FAQ Zaloguj
Szukaj Profil
Użytkownicy Grupy
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Rejestracja
Na własny rachunek
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Forum Rise of the Empire RPG Strona Główna » Skończone misje » Na własny rachunek
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Faeton
Game Master



Dołączył: 26 Maj 2006
Posty: 294
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


 Post Wysłany: Śro 14:53, 15 Lis 2006    Temat postu:

Dodonna siedząc w wygodnym fotelu w swojej kajucie najwyraźniej zasnął. Tuż pod jego ręką leżała przewrócona szklanka. Na szczęście admirał wypił korelliańską brandy zanim zasnął. Zresztą nie było mu dane zaznać prawdziwie regeneracyjnego snu. Po nieco ponad godzinie w kwaterze dowódcy rozbrzmiał brzęczyk. Dodonna wyrwany z niespokojnego snu nieprzytomnym z lekka wzrokiem szukał źródła dzwięku. Po sekundzie ciężko wstał z fotela i podszedł do komunikatora. Nacisnął przycisk i sygnał brzęczyka zamilkł:

- Tu Dodonna, słucham.
Z głośnika popłynął głos kapitana Kreya – pierwszego oficera „First of the Republic”

- Panie admirale, wychodzimy z hiperprzestrzenni i przygotowujemy się do odbycia kolejnego skoku. Czy zechce pan admirał dołączyć do nas na mostku? Praat przygotował wszystko do kolejnego skoku.

Dodonna sam zażyczył sobie, żeby informować go o pierwszej zmianie kursu, jego odpowiedź nie stała w sprzeczności z wcześniejszymi zaleceniami:

- Oczywiście Krey, już idę, niech kapitan Praat wstrzyma się jeszcze chwilę.

Admirał zdjął palec z guzika komunikatora, odwrócił się i sięgnął do fotela, gdzie pozostawił kurtkę munduru. Zapiął ubranie i zanim wyszedł z kwatery stanął jeszcze na chwilę przed lustrem gdzie przeczesał palcami włosy. Choć jako oficer i osoba praktyczna nigdy nie zwracał ponad miarę uwagi na swój wygląd, to zauważył, że ostatnie dni odcisnęły na nim swoje piętno. Jego twarz miała ziemisty odcień a pod oczami zarysowały się widoczne cienie.

Nieważne…pomyślał admirał – mam teraz na głowie ważniejsze sprawy…

Dodonna nie zwlekał dłużej i pospiesznym krokiem wyszedł z kajuty. Droga na mostek jak zwykle trwała chwilę. W końcu drednot nie należał do najmniejszych okrętów. Admirał mijał salutujących mu marynarzy i oficerów. W ich twarzach widział oddanie i szacunek, jednak kilkakrotnie również jakby niepewność. No cóż? Czy mógł ich winić? W końcu porwali się na wielkie ryzyko…Oficer dotarł wreszcie do sterowni „First of the Republic”:

- Praat, meldujcie, jaki jest nasz status?

Główny nawigator słysząc głos Dodonny wstał z zajmowanego fotela, odwrócił się i wyprostował prężąc się do meldunku. Jego piegi jakby bardziej odznaczały się niż zwykle, a czupryna nieregulaminowo długich włosów wydawała się jakby intensywniej złoto-miedziana. Admirał był najwyraźniej przemęczony

- Panie admirale, melduje zakończenie pierwszego skoku. Właśnie wprowadziłem koordynaty drugiego. Przed nami jeszcze sześć skoków. Do skupiska asteroid do których zmierzamy dotrzemy zgodnie z przewidywaniami. Jutro ok. jedenastej wieczorem standardowego czasu Coruscant. Zgodnie z rozkazem czekałem na pana, aby znowu skoczyć w hiperprzestrzeń. Jak do tej pory wszystko idzie zgodnie z planem.

Dodonna usiadł na miejscu dowódcy, tuż obok siedział jego pierwszy oficer kapitan Orellion Krey, który skinął w stronę admirała. Dowódca zerknął przelotnie na ekrany zapełnione danymi. Całkowicie ufał Praatowi, jednak zawsze warto sprawdzić wszystko samemu. Po tej błyskawicznej inspekcji nie miał wątpliwośći, że zgodnie ze słowami szefa nawigatorów wszystko szło jak zaplanowali.

-Doskonale Praat, skaczemy.

Kapitan odwrócił się do sternika:

-wykonać!

Okręt znowu płynął hiperprzestrzennym tunelem. Przed drednotem jeszcze sześć kolejnych skoków, cóż jak zwykle okręt poradzi sobie świetnie – przynajmniej tak sądził Dodonna. Pod koniec trasy admirał zwołał kolejną naradę oficerów. Mężczyźni zebrali się w niewielkiej Sali konferencyjnej połączonej z gabinetem kapitana. Pomieszczenie znajdowało się tuż obok mostka i jego głównym meblem był długi stół konferencyjny wyposażony w projektory holograficzne, ekrany i system nagłośnienia zapewniający swobodną komunikację z całym okrętem jak i w samym pokoju. Doddonna wygodnie zapadł w swój fotel wysłuchując meldunków swoich oficerów. Wokół stołu zasiedli kapitanowie Krey – pierwszy oficer, Praat – szef nawigacji, Boise – oficer taktyczny i dwóch poruczników – Almunia – szef komunikacji i Valiant- szef sekcji technicznej, który tak niedawno przedstawił obszerny raport na temat Esganiir i tamtejszych stosunków. Porucznik informował o kondycji okrętu:

- Cóż panie admirale, okazuje się, że faktycznie przyda nam się kilka części zamiennych. Bunt porucznika Merrina spowodował pewne zniszczenia w sekcji przesyłu energii, których mimo naszych starań nie udało nam się w pełni usunąć. Początkowo wydawało nam się, że Merrin i jego żandarmowi nie nabroili za bardzo, jednak z żalem muszę przyznać, że nasze początkowe szacunki były błędne. Potrzebujemy co najmniej kilkunastu nowych bezpieczników w kilku sekcjach i przynajmniej stu-kilkunastu metrów kabli. Dzięki Mocy nie dobrali się do maszynowni, to dopiero byłby problem.

- No tak, ale nie ma niebezpieczeństwa dla naszego lotu – pytanie padło z ust kapitana Kreya.

Valiant wyciągnął obie dłonie w stronę kapitana, zupełnie tak jakby chciał się obronić przed ciosem:

- Nie, nie, tutaj nie ma żadnych zagrożeń. Jestem spokojny bo wiem, że mamy w perspektywie uzupełnienie sprzętu. W przeciwnym razie mielibyśmy kłopoty. Powiniśmy dotrwać do końca lotu. Choć zaleciłem zmniejszenie zużycia energii tam wszędzie gdzie było to możliwe.
-Taak, chciałeś się nawet dobrać do sensorów – wtrącił kapitan Boise.

- Kapitanie, zaczął nieco usprawiedliwiającym tonem Valiant, naprawdę nie sądze, że wiedza na temat gęstości pyłu kosmicznego na centymetr sześcienny była w chwili obecnej dla nas czymś szalenie istotnym…Zresztą ostatnie nie pozwolił pan na wyłączenie niektórych niekoniecznie niezbędnych urządzeń pańskiej sekcji.

Dodonna uniósł rękę uciszając Valiant:

-Dobrze, dobrze, jak rozumiem okręt nie rozpadnie się na pół, to już coś. Prawdę mówiąc ufam, że istotnie dotrzemy do miejsca spotkania w jednym kawałku. Zgadza się kapitanie Praat? Wywołany do odpowiedzi oficer wyprostował się w swoim fotelu i naciskając przyciski na konsoli odpowiedział:

- Oczywiście admirale. Zgodnie z wyświetlanym obrazem, nad głowami zgromadzonych pojawiła się graficzna prezentacja trasy „First of the Republic”, właściwie zbliżamy się do końca naszej podróży. Jak widzicie jesteśmy już tuż przy skupisku asteroid do których zmierzamy. Przed naszym ostatnim skokiem zleciłem dokładniejszą obserwację naszego celu. Nasze instrumenty, których na szczęście nie pozwoliłem wyłączyć, tutaj Praat spojrzał na Valianta i nie przerywając mówił dalej, dostarczyły nam kolejnych informacji na temat tego skupiska. Skały z których te asteroidy się składają zawierają w sobie sporo żelaza, co może oznaczać, że kiedy już się znajdziemy w ich pobliżu możemy mieć kłopoty z długodystansową komunikacja, no ale chyba nie zamierzaliśmy dzwonić do kanclerza Palpatine’a, Praat uśmiechął się niewyraźnie. Niemniej jednak wysoka zawartość żelaza pozwoli nam się skutecznie ukryć bo ktokolwiek zechce przeczesać skupisko standardowymi sensorami będzie miał kłopoty z namierzeniem statku. To dobra wiadomość, co nie oznacza, że nasze pojawienie się w pewnej odległości od skupiska nie zostanie odnotowane. Cóż, dobrze przynajmniej, że wiemy coś więcej na temat tej kupy skał…

-Dobre i to – mruknął porucznik Almunia, jednak jak do tej pory nie wiemy jak mamy się skomunikować z ludźmi którzy mają na nas czekać. Mam nadzieję, że to nie jest żadna intryga Jedi, bo z kłopotami z przesyłem energii długo sobie nie polatamy…
- Proszę nie popadać w swój typowy pesymizm Almunia – powiedział Dodonna lekko się przy tym uśmiechając. Myślę, że powiedzieliśmy sobie wszystko. Wracajmy na mostek.

Oficerowie opuścili salę konferencyjną, Valiant dopił jeszcze swoją kawę – rzadki rarytas sprowadzony z Chandrilli, rodzinnego świata porucznika. Większość załogi zadowalała się korelliańskimi odmianami. Wreszcie wszyscy uczestnicy spotkania znaleźli się na mostku. Oficerowie zajęli swoje miejsca i potwierdzili gotowość swoich sekcji do wyjścia z hiperprzestrzenni. Praat wychylił się w swoim fotelu i zameldował:

- Admirale, zbliżamy się do punktu wyjścia. Zgodnie z pańskim poleceniem w pewnym oddaleniu od dostarczonych nam koordynatów.

-Doskonale, wracamy do zwykłej przestrzeni.

Praat odwrócił się i wydał polecenie sternikowi:

-Bosmanie, wykonać.

Okręt lekko szarpnął i płynnie wrócił do właściwego wymiaru kosmosu. Świetlne linie, których obraz przekazywany był na dużym ekranie mostka skurczyły się do pojedynczych gwiezdnych punktów.
Pierwszy oficer – kapitan Krey zameldował:
-Admirale jesteśmy w zwykłej przestrzeni-Boise, raport taktyczny– zażądał Dodonna
- Mamy właśnie pierwsze odczyty z sensorów. Przed nami kuliste skupisko asteroid. Żadnych okrętów ani instalacji kosmicznych. Na razie nie mogę powiedzieć nić więcej.
-Ale chyba ja mogę admirale – powiedział szef komunikacji porucznik Almunia – właśnie dostajemy przekaz z jakieś zamaskowanej sondy, której nie mogę zlokalizować . TO kolejne koordynaty, chyba droga podejścia do…wnętrza skupiska.-eee…niepewnie zaczął Boise…Sensory mówią, że jakimś cudem w skupisku tworzy się jakiś korytarz. Nie wiem jak to powiedzieć ale wygląda to tak jakby asteroidy robiły nam miejsce. Ten kto to wszystko zaplanował dokładnie sobie wszystko przemyślał.
Praat dodał ze swojego stanowiska:
-Chyba musieli zamontować na asteroidach repulsory albo jakieś małe silniki…może to zespół pól siłowych, no coż kryjówka wewnątrz skupiska asteroidów, pomysłowe…Krey spojrzał na Dodonnę:
-Admirale? Co robimy?


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Jan Dodonna
Admirał WFR



Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 327
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Commenor

 Post Wysłany: Czw 19:33, 16 Lis 2006    Temat postu:

- Sprytne... - mruknął Dodonna - Przy takiej zawartości żelaza cokolwiek się tam kryje pozostanie niewykryte do ostatniej chwili. A to co widzimy to całkiem sprytna brama... lub pułapka, zależnie od gości... - zaczął głośno myśleć Admirał i o dziwo na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech mogący świadczyć o pewności siebie.
- Pytanie czym okaże się dla nas... - i tu też krył się problem, który najbardziej trapił Dodonnę. Co prawda jak na razie zaufali "przyjacielowi", ale jeśli wlecą w pole asteroid zaczną grac coraz bardziej według jego zasad. Admirałowi nie podobało się to. Nie miał zbytniej ochoty narażać okrętu, ale... skoro zaszli już tak daleko... Jesli to republika chciała odzyskać statek to wprowadzenie go w pole asteroid mogło jedynie doprowadzić do uwięzienia go tam lub zniszczenia. Nawet jeśli "brama" zamknęłaby się to artylerzyści w końcu zdołaliby utorować nową drogę... przynajmniej tak się wydawało. A zniszczenie... to by było marnotrawstwo... przynajmniej dla Republiki... A separatystom chyba nie udałoby się tak łatwo z nim skontaktować.
Zbyt dużo niewiadomych i czystych domysłów... Trzeba było decydować.
- Skanery na pełną moc, dać więcej energii na tarcze cząsteczkowe... kurs według otrzymanych koordynatów. - rozkazał po chwili wahania.
- Niech sensory skupią się na przeczesywaniu najbliższego otoczenia okrętu, na większych dystansach i tak zwariują.
Okręt zaczął powoli kierować się ku uformowanemu przejściu.
- Kontrola ognia, przygotować turbolasery i działa przeciwlotnicze... nie chcę zabłąkanych asteroid uderzających o tarcze... ani niczego innego. - dodał Dodonna i w napięciu patrzył na zbliżającą się kupę skał.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Faeton
Game Master



Dołączył: 26 Maj 2006
Posty: 294
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


 Post Wysłany: Pon 10:54, 20 Lis 2006    Temat postu:

Okręt admirała Dodonny bezgłośnie zanurzył się w pole asteroidów. Kadłub jednostki został zasypany niewielkimi okruchami skalnymi, które jednak nie były w stanie wyrządzić mu żadnej szkody. Wielki głazy tworzące niegdyś płaszcz planety albo jakiegoś innego ciała niebieskiego utworzyły stabilny „korytarz”, tak idealny, że żaden z potencjalnie zabójczych tworzących go obiektów nie wysunął się więcej niż o pół metra z wyznaczonego mu miejsca? Jednak co sprawiało, że „First of the Republic” mógł bezpiecznie poruszać się pośród tego gwiezdnego gruzu? Kapitan Boise, oficer taktyczny admirała najwidoczniej miał dość bezowocnych analiz przeprowadzanych za pomocą skanerów.
- Panie admirale, nie wiem co tworzy ten tunel, ale czujniki nam tego nie powiedzą, za pańskim pozwoleniem, chciałbym przekonać się w inny, może nieco bardziej „inwazyjny” sposób z czym mamy do czynienia.Dodonna przyglądał się kilka sekund kapitanowi i zapytał:
- Co masz na myśli?
-To proste, strzelmy z działa przeciwlotniczego w stronę asteroidów, jeżeli moja teoria jest prawdziwa nic się nie stanie, przynajmniej nic co mogłoby nam zagrażać.Najwidoczniej propozycja Boise nie wszystkim przypadła do gustu. Kapitan Praat zaprotestował:
- Daj spokój, co jeżeli jednak wytrącimy asteroidy z równowagi, nie wiemy co trzyma je w szyku. Jeżeli nie jest to pole siłowe a jakiś rodzaj napędu uruchomianego centralnie, to wytrącona skała może uderzyć w kadłub, lub zapoczątkować reakcję łańcuchową i skończymy starci na proch przez ten skalny młyn!
Dodonna w skupieniu wpatrywał się w ekrany ukazujące graficzne i wierne obrazy skupiska w którym jego okręt właśnie „płynął”
- Nieeee, nie sądzę, żeby ktoś zdołał w krótkim czasie rozmieścić na takiej ilości asteroid silniki czy repulsory. To byłoby i za drogie i za czasochłonne. Spójrzcie. Admirał wskazał na centralny ekran. Minęliśmy już setki tych kamieni. Wszystkie układają się w niemal idealny tunel o okrągłym przekroju. Poza tym Praat, spójrzmy na powiększenie. Poruczniku Valiant, prosimy o nagranie sekcji g4 obrazu, ten wycinek z rogu ekranu. Wywołany oficer bezgłośnie wykonał polecenie i ekran zaczął ukazywać fragment tunelu asteroidów. Początkowo oficerowie i zgromadzeni na mostku marynarze nie wiedzieli czego szukać. Po chwili jednak pierwszy oficer, kapitan Krey nieco zaskoczony stwierdził:
- Admirale, ma pan rację! Spójrzcie, widzicie ten obszar nieco na prawo od środka obrazu. Z głębi skupiska nadlatują niewielkie fragmenty materiału skalnego. Nie wiem czy widzieliście ten nowy holofilm, ten o rycerzach Jedi. „Bitwa na Ruusan”? – Zapytał któryś z marynarzy, sternik nazwiskiem Coghlan. Kapitan nie odrywając wzroku od ekranu odpowiedział:
-Dokładnie ten, pamiętacie co się działo kiedy transportowiec lorda Hotha przelatywał przez pierścień gazowego giganta? Jego tarcze wyłapywały niewielkie fragmenty lodowych brył tworzących pierścień. Pamiętacie jak wyglądał efekt przejęcia bryły lodu? Zderzenie wywoływało wyładowanie energii. Oczywiście efekt na filmie był o wiele bardziej efektowny…znacie przywiązania speców od efektów specjalnych do fajerwerków tego typu.
Oficerowie spojrzeli po sobie z uśmiechem. Fascynacja Kreya kinem była powszechnie znana. Porucznik Almunia, szef komunikacji najwyraźniej nie wiedział co Krey miał na myśli.
-Do czego pan zmierza kapitanie?
- Almunia skup się! Valiant zatrzymaj obraz i cofnij go w powoli o kilka klatek.
Obraz w zwolnionym tempie zaczął się cofać ukazując ruch asteroidów w przeciwnym do rzeczywistego kierunku. Większość asteroidów tworzących „korytarz” obracało się w jednym kierunku wokół osi tunelu, jednak faktycznie niewielkie fragmenty skał „atakowały” powierzchnie jednolitej powierzchni od strony przeciwnej okrętowi Dodonny. W momencie w którym skały stykały się z powierzchnią tunelu, ta rozbłyskała bladym błękitnym światłem, po czym skała odpływała z powrotem w kierunku głębi skupiska.
Dodonna uśmiechnął się i powiedział:
- Brawo za spostrzegawczość Krey. Boise może pan strzelać.
Kapitan skinał głową i szybko wydał polecenie jednemu z działonowych swojej sekcji. Główny ekran znowu pokazywał obraz dziobu okrętu sunącego w tunelu asteroidów. Kilka sekund trwał wybór stosownego celu i przestrzeń przed kamerami została przecięta przez pojedynczą wiązkę laserową. Siłą strzału była wystarczająca do zestrzelenia myśliwca, jednak z chwilą uderzenia w wyselekcjonowaną skałę zamiast deszczu odprysków skalnych załoga mostka zobaczyła miniaturową burzę błękitnego światła. Efekty był zwielokrotniony względem przed momentem oglądanego zderzenia skały ze „ścianą” korytarza. Wyładowanie pokryło jej powierzchnie, a od punktu uderzenie we wszystkich kierunkach rozeszły się jego błyskawice. Wybrany do ostrzału asteroid pozostał nienaruszony. Zadowolony z siebie kapitan Boise z uśmiechem stwierdził:
- No to przynajmniej wiemy co powstrzymuje te wszystkie skały przez zwaleniem się nam na głowy.
Piegowaty dowódca sekcji nawigacji odetchnął widząc, że jego teoria się nie sprawdziła i żaden ze skalnych odłamków nie został wybity z korytarza i nie uderzył w okręt. Nie miał jednak wiele czasu na analizę korytarza, ten bowiem zbliżał się ku końcowi.
- Admirale wychodzimy z korytarza. Przed nami czysty, kulisty obszar pozbawiony obecności asteroidów, wlatujemy w coś co moglibyśmy nazwać wielką polaną, oczywiście gdybyśmy podróżowali w lesie…

Dodonna spojrzał na ekran:

-Polana…bardzo dobrze, Boise macie coś na skanerach?
- Niestety admirale, zakłócenia. Jednak nie jesteśmy całkiem ślepi i głusi, sensory krótkiego zasięgu mówią, że korytarz za nami właśnie się zamyka…Oficerowie raz jeszcze spojrzeli na siebie. Kapitan Krey wyraźnie zaniepokojony zapytał:
-Admirale?
Zanim ten jednak zdołał odpowiedzieć, porucznik Almunia zameldował z sekcji komunikacji:
- Admirale mamy nową transmisję, to kolejne koordynaty wiodące ku centrum przestrzeni w której się znajdujemy.
Dodonna wydał rozkaz:
-Praat, lecimy tam. Skoro dotarliśmy tak daleko, to możemy chyba założyć, że to nie pułapka.- Tak jest admirale.
Na mostku na kilka chwil zapadła cisza. Po chwili kapitan Boise zameldował:
-Admirale, mam odczyt z sensorów krótkiego zasięgu…Dwa statki. Każdy po ok. trzysta metrów. Szukamy odpowiedników w naszych bazach danych. - Czy mamy już jakieś zbliżenia tych okrętow Valiant? Admirał oczekiwał szybkiej odpowiedzi, taką też otrzymał:
- Tak jest admirale, wyświetlam.
Oczom zgromadzonych ukazał się jeden, z chwilę potem drugi okręt. Oba wyglądały topornie, cóż nie każda kosmiczna jednostka musiała wyglądać niczym nubijski jacht, jednak tutaj nie było mowy o choćby odrobinie finezji. Projektant wybitnie postawił na użyteczność i praktycyzm rozwiązań. Każdy ze statków przypominał dwa połączone ze sobą kadłuby w kształcie długich rur zakończonych silnikami. Oba okręty były wyposażone w kratownice i stanowiska załadunkowe. Kapitan Boise wkrótce potwierdził obserwacje informacją o zidentyfikowaniu statków:
- Admirale, mamy przed sobą parę starych kontenerowców Hoersch & Kassel.

[link widoczny dla zalogowanych]

Kolejny meldunek, tym razem porucznik Almunia.:
Admirale, kolejny przekaz, mamy bezpośrednie połączenie, zdaje się, że to jakiś droid…
-Proszę otworzyć kanał poruczniku – bez wahania odpowiedział admirał
Zgodnie z zapowiedzią Alumni wyświetlacz holoprojektora ukazał sylwetkę standardowego robota protokolarnego. Srebrzyste pokrywy droida lśniły niczym świeżo wypolerowane:

- Witam w skupisku asteroidów nr. RX 34459821 Z-56, zwanym niegdyś planetą Buzuris III, przynajmniej tak nam się wydaje…Polecono mi pana powitać w tym naszym spokojnym schronieniu. Zgodnie z wcześniej przekazanym komunikatem będzie mógł pan uzupełnić zapasy i pobrać niezbędne do napraw części. Jak pewnie już pan wie nasze jednostki to kontenerowce Hoersch & Kassel Driver serii SFM – 4000. Jednostki te obecne są na galaktycznym rynku od wielu lat i pojawienie się jednej czy dwóch w systemie Esganiir z pewnością nie wzbudzi zdziwienia kapitana Ralla. Zanim jednak przystąpimy do omówienia planu działania na Esganiir proponuje rozpocząć pobór potrzebnych panu podzespołów. Proszę o przesłanie dokładnej listy potrzebnego wyposażenia. Przygotujemy części w ciągu godziny. Nasze ładownie są dobrze wyposażone i zostaliśmy poinformowani przez wojsko Republiki o charakterze zniszczeń dokonanych przez akcje porucznika Merrina. Zakładamy też, że zasadnie oszacowaliśmy zakres powstałych w ten sposób szkód. Proszę też o sprecyzowanie sposobu odbioru części. Czy zechce się pan połaczyć z jedną z naszych jednostek, czy też woli pan wykorzystać promy? Wydaje mi się, że wygodniej i efektywnie byłoby dokonać bezpośredniego połączenia. Proszę się nie obawiać, nie chcemy dokonać abordażu pańskiej jednostki. Czekam na decyzję. Proszę o listę zapasowych części, które mamy przygotować i decyzję odnośnie ich odbioru. Bez odbioru.

Hologram zniknął a admirał i jego oficerowie stanęli przed poważną decyzją.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Jan Dodonna
Admirał WFR



Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 327
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Commenor

 Post Wysłany: Wto 23:55, 21 Lis 2006    Temat postu:

Podróż pomiędzy asteroidami i odkrywanie tajemnicy tunelu okazało się niezapomnianym przeżyciem nawet dla kogoś takiego jak Dodonna, kto jednak miał za sobą trochę służby we flocie. Na szczęście członkowie załogi, a w szczególności oficerowie, spisywali się znakomicie i wszystko poszło bez najmniejszych problemów. Admirał był z nich dumny.
Wkrótce jednak całą uwagę Dodonny przykuły dwa statki czekające na nich "na polanie". Osoba, która ich powitała okazał się skolei... droid.
Admirał nie mógł powiedzieć, że go to jakoś wybitnie zdziwiło. Zastanawiał się wręcz czy spotkają na pokładzie tamtych statków kogoś żywego. Wątpił w to raczej.
- Poruczniku Valiant, proszę przygotować listę tego co potrzebne jest do dokończenia napraw. Do tego przyda nam się trochę części zamiennych... tak na wszelki wypadek. Z zapasami chyba też nie stoimy najlepiej zwłaszcza, że okręt nie szykował się do żadnej dalszej drogi, proszę o to zadbać.
Dodonna zamilkł na chwilę analizując sytuację. Potrzebowali tez czegoś jeszcze.
- Chciałbym też by na liście znalazło się wyposażenie potrzebne oddziałom szturmowym. Broń ręczna, materiały wybuchowe, pancerze... Jeśli mają jakiś cięzszy sprzęt to też nie pogardzimy. Przyda nam się jeśli rzeczywiście spróbujemy zdobyć te Consulary.
Dodonna popatrzył po twarzach swych oficerów.
- Jakieś dodatkowe propozycje?
Wysłuchawszy zdania podwładnych dodał jeszcze.
- Postępujemy według wcześniejszego planu, wszystkie towary zostaną przetransportowane promami, a po dostarczeniu wszystko zostanie dokładnie sprawdzone. Ufam im na razie, ale nie mam ochoty by na pokładzie walały się jakieś nadajniki namiarowe czy inne podobne rzeczy. Mam nadzieję, że to jasne. A teraz do roboty, trzeba wszystko przygotowac.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Faeton
Game Master



Dołączył: 26 Maj 2006
Posty: 294
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


 Post Wysłany: Śro 17:15, 06 Gru 2006    Temat postu:

Dodonna czujnie obserwował kurs swoich promów dostawczych z własnych hangarów do burty tajemniczego statku, który być może będzie źródłem tak potrzebnych „First of the Republic” części. Admirał oderwał wzrok od ekranów i wyłączył brzęczyk komunikatora łącząc się z porucznikiem Valiantem, który dowodził czterema jednostkami transportowymi, które Dodonna obserwował na wyświetlaczach mostka.
- Valiant, proszę meldować.
-Cóż admirale, zacumowaliśmy, na razie nikt nie szturmuje śluz, możliwe, że faktycznie nie czeka tutaj na nas zasadzka.
-To się dopiero okaże poruczniku, nie chwalmy…no zobaczymy co z tego wyjdzie. Zobaczymy czy nasi „gospodarze” dostarczą wszystko o co pan poprosił. Proszę mnie informować o postępach załadunku.-Tak jest admirale, Valiant bez odbioru.
Członkowie załogi wykonywali swoje rutynowe zajęcia, jednak w tej sytuacji nic nie miało rutynowego charakteru. Tak naprawdę oficerowie i marynarze mostka czekali na informacje dotyczące postępów w załadunku. Porucznik Valiant kilkukrotnie łączył się z „First of the Republic” meldując właściwy i spokojny przebieg odbioru sprzętu z transportowca. Nikt jednak nie mógł być pewien czy zawartość skrzyń nie kryje niebezpieczeństwa, dopóki nie zostanie ona przebadana przez członków załogi promów i hangaru liniowca Dodonny. Wreszcie Valiant zameldował zakończenie załadunku i powrót do hangaru. Zanim admirał wyraził zgodę na rozpoczęcie lotu powrotnego zapytał:
- Proszę powiedzieć poruczniku, czy przekazany nam ładunek wzbudza jakieś zastrzeżania?
- Wszystko wydaje się być w porządku, przejrzeliśmy kilka kontenerów, zgodnie z naszym zamówieniem znaleźliśmy kilkaset metrów kabli, przekaźniki mocy, części zamienne. Będziemy musieli jeszcze wrócić po zamówioną przez nas bróń.
-Cóż, niech pańscy ludzie dokładnie sprawdzą kontenery, nie możemy sobie pozwolić na kolejny sabotaż. Czy odnotował pan coś dziwnego na pokładzie transportowca?
-Eeech, nie pozwolono nam opuścić bezpośredniego sąsiedztwa promów, właściwie na ich pokład wszedłem tylko ja i nie widziałem nic niezwykłego, przynajmniej w stosunku do stref załadunkowych wielkich frachtowców na których miałem okazję być. Dźwigi, sprzęt załadunkowy, kontenery. Co jednak rzuciło mi się w oczy to, że nie rozmawiał z nami żaden człowiek czy inna żywa istota. Przywitał nas ten sam droid protokolarny, z którym rozmawialiśmy i to on komenderował załadunkiem z „ich” strony.- A co z żołnierzami? Widziałeś kogos uzbrojonego? Pytanie padło ze strony stanowiska kapitana Boise – atletycznie zbudowanego blondyna, który pełnił funkcję oficera taktycznego.
- Nie, nikogo. Tylko droidy, żaden z nich nie był uzbrojony, co nie oznacza, że za grodziami hangaru nie czekał na nas batalion robotów bojowych.-Chyba na razie nie pozostaje nam nic tylko zaufać naszym dobroczyńcom – kwaśno skomentował Boise.
Dodonna stanął wyprostowany i wpatrując się w obraz wielkiego frachtowca odpowiedział pół szeptem:
-Tak, chyba rzeczywiście, po czym już bardziej ożywiony powiedział do mikrofonu interkomu:
-Poruczniku Smickey, jak tylko Valiant i jego promy znajdą się w hangarze, proszę wkroczyć na ich pokłady ze swoimi podwładnymi z sekcji rozładunkowych i sprawdzcie raz jeszcze ten ładunek, nie życze sobie żadnej niespodzianki, zrozumiano?Admirałowi odpowiedział głos przefiltrowany przez głosniki:
-Tak jest admirale, wszystko przygotowane.
Dowódca spojrzał na Praata:
-kapitanie, proszę dokładnie śledzić lot promów i meldowac o wszelkich anomaliach, podobnie w stosunku do frachtowca. Pan panie Boise, niech weźmie kilka drużyn ochrony, mam nadzieje, że jeszcze jakieś nam zostały po buncie byłego dowódcy mojej żandarmerii, i nadzoruje prace techników tam na dole. Wykonać. Załoganci okrętu liniowego Dodonny zabrali się za wykonywanie powierzonych im zadań. Dodatkowo wzmocniona załoga hangarów nie narzekała na brak zajęcia. Tajemniczy sojusznicy faktycznie przysłali dużo zaopatrzenia i części zamiennych. Technicy porucznika Smickeya nie znaleźli nic podejrzanego, ani ukrytych nadajników ani broni, nic co mogłoby stanowić zagrożenie dla okrętu i admirała. Podobnie rzecz miała się z częściami zamiennymi, wszystkie były sprawne i stały się przyczyna jednego wielkiego westchnienia ulgi w sekcji inżynieryjnej. Buntownicy zniszczyli mnóstwo odcinków kabli energetycznych i teraz rusz co rusz kolejne części okrętu musiały stawiać czoła sekwencjonalnym wyłączeniom większości urządzeń. Praca wszystkich przeciążała nadwyrężone obwody. Po kilkunastu godzinach porucznik Valiant, szef techniczny okrętu powrócił na „First of the Repuplic” z ostatnim transportem zamówionej przez Dodonnę broni. Na pokładzie hangaru czekał na niego dowódca taktyczny okrętu kapitan Boise i pierwszy oficer – kapitan Krey. Valiant zeskoczył z rampy promu, z którego chwile potem marynarze i droidy zaczęły przy pomocy sań repulsorowych i dźwigów wyciągać skrzynie i kontenery z bronią. Uśmiechnięty Valiant podszedł do dwójki oczekujących go oficerów:
- Zdaje się, że i tym razem wszystko jest porządki. Mamy karabiny laserowe, na pierwszy rzut oka wyglądają na produkcję z Rendilli, dostaliśmy całkiem niezłe balmorańskie pancerze bojowe, w tym uwaga pancerz dowódcy drużyny ma wmontowane jakieś prototypowe corelliańskie pochłaniacze energii, podobno najnowsze cudo techniki, dostaliśmy też repulsorowe rozrzutniki gazu bojowego. Widziałem kiedyś te zabawki w akcji na Ghormann. Tamtejsza policja załadowała je gazem łzawiącym i skutecznie rozpędziła jakieś antyrządowe zamieszki, miłośnicy przyrody czy coś takiego, nieważne. W każdym razie Ci z frachtowca chyba nie żartują i naprawdę chcą odbić Rallowi Esganiir. Po chwili porucznik wyrzucający z siebie słowa z prędkościa rozpędzonego turbopociągu ze zdziwieniem odkrył, że jego entuzjastyczna przemowa wprawiła jego kolegów oficerów w wyraźne rozbawienie, po chwili cała trójka wybuchła serdecznym śmiechem. Kapitan Krey poklepał Valianta po plecach i nieco złośliwie skomentował:
-Zachowujesz się jak dziewięciolatek, który właśnie dostał wymarzony prezent na urodziny. Po czym z udawaną powagą zaczął przyglądać się jego oczom:-
-Czekaj może Cię czymś nafaszerowali.
Nieco urażony Valiant powiedział:
-To wcale nie jest śmieszne, jeszcze Wam miny zrzedną, spotkałem na ich statku człowieka!
- CO? I mówisz o tym dopiero teraz?! Z oburzeniem wyrzucił z siebie kapitan Boise.
- Nie podniecaj się tak Boise, ich dowódca, bo chyba z nim mamy do czynienia nalegał że sam skontaktuje się z admirałem kiedy sprawdzimy sprzęt. Powiedziałem mu, że nie ma powodów, żeby zwlekał bo pierwsza partia jest w świetnym stanie i jesteśmy zadowoleni. Pewnie właśnie teraz rozmawia z admirałem…
Słowa porucznika Valianta znajdowały potwierdzenie kilka pokładów ponad hangarami, w gabinecie admirała Dodonny. W chwili w której promy znalazły się na „First of Republic”, dowódca frachtowca nawiązał połączenie. Admirał wraz z kapitanem Praatem przeszedł do swojego pokoju, gdzie w spokoju mógł porozmawiać z nieznajomym. Holograficzny wyświetlacz przyniósł jednak zawód, gdyż postać, która pojawiła się przed oficerami była ubrana w kompletny pancerz bojowy włączając w to hełm całkowicie zasłaniający twarz. Co więcej pomieszczenie z którego nadawano sygnał była najwyraźniej zaciemnione, gdyż admirał i kapitan Praat nie mogli rozróżnić szczegółów nietypowego munduru rozmówcy.
- Witam admirale! Cieszę się, że dotarł pan do nas tak szybko i w jednym kawałku. Przed nami sporo pracy, jeżeli mamy sobie nawzajem pomóc i szybko i skutecznie odbić Esganiir musimy ustalić strategię wspólnych działań. Proszę mi wybaczyć ale jak zakładam zdaje sobie pan sprawę, że nie przedstawię się mu moim prawdziwym nazwiskiem, może mnie pan jednak nazywać komandorem Mecklen. Otóż naświetle pokrótce założenie naszego planu. Jak pan zapewne już wie, jego rola polega na przejęciu floty Ralla, która w razie skutecznego abordażu może pan zatrzymać. My w tym czasie przypuścimy atak na naziemne instalacje pirata, które obejmują bazę wspomnianej floty, która jeszcze kilka lat temu służyła za głowny port wojenny floty Esganiir. Kompleks jest duży i dobrze strzezożony i dlatego nie przypuścimy bezpośredniego szturmu. Na teren bazy dostaniemy się na pokładzie frachtowca, dokładnie takiego samego jak ten z którego pobraliście uzupełnienie waszych ładunków. Z tą jednak różnicą, że ten nasz nie będzie przewoził części, paliwa czy skrzyń z karabinami, ale w pełni uzbrojonych i wyszkolonych komandosów, którzy zaatakują Ralla od wewnątrz. Zdradzę panu, choć to nie ma wielkiego znaczenia, że wybór tego modelu frachtowca nie jest przypadkowy. Właśnie takim statkiem Rall dostaje zaopatrzenie od swoich partnerów „biznesowych” z terytorium Huttuszan. Właściwy okręt z powodzeniem trzęśmy dwa dni temu, stąd nie ma obawy, że oryginalna jednostka pokrzyżuje nam plany. Czy ma pan jakieś pytania?


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Jan Dodonna
Admirał WFR



Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 327
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Commenor

 Post Wysłany: Pią 20:51, 08 Gru 2006    Temat postu:

Wieści dochodzące od oficerów nadzorujących przeładunek były jak najbardziej korzystne co wyraźnie wprawiało admirała w dobry nastrój. Chciał prowadzić wojnę, a bez zaopatrzenia nie dało się tego robić nawet z najlepszym okrętem. Teraz jednak "Fist of the Republic" miał zostać całkowicie naprawiony i jeśli Dodonna się postara można było nawet zdobyć kilka okrętów pomocniczych, które mogły posłużyć do walki z separatystami. Trudno było o coś lepszego jednak admirał wiedział, że nie ma co popadać w samozachwyt i trzeba ciągle mieć się na baczności. Nigdy nie wiadomo gdzie pojawią się problemy.
Tymczasem jednak razem z Praatem mieli możliwość pomówić z... no tak, oczywiście dyskrecja. Admirał nawet się nie zdziwił choć bawiło go trochę to przedstawienie. Równie dobrze mogli się obyć bez obrazu.
- W jaki sposób operuje flota Ralla? Jego okręty regularnie patrolują przestrzeń? Jeśli tak to jak liczne są takie patrole? Jak szybko pozostałe są w stanie dostać się na orbitę w razie pojawienia się niebezpieczeństwa? No i jak się ma sprawa z siłami myśliwskimi? Nie dostałem dokładniejszych danych na ten temat.
W szczegóły akcji na powierzchni nie wnikam - zostawiam to specjalistom z tej dziedziny. Jedyne co potrzebuje widzieć to moment waszego ataku. Nasze działania trzeba zgrać w czasie o czym oczywiście wszyscy wiedzą.
Mam nadzieję, że nie będzie też problemem by dostarczyć mi wcześniej mapę systemu z ewentualnymi dodatkowymi danymi takimi jak szacunkowe trasy patroli Ralla czy stacje czujników.
Ach... no i oczywiście chciałbym wiedzieć czy mam się spodziewać innych sił powietrznych po naszej stronie.

Dodonna zastanawiał się czy jeszcze jakoś rozmówca mógłby mu pomóc. Nie przychodziło mu na razie nic do głowy. Pozostawało tylko przeanalizować dostarczone dane, określić najlepszy czas i miejsce wyjścia z nadprzestrzeni w systemie, a potem po dokonaniu napraw ruszać do bitwy... i mieć nadzieję, że Moc jest po ich stronie.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Faeton
Game Master



Dołączył: 26 Maj 2006
Posty: 294
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


 Post Wysłany: Wto 20:49, 12 Gru 2006    Temat postu:

- Nie mógłbym się spodziewać bardziej fachowych pytań panie admirale. Pozwoli pan, że odpowie na nie obecny tutaj komandor Apeda, oficer łącznikowy generała Fritta, zastępcy przewodniczącej Koalicji Jedności Narodowej Esganiir pani Miyake. Pan generał przygotował szczegółowy plan wywabienia szczurów Ralla z ich dziury. Panie komandorze, proszę wprowadzić admirała w szczegóły.
Zza kadru do Dodonny i Praata dobiegł ciężki baryton – Oczywiście, natychmiast. Chwilę potem do głosu dołączyła cała osoba wywołanego komandora Apeda. Sylwetkę opancerzonego komandora Mecklena zajął ubrany w ciemnobłękitny mundur ze srebrnymi oznaczeniami na pagonach, niski, nieco łysiejący mężczyzna. Aped ustępował Mecklenowi wzrostem i posturą, jednak sprawiał wrażenie, że w każdej chwili byłby gotów do zaciekłej walki wręcz. Jego spojrzenie, w przekonaniu Dodonny drapieżne i zdecydowane, kazało sądzić admirałowi, że ma do czynienia z solidnym i zdeterminowanym żołnierzem. Komandor skinął głową i spojrzał na obu oficerów mętnymi brązowymi oczami. Mierzył ich chwilę wzrokiem i zaczął:
- Panie admirale, kapitanie, miło mi panów poznać. Mam nadzieję, że nasza współpraca zakończy się spektakularnym sukcesem…Jak zakładam zdaje pan sobie admirale sprawę ze skali trudności misji, którą zgodził się pan przyjąć. Przejdę jednak do rzeczy. Rall nie położył jeszcze łapy na całej Esgarii, są miejsca, gdzie nie sięga jego władza, de facto nie ma on żadnej władzy poza tą, która egzekwuje poprzez manipulowane przez niego tzw. „gabinety”. To tyle jeżeli chodzi o władzę polityczną w klasycznym jej rozumieniu. Powołana przez niego „Rada” czyli koalicja łotrzyków i przestępców różnej maści kontroluje handel bronią i narkotykami w systemie, ich wpływy nie sięgają jedynie Meklet – Prawdę mówiąc niezależność generała Fritta i jego wsparcie dla koalicji pani profesor Miyake jest solą w oku Ralla. Co prawda nie mamy dużych sił kosmicznych, ale całkiem sprawny wywiad na Esgarii. Raall szykuje atak, który ma zmieść z powierzchni Meklet jakąkolwiek opozycje, ten oprych jest gotów do uzurpacji formalnej władzy, ale z waszą pomocą uda nam się temu zapobiec.
Komandor wzburzył się, szczególnie pod koniec co rusz rozcierająć pieść na otwartej dłoni, co wyglądało tak jakby osobiści miażdżył pirata nękającego jego rodzinny system.
Proszę zrozumieć admirale, siedem lat temu Esgaria była spokojnym systemem, który radził sobie nad wyraz dobrze w toczonej różnymi konfliktami Galaktyce. Ta cała wojna domowa wyrosła z przerostu ambicji kilku polityków i doprowadziła do zagłady tego co znaliśmy, kochaliśmy i właśnie teraz kiedy wreszcie zbliżamy się do odbudowy dawnej jedności ta kanalia- Rall i jego banda zbirów nazywająca siebie „Radą”, chcą zrobić z mojej planety drugie Nar Shadda. Nie pozwolimy na to. Jednak, żeby pokonać tych kryminalistów musimy mieć plan. Nasz sojusznik…Tutaj Aped wskazał na opancerzonego Mecklena…wyjaśnił już rolę swoją i jego ludzi. Pokonać flotyllę Raalla to nie wszystko, dawna baza marynarki wojennej to teraz siedlisko żmij najgorszego rodzaju, morderców którzy bez mrugnięcia poderżnęliby gardła swoich matek. My jednak mamy inne zmartwienie – 16 silnie uzbrojonych krążowników konsularnych. To robactwo, które Raall nazywa żołnierzami Rady to chciwe bestie…Komandor spojrzał na admirała i kapitana zupełnie tak jakby chciał zasiać niepewność i zainteresowanie odnośnie tego co zaraz powie…I my to wykorzystaliśmy! Mamy pełną listę okrętów i opis uzbrojenia. Hologram pochylił się i jego ręka zniknęła poza kadrem – Przesyłam panu tę listę admirale. Rzeczywiście chwilę potem na komputer na biurku admirała zasygnalizował rozpoczęcie poboru danych.
-Rall rozkazał patrolować granice systemu i pobierać haracz od każdego wlatującego i wylatującego statku, na tyle duże, żeby jego kieszenie były nieustannie pełne i na tyle mało, żeby nie zdławić handlu. Co więcej ten łotr wynajmuje „swoją” flotę do ochrony frachtowców przemytniczych zabierających towar z planet górniczych w systemie. Jest w tym plus, nie będziecie musieli mierzyć się z całością flotylli za jednym razem. Oto dane dotyczące tras przelotów przemytników przez granice systemu, oczywiście kierują się na terytorium Huttów. Nasi szpiedzy donieśli, że najbliższy taki konwój będzie miał miejsce za dwanaście dni, chyba wystarczająco dużo czasu na przeprowadzenie niezbędnych napraw pańskiego okrętu? Konwój będzie się składał z dwóch krążowników i 300 metrowego drobnicowca wiozącego rude i chemikalia. Pozostałe okręty Raalla będą wtedy prawdopodobnie patrolować system, bombardować jednego z pretendentów do tytułu premiera czy wreszcie spoczywać w bazie. Jak już uporamy się z tymi dwoma eskortującymi drobnicowiec, przyjdzie czas na kolejne. Wstępny plan generała Fritta zakładał podstęp. Zamierzamy bowiem uprowadzić dwie zdezelowane fregaty, niegdyś duma floty Esgarii, teraz niemal ruina. Raall pomyśli, że generał chce je sprowadzić na Meklet i tam wyremontować. A potem wykorzystać do walki z nim. Cóż, może i tak się stanie, ale najpierw zniszczymy Raall, a zrobi to pan. Ukryje pan swój pancernik w górnych warstwach atmosfery gazowego giganta na orbicie. Którego znajduje się Meklet. Teraz myśliwce. Pirat dysponuje zbieraniną różnych maszyn od Cloakshapów przez Z-95 po kilka Lancetów. Ich główna baza znajduje się na Esganir w Fehrvar we wspomnianej już bazie. Komandosi będą mięli za zadanie zniszczyć myśliwce i zabić pilotów, nie powinniście się z nimi zetknąć. Jeżeli jednak coś zawiedzie to musicie być przygotowani na starcie z co najmniej 36 maszynami…Oczywiście część z nich znajduje się lepszym a część w gorszym stanie…

Admirale? Co pan na to?

Zanim Dodonna odpowiedział spojrzał na przesłaną mu listę okrętów Ralla:

16 zmodyfikowanych krążowników konsularnych

Uzbrojenie

4 okrety
-4 podwojne turbolasery
-6 poczwornych dzialek przeciwlotniczych
-3 wyrzutnie torped protonowych

2 okrety
-3 podwojne turbolasery
-6 podwojnych dzialek przeciwlotniczych
-3 wyrzutnie torped protonowych

10 okretow
-1 podwojny turbolaser
-2 pojedyncze turbolasery
-4 podwojne turbolasery
-1 wyrzutnia pociskow wstrzasowych
-1 wyrzutnia torped protonowych

36 myśliwców (różne - Cloakshape, Z-95, CEC Lancet) - proporcje nieustalone.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Jan Dodonna
Admirał WFR



Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 327
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Commenor

 Post Wysłany: Pią 12:02, 15 Gru 2006    Temat postu:

Admirał zaczął z zainteresowaniem słuchać tego co ma do przekazania drugi z rozmówców - wreszcie jakiś, który postanowił, że nie będzie ukrywał swej tożsamości. W każdym razie Dodonna nie przerywał mu tylko na bieżąco zapoznawał się z danymi, które były mu przesyłane. Różne pomysły zaczęły przemykać mu przez głowę, ale póki co nie mógł być niczego pewien. Poza tym genialne plany zazwyczaj mają to do siebie, że im dokładniej wszystko się zaplanuje tym więcej rzeczy idzie inaczej niż się planowało. Trzeba było jednak znaleźć jakiś punkt zaczepienia. Konwój i możliwość wyeliminowania dwóch statków bez wsparcia mogło być właśnie czymś takim.
- Chciałbym się zapoznać z trasą jaką będzie leciał ten drobnicowiec... z możliwie dokładnie opisanymi punktami zmiany kursu. I jeszcze jedno... czy na pokładzie waszego latającego magazynu znajdzie się trochę min kosmicznych? Najlepiej jonizacyjnych, choć zwykłe też powinny wystarczyć. Ułatwiłyby one wyeliminowanie tych trzech statków bez ryzyka, że któryś umknie. Poinformowanie Ralla, że ktoś na niego poluje trochę by utrudniło sprawę, ale... i tak warto zaryzykować by pozbyć się tych dwóch consularów. - ocenił admirał.
- Pomysł z późniejszym zwabieniem reszty sił w pułapkę nawet mi się podoba. Zawsze lepiej gdy przeciwnik nie spodziewa się co na niego czeka. No i te myśliwce... postarajcie się z nimi, nie posiadam kontyngentu pokładowego i nie chciałbym by te maluchy psuły mi szyki. Wbrew pozorom mogą być całkiem skuteczne jeśli ktoś wie jak ich użyć.
Pozostawało teraz tylko czekać na informacje co do konwoju i min. A potem... potem dokończenie napraw i pierwsze starcie z siłami Ralla.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Faeton
Game Master



Dołączył: 26 Maj 2006
Posty: 294
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


 Post Wysłany: Czw 12:26, 21 Gru 2006    Temat postu:

- Zacznijmy może od omówienia położenia poszczególnych planet w systemie i trasy przelotu drobnicowca. Jeżeli chodzi o uzbrojenie, to będzie pan musiał admirale, omówić tę sprawę z komandorem Mecklenem – Apad pewnym ruchem włożył do terminala komunikatora po swojej stronie kamery holograficznej kartę.

- Przesyłam mapę systemu.

Sekundę potem wyświetlacz na biurku admirała zasygnalizował odbiór przekazu graficznego. Kapitan Praat nacisnął przycisk wyzwalający emisję obrazu. W tej samej chwili do gabinetu weszli wezwani przez admirała kapitan Orelion Krey, pierwszy oficer „First of the Republic” i pozostali oficerowie mostka: kapitan Boise, oficer taktyczny i porucznik Valiant, szef sekcji technicznej i nadzorca transportów z okrętu Mecklena. Przybyli zajęli miejsca za długim stołem konferencyjnym i wszyscy obecni rozpoczęli analizę wyświetlonego planu układu Esgarii. Zaczął komandor Apad:

- Jak panowie widzicie w skład systemu łącznie z Esganiir wchodzi osiem planet. Licząc od słońca są to Tuamar, pierwsza skalista planeta układu do której doliczamy jeden księżyc. Planeta nie jest zdatna do życia poza instalacjami kolonii górniczych. Warunki są wyjątkowo nieprzyjazne. Mam na myśli skrajnie wysoką temperaturę, okresowe kwaśne deszcze i wysokie ciśnienie. Operacje górnicze prowadzone są w obrębie kilkudziesięciu osad, z których większość została wydrążona w skałach i głęboko pod powierzchnią planety. Kosmoporty tych kopalni są chronione przez potężne wrota a ich hangary tak jak i reszta pomieszczeń, są wywiercone w skałach. W zasadzie żadna z tych osad nie jest dla nas zagrożeniem. Raall utrzymuje tam dwanaście myśliwców, które wynajmuje miejscowym przedsiębiorcom do eskortowania transportów minerałów. Z tego co udało nam się ustalić to kilkuletnie Cloakshape’y, stacjonujące w Pentaar, największym mieście i nieoficjalnej stolicy Tuamar. Jej zarządcą i prezesem największej na planecie firmy wydobywczej jest Dwynt Yaecqui. Człowiek o nieokreślonych poglądach politycznych. Zajmował swoje stanowisko jeszcze przed wybuchem wojny domowej, tyle, że prezesował wtedy państwowej firmie, która, korzystając z zamieszania związanego z rozpadem rządów centralnych, sprytnie uwłaszczył. W jego dyspozycji pozostaje Pentaarska policja, która sponsoruje z dochodów z handlu minerałami. Mówimy tutaj o ponad półtysiącu lekkiej piechoty i dwustu żołnierzach wyposażonych w ciężką broń i pancerze bojowe. To największa siła na całym Tuamar. Oprócz tego Pentaar dysponuje dwunastoma podwójnymi turbolaserami, sześcioma działami jonowymi i kilkudziesięcioma koreliańskimi poczwórnymi działkami przeciwlotniczymi, chroniącymi kosmoport. Na szczęście ta planeta na razie nas nie interesuje.

Apad spoglądając na obraz po swojej stronie holowizji przeszedł do omówienia następnej planety.

- Drugą orbitę zajmuje Muwattallis i jego trzy księżyce. Planeta posiada mniejsze zasoby minerałów, jednak te którymi dysponuje pozwalają utrzymać się kilku koloniom wytwarzających z nich skroplone gazy. Eksport minerałów w postaci stałej nie jest opłacalny. Funkcję planety pełni instalacja Muatt Mirima, wielki kombinat chemiczny chroniony przez kilka turbolaserów i wyrzutni pocisków przeciwlotniczych. Planetą w imieniu własnym zarządza jej były gubernator Kalist Krim. Kilka lat temu stał na czele jednego z gabinetów w Fehrvar, jednak został przepędzony przez doraźnie skleconą koalicję w skład której wchodził również Raall. Wiemy, że w razie upadku Raalla i odtworzenia rządu centralnego chciałby się dogadać, więc i Muwattallis nie należy postrzegać w kategorii problemu. Jedynym liczącym się okrętem na planecie jest ten należący do Krima – ciężko opancerzony i szybki Sullustański jacht kosmiczny. Krim zapewne trzyma go, żeby w razie niebezpieczeństa szybko zwinąć manatki i odlecieć w siną dal..Najwyraźniej Apad nie darzył Krima wielkim szacunkiem.

- Wreszcie trzecia orbita – stolica systemu Esganiir. Kilkaset milionów mieszkańców, planeta w pełni zdatna do zamieszkania i dodam całkiem przyjemna do życia. Kolonizacja nastąpiła kilka tysięcy lat temu i do tej pory zagospodarowano pewne regiony na głównym kontynencie – Ekhellen. Oczywiście pozostało mnóstwo lasów, pustyń, niezniszczonych gór i mnóstwo nienaruszonej przyrody. To tutaj mieści się stolica planety Fehrvar, położona nad wielkim jeziorem, które jest jednocześnie źródłem wody pitnej dla miasta i okolic. Stolica jest podzielona między konkurujące ze sobą rządy i Radę Raalla. Koalicja Jedności Narodowej jest na razie tajemnicą i oficjalnie stosunki między trzema tworzącymi ją partiami są wrogie. Oprócz Sojuszu Demokratycznego, Konfederacji Patriotycznej i Ligi Zjednoczonego Esganiir, funkcjonują jeszcze dwa rządy – populistyczny Front Ludowo-Narodowy i skrajnie nacjonalistyczny i rasistowski Kartel Ludzki. Cóż, członkowie tych dwu ugrupowań niewiele różnią się od Raalla, ich wejście do koalicji nigdy nie wchodziło w grę, ale mają pewne poparcie wśród skrajnie konserwatywnych i niewykształconych mas. Udało nam się ustalić, że Kartel zamierza podjąć współpracować z Raallem. Ci ludzie szczerze nienawidzą koalicji pani Miyake i chętnie wydaliby ją i członków jej partii – Konfederacji Patriotycznej na pastwę swojej milicji, to fanatyczne zbiry, naprawdę nieprzyjemne typki. A teraz sam Raall, cóż, jak już wiecie dysponuje starą bazą Esganiirskiej marynarki wojennej. Instalacja znajduje się na południowych przedmieściach miasta. Jest chroniona tarczą i ma silną obronę w skład której wchodzi trzydzieści sześć turbolaserów, szesnaście dział jonowych i ponad sześćdziesiąt poczwórnych działek laserowych. Do tego można doliczyć co najmniej kilkadziesiąt wyrzutni pocisków i torped protonowych o zasięgu orbitalnym. Jednym słowem bazę należy zdobyć podstępem i to nasza działka. Na szczęście ludzie Raalla to w większości poślenie zbiry, nie mogące się równać z żołnierzami. Ten pirat poczyna sobie tak śmiało tylko z racji na skłócenie polityków i wojskowych w systemie. Ale wróćmy do bazy. W jej podziemnych hangarach stacjonuje szesnaście zrabowanych rządowi krążowników konsularnych, ich dane podałem już wcześniej. Raall używa ich do ochrony klientów, np. handlarzy minerałami z sąsiednich planet lub walki z rywalami w ramach utworzonej przez siebie Rady lub politykami, którym marzy się zdobycie kontroli nad całym Esganiir. To również w tej bazi bazuje reszta sił myśliwskich pirata – 24 myśliwce. Cloakshape’y i Headhuntery. Większość to jednostki stare, z pierwszych serii produkcji, jednak co najmniej 6, stanowiących osobisty zespół Raalla, jest regularnie serwisowanych, a ich piloci to w przeciwieństwie do pozostałych – całkiem nieźli fachowcy, choć oczywiście mordercy, którzy z zimna krwią puściliby salwę torped w pasażerski liniowiec, o ile tylko dostaliby taki rozkaz. Dwa krążowniki z bazy, tak jak już wcześniej mówiłem, w najbliższych dniach będą eskortować na Huttushan drobnicowiec z rudą i ładunkiem chemikaliów. DO tej dwójki jeszcze wróce przy omawianiu ostatniej planety systemu. Bazą zajmą się ludzie komandora Mecklena i żołnierze Koalicji Jedności Narodowej. Pierwsza grupa zaatakuje od wewnątrz a siły KJN od zewnątrz.

Apad przełączył coś na panelu własnej wyświetlacza i przeszedł do kolejnego świata.

- Następna planeta to gazowy olbrzym Perimar. Ciemnoniebieski gigant, którego atmosfera jest targana najpotężniejszymi wichurami na przestrzeni kilku sektorów. To na jej orbicie znajduje się Meklen – terraformowany księżyc zarządzany przez mojego dowódcę, generała Fritta. Świat to niestety ciągle surowa, zimna pustynia z kilkoma zielonymi obszarami, jednak z tlenową atmosferą. Cóż, proszę nie obiecywać sobie wiele po wspomnianej przeze mnie zieleni, to ledwie rachityczna tundra. Zapewniam pana, że po opanowaniu Esganiir zostanie pan tam godnie podjęty.

Aped podjął prezentację na nowo:

- To na Meklet zamierzamy zwabić krążowniki Raalla i jak zakładam tam zostaną przechwycone przez pana. Elementem pułapki będzie porwanie z orbity kilku starych jednostek dawnej floty Esgarii, to kilka zdezelowanych fregat i jeden krążownik. Od pewnego czasu nasz kontrwywiad rozpuszcza plotkę, że generał Fritt najął pewną firmę z Balmorry, która zgodziła się podjąć remontu kilku zdewastowanych okrętów. Cóż, pułapka się zamyka. Położenie Meklet jest niezwykle korzystne, gdyż księżyc znajduje się pomiędzy lodowym pierścieniem planety a jej orbitą. Co więcej w pobliżu krążą cztery inne księżyce, które doskonale mogą zamaskować obecność pańskiego okrętu. Może też pan skryć się w górnych warstwach atmosfery planety. Raall nie może pozwolić, żeby w ręce Fritta wpadły te wraki, perspektywa ich powrotu do służby stanowiłaby zbyt wielkie zagrożenie dla jego interesów. Niestety w chwili obecnej nasze siły kosmiczne ograniczają się do osobistej korwety generała, pary kanonierek i ośmiu koreliańskich Lancetów. DO omówienia szczegółów zasadzki jeszcze wrócimy, za pańskim pozwoleniem przejdę do następnej planety.

Dodonna w skupieniu patrzył na model systemu. Skinął głową APadowi przyzwalając na kontynuowanie opisu.

- Następny gazowy gigant – planeta Burami, kiedyś w jej atmosferze znajdowały się zautomatyzowane przetwórnie gazów atmosferycznych, jednak spadek cen spowodował wycofanie się państwowych przedsiębiorstw górniczych z planety. Urządzenia i platformy niekonserwowane przez wiele lat prawdopodobnie zapadły się w głąb planety. Wiemy, że kilka ocalałych niedługo pewnie podzieli ten los. Zarejestrowaliśmy niewielką aktywność przemytniczą. Szmuglerzy muszą wykorzystywać jedną z przetwórni, niemniej jednak sama planeta nie stanowi dla nas zagrożenia. Burami znacznie różni się od Perimar, skłąd atmosfery sprawia, że planeta ma bladozielony odcień, jest też mniejsza od pierwszego gazowego giganta Esgarii. Świat ten posiada szesnaście skalistych i lodowych satelitów, jeden z nich jest aktywny geologicznie i posiada kilka majestatycznych wulkanów.

- Ostatnia gazowa planeta układu to Ghorii. Wielka czerwona planeta niewiele ustępująca rozmiarami Perimar. Ma też największą liczbę księżyców – czterdzieści osiem. TO swoisty fenomen, posiadając mniejszą masę, planeta zdołała przyciągnąć kilka sporych planetoid, na jednej z nich zdołaliśmy założyć bazę. To niewielka instalacja, jednak jej rola polega na zbieraniu informacji dotyczących ruchu w systemie. Jakiś czas temu pojawiły się tutaj patrole Raalla, być może jego szpiedzy wpadli na trop naszej placówki. TO jednak na razie tylko spekulacje. W drodze na Meklet, w przypadku przelotu w okolicach Ghorii możecie się natknąć na myśliwce Raalla. Nie sądze jednak aby pirat wysłał wspomnianie przeze mnie prywatne myśliwce.

Apad po raz kolejny nacisnął jakiś przycisk na swojej konsoli, odetchnął i podjął opis na nowo:

- Ostatnia planeta systemu. Skalista Ektana to fenomen. Jest zdecydowanie najmniejszą planetą układu, a jednak posiada dwa księżyce, to właściwie skalne łupiny o nieregularnym kształcie, jednak pełnią funkcję satelit planety. Kolejny fenomen to wodorowe gejzery buchające z powierzchni Ektany wprost w pustkę kosmosu. Planeta nie ma żadnych śladów atmosfery, stąd wodór zaraz po opuszczeniu wyloty gejzeru zamienia się w lodowy pył. Glob jest skrajnie nieprzyjazny, kilkaset stopni poniżej zera i eliptyczna orbita, za sprawą której Ektana potrafi się znacznie oddalić od słońca układu, nawet dwukrotnie w stosunku do jej najbliższego położenia względem gwiazdy centralnej. To nad ta planeta dokona się przechwycenie konwoju w skład którego wejdą dwa krążowniki Raalla. Ektana mimo eliptycznej orbity jest dogodnym punktem korelacji skoku międzygwiezdnego. Jej transfer między dwoma skrajnymi punktami orbity eliptycznej jest stały, stąd jej popularność jako punkt odniesienia. Tym razem planeta znajdzie się w najdalszym punkcie orbity, nasi szpiedzy potwierdzili, że konwój minie planetę za dwanaście dni. Wtedy powinniśmy uderzyć. Proszę pamiętać admirale, że nie powinien być pan powiązany z generałem Frittem, pani premier Miyake, czy Koalicją Jedności Narodowej lub jedna z jej partii. Proponuje, żeby podczas ataku podał się pan za….pirata. Wiem, to może wzbudzać pański opór, niemniej jednak w razie ucieczki choć jednego krążownika lub przekazania wezwania o pomoc, Raall nie powiąże nas ze sobą i nie zorientuje się, że jest pan częścią zastawionej przeciwko niemu pułapki, Sztabowcy generała uważają, że najlepiej będzie zaatakować wychodząc zza cienia grawitacyjnego planety. Wykorzystując miny imitujące studnię grawitacyjną uniemożliwi pan krążownikom skok a nadprzestrzeń i niczym młot uderzy pan na nie i przejmie wraz z drobnicowcem.

Słowa Apada wzbogaciła symulacja, na której drednot dokonywał opisanego przez niego manewru. Wydawało się, że Esganirczyk wszystko dokładnie obmyślał.

- Panowie, czekam na pytania.

Oficer wyprężył się w swoim starannie odprasowanym ciemnobłękitnym mundurze i wyraźnie oczekiwał, że tak znamienity dowódca i jego oficerowie zechcą omówić zaprezentowane im informacje.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Jan Dodonna
Admirał WFR



Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 327
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Commenor

 Post Wysłany: Śro 13:42, 27 Gru 2006    Temat postu:

Dodonna i jego oficerowi z uwagą słuchali wiadomości odnośnie systemu w którym przyjdzie im mierzyć się z siłami piratów. Wiedza może być czasem potężniejsza bronią niż turbolaser... a już na pewno znakomicie się nadaje jako dodatek do takowego. Większość informacji póki co nie była jednak zbyt potrzebna choć otrzymane wiadomości pozwoliły lepiej zorientować się admirałowi w sytuacji. Na dokładniejsze analizy miał jednak jeszcze parę dni.
Wreszcie jednak przyszedł czas na omówienie najbardziej bieżących spraw a mianowicie małego konwoju dającego szansę wyeliminować dwie jednostki wojenne Raalla bez obawy, że pozostałe będą mogły szybko zareagować. Słysząc jednak propozycję rozmówcy admirał bardzo się zdziwił. Miny masowe? Oczywiście Dodonna wiedział, że trwają badania nad czymś takim, ale fakt, że prace ukończono nie dotarł do niego. W takim jednak wypadku plan rzeczywiście miał większe szanse powodzenia.
- I tak nie będzie łatwo, admirale... ciągle są wystarczająco szybkie by nam zwiać. - mruknął Krey nim Dodonna miał szansę coś odpowiedzieć na propozycję ich rozmówcy.
- Dokładnie... jeśli na dodatek rozdzielą się to nie mamy szans by dopaść obydwa. - jak widać Boise też nie był przekonany.
- Fakt... ale obecność planety pozwala nam skorzystać z jej pola grawitacyjnego. Jeśli zgra się wszystko w czasie to mamy szansę szybko zmniejszyć dystans... Zmniejszyć moc na tarczach rufowych... przy podejściu nie będą i tak przydatne... A nasza artyleria jest na tyle silna by unieszkodliwić ich jedną, góra dwoma salwami. - odpowiedział Dodonna marszcząc czoło i analizując całą sytuację. - Przy ataku od czoła i tak nie zdołają się od razu obrócić więc zyskamy te kilkadziesiąt niezbędnych sekund.
- To się może udać... zwłaszcza z tymi minami.- Krey był już trochę mniej sceptycznie nastawiony choć nie pozbył się zupełnie wątpliwości - i dobrze, bo zbytnia pewność siebie mogła zaszkodzić.
- Co do podania się za pirata... - Dodonna znowu zwrócił się do komandora Apada - sam pomyślałem dokładnie o tym samym. Będzię konieczna drobna modyfikacja sygnały transpondera oczywiście... co jak co, ale "Fist of the Republic" nie powinien tak jawnie dawać znać, że jest statkiem Republiki. - ostatnie stwierdzenie mogło być dość dziwne w świetle ucieczki z Kuat, ale jak widać admirał ciągle był święcie przekonany, że służy wciąż tej samej instytucji.
- Poruczniku Valiant, będą z tym jakieś problemy?
- Nie powinno być... zdążymy załatwić wszystko na czas.
- Znakomicie. Pozostaje zatem jeszcze załadować te miny masowe.
- stwierdził Dodonna.
- Byłbym też wdzięczny, komandorze, za informowanie mnie na bieżąco o ewentualnych ruchach floty Raalla lub innych zmianach sytuacji mogących mieć wpływ na nasze działania. Nie lubię niespodzianek.

Admirał popatrzył po twarzach swych oficerów. Żaden nie miał chyba nic do dodania.
- To chyba wszystko. Czas zabrać się do przygotowań.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Faeton
Game Master



Dołączył: 26 Maj 2006
Posty: 294
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


 Post Wysłany: Czw 17:25, 04 Sty 2007    Temat postu:

Porucznik Valiant wkrótce po otrzymaniu dyspozycji dotyczącyh zmiany sygnału transpondera był gotowy zameldować dowódcy wykonanie zadania. Nabooańczyk wrócił na mostek, wyprężył się przed admirałem stając na baczność i był gotowy do złożenia meldunku. Ciche i nieco krępujące trzeszczenie szwów kurtki munduru pod pachami skłoniło oficera, że czas najwyższy pomyśleć o diecie.

- Panie admirale, melduję zmianę sygnału transpondera. Od tej pory jesteśmy „Zemstą Amrata”. Pozwoliłem sobie wybrać tę nazwę na podstawię badań nad zjawiskiem piractwa w tym rejonie Galaktyki. Amrat to najemnik i kapitan średnio już młodej jednostki o rozmiarach zbliżonych do tych „First of Republic”.
Nieco zaniepokojony kapitan Praat nie pozwolił dokończyć Aliantowi:

- Ale jeżeli Amrat pochodzi z tego zakątka wszechświata to jest znany i z pewnością dowie się, że ktoś się pod niego podszywa, a nawet jeżeli nie to ktoś od Raalla może wiedzieć jakim okrętem lata Amrat i wtedy z mistyfikacji nici!
Admirał spojrzał na Praata karcącym wzrokiem, po czym przeniósł wzrok na Valiant i patrząc na niego powiedział:

- Jeżeli poświęciłby pan nieco uwagi na lekturę biuletynów wywiadu, których czytanie jest również pańskim obowiązkiem jako członka załogi mostka, wiedziałby pan, że Amrat został schwytany kilka tygodni temu przez wywiad Republiki za potajemne konszachty z Separatystami i umieszczony w kolonii karnej. Jego okręt zarekwirowano, co daje nam pole do popisu. Amrat w końcu mógł uciec z kolonii, jest piratem i człowiekiem zaznajomionym ze sztuką przetrwania, zatem to możliwe.
Niezrażony Praat oponował:

- No tak, ale to z kolei pozwala przypuszczać, że jeżeli Republika dowie się o naszej akcji i dojdą do niej wieści na temat okretu, który brał w niej udział, a szczególnie jego nazwie, będzie wiedziała, że to jakaś sztuczka i może wysłać za nami pościg. Albo pomyślą, że Amrat uciekł naprawdę, co akurat łatwo da się zweryfikować kontaktując się z personelem więzienia w którym siedzi, albo w drugim przypadku uznają nas za jakichś niebezpiecznych naśladowców i też będziemy mieli kłopoty.
Dodonna lekko się uśmiechnął i krótko skwitował obawy kapitana:

- Zapewniam pana, że nie musi się martwić o Republikę. Panu poruczniku dziękuję za dobrze wykonaną pracę. Dokonał pan rozumnego wyboru. Tymczasem wydaje mi się, że powinniśmy skupić się na przygotowaniach do walki. Zastanawiają mnie te miny o których mówił Aped. Poruczniku – admirał ponownie zwrócił się do Valianta – czy taka broń istnieje i czy dane, które pan na jej temat posiada pasują do dostarczonych nam pocisków?
Nabooańczyk nie krył zakłopotania:

- Ekchm, coż dowódco, właściwie to nie wiem co nam przekazali, to chyba jakiś prototyp. Trudno powiedzieć coś konkretnego bez przeprowadzania` szczegółowych analiz, które bez dogłębnej znajomości tematu mogą zając nie miesiące ale lata! Rozebrałem jedną torpedę i znalazłem tam zminiaturyzowany generator. Jeżeli jednak zapyta mnie pan co to za sztuka odpowiem, że nie wiem. Zapewne to jest urządzenie, które ma wyzwolić pole grawitacyjne zbliżone do tego jakie imituje planeta.Choć tutaj stawiałbym na mały księżyc. Jak pewnie każdy z obecnych tutaj słyszałem o pracach teoretycznych na tego typu uzbrojeniem, sam śledzę prasę fachową i do dzisiaj byłem pewien, że badania nie wyszły poza pewien stopień ogólności. Osobiście mogę powiedzieć, że nie spodziewałem się wielkich osiągnięć na tym polu w ciągu dwudziestu lat, a tutaj taka niespodzianka!

Oficer wyglądał na jeszcze bardziej zakłopotanego niż przed chwilą:

- Przyznam, że nie wierzę, że to cudeńko zadziała. Moja wiedza i doświadczenie nie pozwalają mi na wielki optymizm, sądzę, że będziemy skazani na staromodne lasery, torpedy protonowe i działa jonowe. Choć oczywiście bardzo bym sobie życzył sukcesu tych torped, zaoszczędziłoby nam to kłopotów.

Zasępiony Dodonna zadał kolejne pytanie:

- Co z naprawami? Jakieś kłopoty? Coś godnego zameldowania?

Tym razem Valiant miał dobre wieści:

- Wszystko zgodnie z planem, wymieniamy przewody energetyczne i przetworniki mocy. Jesteśmy na dobrej drodze do odzyskania pełnej sprawności.

- I bardzo dobrze, rano podczas prysznica wyłączyliście mi wodę…gderliwie skomentował ze swojego stanowiska kapitan Boise – oficer taktyczny.

Dodonna przelotnie spojrzał na Boise i zagaił:

- A właśnie, co pan powie o pancerzach i karabinach, które dostaliśmy.
Boise natychmiast zameldował:

-Nie mam im nic do zarzucenia, mogę chyba nawet powiedzieć, że są całkiem niezłe. Karabiny to elastyczne uzbrojenie, mogą zarówno ogłuszać jak i zabijać, standard, ale bardzo dobry. To co zwróciło moją uwagę to pancerze, a konkretnie te przeznaczone dla dowódcy drużyny bojowej. Generalnie zbroje przypominają te klonów, ale te oficerów maja wbudowane generatory pola, dzięki nim szansę przeżycia ataku na brane szturmem jednostki wroga. Szkoda, że nie wszystkie egzemplarze mają to rozwiązanie, to by nam oszczędziło kilku zabitych…

Dodonna mruknął:

- Cóż, tych pewnie nie unikniemy – po czym głośniej dodał – Widzę panowie, że wszystko idzie dobrze. Po zakończeniu napraw pozostaniemy jeszcze w skupisku, po czym wyruszymy na Ektanę. Nie chcę być tam za wcześnie, Rall może wysłać patrole, które przygotują drogę dla transportu, zaczaimy się w pobliżu i przeskoczymy w odpowiednim momencie. Zresztą w ciągu nadchodzących dni nie raz omówimy plan działania. Tymczasem Krey, proszę przejąć dowodzenie, idę do siebie.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Jan Dodonna
Admirał WFR



Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 327
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Commenor

 Post Wysłany: Pon 19:12, 26 Lut 2007    Temat postu:

Czas który pozostał do pułapki upłynął pod wpływem przygotowań, przygotowań i jeszcze raz przygotowań. Okręt musiał być w stu procentach gotów do starcia nawet jeśli przeciwnik nie był zbyt silny. Jeszcze ważniejsza była jednak załoga - to od istot zamkniętych w tej wielkiej puszce zależało najwięcej. Póki więc można było szlifowano jeszcze ich umiejętności na tyle na ile pozwalały symulowane warunki jakie mógł zapewnić okręt. Nie zapominano jednak o tym by dać wszystkim czas wypocząć.

Wreszcie jednak nadszedł czas. Masywny okręt oznajmiający wszystkim wokół, że nosi miano "Zemsta Amrata" zmierzał ku miejscowi przeznaczenia, w którym oczekiwać miał na swe ofiary.
Plan był gotów. Miny czekały w ładowni wahadłowca, który miał je rozmieścić niedługo przed pojawieniem się statków Ralla. Załoga wiedziała co ją czeka i każdy był gotów na tyle na ile tylko można.
Sam Dodonna siedział na mostku pogrążony w myślach i analizując możliwe warianty przebiegu spotkania nim jeszcze się zaczęło. Wiedział jednak, że wszystko rozstrzygnie sie w ciągu tych kilku minut kiedy zetra się z przeciwnikiem. Wtedy nawet najlepszy plan może się rozsypać jak domek z kart.
Już niedługo wszystko będzie wiadomo...


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Faeton
Game Master



Dołączył: 26 Maj 2006
Posty: 294
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


 Post Wysłany: Pią 16:38, 16 Mar 2007    Temat postu:

Dni oczekiwania na nieuniknioną walkę dobiegłu końca. Dodonna siedział w swoim fotelu i w skupieniu obserwował pokładowe zegary i monitory. Śledził napływające dane i czekał na ofiarę. "Zamsta Amrata". Cóż, faktycznie miał dokonać czegoś na kształt aktu piractwa. Na szczęście na łotrach. Ta myśl znacznie go uspokajała. Zerknął na swoich oficerów. Krey, Praat, Boise, Valiant. Wszyscy gotowi i na swoich miejscach. Świetnie. Wiedział, że może na nich liczyć i że zachowają się jak trzeba. W lukach czekały już drużyny abordażowe. Wszyscy mieli nowe karabiny i świetne pancerze dostarczone im przeż Mecklena. Zespołami uderzeniowymi dowodzili oddani i doświadczeni sierżanci piechoty morskiej. Piraci nie mieli z nimi szans. Przynajmniej miał nadzieję. Jeszcze jedno nie dawało Dodonnie spokoju. Kto sponsorował to całe zamieszanie? Fritt nie miałby pieniędzy na wynajęcie porządnych najemników. Republika oficjalnie nie chciała się mieszac. Pewnie też nie Konfederacja. Więc kto? Tym bardziej zastanawiające było odkrycie Valianta. Oficer doniósł, że cała broń, opancerzenie i torpedy były pozbawione jakichkolwiek oznak, które umożliwłyby identyfikacje wytwórcy. KAżda sztuka, poza jedną. Na wewnętrznej stronie jednego z nagolenników pancerza, porucznik znalazł cztery litery: MIIT. Tylko tyle. Hmmm...czyżby pozostawiono je tam przez nieuwagę? Może zapakowano do skrzyni egzemplarz pancerze, który miał trafić gdzie indziej. Na razie i tak nie to było najważniejsze. PRzemyślenia Dodonny przerwał brzęczyk alarmowy i głos Kreya:

- Kapitanie. Sa! Właśnie wlatują na orbitę!

Faktycznie. Na głównym ekranie pojawił się obraz z kamer teleskopowych okrętu. Trzystumetrowy drobnicowiec, chyba Hoersch & Kessel i para corelliańskich krążowników konsularnych. Jednak akurat te dwie sztuki niewiele miały wspólnego z dyplomacją. Jeden z okrętów pysznił się czterema podwójnymi turbolaserami, drugi miał pośrodku kadłuba podwójny turbolaser, a na burtach cztery dodatkowe pojedyńcze.
W sumie czternaście turbolaserów. Dobrze, że rozmiary okrętów nie pozwalały na zamontowanie dział dużego kalibru. Mimo wszystko może być ciężko.

Dodonna wstał z miejsca, wyprężył się i chwilę wpatrywał się w ekran. Po chwili poważnie i spokojnie powiedział:

- Panowie, zaczynamy.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Jan Dodonna
Admirał WFR



Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 327
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Commenor

 Post Wysłany: Nie 21:40, 18 Mar 2007    Temat postu:

A więc zaczęło się... Dni przygotowań miały teraz zaowocować pierwszym starciem z siłami przeciwnika i choć nie były one wielkie to zwycięstwo ciągle nie było pewne. Mogli je odnieść tylko wtedy jeśli zdołają pochwycić lub zniszczyć wszystkie okręty - ucieczka któregoś nie wchodziła w grę.

- Cała naprzód... nie aktywować tarcz póki nie zbliżymy się na odległość strzału.
Korzystając z dodatkowej porcji energii jaka przesyłana była do silników dzięki tymczasowej rezygnacji z osłon, potężny okręt zaczął przyspieszać i najszybciej jak tylko mógł zmniejszać odległość dzielącą go od swych celów.
Wszyscy byli w pełni gotowi na swych stanowiskach i wiedzieli co mieli robić. Pierwszy sprawdzian należał do techników odpowiedzialnych za napęd - kluczową role miało jak najszybsze zbliżenie sie do celu. Dopiero wtedy do akcji miały wejść potężne baterie dziobowych turbolaserów i dział jonowych. Operatorzy tych pierwszych mieli jednak rozkaz zaprzestać ognia gdy tylko padną tarcze. To działa jonowe miały unieruchomić przeciwnika. Zamienianie go w żużel nie służyło tak dobrze zamysłom admirała.
Otworzyć kanał łączności rozkazał Dodonna i gdy otrzymał potwierdzenie wykonania rozkazu, zaczął przekaz.
- Mówi kapitan Amrat. Sprawa wygląda prosto - wyłączcie silniki, tarcze i systemy uzbrojenia a następnie przygotujcie się do przyjęcia zespołów abordażowych. Wtedy zabierzemy co chcemy a wy przeżyjecie. Macie do wyboru to, albo stać się celem ćwiczebnym dla moich strzelców. - zakomunikował admirał pełnym pewności siebie głosem charakterystycznym dla kogoś kto wszedł w posiadanie wielkiego złego statku i teraz jest przekonany, że nikt w galaktyce nie jest w stanie mu podskoczyć. Dla pewności, że w przypadku wpadki nikt nie zorientuje się kim jest Dodonna, komunikator wyposażono przed walką w urządzenia modulujące, które uniemożliw miały określenie tożsamości nadającego.
Teraz wszystko zależało od... no od wszystkiego. Od statku, od załogi, od tamtych zbirów i ich mentalności... mogli nawet zaraz zaproponować przejście pod rozkazy Dodonny, choć admirał wiedział, że nikła jest na to szansa.
Gdyby zaczęli uciekać zawsze zostawały jeszcze te tajemnicze miny...


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Faeton
Game Master



Dołączył: 26 Maj 2006
Posty: 294
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


 Post Wysłany: Wto 11:49, 20 Mar 2007    Temat postu:

Piraci nie rozczarowali Dodonny. Po krótkiej chwili drednot admirała odebrał przekaz:

- Trzeba było siedzieć w tej szczurzej norze, gdzie spędziłeś ostatnie kilka tygodni Amrat. Nikt o Tobie przez ten czas nie słyszał i dobrze. Jesteś na terenie Ralla, jeśli nie chcesz poważnych kłopotów to spadaj, zanim przestrzeń wokół ciebie zaroi się od jego okrętów. A teraz bądź tak uprzejmy i usuń te swoją kupę żelastwa z naszej drogi, bo pożałujesz. Bez odbioru ty kupo nawozu.

Piraci najwidoczniej nie przejęli się pogróżkami admirała. Nie włączyli nawet osłon. Kapitan Praat zauważył:

- To niesamowite, wogołe się nami nie przejęli! Co oni sobie myślą?! Mają prawdziwy krążownik gwiezdny na karku i mają to gdzieś!

Dodonna skarcił podnieconego oficera:

- Praat, trzymajcie fason!

Najwidoczniej ludzie Ralla wierzyli w jego wszechpotęgę! Nie przejmując się obecnością fałszywego Amrata i jego okrętu, nie zmienili kursu i dalej lecieli poprzednią trajektorią.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Jan Dodonna
Admirał WFR



Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 327
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Commenor

 Post Wysłany: Wto 19:28, 20 Mar 2007    Temat postu:

Zadziwiająca pewność siebie piratów rzeczywiście była czymś niezwykłym. Dodonna nie spodziewał się takiego zachowania. No ale skoro czuli się bezkarni...
Okręt admirała zbliżał się do nich kursem przechwytującym, ale czemu nie wykorzystać ich pewności siebie?
- Zmienić kurs o piec stopni tak byśmy przeszli nad nimi... niech myślą, że odpuszczamy... - nieznaczny uśmiech pojawił się na twarzy Dodonny. A mimo korekty kursu ciągle zbliżali sie do piratów.
Admirał tymczasem znowu połączył się z ofiarami.
- Rall... Cóż, w takim razie macie dziś więcej szczęścia niż rozumu. Policzymy się innym razem. - w głosie admirała dało się wyczuć lekką nutkę złości. No ale mało kto dochodzi do wysokich stanowisk jeśli nie potrafi choć trochę udawać tak przed przełożonymi jak i przed podwładnymi. Teraz ta umiejętność tez się przydawała.
- Przygotować się do podniesienia tarcz i rozpoczęcia ostrzału z dział jonowych...
W skupieniu wpatrywał się w ekrany czekając wydać rozkaz ataku gdy znajda się wystarczająco blisko. Pierwsze miały oberwać dwa krążowniki...


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Faeton
Game Master



Dołączył: 26 Maj 2006
Posty: 294
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


 Post Wysłany: Śro 0:18, 21 Mar 2007    Temat postu:

Niewielki konwój przesuwał się spokojnie pod metalowym cielskiem okrętu Dodonny. Piraci pewnie uważali, że udało im się zastraszyć intruza....

...ale chyba tylko głupiec mógłby popełnić taki błąd. Rzeczywiście, piraci nie należeli do najrozsądniejszych. Grozić kapitanowi drednota?! Szaleństwo!

Kiedy Piraci powoli wychodzili z cienia krążownika, pustkę kosmosu przeszyły potężne jonowe ładunki. Niewielkie jednostki konsularne Ralla zadrżały i pokryły się pajęczyną wyładowań po uderzeniu strzałów jonowego ostrzału. Seria była doprawdy potężna. Tak bardzo, że niemal przeładowała generatory jednego z consularów. Działonowi "First of Republic" mogli sobie teraz wyborazić panikę na pechowym okręcie. Nieliczna obsługa maszynowni zapewne leżała gdzieś zwęglona na podłodze, a reszta piratów pewnie biegła do szalub ratunkowych. Dobrze, że reaktor nie wybuchł.

Dodonna spojrzał z zadowoleniem na monitory i krótko stwierdził:

- No to chyba pokazalismy im kto tutaj może grozić.

Po czym ciągle uśmiechając się powiedział:

- Został jeszcze abordaż. Aha i co z naszym frachtowcem?


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Jan Dodonna
Admirał WFR



Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 327
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Commenor

 Post Wysłany: Śro 12:24, 21 Mar 2007    Temat postu:

Poszło łatwo... aż za łatwo.
- Niech promy z oddziałami abordażowymi startują... I połączcie mnie znowu z tym frachtowcem. Monitorujcie przy okazji czy nie próbuje wysyłać jakichś innych wiadomości.
Skuteczne systemy zagłuszania a raczej ich brak były poważną wadą krążownika Dodonny choć jeśli wszystko pójdzie jak trzeba i udałoby się sprzedać ładunek tego transportowca to admirał mógł mieć wystarczające środki na zdobycie takiego sprzętu. Póki co jednak trzeba było dokończyć sprawę. Połączenie znowu było gotowe.
- Tyle jeśli chodzi o waszą potężną eskortę. Powtarzam ostatni raz - albo wyłączycie silniki oraz systemy obronne i poddacie się, albo sprawdzimy jak wasza krypa reaguje na ostrzał. W drugim wypadku nie będę też tak łaskawy dla ocalałych... jeśli jacyś będą. Próba wzywania pomocy będzie traktowana jak niechęć do współpracy.
Dodonna nie miał czasu bawić się z nimi choć jeśli sami sie poddadzą to technicy nie musieliby się przejmować koniecznością doprowadzania trzciej jednostki do pełnej sprawności. Z tym jednym Consularem i tak pewnie będą kłopoty.
W międzyczasie promy opuściły hangar kierując się ku dwóm krążownikom. Jednostki te nie miały normalnie więcej niż 20 ludzi na pokładzie choć kto wie czy piraci nie zmienili tego stanu rzeczy. Tak czy inaczej jednak ich opór nie powinien być zbyt duży zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt zaskoczenia.
No ale niczego nie można być pewnym. W końcu o taką pewność siebie jak pokazali Dodonna też ich nie podejrzewał.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Faeton
Game Master



Dołączył: 26 Maj 2006
Posty: 294
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


 Post Wysłany: Wto 10:58, 03 Kwi 2007    Temat postu:

Boise rzucił zza swojego pulpitu:

- chyba nie będą na tyle głupi, żeby nam się przeciwstawić?


Dodonna zerknął przelotnie na kapitana:

- Miejmy nadzieję.

Po chwili na jednym z ekranów komunikacyjnych pojawił się obraz przekazu z frachtowca. Sullustanin w czerwonej kurtce z naszywkami kapitana:

- Tu Drom Martall, jestem kapitanem "Lucky Trader", proszę o wstrzymanie ognia. Poddajemy się. Nie jesteśmy jednostką bojową, tylko frachtowcem, nie stanowimy dla was zagrożenia. Kapitanie Amrat, przewozimy towary hutta Mrghammy. TO jeden z potężniejszych lordów Huttuszan! Proszę nas przepuścić, zaklinam dla naszego i waszego dobra!

Oficerowie Dodonny spojrzeli z rozbawieniem na dowódcę. Oczywiście żaden z nich nie spodziewał się werdyktu korzystnego dla Sullustanina.

Tymczasem dowódca pierwszej grupy abordażowej zameldował:

- Panie admirale, weszliśmy na pokład przydzielonej nam jednostki. Obawiam się, że nasze salwy naruszyły równowagę systemu podtrzymywania życia. Cała załoga nie żyje. Dekompresja. Ciała są ...zmasakrowane. Nadaję obraz:

Na innym ekranie pojawiły się obrazy z jednego z consularów. Któryś z komandosów sierżanta Trentta majstrował coś przy jakieś konsoli. Szczęśliwie wszyscy mieli nowe pancerze bojowe z zapasem własnego powietrza i izolacją od środowiska zewnętrznego. Zgromadzeni na mostku,mogli zobaczyć co przedstawiają zegary konsoli przy której pracował jakiś kapral. Zero ciążenia, ogrzewania i powietrza...Hmm...coś poszło nie tak. Nagle na pograniczu kadru przepłynęło ciało jednego z piratów. Sina twarz pozbawiona warg i oczu. Zaciśnięte w spazmie cierpienia zęby.

Dodonna nieco bardziej zapadł się w swój fotel.

- Dziękuję sierżancie. Zabezpieczcie maszynę i w miare możliwości przywróćcie ją do sprawności. Jeżeli potrzebujecie jakichś części odeślijcie prom z częścią ludzi.

- Tak jest panie admirale. Bez odbioru.

Praat przypomniał o frachtowcu.

- Panie admirale, Sullustanin czeka...

Zanim jednak admirał odpowiedział nadeszło połączenie z drugiego zdobycznego krążownika. Transmisja była pełna trzasków i jakichś innych odgłosów. Dodonna dałby sobie rękę odciąć, że słyszał trzask ognia i niewielkich wybuchów, warczenie wyładować elektrycznych i krzyki ludzi:

- Dowódco mamy tutaj poważny problem. Kilku ocalałych piratów, kiedy tylko weszliśmy na pokład, zabarykadowało się na mostku. Tymczasem na dolnym poziomie szaleje pożar. Wyładowania jonowe przeładowały generatory i reaktor. Ten ostatni chyba jest niestabilny. Czekam na instrukcje. Czy mamy walczyć z pożarem czy się wycofać?


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Jan Dodonna
Admirał WFR



Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 327
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Commenor

 Post Wysłany: Wto 14:46, 03 Kwi 2007    Temat postu:

Przekaz z pierwszego consulara nie był czymś co chciałoby się oglądać podczas posiłku. Cóż... to była wojna i ofiary były czymś czego nie można się było pozbyć. A lepiej by martwi byli piraci, a nie jego ludzie.

Okazało się jednak, że dużo gorzej sytuacja ma się z drugim okrętem pirackim. Załoga zabarykadowała się na mostku... tutaj pół biedy, grupa abordażowa miała wystarczającą siłę by ich wykurzyć. Dodonnie nie dawał jednak spokoju pożar i niestabilny reaktor.

- Proszę rozkazać swym ludziom natychmiastowy odwrót na prom. Odcumujcie i oddalcie się od tego consulara gdy tylko będziecie gotowi. Waszym nowym celem będzie frachtowiec. - nakazał admirał i słysząc potwierdzenie z drugiej strony pokiwał nieznacznie głową. Zauważył jednak, że Boise ma trochę niezadowoloną minę, najpewniej chciałby przejąć kontrole nad tamtym statkiem.

- Życie członków zespołu abordażowego jest ważniejsze niż jakiś statek. - powiedział spokojnie Dodonna spoglądając w stronę kapitana. Ten pośpiesznie pokiwał głową i nawet udało mu się wyglądać na zawstydzonego swą postawą.

- Połączcie mnie z tym frachtowcem... Kapitanie Martal, proszę sie przygotować na powitanie gości na pokładzie. Sugeruje być grzecznym i spełniać ich polecenia a nikomu nic się nie stanie.

Wkrótce na pokładzie transportowca znalazła się załoga admirała, której ten natychmiast rozkazał by oddalili statek od uszkodzonego consulara. Drugiego, tego na którym piraci nie mieli szczęścia przeżyć "Zemsta" również odholowała na większą odległość przy pomocy promienia ściągającego.

- Obrócić okręt sterburtą do tego cosnulara. - załoga na rozkaz zaczęła wykonywać rozkaz i choć kolejny nie padł to wszyscy wiedzieli czego się spodziewać.
- Skierować sterburtowe baterie turbolaserów na piracki okręt. - głos Dodonny nie zdradzał żadnych emocji. Po chwili ze stanowiska kontroli ognia padło potwierdzenie, że cel namierzony.
- Nie posłuchali... - mruknął niezbyt głośno Dodonna choć parę osób najbliżej niego dobrze to usłyszało.
- Pełna salwa na mój rozkaz... trzy, dwa, jeden, ognia!
Burta kilkusetmetrowego krążownika rozbłysła na całej długości gdy w jednej chwili wszystkie znajdujące się na niej stanowiska turbolaserów wystrzeliły w kierunku consulara, na którym piraci próbowali pewnie jeszcze uratować statek.
Sekundę później nie było już czego ratować gdy salwa zdolna uszkodzić o wiele większy okręt trafiła w poszycie consulara. Część statku wyparowała prawie natychmiast, a reszta zniknęła chwile potem w potęznej eksplozji.
Dodonna obserwował to wszystko z niewzruszonym wyrazem na twarzy.

- Proszę skontaktowac się z sierżantem Trenttem i dowiedzieć się w jakim stanie jest zdobyczny consular.
Admirał miał nadzieję, że szybko będą mogli opuścić pole tej nierównej bitwy. Potem będzie czas na zajecie się statkami, sprawdzenie ostatnich przekazów jakich dokonano i przesłuchanie więźniów.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Forum Rise of the Empire RPG Strona Główna » Skończone misje » Na własny rachunek
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
Strona 2 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach




Solaris phpBB theme/template by Jakob Persson
Copyright © Jakob Persson 2003

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group