FAQ Zaloguj
Szukaj Profil
Użytkownicy Grupy
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Rejestracja
Kłopotliwa wiadomość
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Forum Rise of the Empire RPG Strona Główna » Archiwum Konfederacji » Kłopotliwa wiadomość
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Merai
Komandor Separatystów



Dołączył: 10 Cze 2006
Posty: 49
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5

Skąd: Mon Calamari

 Post Wysłany: Sob 21:35, 23 Wrz 2006    Temat postu:

Merai sprawdził coś na pobliskim wyświetlaczu po czym spojrzał na Herdana poważnym wzrokiem. W jego dużych oczach widać było zamyślenie. - Widzisz kapitanie, to nie takie proste. Jeżeli Acclamator zostanie zniszczony, nie będzie potrzeby poświęcenia Lucrehulka. A z kolei jeżeli Acclamator będzie zbyt dużym wyzwaniem i będziemy zmuszeni do samobójczej akcji okrętu, prom transportujący ludzi ze statku może zostać zniszczony... chyba że będzie posiadał eskortę. - przerwał na chwilę, wiedząc że od jego decyzji zależy powodzenie akcji.

Podszedł do najbliższego komunikatora i rozmawiał przez chwilę z kimś. Gdy wrócił, decyzja była już podjęta. - Na razie rzeczeni ludzie pozostaną na Lucrehulku. Nie możemy dopuścić do tak znacznego osłabienia jego siły bojowej. - orzekł komandor - Wierzę, że uda się nam unieszkodliwić wrogiego Acclamatora, gdyby jednak się nam nie udało... wtedy wydam odpowiednie rozkazy. Dziękuję za cenne sugestie kapitanie Herdan.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Toth
Game Master



Dołączył: 26 Paź 2005
Posty: 392
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Orto

 Post Wysłany: Nie 22:51, 29 Paź 2006    Temat postu:

Kiedy wszystkie kwestie zostały już omówione, a żadna ze zgromadzonych w sali osób nie miała nic do dodania neimoidiański oficer podszedł do komandora. Dygnął lekko po czym przemówił.

- Sir, wszystkie okręty meldują gotowość do drogi. Na Kamino dotrzemy w przeciągu dwudziestu godzin siejąc spustoszenie w szeregach wroga, którego główne siły związane zostały nad Eriadu. - Oświadczył zerkając na trzymany w ręku datapad i przedstawił wyświetlające się informacje.

- Czy punktem tranzytowym, w którym zgromadziłyby się nasze siły tuż przed atakiem, może być Gamorr Sir? Ta odludna planeta nie sprzyja nikomu a pośród jego prymitywnych mieszkańców z pewnością nie ma agentów Republiki. Handel z tym miejscem ogranicza się natomiast do wymiany podstawowych towarów i sprzedaży niewolników. Nikt nie dowie się o obecności naszej floty w tym systemie, znajdującym się przecież tak blisko celu. - Zapytał przedstawiając przełożonemu swój plan, zakładający dogłębną analizę znakomitej większości aspektów operacji, w tym także problematykę trasy przelotowej.

Odpisuj i jedziemy z tym koksem.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Merai
Komandor Separatystów



Dołączył: 10 Cze 2006
Posty: 49
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5

Skąd: Mon Calamari

 Post Wysłany: Wto 16:10, 31 Paź 2006    Temat postu:

- Nie widzę żadnych przeciwwskazań. - odparł zwięźle komandor - Ta planeta faktycznie idealnie nadaje się na punkt tranzytowy dzięki swemu odosobnieniu.

Merai spojrzał jeszcze na mapę galaktyki z zaznaczonym Kamino. Potem odwrócił się z powrotem w stronę oficera -Jeżeli to wszystko, to możemy ruszać na Gamorr.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Toth
Game Master



Dołączył: 26 Paź 2005
Posty: 392
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Orto

 Post Wysłany: Śro 23:56, 01 Lis 2006    Temat postu:

- Jak Pan sobie życzy Sir. - Odparł wyraźnie zadowolony Neimoidianin. Nie dość, że nie został skarcony bez powodu przez swojego przełożonego, jak to miało nieraz miejsce w przeszłości, to w dodatku jego pomysł został przyjęty od razu, bez żadnych wątpliwości. Oficer dygnął lekko, po czym opuścił salę. W ślad za nim poszła cała reszta dowódców i „organicznych” pilotów. Jako ostatni pomieszczenie opuścił sam komandor Merai.

W ciągu kolejnych dwudziestu minut wszystkie wyznaczone do operacji okręty zostały w pełni obsadzone i odłączone od doków. Zapasy paliwa zostały w pełni uzupełnione, a załadowane uzbrojenie powinno wystarczyć na kilka misji. Wszak Separatyści nie zamierzali przegapić takiej okazji i solidnie przygotowali się na wypadek wielu niefortunnych zwrotów wydarzeń...

Minęło jeszcze parę minut nim statki ruszyły a komputery nawigacyjne obliczyły koordynaty wspólnego, zsynchronizowanego skoku w nadprzestrzeń. W końcu, flota składająca się z jednego Lucrehulka, jednego Recusanta i jednej fregaty klasy Presidente, mających na pokładzie cztery eskadry droidów-myśliwców Vulture i jedną sabaothów fighterów, znalazła się w otwartej przestrzeni.

Dowódcy statków obserwowali chronometry w oczekiwaniu aż w iluminatorach pojawi się upragniony początek błękitnego tunelu. Kiedy wskaźniki pokazały zero, armada Konfederacji zniknęła znad Mon Calamari udając się w długą podróż na Gamorr...


Lada moment jedziemy dalej, ot, załatwiam wszystkie rzeczy po przeciwnej stronie barykady...
Bądźcie czujni i cierpliwi (przede wszystkim... Very Happy)


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Żbik
Wredny kocur



Dołączył: 21 Lut 2006
Posty: 777
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Z Twojego najgorszego koszmaru

 Post Wysłany: Czw 17:03, 16 Lis 2006    Temat postu:

Kamino 0526:1100

Ostatnie przygotowania, ostatnie spekulacje przed tym co mogło ich spotkać po wyjściu z hiperprzestrzeni, wreszcie sygnał ogłaszający rychłe wyjście. Świetlne smugi ustąpiły stonowanej czerni kosmosu, a także lśniącej w oddali błękitnej planecie. Byli na miejscu, lecz zamiast ulgi większość zgromadzonych na mostku poczuła tylko zdenerwowania, bowiem przed nimi ciągle była bitwa, kto wie czy nie ostatnia.

- Komandorze Merai - jeden z oficerów zameldowął o odczytach skenrów - Wykryliśmy stacje Golan, a także duży okręt republiki, prawdopodobnie desantowiec klasy Acclamator jednak nie możemy być pewni, w przestrzeni krążą eskadry myśliwców, jednak nie jesteśmy pewni ich typu, jak i ilości. Odebraliśmy też sygnał holowiadomości, jednak nie jesteśmy w stanie wykryć jednostki nadawczej - na ekranie ukazała się poorana bliznami i zmarszczkami twarz mrocznego Jedi Sory Bulq

Witaj Komandorze cieszę sie, że w końcu przybyłeś, jak widzisz siły przeciwnika są niewiele mniejsze od twoich, jednak o wiele gorszej jakości. Acclamatorem nie warto się martwić, jedynie jego rakiety mogą być niebezpieczne, jednak myśliwce powinny sobie z nimi poradzić. Mysliwce wroga nie są groźne dla Resuscanta ani Presidente, jednak w starciu z Vulture pokażą swoje możliwości.
Największym wyzwaniem jest stacja Golan, której liczne działą mogą uszkodzić każdą większą jednostkę, jednak pozbawiona osłony przeciwlotniczej sama nie obroni się przed bombowcami. Jestem pewien, że poradzisz sobie doskonale Komandorze.
Jest jeszcze jedna rzecz, nasi sabotażyści dostali się już do kompleksu i wkrótce wyłączą osłony jednego z kompleksów klonujących, jednak Hrabia Dooku życzy sobie aby przejąc kilka komór klonujacych, jesteśmy sobie w stanie z tym poradzić, jednak małe wsparcie droidami z pewnością nam pomoże. Ku chwale Konfederacji Komandorze Merai
- obraz zgasł równie nagle jak się pojawił. Ruch należał do Calamarianina.

***
Hej żeby było ciekawiej troche wam sprzętu dopisałem. Bawcie się dobrze.

***
[link widoczny dla zalogowanych]

Grupa komandora Merai,

-1 Lucrehulk"Mel'alak'il"
- - 4 eskadry Droid Bomberów
- -1 Eskadra Sabaothów "Eskadra Śmierci"
- - 8 Eskadr droidów-myśliwców Vulture
- 1 Fregata Gilldi Handlowej(typu Presidente)"Shadow Of Death"
- 1 Niszczyciel Gildii Kupieckiej (Recusant) "Rulion"
- - 2 tysiące SBD i kanonierki


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Merai
Komandor Separatystów



Dołączył: 10 Cze 2006
Posty: 49
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5

Skąd: Mon Calamari

 Post Wysłany: Sob 15:33, 18 Lis 2006    Temat postu:

Komandor natychmiast po zakończeniu przekazu zaczął wykładać swój plan - Nasz informator ma rację, największym zagrożeniem będzie stacja Golan. Tak więc na początku musimy trzymać się z dala od niego, przynajmniej dopóki myśliwce bombardujące nie uszkodzą stacji. Głównym celem "Ruliona" i "Shadowa" będzie zlikwidowanie Acclamatora oraz odwrócenie uwagi - a w miarę możliwości zniszczenie - części myśliwców w czasie gdy eskadra Sabaothów pod dowództwem kapitana Herdana Duroca wraz z Vulture'ami będą ochraniać bombowce.

Oczywiście były to tylko podstawowe zarysy planu Calamarianina, który namyśliwszy się przez chwilę, kontynuował. - Jako pierwszy do akcji wchodzi Recusant razem z Presidente. Ich zadanie będzie polegać na zaatakowaniu Acclamatora z lewej flanki ciężkimi turbolaserami i przy okazji odwrócenie uwagi myśliwców towarzyszących celowi. Myśliwce nie powinny wyrządzić im większej szkody, tak więc nie będzie trzeba specjalnie się nimi troszczyć. Większe zagrożenie będzie mogła stanowić stacja Golan, przynajmniej dopóki nie zostanie unieszkodliwiona, dlatego należy unikać zbliżania się do niej i poprzestanie na ostrzale wrogiego okrętu z turbolaserów. Poza tym, wraz z nimi w stronę Acclamatora uda się Lucrehulk, jednakże on zajmie się likwidacją pobliskich myśliwców, a tylko w razie problemów skieruje ogień na Acclamatora.



Kapitanie - zwrócił się komandor do Herdana - tak więc kiedy ciężkie okręty będą już na stanowisku, poprowadzi pan swoją eskadrę wraz z Vulture'ami jako ochronę dla bombowców, które poważnie uszkodzą Golana. Z naszych danych wynika, że większość myśliwców stacjonuje po drugiej stronie planety, a z obecnymi tam siłami powinien pan spokojnie dać sobie radę. Życzę panu powodzenia. Dzisiejszy dzień może być decydujący dla losów tej wojny, niech więc da pan z siebie wszystko, kapitanie.

Najważniejsze rzeczy zostały już wyjaśnione. Pozostało tylko wyjaśnić kilka drobiazgów, na przykłąd rozkaz aby załogi okrętów atakujących Acclamatora celowały w jego silniki, próbując unieruchomić go. Wreszcie nadszedł czas. Okręty ruszyły w stronę wroga a myśliwce czekały na rozkaz wyruszenia do ataku.

Operację czas zacząć.

[off] Jak widać Napoleon ze mnie żaden Wink [/off]

"Wybicie przeciwnika w pień to dobra taktyka i nie ma co się długo nad nią rozwodzić"
Sun Tzu


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Merai dnia Nie 11:08, 19 Lis 2006, w całości zmieniany 1 raz
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Herdan Duroc
Porucznik Republiki



Dołączył: 04 Lip 2006
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Sriluur

 Post Wysłany: Sob 21:18, 18 Lis 2006    Temat postu:

- Tak jest, komandorze - odrzekł Duroc. - Zrobię wszystko co w mojej mocy.
Razem ze swoją eskadrą pobiegli do hangaru. Herdan wsiadł do swojej pięknie wypolerowanej maszyny i uruchomił ją. Poderwał swój myśliwiec i razem ze swoją grupką wylecieli. Piloci meldowali gotowość. Zaczęli krążyć wokół statku Merai'a, oczekując na dalsze rozkazy. Weequay poczuł dreszcz podniecenia... Jak zawsze gdy wsiadał do myśliwca. Miał nadzieję, że nikt z jego eskadry nie zginie, ale wydało mu się to mało prawdopodobne... Cóż, czas pokaże.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Toth
Game Master



Dołączył: 26 Paź 2005
Posty: 392
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Orto

 Post Wysłany: Nie 20:31, 19 Lis 2006    Temat postu:

Kapitanowie poszczególnych okrętów przeszli do wykonywania rozkazów natychmiast po otrzymaniu dyrektyw od głównodowodzącego całą operacją Kalamarianina. Silniki podświetlne „Ruliona”, „Shadow of Death” i „Mel'alak'ila” zostały włączone a jednostki ruszyły w stronę docelowej pozycji, starając się pozostać poza zasięgiem dział potężnej stacji orbitalnej. Turbolasery dwóch pierwszych jednostek otwarły ogień do rosnącego w iluminatorach Acclamatora, podczas gdy komputery celownicze Lucrehulka poczęły namierzać poszczególne myśliwce wroga kryjące się póki co w cieniu orbitalnej stacji. Republikański okręt natomiast wystrzelił salwę ostrzegawczą w kierunku agresorów ruszając w kierunku Golana pragnąc zdobyć osłonę.

Tymczasem z hangarów statku Federacji Handlowej zaczęły wysypywać się bombowce i myśliwce, obierając sobie za cel majaczącą w oddali stację. Piloci Sabaothów czekali z niecierpliwością aż Droid Bombery ułożą się w szyki i ruszą w stronę trzonu republikańskiej obrony. Gdy te oddaliły się wystarczająco daleko od jednostki macierzystej eskadra kapitana Duroca do spółki z ośmioma grupami sępów zajęły się ich eskortą.

W międzyczasie kapitan Argos Dofine śpieszył do Meraia z niezbyt dobrymi wiadomościami.
- Sir, pojawił się pewien problem. Przy obecnym układzie sił bombowce nawet z osłoną naszych maszyn mogą nie dotrzeć do stacji w razie obrony wszystkich wrogich myśliwców. Natomiast działa „Mel'alak'ila” nie będą mogły im pomóc bez wejścia w zasięg Golana. - Oświadczył trzymając swój nieodzowny holonotatnik.
- Gdybym mógł jednak coś zasugerować... dysponujemy dwoma tysiącami droidów i kanonierkami. Tego typu siły idealnie nadawałyby się więc do abordażu. Wystarczy tylko wydać rozkaz i zapewnić transporterom odpowiednią ochronę myśliwską. - Zaproponował oczekując ze zdenerwowaniem reakcji komandora. Czas był wszak towarem deficytowym.

[link widoczny dla zalogowanych]

Każdy z symboli Vulture Droidów i Droid Bomberów odpowiada w rzeczywistości dwóm eskadrom.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Merai
Komandor Separatystów



Dołączył: 10 Cze 2006
Posty: 49
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5

Skąd: Mon Calamari

 Post Wysłany: Pią 19:30, 24 Lis 2006    Temat postu:

- Wykonać - odparł natychmiast Merai. - Gratuluję trzeźwego umysłu, kapitanie Argos. Właśnie takich ludzi nam potrzeba. - dodał, po czym odwrócił się z powrotem w stronę wyświetlacza, obserwując sytuację na polu bitwy. Na razie poza przemieszczeniem się wrogich myśliwców nie zaszło wiele zmian, jednak zadaniem komandora było trzymanie ręki na pulsie wydarzeń.


Merai spojrzał na Acclamatora wycofującego się za Golana. Teraz wiele zależało od tego, czy siły Konfederacji zdołają go wcześniej unieszkodliwić, unieruchomić lub chociaż poważnie uszkodzić. Jeśli wrogi okręt schroni się za stacją bojową, sytuacja znacznie się skomplikuje...


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Herdan Duroc
Porucznik Republiki



Dołączył: 04 Lip 2006
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Sriluur

 Post Wysłany: Sob 14:33, 02 Gru 2006    Temat postu:

– Trzymać szyk. – powiedział Duroc do swoich pilotów, patrząc na błękit kamino, planety kloniarzy. – Osłaniać bombowce. Pamiętajcie: strzelajcie w mostki. Unikajcie obrony punktowej, nie oddalajcie się od eskadry.
Herdan przerwał na chwilę, po czym połączył się ze wszystkimi eskadrami.
- Eskadry Droid Bomerów lecą po środku. Z przodu lecą dwie eskadry Vulture Droidów i eskadra Saboathów. Bo lewej stronie lecą dwie eskadry Vultur Droidów, tak samo po prawej stronie oraz z tyłu. Macie przede wszystkim chronić Droid Bombery. Macie atakować w postki i baterie turbolaserów. – Weequay wziął oddech. – Na razie jednak, musimy oblecieć stację golan. Jest niebezpieczna i nie możemy pozwolić sobie na stratę dużej ilości maszyn. Oblecimy ją z prawej strony szerokim łukiem, zaś Acclamatora zaatakujemy od tyłu. Resztę rozkazów podam później.
Kapitan rozłączył się z robotami, połączył się zaś do komandora Merai’a i poinformował o jego taktyce. Gdy skończył, poczekał na aprobatę, lub dezaprobatę komandora co do jego taktyki.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Żbik
Wredny kocur



Dołączył: 21 Lut 2006
Posty: 777
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Z Twojego najgorszego koszmaru

 Post Wysłany: Pią 20:34, 08 Gru 2006    Temat postu:

Kamino - przestrzeń (godzina po ataku)

Sytuacja ciągle była niepewna, co prawda ostrzał z superdziałą zdołał uszkodzić desantowiec na tyle by razem ze swoimi rakietami nie stanowił zagrożenia, to jednak kilkanaście baterii turbolaserów znajdujących się na Acclamatorze mogło ciągle być zagrożeniem.

Walka myśliwców przebiegała dla Konfederacji niepomyślnie, obrona statku i stacji okazała się zbyt silna dla 8 eskadr Vulture, nawet elitarna eskadra kapitana Duroc nie zdołała przechylić szali zwycięstwa na ich stonę. Vulture zostały wybite, bombowce również w niepełnym składzie wracały na statek macierzysty by załadować nowe torpedy. Tylko Sabaothy pozostały sprawne. Tymczasem 3 eskadry Torrentów krążyły wokół stacji, gotowe bronić Republiki. Na szczęście Rescusant posiadał na tyle rozbudowaną ochrone przeciwlotnicza, że mógł być spokojny o swój los.

Genialnego planu przejęcia stacji nie udało się zrealizować, w momencie w którym Vulture i Sabaothy ochrniały bombowce posyłanie nieosłoniętych kanonierek było by samobójstwem. Jednak plan był ciągle możliwy do zrealizowania wystarczyło wyeliminować myśliwce wroga.

Tymczasem, 60 st od kierunku natarcia Konfederacji na granicy studni grawitacyjnej wyskoczył Acclamator. Tym samym czyniąc bitwę jeszcze trudniejszą. Jednak Komandor nie miał powodów do rozpaczy, pierwszy desantowiec był skazany na anihilacje zanim druga maszyna znajdzie się zbyt blisko, a wówczas do spółki z Presidente będzie mógł wykończyć posiłki Republiki dysponując miażdzącą przewagą. Musiał tylko przygotować się na salwe super torped. Ale to nie było problemem dla zdolnego komandora.

***
[link widoczny dla zalogowanych]

Siły własne:
3 esk Bomberów
1 esk Sabaoth Fighter
1 Presidente
1 Rescusant
1 LH
wszystkie kapitale w dobrym stanie.

Siły wrogie
3 esk Torrentów
1 stacja stan dobry
1 Accel koło planety stan sczątkowy (za chwile będzie w zasięgu Turbolaserów)
1 Accel co wyskoczył stan dobry, bedzie mógł wam zaszkodzić za jakieś 45 minut

Zasięgi
Turbolasery 2
Turbolasery golana 3-4
Super działo dużo
Rakiety Accla 5
Jak sie znajdziecie na polu planety mozecie zrobić desant.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Herdan Duroc
Porucznik Republiki



Dołączył: 04 Lip 2006
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Sriluur

 Post Wysłany: Sob 13:52, 09 Gru 2006    Temat postu:

– Niedobrze – powiedział do siebie Duroc. – Bardzo niedobrze.
Nacisnął spust, celując w przypadkową część Acclamatora.
– Eskadra za mną
– Tak jest
Saboathy gwałtownie skręciły i odleciały od niszczyciela. Duroc zrobił beczkę. Wrócił z powrotem do szyku.
– Bez Vultur’ów sami nie ochronimy Droid Boberów gdy będą atakować raz jeszcze Acclamatora. Bez większych strat oczywiście.. Trzeba pomyśleć o czymś lepszym. - Weequay znów bezmyślnie puścił serię blisterowych błyskawic w kierunku Sił Republiki. Jeszcze te posiłki, pomyślał. Połączył się z komandorem.
Komandorze Merai… Jak pan widzi nasz plan nie powiódł się. Myślę, że dalsze atakowanie myśliwcami Acclamatora nie jest najmądrzejszym posunięciem. Jeśli mogę coś zasugerować, to moja eskadra mogłaby osłaniać kanonierki, jeśli wyśle je pan by zdobyły stację Golan. Zaś co do posiłków republiki… Jeśli przejmiemy stację naszych przeciwników, reszta naszych eskadr oraz jeden ze statków mógłby zająć się nowo przybyłym Acclamatorem, zaś reszta sił separatystów, włączając w to zdobytą stację, mogła by się zająć okrętem, nad którym zniszczono wszystkie eskadry Vulture. Jednak to plan bardzo wybiegający w przyszłość. Nie wiemy czy zdobędziemy stację… Jeśli wyda pan taki rozkaz oczywiście.
Kapitan umilkł chcąc usłyszeć zdanie Merai’a. Miał nadzieję, że zgodzi się na ryzykowny plan. Pilot nie widział innego wyjścia nie poniesienia znacznych starat.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Toth
Game Master



Dołączył: 26 Paź 2005
Posty: 392
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Orto

 Post Wysłany: Śro 21:43, 13 Gru 2006    Temat postu:

Bulq zleciwszy swym podopiecznym najważniejsze zadanie, powrócił do medytacji. Tym razem jednak nie skupił się na przeszłości, wspomnieniach, ani również teraźniejszości. Chciał poznać przyszłość, chciał aby zbliżające się minuty, godziny, uchyliły rąbka tajemnicy i zdradziły co ma się wydarzyć. Zarysy postaci, wiele światła, ogień... klony, dużo klonów i na końcu Jedi... tak to musieli być Jedi. Nie tylko z powodu ich świecącego oręża ale samej energii jaka od nich biła. Tak, spodziewał się ich wcześniej, teraz był pewien ich wizyty. Wystarczyło się zatem odpowiednio przygotować... lecz nie na batalię. Raczej fascynującą rozrywkę. Mistrz Jedi szykował dla przydzielonych mu mrocznych Jedi odpowiedni test i zarazem najtrudniejsze zadanie jakie miało przed nimi stanąć. Jego odpowiednie wykonanie miało zapewnić im szacunek w oczach Sory i samego Hrabiego Dooku...

Ventress zlustrowała przybyłych. Nie zrobili na niej większego wrażenia, co nie trudno było wywnioskować po wyrazie obrzydzenia malującym się na jej twarzy.
- ”Kolejne sługi Bulqa nadeszły aby utrudnić mi wykonywanie zadania...„ - Pomyślała ze wściekłością wysyłając Mrocznym Jedi odpowiedni przekaz emocjonalny. W rzeczywistości jednak nowe osoby na swój sposób ją zaciekawiły. I o ile Trandoshanin, poza samym faktem posiadania zdolności używania Mocy, nie wyróżniał się niczym szczególnym, to człowiek miał w sobie coś intrygującego. Arogancję, butność, pewność siebie, przymioty, które cechowały także nią samą. Wyczuwała w nim ponadto Moc o wiele większą niż spodziewała się napotkać. Naturalnie, nie mogła tego zainteresowania w jakikolwiek sposób wyrazić, maska, którą założyła doskonale kamuflowała jej uczucia dzięki czemu zdobywała przewagę nad otaczającymi ją ludźmi. Jedynym sposobem, który pozwoliłby jej lepiej poznać swego nowego towarzysza, była walka z godnymi przeciwnikami...
Kobieta wyciągnęła rękę wskazując przez zaciemnione szyby zgromadzone na dole klony i wiszące nad nimi komory.
- Bulq chce abyśmy zdobyli dla niego jedną. - Przedstawiła lakonicznie cel ich misji, nie zastanawiając się nawet do czego Weequayowi potrzebne były mechanizmy klonerów.
- Ja odwrócę uwagę strażników, Wy zajmiecie się zabezpieczeniem ładunku. - Dodała i nie czekając bynajmniej na opinie innych uczestników zadania ruszyła w głąb korytarza. Venger pozostał sam wraz z Kreshem i milczącym dotychczas Volodem.
- To będzie banalne... jeżeli potraficie więcej niż tylko gadać o swej potędze, to uwiniemy się z tym w kwadrans i zdążymy na fajerwerki. - Oznajmił Natan, mając z całą pewnością na myśli Assajj, z którą obcował od początku misji a w zasadzie nie zdołał poznać jej rzekomych możliwości. Może teraz wreszcie do czegoś się przyda...

Tymczasem sytuacja w przestrzeni była skomplikowana. Bez eskorty większej ilości myśliwców bombowce rzeczywiście nie mogły wykorzystywać swego potencjału i albo należało posłać je na samobójczą misję albo zawrócić do hangarów. W zasadzie dryfujący na orbicie Acclamator nie stanowił już żadnego wyzwania a nadlatujące posiłki nie były tak imponujące jak możnaby się tego spodziewać. Chyba, że był to dopiero początek. W takim wypadku nie pozostawało nic innego jak tylko za wszelką cenę zająć stację Golan I. Tylko ona byłaby w stanie odeprzeć republikańską flotę na tyle długo, aby grupa Calamarianina mogła poczynić wystarczające szkody instalacjom na powierzchni planety. Decyzja należała jednak do Komandora Meraia, którego plan pokrywał się mniej więcej z zaistniałą sytuacją...


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Ray Venger
Ciemny Jedi



Dołączył: 04 Lis 2006
Posty: 14
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 5/5

Skąd: Tatooine

 Post Wysłany: Czw 15:52, 14 Gru 2006    Temat postu:

Mroczny Jedi stał spokojnie wpatrując się w kobietę z którą przyszło mu pracować w celu osiągnięcia własnych celów. Uważnie, powoli, nie okazując najmniejszego zaaferowania obecną sytuacją, czy stresu, rzucił jej zimne spojrzenie, następnie dokładnie się przyjrzał. Tak jakby byli jedynymi osobami tu zgromadzonymi. W jego umyśle został powołany szereg rozmaitych skojarzeń, żadnemu jednak nie pozwolił wyjść na światło dzienne. Ventress. Podopieczna Dooku, ciesząca się jego niemałym zainteresowaniem i niejednokrotną pochwałą. Co do aparycji…była ładna. Choć łysa głowa, poza okazująca negatywne nastawienie, oraz nieprzychylny wyraz na twarzy obdzierały ją wyjątkowo łatwo ze wszystkiego czym obdarzyła natura. Piękny kwiat, który został zgnieciony nieumiejętną ręką ogrodnika. Wielka szkoda. Jej wnętrze było jeszcze gorsze. Negatywność wylewała się zeń w postaci przekazu mentalnego, któremu Venger spokojnie pozwolił się ominąć. Nie zastanawiał się nawet przez chwilę nad tym co chciała im uświadomić. Wiedział to doskonale. Nawet w tym bezstresowym momencie biła od niej agresja, oraz nieopisana arogancja i pompatyczność. Nie zważając na innych obecnych, jakby zamknięty w swoim własnym świecie, mroczny jedi jedynie z wolna pokręcił głową. Jakże bardzo się różnili...
Z wolna uniosła rękę, zapewne chcąc wskazać ich cel. Przedmiot po który tu przybyli. Kroki Ray’a, poprzez echo odbijały się od ścian, kiedy powoli przybliżył się, aby poddać ten skarb wnikliwszej analizie. Jego bystry wzrok bez trudu spenetrował przyciemniane szyby, bardziej skupiając się na kłopotliwych klonach, niżeli na właściwym celu operacji. Twarz ukryta pod metalową maską nieco się skrzywiła. Zawsze napawali go niewytłumaczalnym obrzydzeniem. Dziesiątki, nie setki wyglądających identycznie, bezwolnych lalek, wykonujących bez zastanowienia każde, zlecone im polecenie. Jakże go brzydzili. Choć z drugiej strony bał się tego, jak bardzo stał się do nich podobny. Czy służba Dooku była dobrym rozwiązaniem? Może powinien zabrać swoją siostrę i uciec daleko stąd, pozostawiając za sobą mrzonki o zemście… Czy też podobnie jak ci tutaj w końcu przyjdzie mu zatracić się w swojej drzemiącej głęboko złości, stając się niczym więcej jak bezmózgą maszyną do zabijania? Potępił się w myślach. To nie był dobry moment na takie rozważania. Jednak…czy taki w ogóle istniał? Może po prostu szukał wymówki, aby odgonić nieprzyjemne myśli. Kto wie.
Odezwała się. Choć zdania zdawały się niczym woda w strumieniu omijać tajemniczego zamaskowanego osobnika, jak nienaruszony w żaden sposób, skalny pagórek. Czy je usłyszał? Czy zamierzał się do nich zastosować? Być może, choć nie sprawiał takiego wrażenia. Natomiast kobieta nie mogła być tym mniej zainteresowana. Uznała najwyraźniej swe słowa za uniwersalną prawdę wszechświata, gdyż odwróciła się na pięcie, opuszczając ich i pozwalając pochłonąć się mrokom korytarza. Jej nieobecność wpłynęła nań kojąco, gdyż wraz z nią odeszło niewygodne uczucie korupcji, zepsucia i…swoistej słabości zakrapianej wcześniej wspomnianą arogancją. Venger odetchnął głęboko, pozwalając filtrom w swej zasłonie zająć się niewygodnymi pyłkami i zanieczyszczeniami jakie mogło posiadać to miejsce. Jedyną reakcją z jego strony na słowa Natana było pojedyńcze, stoickie zdanie:
- Czyny, nie słowa.
Podszedł szybkim marszem do przyciemnianej szyby, dotknął jej odzianą w czarną rękawicę dłonią, jakby chciał w ten sposób ocenić jej grubość, jak i jakość wykonania. Zapewne był to proces całkowicie nieskuteczny i zbędny, jednak obecnie nie miało to znaczenia. Z najwyższą czcią ujął jedno ze swoich ostrzy, które było zawieszone przy pasku, następnie uruchomił mistyczną broń poprzez naciśnięcie guzika. Niebieski błysk miecza, który dzierżył, zdawał się działać nań kojąco. Wykonał nieznaczne, poprzeczne cięcie, które utworzyło cienką dziurę imitującą…nic innego jak uchwyt dla ludzkiej dłoni. Następnie wydobył oręż, chwytając w tamtym miejscu drugą ręką i kontynuując cięcie na większym obszarze. Ten z kolei dziwnym trafem przypominał kolisty otwór, którym zdoła się przecisnąć zarówno on… jak i pamiątka jaką zamierzał stąd zabrać. W tym momencie zadziałała grawitacja. Venger przeklął w myślach, w ostatniej sekundzie łapiąc porwaną przez bezwzględną siłę szklaną pokrywę. Gdyby tego nie zrobił, zapewne było by po wszystkim. Odetchnął po raz kolejny. Zachowując jak najlepiej potrafił ciszę, zaczął przymocowywać czarną jak noc linę do pobliskiego filaru podtrzymującego. Musiał mieć pewność, że wszystko jest dopięte na ostatni guzik. W przypadku pomyłki czekała go bolesna śmierć, więc ta nie wchodziła w grę.
Minęło kilka cichych chwil przerywanych jedynie szmerami wytrzymałego materiału z którego wykonana była lina. Stojący obok niego „towarzysze” zdawali się być jak kukły. Nie zastanawiał się zbytnio czy nie chcieli mu pomóc, czy też nie wiedzieli jak należy się do tego zabrać. Nie obchodziło go to. Nie potrzebował ich. Przynajmniej nie w tej chwili. Sam radził sobie doskonale. Co oczywiście nie oznaczało, że nie znajdzie dla nich zastosowania w późniejszej części planu. Nie chodziło bynajmniej o arogancję, ale o właściwe i logiczne rozważenie całej sprawy. Jego zakończenie poprzedził prawie bezgłośny tupot, a potem pokonanie nieistniejącej już szklanej bariery i skok w pustkę. Ten, mimo, że trwał ułamek sekundy, zdawał się być dlań wiecznością…
Lot może i był wyjątkowo krótki, lecz zakończył się dokładnie tak jak to przewidział. Lina napięła się, chroniąc go przed głośnym i zapewne niezbyt przyjemnym dla zdrowia i ujawniającym jego obecność, upadkiem na górną warstwę jednej z komór klonowych. Odpiął swoje zabezpieczenie i opuścił się, dotykając okutymi butami śliskiej, metalowej powierzchni. Mimo, że utrzymanie równowagi nie sprawiało mu zbyt dużo kłopotu, dla pewności złapał się jednego z grubych przewodów prawicą. W dłoni ponownie pojawił się miecz świetlny, a zimne spojrzenie zogniskowało na mocowaniach, następnie uniósł głowę ku górze, obserwując szklaną wyrwę, przy której stali jego „towarzysze”. Nie musiał nic mówić. Jego spojrzenie wyrażało więcej niż słowa, z resztą byli na tyle kompetentni, by pojąć co zamierza za chwilę zrobić. Ostrze pomknęło w stronę mocowań przechodząc przez nie bez najmniejszych trudności i sprawiając, że bezwzględne macki grawitacji zacisnęły się na niej, ciągnąc ku dołowi. Inna siła posiadała jednak prawo veta. A była nią Moc.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Wisznu
Mroczne widmo



Dołączył: 28 Sty 2007
Posty: 506
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5


 Post Wysłany: Nie 18:53, 04 Mar 2007    Temat postu:

0624:0146 - Przestrzeń Kamino

Sytuacja w przestrzeni nie Wyglądała wesoło dla Komandora Meraia. Sytuacja wyraźnie stawała sięę przeciw jego stronie zamykając mu drogę do szybkiego zwycięstwa, a tylko takie wchodziło w rachubę jeżeli chciano osiągnąc sukces. Niemniej Komandor bez ruchowo spoglądał na iiluminator coraz mniej spokojnie próbując wyjśc z pata gdy kapitan Neimodiański podszedł do niego.
- Komandorze mamy pewne wieści. Udało nam się częściowo rozszyfrowac komunikaty płynące między Golanem i rozpadającym się acclamatorem. Wynika z nich że acclamator ma zamiar ewakuowac resztkę załogi bezpośrednio do stacji jak tylko uporają się z problemami otwarcia grodzia hangaru. Zapowiadają że to się stanie najwcześniej za 7 minut.

- Proszę przekazac gratulacje zespołowi - odrzekł uradowany Kalamarianin - chyba odwrócili bieg bitwy. Przekazac promom by ruszały dalej pod ochroną "Shadow Of Death". Ma zwabic myśliwce pod swój ostrzał kiedy promy będą leciec wprost na golana. Niech oczekują dalszych instrukcji potem.

Każdy nie miał wątpliwości że Merai spróbuje wykorzystac sytuacje w której promy Republiki będą wlatywały do stacji jako dobry moment na rozpoczęcie abordażu. Ale czy nie był zbyt ryzykowany ? czy może Komandorowi coś innego chodziło po głowie.

- Bombowce gotowe do nalotu ?- zapytał
- tak jest.
- Chce by leciały prosto na tego acclamatora. Pozorowany atak. Niech nic innego dalej nie robią bez mojej korekty rozkazów.

Merai pośpiesznie kręcił się w kółko by się nad czymś zastanowic i po chwili dodał wychyliwszy się spode łba.
- Przekazac Durocowi by pilnował te Torrenty przy Golanie. Gdziekolwiek teraz uderzą on ma ich uderzyc od tyłu.
- A co z nowo przybyłymi statkami Republiki ?
- Merai patrzy ponownie na holomapę - sytuacja zmusza nas byśmy ich zignorowali. Monitorowac ich uważnie ale nie obawiajcie się panowie - tu donośnym głosem zwrócił się do wszystkich - mają do nas jeszcze daleką drogę.

Statki większe i mniejsze ruszyły wyznaczonym kursem. Ruch seperatystów doprowadził do reakcji eskadr Torrentów które pewne swojej przewagi złączyły się w wspólną grupę i śmiało ruszyli do ataku na promy. Gdyby Republika znała okręt typu Presidente który wyszedł im na spotkanie to może przemyśleli by ten czyn. Niestety dla nich pierwszy raz spotkali się z tym statkiem. Deszcz laserowych wiązków zasypał przestrzeń. Liczba Torrentów szybko topniała od strzałów baterii plot która spisała się doskonale. Rozbite eskadry starały się przetrwac wśród gradów pocisków narazie nie będąc w stanie do ucieczki.... to jest szansa na jaką Kapitan Durok tylko czekał.
- Więc zaatakowali jednak promy - powiedział Kalamarianin nie kryjąc zadowolenia - rozkazy bez zmian.

Na LH "Mel'alak'il" zawyły wszystkie alarmy. I tak zmęczeni i rozdrażnieni kalamarianie mieli się już wcześniej na baczności.
- Co się stało? - spytał Komandor
- Salwa torpedowa acclamatora... duże torpedy - krzyczał Dofine - lecą na "Ruliona".
- Robi manewry unikowe... dobrze ! Baterie... otworzyc ogień tuż przed obszarem uderzenia. Ostrzał rozproszony.
Zagrożenie ze strony rakiet było realne. Tego typu broń bywała by najgroźniejszą w galaktyce gdyby nie wypracowane metody na ich ominięcie na które liczył Merai. Lecz nawet po ich wykorzystaniu wiedział że trzeba modlic się do swoich bogów bo tylko przypadek mógł dopowadzic do uniknięcia strasznego losu.
Torpedy wlatując w obszar ostrzelany przez LH były narażone na strącenie i przed wczesną eksplozję. Wyczyn graniczący z cudem bo mimo że w wielkości frachtowca były wyposażone w osłony powodując zesztrzelenie niemal niemożliwym, ale właśnie oto tu chodziło... o cud. Na "Mel'alak'ilrze" zapanowały okrzyki radości gdy jedna z wiązek laserowych trafiła w torpedę doprowadzając do eksplozji. Kolejne gdy druga torpeda która wyszła cało wyminęła rescusanta... nietrafiając go. Acclamator wystrzelił drugą salwę, Jednak tym razem separatyści niemieli tyle szczęścia. Obydwie torpedy trafiły w "pomost" łączący silniki z reaktorem. Eksplozja poprzedzona zderzeniem zatrząsnęła całym okrętem.

- Sir - zaczął dowódca "Ruliona" - tracimy stabilnośc z wąską sekcją statku odpowiedzialną za przepływ energi do silników... uderzenie torped było dokładnie w tym miejscu - mówiąc to ugryzł się w wargi - wyłączamy silniki z obawy że mogą przełamac okręt w pół... czekam na rozkazy

[link widoczny dla zalogowanych]
Siły własne:
3 esk Bomberów
1 esk Sabaoth Fighter
1 Presidente
1 Rescusant t70 k90 u100 s100 - w tym stan złączenie silników i reaktora krytyczny.
1 LH
Promy - stan pełen, około 2000 droidów - na mapce w postaci czerwonych kropek.

Siły wrogie
3 esk Torrentów - rozproszone, wycinane w pień. Chwilowo nie zdolne do prawidłowego odwrotu.
1 stacja stan dobry
1 Accel koło planety - prawie wrak
1 Accel co wyskoczył stan dobry.

*************************************************************

0624:0146 - Kamino powierzchnia

Komora unosiła się do góry, powoli ale zdecydowanie do góry. Niemal natychmiast Kresh wspomógł swojego towarzysza w wysiłku, Natan wyraźnie strapiony zrozumiał o co chodzi dopiero po dłuższej chwili lecz i on w końcu wspierał ich. Ale to było daremne, połączone siły Kresha i Ray'a zupełnie wystarczały do tego zadania. Podczas gdy podnosili komore do góry jeszcze nie zauwarzeni, na dole od strony wejśc zabrziały krzyki strażników i dzwięki świetlnego miecza.
- Intruzi próbują wtargnąc do komór od korytarza A23. Zawiadomic centralę przygotowac obronę - zagrzmiał głos jednego z klonów.
Widocznie "zgrany" plan mrocznych sług ciemnej strony sprawdzał się znakomicie. Komora była już na górze w korytarzu razem z całą trójką, wciąż niewykryci. Nie wiadomo jak to możliwe ale z odgłosów na dole można było wnioskowac że dziewczyna wciąż walczy co przypomniało Ray'owi jedną z zasad ciemnej strony mocy - "Tylko najsilniejsi przetrwają". Zostawiając ją za sobą biegli dalej korytarzem by dotrzec do hangaru gdzie był Bulq ciągnąc ze sobą tak bezcenną rzecz dla niego....
Gdy nagle staneli, każdy z nich odczuwał silne zakłócenie mocy. Dwójka nie trójka użytkowników mocy która idzie im na spotkanie, gdziesś za nimi. Jakoś czują że jest to nieuniknione ale co z zadaniem ? Zaryzykowac walkę i utratę komory ? rozdzielic się tak by podzielic zadaniem na dostarczenie komory a zbliżających się jedi i zagwarantowac sukces misji ? Możliwości było wiele ale za to jeden dowódca a on wiedział że droga do hangaru jest ciężka a "bagaż" uciążliwy.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Wisznu dnia Pon 9:03, 05 Mar 2007, w całości zmieniany 2 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Herdan Duroc
Porucznik Republiki



Dołączył: 04 Lip 2006
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Sriluur

 Post Wysłany: Pon 10:20, 05 Mar 2007    Temat postu:

Kapitan Herdan wysłuchawszy wiadomości od komandora Merai’a zacisnął swoje dłonie w rękawicach pilota na sterach. Popatrzył w błękit Kamino. Wierzył, że niedługo uda im się zbombardować fabryki klonów i zadać potężny cios Republice.... Uśmiechnął się mimowolnie. Nie zanosiło się na zasadzkę, jak twierdzil wcześniej. Ręce mu zdrętwiały, więc zaczął zginać i prostować palce. Połączył się ze swoją eskadrą i powiedział:
- No dobra eskadro, otrzymaliśmy nowe rozkazy od komandora: mamy pilnować te eskadry Torrentów przy Golanie i kiedy zaatakują, my je zaskoczymy od tyłu. Bądźcie czujni. – po tych słowach wyłączył się. Wiedział, że wygrają. Po pozbyciu się jednego Acclamatora priorytetem będzie zająć stację Golan, a on będzie musiał albo zająć się Acclamatorem który przybył, albo z innymi myśliwcami. Ale to i tak zależy od Komandora Merai’a. Duroc odpędził myśli i powrócił do obserwowania wrogich eskadr.
*
- Kapitanie! Lecą! –zawołał ES pięć.
– Widzę to, Kurin. Eskadra, za mną w szyku bojowym. – wydał rozkaz Duroc i grupa Saboath starfighterów poleciała. Kierowali się najpierw na wrak Acclamatora, lecz niespodziewanie zrobili ostry zakręt. Zakrzywione skrzydła saboathów wyglądały jak skrzydła drapieżnych ptaków które niosą je ku ich ofiarom… Oczom Weequaya i jego eskadry ukazała się walka o życie Torrentów, które rozpaczliwie kluczyły między laserowymi Boltami obrony punktowej. Piloci Torrentów na własnej skórze poczuli, że w tej walce nie mieli co liczyć na przeszkolenie, a jedynie na szczęście. Saboathy nagle osiadły na ogonach Torrentów. Kapitan Duroc oraz inni piloci pod jego komendą pociągnęli za spusty w swoich myśliwcach i zaczęli zbierać krwawe żniwo…


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Ray Venger
Ciemny Jedi



Dołączył: 04 Lis 2006
Posty: 14
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 5/5

Skąd: Tatooine

 Post Wysłany: Pon 15:46, 05 Mar 2007    Temat postu:

Ray Venger

Wiązania strukturalne podtrzymujące komorę puściły. Venger już dawno schował swój miecz świetlny, ze spokojem rozkładając ręce i pozwalając Mocy przepływać przez siebie swobodnie. Mimowolnie rzucił spojrzenie na jedno ze swych ostrzy. Nienawidził wykorzystywać ich w ten sposób. Jako narzędzi do cięcia blachy, tworzenia przejść w metalu i tym podobnych. Traktował je…jak każdy jedi, jako część samego siebie. Nie chodziło bynajmniej o arogancję, czy dumę, a niesprecyzowaną sympatię do owych przedmiotów. Być może nawet szacunek, kto wie. Czuł jak niewidzialna siła otacza go niczym woda. Daje swoje błogosławieństwo, pozwala sobą sterować. Bez najmniejszych problemów potrafił powstrzymać przedmiot przed podążaniem ku ziemi. Nie mógł jednak zmusić go do zmierzania ku górze. Świadom był oczywiście powodu takiej sytuacji. Zarówno jego ciało, jak i umysł, nie posiadały tak wielkich umiejętności w posługiwaniu się antyczną energią aby mu to umożliwić. Na wszystko jednak przychodzi kiedyś czas. Żelazna maska uniosła się powoli, acz nieuchronnie ku górze, wraz z nią postąpiły oczy. Ray utkwił swe spojrzenie w sojusznikach stojących wysoko, za wyrwą którą powołał do życia. Owy wzrok nie wyrażał paniki, gniewu, czy jakiejkolwiek innej emocji. Miast tego dało się w nim doszukać jedynie polecenia…żądania. Zrozumieli. Jednak nie oboje i nie natychmiast. Komora jednak nieubłaganie kierowała się ku górze, a osadzony na niej mężczyzna o wyciągniętych dłoniach, nie przerywał swej koncentracji. W końcu udało mu się pokonać wyrwę w szklanej barierze, którą przecież sam wykreował. Mimo, że cała niebezpieczna operacja trwała niewiele ponad minutę, człowiek miał nieodparte wrażenie…jakby przeczekał wieczność.
Niezaprzeczalnie miło było ponownie poczuć pod nogami stały grunt parkietu. Dokładnie obszedł całą komorę dookoła. Mocarna dłoń dotknęła szklanej, błękitnej szyby delikatnie się po niej przesuwając. Oczy uważnie badały cały obiekt w poszukiwaniu najmniejszych uszkodzeń. Nie odnalazły jednak niczego nie licząc idealnie równo przeciętych wiązań strukturalnych. Mimo, że Ray wykonywał ową operację z całkowitym stoicyzmem, praktycznie odłączony od bodźców świata zewnętrznego, w dole, doskonale słyszalne były odgłosy walki klonów jak i ich…”sojuszniczki” Asajj. Sądząc po odgłosach jakie słyszał…można było w zasadzie przyrównać to do jednostronnej rzeźni. Podszedł powoli w stronę w wyrwy w szybie. Jego oczy zogniskowały się na scenie toczącej się w dole. Miał rację w swej poprzedniej spekulacji. Jej ruchy były szybkie i mordercze, eliminowała straż w sposób efektywny i nie okazujący najmniejszej gamy litości. Wszystkich spotykała śmierć z jej rąk. Być może czuł chwilową niechęć odnośnie tego rozwiązania. Jednak wiedział aż za dobrze, że inny wybór nie istniał. To było proste prawo na którym opierała się od zarania dziejów cała galaktyka. Albo my, albo oni. W tym wypadku jednak padło na tych ostatnich. Ponownie spojrzał na kobietę. Tym razem pod względem estetycznym. Zreflektował się nad tym, o czym rozmyślał wcześniej. Czy przedstawiciele jej rasy zawsze byli tak…odpychający? Czy też może to Ciemna Strona Mocy wywarła na niej tak…widoczne efekty. Nie był pewien. Jednak czuł także inne uczucie. Nie można było nazwać tego radością czy szczęściem. Niewątpliwie jednak przejawiał satysfakcję odnośnie faktu, że nic jej nie jest.
-Ruszajmy. Szkoda czasu. Ona da sobie radę lepiej niż ktokolwiek z nas…
Z wolna odwrócił się na pięcie i wraz z dwójką mężczyzn przystąpił do przemieszczania komory w kierunku miejsca, gdzie oczekiwał na nich Bulq. Musieli dostać się tam szybko, jednak zachowując przynajmniej pozory ostrożności. Poruszali się biegiem. A miejsce docelowe zdawało się być coraz bliżej.
Szło łatwo. Za łatwo. Przeważnie w takich momentach zwykły następować dwa rozwiązania. Sprawy zmieniały się na złe, albo na…jeszcze gorsze. W pewnym momencie cała trójka zatrzymała się. Gwałtownie, niespodziewanie. Poczuli zaburzenie mocy. Jej innych użytkowników. Dwa… nie, trzy źródła energii poruszające się szybko, acz nieubłaganie. Nie trzeba było zbyt wiele pomyślunku, aby zdać sobie sprawę z tego kim są. Oraz z faktu, że nieuchronnie zbliża się konfrontacja. Opcji było wiele. Jednak istniały jedynie dwa pewne rozwiązania. Znajdowali się w wąskim korytarzu. Potyczkę można było stoczyć tutaj, jednak nie chciał, nie…nie mógł ryzykować tego, że komora wpadnie w ręce wroga. Gwałtownie odwrócił się do tyłu. Rękawica zacisnęła się na fragmencie panelu kontrolnego drzwi elektronicznych, zrywając go i okazując elektronikę. Na zdziwione spojrzenia towarzyszy, Ray odpowiedział jedynie ruchem dłoni nakazującym dalszy marsz. W tym momencie, na tej samej dłoni, zatańczyły błękitne, niebieskie drobinki, te przemieniły się w niewielkie wyładowania elektryczne. Potem zaś w większe, tak duże, że Vengerowi trudno było je kontrolować. Spojrzał na zamknięte wrota. Jego prawica drżała. W końcu wyzwolił ładunek błękitu, który uderzył w okablowanie. Dało się słyszeć skwierczenie kabli, znajomy zapach spalonej elektroniki. Mężczyzna nie zaprzestał zabiegu, dopóki odczyty na panelu całkowicie nie zniknęły. Liczył, że zapewni im to trochę czasu. Jeśli pamiętał poprawnie, panele kontrolne w takich miejscach posiadały wspólny układ sterowniczy, wobec czego…prawdopodobnie uszkodził także tamten po drugiej stronie. Potem zaś natychmiast zrównał się z towarzyszami. Nie był osobą która mówiła wiele, jednak w takiej sytuacji…
-Zrównają się z nami…to pewne. Ja jedynie zapewniłem nam kilka chwil więcej. Dwóch z nas pozostanie by walczyć. Trzeci dostarczy komorę Bulq’owi. Nie pozwolę, żeby jakaś nędzna potyczka zaważyła o niepowodzeniu całej misji…
Jego zachowanie mogło nieco…szokować. Nie myślał o zagrożeniu. Nie okazywał strachu, ani agresji. Pozostawał całkowicie spokojny i świadom nieuchronności spotkania. Jednocześnie jego oddanie sprawie zdawało się być wręcz niezdrowe…fanatyczne. Czekał na decyzję mężczyzn odnośnie tego, który z nich zamierzał wyruszyć z komorą a który pozostać razem z nim by walczyć. Nie zamierzał wzywać nikogo na pomoc. Czy to mocą czy komunikatorem. Choć nie ukrywał, że z chęcią zobaczył by jak Asajj zmierzyła by się z przeciwnościami tego typu. Pozostawało także pytanie…kim są owi oponenci. Czuł lekkie…zaciekawienie. Chęć zmierzenia się z nimi. Chęć…walki.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Woland
Game Master



Dołączył: 13 Lis 2006
Posty: 612
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Turek Stadt

 Post Wysłany: Czw 16:27, 15 Mar 2007    Temat postu:

Główne pole bitwy

Praktycznie martwy Acclamator pokazał jeszcze ostatni błysk kła. Nic nie mogło uratować trzeszczącego w wiązaniach okrętu, każdy kolejny cios był śmiertelny. Ten jednak przyjął ostatnią możliwą drogę do zaszkodzenia separatystom. W jego aparatach torpedowych spoczywał pełny zestaw straszliwych torped. Ktoś na mostku musiał sobie o nich przypomnieć i postanowił przejść do historii jako bohater. Błysnęły odsłaniane pokrywy luków torpedowych i po chwili w dziób fregaty Presidente pomknęła straszliwa salwa. Ogromne torpedy uderzyły w straszliwie szeroki dziób okrętu. Tarcze zamigotały i na dziobie zniknęły. Sama konstrukcja wgięła się lekko. Nagle zmieniły się tez odczyty mocy stacji Golan, która wyłączyła tylne osłony. Działa rozbłysły ze zdwojoną mocą. Wyrzutnie torpedowe Golana opuściła salwa torped. Co prawda cała salwa niosła moc zniszczenia równą dwóm torpedom Acclamatora, ale dla ciężko uszkodzonego okrętu były one śmiertelnym zagrożeniem. Połączone uderzenie torped i wzmożony ostrzał artylerii wystarczyły do zniszczenia słabo opancerzonego dziobu. Okręt zadrżał niczym śmiertelnie ranione zwierzę. Aż nie chciało się wierzyć, ze w postrzelanym kadłubie pozostał ktoś żywy. Jednak niektóre stanowiska ogniowe wciąż prowadziły ostrzał starając się zniszczyć ile się da z myśliwców przeciwnika. Te jednak sprawnie wykorzystały odwrócenie się sytuacji. W promy pomknęły rakiety lekkie rakiety. A same myśliwce na pełnej prędkości wpadły pomiędzy bezbronne jednostki ignorując coraz wyraźniejsze zagrożenie ze strony Sabaoth Fighterów. Klony skupiały się tylko na wycinaniu kanonierek, które miały do przebycia bardzo długa drogę.
Na mostku Lucrehulka z przerażeniem notowano przygotowania Acclamatora który dopiero co wkroczył na arenę walki do odpalenia drugiej salwy zabójczych torped.

Grupa Duroca
Sabaothy zbierały krwaw żniwo, praktycznie nie niepokojone ogniem Torrentów. Pojedyncze maszyny starały się nawiązać walkę skupiając się na niszczeniu niemrawo poruszających się kanonierek. Coraz większe straty w ich szeregach sprawiały, ze weequey z przerażeniem oceniał niknąca możliwość opanowania Golana. Trzy eskadry V-19 wykorzystywały cały swój morderczy arsenał do niszczenia transportu. To był zły dzień dla Konfederacji. Źle oceniono tempo przybycia posiłków i teraz mściło się to straszliwie. Co gorsza dwie eskadry, które opuściły hangary przybysza zbliżały się szybko na pole bitwy.

[link widoczny dla zalogowanych]

Siły własne:
3 Eskadry Droid Boberów-32 maszyny- uwikłane w walkę z jedną eskadrą V-19/kończą im się baterie
1 Eskadra Sabaoth Fighter 9 maszyn
1 Presidente – Zniszczony
1 Rescusant 70/90/100/100 - w tym stan złączenie silników i reaktora krytyczny, nie może manewrować.
1 LH –100/100/100/100
Promy – mocno ostrzelane, - na mapce w postaci czerwonych kropek.

Siły wrogie
3 Eskadry Torrentów 21 maszyn – skupiają się na walce z kanonierkami
1 Golan I –100/100/100/100
1 Acclamator Mk. I – 0/20/15/40
1 Acclamator Mk. I–100/100/100/100
2 Świeże eskadry Torrentów. 24 maszyny

****

Sora czekał na nich wcześniej, jakby przeczuwając, że zbliża się walka. Nie mógł przecież pozwolić, żeby ta niezwykle cenna zdobycz przepadła wraz z trójką jego uczniów, chociaż tych mógłby sobie akurat szybko uzupełnić. Jedną z cech mrocznych Jedi była zastępowalność. Nigdy nie brakowało kandydatów.
-Dobrze, skoro mamy co nam potrzebne ruszamy do hangaru.
Nie zdążyli jednak odejść daleko kiedy Bulq podniósł rękę nakazując ostrożność. Wyczuł tych samych Jedi co pozostali. Ostrożnie wychynęli zza narożnika wychodząc w wąski korytarz prowadzący do hangaru. Komitet powitalny był przemoczony do ostatniej nitki. Sierść okropnie śmierdziała. Bothanin przyjął już pozycję obronną, jednak jego towarzysz zachowywał się trochę bardziej agresywnie. Wszyscy doskonale znali tę twarz. Człowiek odpowiedzialny za zniweczeniu tylu wspaniałych planów przywódców Konfederacji-Mistrz Kenobi. Ray miał wyjątkowa okazje by zetrzeć się w boju z mistrzem, po tym jak pokonał ucznia…. Błysnęły aktywowane miecze, nienawiść była gęsta jak wata…


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Herdan Duroc
Porucznik Republiki



Dołączył: 04 Lip 2006
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Sriluur

 Post Wysłany: Czw 17:47, 15 Mar 2007    Temat postu:

- Niszczyć... Niszczyć... Zniszczyć te Torrenty... - mruczał Duroc. Wstrząsu doznał gdy stracili E4, E7 i E11.
-Za chwałę Konfederacji Niepodległych Systemów. - powiedział wtedy.
Gdy ujrzał wybuchy na dziobie fregaty Presidente, duch walki zaczynał w nim topnieć niczym świeca. Myliłem się, pomyślał. Przegramy. Skupił się na myśliwcach wroga. pociągnął za spust i kolejny myśliwiec stał się rozrzażoną kulą ognia.
- Ale najpierw zniszczymy wszystko co będziemy mogli. - powiedział mściwie. Nagle sobie coś uświadomił. Tak, to będzie odpowiednie... Połączył się z komandorem.
- Komandorze Merai, sytuacja jest, jak pan sam widzi nieciekawa. - zaczął i przerwał gdy zrobił unik przed laserowym boltem. - Pamięta pan mój... em... plan, który polegał na poświęceniu jednej maszyny? Myślę, że możnaby z niego zrobić użytek. Czy mam dalej niszczyć Torrenty czy może wspomóc Droid bombery?

[off] Sorki że niezadużo, ale nie miałem zbytnio veny. [/i]


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Ray Venger
Ciemny Jedi



Dołączył: 04 Lis 2006
Posty: 14
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 5/5

Skąd: Tatooine

 Post Wysłany: Czw 21:10, 15 Mar 2007    Temat postu:

Ray Venger

Poruszali się z komorą. Mozolnie, niczym muchy w smole. Czas zdawał się płynąć wolno, a sekundy padały niczym krojone wibroostrzem. Zamaskowany raz jeszcze odwrócił się za siebie, przypatrując zdewastowanemu panelowi kontrolnemu. Dymiącemu i iskrzącemu. W całym korytarzu było czuć zapach spalonej elektroniki. Jednak…na co to wszystko? Próba zatrzymania pościgu była jedynie nieudolną mrzonką. Wiedział o tym aż za dobrze i nie robił sobie nadziei. Stanowiła ona pierwszy stopień na drodze do porażki. Oczywistym wydawał się fakt, że osobnicy odszukają drogę zastępczą i to jeszcze przed tym nim oni dotrą do Bulq’a, jeśli ten nie raczy się ruszyć. Tak się jednak stało. Zrównał się z nimi, wyszedł naprzeciw. Niewątpliwie on także wyczuł innych użytkowników mocy na terenie kompleksu. Bynajmniej nie takich, którzy chcieli by go wspomóc. Czyżby ich przełożony odczuwał lęk? Lęk przed stratą tego jakże cennego dlań przedmiotu. Bo przecież z pewnością nie obawiał się o swoich uczniów. O ile w tym wypadku można było mówić o jakiejkolwiek zależności mistrz-uczeń. Jedynie młode dziecko dało by się nabrać na takie stwierdzenie. Sora był po prostu wyzyskiwaczem, którzy używał ich jako przydatnych pionków do spełniania własnych celów. To zaś niezbyt podobało się Vengerowi. Jednak dopóki Dooku płacił a jego siostra była bezpieczna, mógł to względnie… tolerować.
- Przechwyciliśmy obiekt. Brak strat w ludziach.
Rzucił jedynie starym, wyuczonym wojskowym tonem, który nijak nie pasował do żelaznej maski osadzonej na jego twarzy, nadającej każdej wymawianej sylabie ciężki, ponury oddźwięk potępionej istoty, mimo wyraźnej apatyczności. Podświadomie powrócił myślami do Asajj, która została w tyle aby powstrzymać strażników. Kto inny mógł by się obawiać o stratę członka oddziału. Jednak Ray wciąż wyczuwał jej siłę życiową. Był doskonale świadomy tego, że kobieta poradzi sobie z problemem równie dobrze jak on. Jeśli nie lepiej. Bulq wyraził chęć udania się do hangaru. Reszta grupy jedynie przytaknęła, nie odzywając się pojedynczym słowem, wiedzieli jednak, że w tej kwestii nie mieli tak naprawdę nic do powiedzenia. Podobnie jak czuli, że zbliża się nieuniknione. Zadziwiające jak moc pchała ich ku sobie, zmuszając do konfrontacji. Grupa mrocznych jedi wyłoniła się zza rogu, stając twarzą w twarz ze swymi oponentami. Zapanowała niezręczna cisza, taka, która nigdy nie prowadzi do niczego dobrego, a rozwiać ją może jedynie wybuch potyczki.
- Heh. A nie mówiłem?
Człowiek powiedział to zdanie z nieskrywanym zadowoleniem, a także spokojem, co mogło szokować w tak niefortunnej sytuacji. Grupa złych użytkowników mistycznej energii spojrzała na niego tak, jak patrzy się na niespełna rozumu szaleńca. Cisza została przerwana aktywacją świetlnych ostrzy. Venger stał w środku grupy, tuż przed komorą. Uważnie przyjrzał się wszystkim zebranym. Pozwolił także innym zmysłom zgłębić ich zachowanie. Bulq. Jego postawa była niezaprzeczalnie dobra. Nie posiadała żadnych widocznych luk. Jedyne błędy mogły pojawić się już podczas starcia. I stać się jego ostatnimi. Bothanin… Venger lekko skrzywił się pod maską. Stwór ociekał wodą, był przemoczony do suchej nitki. Dodatkowo zapewne wydzielał nieprzyjemny zapach. Jakie szczęście, że Ray posiadał swoją wierną, żelazną maskę uzbrojoną w rozmaite filtry. Wyobrażając sobie to, co muszą czuć inni, jedynie lekko się pod nią uśmiechnął. Jednak mimo całkowicie niszczącego wszelkie poczucie zagrożenia wyglądu, człowiek nie miał zamiaru lekceważyć tej istoty.
„Jeśli będziesz unikać wyłącznie Rankorów, pożrą cię insekty…”
Wyrecytował w myślach stare przysłowie wpojone mu przez tą, która nauczyła go władać mieczem świetlnym. Pierwsze wrażenie nijak nie świadczyło o umiejętnościach wojownika.
Kenobi. Mistrz Skywalkera. Człowiek taki jak on. Podobnie czuje, krwawi i umiera. Jedyna różnica mogła tlić się w umiejętnościach. Nie zamierzał skrywać, że możliwość zmierzenia się z Mistrzem tego, którego już wcześniej powalił była…kusząca. Jednak nie priorytetowa. Na polu walki należało wpierw pozbyć się słabszych przeciwników, potem zaś skierować ślepia na gigantów…
Jeśli zaś chodzi o emocje…Venger czuł się okropnie. Frustracja, nienawiść i agresja jakie go otaczały, biły od jego „towarzyszy broni” sprawiały, że robiło mu się niedobrze. Byli niczym ziejące zepsuciem, ropne rany. Ich arogancja pożerała ich, być może dodawała sił. Jednak zdecydowanie nie była drogą, którą Ray zamierzał podążać. Skierował wzrok na Jedi. Obcy niezaprzeczalnie był ostoją spokoju. Człowiek widział w nim odpowiednik samego siebie. Jednak to co dostrzegł w Mistrzu Kenobim…nieco go zdziwiło. Tafla spokoju owszem, istniała, jednak tak naprawdę, gdzieś w jej głębinach czaiło się zdenerwowanie. Może nawet agresja, kto wie. Młodzian jedynie pokręcił głową. Ostatnie chwile ciszy. Świat zamarł. A potem… Wszyscy ruszyli ku sobie tylko znanym celom. Z wyjątkiem dwóch istnień dla których czas nadal stał w miejscu. Człowieka i Bothanina. Zimne wyrachowane oczy nad żelazną maską przekrzywiły się nieco, poddając obcego po raz kolejny analizie. Ten ani drgnął pozostając w swej pozycji obronnej. Ray zamknął ślepia, zaczerpnąwszy oddechu. Potem zaś niespodziewanie je otworzył, ruszając nagle do przodu w wybuchu kinetycznej energii. Jego ruchy były szybkie, zwinne i mordercze, nie mniej jednak pozbawione jakichkolwiek emocji. Zdawał się być kulą spokoju i apatii pośród jego pełnych zepsucia kompanów. Miecze świetlne rozbłysły błękitnym blaskiem a on zaatakował. Do uszu oponenta dotarł jedynie metaliczny odgłos:
-Tylko jeden z nas odejdzie stąd żywy. Nie rozczaruj mnie…
Słowa były enigmatyczne i dla obcego zapewne nie zawierały zbyt wiele sensu. Zdawało się, że mimo całkowitego spokoju jaki emanował od człowieka…jego żywiołem była walka.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Forum Rise of the Empire RPG Strona Główna » Archiwum Konfederacji » Kłopotliwa wiadomość
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
Strona 2 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach




Solaris phpBB theme/template by Jakob Persson
Copyright © Jakob Persson 2003

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group