaan
Rycerz Jedi



Dołączył: 16 Lis 2005
Posty: 368
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Nar Shaddaa

 Post Wysłany: Czw 21:02, 11 Maj 2006    Temat postu:

Khaan odwróciła głowę tak szybko, że trzask kości było słychać chyba w drugim końcu Świątyni. Krzywiąc się lekko, rozmasowując lekko brudną dłonią obolały kark spojrzała na mąciciela jej spokoju.
- Nie jestem pani…- mruknęła.- Nazywam się Uriel Khaan, a co do broni… Nie, normalnie używa się specjalnych mieczy. Zdaję się, że zapomnieliśmy się z… *partnerem*.- odpowiedziała wstając z podłogi.

- Ach… Khel’makh… Nazwisko, jak i imię znane mi, choć musze przyznać, że nie interesuję się Świątynnymi plotkami. Miło mi Cię poznać, Aldarze.- powiedziała przy lekkim skinieniu głową.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Aldar Khel'makh
Grey Jedi



Dołączył: 08 Maj 2006
Posty: 103
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Coruscant

 Post Wysłany: Czw 21:36, 11 Maj 2006    Temat postu:

Młoda, gibka, wysportowana. Uriel poderwała się z podłogi. W jej ruchach była dynamika i siła tak dobrze oddająca atmosferę młodej części Zakonu. Aldar łowił wzrokiem każdy jej ruch. Odzwierciedlała ideały jedi, lecz była również wcale atrakcyjną osobą...
- Ach… Khel’makh… Nazwisko, jak i imię znane mi, choć musze przyznać, że nie interesuję się Świątynnymi plotkami. Miło mi Cię poznać, Aldarze. - powiedziała przy lekkim skinieniu głową.
Aldar spuścił nagle wzrok. W pewien sposób czuł że jego złą sława może go wyprzedzać. Spodziewał się i Uriel wcale go nie zaskoczyła. Czuł jednak pewien niesmak. Nie przybył jednak do Świątyni aby skrywać się przed sobą.
- To dla mnie prawdziwy zaszczyt Pani... Uriel – uśmiechnął się lekko. Choć w jego zachowaniu czuć było pewną rezerwę.


- Nie jestem Pani. Pani będę jak wyląduję na jakiejś zacofanej planetce z czwórką dzieci i mężem farmerem.- odpowiedziała z lekkim uśmiechem, widząc jednak cień smutku na twarzy mężczyzny dodała szybko:- Plotki przychodzą i odchodzą, to co dzisiaj rano było wielkim hitem jutro będzie już tylko wspomnieniem. Nie martwiłabym się więc zbytnio o reakcję innych Jedi. Zresztą, mało nas zostało w Świątyni, wielu na wojnę poszło, wielu zginęło, niektórzy przeszli na Ciemną Stronę… Nie pamiętają, uwierz mi.


- Masz wiele racji. Mało zostało jedi, a wielu odeszło. Nie chcę abyś źle mnie zrozumiała. Choć kiedy to był mój dom - mężczyzna powiódł wzrokiem dokoła - to jednak dziś nie jestem już jedi. Złamałem zasady zakonu i mój pobyt tutaj wiąże się jedynie z tym że mam być sądzony. Mam stanąć przez mistrzami aby odpowiedzieć za swoje winy i przyjąć wyrok.
Coś było w nim nie tak. Czemu to mówił? Zdawał się naturalnie szczery i bezpośredni. Zdawał się przez ułamek sekundy istotą tak prostą jakby kłamstwo nie mogło się jego imać. Mówił z pokora, patrząc prosto w oczy Uriel. A w jego obliczu malowała się akceptacja dla swego losu, lecz również nieprzebrany smutek i żal.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Artemis
Padawan



Dołączył: 29 Sty 2006
Posty: 104
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Couruscant

 Post Wysłany: Sob 0:15, 13 Maj 2006    Temat postu:

Artemis, w nowej białej szacie wszedł spokojnie z kabin do Sali treningowej. Nie podobały mu się te uniformy zakonu, lecz lepsze to, niż przepalona i spocona stara tunika.
Przynajmniej wziął prysznic.. lecz i to nie poprawiło mu humoru. Właśnie mógł zabić pdawankę, mógł stracić całe zaufanie wobec mistrza Yody oraz nie wypełnić zobowiązania.
Gdy wrócił do dużej, otwartej sali zobaczył, że oprócz Khaan jest tutaj ktoś jeszcze. Bardzo wysoki i dobrze umięśniony nieznajomy stanowił wręcz dziwne przeciwieństwo bladego i chudego Artemisa. Z jego postawy wywnioskować można było, że walka jak i wszelkie ćwiczenia fizyczne to dla niego nie pierwszyzna.

Artemis zatrzymał się na chwilę. Czół się niepewnie w obecności Jedi. Zwłaszcza w obecności padawanki. Spojrzał na nowoprzybyłego w sali, po czym wykonał ukłon i powiedział cichym głosem w stronę kobiety:
- Gdyby mistrz Yoda już skończył rozmawiać z twoim nauczycielem i mnie szukał, zechciej mu powiedzieć, że jestem gdzieś niedaleko was
Po czym ciemny rycerz wyprostował się i dotykając pulpitu na ścianie wyszedł z Sali treningowej.

Prawdę mówiąc nie miał dokąd się podziać. Na szczęście Jedi nie było obecnie zbyt dużo w świątyni, dzięki czemu mógł uniknąć ciekawskich spojrzeń. Usiadł na ławce w korytarzu, po czym zaczął zastanawiać się nad swym obecnym położeniem. Musiał poczekać na mistrza Yodę. To od niego dowie się, co powinien robić dalej.
Nie pozostało mu nic innego niż czekać w samotności na nieuchronny rozwój sytuacji.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Aldar Khel'makh
Grey Jedi



Dołączył: 08 Maj 2006
Posty: 103
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Coruscant

 Post Wysłany: Sob 2:21, 13 Maj 2006    Temat postu:

Kiedy do pomieszczenia wszedł Artemis, Aldar długo nie reagował. Wciąż obserwował swoją rozmówczynię. Dopiero w chwili kiedy mężczyzna stanął blisko, Khel'makh odwrócił się w jego stronę.

Znów mógł zobaczyć osobę która podczas pojedynku tak zaskakująco odwoływała się do technik obcych jedi. Również dziwna aparatura przykuwała jego uwagę. Zaskakującą był on osobą. Ktoś kto odwoływał się do technik pozwalających przywołać błyskawice, zawsze wzbudzał niezdrowe podejrzenie. Był jednak członkiem zakonu. Najprawdopodobniej pełnoprawnym rycerzem. Kim jestem aby kwestionować zdanie mistrzów i osadzać tę osobę? – skarcił się w myślach Aldar.

Khel'makh wykonał pełen pokory i szacunku ukłon w stronę rycerza. Nie odezwał się ani słowem nie narzucając się jedi. Ten nie zauważając Aldara przemówił do Uriel poczym skierował się w stronę wyjścia.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Uriel Khaan
Rycerz Jedi



Dołączył: 16 Lis 2005
Posty: 368
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Nar Shaddaa

 Post Wysłany: Sob 11:52, 13 Maj 2006    Temat postu:

Khaan skinęła tylko głową odprowadzając wzrokiem Artemisa.
- Rada ma właśnie spotkanie i szczerze wątpię, aby szybko się ono skończyło. Od poprzedniej minęło trochę czasu, a i spraw nieco się nagromadziło… Z ich tempem podejmowania decyzji… Ale oczywiście nie obgadujmy nikogo…- zaśmiała się dziewczyna. Zdaje się, że po dawnym mistrzu Ahanau odziedziczyła nieco… luźne podejście do Rady jak i ich niezwykle szybkich decyzji, ale kto by się jej dziwił? Wszak o długościach trwania narad krążyły już po Świątyni najróżniejsze legendy, a każda dziwniejsza i bardziej nieprawdopodobna od poprzedniej.
- Nie chciałabym być niegrzeczna, ale zdaje się, że nie zabawię w Świątyni zbyt długo, jednak dopiero co wróciłam z Bothawui i chciałabym nieco odpocząć i zmienić szaty.- Khaan wskazała na pocięte i przypalone ubranie które smętnie wisiało na jej ciele.- Jeżeli czas pozwoli chętnie jeszcze się z tobą spotkam, teraz jednak musze przeprosić.- skinęła lekko głową.- Nim Rada się skończy zdążę załatwić swoje sprawy- powiedziała wymijając mężczyznę, biorąc z jednej z puf stojących pod ścianą swój płaszcz, zanim jednak wcisnęła odpowiedni przycisk na panelu odwróciła jeszcze głowę w stronę padawana.
- Miło mi było Cię poznać, Aldarze Khel’makh.- odparła z lekkim uśmiechem, po czym uaktywniając panel wyszła z Sali Treningowej.

Arrow Komnata Uriel Khaan


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Aldar Khel'makh
Grey Jedi



Dołączył: 08 Maj 2006
Posty: 103
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Coruscant

 Post Wysłany: Sob 18:03, 13 Maj 2006    Temat postu:

Aldar cały czas śledził wzrokiem rozmówczynię. Trudno powiedzieć aby jego spojrzenie przeszywało na wylot. Nie mniej jednak bezpośredniość z jaką przyglądał się, była odrobinę niezwykła. Może nawet krępująca. Zdawał się całkowicie pozbawiony fałszu, a jego spojrzenie oznaczało nic innego jak czyste zainteresowanie osoba.
Mężczyzna z uwagą słuchał słów dziewczyny. Przytaknął ze zrozumieniem, nie chcąc jej zatrzymywać.
- Miło mi było Cię poznać, Aldarze Khel’makh. - dziewczyna lekko się uśmiechnęłą.
- To był dla mnie wielki zaszczyt mogąc ciebie poznać Pani – skłonił się nisko i z szacunkiem – ... Uriel – poprawił się lekko uśmiechając.

Odprowadził dziewczynę wzrokiem. Ciekawa osoba – pomyślał nie do końca wypowiadając w czym zawierała się Jej ciekawość.
Kiedy dziewczyna oddaliła się, Aldar spokojnym krokiem udał się w głąb kompleksu. Serie ćwiczeń – coś do czego przywykł – zawsze były okazją do przemyśleń i znalezienia spokoju. A także codzienną rutyną.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Aldar Khel'makh
Grey Jedi



Dołączył: 08 Maj 2006
Posty: 103
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Coruscant

 Post Wysłany: Pon 21:52, 15 Maj 2006    Temat postu:

Sztanga rytmicznie poruszała się w górę i w dół. Kolejne powtórzenia, kolejne serie. Aldar cały był przepocony. Czuł tak znajome pulsowanie w ramionach. Klatka piersiowa drgała w rytm obciążenia. Codzienne ćwiczenia, rutynowa dbałość o kondycję i poprawę siły. Lecz owy rytuał miał i inne znaczenie. Ćwiczenia pozwalały zdystansować się do sytuacji. Dawały chwilę odpoczynku i relaksu skołatanym myślą. A ostatnimi czasy Aldar nie mógł przestać analizować sytuacji. Co uczyni Rada? Czy da mu szansę? W duchu wątpił. Może nie dlatego, że Rada stroniła od litości. Wręcz przeciwnie. Mistrzowie zawsze szukali innych rozwiązań niż kara. Wątpił w przychylność Rady, bo sam dla siebie nie znajdował litości. Gdyby decyzja miała być jego, wówczas bez wahania wydał by najsurowszy werdykt. Śmierć? Więzienie? To bez znaczenia. Chodziło o stwierdzenie winy i odrzucenie złudzeń że kiedyś stanie się Jedi.

Ciekawe co by uczynił Roni? Stary mistrz nigdy nie podnosił głosu. Nie musiał. Ale i nie było w jego naturze ganić. Potrafił bez użycia mocnych słów ukazać błędy swego padawana i jeszcze silniej niż groźbą nakłonić do zmian. Ale teraz go zabrakło. Pozostało jedynie wspomnienie.

Sztanga wciąż poruszała się w górę i w dół. Jak wahadło. Hipnotyczne, pozwalało na chwilę zapomnieć o wątpliwościach. Znaleźć swoją własną enklawę skupienia, pośród zmęczenia i wyczerpania godzinami ćwiczeń.
- No no... a więc to prawda.
Głos wyrwał Aldara z zamyślenia. Odstawił sztangę, poczym okręcił się na ławce aby spojrzeć na nieoczekiwanego gościa. W drzwiach stał wysoki mężczyzna. Blondyn o krótkich włosach i rozbieganym spojrzeniu. Jego piegowata twarz przywodziła skojarzenia z dzieckiem.
- Słyszałem że wróciłeś, ale trudno było w to uwierzyć – mężczyzna ruszył w stronę Aldara. Zdawał się dziwnie pociągać lewą nogą jakby nie potrafił jej prawidłowo postawić. Charakterystyczne szerokie bujanie ramion, sugerowało że mężczyzna miał problemy z poruszaniem się.
- Jak widzisz Luco jestem – Aldar uśmiechnął się wstając. Podszedł do rozmówcy trochę niepewnie.
- Dobrze że jesteś – Luco przerwał chwilę impasu. Szeroko rozłożył ramiona, poczym obaj serdecznie się przywitali.
Aldar doskonale go pamiętał. Luco Reeze był jego przyjacielem. Pierwszą osobą z którą zaprzyjaźnił się w Zakonie. Byli nierozłączni. Uwielbiali rozmawiać na wszelkie tematy, razem trenować i błądzić wieczorami po zakamarkach Świątyni. Luco był jednym z najzdolniejszych rycerzy. Imponował znajomością mocy, doskonale władał mieczem, był przy tym opanowany i rozważny. Wszyscy wróżyli mu wielką przyszłość. Aż do pewnego feralnego dnia. Luko miał wtedy 17 lat...
- Długo ciebie nie było bracie. Nie mogłeś się odezwać? – Luco usiadł ciężko na ławce. Grymas bólu na twarzy nie znikał od lat.
- Trudno... – Aldar skrzywił się w zakłopotaniu - ... powiedzieć.
- Trudna kwestia. – przytaknął Luco. – Ale dziś świetnie wyglądasz. Może miałbyś nawet ze mną jakieś szanse gdyby nie to że jestem kaleką i litość nie pozwala Tobie przyjąć wyzwania. – Luco miał tę niezwykłą umiejętność śmiania się z własnego kalectwa. Poważny wypadek podczas ćwiczeń przekreślił jego karierę. Złamany kręgosłup groził śmiercią i tylko dzięki pomocy ze strony uzdrowicieli jedi Luco mógł normalnie funkcjonować. Nie mógł jednak stać się Rycerzem, gdyż jego ciało było wrakiem. Chłopak przyjął tę nowinę z dumą. W następnych latach poświęcił się roli kronikarza, wypełniając swoją rolę najlepiej jak potrafił.
- Cieszę się że Ciebie widzę... – odezwał się Aldar spoglądając na przyjaciela.
- A ja nie? Dobrze że wróciłeś. Prawda że zostajesz?
- Nie jestem pewien. Kto wie co rada zdecyduje...
- Myślisz że wyślą ciebie na wojnę? Faktycznie... kto z nich mógłby poszczycić się takimi umiejętnościami bojowymi...
- Luco! To nie o to chodzi. Przybyłem aby stanąć przed Radą. Mają mnie osądzić, a nie wysyłać na misje.
- Chodzi o kwestie Sunridera?
- Jestem winien jego śmierci. – Aldar wymawiał te słowa z wyraźnym bólem.
- Może niektórzy tak sądzą. Są nawet i tacy którzy są skłonni mówić że to ty jego zabiłeś. Ale to głupcy! Bo przecież tego nie zrobiłeś – Luco spojrzał na przyjaciela badawczo.
- Nie zabiłem go. Ale i tak wina spoczywa na mnie. Zawiodłem Luco...
Zapadła niezręczna cisza. Luco w myślach bił się w pierś. On jeden był świadom co musiało spotkać Aldara po stracie mistrza. I obiecywał sobie że nie będzie poruszał tej kwestii.
- Strasznie się ostatnio porobiło z tę wojną. Zginęło wielu z nas. To straszne. – Luco próbował zagaić
- Taka już natura wojny. Kto decyduje się walczyć ten ginie. – Aldar zawsze był surowy w osądach.
- Ale najlepszy wojownik to ten który nigdy nie dobywa miecza.
- Tak mawiał Roni... – Aldar znów się zasępił.
- Zdaje się że nie każdy o tym pamięta. Nie wiem czy słyszałeś ale Senat uznał Jedi... dowódcami – Luco czekał na spodziewaną reakcję przyjaciela. Aldar uniósł brew w niedowierzaniu i rozbawieniu.
- Oni nigdy nie pojmą natury Jedi.
- Aldar... Było by tak dobrze. Ale... Mistrzowie zaakceptowali tę propozycję.
Aldar nie krył swego zdziwienia.

- Co? Czemu?
- Wojna wymaga trudnych decyzji. Walczą z machinami, a... liczne techniki Jedi pozwalają lepiej kierować armią. – Luco starał się bronić pozycji Rady.
- A republice brak dowódców?
- Raczej tak – Reeze uśmiechnął się rozbawiony.
- Myślę że to wypacza ścieżkę jedi.
- Przesadzasz. Zresztą nie każdy jest takim twardogłowym idealistą. – Luco nie spuszczał z tonu.
- Taaak...
- I nie zaszkodzi tym murom ktoś taki jak ty. Może będzie ciekawiej?
- Wiesz. .. – Aldar spojrzał na przyjaciela – Chciałbym tu wrócić. To miejsce jest...
- Jak dom?
- Mhm


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Mace Windu
Mistrz Jedi



Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 290
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Haruun Kal

 Post Wysłany: Pią 23:35, 02 Cze 2006    Temat postu:

Przez drzwi wejściowe Sali Treningowej weszli Mace i Hanharr. Widząc mistrza i padawana wszyscy młodzi usuneli się na boki pozostawiając im najwięcej miejsca. Stanęli naprzeciw siebie. Fioletowa klinga rozbłysła.

- Pierwszym krokiem do Vaapadu przez Joyo jest postawa. Miecz świetlny trzymasz trochę wyżej niż w Twojej formie walki. - Windu pokazał padawanowi jak ma wyglądać postawa. Rękojeść miecza miał mniej - więcej na wysokości ramion.

- W walce gardę trzymaj wysoko. Sęk Vapaadu leży w tym że atak przeciwnika ripostujesz z większą siłą. - Pomachał troszkę mieczem pokazując mu kilka ciosów.

- Tylko pamiętaj. Żeby lepiej walczyć tym stylem musisz się z nim zżyć. Vapaad jest jak bestia od której jego nazwa pochodzi. Potężny, śmiercionośny ale też trudny do kontroli styl walki. Pamiętaj żebyś utrzymał nad nim kontrole. Moc Ci w tym pomoże. Nie daj się bestii Ciemnej Strony. - Pokazał kolejne pozycje, już trudniejsze, wymagające większej synchronizacji oraz akrobatyki.

Mace stanął w pozycji początkowej dając znać padawanowi zeby też to zrobił. Pokazywał mu kolejne ruchy które Hanharr powtarzał.

- Powtarzanie matką wiedzy i umiejętności. Ćwicz codziennie a przerośniesz nawet mnie

Odwrócił się do niego twarzą. Hanharr zrobił to samo. Windu wyciągnął rękę w geście " Choć, atakuj". W około nich zrobił się okrąg z młodych jedi.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Hanharr
Padawan



Dołączył: 22 Sie 2005
Posty: 172
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Kashyyyk

 Post Wysłany: Sob 19:51, 03 Cze 2006    Temat postu:

Hanharr poprawił uchwyt na rękojeści, wykonał obowiązkowy ukłon i ruszył do ataku. Broń trzymał tak jak poinstruował go Mistrz, wysoko. Wooki wyprowadzał ataki powoli i chaotycznie - to była przecież dopiero rozgrzewka. Z czasem jego ataki stawały się coraz bardziej złożone, jednak wciąż nie wykorzystywał w pełni swoich możliwości. Nie dlatego, że nie szanował Mistrza, wiedział na co go stać, zwyczajnie postanowił oszczędzać siły na dalszą część pojedynku, wtedy zazwyczaj zaczynało się robić znacznie ciekawiej. Chwilowo Padawan nie używał również dwóch mieczy, walczył jednym ,tym z czerwona klingą. Po kolejnej krótkiej serii sparowanych ataków Wooki odskoczył od Mace`a, poniósł broń na wysokość ramienia i krążąc powoli przygotowywał się do obrony…no chyba, że Mistrz nie zaatakuje.

Gdy Padawan ruszył na mistrza Jedi ten już czekał. Odbijał z łatwością jego dotychczasowe ruchy. Wiedział jednak że było go stać na więcej. Hanharr odskoczył. Pozycja obronna. Hmm. Wookie zobaczył jak ręka mistrza unosi się do góry. Za jego plecami uniosły się cztery klingi mieczów świetlnych i pomknęły w stronę Padawana. Mace znikł mu z oczu.

Wooki usłyszał zza pleców Mistrza charakterystyczne brzęczenie. Nie zrobił nic się…czekał…czekał i gdy cztery miecze były już bardzo blisko Padawan ,wspomagając się Mocą, wyskoczył, zrobił w powietrzu salto i wylądował miękko za bronią, która pomknęła dalej. Gotowy do odparcia szybkiego ataku zdał sobie sprawę, że Mistrz gdzieś zniknął. Jedi stracił głowę tylko na chwilę, takie zachowania nie były czymś pożądanym w walce, więc natychmiast się opanował. Stał przez chwile rozglądając się dookoła gdy wpadł na pomysł. Wciąż stojąc w miejscu Hanharr rozglądał się, sprawiając pozory totalnie zagubionego…Pozory mogą mylić…

-Hanharze użyj Mocy- Padawan usłyszał w swoim umyśle charakterystyczne dla każdego Mistrza zdanie gdy usłyszał świst powietrza i uderzenie Mocy pod kolano. Hanharr osunął się na ziemie i natychmiast nad nim pojawił się jego mistrz tnąc mieczem w dół - w stronę leżącego Jedi.-Gdy będziesz walczył z Ciemną stroną oni nie podadzą Ci ręki- Padawan sparował cios i ...

Padawan było gotowy…ale nie na to. Atak Mistrza zaskoczył go i Wooki opadł na kolana, dobrze, że Mace ostrzegł go wcześniej bo pewnie wyłożył by się tu jak długi,[b]Cholera dałem się podejść- przeszło mu przez myśl gdy parował spadający z góry jak grom atak swego mentora. Przyjął go na swoja klingę z trudem, z trudem też podniósł się na nogi i przystąpił do ataku. Wyprowadzał ataki krótkimi, intensywnymi seriami. Kąsał i odskakiwał. Wreszcie po jednej z takich serii wyskoczył wysoko do góry i zamarkował atak zza głowy, jednak w ostatniej chwil, tuż przed zetknięciem mieczy cofnął swoja broń opadł na podłoże przykucając i próbując podciąć Mistrza, a zaraz po tym przetoczył się do tyłu i znów stał twardo na nogach.[/b]

Windu podskoczył gdy Hanharr chciał go podciąć. Znów stali naprzeciw siebie. W umyśle Wookiego zabrzmiał głos mistrza "Teraz, pokaż na co Cię stać" i Mace ruszył na niego. Zespalał się z Mocą, zagłębiał się w Vapaad, liczył że uczeń zrobi to samo. Mace ciął. Góra, dół, przykucnął, odbił się w powietrze. Miecze non - stop ścierały się ze sobą. Mistrz Jedi pokazywał jakieś zwody i finezyjne ataki. Jednym z nich było przełożenie za plecami ciągle wirującego i zmagającego się z Padawanem miecza świetlnego. Uczniowie Jedi w około byli zachwyceni walką, takim ciągiem wydarzeń oraz finezją obu Jedi. Widzieli na własne oczy legendarny styl czarnoskórego mistrza i zazdrościli Hanharrowi że będzie się go uczył oraz że jest uczniem Mace'a.
Hanharr usłyszał…raczej poczuł…w głowie glos Mistrza i zaatakował. Teraz walka zaczęła się naprawdę, to co działo się wcześniej było zaledwie wstępem. Wooki, wciąż walcząc pojedynczym mieczem, zespolił się Mocą, pozwoli jej prowadzić swoje łapy dzierżące broń. Może brakowało mu takiej finezji jaka prezentował Mistrz ale jak na razie jako tako dotrzymywał mu korku, miał nadzieje, że Windu nie bawi się z nim i walczy tak jakby walczyłby naprawdę. Padawan nie zauważał zgromadzonych dookoła młodych adeptów Mocy, teraz liczył się tylko walka. Jedi głownie parował ataki, choć czasem przechodził do ofensywy. Próbował różnych cięć, ale rzadko odsłaniał się, jeśli już atakował to tak żeby nie dać "przeciwnikowi" szansy na ciecie kończące pojedynek. Walka sprawiała mu straszną przyjemność, przeciwnik był wymagający, znacznie lepszy od niego samego. Trening jak się patrzy.

Walczyli już jakieś 20 minut. Widzowie wokoło kibicowali Hanharrowi - cóż by to była za sensacja jakby uczeń pokonał Mistrza. Wokoło była wrzawa, oklaski kiedy któryś z rycerzy zrobił ładniejszy atak bądź taki atak sparował. Lecz czas było to kończyć. Hanharr walczył naprawdę dobrze - Windu był z niego bardzo zadowolony ale będzie musiał jeszcze dużo trenować by dorównać mistrzowi. Wookie - co dziwiło Mace'a - ripostował stylem Vapaad nawet stosunkowo silne ataki. Mistrz Jedi nie miał ze stylem tyle problemów, z lekkością wręcz parował podstawowe ciosy i wysuwał się na kontratak. Musiał jednak zostawić uczniowi że były ataki tak przemyślane, tak perfekcyjnie zrobione że z trudem udało mu się je odbić i zripostować. Korun kopnął Wookiego z półobrotu w twarz a mieczem rozbroił ucznia. Używając telekinezy, wybity miecz posłał w rękę jednego z oglądających. Hanharr zrobił salto do tyłu, szczęka go bolała niewyobrażalnie a do tego jak tylko stanął na nogi, ostrze mistrza pojawiło się przy jego gardle. Świetnie Hanharr, ale to koniec. Nie używaj tylko miecza, pamiętaj o innych atutach - Powiedział Windu gasząc swoją klingę i przywołując z powrotem miecz ucznia.

Wooki złapał swój miecz w powietrzu i przypiął go do pasa. Pojedynek naprawdę dał mu w kość, jednak uczucie zadowolenia było silniejsze niż zmęczenie. Tłumek „kibiców” powoli rozchodził się wracając do swoich zajęć, kilku z nic wciąż rozmawiało przyciszonymi głosami, w których słychać było lekkie podniecenie o widzianym właśnie „przedstawieniu”. Padawan usiadł na jakiejś ławce nieopodal i powiedział:
-Musimy to kiedyś powtórzyć! Już dawno nie czerpałem takiej przyjemności z walki. Skończywszy mówić Hanharr wstał i ruszył za Mistrzem, który uśmiechając się lekko dał mu znak aby ruszył za nim. Jedi czuł że Mistrz Windu naprawdę go lubi, był jedyną osobą - i pierwszą od dawna - do której się uśmiechał. - Tak, przyjemność z walki. Pamiętaj jednak że to Ty masz korzystać z Vapaadu i walki a nie one z Ciebie.Uczyń przytaknął i ruszył za Windu zastanawiając się gdzie też zmierzają…


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Filen Darkcloud
Rycerz Jedi



Dołączył: 24 Sty 2006
Posty: 46
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5

Skąd: Coruscant

 Post Wysłany: Wto 20:18, 31 Paź 2006    Temat postu:

Filen rozejrzał się wokół. Kilku małych padawanów walczyło na miecze starając się opanować tę trudną sztukę walki. Tu i tam pojawił się też jakiś mistrz, który pomagał i tłumaczył różne rzeczy związane z walką młodzieńcom.

Darkcloud uśmiechnął się i popatrzył na rękojeść swojego miecza. Odczuwał tak silny brak treningu, jakby nie widział się ze starym dobrym przyjacielem szmat czasu. Było mu brak pomrukiwania miecza świelnego.

Żółta klinga wysunęła się i rozjaśniła oblicze Filena lekkim żółtym zabarwieniem. Darkcloud machnął kilka razy na próbę swoim mieczem, a potem wyłączył broń i zrobił kilka ćwiczeń rozciągających.

Żółta klinga wysunęła się po raz kolejny i zaczęła swój wspaniały taniec wokół młodego Jedi. Filen z początku uważnie obserwował, każdy ruch swojego miecza, ale potem - czując się pewniej po tak długiej przerwie - zamknął oczy i otworzył się na Moc.

Organizm natychmiast zaczął pracować wolnym i spokojnym tempem. Serce uderzało raz po raz, bez pośpiechu, a oddech wyciszył się.

Ostrze latało nad głową Filena, przeskakiwało z ręki do ręki i tworzyło żółtawą osłonę przed niewidzialnymi atakami wyimaginowanych przeciwników.

Ponieważ główny styl walki, którym posługiwał się Darkcloud nie był stworzony do ataku, lecz obrony, toteż klinga błyszczała wokół ciała młodego Jedi nie zostawiając ani jednej wolnej przestrzeni, przez którą mógłby się ktoś przebić.

Nagle - niespodziewanie i w najmniej oczekiwanym momencie w głowie błysnął Filenowi obraz posiniaczonej, pięknej dziewczyny o jasnych włosach czołgającej się i walczącej o życie. Zaraz po tym nastąpiły lodowate słowa syczącego głosu jakby z oddali:
- ... nie sądziłem, że stać Cię na ucieczkę...

Włosy Darkclouda lekko uniosły się, a zaraz po tym jak opadły powoli i swobodnie na czoło Jedi, jego miecz ciął powietrze z pewnym rodzajem gniewu i bezsilności. Żółta klinga natychmiast odcięła kawałek szaty Filena i zaczęła się miotać na wszystkie strony. Darkcloud był całkowicie wybity z równowagi i ze stanu zespolenia z Mocą.

Stanął jak wryty i wyłączył miecz. Żółta klinga z sykiem schowała się do środka, a on spojrzał na leżące wokół niego kawałki pociętej szaty. Filen natychmiast pozbierał wszystko co leżało na ziemi i poszedł nieco dalej w głąb sali treningowej.

Rozejrzał się nieco nerwowo wokół mając nadzieję, że nikt nie zauważył go jak tnie własną szatę w chwilowym przypływie złości. Zaraz po tym wziął kilka głębokich oddechów, zamknął oczy, otworzył się na Moc... i włączył miecz po raz kolejny.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Dass Jennir
Rycerz Jedi



Dołączył: 14 Mar 2007
Posty: 163
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Taris

 Post Wysłany: Czw 12:07, 16 Sie 2007    Temat postu:

Jennir wszedł do sali treningowej spokojnym krokiem. Okazało się, że mistrz Tholme miał ważniejsze sprawy od jego misji i zanim Jennir pojawił się w umówionym miejscu jedi już zniknął. Dass nie czuł się rozgoryczony, chociaż przerwanie mu kontemplacji w bibliotece świątynnej uznał za niepotrzebne.
Jasnowłosy jedi wiedział, że nie będzie już dzisiaj w stanie skupić się na Thyferrze, bez skorzystania z mocy. Pozostało mu już tylko jedno by oddalić nieznośne pytania dotyczące śmierci Virgorda. Jennir postanowił wrócić do najlepiej znanego mu zajęcia. Płaszcz zostawił w komnacie, nie chciał by krępował jego ruchy. Niektórzy mogliby sądzić, że Jennir po prostu lubi pomachać mieczem świetlnym, jednak dla niego trening był formą medytacji.
Skupiał umysł na swoim ciele, na kilku czynnościach. W ten sposób mógł się odprężyć.
Rozejrzał się po sali treningowej. Była pusta. Pod wieczór większość uczniów oddawała się medytacji, podobnie czynili starsi mistrzowie, jeśli nie musieli przygotować się do misji.
Jennir sięgnął po miecz i stanął na baczność. Przywitał nieistniejącego przeciwnika powitaniem użytkownika makashi i przystąpił do treningu. Mógł co prawda korzystać z robotów treningowych ale nie były one dla niego godnym przeciwnikiem od niemal dwóch dekad.
Blok, parada, kontra. Pozycja, dźwignia, cięcie. Miecz świetlny stał się przedłużeniem dłoni Jennira. Taniec cięć i bloków. Kropelki potu pojawiły się na twarzy Jennira, jedna z nich spłynęła po włosach i spadła na podłogę z niesłyszalnym pluskiem.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Anakin Skywalker
Padawan



Dołączył: 12 Lis 2005
Posty: 795
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 2/5


 Post Wysłany: Czw 15:21, 16 Sie 2007    Temat postu:

Padawan, przebrany już z oficjalnego stroju w swoją zwyczajową czarno- brązową tunikę, przestąpił próg sali treningowej i zamarł w pół kroku. Ktoś ćwiczył. Nie, żeby to była rzecz niezwykła, w końcu dokładnie w takim celu istniała owa sala, ale Skywalker nie spodziewał się nikogo zastać.
Z jednej strony liczył na możliwość zmęczenia się w samotności przy jednoczesnym pogrążaniu młodej jaźni w rozmyślaniach… z drugiej: ten ktoś, kto tu był, miał świetlny miecz. A to oznaczało wyzwanie.
Skywalker nie chciał zakłócać ćwiczeń nieznanego Jedi, umknął pod ścianę zwinnym, acz dość spokojnym krokiem. Przyjrzał się dokładnie ciosom wyprowadzanym w powietrze.
To styl Dooku, zauważył.
Charakterystyczna garda i praca nadgarstka nie mogły świadczyć o niczym innym, jak iż trenujący Jedi używa drugiej formy.
Po jakości techniki Anakin domyślił się, iż ma do czynienia z Mistrzem.
Tym lepiej.
Odczekał aż Mistrz skończy serię, przywitał się cicho.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Dass Jennir
Rycerz Jedi



Dołączył: 14 Mar 2007
Posty: 163
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Taris

 Post Wysłany: Czw 17:35, 16 Sie 2007    Temat postu:

Na krańcu świadomości Jennira pojawiła się informacja o obecności innego jedi. Ćwiczenie otwierało go na moc w ogóle a nie tylko na ten jeden jej aspekt- walkę. Dass przerwał ćwiczenia i odwrócił się ku osobnikowi.
Ku jego zdziwieniu stał przed nim młody Skywalker. Jennir dużo o nim słyszał, chłopak był niemalże tak znany jak mistrz Yoda czy mistrz Windu. Czy jego zdolności były rzeczywiście tak wielkie jak informował holonet? Niebieskooki jedi nie zwykł wierzyć dziennikarzom, mimo to nikt nie zdołałby zdobyć takiej sławy bez pewnych zdolności. Jennir wyłączył miecz świetlny. Zielona klinga zniknęła z oczu obydwu jedi. Dass lekko skinął głową na powitanie.
- Witaj młody Skywalkerze, przyszedłeś potrenować?- jedi poruszył zapraszająco prawą dłonią, dzierżącą miecz świetlny.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Anakin Skywalker
Padawan



Dołączył: 12 Lis 2005
Posty: 795
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 2/5


 Post Wysłany: Pią 1:16, 17 Sie 2007    Temat postu:

Anakin otworzył usta, zamknął je.
No, tak, pomyślał, jasne, media. Ciekawe, czy odkręcili już moją śmierć?

Przedstawienie się teraz byłoby co najmniej dziwne. Musiał zatem znaleźć sposób, by poznać imię swego rozmówcy.

Ochoczo wszedł na środek sali.

- Jeśli tylko jest okazja, zawsze, Mistrzu...
Tu Anakin zrobił pauzę, odpiął od pasa świecącą jeszcze nowością rękojeść, uwolnił błękitną klingę i przesunął palcem po regulatorze energii. W końcu miał być to trening.

- Czy to, co widziałem, to Makashi?
Aż cisnęło mu się na usta "pokaż".
Uśmiechnął się tylko.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Dass Jennir
Rycerz Jedi



Dołączył: 14 Mar 2007
Posty: 163
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Taris

 Post Wysłany: Pią 8:59, 17 Sie 2007    Temat postu:

- Oczy Cię nie mylą Anakinie.- Jennir uśmiechnął się i przywitał przeciwnika jak zwykli to robić użytkownicy makashi.
- Gotowy padawanie?- kolejny uśmiech pojawił się na twarzy Jennira, tym razem przypominał raczej uśmiech drapieżnika podchodzącego do zwierzyny. Jennir oddał się znowu mocy, miał zamiar sprawdzić możliwości tego młodzika.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Anakin Skywalker
Padawan



Dołączył: 12 Lis 2005
Posty: 795
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 2/5


 Post Wysłany: Pią 10:50, 17 Sie 2007    Temat postu:

- Zawsze-chłopak kiwnął głową.

Tajemniczy mistrz wyglądał na osobę raczej doświadczoną z mieczem. Fakt, że używał Makashi działał Anakinowi na rękę. Dobra próba przed spotkaniem z Dooku.
Być może Anakin wreszcie zrozumie, jak należy walczyć przeciwko temu stylowi.

Moc zawirowała, okrążyła pomieszczenie i skupiła się na użytkowniku zielonej klingi.
Skupienie. Jakże ważne. Skywalker o nim omal nie zapomniał. Chciał wejść w starcie już, z biegu, rozbroić przeciwnika i poczuć się zwycięzcą.
Postawa Jedi naprzeciwko go upomniała.

Zacisnął palce obu dłoni na rękojeści, postawił krok, wziął zamach nad głową i zainicjował próbne cięcie po ukosie, doskakując jednocześnie.
Chciał poznać typowe dla drugiej formy zachowania w obronie. Chciał wiedzieć, jak pokonać Dooku.
Wreszcie… chciał się nieco rozerwać.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Dass Jennir
Rycerz Jedi



Dołączył: 14 Mar 2007
Posty: 163
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Taris

 Post Wysłany: Pią 18:46, 17 Sie 2007    Temat postu:

Jennir patrzył na pierwszy atak Skywalkera z zainteresowaniem. Wiedział, że to tylko próba, pragnienie poznania ale nie zamierzał pokazać padawanowi tajników makashi za tak małą cenę. Niebieskooki jedi postanowił, że chłopak będzie musiał się przy tym mocno spocić.

Niebieskie ostrze przecięło tylko powietrze. Dass zrobił krok w bok i uchylił się przed ciosem. Pozwolił by siła własnego ciosu wytrąciła młodzieńca z równowagi. Niemalże natychmiast niebieska klinga pomknęła w kierunku chybionego celu. Jennir sparował cios i spojrzał Anakinowi w oczy.
- Możesz więcej, wiem o tym.- Dass wyszczerzył zęby i wyprowadził pchnięcie wprost w klatkę piersiową Skywalkera.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Forum Rise of the Empire RPG Strona Główna » Świątynia Jedi » Sala Treningowa
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach




Solaris phpBB theme/template by Jakob Persson
Copyright © Jakob Persson 2003

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group