FAQ Zaloguj
Szukaj Profil
Użytkownicy Grupy
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Rejestracja
A man of his word
Idź do strony 1, 2, 3, 4  Następny
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Forum Rise of the Empire RPG Strona Główna » Na własny rachunek » A man of his word
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Woland
Game Master



Dołączył: 13 Lis 2006
Posty: 612
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Turek Stadt

 Post Wysłany: Sob 21:03, 21 Mar 2009    Temat postu: A man of his word

GRACZE: Keroq Phoenix, Sael Gisen
GM: Woland -> Ragnus

Stacja mieszcząca siedzibę Gildii nie wyglądała szczególnie źle. Oczywiście jeśli przyjmie się standardy do jakich przyczajony był ktoś na co dzień przemierzający brudne zaułki zapyziałych planet. Keroq torował sobie barkiem drogę do biurka stojącego przez zasuwanymi drzwiami. Siedząca za nim recepcjonistka nie zaszczyciła go nawet jednym spojrzeniem.
-Do kogo?
-Dostałem informację o czekającym na mnie zleceniu. Phoenix, Keroq Phoenix.
-A tak, drzwi 23 B, na lewo. NASTĘPNY

Łowca nagród przeszedł kawałek durastalowym korytarzem i bez trudu odnalazł wspomniane drzwi. W środku czekał na niego droid protokolarny, jeden z modeli popularnych wśród senatorów Republiki. Widać było, że zleceniodawca chciał pozostać anonimowy.
-Keroq Phoenix?
-Tak
- Jestem C12, robot protokolarny, tłumacz i doradca w sprawach ety….
- Do rzeczy.

Ręka łowcy powędrowała w stronę blastera. Czujniki droida wychwyciły ruch i blaszak szybko przerwał swoją paplaninę.
-Moja Pani ma dla ciebie zlecenie.
Droid wcisnął drobny przycisk w ścianie i na środku pokoju pojawił się duży holoobraz. Obraz przedstawiał duży księżyc, porośnięty dość gęstą dżunglą z której, niczym z morskich fal, wyłaniały się w kilku miejscach dużych rozmiarów zabudowania.
-To czwarty księżyc Yavina. Na jego powierzchni, w jednym z kompleksów ukrywa się człowiek odpowiedzialny za śmierć ojca mojej Pani. Twoim zadaniem jest odnalezienie go i zabicie, a potem dostarczenie jego głowy do mnie. Moja Pani ustawia ten ostatni warunek jako podstawowy dla wypłaty nagrody. Mówimy o 40 tys. kredytów.
Keroq gwizdnął z uznaniem. Zadanie wyglądało na stosunkowo proste, a nagroda co najmniej obiecująco. Ostatnie miesiące nie były spacerkiem przez życie i taka suma mogła pomóc wrócić do poważniejszych zleceń.
-Rozumiem, że przyjmujesz zadanie łowco?
Droid przekrzywił głowę przyglądając się Keroqowi.

[off]Masz wolną rękę do momentu wejścia do systemu Yavin.[/off]


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Keroq Phoenix
Najemnik



Dołączył: 29 Gru 2006
Posty: 109
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Ammuud

 Post Wysłany: Wto 7:08, 24 Mar 2009    Temat postu:

Keroq popatrzył na droida. Jego "Pani" ustanawiała nagrodę. Sama w sobie nagroda była kusząca, ale wzmianka o płci zleceniodawcy dawała pewne nadzieje na nagrodę dodatkową. Łowcy nagród byli bardzo samotni.
Potrząsnął głową odganiając próżne myśli. Najpierw zadanie, potem splendor. powiedział sobie w myślach i zwrócił się do maszyny:
- Przyjmuję zlecenie. Zapisz dane osobowe i wszystkie posiadane detale tutaj... - z tymi słowami Phoenix pchnął po metalowym stole dość zaawansowany datapad. - oraz dorzuć informacje gdzie podrzucić tą głowę.

=====3 minuty później=====

Uzbrojony w datapad pełen informacji załadowanych przez C12 Keroq wyszedł z pomieszczenia i skierował się w stronę lądowiska gdzie spoczywał jego Z-95 Headhunter z wymalowaną na burcie nazwą Spirit Hunter. Po dotarciu do hangaru wprowadził swój osobisty kod dostępu i wszedł na zalany słońcem, odporny na wysokie temperatury panujące podczas startu durabeton. Jego maszyna wyglądała identycznie tak jak ją zostawił parę godzin temu. Przyjrzał się lśniącemu kadłubowi. Osobiście uważał za śmieszne jak niektórzy, głównie początkujący łowcy nagród, wymalowują na swoich kadłubach symbole zestrzelonych statków. Sam tego nie robił, ale gdyby zaczał to miałby dość pokaźną listę: popularne Z-95, republikanskie Eta-2, Mankvim-814 Unii Technokratycznej, obłe myśliwce z Naboo - N1, kilka pilotowanych przez droidy Vulture'ów czy nawet myśliwiec Jedi - Delta 7. Na szczęście dla Phoenixa za sterami Delty nie siedział rycerz Jedi... Do tego niezliczona ilość Brzydali, które niekiedy rozpadały się od samego podmuchu protonowej torpedy przelatującej obok oraz kilka lżejszych frachtowców, stanowiących cel zleceń od różnych drobnych firm handlowych.
Łowca uśmiechnął się na myśl jak mógłby ozdobić konkretnymi sylwetkami bok swego myśliwca. Gdyby tylko nie uważał tego za wymysł zbyt wybujałego ego.

Wsiadł do kokpitu i natychmiast poczuł się jak w domu. Mieszkanie w różnych tanich hotelach czy też niekiedy po prostu pod gołym niebem czyniło z ciasnej kabiny miejsce, które mógł nazwać domem. Domem Nomada, koczownika, ale zawsze domem. Domem odkąd uciekł z niewoli przed paru laty. Domem, którego możliwości niejednokrotnie ratowały mu życie.

Połączył się z kontrolą lotów i podał niezbędne dane do startu:
- Spirit Hunter gotów do opuszczenia hangaru U-4-6. Proszę o pozwolenie na start.
- Pozwolenie dane. Udanego polowania. Kontrola wyłącza się.

Krótka, treściwa rozmowa zakończyła się pozdrowieniem, jakie piloci słyszeli tylko w pobliżu Gildii.

Krótkie obliczenia i Keroq ze swoim myśliwcem skoczył w nadprzestrzeń. Podróż umilał sobie poznawaniem krajobrazu i ogólnych informacji o Yavin 4 dostępnymi w sieci HoloNetu. Pościągał odpowiednie pliki tuż przed startem i teraz, bedąc off-line mógł zapoznać się ze środowiskiem, w którym przyjdzie mu wykonać zadanie. Informacje z datapada zostawił sobie na chwilę wejścia do systemu Yavin. Krótkie międzylądowanie na Nar-Shaddaa, gdzie zakupił pakiet do kamuflażu w dżungli składający się z długiego płaszcza w zielono-brązowo-czarne plamki, durastalowego hełmu w podobnym ubarwieniu a także spodnie wyposażone w prawie trzydzieści różnych kieszonek. Największym plusem tych spodni było to, że mógł je nosić na swoich normalnych spodniach. Zainwestował także ponad sto kredytów w mały zestaw survivalowy zawierający przedewszystkim antidotum na jad większości znanych dzikich ziwerząt w Galaktyce.

Umieścił zakupy w schowku, zjadł koreliańskiego steka w kantynie Outlander, którą zawsze odwiedzał przy okazji wizyty na przemytniczym księżycu, a następnie wzbił się w powietrze. Oddaliwszy się od pola grawitacyjnego planety i wykonał parę pozornie chaotycznych skoków w nadprzestrzeń.
W końcu po sześciu różnych podróżach przez świetlne tunele złożone z rozciągniętych gwiazd mijanych z ponadświetlną prędkością, Keroq ujrzął przed sobą pomarańczową tarczę gazowego giganta znanego jako Yavin. Nie minęła minuta kiedy zza jasnej tarczy pojawiła się ciemnozielona kula jednego z księżyców systemu: Yavin 4...



[off]W czasie urlopu postaram się napisać jakieś opowiadanko z info co się działo przez ten rok Wojen Klonów. W nim też zawrę cały spis ekwipunku, jaki Keroq posiada w swoim Z-95. Będę miły i oszczędzę Ci czytania całości robiąc podsumowanie na końcu Wink
Nie musisz się śpieszyć z odpowiedzią w misji, wracam do sieci 5tego kwietnia wieczorem Smile

PS. Jak sądzisz, EoR przetrwa reaktywację RotE Question [/off]


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Ragnus
Rebel Scum



Dołączył: 24 Gru 2005
Posty: 1339
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Bydgoszcz

 Post Wysłany: Wto 23:16, 07 Kwi 2009    Temat postu:

[off] Po pierwsze zielony kolor jest mój. Jeszcze raz takie coś i lecą ostrzeżenia Razz.
Po drugie przejmuję tę misję, więc się bój jak spotkasz pewnego admirała Republiki.
Po trzecie z misji singlowej robi się debel. Witamy serdecznie nowego gracza na RotE, nie bój się i ciesz się grą Smile[off]


Wyjścia z nadprzestrzeni oraz pierwsze minuty pobytu w nowym miejscu zawsze bywały emocjonujące w życiu piratów, łowców nagród oraz wszelkiej maści niezależnych przedsiębiorców. W takiej sytuacji mogło stać się dosłownie wszystko: od spotkania z nieuczciwą konkurencją poprzez wyjście za blisko posterunku floty patrolowej zadającej zawsze za dużo pytań aż do awarii jednego z systemów za rzadko serwisowanego środka transportu jak na jego przebieg.

Keroq wyćwiczony przez lata wykonywania zawodu miał już doskonale opanowane wszystkie procedury niezbędne do przetrwania wszystkich dotychczasowych zleceń. Skaner jego Łowcy Głów szybko analizował najbliższą okolicę szukając ewentualnego zagrożenia. W tym czasie komputer pokładowy dokonywał pobieżnej diagnostyki najważniejszych systemów. Lekki buczenie poinformowało, że tym razem wszystko przebiegło zgodnie z założeniami i na łowcę nagród nie czekają żadne nieprzyjemne niespodzianki.

Mógł spokojnie skierować się ku zielonobłękitnemu księżycowi zawieszonemu nad pomarańczową kulą gazowego giganta. Księżyc był akurat odwrócony drugą stroną w kierunku Keroqa więc był zmuszony wejść na jego orbitę i poświęcić kilkadziesiąt minut by znaleźć się nad celem o współrzędnych podanych na datakarcie. W międzyczasie mógł spokojnie podziwiać wręcz dziewiczy księżyc, tak daleki w swoim wyglądzie od Nar Shaddaa jak to tylko było możliwe. Idealne miejsce na kryjówkę, poza wszelkimi szlakami w całkowitym odosobnieniu można było ukrywać się przez całe lata. Na szczęście łowca dysponował dokładnymi danymi, musiał tylko zabić cel i odebrać nagrodę. Nic trudnego.

Zaledwie kilka minut niezmącona cisza została przerwana przez lekkie buczenie monitora. Na ekranie pojawiła się informacja o niewielkiej anomalii. Usprawnione skanery Spirit Huntera natrafiły na ślad, który mógł być zostawiony przez jakiś okręt. Phoenix wiedział, że jest w przestworzach kontrolowanych przez Konfederację, ale zgodnie z dostępnymi danymi Armia Droidów nie miała czego tutaj szukać. Równie dobrze okręt mógł należeć do każdego. Jeszcze jeden rzut oka i znał pozycję tajemniczego obiektu. Trochę ponad 70 kilometrów na północy zachód od opuszczonej świątyni. W skali całej planety ta odległość zdawała się niepokojąco mała.

--------------------------------------------

Sael Gisen znalazł zatrudnienie, które miało pozwolić oderwać się od poprzedniego życia. Widmo napadu czasem do niego wracało uniemożliwiając podjęcie normalnej pracy w większej firmie. Płatne niewielkie fuchy na zlecenie, montowanie nielegalnego dostępu do holonetu dla sąsiadów czy znajomych pozwalało związać koniec z końcem. Czasem robił testy większych przekrętów by nie wyjść z wprawy, ale i tak czasem młody Nautolanin uzmysławiał sobie, że w ogóle nie rozwija tego w czym jest najlepszy.

W końcu ktoś szepnął komuś parę słówek o jego zdolnościach i dostał możliwość poznania trochę większego kawałka świata niż podrzędna dzielnica w której mieszkał od początku wojny. Grupa łowców skarbów, działająca na pograniczu legalności potrzebowała kogoś takiego jak on. Zdolny analityczny umysł mógł być dobrze wykorzystany na mostku niewielkiej fregaty typu Marauder jako nawigator, a zarazem kontrola radaru. Niewielki procentowy udział w zyskach i tak dawał lepsze perspektywy niż zakładanie holonetu, a teraz dodatkowo miał mieć możliwość darmowego transportu. Zawsze mógł zniknąć na jednej z odwiedzanych planet.

Pierwsza robota zdawała się wyjątkowo łatwa, przeszukiwanie opuszczonych świątyń na Yavinie IV praktycznie zawsze przynosiło jakieś rezultaty. Kompleksy były wręcz olbrzymie i do tej pory nie wszystkie zostały jeszcze splądrowane. Kapitan okrętu, jednooki Dug Hipzot ponoć dysponował mapą trzech niewielkich świątyń pełnych skarbów sprzed tysięcy lat. Zarówno dla kolekcjonerów jak i Jedi stanowiły coś bezcennego. Jednak Jedi praktycznie nigdy nie mogli pozwolić sobie na przebicie szczodrych ofert kolekcjonerów i tym samym większość artefaktów trafiała w prywatne ręce.

Czasem jednak jest tak, że najbardziej prosty plan może szybko się skomplikować. Potężna burza jonowa spaliła doszczętnie niemalże doszczętnie elektronikę na „Senoju”. Systemy łączności, nawigacji, kontroli uzbrojenia stopiły się podczas podchodzenia do lądowania. Bez wsparcia komputerowego okręt nie miał szans wzbić się z powrotem z ewentualnymi skarbami, które wciąż czekały na odkrycie w pobliskim kompleksie. Jednak dopóki Marauder nie był sprawny Dug zabronił tymczasowo wypraw po skarby starając się mobilizować załogę do napraw.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Sael Gisen
Użyszkodnik



Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 23
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Glee Anselm

 Post Wysłany: Śro 21:52, 08 Kwi 2009    Temat postu:

Sael od początku czuł, że to zapowiadało się zbyt pięknie. Nowa praca, trochę więcej kredytów do zarobienia, wreszcie jakaś rozrywka. Miało być doskonale. Jak to jednak okrutny los uczy, wszystko w jednej chwili poszło w paszczę Sarlacca. Przeklęta burza. Nie dość, że popaliła co się da na tym statku, to jeszcze przysporzyła członkom załogi dodatkowej roboty. I to za tą samą stawkę! Jakby na to nie patrzeć, życie przypomina trochę odchody banthy. Nautolanin westchnął pod nosem i wrócił do doglądania zniszczeń komputera nawigacyjnego.

Młody Gisen już od godziny dłubał w podzespołach nawigacyjnego komputera pokładowego. Z każdą chwilą wyrzucał ze środka coraz to nowe przewody i układy. Po pewnym czasie obok niego zgromadził się dosyć pokaźny stosik komputerowych "bebechów". Co gorsza kabelków przybywało a rozwiązania problemu jak nie było tak nie było. Sael zrezygnowany usiadł na chłodnej, durastalowej podłodze i obtarł dłonią spocone czoło.
- Przecież nie może pokonać mnie byle komputer - powiedział sam do siebie.
Mimo, iż uwaga skierowana była do jego własnej osoby, stojący nieopodal kapitan Hipzot obrócił się w jego stronę. Już od samego początku jednooki Dug nie przypadł Saelowi do gustu. Po prostu czuło się, że lubi rządzić innymi a pogodzenie się z byciem jedynie "częścią" czegoś większego nigdy nie przychodziło Nautolaninowi łatwo. Cóż jednak można było zrobić. Dopóki Hipzot płacił, Sael musiał mu się podporządkować. Może i w małym stopniu, ale zawsze.
- Co? Obijamy się? - rzucił sarkastycznie kapitan.
- Nie, nie proszę pana. Po prostu zbierałem myśli. - odparł niechętnie Sael i powrócił do wcześniejszego zajęcia. Byle skończyć tę prowadzącą donikąd rozmowę.

Po pewnym czasie można było stwierdzić, że Sael posunął się w swoich pracach. Zamiast wyrzucać, wkładał. Ze stosiku ubywało ale nadal brakowało kilku kabli mogących zastąpić te przepalone. Gisen opuścił pomieszczenie nawigatora i ruszył wgłąb statku. Swoją krótką wędrówkę zakończył u drzwi prowadzących do magazynu pokładowego. Te rozsunęły się i ukazały obszerne wnętrze. Wewnątrz znajdowało się mnóstwo pak, skrzyń, metalowych pojemników i innych, wszelkiej maści kontenerów mogących pomieścić różnorakie dobra. Uwijało się tam też kilku członków załogi, których nawiasem mówiąc Sael nie miał okazji poznać zbyt dobrze. Specjalnie mu na tym nie zależało, wszak byli to jedynie partnerzy w interesach.
- Chłopaki! Potrzebuję dwóch przewodów klasy B ze wzmacnianym włóknem izolującym. - rzucił w stronę kompanów.
- Jakie... z czym?! - jeden z członków załogi uniósł głowę znad pokaźnego pudła i spojrzał na Saela nieco zdezorientowanym wzrokiem.
- Ech, takie czerwone. - odpowiedział mu Sael po czym dodał w myślach: banda ignorantów.
- ... nie ma czerwonych!
- No to te, które wyglądają jak czerwone! - odkrzyknął Sael nieco poirytowany po czym złapał lecącą w jego stronę plątaninę kabli. - Dzięki!

Kilkanaście uderzeń serca później znów stał nad kapryśnym komputerem. Wystarczyła już tylko chwila. Nautolanin podłączył przewody i uruchomił system nawigacji. Ciche pomruki nie wróżyły dobrze ale po chwili komputer leniwie powrócił do pracy. Wiadomość na ekranie poinformowała, że wydajność spadła do 30%. Trudno, ważne że w ogóle działa. Może choć w niewielkim stopniu zadowoli to Hipzota.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Ragnus
Rebel Scum



Dołączył: 24 Gru 2005
Posty: 1339
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Bydgoszcz

 Post Wysłany: Śro 10:58, 15 Kwi 2009    Temat postu:

Kapitan nie śledził całego procesu tworzenia obejścia, ale raz po raz zaglądał do pracującego Nautolanina. Akurat kiedy haker wykonywał pierwsze testy zajrzał na mostek by zobaczyć jego wielki uśmiech świadczący o zadowoleniu z siebie.

- Jak prace?- rzucił typowym dla siebie tonem.
- Lepiej niż kilka godzin temu, mamy system nawigacji hiperprzestrzennej.
- Co z u napędem, uzbrojeniem, podtrzymywaniem życia?
- Na to potrzeba więcej czasu i sprzętu...
- Fierfek ...trzeba było posłuchać bosmana i kupić trochę części zapasowych zamiast tych dwóch robotów komików. Co prawda robią super kawały i wszyscy na okręcie je kochają, ale teraz wystartować nawet nie można.


"Dla kogo zabawne, dla tego zabawne" - musiał pomyśleć Sael na samo wspomnienie astromecha i robota protokolarnego. Wiedział, że próba ich rozmontowania spotka się ze znacznym sprzeciwem załogi, ale prawdopodobnie będzie musiał wymyślić jak ich do tego przekonać. Najpierw jednak mógł spróbować jeszcze raz poszukać innych źródeł części wymiennych.

Na całym okręcie nie znalazł nic więcej prócz kilku kabli, dość precyzyjnej lutownicy oraz trzech makrolornetek. Potencjalnym źródłem części mogły być chyba starsze ode niego 4 myśliwce C-73 bądź dwa dwuosobowe grawicykle przygotowane już do wyruszenia na wyprawę łupieżczą. Każde dwie maszyny bądź para robotów była powinna starczyć do naprawy jednego z systemów. Trzeba tylko było przekonać dowódcę, że w tych okolicznościach muszą coś poświęcić by móc wyrwać się z tej planety.

[off]Możesz naprawić dowolny system kosztem dowolnego sprzętu, na razie tylko jeden[/off]


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Sael Gisen
Użyszkodnik



Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 23
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Glee Anselm

 Post Wysłany: Śro 21:07, 15 Kwi 2009    Temat postu:

Zupełnie jak podrzędny shag z Nal Hutta, mruknął pod nosem Sael wysypując na stół warsztatu najróżniejsze przedmioty - potencjalne części do naprawy systemów statku. Chociaż było tego całkiem sporo, nadal brakowało najważniejszych komponentów a także pomysłu skąd je pozyskać. Co prawda możliwości było kilka, lecz wszystkie w mniejszym lub większym stopniu narażały powodzenie wyprawy. A przecież właśnie od tego zależała pensja Saela, jedyne co aktualnie go interesowało.

Na miejsce pracy młodzieniec wybrał sobie hangar, w którym trzymano grawicykle. Raz, że znajdowało się tam sporo przydatnych narzędzi, dwa nikt tam nie zaglądał. Mógł w spokoju zebrać myśli. Musiał przecież dokonać wyboru. W końcu zdecydował, zajmie się głównym napędem statku. Awaryjny system podtrzymywania życia i tak nie był niezbędny na powierzchni księżyca. A bez napędu mogli tu sterczeć do usranej śmierci... Uśmiechnął się na tę ponurą perspektywę i wziął się do pracy.

Pół godziny później wiedział mniej więcej na czym stoi. Do wykonania uproszczonego obwodu zasilającego potrzebował dwóch źródeł energii. Niemal idealnie nadawały się te, na których pracowały oba droidy. Sael spojrzał na chronometr. Tak, o tej godzinie większość załogi siedziała w mesie obserwując poczynania dzielnych robotów. Pomysł z wtargnięciem w sam środek spektaklu, niepostrzeżonym wymontowaniu potrzebnych części i powrotem tutaj był niemal absurdalny. Nautolanin zamyślił się. W drugim hangarze stały przecież cztery stare siedemdziesiątki trójki a każdy z nich ma przynajmniej jeden układ zasilający. Mógł niepostrzeżenie wymontować je, nikt by nie zauważył. Zresztą po co ma się pytać innych o zdanie. Kapitan kazał wykonać mu robotę, wiec ją wykonuje.

Z tą myślą Sael Gisen podążał pustym, mrocznym korytarzem. Jego kroki wybijały równomierny rytm na durastalowej podłodze i niosły się echem w głąb statku. Po kilku minutach Nautolanin dłubał już w kokpicie jednego z myśliwców. W końcu wymontował pierwszy z dwóch potrzebnych elementów, szybko zabrał się za drugi. W tej chwili do obszernego pomieszczenia weszło dwóch nieco rozochoconych członków załogi. Oho, pomyślał Sael. Chyba monotonia dała im się we znaki. Młodzieniec zanurkował między statki, chcąc ukryć swą obecność. W normalnych warunkach chętnie "pogadałby" z kolegami, lubił bowiem tego typu rozrywki. Nie raz w ten właśnie sposób kończyły się jego przesiadywania w kantynach. Teraz jednak miał robotę do wykonania i kasę do zgarnięcia. Potem będzie miał czas się napić.

- ... ja nieee whiiemm, hik.. Ruth powieział, że tszszyma je w prywatnym komputerzee.. - jeden z mężczyzn bełkotliwym głosem starał się wytłumaczyć coś drugiemu.
- .. poszszekajmy z tym, pszszecież i tak nie.. hik, dzziała... - odpowiedział mu drugi. Następnie zataczając się obaj wyszli.

Sael pokręcił głową. Jak zwykle starają się zarobić i nie narobić, powiedział sam do siebie. Mimo to zainteresowało go nieco, kto i co trzyma w komputerze. Z pewnością były to jakieś dane. Nautolanin uśmiechnął się. Wiedział bowiem, co to może oznaczać. Tak czy siak nic z tym teraz ni zrobię, dodał w myślach. Może lepiej będzie trzymać się pewnej pensji a nie narażać już na początku. Co nie znaczy, że nie mogę mieć oczu szeroko otwartych.

Większość załogi smacznie spała, gdy zmęczony Nautolanin skończył swe dzieło. Przyjrzał się mu uważnie. Prowizoryczny obwód wykonany był całkiem solidnie jak na takie polowe warunki. Ogumienie makrolornetek posłużyło za idealną izolację otwartych przewodów wyciągniętych z myśliwców.

Nieprzerwaną ciszę panującą w kokpicie zakłócały jedynie miarowe pobrzękiwania żółtej kontroli na pulpicie sterującym. Sael ustawił na nim kilka wartości i policzył do trzech. Dokładnie w tym momencie rozległ się cichy pomruk głównego silnika. Powolny wzrost mocy. Pomruk przerodził się w głośne, uporczywe brzęczenie. Ton był coraz wyższy aż w jednej chwili ucichł zupełnie. To Sael na powrót wszystko wyłączył. Przez iluminator spojrzał na dżunglę w oddali. Wyszczerzył zęby w uśmiechu. Napęd znowu działał.

[off]Nie jestem pewny czy w jednym miejscu nie wjechałem trochę na rolę MG, jak tak to sorry.[/off]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sael Gisen dnia Śro 21:45, 15 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Ragnus
Rebel Scum



Dołączył: 24 Gru 2005
Posty: 1339
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Bydgoszcz

 Post Wysłany: Śro 22:30, 22 Kwi 2009    Temat postu:

Było coraz lepiej. Z każdym naprawionym podzespołem Sael wiedział, że szansę na bardziej korzystny dla niego podział łupów rośnie. Jego praca przyczyniła się do zwiększenia morale pośród wszystkich członków załogi. Z nikomu nie znanego jeszcze kilka dni temu zielonego dziwoląga stał się ulubieńcem.

Okręt praktycznie już nadawał się do dalszej podróży. Co prawda brak kontroli ognia i systemów podtrzymywania życia mógł znacznie utrudnić podróże międzyplanetarne, ale dolecenie do najbliższych zakładów już stawało się realne. Tym samym wizja nowych kredytów musiała zawitać do umysłów członków załogi.

Gdy Sael lutował ostanie łącze zastępcze na wypadek przepalenia podstawowego układu lutownica przeskoczyła mu w dłoni. Na szczęście praca nie została zniszczona. Cicho zaklął pod nosem, ale chcąc przystąpić do dalszej pracy zauważył, że cała ręka z lutownicą lekko mu się trzęsie. Niemożliwością było, by to alkohol był tego przyczyną. Po podniesieniu wzroku zobaczył jak w szklance wody pojawiają się coraz to nowe kręgi.

Zanim zdążył choćby pomyśleć o nadciągającym trzęsieniu powierzchni przez lekko uchylone drzwi wpadł pierwszy oficer:

- No w końcu ktoś trzeźwy na tej łajbie - wycedził przez zęby i rzucił w kierunku Gisena lekki karabinek szturmowy. - Mam nadzieję, że umiesz się tym obsługiwać. W naszym kierunku pędzi jakieś stado wielkich zwierząt, nie możemy dopuścić aby dobiegły do okrętu. Wszelkie uwagi mile widziane, mamy tylko około 40 osób zdolnych do tego by strzelać przed siebie, a nie w siebie.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Sael Gisen
Użyszkodnik



Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 23
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Glee Anselm

 Post Wysłany: Czw 15:41, 23 Kwi 2009    Temat postu:

Sael ani się obejrzał a został sam w pustym pomieszczeniu. Pierwszy oficer zniknął równie szybko jak się pojawił. Dłoń Nautolanina zaciskała się na starym karabinie. Zważył go w dłoni. Był całkiem lekki i poręczny. Chociaż Sael nie znał się zbyt dobrze na rodzajach uzbrojenia, broń wydała mu się wystarczająca, by nie dać się zabić.

- Wreszcie jakaś rozróba. - mruknął pod nosem po czym uśmiechnął się. Leniwa atmosfera na statku powoli zaczynała go irytować, więc to nowe zdarzenie wydało mu się na swój sposób ciekawe.
Nie ma co zwlekać, pomyślał i wybiegł z pomieszczenia. Poruszając się szybkim krokiem w stronę wyjścia co i rusz mijał zdezorientowanych przedstawicieli różnych ras. Każdy gdzieś śpieszył, niektórzy wykrzykiwali polecenia, inni wykonywali je.

Ty! - ostre słowo poleciało w jego stronę z ust tęgiego Durosa. - Bierz ten złom i jazda na rampę rozładunkową. Chłopaki zrobili tam barykadę.

Kilka chwil później młodzieniec stał na rampie rozładunkowej. Durastalowe skrzynie i metalowe pojemniki ułożono półkolem w miejscu, gdzie rampa stykała się z podłożem. Stało już przy niej opartych kilku strzelców, oczekujących w napięciu.

Jazda, ustaw się. - krzyknął na niego jakiś Rodianin.

No nie wiem, wolałbym zrobić użytek z tego... - Sael mówiąc to, wskazał na wibromiecz przewieszony przez plecy.

Co ty, rycerz Jedi jesteś?! - parsknął zielonoskóry obcy.

Nautolanin już miał coś odpowiedzieć, ale zmełł w ustach ciętą ripostę. Upomniał się w duchu, że pracuje. Nie może sobie pozwolić na tak prostackie wyprowadzenie z równowagi. Jeszcze raz sprawdził karabin i dołączył do pozostałych.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Keroq Phoenix
Najemnik



Dołączył: 29 Gru 2006
Posty: 109
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Ammuud

 Post Wysłany: Sob 16:20, 25 Kwi 2009    Temat postu:

Keroq podleciał 20 km bliżej tajemniczego statku i przeskanował go drugim, znacznie czulszym zestawem sensorów bliskiego zasięgu. I po chwili miał listę informacji, którą otwierał typ fregaty spoczywającej w oceanie zielonej dżungli: Marauder.
- Pieprzeni turyści. - wymamrotał pilot Łowcy Głów i skierował się jeszcze bliżej tajemniczej fregaty. Była to spora jednostka, używana często przez niezależnych przedsiębiorców. Znacznie rzadziej przez łowców nagród. Ale należało być ostrożnym. Kiedy zbliżył się na odległość dwóch kilometrów posłużył się podstawowym "sensorem optycznym" jakim dysponował, czyli makrolornetką, żeby przyjrzeć się jednostce. Kadłub wyglądał jakby jakiś Hutt przelazł po nim niespecjalnie przejmując się uszkodzeniami. Z niektórych szybów wentylacyjnych unosiły się niewielkie chmury dymu, wyglądające jakby podzespoły okrętu zostały potraktowane działem jonowym. Nagle Phoenix zobaczył jakiś ruch od strony rampy rozładunkowej jednostki. Kilkaset metrów od Maraudera biegło stadko koło dwudziestu pięciu czworonożnych, chyba przerażonych stworzeń. Każde rozmiaru średniowyrośniętego Bantha. Kierowało się wprost na polankę, którą nieznani przybysze obrali sobie na lądowisko. Przecież te zwierzęta zniszczą im połowę statku. - pomyślał Keroq i stwierdził, że czas najwyższy zrobić sobie paru przyjaciół, a przynajmniej dać im powód do wdzięczności.

Odbezpieczył działka laserowe Łowcy Dusz i skierował się wprost na stado. Pchnął manetki do oporu wyciskając ze swojego myśliwca maksymalną moc możliwą do osiągnięcia w atmosferze i rozpoczął ostrzał. Czerwone bolty jego działek rozorały ziemię posyłając ziemię, trawę oraz gałęzie krzewów wysoko w powietrze. Niestety nie pomogło to i rozszalałe stado dalej biegło w stronę fregaty. Nie mając innego wyjścia pilot zaatakował stado. Co najmniej siedem stworzeń padło pod jego serią blasterowych błyskawic, kiedy Z-95 minął stado i wzbił się wysoką święcą w powietrze chcąc zawrócić i, w razie potrzeby, ponownie zaatakować zwierzęta. Zawrócił i spojrzał na zabarykadowaną rampę Maraudera.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Keroq Phoenix dnia Sob 16:22, 25 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Ragnus
Rebel Scum



Dołączył: 24 Gru 2005
Posty: 1339
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Bydgoszcz

 Post Wysłany: Pon 23:26, 27 Kwi 2009    Temat postu:

Manewr łowcy nagród przyniósł połowiczne korzyści. Co prawda udało mu się zabić bądź ranić część stada, ale zwierzęta nie rozbiegły się tylko mocno zbiły się w jednolitą wielotonową masę. Teraz nie zważały już na nic, chciały jak najszybciej uciec od niebezpieczeństwa. Instynkt wziął górę nad ciekawością co się stało z powaloną resztą stada. Niewielka wspólnota aby zachować swoje geny musiała przeżyć, później będzie mogła zająć się reprodukcją. Taki mechanizm działał od całych milleniów, niewielkie umysły nie widziały innego ratunku na przeżycie.

Keroq lecąc znowu w ich stronę szykował się do ponownego ostrzelania zwierząt. Co prawda w tak ciasnym zgrupowanie ciężko było wycelować dokładnie, ale kilka strzałów musiało przynieść jakieś korzyści. Stado nie mogło już szybciej pędzić, a działa laserowe na pewno dałyby radę porobić trochę zniszczeć. Palce łowcy nagród nerwowo chodziły na spuście wyczekując odpowiedni moment, gdy stało się coś niespodziewanego. Szarżujące stado zaniepokoiło inne mniejsze zwierzęta, które w popłochu zaczęły uciekać z ich drogi. Instynkt podpowiedział Phoenixowi by zrezygnował z nalotu, ale było za późno na jakąkolwiek reakcję.

Dziobem swojego myśliwca uderzył w wzbijające się latające stworzenie. Wielki żółty ptak o długiej niebieskiej szyi wydał ze swojego gardła przeraźliwy dźwięk, nie to było najgorsze. Niespodziewany przyrost masy myśliwca podczas wykonywania nalotu przechylił dziób maszyny jeszcze bardziej ku powierzchni.



Wściekłość ptaka przerodziła się w przerażenie, ogromne przeciążenie nie pozwalało mu się uwolnić. Rozpaczliwe machanie olbrzymimi skrzydłami zamiast pozwolić wyzwolić się z dociskając maszyny tylko ograniczała widoczność pilota. Powierzchnia była coraz bliżej, punkt krytyczny został przekroczony i tylko nadludzkie umiejętności mogły teraz uchronić Keroga od pewnej śmierci w widowiskowej eksplozji.

------------------------------------

- Celujcie prosto w oczy jak tylko wbiegną na polanę- próbował rozpaczliwie krzyczeć pierwszy oficer. - Po pierwszych salwach skupiamy ogień i próbujemy zmienić ich kierunek, jak to nie da rady bijemy wręcz. Jak ktoś spróbuje uciekać to sam wypalę mu w dziurę w głowie moim blasterem. ZRO-ZU-MIA-NO?
- TAK!


Po rampie lekko słaniając schodzili jeszcze inni załoganci mętnym wzorkiem obserwując co się dzieje. Przy barykadzie nie było już miejsca dla nich więc pierwszy kazał im ustawić się koło łap lądowniczych by bronić ich jak alkoholu. To ostatnie słowo podziałało wyjątkowo trzeźwiąco, co trzeci jednak zachował zimną krew i pociągnął solidnego łyka z piersiówki by trzeźwość nie zwyciężyła nad upojeniem.

Pół załogi dało radę stanąć do obrony, jak to się wszystko skończy miały rozstrzygnąć najbliższe minuty. Coraz więcej wznoszącego się ptactwa pozwalało w przybliżenie określić odległość stada od polany. 100 metrów...50 metrów....25 metrów....

- Upewnić się, że broń jest nastawiona na zabijanie, tych bydlaków nie uśpiłaby salwa z kilkunastu laserów!


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Sael Gisen
Użyszkodnik



Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 23
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Glee Anselm

 Post Wysłany: Śro 21:34, 29 Kwi 2009    Temat postu:

- Co u...?! - zakrzyknął zdziwiony Sael widząc pikujący myśliwiec. Reakcje jego kompanów były całkiem podobne do jego własnej. Statek właśnie ostrzelał pędzące na nich stado. Kłębiąca się zwierzyna nie pozwoliła ocenić jednak rozmiarów zniszczeń poczynionych przez nieznanego pilota. Jedno było pewne, one wciąż pędziły. Nautolanin mocniej zacisnął dłonie na swoim karabinie.

- Upewnić się, że broń jest nastawiona na zabijanie, tych bydlaków nie uśpiłaby salwa z kilkunastu laserów! - słowa te padły gdzieś zza pleców Saela.

- TERAZ! - nagły krzyk pobudził obrońców. Wszyscy jak jeden mąż rozpoczęli ostrzał, pierwsze zwierzęta upadły i natychmiast stratowała je reszta towarzyszy. Nautolanin nacisnął spust po raz drugi ale tym razem śmiertelne wiązki nie opuściły zasobnika.

- Fierfek! - krzyknął Sael na całe gardło. Rzucił karabin na ziemię i płynnym ruchem wyciągnął wibromiecz. Jednym skokiem znalazł się za barykadą, na wprost biegnącego stada.

Cięcie przez lewe ramię, piruet i pchnięcie. Dwie sztuki były martwe. Reszta rozbiegła się na boki i tylko jeden oszalały ze strachu osobnik pędził wprost przed siebie. Sael uniósł wibromiecz gotowy do ataku ale w tym momencie zabłąkana wiązka trafiła go w prawe ramię. Dłoń mimowolnie opadła wypuszczając ostrze. Nic nie mogło osłonić go przed zwierzęciem. Młody Gisen poczuł mocne uderzenie i odleciał na bok. Ciemna mgła spowiła świat.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Keroq Phoenix
Najemnik



Dołączył: 29 Gru 2006
Posty: 109
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Ammuud

 Post Wysłany: Nie 2:57, 03 Maj 2009    Temat postu:

Keroq gorączkowo walczył ze sterami chcąc wyciągnąć maszynę z lotu ku nieuchronnej, twardej niczym durastal powierzni księżyca. Olbrzymie skrzydła ptaka pokryte brudno-żółtymi piórami przesłaniały iluminator. Pilot mógł polegać tylko i wyłącznie na przyrządach swojej maszyny. Czasu na przemyślenia różnych wariantów oraz zaplanowania chociażby najbliższej przyszłości miał zdecydowanie zbyt mało. Jednak lata pracy w laboratorium nauczyły go wielu zasad fizyki, również takich, które można wykorzystać w locie atmosferycznym. Nie myśląc zbyt wiele pchnał manetki do oporu wyciskając z lekko zmodyfikowanych silników sto procent mocy. Zręcznym ruchem nadgarstka puścił przepustnicę i przekierował całą rezerwę mocy na dziobowe pole ochronne, które następnie uruchomił poprzez wgniecenie odpowiedniego przycisku w konsoletę. Błękitnawe, praktycznie przezroczyste pole deflektora oddzieliło i oddaliło się od kadłuba na odległość prawie metra przy okazji boleśnie parząc i w niektórych miejscach podpalając pióra wielkeigo ptaszyska. Stworzenie zaskrzeczało z bólu i, zaskoczone nagłym uwolnieniem od zimnej, metalowej skorupy, uciekło jak najdalej od Z-95.
Phoenix szarpnął do siebie ster desperacko próbując wyciągnąć swój myśliwiec z pikowania. Łowca nagród gorączkowo pragnął ocalić statek, który tak wiele razy pomógł mu wyjść z opresji, poczynając od ucieczki z ośrodka badawczego, aż po ostatnie starcia z armią Konfederacji Niepodległych Planet nad okrytą mrokiem planetą Nivek.
Gdyby pilot małego myśliwca miał parę sekund na przeanalizowanie swoich myśli odkryłby, że bardziej się martwi o Spirit Huntera niż o siebie samego.
Pozostawało mu mieć nadzieję, że ciąg silników wystarczy do wyrównania lotu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Keroq Phoenix dnia Nie 3:00, 03 Maj 2009, w całości zmieniany 2 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Ragnus
Rebel Scum



Dołączył: 24 Gru 2005
Posty: 1339
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Bydgoszcz

 Post Wysłany: Pon 18:31, 04 Maj 2009    Temat postu:

Szaleńczy ostrzał wypalał dymiące dziury w futrach szarżujących bestii. Bestie padały, ale wolniej niż było to potrzebne. Wielka masa rozpędzonego mięsa była coraz bliżej rampy, gdy zbiornik Saela okazał się pusty. Skoczył jak oszalały do przodu wyciągając w locie swój miecz. W następnej chwili barykadę przeskoczyło kolejnych 4 uzbrojonych w wibroostrza najemników. W tej chwili podziwiali hakera. Pomimo, że był znacznie młodszy od nich i tak naprawdę nie należał jeszcze do załogi jako pierwszy odważył się zaryzykować życie. Zanim dobiegli dwie bestie już miały oderwane głowy, ale uderzony przez kolejną Gisen stracił równowagę i odleciał szczęśliwie dla siebie daleko od rozpędzonych kopyt.

Mały oddziałek walczący teraz w niemalże świętym uniesieniu dawał z siebie wszystko i w końcu dokonał niemożliwego. Po tym jak jedyną żywą osobą pozostał pierwszy oficer stado rozdzieliło się na dwie nierówne części. Większość zwierząt skręciła w prawo i zaczęła oddalać się od Maraudera, ale dwa z nich lekko zamroczone popędziły wprost na pijany odział przy łapie lądowniczej. Ich nieskładny ostrzał przez przypadek ubił jedną z nich, ale zanim mieli zabić drugą jeden z nich krzyknął:

- FIERFEK! Flaszka mi wypadła!

Reszta zdziwiona popatrzyła na niego i była to ostatnia rzecz jaką widzieli, rozpędzone zwierzę uderzyła twardą czaszką w wysuniętą łapą łamią ją natychmiast i miażdżąc wszystkich jej obrońców. Cały okręt przechylił się w tym momencie ku przodowi i zarył dziobem w grunt grzebiąc kilkoro z obrońców.

********************************************

Keroq nawet nie oglądał się za ptakiem, którego przepłoszył w wyjątkowo prosto i skuteczny sposób. W tej chwili musiał skupić się by wyciągnąć maszynę z nurkowania zanim dziób zetknie się z ziemią. Cały włożony wysiłek szybko dał o sobie znać. Najpierw wszystkie naczynia krwionośne na jego twarzy strasznie napęczniały próbując dostarczyć tlen do mózgu wbrew prawu siły bezwładności, która zdawała się wypompowywać wszystko co miał w głowie. Następnie przed oczami pojawiły się czarne plamy zwiastujące nadciągające omdlenie. Pilot jednak nie zamierzał się poddawać, włożył całe nadludzkie wręcz rezerwy i maszyna zaczęła wchodzić w ostry łuk zaledwie kilkanaście minut nad powierzchnią ziemi.

Ręce mokre od potu, zdrętwiałe z wysiłku nie mogły odpocząć, przez cały manewr musiały pozostać w takiej pozycji. Jeszcze tylko mikro sekundy dzieliły go od ucieczki, gdy pole siłowe natrafiło na wystające gałęzie wyższego drzewa. Leciutki wstrząs jaki przebiegł po myśliwcu był zbyt silny by utrzymać pełną koncentrację. Większy nacisk prawej dłoni przechylił maszynę na skrzydło. Pole siłowe zaczęło wypalać drogę myśliwcowi. Zaledwie półtora metra nad ziemią uległo przeciążeniu i pozwoliło by rozpędzony myśliwiec zderzył się z grubym konarem i momentalnie zatrzymał. Przed straceniem przytomności łowca nagród zdołał tylko jeszcze uświadomić sobie, że żyje.

Kiedy oprzytomniał przeszło dwie godziny później zamarł znowu widząc 4 centymetry przed swoją twarzą gałąź drzewa, zakleszczającą owiewkę kabiny jego ukochanego pojazdu. Gdyby nie pole siłowe gałąź mogłaby skończyć w jego głowie tak tylko przebiła się przez transszybę.

********************************************

Godzinę później Sael przyszedł do siebie, większość z załogi zdążyła już wytrzeźwieć i teraz chciała podziękować swemu zbawcy. Co prawda na pewno będą mieli problemy z ruszeniem okrętu, ale tylko 18 osób poniosło śmierć, kiedy straty mogłyby być znacznie wyższe.

– Brawa dla naszego wybawcy – rozpoczął kapitan.[/i] – Masz twardszą głowę niż na to wygląda. Myśleliśmy, że nie przeżyłeś tego upadku, ale poza tymi siniakami i obiciami wyglądasz całkiem porządnie. Wyruszamy zaraz zbadać ten obiekt, który rozbił się około 4 kilometrów od nas. Twoje zdolności mogą okazać się pomocne. Dasz radę iść z nami?[/i]

[off] Sael, możesz opisać dowolnie podróż do miejsca gdzie rozbił się Keroq. [/off]


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Sael Gisen
Użyszkodnik



Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 23
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Glee Anselm

 Post Wysłany: Wto 21:22, 05 Maj 2009    Temat postu:

Sael powoli otworzył oczy. Naokoło niego zgromadziło się kilkanaście osób tworząc ciasny krąg. Po upadku bolało go całe ciało. Mimowolnie skrzywił się, gdy przeszedł do pozycji siedzącej.

- Uch... Zapisaliście numery tego bantha, który mnie przejechał? - wymamrotał Sael po czym wyszczerzył zęby w uśmiechu. Mimo odniesionych obrażeń humor wciąż mu dopisywał. Popatrzył po członkach załogi. Kilku z nich lekko się uśmiechnęło, reszta patrzyła w milczeniu na hakera. Po chwili odezwał się Dug. Sael przyjął podziękowania po czym wstał z pomocą rosłego Wookiego. Ktoś podał mu wibromiecz.
Nautolanin przewiesił broń przez plecy i rozejrzał się. Kilka metrów dalej leżała manierka. Podniósł ją, powąchał zawartość i pociągnął kilka łyków.

- Okay. Jestem gotowy! - oświadczył pozostałym.
- Doskonale. - przyjął jego uwagę kapitan. - Ruszajmy!

Kilkunastoosobowa grupa zagłębiła się w dżunglę. Szło się stosunkowo łatwo. Tylko w dwóch miejscach zmuszeni byli użyć wibroostrzy. Maszerowali w milczeniu, ciszę przerywały jedynie świergot ptaków i popiskiwanie mniejszych stworzeń chowających się w poszyciu przed grupą obcych.
Blask słońca niewyraźnie przezierał się przez korony drzew. Idąc Sael zbliżył się do kapitana:

- Myśli kapitan, że tamten nieznajomy już nie żyje?
- Nie wiem, nie chcę niczego stwierdzać, dopóki nie zobaczę.
- Rozumiem. Po prostu głupio bym się czuł dziękując za pomoc umarlakowi. - Sael wyszczerzył zęby.
- Miejmy nadzieję, że nie masz racji. - odparł kapitan.

Kilkanaście standardowych minut później wysoki Gran idący na czele pochodu odwrócił się do pozostałych i dał znak. Dotarli do celu. Wszyscy zwolnili, stąpali ostrożnie niczym myśliwy podkradający się do zwierzyny. Nienaturalna cisza dziwnie denerwowała.
Na początku zobaczyli kilka połamanych drzew. Potem Nautolanin wystąpił naprzód.

- Na macki dziadunia! - zakrzyknął.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sael Gisen dnia Wto 21:25, 05 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Keroq Phoenix
Najemnik



Dołączył: 29 Gru 2006
Posty: 109
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Ammuud

 Post Wysłany: Pią 8:30, 15 Maj 2009    Temat postu:

Pierwsze co przyszło Keroqowi do głowy to koszty napraw. Znowu spędzi godziny z laserową spawarką w jakimś podrzędnym porcie.
Pewnie cały tuzin bezpieczników od pola siłowego mam do wymiany. - pomyślał i zaczął wyswobadzać się z uprzęży ochronnej. Po chwili sięgnął do zaczepów awaryjnego otwierania kokpitu i małym durakrętem zaczął rozkręcać owiewkę. Nie chciał jej zniszczyć, gdyż nowa kosztowałaby go małą fortunę.
30 minut później uporał się i nawet udało mu się wydostać na kadłub Spirit Huntera. Stanął niepewnie nieco powyżej osłony silnika i sięgnął do jednego z luków bagażowych. Wyciągnął swój toporek oraz blaster, które momentalnie umieścił na swoim pasie. Do tego mały granacik plazmowy, butelka z wodą i dwie paczki kondensowanych racji żywnościowych. Taka ilość niewielkich kosteczek składających się z niezbędnych dla człowieka białek, węglowodanów i cukrów pozwalała funkcjonować przez ponad trzy standardowe doby. Narzucił na ciemny kombinezon płaszcz maskujący, upewniając się, że wciąż ma łatwy dostęp do swojej broni.
Tak wyposażony łowca nagród zeskoczył na ziemię. Miękki mech pokrywający powierzchnię księżyca ugiął się pod ciężarem wysportowanego pilota. Nie zdążył się przyjrzeć rozmiarowi uszkodzeń Z-95 kiedy usłyszał trzask łamanej gałązki. Ktoś tutaj szedł i nie do końca wiadomo było z jakimi zamiarami. Szybkim szusem Phoenix znalazł się za brunatnym, nieco omszałym głazem i mając przed sobą dziób myśliwca wyciągnął swój DC-15s. Upewnił się, że zasobnik z gazem Tibanna jest prawidłowo założony i kontrolka świeci się na zielono określając pełny magazynek.

Po kilku sekundach od strony ogona pojawiła się kilkunastoosobowa grup, która mogłaby stanowić chlubę każdego ogrodu zoologicznego w Galaktyce. Praktycznie każdy członek "wyprawy" był przedstawicielem innego gatunku.
Pora się zabawić. - przez głowę byłego niewolnika przemknął szatański pomysł, który został wcielony w realizację tuż po pełnym zaskoczenia okrzyku Nautolanina.
Plan polegał na zwykłym okrzyku w stronę "turystów":
- Nie ruszać się, Peedunkys!* Stoicie właśnie nad dwoma minami rozpryskowymi do których detonator trzymam w ręce. A w drugiej mam blaster. Więc żadnych głupich sztuczek. Kim jesteście?
Nie wychylając się zza głazu Keroq postraszył grupkę i liczył na parę odpowiedzi zanim się im pokaże.



* gnojki Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Sael Gisen
Użyszkodnik



Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 23
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Glee Anselm

 Post Wysłany: Pią 19:20, 15 Maj 2009    Temat postu:

Tym, co go tak zdumiało był zniszczony Z-95. Sael odniósł wrażenie jakoby statek wprost wbił się w stojące na jego drodze ogromne drzewo. Przez głowę Nautolanina momentalnie przemknęła myśl o śmierci pilota, kimkolwiek by nie był. Nim jednak zdążył pomyśleć o czymś jeszcze czy nawet się ruszyć, dał się słyszeć głos niosący za sobą groźbę.

A jednak żyje, pomyślał Sael i pokręcił głową. Osobnik musiał być ukryty gdzieś przed nimi, nie dalej niż 50 metrów. Cała załoga momentalnie stężała i poczęła rozglądać się na wszystkie strony. Niektórzy trwali w bezruchu nasłuchując.
Sael wbił wzrok w poszycie, które mogło skrywać domniemanego wroga. Nie widząc niczego, rzucił przez ramię: - Pewnie jest tak brzydki, że musi się przed nami chować! Wyszczerzył też zęby w znanym sobie uśmiechu. Kilku członków załogi parsknęło, reszta wydawała się mniej radosna.

Wtem odezwał się Dug stojący tuż za Nautolaninem:
- Uspokój się Gisen. Nie chcemy tutaj więcej kłopotów.
Zrobił króciutką pauzę, jakby się nad czymś zastanawiał po czym podjął znowu:
- Nieznajomy, kimkolwiek jesteś wiedz, że nie mamy złych zamiarów! W pewnym sensie zdążyliśmy się już poznać. Nasza grupa to część załogi Maraudera stojącego kilka kilometrów stąd a w którego obronie jak mniemam pomogłeś. Ogólnie mówiąc przybyliśmy sprawdzić, kto stoi za ostrzelaniem tych dzikich zwierząt oraz dowiedzieć się czy nic mu... w tym przypadku tobie, nie jest. Jeżeli nam też pozwolisz, chętnie ci podziękujemy.

Reszta załogi przytaknęła, niektórzy pokiwali głowami z aprobatą. Krótkie przemówienie w zupełności opisywało ich intencje. Jedynie Sael stał ze skrzyżowanymi rękami i uparcie wpatrywał się przed siebie. Reprymendą udzieloną przez kapitana nie przejął się zbytnio. No, może trochę. Chciał jednak poznać wreszcie tego przyjemniaczka.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Keroq Phoenix
Najemnik



Dołączył: 29 Gru 2006
Posty: 109
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Ammuud

 Post Wysłany: Sob 7:59, 16 Maj 2009    Temat postu:

Keroq zastanowił się. Może faktycznie ci "turyści" nie byli tacy źli. Na bank się przyda ich pomoc, żeby wyciągnąć Łowcę z drzewa i poskładać go co nieco do kupy.
Powoli, wciaż trzymając swojego Dece w jednej ręce i toporek w drugiej, pilot wyszedł zza drzewa.
Parę dni lotu w przestrzeni odbijało się zapewne na jego wyglądzie ale postanowił się tym nie przejmować. Jego palec wciąż spoczywał na osłonie spustu blastera co sugerowało przygotowanie do szybkiej reakcji, gdyby przybysze mieli jednak wrogie intencje. Popatrzył na tą zbieraninę i zadał proste pytanie:
- Kto jest dowódcą?


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Sael Gisen
Użyszkodnik



Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 23
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Glee Anselm

 Post Wysłany: Sob 15:42, 16 Maj 2009    Temat postu:

Ach, ależ oczywiście... Proszę wybaczyć mi moje maniery. - ponownie przemówił Dug i skłonił się charakterystycznie dla swojej rasy. Tym razem patrzył wprost na nieznajomego, który opuścił swoją kryjówkę. Dobrze uzbrojony mężczyzna wywarł niemałe wrażenie na członkach załogi. Możliwe, że to postura ukazująca człowieka, który wiele przeżył. A może zadziałał jedynie blaster typu DC wycelowany w kapitana. Tak czy inaczej wszyscy umilkli.

Sael z kolei zaszczycił przybysza tylko krótkim, wyniosłym spojrzeniem po czym ponownie zapatrzył się w dal. Ręce wciąż miał skrzyżowane ale jego macki lekko falowały. Rozumiem być uprzejmym ale po co zaraz się tak płaszczyć, pomyślał. Musiał być trochę zły na to, że przestał być w centrum uwagi. Z chwilowej obserwacji wyniósł jednak, że nie mają przed sobą pierwszego lepszego człowieka.

- Nazywam się Hipzot i jestem kapitanem a zarazem dowódcą tej zgrai. - ciągnął Dug a machnięciem ręki wskazał całą swoją kompanię. - Od razu widać, że lubi pan konkrety panie ... eee ...?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sael Gisen dnia Sob 15:42, 16 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Keroq Phoenix
Najemnik



Dołączył: 29 Gru 2006
Posty: 109
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Ammuud

 Post Wysłany: Sob 18:08, 16 Maj 2009    Temat postu:

Keroq uśmiechnął się leciutko, wręcz niedostrzegalnie. Faktycznie turyści. pomyślał i zdecydował, że nie stanowią zagrożenia. Wsunął toporek do kabury na udzie i opuścił blaster, ale wciąż go trzymał w dłoni.
- Phoenix, Keroq Phoenix. Pilot i mechanik. Co was sprowadza na ten księżyc? Bo chyba nie polowanie na dzikie zwierzęta?
Zerknął uważniej na uzbrojenie turystów i stwierdził że to prawdopodobnie ubożsi handlarze lub też szulerzy i łowcy nagród. Początkujący łowcy nagród.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Ragnus
Rebel Scum



Dołączył: 24 Gru 2005
Posty: 1339
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Bydgoszcz

 Post Wysłany: Nie 22:11, 17 Maj 2009    Temat postu:

Dug rzucił podejrzliwe spojrzenie pełne chciwości. Widać było w jego oczach, że nie ma zamiaru dzielić łupu na jeszcze jedną osobę. Jednak zmarszczone czoło musiało świadczyć, że intensywnie myśli o korzyści zawarcia porozumienia z groźnie uzbrojonym rozbitkiem.

- Otóż, jesteśmy badaczami historii. Przybyliśmy by spl...ekhm...zbadać ruiny świątyń w poszukiwaniu nowych materiałów o dawnych cywilizacjach z tego oto księżyca. A co Ciebie sprowadza w to miejsce, wyglądasz dość niezwykle jak na zwykłego turystę - to mówić mrugnął okiem i pociągnął się nogą za wąsa.

- Nie ma chyba potrzeby byśmy spędzali tutaj więcej czasu. Niedługo zajdzie zmrok, a nie wiadomo jakie niebezpieczeństwa wychodzą ciemną porą w tej dżungli. Mamy nadzieję, że przyjmiesz nasze przyjacielskie zaproszenie na nasz statek. Twoim myśliwcem, chyba i tak nikt nie odleci.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Forum Rise of the Empire RPG Strona Główna » Na własny rachunek » A man of his word
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4  Następny
Strona 1 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach




Solaris phpBB theme/template by Jakob Persson
Copyright © Jakob Persson 2003

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group