FAQ Zaloguj
Szukaj Profil
Użytkownicy Grupy
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Rejestracja
G'ash
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Forum Rise of the Empire RPG Strona Główna » Archiwum Jedi » G'ash
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Żbik
Wredny kocur



Dołączył: 21 Lut 2006
Posty: 777
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Z Twojego najgorszego koszmaru

 Post Wysłany: Czw 12:53, 09 Lis 2006    Temat postu:

Na pytania Aldara Bothanin spod ciemnej gwiazdy tylko zaprezentował swoje wybrakowane uzębienie: Takie miałem polecenie, na wskazane miejsce miał przyjść ciemny osiłek, łysa pałka i cycata kobieta i mieli pytać się Fey'tai. Sam przyznasz, że niewielu jest takich piratów. - pokręcił zdecydowanie łbem - Nie mam pojęcia co to za jeden, czasem Bothanie śledzą kogoś dla zabawy, czasem podążają za każdym kto przybędzie do portu i potem go napadają. To nie jest bezpieczna dzielnica. Może też być to ktoś z moich wrogów, albo waszych? - spojrzał na nich badawczo, jakby chciał zapytać "co wy za jedni" - Ale może nie warto nim się za bardzo przejmować, jednak miejcie klastery w pogotowiu. Tymczasem spróbujmy wyślizgnąć sie stąd jakoś po cichu. Nie robiąc zamieszania.

Tymczasem Vos już dawno opuścił pokoik i zaczął prowokować Bothan, szło mu świetnie. Prawie dwumetrowy Bothanin o czarnym futrze i dużej liczbie metalowych ozdób w różnych miejscach ciała wstał i wyprostował się w całej okazałości, na wypadek gdyby miała zwyciężyć typowa Bothańska powściągliwość pirat dodał:
- Na urok Hutta, twój stary był Wooki żeś taki wielki? - efekt przerósł najśmielsze oczekiwania, lokalny osiłek zjeżył się na całym ciele, zawarczał i z furią ruszył na Vosa, a przynajmniej w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą człowiek się znajdował, bowiem szybki jak kometa Jedi był już w zupełnie innym miejscu i obserwował jak rozpędzony Bothanin zapoczątkował reakcję łańcuchową, do tego najwyraźniej zostały rozbudzone lokalne zawiłości etniczne bowiem sala wypełniła się okrzykami : Ci z Kre zawsze szukają zwady, klan Sei do mnie - tymczasem właściciel brązowego futra i w połowie pełnego (a może pustego) kufla potrząsnął Jedi za ramię
- Hej człowieku, potrąciłeś mnie i teraz do końca dnia będe śmierdział mokrym futrem zapłacisz mi za to - po czym chlusnął resztką zawartości, jednak Vos zdarzył przykucnąć, warknięcie przepełnione gniewem było najlepszym sygnałem, że bijatyka zatacza coraz szersze kręgi.

Jeśli piraci chcieli się wymknąć z kantyny niepostrzeżenie, to teraz mieli najlepszą do tego okazję.

[off]
Aldar, możesz się wymknąć bez problemów, jednouchy po opuszczeniu knajpy będzie chciał was opuścic argumentując ze zrobił swoje i idzie do domu, masz ze sobą datadisk ze wszystkim czego potrzebujesz. Knajpa z Nosfem jest w centrum czyli dość daleko, warto przebrać sie w cos bardziej wyjściowego, możesz wziąć taksówke (nie jest specjalnie droga) Taksówka bedzie żółtym speederem z tropikalną muzyką, czarnofutrym kierowcą. Kierowca nazywa się Rasta Far'ryi, bedzie miły i da ci wizytówkę (może sięjeszcz keidyś przydać. Możesz opisać wszystko aż do pojawienia się w restauracji, restauracja jest wysokich lotów ale bez przesady. Wymyśl jakiś przekonujący powód dla którego mieli by cię zaprowadzić do Nosfa, możesz też użyć siły
Vos, jako że jesteś w oku cyklonu to nie licz że wyjście z knajpy będzie łatwe, kilka istot będzie próbować przeszkodzić w tym a przy okazji sklepać co jest do sklepania. Jak chcesz możesz dołączyć albo pójść gdziekolwie. Dość szybko zauważysz że jesteś śledzony przez tego bothanina, jednak możesz go zgubić dość łątwo (ale z opisem) Potem piszesz którego Mai'iami szukasz.
Wasze posty mogą być dłuższe bo i tak przed niedzielą nie odpisze.
[/off]


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Aldar Khel'makh
Grey Jedi



Dołączył: 08 Maj 2006
Posty: 103
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Coruscant

 Post Wysłany: Nie 20:19, 12 Lis 2006    Temat postu:

Aldar nie mógł ukryć rozbawienia kiedy ujrzał Mistrza Vosa prowokującego bójkę. Nareszcie potężny mistrz objawił się jako zwykły człowiek. Zamiast odwołać się do mistycznej mocy, odwołał się do siły. Słusznie! Bo droga prosta, a wybite parę zębów i połamane kości to w końcu nic strasznego! Nawet dla jedi...

Lecz sekundy uciekały i nijak nie dało się obserwować rezultatów oryginalnej strategii mistrza jedi.
– Czas na nas – Aldar wstał i pociągnął za sobą „cycatą kobietę” jak ją określił Bothanin. Ruszył szybko w zdłuż ściany. Pare razy kufel przeleciał nad głową, gdzieś ktoś upadł, a ogólny harmider utrudniał orientację. Tak że Aldar był niemal zaskoczony kiedy posiadacz włochatej gęby prawie przewrócił się na niego. Jedi nie zastanawiając się huknął kotopodobną istotę łamiąc kilka przednich zębów. Cielsko z dziwnym harchotem zwaliło się na ziemię. Aldar czuł adrenalinę, która wyostrzała zmysły i prowokowała do bitki. I choć robiło się coraz ciekawiej, choć wspomnienia młodości niczym chochlik namawiały do wzięcia udziału w hulance, to jednak obowiązek wciąż prowadził do wyjścia.

Wypadli na ulicę, która nagle wydała się wyjątkowo cicha w porównaniu z wnętrzem, gdzie wrzask, tumult i odgłos rozbijanego szkła i kości z każdą chwilą tylko się potęgował.
- Radzę się szybko oddalić. Nasz zawalidroga da sobie radę. I ... – Aldar zawiesił wzrok na piersiach dziewczyny – ... wydaje mi się że znajdzie Ciebie... w mocy. Do zobaczenia.

Poczym dłużej nie czekając ruszył w boczną uliczkę. Wygładził poły marynarki (która mogła być pomylona z kurtką w swej wyjątkowo nie starannej elegancji). Przez chwilę zastanawiał się czy nie przybrać stroju bardziej eleganckiego, ale kiedy już chciał oddalić te myśli, dostrzegł że prawy rękaw jest ubroczony w mieszance piwa i krwi.

Młody jedi westchnął ciężko i wyciągnął papierosa. Zaciągnął się głęboko dymem zastanawiając się co począć. Przybył na planetę z jakimś nie do końca zrównoważonym jedi. Za to ciekawym i do tego typem do którego lgną kobiety! Perspektywiczne. Ale za to misja. Całkowicie nie określona. Jakiś senator zaangażował Sing do zgładzenia jedi. Całkowicie głupie posunięcie... A teraz zamiast znaleźć owego senatora i zmusić do wyznania prawdy, czaili się po knajpach. I jeszcze jakiś Nosf...

Aldar był coraz bardziej zrezygnowany. Nie rozumiał posunięć i decyzji Vosa. Jego serce rwało się do czynu. Chciał w końcu rozwiązać tę zagadkę. A nie czaić się... Zgasił papierosa i dość niechętnie ruszył w kierunku statku.

***

Lniane spodnie, miękkie skórzane mokasyny, idealnie dopasowana koszula... Wszystko w kolorze grafitu zestawionego ze srebrem spinek od mankietów. Do tego luźna marynarka i niewielka aktówka z dobrze wyprawionej skóry. Beznadzieja. Aldar czuł się duszno w tym stroju. Do tego pomysł ukrycia miecza świetlnego w aktówce zdawał się coraz bardziej durny z każdym dniem.

Był jedi. Wojownikiem. Do tego zwolennikiem prostych i rzeczowych rozwiązań. Podchody były męczące i w tym wypadku nader nieuzasadnione. Ale było już zbyt późno. Stał przed restauracją w której miał spotkać tajemniczego bothanina.

Zapalił papierosa i lekko znudzony skierował się w stronę restauracji. Wnętrze było miłe, aczkolwiek ilość fajansu dyskryminowała restauracje jako wnętrze najwyższej klasy. Subtelne sygnały i mniej dyskretne spojrzenia sygnalizowały że miejsce to nie jest przeznaczone dla każdego.

Na wprost otwierał się widok na dużą salę, gdzie pośród dymu papierosowego zasiadały liczne postaci. Natomiast w prawo widoczna była mniejsza sala, do której wejścia broniły sznury koralików w asyście dwu poważnie wyglądających osobników. Aldar nie miał wątpliwości dokąd skierować swoje kroki.

Z każdym krokiem widział jak sylwetki dwóch ochroniarzy kierują na niego swą uwagę... tężeją... badają wzrokiem... napinają się groźnie...
- Tak? – osobnik po lewo nie miał przyjemnego głosu.
– Do pana Nosfa Era`Tu – Aldar zdawał się całkowicie rozluźniony.
– A z kim mam przyjemność?
- Taisus Cardo
- Był pan umówiony?


Rozmowa toczyła się nader bezsensownym kierunku...

– Nie. Pan Era’Tu nie był ze mną umówiony – Jedi wykrzywił się jakby rozmowa była dla niego wyjątkowo męcząca – Ale myślę że to nie problem...

Aldar wyczuwał umysł ochroniarza. Orientował się że jest on zmęczony. Że właśnie chciał zapalić. Że jest znużony staniem tutaj kolejną godzinę. Techniki jedi nie pozostawiały wiele tajemnic. I pozwalały odcisnąć swe piętno. Aldar brutalnie wpoił myśl która zdominowała ochroniarza. „To nie problem”. Poczym odgarniając zasłonę, ruszył do przodu.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Quinlan Vos
Mistrz Jedi



Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 569
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Łódź / Tomaszów Maz.

 Post Wysłany: Wto 17:53, 14 Lis 2006    Temat postu:

Vos stosował unik za unikiem, próbując nie nadziać się na żaden z nadlatujących ciosów, a te sypały się gęsto. Momentami po prostu nie był w stanie uchylić się wystarczająco szybko i miał już na sobie kilka siniaków. Szczególnie uważał na gwałtownie poruszające się ostre narzędzia, dzięki czemu nie miał żadnych trwałych obrażeń. Nagle w trakcie przetaczania się po wolnym fragmencie podłogi poczuł ostre pieczenie w prawym policzku, a potem ciepło spływającej krwi. Widocznie trafił dokładnie w opadające wibroostrze, które, nietrzymane przez żywą istotę, było trudne do wykrycia, zwłaszcza w tej całej zawierusze. Kiffar nie stracił jednak rozpędu i dalej mozolnie kierował się w stronę wyjścia.

Gdy już zdołał się wyprostować i miał tylne wyjście w zasięgu wzroku (co było sukcesem przy panującym wewnątrz kantyny tłoku), na jego drodze stanął niewysoki, ale wyraźnie wysportowany i niebezpieczny Bothanin z krótkimi, cienkimi wibroostrzami w obu rękach - najwyraźniej służyły do kłucia, chociaż mogły też sprawdzić się jako broń sieczna. Vos nie czekając na reakcję Bothanina zamarkował uskok w lewą stronę, po czym odbił się i całym ciężarem skoczył nisko w prawo. W międzyczasie do ręki wsunęła mu się rękojeść miecza świetlnego. Przelatując obok prawej nogi Bothanina wbił rękojeść w jego udo, na ułamek sekundy włączając miecz. Ostrze prawdopodobnie przepaliło kość, na co dowodem był szybki upadek futrzastej istoty, która uderzając plecami w ziemię upuściła jedno ostrze. Drugie ostrze tkwiło na dwa centymetry w lewym ramieniu kiffarskiego mistrza. Bothanin okazał się równie niebezpieczny, jak wyglądał. Vos ciężko podniósł się z ziemi i mając prostą drogę do wyjścia, opuścił kantynę.

Na zewnątrz uderzył go wszechobecny odór, chociaż nie było to największym problemem. Na policzku uformował się już pokaźny strup, ale lewy muskuł piekł jak cholera. Upływ krwi nie był duży, ale rana była bolesna i przeszkadzała w poruszaniu ręką. Na wszelki wypadek Vos urwał kawałek tuniki, którą nosił pod kurtką i zawiązał wokół rany. Szybkim, ale nie ostentacyjnym, krokiem oddalił się od kantyny.

Nie zajęło mu długo zorientowanie się, że jest śledzony. Miał tylko nadzieję, że ściągając szpiega na siebie zdjął go z pleców Aldara i Khaleen. Khaleen... No cóż, nie było im dane pracować razem w tej misji. Miał tylko nadzieję, że młody Jedi powstrzyma swoje zapędy i przypomni sobie o dobrych manierach. Jeśli nie, to może to być dla niego bolesne... Na tą myśl przypomniał sobie o piekącym ramieniu. Stwierdził, że wyglądem zbytnio nie odbiega od meneli kręcących się po slumsach Drev'starn. Miał już nawet pewien plan, ale przeszkodzić w nim mógł 'ogon'.

Stwierdził, że nie ma czasu ani pomysłu na wyrafinowane metody, więc po prostu puścił się biegiem, często skręcając w przecznice i ciemne uliczki. Wokół nie kręciło się zbyt wielu tubylców, więc bieg tutaj nie mógł już zwrócić zbytniej uwagi. Gdy zauważył rząd stojących śmietników pod ścianą jednej z uliczek, bez ceregieli otworzył Mocą klapę jednego kontenera, wskoczył do środka i zamknął ją, starając się to robić jak najciszej. Niedługo potem usłyszał ciche, ale regularne tupanie - nadbiegał 'ogon'. Skupił się na tym odgłosie, sięgając na zewnątrz Mocą. Miał już w głowie obraz Bothanina, który go śledził. Znów posługując się potęgą będącą przywilejem Jedi 'włożył' szpiegowi do głowy głos, który sam słyszał przed chwilą - oddalające się tupanie. Bothanin na chwilę przystanął, jakby się zastanawiał, po czym ruszył biegiem dalej. Tymczasem Vos nieco wygodniej ułożył się na śmieciach, po czym wprowadził się w trans leczniczy przy zachowaniu przytomności. Wiedział, że nie ma dużo czasu, więc skupił się tylko na lewym ramieniu.

***

Kiffarski Jedi nie był mistrzem wśród uzdrowicieli, ale po niecałych dwóch godzinach po ranie została tylko paskudna blizna i strup, ale nie tracił już krwi i ból całkowicie ustąpił, nawet przy ruszaniu ręką. Uznał to za sukces. Sięgnął Mocą poza kontener i wyczuł, że w pobliżu nie ma nikogo, kto mógłby zauważyć go wychodzącego ze śmietnika. Otworzył więc ostrożnie klapę i wyskoczył na zewnątrz. Uznał, że Moc była z nim, bo sekundę po dotknięciu gruntu podeszwami usłyszał cichy dźwięk alarmu i zauważył miganie niewielkiej, czerwonej, zeżartej rdzą lampki. Włączyła się wbudowana zgniatarka kontenera, która kompresowała znajdujące się w nim śmieci do postaci kostki, która następnie spadała szybem do jakiegoś podziemnego zakładu recyklingowego. Tymczasem Kiffar zebrał myśli. Miał odszukać miejsce albo osobę o nazwie Mai'ami. Przypomniał sobie, że istnieje taka ulica w Drev'starn. Śmierdział intensywnie śmieciami, więc postanowił udać się tam pieszo. Po drodze obmył twarz i włosy w wodzie z kałuży, żeby pozbyć się krwi i brudu przynajmniej z głowy. Zastanawiał się, co tym razem Moc postawi na jego ścieżce.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Żbik
Wredny kocur



Dołączył: 21 Lut 2006
Posty: 777
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Z Twojego najgorszego koszmaru

 Post Wysłany: Pią 17:15, 17 Lis 2006    Temat postu:

Ochroniarz spojrzał na Aldara, beznamiętnym i nieco bezmyślnym głosem powtórzył
- To nie problem - drugi strażnik był nieco zaskoczony, ale wzruszył ramionami i też się odsunął jednocześnie uruchamiając przyciskiem drzwi. Witraż przedstawiający ucztujących Bothan rozsunął się z sykiem i Aldar mógł wejść do środka.

Znajdował się teraz w znacznie mniejszej, jednak ciągle imponującej sali, której wystrój nie ustępował, a może nawet przewyższał sale główną. Ściany i drzwi były ozdobione witrażami przedstawiającymi Bothan w czasie codziennych czynności, głównie ucztowania. Zebrani goście również zasiadali na podłodze wokół długiego i niskiego stołu, na którym dymiły liczne potrawy, które zapachem przywodziły ziółka Yody, a z wyglądu przypominały gotowana głowę Quarena. Bez wątpienia było to elitarne towarzystwo, akurat w tym czasie zajęte
- Tak wysłaliśmy po nich naszych ludzi, już wkrótce powinni przechwycić towar a kobietę przyprowadzić.... - Aldar nie dowiedział sie gdzie ktoś miał być przyprowadzony, bowiem jego nagłe pojawienie się przyciągneło uwagę zebranych
- Kim ty jesteś? - zdziwił się siedziący u szczytu stołu Bothanin o szarym futrze i bezwzględnym spojrzeniu - A wy co tak stoicie pajace, na muszkę go - Aldara tkneło, że powinien coś szybko zrobić, jednak było za późno. Bothanie okazali się szybsi i 10 luf mierzyło w jego pierś.
- A teraz wytłumacz mi coś ty za jeden i w jaki sposób dostałeś się tutaj? - dosłownie minuty zostały Jedi by uniknąć przykrej śmierci.

***

Mistrza Jedi opuszczały resztki złudzeń a rzeczywistość coraz wyraźniej dochodziła do świadomości. Śmierdział. I zapach jego ciała i ubrania z pewnością był niewiele lepszy od wyglądu. Poplamionej kurtki i twarzy "umytej" w kałuży. Natomiast dobrym aspektem całej sytuacji był fakt, że nikt nie mógł teraz podejrzewać, ze jest mistrzem Jedi, a nie lokalnym lumpem. Na szczęście ulica nie była daleko, więc spacer nie był ani zbyt długi ani czasochłonny. Był na ulicy Mai'ami, jednak co z tego wynikało. Po dwóch stronach ulicy rząd 7 piętrowych budynków mieszkalnych, sklepy, jakiś lokal wyglądający na bar szybkiej obsługi. Ulica jakich wiele. Jeszcze przez chwile pokrążył po ulicy z nadzieją, że cos zobaczy. Jednak nie było tu nic co mogło go interesować. Nagły wiatr zmarszczył powierzchnie kałuż i potargał brudne włosy Vosa. Z jakiegoś krzewu oderwał się wyschnięty liść i poleciał niesiony podmuchami wiatru. Nic więcej

***

Śmierdzący i zawiedziony Vos wracał pogrążony we własnych myślach, na tyle zamyślany, iż wpadł na jakiegoś Bothanina, pod płaszczem wyczuł coś twardego
- Patrz gdzie leziesz łazęgo - Bothanin o wystających kłach wyszarpał spod ubrania blaster i wbił go bok pirata. W tej samej chwili umysł Kiffara wypełnił się odgłosem wystrzału, krzykiem Bothanki i odgłosem upadającego ciała.
- Spokojnie Toro, masz swoje zadanie, przyjemności będą po wypłacie. - uspokoił towarzysza równie brzydko wyglądający futrzak ze stojącego obok speedera. - Ja spadam, a wy nie róbcie problemów, ty Przybłędo lepiej też nie szukaj guza - po czym odjechał zostawiając Vosa i dwóch bandytów. Drugi z nich trącił Toro w ramie pokazując Bothanke o białym futerku która wchodziła do jednego z budynków.
- Zostaw go, mamy co robić
- Spadaj - rzuci ten zwany Toro do Vosa a sam skierował się w stronę wejścia...

***
Vos - jak chcesz możesz wracać do kosmoportu, jeśli chcesz ich sklepać to możesz od razu na ulicy, albo wejść do budynku.
Aldar - możesz zrobić wszystko co tam chcesz, tylko pamiętaj że jeden strzał blastera wystarczy a ich jest 10.
Miłej zabawy
***


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Aldar Khel'makh
Grey Jedi



Dołączył: 08 Maj 2006
Posty: 103
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Coruscant

 Post Wysłany: Pią 21:01, 17 Lis 2006    Temat postu:

Działanie bez planu ma pewne minusy. Jeśli tak można nazwać spec comando bothańskie mierzące w pierś. Aldar wciąż nie miał pomysłu i jak teraz zadawał sobie pytanie o czym myślał wstępując tutaj odpowiedzi było brak...

Zmierzył beznamiętnym głosem wszystkich obecnych. Ciasno, ich wielu...
Rozglądał się w koło szukając miejsc pomagających w walce. Krzesła, stolik, szafka...

W myślach kalkulował swoje szanse. Miecz świetlny zdawał się wibrować. Czyż stary Sunrider nie zaśmiał by się i jednym ruchem nie wytrącił broni z rąk napastników?

Raczej nie. Było praktycznie pewne że ktoś by zginął. I nawet jeśli sam Aldar, to zapewne nie sam. A nawet jeśli, to nie była to kusząca perspektywa. Zawsze była inna droga i należało z niej skorzystać.

Aldar cmoknął beznamiętnie, poczym przez chwilę przypatrywał się starej figurce stojącej na kredensie.
- Ładne – stwierdził krótko.
W powietrzu coś jakby się zjonizowało. Napięcie było aż wyczuwalne. Aldar wyczuwał że jeszcze chwila...

Odwrócił się w stronę Bothanina.
- Panie Nosf Era'Tu – zaryzykował jedi, lecz pierwsze spojrzenie było jasne – miał rację – Jak się tu dostałem? Przywykłem do tego że wszystkie drzwi stoją otworem przed moim zwierzchnikiem. Pozwoli Pan że się przedstawię. Nazywam się Soon Bates. Chciałbym pomówić o ... interesach. Mój przełożony jest bezpośrednim współpracownikiem pana kolegi. – Aldar zrobił minę osoby wielce zasępionej. Jakby nie umiał sobie przypomnieć nazwiska – Pana G’asha. I właśnie o tej współpracy chciałbym pomówić. Ale proszę mi wybaczyć. – Rozejrzał się w koło – Może w węższym gronie? Chyba że woli Pan porozmawiać na Raxus Prime?

Wypowiadając każde słowo Aldar skupiał ię na mocy. Był w każdej chwili gotów zareagować i rzucić się za kredens. Ale tnie to było najważniejsze. Mistrz Sunrider uczył go wpływać na umysł. Rozpoznawać emocje innych, wykorzystywać je, kształtować, zmieniać...

Wyczuwał napięcie w sali, zdziwienie, agresję, inne uczucia. Lecz wykorzystał moc by wzmocnić swe słowa i wpoić w umysły zebranych, z zwłaszcza Nosfa uczucie wątpliwości, siły bijącej od przybyłego, respektu i ... kiełkującego strachu niczym przed wysłannikiem bardzo wpływowej osoby z poza planety.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Quinlan Vos
Mistrz Jedi



Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 569
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Łódź / Tomaszów Maz.

 Post Wysłany: Sob 16:03, 25 Lis 2006    Temat postu:

[off]Tak nakreśliłeś otoczenie i sytuację, że praktycznie nie wiem, gdzie iść i co robić.[/off]

Kiffar, nie wypadając z roli lumpa, nie odezwał się ani słowem i udał, że odchodzi. Jednak gdy Toro i jego towarzysz zniknęli w budynku, podążając śladem Bothanki, Vos spróbował wkraść się do budynku, aby zobaczyć, co dwaj oprychowie mieli w planach. Mogło się to wiązać z celem jego misji.

[off]Bez godmoddingu nie mam nic więcej do napisania. Serio, kiepsko Ci ten modpost ostatni wyszedł.[/off]


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Żbik
Wredny kocur



Dołączył: 21 Lut 2006
Posty: 777
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Z Twojego najgorszego koszmaru

 Post Wysłany: Czw 2:09, 30 Lis 2006    Temat postu:

Gdzieś na przedmieściach (Vos)

Jedi czasem musi postępować nie zgodnie z nakazem rozsądku, lecz pod wpływem impulsu, nie inaczej działał Mistrz Quinlan Vos, który nie bacząc na swoje zadanie odnalezienia tajemniczego G'asha podążył śladami kobiety i dwóch bandziorów. Dostanie się do budynku nie było problemem, jedno dotknięcie tablicy kodów i w głowie Jedi pojawił się wyraźny obraz włochatych dłoni wystukujących kombinacje cyfr, spróbował jednej z nich i już po chwili droga do środka była wolna.

Zachowywał czujność, aby swym zachowaniem i obecnością nie narobić hałasu. Czuł, że Tori i drugi rabuś znajdowali się dwa piętra wyżej, kobieta również. Były tez tam inne osoby. Gdy znalazł się na właściwym pietrze rozejrzał się, interesujące go osoby znajdowały się w jednym z mieszkań akurat usytuowanego na rogu, ciągnącego się przez kilka kondygnacji korytarza. Pod wpływem przeczuć i mocy mistrza gry zbliżył się na tyle blisko by wyczulone zmysły Jedi mogły odczytać emocje ale i treść rozmowy.

Za drzwiami znajdywało się sześć osób, Bothan. Rozpoznał umysły Toro i jego towarzysza, wydawało mu się też, iż wyczuwa Bothanke o białym futerku. Pozostałe 3 osoby pozostawały tajemnicą. Czuł też strach samiczki, rozpacz i zawód. Myśli pozostałych, raczej samców, choć przy obecnej znajomości rasy trudno to było orzec, były różne. Od niepewności i strachu, przez rozbawienie na znudzeniu kończąc. Wyczuwał złe myśli Toro, którego myśli krążyły wokół chęci skrzywdzenia Bothanki. Prócz emocji dobiegały także słowa

- Co to ma znaczyć Foste, myślałam że mogę ci zaufać - przez drzwi dobiegał zdenerwowany i wyższy niż inne głos Bothanku.
- Ja także tak myślałem Kothra, ale gdybyś mi powiedzieła wszystko może by się to inaczej skończyło, a tak wydano list gończy, jesteś przestępcą - to był drugi głos, należący do nieco zdenerwowanego samca
- Nic nie rozumiesz, chciałam pomóc, uratować Bothan. A oni nie pozwalali mi, a teraz widzę, że i ty wpadłeś w ich siła, oddałeś im walizkę, oddałeś im mnie.
- Zrobiłem to dla dobra mojego klanu, naszej rasy. Walizka trafiła w ręce władz, ty zostaniesz osądzona. Prawda Inspektorze. - wtedy odezwał się kolejny głos
- Oczywiście, walizka wraz zawartością wkrótce trafi w odpowiednie ręce, a Panna Eg'ak zostanie przesłuchana. Musimy być pewni, że nikt więcej nie współpracował z nią. Musimy być pewni, że nie ma więcej świadków Panie Foste - w głosie czuć było złośliwą satysfakcje. Nagle rzeczywistość wokół Mistrza Jedi ustąpiła złudzeniom, wizjom szamoczącej sie Bothanki o białym futrze ubraną w oficjalny strój oraz dwójki oprychów. A także kogoś ubranego w mundur lokalnej policji mierzący z blastera do przestraszonego Bothana o szarym futrze i niedbałym odzieniu. Chwilę później rozległ się strzał....


***

Eksluzywna restauracja (Aldar)

Sztuczka Jedi przynosiła efekty, adept Mocy czuł jak zebrani stają sie zaintrygowani nową postacią, również mierzący do niego strażnicy nabrali respektu, ale i mocniej chwycili bronie, gdyby tajemniczy przybysz zamierzał sprawaić problemy. Natomiast Era'tu zdawął się być niewrażliwy na sugestie, zarówno na słowa jak i na mentalny przekaz. Mistrz Sunrider ostrzegał przed "groźnymi umysłami" niestety istoty o niezwykłej odpornosci zwykły też dysponować dużymi możliwościami. Choćby w postaci licznych blasterów. Mimo to słowa przyniosły chociaż ten efekt, ze Aldar nie zginąl, na razie, wręcz przeciwnie Nosf zapytał:
- A czego to "Pan G'ash" znowu chce? Obiecałem towar i słowa dotrzymam, ale niechże da nam czasu. Takie rzeczy wymagają delikatności, sprytu, a przedw szystkim sprytu, a nie posłańców, którzy przeszkadzają nam w posiłku! - był ewidentnie zły i nieprzewidywalny - Zaraz, a może nie jesteś od G'asha? - jego wzrok świdrował Padawana - Jeśli tak nie jest, zginiesz marnie a twoje wnętrzności wylądują na tym stole - nasywało się pytanie czy jako potrawa czy w toku walki, jednak chwila była nie odpowiednia by zagłębiać sie w temat, gdyż mógł Jedi wyjść bokiem - Chyba że twoje życie będzie miało wartosć w kredytach i mówimy tu o kwotach jak odległość na Raxius Prime. - wyszczerzył kły w dość agresywny sposób - Zobaczymy co jeszcze powiesz, niech no który go obszuka i zabierze wszelką broń. Tylko bądźcie ostrożni. A potem zostawcie nas samych....


[off]
Vos - to trochę skomplikowane, ale twoja postać może uratować Bothana przed zastrzeleniem, ale nie musi nawet ciekawiej będzie jak zginie. Co do pozostałych, to biała jest w szoku i nic nie zrobi. Pozostali to profesjonaliści mają blastery sa nieźli w walce. Ale jeśli zdecydujesz się na użycie Mocy to nie będa zbytnim problemem. Jak się z nimi uporasz możesz zająć się Bothanką zagadać popytać. A jeśli olejesz ich wewnętrzne sprawy to oczywiście wyprowadzą ja na zewnatrz a Bothana zabiją. Na zewnątrz będzie czekać speeder.

Aldar - no generalnei chca cię zmacać, jak im się to uda to pewnie go wyciągną, no i ogólnie zabiorą całą broń. Oczywiście tak z 9 luf jest wymierzonych choć uwaga jest juz mniejsza.

Ogólnie jak stwierdzicie że macie mało informacji to nie marudzic mi tylko napisać na PW "robie coś takiego" prosze o informacje albo doklejke. Czasami fabuła wymaga aby zatrzymać akce w momencie w którym zdecydujecie czy iść w lewo czy w prawo, ale jest to kluczowe.

[/off]


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Aldar Khel'makh
Grey Jedi



Dołączył: 08 Maj 2006
Posty: 103
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Coruscant

 Post Wysłany: Pon 17:28, 11 Gru 2006    Temat postu:

Sytuacja powoli stawała się nieprzyjemna. Gorzej! Od dłuższej chwili była krytyczna. Zdecydowanie kilka osób było gotowe zabijać, a Aldar nie dość że miał się stać ofiarą, to jeszcze prowodyrem. Jedi wyczuwał swój puls, rytmicznie i z wielką energią wybijający sekundy jego życia. Czuł że nie może rozluźnić mięśni. Nadludzkim wysiłkiem starał się panować nad swym obliczem, tak aby zdradzało spokój.

Choć bothan było wielu, to jednak nie spodziewali się z kim mają do czynienia. Ich uwaga osłabła. Czy szybki atak miałby szansę powodzenia? Dwóch pierwszych mógł łatwo wyeliminować – stali zbyt bisko. Kolejny po lewo, finta i przejście... Nie. Aldar odegnał złe myśli. Nie przybył tu aby walczyć. Nie przybył tu aby szastać swoim życiem i innych.
- A czego to "Pan G'ash" znowu chce? Obiecałem towar i słowa dotrzymam, ale niechże da nam czasu. Takie rzeczy wymagają delikatności, sprytu, a przedw szystkim sprytu, a nie posłańców, którzy przeszkadzają nam w posiłku! - był ewidentnie zły i nieprzewidywalny – Zaraz, a może nie jesteś od G'asha? - jego wzrok świdrował Padawana – Jeśli tak nie jest, zginiesz marnie a twoje wnętrzności wylądują na tym stole – nasywało się pytanie czy jako potrawa czy w toku walki, jednak chwila była nie odpowiednia by zagłębiać sie w temat, gdyż mógł Jedi wyjść bokiem – Chyba że twoje życie będzie miało wartosć w kredytach i mówimy tu o kwotach jak odległość na Raxius Prime. - wyszczerzył kły w dość agresywny sposób – Zobaczymy co jeszcze powiesz, niech no który go obszuka i zabierze wszelką broń. Tylko bądźcie ostrożni. A potem zostawcie nas samych....

Dwójka kotowatych, która stał najbliżej ruszyła w stronę Aldara.
– Spokojnie Panowie. Nie mam przy sobie broni. W mojej pracy było by to pogwałcenie pewnych zasad. – Aldar skupił się na dwójce która kierowała się w jego stronę – ... działanie nieuzasadnione? Bo po co mi broń? Przybywam z pustymi rękoma
To mówiąc jedi wykonał gest za siebie, odkładając na komodę saszetkę, w której pozostał jego miecz świetlny. Siedzący Bothanin nie mógł widzieć tego gestu. A inni? Jedi raz jeszcze skupił się, wykorzystując mocumysłu do mamienia zmysłów kotowatych ~nie mam broni, po co? Puste ręce~

Nie bez ulgi odkrył że bothanie zignorowali jego gest. Zresztą Aldar postąpił parę kroków w ich stronę i poddał się inspekcji.
Kotowaci wymienili spojrzenie z szefem, poczym - choć wciąż nieufni i niechętni – wyszli z sali.
- Dziękuję za tę odrobinę zaufania. Panie Era’tu. Jak wspomniałem mój przełożony jest bezpośrednim kontrahentem Pana G’asha. Słowo „zwierzchnik” chyba było by na miejscu. Doskonale o tym wiemy że Pan G’ash od pewnego czasu popisuje się niezwykłą inicjatywą. Zaskakującą dla mojego mocodawcy. Biorąc pod uwagę że podałem planetę z której przybywam, nie może Pan mieć wątpliwości kto za mną stoi. I tak się złożyło że mój mocodawca stracił zaufanie do G’asha. Jego ostatnie posunięcia odbywają się w oderwaniu od polityki hrabiego. Czy to więc dziwne że poszukuje on kogoś na miejsce G’asha? Przybywam do Pana, gdyż to właśnie Pan ma stanąć na miejscu G’asha. Pewne kroki zostały już podjęte. Do niczego nie obliguje. Jedyne co to aby był Pan gotowy. W odpowiednim momencie ma Pan przejąć kontrolę. Oczywiście zapewnimy wszystko co będzie potrzebne. A nawet więcej. Jakie profity dla Pana? Włądza, pieniądze, kontakty... zresztą chyba nie muszę mówić czym jest rozwinięcie swoich działań na arenę między planetarną. Potrzebujemy kogoś takiego jak Pan w tym rejonie. Oczywiście może Pan odmówić. Cóż... to postawi mojego mocodawcę w trudnej sytuacji. Ale od razu ubiegnę wątpliwości – kontakt z G’ashem nic nie da. Za późno. Oczywiście może mnie Pan zabić. Ale to bez sensu. Jestem zwykłym posłańcem. Zabicie mnie sprawi że nie będzie Pan ... neutralny. A mój mocodawca jest bardzo nieprzyjemny w chwili zdenerwowania. Możesz więc uderzyć we mnie, ale nie w mojego mocodawcę. Na niego jesteś za mały. Możesz albo do Nas przystać i wygrać tę partię sabacca, albo... przegrać? Jaka jest Pana decyzja Panie Era’tu?

Aldar siedział dośc obojętnie wpatrując się w bothanina. Jego mina zdradzała życzliwe zainteresowanie. Nic ponad chłodne wyrachowanie zawodowca. Lecz to była tylko gra. Jego koncentracja sięgała zenitu, a jedi wyostrzał zmysły gotów natychmiast reagować. Partia toczyła się dalej.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Żbik
Wredny kocur



Dołączył: 21 Lut 2006
Posty: 777
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Z Twojego najgorszego koszmaru

 Post Wysłany: Czw 2:08, 21 Gru 2006    Temat postu:

Bothanin ni to zamlaskał ni zakasłał, pogładził się z namaszczeniem po brodzie z przodu pyska, wydawał sie wierzyć w zapewnienia Jedi, a może tylko udawał?
- Zatem jesteś wysłannikiem Hrabiego Dooku, Konfederacji lub Separatystów jak ich niektórzy zwą. I oferujesz mi sławę, pieniądze i kobiety? O przepraszam władze, przyznam, że wolałbym samiczki. - uśmiechnąl się zapewne rubasznie, jednak przy jego anatomii wyszło to co najmniej drapieżnie, bez podtekstów.
- Moje małe imperium gwarantuje mi wszystko co oferujesz, kredyty na nawet najbardziej zakazane i wymyślne przyjemności i potrzeby, władze o której nawet senator See'Lab mógłby pomarzyć, kobiety....a kobiet nie oferujecie. - był najwyraźniej rozczarowany z tego powodu. Nagle uśmiechnąl siejeszcze bardziej jadowicie, tak że samym uśmiechem mógł zarazić małą wioskę Ewoków - Ale umiar to coś czego nigdy nie miałem i czego nie poszukuje, więc myśle, że byłbym skłonny rozważyć Pańską propozycje Panie...zapomniałem imienia - dał czas na odpowiedź obserwując Aldara uważnie - Sektor Bothański nie jest wystarczająco duży i jeden G'ash mniej wszystkim dobrze zrobi. Tylko jest tu pewien problem - Aldar miał wrażenie, że za chwilę jego skóra zzielenieje - G'ash jest dość wpływową osobą, powiedzmy że już wkrótce może być najważniejszy na planecie. Pomijając oczywiście mnie - dodał z nieukrywaną skromnościa - Aby go "zastąpić" potrzeba niekonwencjonalnych metod i środków. Liczę że Hrabia mógłby je dostarczyć.
- Jest jeszcze jeden problem, nad planeta unosi się fregata republiki wypełniona Jedi, którzy co jakiś czas schodzą na ziemię i węszą. Trzeba uważać by nie wywęszyli Hrabiego, na to jest za wcześnie.
- rozsiadł się - Inaczej mówiąc, gotowy jestem przystąpić, ale pod pewnymi warunkami


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Aldar Khel'makh
Grey Jedi



Dołączył: 08 Maj 2006
Posty: 103
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Coruscant

 Post Wysłany: Nie 1:09, 21 Sty 2007    Temat postu:

Aldar siedział nieruchomo wpatrując się w rozmówcę. I nawet kiedy na twarzy bothanina pojawiła się iskierka szaleństwa przemieszanego z podnieceniem, to człowiek nie zareagował. W duchu jedi był załamany jak jego rozmówca musiał być zdemoralizowany. Samiczki na własność? Władza ponad wszystko? Cel uświęca środki? Życie w ciągłym strachu i walce o pozycję?

Dla Aldara było to jakieś upiorne błędne koło. Świadomość mocy jedynie potęgowało echo uczuć bothanina. Kim on w ogóle był? Czy nadal rozumną istotą? Aldar wpatrywał się z pewną dozą rezygnacji i politowania. A ten kiedy spoglądał na jedi, mógł odnieść wrażenie że spokój bijący z jego oblicza wiąże się z rutyną, pewnością siebie i znajomością własnych atutów. Jakby człowiek wielokrotnie prowadził podobne dyskusje. Jakby władza stojąca za jego plecami była... nieokiełznana.

- Taak – Aldar pogładził się po brodzie. – Cieszy mnie Pana nastawienie. Myślę że to ułatwi wiele spraw. Przyznam że nie spodziewałem się że nasze rozmowy będą tak szybkie. Ale to dobrze. Obydwaj na tym skorzystamy. Przejdę więc do konkretów. Mamy na planecie czternaście grup strategicznych. Z tego pięć w stolicy. Prócz tego sporo sprzętu. Nawet jeśli będziemy musieli działać siłą, to powodzenie jest wysoce prawdopodobne. Celem jest oczywiście odsunięcie G’asha. Co dalej? To już od Pana zależy. Proszę powiedzieć co będzie potrzebne. Naturalnie jeśli potrzebuje Pan ochrony, bądź po prostu żołnierzy to nie będzie to problemem. To o co proszę to informacje o G’ashu. Wciąż brakuje nam kontaktów na planecie. Nasi ludzie pozostają w uśpieniu. Co więc Pan wie o G’ashu? Jakie były jego ostatnie posunięcia? Ach i ci... jedi. To może być problem. Ale najwyżej będziemy musieli działać bardziej energicznie. Jakieś informacje na ich temat posiada Pan?


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Żbik
Wredny kocur



Dołączył: 21 Lut 2006
Posty: 777
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Z Twojego najgorszego koszmaru

 Post Wysłany: Pią 21:49, 02 Lut 2007    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]

- Tak, tak oczywiście - Bothanin znowu sie uśmiechął, było w tym uśmiechu coś dziwnego, pewność siebie i to w nadmiarze, zadowolenie, to tez ale i odrobina tajemnicy. Najwyraźniej jednak postanowił wykorzystać sytuacje, jak również dostarczyć Aldarowi tyle informacji ile on tylko zapragnie. Jedi przypomniał sobie corelliańskie powiedzenie: "Ryba połkneła przynęte, haczyk i wędkarza" choć nie był pewien ostatnich kilku słów. Słuchał:

- G'ash to gruba szycha, dobrze się urządził w świecie przestępczym, ale nie tylko, korzystając ze swych wpływów rozwinął też swoje imperium przemysłowe. Idealne połączenie, dzięki pewnym nielegalnym środkom rozwijał firmę, dzięki firmie miał pieniądze, które pozwalały na zwiększanie gamy nieoficjalnych metod. A do tego jest cholernie sprytny. Jednak ciągle mu mało, wyobraź sobie, że ostatnio zapragnął byc nie kim innym a Wielkim Ambasadorem, jednak nie jest to łatwe. Stary Polo Selab choć różne rzeczy o nim mówią to dobrze się trzyma. Jednak za sprawą tej całej zarazy Trasna zyskuje punkty i to szybko. - Jedi już myślał że nie padnie żaden konkret, jednak na szczęście gangster zdradził to na czym mu najbardziej zależało ród - Co do rozwiązania naszego problemu, to trudna to rzecz. Zazwyczaj nasz cel przesiaduje w swoim centrum Bothan Corp. Jednak dba o bezpieczeństwo. Co do jego ostatnich posunięć to ponoć próbuje wejść na rynek narkotyków z nowym towarem. Po za tym stara się opierać swoją działalność o biznes legalny tylko czasem korzystając z usług najemników by coś wysadzić, kogoś uciszyć. - spojrzał na Aldara nieco rozbieganym wzrokiem. - Co do mej nagrody, z pomocą drobnej zapomogi finansowej i moich rezerw, mógłbym wówczas sam przejąć władze na światem podziemnym. Tak to by mi odpowiadało. Coraz bardziej mi się podoba - uśmiechnął sie z zadowoleniem.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Aldar Khel'makh
Grey Jedi



Dołączył: 08 Maj 2006
Posty: 103
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Coruscant

 Post Wysłany: Czw 12:26, 26 Kwi 2007    Temat postu:

Aldar uśmiechnął się szeroko i jadowicie niczym swój rozmówca. A kiedy Bothanin uśmiechał się coraz szerzej i bardziej paskudnie, jedi dzielnie mu wtórował. Parę chwil pozwolił sobie epatować uczuciami, których tak naprawdę nie rozumiał. Wręcz przeciwnie – dziwił się i przerażał jak jego rozmówca być zdegenerowany. Jak mógł się cieszyć z takiego powodu. Jak mógł się radować z powodu czyjejś śmierci bądź planów z tę związanych.

Ale teraz trwał rytuał okrucieństwa i zepsucia. Aldar zdecydował się go zakłucić:
- Świetnie. Naprawdę doskonale. - wciąż uśmiechając się spoglądał na rozmówce z satysfakcją i zadowoleniem – Cieszę się że udało nam się wszystko ustalić. Cóż więc dalej? Przygotowujemy się do wymiany. Myślę że za dwa dni będziemy mogli przystąpić do działania. Po swojej stronie zajmę się naszym przyjacielem. Pan zaś... niech dołoży starań by przejąć jego miejsce. Oczekuję pełnej współpracy, ale to chyba jest oczywiste. – Aldar zrobił pauzę
- To jest dla nas dobry dzień. Cóż... czas na mnie.


Chwilę później wychodząc z lokalu czuł na sobie spojrzenia bothan. Zapewne jeszcze nie wiedzieli co się stało. Choć może i ona sam do końca nie wiedział. Całkowicie nie dbał o światek przestępczy tej planety. Kto zginie, a kto zajmie jego miejsce. Takie środowisko nie znosi pustki. A wierzyć że miejsce po G'ashu zajmie ktoś bardziej łaskawy było naiwnym. Stratą energii i zakłóceniem równowagi mocy była by ingerencja. Młody jedi pocieszał się myślą że nie doszło do rękoczynów. Prawdopodobnie mógłby zabić wszystkich bothan z przeklętego lokalu. Ale to było bez celowe.

Zupełnie inaczej wyglądała sytuacja senatora. Lub jak kto woli – G'asha. Po ostatniej rozmowie wszystko było jasne. Ambicje senatora sięgają znacznie dalej. Wykraczają poza mroczne maski struktury przestępczej planety. Może nawet stoi za zarazą która nęka jego naród? Na pewno jednak sam G'ash popełnił inny błąd – uderzył w jedi, wydając wyrok śmierci. Zapewne współpracując z separatystami. Może nawet oddając się na usługi mrocznym...

Aldar odpędził złe myśli. Skarcił się za swą imaginację. Zdecydowanie zbyt dalekie wyciągał wnioski. Senator był winny. Ale ostateczny osąd powinien należeć do innych.

***

Pół godziny później wspinał sie po kamiennych schodach pałacowych. Ubrany w swe czarne szaty, z mieczem ukrytym w połach płaszcza. Jedi. Przeskakiwał kolejne stopnie, by po chwili wejść do dużego budynku.

Jego oczom ukazało się przestronne wnętrze, w którym prawdziwie mrowie bothan w ciągłym pędzie podążało w sobie tylko znanym kierunku. Z całej plontaniny ścieżek i zadań wykwitała długa lada, za którą zasiadało kilka osób – zapewne swoista informacja.

Jedi z należną jemu powagą ruszył w tamtym kierunku. Stanął przed kobietą, która nie bez zaskoczenia staksowała go wzrokiem.
- Tak?
- Poszukuję senatora Se'laba...
- Rozumiem. Winien pan jednak wiedzieć, że senatorowie rezydują na Coruscant...

Oczywistość tego spostrzeżenia uderzyła młodego jedi. Oczywistym błędem było szukać winowajcy tutaj. Zwłaszcza w okresie wojny. Dalsze słowa kobiety mijały się z uwagą Aldara.
- ... jecz jeśli zechciał by Pan... wiadomość... przekazać...
Dalsze słowa nie miały sensu. Zły na siebie, jedi odwrócił się na pięcie i odszedł. Wyszedł przed gmach, skąd rozpościerała się piękna panorama na miasto położone poniżej. Jedi zaczerpnął kilka oddechów próbując sie uspokoić i zebrać myśli.

Quinlan! Mistrz Vos! Nagle Aldar przypomniał sobie o mistrzu. Zapewne gdzieś tu jest. Ciekawe co ustalił i co postanowi teraz uczynić. Przymknął oczy, pozwalając by wrażenie mocy zastąpiły zmysły. Z satysfakcją czuł jak przestaje dostrzegać kształty, odgłosy, temperaturę, wiatr. Była tylko moc. Teraz ona go prowadziła. Miliony impulsów, myśli, bytów, zdarzeń. W wirze wrażeń wyuczonym gestem sięgnął ku znanej sobie sylwetce. Mistrzu...

Nic. Zaszokowany otworzył oczy. Gdzie on jest? Czy to możliwe ze nie mógł go wyczuć? Odnaleźć w mocy? Nieprawdopodobne! Raz jeszcze sięgnął po znaną sobie technikę. Znów to samo. Jak to możliwe?

Wyprostował ramie, sięgając do komunikatora na przedramieniu. Wywołał sygnał mistrza. Odpowiedział miarowy sygnał. Brak kontaktu. Bez zastanowienia wybrał opcję pozostawienia wiadomości.
– Mistrzu udało mi się potwierdzić nasze obawy. Se'lab jest winny. Udaje się na Coruscant by go odnaleźć

Przerwał kontakt. Wciaż miał nadzieję że mistrz za parę chwil odbierze jego sygnał i zdoła odpowiedzieć. Nie czekając jednak ruszył w stronę kosmoportu...


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
BJK
Game Master



Dołączył: 15 Mar 2007
Posty: 150
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Londyn

 Post Wysłany: Pią 23:45, 04 Maj 2007    Temat postu:

Pustka… Tylko tyle przy poszukiwaniach mistrza Vosa w Mocy. Nasuwało to całe mnóstwo niepokojących domysłów, zwłaszcza, że w Holocenie krążyły plotki o Bothanach, którzy pod wpływem zarazy tracili zmysły i napadali na innych. Co prawda ciężko było uwierzyć w to, że Mistrz Jedi zginął z łapy zwykłego, chorego szaleńca, ale cóż – ścieżki Mocy są niezbadane i nie przewidywalne.
Rycerz Jedi zmierzając w stronę kosmoportu przeciskał się przez tłumy Bothan usiłujących żyć normalnie pomimo panującej wszędzie zarazy. W każdej mijanej twarzy widać było tajony strach. U wszystkich rdzennych mieszkańców planety odczytywało się lęk bijący z ich oczu. Lęk przed tym samym: Czy ja będę następny? Czy moja rodzina będzie następna? Czy moim znajomi jutro wyczytają moje imię na liście ofiar choroby, jaką szpitale codziennie publikowały w Holocenie?
W kosmoporcie nie było lepiej. Władze Bothuwai wydały zakaz opuszczania planety przez Bothan, chcąc uchronić przed zarazą innych przedstawicieli gatunku rozsianych po Galaktyce. Inne rasy korzystały z okazji i starały się wylecieć z planety.
W terminalu zauważalna była obecność przedstawiciela dyplomatycznego wraz z komitetem powitalnym. Najwyraźniej oczekiwali jakiegoś ważnego, oficjalnego gościa. Na tablicy informacyjnej znajdował się tylko jeden statek mogący przewozić dyplomatów: Consular ”Klejnot Min” z Coruscant.
Zastanawiające było kto mógł przybywać na opanowaną przez zarazę planetę? Przecież Republika już przysłała statek medyczny, a także uzdrowicieli Jedi.
Nieprawdopodobny przypadek byłby gdyby to G’ash wracał na planetę.
Może szczęście właśnie się uśmiechnęło do Aldara?


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
BJK
Game Master



Dołączył: 15 Mar 2007
Posty: 150
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Londyn

 Post Wysłany: Czw 22:53, 07 Cze 2007    Temat postu:

Lądujący Consular zawiódł nadzieje Aldara. Pokładu nie opuścił G’ash, chociaż może to i lepiej. Bez Mistrza Vosa mogłoby być ciężko stawić czoła tak potężnemu przestępcy. Zamiast niego ukazały się dwie osoby. Sądząc po posturze i ubiorze Senator Republiki wraz z Rycerzem Jedi. Po kilki chwilach wzrok całkiem zgrabnej członkini Zakonu spoczął na Khel’makh’u.

Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Aldar Khel'makh
Grey Jedi



Dołączył: 08 Maj 2006
Posty: 103
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Coruscant

 Post Wysłany: Pon 14:12, 27 Sie 2007    Temat postu:

Okutana w ciemne szaty postać, wysokiego mężczyzny zlewała się w tłumem. Liczni gapie wpatrywali się w kształt gwiezdnego statku i postaci które w pełnej paradzie wychodziły teraz z jego gardzieli. Liczny komitet powitalny nie poprzestawał w ukłonach, gestach powitań i lawinie słów niezrozumiałych z tej odległości.

Lecz z pośród licznych obserwatorów przedstawienia dla Khan jedna osoba była wyjątkowa. Jedi. Wyrażanie wyczuwalna aura oddziałująca z polem mocy. Ich wzrok spotkał się. Aldar lekko skinął głową.

Był troszkę zły. Na planetę przybyły kolejne osoby związane z Zakonem, a on nic o tym nie wiedział. Okrutny chaos wdarł się w mury Świątyni? I na co to cale przedstawienie? Aldar nie miał szacunku wobec idei podpierania się autorytetem Jedi przez Senatorów. Asysta Jedi w misji dyplomatycznej?

Jedi prychnął gniewnie. Lecz zaledwie chwilę później opanował się. Na co ta ocena? Czy coś zmieni? Czy warto tracić na to energię?

Pozdrowił raz jeszcze Khan, która zainteresowana jego osobą spoglądała na Jedi. Pewnie i dla Niej było to zaskoczeniem. Mistrz Vos z pewnością niebawem wyjaśni tę sytuację. Czując komfort związany z osobą starszego Jedi, podjął ostatecznie decyzję. Ruszył przez tłum oddalając się od lądowiska. Kilka komend przekazanych przez komunikator na statek miały przygotować transportowiec do startu… Czas rozwiązać zagadkę na Coruscant.

***

Pełen raport był gotowy do wysłania na wiele godzin przed wyjściem z nadprzestrzeni. Aldar zdołał go napisać, poprawić, raz jeszcze edytować i po zastanowieniu dokonać ponownej korekty. Lot w samotności dłużył się. Aż za wiele czasu było na spisanie wszystkich spostrzeżeń. Bardzo zależało mu na formie. Wszak był osobą która tylko warunkowo uczestniczyła w tej misji. Dla wielu Jedi był zabójcą i zdrajcą. Gdyby nie protekcja Mistrza Yody pewnie spotkał by go całkiem inny los. Lecz zamiast tego decyzją rady trafił pod opiekę Mistrza Vosa. I co? Zamiast mu pomagać, zgubił go. Vos zapadł się pod ziemię. Ale zamiast tego udało mu się dowiedzieć iż senator Bothanwui był oszustem, kolaborantem i przestępcą. Nader pewne było że współpracował z Separatystami i zlecił morderstwo Jedi na swej rodzimej planecie. A teraz znajdował się na Coruscant…

Całość musiała być nader starannie spisana. Szczerze, dokładnie, lecz i tak aby nie przekreślić swej szansy. Wiadomość pomknęła w stronę Rady zaraz po tym jak statek wyszedł z nadprzestrzeni w okolicach Coruscant. Wybornie. Pewien nadania pierwszej wiadomości, spojrzał na drugą. Przebiegł wzrokiem po tekście proszącym o umożliwienie lądowania w trybie przyspieszonym. Planował przejąć inicjatywę i możliwie szybko skonfrontować się G’ashem.

Lecz… Komunikator zameldował o przyjęciu kolejnej wiadomości. Ze Świątyni dotarło wezwania do lądowania. Nie pozostało nic innego jak skierować statek stronę hangarów strzelistej konstrukcji i odwiedzić znajome mury…


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
BJK
Game Master



Dołączył: 15 Mar 2007
Posty: 150
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Londyn

 Post Wysłany: Sob 8:23, 27 Paź 2007    Temat postu:

Lądowanie małego stateczku Aldara na płycie należącej do świątyni przebiegło bez najmniejszych zakłóceń. Nic nie wskazywało na jakiekolwiek problemy z organizacją wewnątrz tej wiekowej budowli: obsługa naziemna natychmiast przybyła i zajęła się jego statkiem robiąc przegląd, uzupełniając paliwo, sprawdzając stan uzbrojenia, a także malując niewielkie rysy powstałe po uderzeniach mikrometeorów w przestrzeni i później nadpalone przy wejściu w atmosferę planety-miasta.
Kiedy tylko Khel'makh postawił stopy na ziemi usłyszał za sobą charakterystyczne postukiwanie drewnianej laski o metalowe podłoże. Bez oglądania się za siebie czy też używania Mocy wiedział, że za jego plecami znajduje się niewysoka, zielonoskóra i trójpalczasta postać najpotężniejszego ze wszystkich Jedi w Zakonie - Mistrza Yody.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Forum Rise of the Empire RPG Strona Główna » Archiwum Jedi » G'ash
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach




Solaris phpBB theme/template by Jakob Persson
Copyright © Jakob Persson 2003

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group