FAQ Zaloguj
Szukaj Profil
Użytkownicy Grupy
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Rejestracja
Never say never again
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Forum Rise of the Empire RPG Strona Główna » Najemnicy » Never say never again
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Argyus
Kapitan Republiki



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 30
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Senate Commandos

 Post Wysłany: Czw 23:27, 28 Maj 2009    Temat postu:

Jedi prowadził. Argyus szedł tuż za nim. Dalej jego ludzie. Dostali cynk, że Uriel była widziana w kosmo-porcie. Musieli to sprawdzić, choć raczej nie sądzili, że jeszcze ją tam zastaną. Argyus nie zdziwił by się gdyby całe miasto już wiedziało, że tam idą. Ale trzeba było zachować powagę i wykonywać swoje. Jego ludzie bacznie obserwowali wszystkich przechodniów. Wszyscy przechodnie bacznie obserwowali jego ludzi. Obydwie strony wiedziały, że jeden fałszywy ruch i zrobi się niewesoło. Argyus co chwile słyszał w intercomie swojego hełmu przekleństwa i narzekania komandosów. Choć byli specjalistami potrafili być czasem nieznośni. Szczególnie Buherro. Wykorzystywał każdą dowolną sytuację by przypomnieć kapitanowi o tym, że coś lub kogoś by najchętniej rozwalił. Argyus cierpliwie hamował jego zapędy, czuł że zaraz będzie miał okazję się spełnić.

Nie pomylił się. W doku jednak ktoś na nich czekał. Pierwszy raz widział tych obdartusów ale nie sądził, że skuszą się na miła pogawędkę. Natychmiast podniósł broń i wymierzył w najbliższego. Jednak nie strzelił. Nie sądził, że spodobało by się to Hanharrowi, a w końcu to on dowodził. Jedi wyrzekali się przemocy, komandos nie za bardzo jednak kojarzył po jaką cholerę. Chcąc nie chcąc musiał więc wymyślić coś innego. Zamiast zabić pierwszego lepszego wrzasnął:
- Rzucić broń i na ziemię! W imieniu Senatu rozkazuję wam rzucić broń!
Jego ludzie szybko pojęli o co chodzi i poszli w jego ślady. Celując w poszczególnych wrogów krzyczeli:
- Na ziemię!
- Rzucić broń!

Argyus nerwowo zerkając na towarzyszącego im Jedi, zbliżał się ostrożnie do najbliższych skrzyń żeby użyć ich jako osłony. Jego ludzie posuwali się obok niego tworząc linię. Każdy mierzył do innego wroga. Każdy miał nadzieję, że to on wystrzeli pierwszy i trafi. Każdy miał nadzieję, że to on pierwszy dobiegnie do tych skrzyń kiedy się zacznie.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Hanharr
Padawan



Dołączył: 22 Sie 2005
Posty: 172
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Kashyyyk

 Post Wysłany: Pią 22:29, 29 Maj 2009    Temat postu:

Mimo ich zdecydowanie… kontrowersyjnego, czy też, jak powiedzieliby niektórzy, egzotycznego wyglądu, zdobyli potrzebne informacje niemal bez wysiłku. Jedni był z tego, z jednej strony, zadowolony. Z drugiej jednak czuł, że coś jest nie tam. Męty z Nar-Shadaa nie były znane z otwartości i chęci do współpracy, szczególnie z przedstawicielami władzy. Prawda, że kredyty zawsze działały dobrze… czasem jakaś, mniej, bardziej lub całkowicie niezawoalowana groźba, i można było dowiedzieć się wszystkiego. Ale… teraz poszło nad wyraz łatwo. Jakby byli na pikniku, na którym każdy trzema wibronóż w rękawie i wszyscy o tym doskonale widzą, ale atmosfera pozostaje przyjazna i wszyscy są mili dla wszystkich. Takie rozważania zaprzątały głowę Wookieego gdy zbliżał się wraz z grupą komandosów do wskazanego im lądowiska, o którym powiedział im ktoś, kto słyszał, że ktoś inny widział tam zupełnie sprawny miecz świetlny w użyciu. I rzeczywiście. Ów tajemniczy ktoś miał dobry wzrok. Podobnie jak Padawan, który bez problemu i niemal natychmiast rozpoznał ślady cięć broni Jedi na kilku ciałach, które leżały bezwładne na ich drodze. I gdyby na ich drodze znajdowały się tylko bezwładne ciała… ale nie. To byłoby za dużo szczęścia jak na tak krótki okres czasu. Na przeszkodzie ku rozwikłaniu zagadki zniknięcia Uriel, stała grupa najemników Czarnego Słońca. Wyglądali na takich co to najpierw strzelają, potem sprawdzają do kogo strzelali. Hanharr odruchowo sięgnął w stronę miecza. Pewne chwycił rękojeść gotów w każdej chwili uruchomić ostrze. Przez chwilę bał się, że któryś z jego towarzyszy może zacząć strzelać, szczególnie, iż jeden z nich… Buherro, bardzo chciał kogoś rozwalić od samego początku. Na szczęście Argyus zachował zimną krew i w porę poskromił ewentualne zapędy swoich podwładnych. Jedi podziękował mu za to w duchu. W tej chwili nie miał innej możliwości, aby wyrazić swoją wdzięczność. Teraz nadeszła pora na jego ruch. Skupił się i spojrzał wprost na przywódcę wrogiej grupy.
-Nie chcecie walczyć. Nie jesteśmy tymi, których szukacie. Odejdźcie.-teraz pozostało tylko czekać. Obrzydliwe ułamki sekund, podczas, których nieprzyjaciel zbierał powietrze w płucach aby odpowiedzieć. Na wszelki wypadek Hanharr był gotów odskoczyć za najbliższą skrzynkę w poszukiwaniu schronienia na kilka pierwszych chwil możliwej potyczki. Liczył jednak, że Moc pozwoli im jej uniknąć. Zbyt wiele żyć pochłania Wszechświat każdego dnia…


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Chudeusz
Ja tu tylko sprzątam



Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 309
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: z domu wariatów

 Post Wysłany: Nie 17:01, 05 Lip 2009    Temat postu:

Lądowisko Nar Shadda
Zebrani na lądowisku nie dali się zaskoczyć, wymierzyli swoje blastery w prowadzonych przez wookiego przybyszów. Żołnierze czarnego słońca byli na swoim terenie i czuli się wystarczająco pewnie by wdać się w strzelaninę. Słowa wyryczane przez Wookiengo nie zostały zrozumiane, jednak moc której użył wywarła pewne wrażenie.

Przywódca zbirów zwrócił się do nowo przybyłych republikan. Jego wycelowany w Arygusa blaster nie drgnął nawet o milimetr. Słowa jednak nie wrażały agresji czy gniewu. Był zawodowcem robił to za co mu płacono.
- to wy lepiej opuśćcie broń, jesteście na naszym terenie. To jest Nar Shadda a nie Coruscant. Dlatego teraz grzecznie odłożycie broń i wrócicie skąd przybyliście. Ci których szukacie już dawno stad odlecieli.

Faktycznie nie mieli tu wiele do roboty zwłaszcza że zwrócili na siebie uwagę całego kosmoportu. Równie dobrze mogli maszerować ze sztandarami republiki na czele.

Przybycie posiłków Czarnego słońca rozwiało wszelkie nadzieje na zwycięstwo w walce. Na jednego komandosa przypadało co najmniej pięciu uzbrojonych przeciwników.
Jednak dotarcie na platformę nie było zupełnie bezcelowe. Wyostrzony słuch wookiego wychwycił strzępy meldunku jednego z żołnierzy.
.... tracker działa... na...Endor... winien wiele.... esu...
Obie strony czekały na ruch przeciwnika.


ENDOR
Niewielki punkcik nad planetą zamienił się w lekko uszkodzony frachtowiec "Mynock" zmierzający w kierunku lądowiska na powierzchni lesistego księżyca Endoru.

- Musimy uzupełnić zapasy i dokonać bieżących napraw zanim ten złom się rozpadnie - Das tłumaczył Uriel przyczyny lądowania na zadupiu wszechświata. Nie mamy wyjścia poza tym jesteś jedi, nic nam nie będzie.

Powierzchnia planety przybliżała się coraz bardziej a wyglądająca przez iluminator kobieta mogła podziwiać zapierające dech w piersiach widoki. Również jej nowy towarzysz Michalik był pod wrażeniem zielonego oceanu drzew. Z głuchym stukiem podpory uderzyły o podłoże lądowiska a wycie silników zamieniło się w cichnący szum. Wylądowali na Księżycu Endora.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Chudeusz
Ja tu tylko sprzątam



Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 309
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: z domu wariatów

 Post Wysłany: Śro 12:38, 04 Lis 2009    Temat postu:

[off] Granie z samym sobą jest zajebiste [off]

kosmoport Nar Shadda

Negocjacje z Czarnym Słońcem były krótkie i rzeczowe. Komandosom republiki udało się jakimś cudem dotrzeć na pokład transportowca i zwiać z planety w jednym kawałku. Jednak ich misja utknęła w martwym punkcie. Nie zmieniło to jednak wiele w kwestii zadań. Komunikat z kwatery głównej był dosyć przygnębiający. Uriel Khan znalazła się na jednym z księżyców Endoru. Najprawdopodobniej w tym momencie leciała sobie na spotkanie z Dooku, lub już nie żyła. W każdym razie misja zakończyła się niepowodzeniem.

Pokład prywatnego transportowca "Rotiart" należącego do Czarnego słońca.

Cichy szum silników obudził Uriel, zapewne zimna i niewygodna podłoga na której leżała miała również swój udział w przebudzeniu. Spróbowała wstać jednak zdołała się tylko przewrócić na brzuch. kajdanki z durastali skutecznie krępowały jej ręce na plecach. Żachnęła się i sięgnęła po Moc.
Impuls elektryczny który przeszył jej skronie nie był silny, w zupełności jednak wystarczył aby uniemożliwić jej koncentrację i użycie mocy. krzyknęła z bólu wijąc się po podłodze celi. kiedy wreszcie odzyskała kontrolę nad swoim ciałem dostrzegła Michalika stojącego po drogiej stronie bariery siłowej.
-Nie próbuj używać mocy to nie będziesz cierpieć. Przykro mi że tak to się skończyło ale moi pracodawcy są potężnymi ludźmi, a ty jesteś zdecydowanie zbyt ufną kobietą.
Svivren mówił coś jeszcze jednak umysł jedi odpłynął już starając się dowiedzieć jak do tego doszło.

Wysiedli z transportowca i nieniepokojeni przez nikogo ruszyli w kierunku kontenera który stanowił punkt odpraw. Das był spokojny i pewny siebie. Uriel ukryła miecz pod kurtką a Michalik wyglądał na oszołomionego przytłaczającym pięknem natury. Dowódcą posterunku okazał się być niejaki Komandor Vulpus, Uriel kiedyś odbiło się o uszy to imię. ale nie była w stanie przypomnieć sobie w jakich okolicznościach. Odprawa przebiegła nad wyraz szybko i po kilku zdawkowych pytaniach i bajce Dasa o ataku piratów i " ciężkich czasach" szybko ruszyli do kantyny. Niestety budynek którego szyld mówił " Endorska Wyżerka" był pełen Battledroidów, Uriel w ostatniej chwili zdołała uskoczyć za Michalika który przyjął większość ogłuszających boltów. Kontratak jedajki okazał się zgubny w skutkach. Droidy ginęły jak senackie dotacje. po chwili Uriel stała samotnie na polu walki. Michalik i Das leżeli ogłuszeni, a z zewnątrz dochodził odgłos kolejnej fali droidów. Zabuczał miecz którym wycięła otwór w ścianie kontenera, oczywiście przeciwnik nie pomyślał o okrążeniu prymitywnego budynku. Kilka kroków i stała już przed przerażonym komandorem placówki. Vulpus przekonany przez telekinetyczne zdolności Jedi i ścianę zgodził się zdezaktywować droidy. Nie miał jednak zamiaru poddawać się bez walki. Strzał z pistoletu usypiającego trafił ją w lewe ramie, chwile później bohaterski komandor stracił broń, prawą rękę i kawałek twarzy. Wszystko się rozmyło a Uriel pochłonela ciemnośc.

i dlatego nie powinnaś się rzucać, to urządzenie kosztowało majątek i jest zaprojektowane specjalnie dla Ciebie. Komuś bardzo zalezy żebyś doleciała żywa. A właśnie,
Michalik wyłączył na chwilę barierę i chlusnął na kobietę wiadrem lodowatej wody,
W imieniu kapitana i załogi życzymy miłego pobytu.
Podczas gdy Uriel trzęsła się z zimna, i bezsilnej wściekłości transportowiec pokonywał kolejne tysiące kilometrów wioząc więźnia ku przeznaczeniu.

[koniec misji]


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Forum Rise of the Empire RPG Strona Główna » Najemnicy » Never say never again
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach




Solaris phpBB theme/template by Jakob Persson
Copyright © Jakob Persson 2003

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group