FAQ Zaloguj
Szukaj Profil
Użytkownicy Grupy
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Rejestracja
Holocron
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Forum Rise of the Empire RPG Strona Główna » Archiwum Jedi » Holocron
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dass Jennir
Rycerz Jedi



Dołączył: 14 Mar 2007
Posty: 163
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Taris

 Post Wysłany: Pią 21:21, 23 Mar 2007    Temat postu:

Dass wyłączył swój miecz i zwyczajnie usiadł. Otworzył się w pełni na moc szukając Tremayne'a w całym pomieszczeniu. Młody jedi miał przewagę, znał teren i wykorzystywał to w pełni. Jennir był zadowolony, umiejętności Tremayne'a z pewnością przydadzą się w czasie misji. Jednak jeśli Tremayne liczył na łatwe zwycięstwo to Jennir nie zamierzał mu go dać.
Wysyłał fale w mocy, próbując wyczuć lokalizację Tremayne'a. Jedi rozluźnił mięśnie ciała i czekał w ciszy na atak. Ciało Jennira mogło w każdej chwili napiąć się i zablokować ewentualny atak a następnie przejść do kontrataku. Wystarczyło tylko czekać.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Faeton
Game Master



Dołączył: 26 Maj 2006
Posty: 294
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


 Post Wysłany: Sob 15:04, 24 Mar 2007    Temat postu:

Głos Tremayna sączył się do umysłu Jennia ze wszystkich stron. Właśnie! Nie słyszał go za pośrednictwem zmysłu słuchu! Mistrz Jedi przemawiał wprost do umysłu Jennira.

- Wiem co chcesz zrobić. Myślisz, że zdołasz wysledzić mnie przeczeszując pole Mocy? Tkwisz w błędzie, nie tak łatwo jest mnie znaleźć, nawet za pomocą Mocy. Czy wierzysz, że potrafisz zmierzyć się z ciemnością?

Pytanie zabrzmiało niepokojąco.

- Nie mam na myśli zjawiska, którego własnie doświadczamy. Czy zdołasz oprzeć się Ciemności, która z pewnością podejmię próbę przeciągnięcia cię na swoją stronę.

Jennir miał wrażenie, że Tremayne krąży wokół niego.

- Będę z Tobą szczery...niepokoi mnie twoja wizja. Co więcej nie przejmowałbym się tym Twi'lekiem. Wizje nigdy nie są dokładne...a przynajmniej nie powinno ich tak się ich odczytywać. Co jeżeli wizja dotyczy ciebie w bardziej bezpośredni sposób niż mógłbyś się tego spodziewać? Ciemna Strona jest podstępna...Musisz dokonać hmm...rachunku sumienia, być pewnym siebie. Czy panujesz nad swoimi pasjami? Czy jesteś pewien drogi Jedi na którą wkroczyłeś? Ciemna Strona może być kusząca, a jeżeli odnajdzie w tobie tłumione pragnienia, może je wykorzystać przeciwko tobie. Z początku możesz się bronić, odmawiać sobie tego czego porządasz, lecz z czasem, jeżeli nie jesteś prawdziwie silnego charakteru, zaczniesz słabnąc, aż wreszcie się poddasz...Holokron. Muszę byc pewien, że mogę na Tobie polegać...

Zapadła cisza. Jennir słyszał swój równomierny oddech i bicie serca i nic poza tym. Dziwne, zupełnie jakby Tremayne zniknał. Jedi próbował się skupić. Jest! Wyczuł go! JEdi nie miał pojęcia jak udawało mu się ukryć swoją obecność w Mocy. Jednak świadomość zagrożenia przyszła za późno. Jenni poczuł uderzenie Mocy i jej szpony przyciskające go do ściany. W ciemnościach rozbłysło niebieskie ostrze, które rzucało upiorny poblask na skupione oblicze Tremayna. Teraz on sam wyglądał niczym zjawa Mocy. Jego miecz niebezpiecznie szybko zmierzał w kierunku głowy Jennira...


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Dass Jennir
Rycerz Jedi



Dołączył: 14 Mar 2007
Posty: 163
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Taris

 Post Wysłany: Sob 17:34, 24 Mar 2007    Temat postu:

Jedi skupił się i sparował cios swoim mieczem. Zielona klinga poszybowała na spotkanie z niebieską. Jednocześnie Jennir odpowiedział na wątpliwości Tremayne’a pewnie i wyraźnie.
- Nie mam pasji, ufam swoim uczuciom i panuję nad nimi. Jestem jedi. Rozumiem swoje obowiązki i spełniam je, jeśli moc pozwoli. Odnalazłem harmonię lata temu młody Tremaynie. Nie mam pragnień, moc nadaje sens mojemu życiu. Ale co z tobą? Brakuje ci dyscypliny, pewności... Czuję w tobie coś dziwnego. Co to jest Tremaynie?


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Faeton
Game Master



Dołączył: 26 Maj 2006
Posty: 294
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


 Post Wysłany: Sob 18:41, 24 Mar 2007    Temat postu:

Zielona klinga spotkała się z niebieską wywołując kakofonię elektrycznych wyładować. Tremayne odskoczył kilka metrów od Jennira przyciągając go jednocześnie do siebie wprost na ostrze swojego miecza. Jedi jednak zdołał wyzwolić się z uścisku Mocy i podbił ostrze Tremayna czyniąc go na sekundę odsłoniętym. Sekunda to za mało żeby przygwoźcić być może młodszego, ale równie doświadczonego przeciwnika. O ile chwilę przedtem Jennir został przyciagnięty Mocą, to teraz został odepchnięty. Jedi stracił na chwilę kontrolę nad swoim ciałem i lecąc do tyłu niemal potknąl sie o skręcony materiał, leżącego na podłodze pokrowca grawicykla.

Tremayne widząc niepewność ruchów przeciwnika, przekrzywił głowę i przyglądał się Jennirowi jak jakiemus egzotycznemu stworzeniu w Galaktycznym Ogrodzie Zoologicznym na Coruscant. Całkiem spokojnie odpowiedział:

- A jednak masz słabość. Należy czerpać siłę z lat doświadczenia zdobytego w służbie Zakonowi, jednak w momencie w którym pewność siebie zamienia się w pychę...

Tremayne powiedział poważnie:

...to klęska Jedi. Widzisz, jestem od ciebie młodszy, jednak jestem mistrzem i jak udowadnia ta walka w niczym ci nie ustępuję.

Tryumfujący mistrz Jedi błyskawicznie znalazł się tuż przy Jennirze. Znowu użył Mocy. Podał mu rękę, pomógł wstać, po czym lekko odepchnął na długość miecza i skrzyżował swoją klinę z tą Jennira z premedytacją przesuwając niebieskie ostrze po zielonym. Nie przestawał jednocześnie mówić:

- Co więcej oceniłeś mnie powierzchownie. Nie znasz mnie. Nigdy wcześniej nie spotkalismy się, a jednak pozwolileś sobie na komfort swobodnej oceny. Trudno. Twój błąd. I to nie dla tego, że faktycznie mogę być pozbawiony samodyscypliny czy moje własne serce, jak zdaje się sugerujesz, może być niepewne ścieżki Zakonu, ale dlatego, że kiedys możesz spotkać przeciwnika, którego źle ocenisz. I może nie chodzić o sparging w ładownie jakiegoś statku, a o prawdziwą walkę.

Tremayne błysnał zębami w uśmiechu:

- Ale mówiąc o sparingu, chyba mamy przestój.

Niebieska klinga z sykiem oderwała się od zielonej. Jej właściciel wykonał akrobatyczny półobrót kierując ostrze w kierunku szyi sparingpartnera. Jennir wykonał unik, po czym sam zaatakował, jednak jego klinka również przecieła powietrze. Zaatakował ponownie, tym razem celował w nogi przeciwnika, ten jednak bez problemów podskoczył i znalazł się za plecami Jennira. Walka rozgorzała na dobre a jedynym źródłem światła w pomieszczeniu były miecze dwóch Jedi. Członkowie Zakonu zawsze uczyli się, temu też miał służuć sparing, a może bardziej niż on rozmowa, która towarzyszyła wymianie ciosów.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Dass Jennir
Rycerz Jedi



Dołączył: 14 Mar 2007
Posty: 163
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Taris

 Post Wysłany: Sob 21:58, 24 Mar 2007    Temat postu:

Jennir uśmiechnął się. Tremayne był niezwykle pewny siebie. Szukał w Jennirze dumy, którą miał w samym sobie.
- Oceny to oceny, słowa to słowa, a jednak wydaje mi się, że jesteś pełen wątpliwości Tremaynie. Mogę się oczywiście mylić, każdy rycerz jedi powinien dopuszczać taką możliwość. Widzisz, chociaż kieruje nami moc, to wszyscy jesteśmy żywymi istotami. Posługujemy się zmysłami, które pokazują nam jedną wizję świata. Jedno lustro w pokoju pełnym luster. Ty możesz się mylić, tak samo jak ja.- Jennir użył mocy by spróbować wyrwać miecz Tremayne’a. Zabieg był celowy, jasnowłosy jedi wiedział, że nie zdoła pozbawić broni sparing partnera, chciał go wybić z rytmu. Sam przeszedł do kontrataku. Na Tremayne’a posypała się seria krótki ataków, Jennir atakował każdą część ciała przeciwnika. Gdy Tremayne próbował zablokować dany cios, zielona klinga atakowała już zupełnie inny cel. Ciało Dassa Jennira poruszało się w doskonałej synchronizacji. Nie było ani jednego potknięcia, ani jednej wpadki. Co więcej oszczędność ruchów Jennira nie pozwalała mu na utratę takiej ilości energii jakiej do walki potrzebował Tremayne. Niebieskooki jedi w końcu zaczął walczyć na serio i pokazywał całą grację ruchów stylu makashi.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Faeton
Game Master



Dołączył: 26 Maj 2006
Posty: 294
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


 Post Wysłany: Nie 11:22, 25 Mar 2007    Temat postu:

Tremayne musiał przyznać, że Jennir walczył dobrze. Co więcej jego spojrzenie na Moc i rolę Jedi w jej planie było co najmniej interesujace. Koncentrując się na parowaniu ciosów przeciwnika odpowiedział:

- Mistrzu Jennir, jestem świadom siebie i swoich wad, to pozwala być mi silnym w obliczu ciemności. Cieszę się, że zdajesz się być tak zrównoważony. Nasza misja wymaga od nas najwyższego stopnia integralności moralnej i siły charakteru. Dlatego Yoda wybrał ciebie.

Zanim Jennir zdołał wykonać jakikolwiek ruch złapał go w nadgarstku ręku w której trzymał miecz. Przyciągnął go do siebie i wyszeptał do ucha.

- Kiedy będziemy mięć na pokładzie holokron mogą dziać sie różne rzeczy. Zajmę się transportem i zabezpieczeniem przedmiotu. Ty będziesz musiał zająć się chłopakiem, który być może wraca z nami. Choć nie wiem czy nie zdecyduje, że powinieneś zostać z nim na Dantooire i poczekać na mój powrót. Wszystko sprawdzimy na miejscu, jeżeli holokron jest pod pewnymi względami aktywny, jego transport w obecności niedoświadczonego i niedoszłego padawana nie byłby najmądrzejszym pomysłem.

Tremayne odepchnął Jennira i zgasił swój miecz. Zapadł w ciemność i znowu zaczął maskować swoją obecność w Mocy. Posługiwał się nia z wielką wprawą. Wyciszył oddech. Dla Jennira równie dobrze mógłby teraz być na Naboo...

...A jednak koncentracja i lata praktyki w ścieżkach Mocy były nie tylko atutem Tremayna. Mistrz Jedi miał rację. Zbytnia ufność w swoje umiejętności mogła doprowadzić do zguby. Choć oczywiście tym razem nie była to walka na poważnie, to chyba obaj Jedi podeszli do niej nieco ambicjonalnie. Jednak każdy sparing musiał sie kiedyś zakończyć, nawet taki. W pewnym momencie kurtyna opadła i Jennir przebił się przez sieć rozplecioną przez Tremayne'a. W końcu ten nie był wszechmocny. Ze znacznym zaskoczeniem mistrz dostrzegł, że jego podstęp został rozerwany i jego sparingpartner szarżuje na niego. Wyłączenie się z pola Mocy wymagało sporej koncentracji, szczególnie w trakcie wyczerpującej walki. To dało przewagę Jennirowi. Zaskoczył Tremayne;a. ZIelone światło padło na zaskoczonego Jedi z dłoni którego Moc wyrwała jego miecz. Rękojeść poturlała się w ciemność pozostawiając go bezbronnego. Ale tylko pozornie. Nie bez przyczyny bowiem Tremayne poświęcał tyle uwagi treninogowi w telekinezie i telepatii, żeby dać się tak łatwo pokonać. Jego twarz przybrała zacięty wyraz i zanim Jennir zdołał go powalic, a był tego bliski, tuz przed jego oczyma rozbłysło jasne światlo. Tremayne zdołał go oślepić na kilka sekund, czas wystarczający do ponownego zniknięcia w mroku hangaru. Tym razem nie było już czasu na ukrycie się poza polem Mocy. Jedi po prostu sięgnął ręką po miecz i wykorzystując Moc przywołał go z powrotem. Szczęśliwie szybko aby odwrócic się i zablokować atak zielonej klingi. Dwa miecze ponownie się spotkały. Rozpoczęła się szalona wymiana ciosów. Obaj Jedi byli coraz bardziej zmęczeni. Tremayne mimo świetnej kondycji fizycznej zaczął ciężko oddychać. W końcu widzać, że i Jennir jest wyczerpany ostatkiem sił odskoczył i wylądował dwa metry dalej lądując na dwóch nogach i podpierając sie wolną ręką. W tym momencie światła rozbłysły na nowo. Tremayne zgasił miecz świetlny i ciężko oddychając podszedł do Jennira. Usmiechając się przyjacielsko powiedział:

- Mistrzu Jennir, Yoda jak zwykle miał racje. Nie mógłbym prosić o lepsze wsparcie. Jestem pewien, że jesteś idealny do tej misji.

Jedi podał rękę Jennirowi:

- To co? Remis? Muszę przyznać, że nikt mnie tak dawno nie zmęczył.
Tremayne nieco ironicznie dodał:

- Mam nadzieję, że nigdy nie przejdziesz na stronę wroga. Sprawiłbyś nam nie lada problem.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Dass Jennir
Rycerz Jedi



Dołączył: 14 Mar 2007
Posty: 163
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Taris

 Post Wysłany: Pon 19:02, 26 Mar 2007    Temat postu:

Jennir zgasił miecz, poprawił swoją zieloną tunikę i lekko się skłonił. Na jego twarzy zagościł szczery uśmiech. Uchwycił mocno dłoń Tremayne'a.
- Dziękuję mistrzu Tremayne. Od sześciu miesięcy spałem, teraz moje zmysły budzą się do działania, ten trening z pewnością mi pomógł. Teraz pozwolisz, że udam się na spoczynek. Ten dzień obfitował w wrażenia.- Jennir lekko skłonił się raz jeszcze i skierował się powoli do wyjścia z pomieszczenia.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Faeton
Game Master



Dołączył: 26 Maj 2006
Posty: 294
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


 Post Wysłany: Wto 9:35, 27 Mar 2007    Temat postu:

Tremayne powiedział na odchodne:

- Mam nadzieję, że pozytywne wrażenia, mimo wszystko.

Jennir poszedł do swojej kajuty, gdzie spędził kolejnych kilka godzin. Czas niezbędny na odpoczynek po wyczerpujących ćwiczeniach fizycznych. Tremayne nie przeszkadzał mu i Jedi nie wiedział co w tym`czasie robił jego gospodarz. Pewnie sam też wrócił do swojej kajuty, w końcu rzeczywiście po zakończonym sparingu nie wyglądał lepiej od Jennira. Faktycznie walka była wyczerpująca, ale i satysfakcjonująca. Jennir od dawna nie miał okazji do solidnego rozruszania mięśni a i techniki stosowania Mocy przez Tremayna dawaly dużo do myślenia. Ten Jedi w znacznie większej mierze niż na umiejętnościach szermierczych polegał na wyczuciu Mocy. Interesujące podejście, szczególnie dla zapalonego mistrza miecza jakim był Jennir. Jednak w walce mogło okazać się nieskuteczne, bowiem używanie Mocy wymagało wielkiej koncentracji, choć może nie u wszystkich tak wielkiej jak u Jennira...

Podróż mijała bez przygód i po kilkunastu godzinach statek Zakonu wyszedł z nadprzestrzeni. Obaj Jedi znajdowali się na mostku. Tremayne zajmował fotel pierwszego pilota, a Jennir jego zastępcy.

- To co mistrzu Jennir? Sprawdzimy czy na Dantooine wszystko wporządku?

Tremayne nie czekając na odpowiedź zainicjował połączenie z placówką AgriCorpsu. Nie czekał długo, po ledwie kilkunastu sekundach w głośnikach rozległ się głos.

- Tutaj Torami.

- Witaj Torami, mówi Tremayne.

- Myślisz, że nie wiem kto do mnie dzwoni? - Torami zażartował

- Oczywiście, twojej spostrzegawczości nic nie umknie...

- Szalenie śmieszne, coś się stało mistrzu Tremayne? Spodziewałem się, że raczej cię tutaj zobaczę niż usłyszę z...nie mam pojęcia gdzie jesteś.

- I tak by było, jednak chcę być pewien, że po przylocie nie będę musiał mierzyć się z legionami odrodzonego Zakonu Sitów - Tym razem Tremayne odpowiedział żartem.

- Taaaak i Mandalorian. A mówiąc poważnie, to wszystko pod kontrolą. Powinienem o czymś wiedzieć?

- Skoro wszystko dobrze, to chyba moją troskę można uznać za nadgorliwość...

- Hmm...dziwne, zawsze kiedy tak mówisz na głowy spada nam meteoryt albo statek kosmiczny - Najwyraźniej Toramiego nie opuszczał dobry humor.

- Bez odbioru Torami. Do zobaczenia.

Tremayne zakończył połączenie i odwrócił się w stronę Jennira.

- Jak widzisz mistrzu Jennir wszystko wporządku. Biorąc pod uwagę świetny humor Toramiego to chyba nie mamy czym się przejmować. Obawiam się, że nasza misja będzie nudnym zadaniem kurierskim, co akurat w przypadku eskortowanego przedmiotu jest nader pożądane...


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Dass Jennir
Rycerz Jedi



Dołączył: 14 Mar 2007
Posty: 163
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Taris

 Post Wysłany: Wto 11:16, 27 Mar 2007    Temat postu:

- Nie zawsze coś jest takie, jakim nam się wydaje. Jednak uspokoiłeś mnie mistrzu Tremayne.- Jennir włożył dłonie w rękawy szaty i spojrzał na Dantooine otoczone przez ciemność kosmosu.
- Oby było tak jak sądzisz mistrzu Tremayne. Czas chyba już wylądować, nie sądzisz?- Dass zwrócił głowę do Tremayne'a i spojrzał na niego wyczekująco.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Faeton
Game Master



Dołączył: 26 Maj 2006
Posty: 294
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


 Post Wysłany: Wto 13:55, 27 Mar 2007    Temat postu:

- Wylądować?

Zapytał zdziwiony Tremayne.

- Ale gdzie i po co? Zgodnie z tym co wcześniej mówiłem jesteśmy po środku drogi. Tutaj wskoczymy w nadprzestrzeń po raz drugi. Mówiłem przecież, że po opuszczeniu hiperprzestrzeni, co w przypadku podróży z Coruscant odbywa się w dwóch etapach, skontaktuję się z Toramim, żeby upewnić się co do stanu spraw. Tak też zrobiłem.

Tremayne niepewnie spojrzał na Jennira:

- Wszystko wporządku Jennir? Hmm...mam nadzieję, że tak.

Po czym przeniósł wzrok na instrumenty:

- Jeżeli pozwolisz, teraz skalibruje drugi skok...

Oczywiście znajdowali się w połowie drogi. Nie wiedzieć czemu Jennir uznał, że to już jej koniec. Rzecz jasna wpływ na to musiało miec zmęczenie po sparingu i rozkojarzenie wywołane wyczerpaniem. Tremayne skończył pracę dosyć szybko.

- Proponuje obiad, chyba już czas, co Ty na to Jennir?

Tremayne wstał i zamiótł powietrze swoim wykwintnym płaszczem Jedi. Znowu był ubrany w swoją wersję szaty. No cóż, Jennir powoli przyzwyczajał się do jego ekstrawagancji. Dałby sobie uciąć rękę, że Tremayne używał też perfum i to chyba drogich. Niesamowita osoba! Mistrz Jedi rzucił do tyłu:

- Stawiam też koktajl regeneracyjny, chyba Ci się przyda Jennir.

Tremayne powiedział to swobodnym tonem, może z lekką nutą ironii, ale bez sarkazmu. Początkowe lody chyba zaczynały pękać, przynajmniej po jego stronie.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Dass Jennir
Rycerz Jedi



Dołączył: 14 Mar 2007
Posty: 163
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Taris

 Post Wysłany: Wto 15:56, 27 Mar 2007    Temat postu:

Jennir jeszcze chwile siedział w zadumie. Rzeczywiście był zmęczony, a ostatnia wpadka zdecydowanie na to wskazywała. Tak wiele zdarzyło się w tak krótkim czasie. Jennir nawykł do spokoju i ciszy na Dantooine. Teraz to wszystko miało się zmienić. Jennir wstał i skierował się do mesy. Jego zielona szata załopotała w powietrzu. Dass wciąż nie mógł otrząsnąć się po tamtej wizji, być może potrzebował jeszcze trochę zwyczajnego snu?

Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Faeton
Game Master



Dołączył: 26 Maj 2006
Posty: 294
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


 Post Wysłany: Nie 16:50, 01 Kwi 2007    Temat postu:

Długa podróż przez hiperprzestrzeń dobiegła końca. Statek Tremayne'a "Star Stalker" powrócił do zwykłego wymiaru. Przed pojazdem malował się wspaniały widok na pełną życia planetę - Dantooine. Rycrze Jedi mogli podziwiać złożoność tego świata - jego kontynenty, oceany i morza oraz złożoną mozaikę chmur.

- Podchodzimy do lądowania mistrzu Jennir, mam nadzieję, że nie zabawimy na planecie długo. Najpierw holokron, potem zabierzemy padawana, który zostanie poddany ponownym próbom.

Mistrz Jedi uruchomił stosowne procedury i statek zanurzył się w tlenową atmosferę planety. Jednostka była nowoczesna, więc niedogodności, które zazwyczaj towarzyszyły temu manewrowi, zostały zredukowane do minimum.

- Region w którym znajduje się kompleks świątynny jest pełen jezior i lasów. Naprawdę coś wspaniałego. O ile mnie pamięć nie myli, teraz jest tam jesień. Bardzo piękna i łagodna, więc powinno ci się spodobać.

Tremayne oderwał się na chwilę od instrumentów i nieco kpiącym uśmiechem powiedział:

- Gdybym był milionerem, to sam wybrałbym to miejsce na wybudowanie rezydencji...ale, ale teren wokół światyni jest własnością Zakonu, więc nikt niepowołany nie może się do niej zbliżać.

Jennir zaciekawiony zapytał:

- Naprawdę? A co z farmerami? Słyszałem, że Dantooine to planeta rolnicza. A tubylcy?

Mistrz Jedi odpowiedział, Jennir dałby głowę, że z lekkim rozbawieniem, może nawet lekceważeniem:

- Farmerzy? Hmm...nie, w pobliżu nie ma żadnego miasta, osady czy pojedyńczych farm. Zakon zadbał o to. Poza tym placówka jest samowystarczalna. Wokół ruin zlokalizowano placówkę AgriCorpsu, wyposażoną we własne farmy, instytut badawczy, szklarnie i szereg innych instalacji. Pracujący tam ludzie Zakony nawet nie muszą wchodzić w kontakty z lokalnymi. Oczywiście czasem są potrzebni do rozsądzenia jakiegoś sporu między zwaśnionymi sąsiadami, ale w końcu jesteśmy Jedi, nawet jeżeli pracujemy dla AgriCorpsu.

"Star Stalker" przeciął chmury i Jedi mogli obejrzeć zapierająca dech w piersiach, jesienną krainę. Teren był pofalowany, a w oddali było widać majestatyczne góry. Tremayne wskazał na nie i powiedział:

- Kiedy przyleciałem na Dantooine po raz pierwszy, a było dawno temu, kiedy jeszcze byłem padawanem, moja mistrzyni - Aymar, zabrała mnie w te góry. Nigdy nie sądziłem, że narty mogą być tak pouczające. Natura daje najsurowsze lekcje. Ale na horyzoncie cel naszej podróży.


Statek Jedi wyleciał z zachmurzonego rejonu i teraz słońce świeciło jasno oświetlając przestrzeń pod nimi. Krajobraz usiany był jeziorami i lasami. Faktycznie była jesień, drzewa przybrały złoto-czerwony kolor. Ku swojemu zaskoczeniu Jennir dostrzegł unoszące się z lasu dymy ognisk.

- Mówiłeś, że w pobliżu nie ma osad. Ja jednak widzę ogień.

Tremayne spojrzał we wskazanym kierunku i spokojnie odpowiedział:

- O to pewnie jakaś wędrowna grupa Dantari. Prymitywnych koczowników. Są nieszkodliwi i na dramatycznie niskim stopniu rozwoju. Przypominają ludzi, ale wierz mi, ich szczytowym osiągnięciem jest łuk i umiejętność krzesania ognia. Czasami jacyś odważniejsi mężczyźni podchodzą do naszej placówki. Chcą wymieniać upolowane przez siebie zwierzęta. Słyszałem, ze mogą być całkiem pomocni. Pokazali Jedi mnóstwo lokalnym, leczniczych roślin.

Mistrz Jedi zaprzeczył tym samym sam sobie. Zresztą po chwili to zauważył:

- Hehe, okazuje się zatem, że sam oceniłem ich przed chwilą powierzchownie. Mógłbyś mi to wypomnieć Jennir. No cóż, faktycznie ich pierwotna medycyna, jeżeli można to tak nazwać, ma się całkiem nieźle. Ale widać już świątynie.

Kompleks stał na brzegu podłużnego, nieco skręconego jeziora. Piramida o sześciu bokach, tarasami wspinała się ku niebu. Część konstrukcji była mocno zniszczona i tym różniła się od budowli z wizji Jennira. Dwa boki budynku zawaliło się do wewnątrz tworząc rumowisko i odsłaniając wnętrze piramidy. Kompleks otoczony był murem, gdzieniegdzie zniszczonym i porośniętym krzewami i dywanem bluszczu, czy też jego lokalnego odpowiednika. Mur był uzupełniony o kilkanaście konstrukcji przypominających baszty z wizji Jennira. W nienaruszonym stanie przetrwały tylko trzy, reszta w mniejszym lub większym stopniu była zrujnowana. Wewnątrz okrętu zbudowano i inne budynki, których przeznaczenie trudno było odgadnąć. W większości były zniszczone. Przy bramie do kompleksu znajdowały się nowe zabudowania. Mimo, że postawiono je z prefabrykatów, cechowały się lekkością i wysmakowaną architektoniczną formą. To laboratoria AgriCorpsu. Tremayne skomentował:

- Widzisz te nowe konstrukcje? Zaprojektowane przez Jedi z Alderaanu, osobiście jestem fanem architektury tamtej planety. Byłeś kiedyś w ich stolicy? Jeżeli nie to musisz koniecznie polecieć. Trudno uwierzyć, że coś takiego mogło wyjść spod ręki człowieka. Tam jest lądowisko.

Statek Tremayne'a usiadł na lądowisku i obaj Jedi zeszli po trapie na powierzchnię planety. Niestety pogoda zaczęła się psuć. Coraz silniejszy wiatr szarpał płaszczami mężczyzn. Na ich powitanie wyszedł kilkunastoletni chłopiec razy Elomin. Czerwnonoskóry, z rogami na czaszce i twarzy, wyglądał jak demon z wyborażeń jakiegoś prymitywnego plemienia. Oczywiście dla ludzi, Tremayne jak i Jennir wielokrotnie spotykali obcych.

- Mistrzu Tremayne, jestem asystentem mistrza Torami, który oczekuje cię w skarbcu świątyni. Twierdził, że zechcesz udać się tam niezwłocznie po przylocie.

Tremayne uśmiechnął się:

- Dokładnie chłopcze, prowadź.

Obaj Jedi ruszyli za chłopakiem. Piramida była wspaniałym osiągnięciem Zakonu, Tremayne zauważył:

- Podobno wzniesli ją mistrzowie przy użyciu telekinezy. Wyobraź sobie, że unosili kamień po kamieniu i układali je w tą niesamowitą konstrukcję. Wiesz, że...

Tremayne nie dokończył. Obaj Jedi poczuli, że dzieje się coś złego. Mistrz Jedi wyglądał jakby ktoś złożył mu na barki kilkutonowy ciężar, niemal upadł na kolana.

- Torami! Jedi krzyknął. Z wysiłkiem pobiegł w stronę świątyni.


Przed oczyma Jennira przemknął obraz złośliwie uśmiechającego się Twi'leka. Poczuł jakby zatapiał palce w jego duszy. Jedi pobiegł za Tremaynem i zdezorientowanym Elominem. Chłopak nie wiedząc co się dzieje krzyknął:

-O co chodzi? Czy coś stało się z mistrzem Toramim?

Jennir wiedział, że Jedi potrafili wyczuć niebezpieczeństwo. Nie zamierzał okłamywac chłopaka:

- W istocie, lepiej się pospieszmy!

Trójka Jedi wbiegła do piramidy przez na wpół zawalone, podparte stalowymi belkami wejście. Zbiegli jakimś korytarzem do klatki schodowej, potem do kolejnej i mijając kolejne odgałęzienia korytarza zbliżali się do skarbca. Poczucie niebezpieczeństwa rosło. Wreszcie dobiegli do starych pancernych wrót. Tremayne zatrzymał się nagle i zapytał grobowym głosem:

- Kto był z Toramim?


Chłopak zalękniony spojrzał na mistrza Jedi:

- Mój kolega i drugi asystent mistrza. Monardus Virgord.

Tremayne i Jennir spojrzeli na siebie w tej samej chwili. To właśnie ten padawan miał przejść ponowne próby.

- Cudownie - zauważył ten pierwszy. Po czym odważnie wszedł do środka. Lampy oświetlające skarbiec były zniszczone, wyglądały tak jakby ktoś spalił je strzałem z miotacza. W pomieszczeniu było straszliwie zimno. Jedi włączyli miecze świetlne. Skarbiec wypełnił się zielono-niebieskim światłem. Tremayne zapytał:

- Czy obaj towarzyszyliście Toramiemu podczas zabezpieczania znaleziska?

- Tak, byliśmy cały czas przy nim. Mistrz Torami chciał opisać zawartość skarbca, pomagaliśmy mu w tworzeniu szczegółowego katalogu.

Jedi usłyszeli charczenie. Tremayne błyskawicznie rzucił się w tamtym kierunku. Dwóch pozostałych ruszyło za nim. Zakątek komnaty wypełnił się niebieską łuną miecza Tremayne'a. Jennir usłyszał ciche westchnienie i szept gasnącego protestu:

- Nieee...


Pod ścianą, przygnieciony niewielką kolumienką leżał Omwati. Mężczyzna był pół przytomny, w jego boku Jennir dostrzegł straszliwą ranę wypaloną mieczem świetlnym. Wyglądało to tak, jakby ktoś chciał przeciąć Toramiego, bo najwyraźniej ranny był przyjacielem Tremayne'a, na dwie połowy. Kiedy Elomin zobaczył rannego krzyknął:

- Mistrzu!

Tremayne był jednak szybszy. Kolumna natychmiast uniosła się w powietrze i z hukiem poleciała w kierunek przewiległą ścianę, z która zderzyła się i rozpadła na dwie połowy. Tremayne ujął przyjaciela i pochylił się nad nim i cicho powiedział:

- Torami, to ja...Co tutaj się stało?!


Ranny Jedi z wysiłkiem dotknął twarzy Tremayne'a. Jennirowi stanął przed oczyma podejrzany w hangarze na Coruscant widok mistrza Jedi z nieznajomym rycerzem. Natychmiast wrócił jednak do rzeczywistości. Kruchy Omwati wyszeptał:

- Holokron....wiedziałem, że Vidgord może nie podołać...ale jego zaangażowanie...chciałem dać mu szansę...to moja wina....

- Ale na Sithów, co się stało?

Torami z wysiłkiem kontynuował:

- Ten Twilek oszalał...nie powinienem był go dopuszczać do skarbca...

Jennir niemal zakrzyknął:

- Twilek? Jaki Twilek, Tremayne mówił, że Virgord jest człowiekiem.

Tremayne spojrzał na Jennira ponuro:

- Najwyraźniej ktoś pomylił coś w archiwum...Nie może być daleko, musimy go złapać i odebrać holokron.


Po czym zwrócił się do Toramiego:

- To nie twoja wina przyjacielu, złapiemy go i napewno ne pozwolimy ci umrzeć.

Mistrz Jedi przywołał drugiego asystenta Toramiego.

- Zajmij się nim. Wrócimy tak szybko jak tylko będziemy mogli. Jeżeli masz komunikator zawiadom tych z AgriCorpsu, że potrzebna jest pomoc.

Wstając rzucił w ciemność:

- My tymczasem ruszamy na łowy.

Jennir zauważył, że twarz Tremayne'a pokryła się maską zimnej determinacji. Jedi wstając pozwolił, żeby jego piękny płaszcz zsunął mu się z ramion. Syknął do ucha Jennira:

- Ja zagram po swojemu, ty rób co chcesz, ale pamiętaj: musimy go złapać. Coś poszło szalenie źle. Nie możemy pozwolić na kradzież holokronu i puścić płazem tak zuchwałego napadu na mojego przy...na Jedi.

Tremayne zgasił ostrze i zniknął w ciemności. Jennir wyostrzył zmysły szukając Twileka. Wydawało mu się, że niebezpieczeństwo ciągle czai się w skarbcu,jednak oddala się. Czyżby Twilek ciągle był w środku? Z tego co Jedi zauważył podziemia były ogromne. Przypominały trochę archwium z Coruscant, jednak bylo ukryte pod ziemią. Hala była długa i podparta lasem wysokich filarów. Pomieszczenie było pocięte rzędami pułek, regałów i postumentów na których spoczywały księgi, płachty luźnych kart, artefakty i inne przedmioty. Jennir wuczuwał obecność Tremayne'a, czaił się gdzieś w ciemnościach szukając napastnika. Co pozostało Jedi jeżeli nie wspomóc partnera w poszukiwaniach Twileka?


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Dass Jennir
Rycerz Jedi



Dołączył: 14 Mar 2007
Posty: 163
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Taris

 Post Wysłany: Nie 20:26, 01 Kwi 2007    Temat postu:

Jennir wyłączył miecz świetlny. Jeśli mieli znaleźć Monardusa Virgorda to nie mogli biegać po ruinach świątyni wymachując bronią. Dass spróbował wyczuć Tremayne'a i skoncentrował się na uspokojeniu młodego jedi. Tremayne okazał się świetnym towarzyszem ale nawet doświadczony użytkownik mocy mógł utracić koncentrację z powodu choćby cienia emocji. Okazało się, że wizja Jennira zaczęła się sprawdzać. Pytanie tylko czy Virgorda można jeszcze uratować? Twi'lek został poddany wpływowi jednego z najpotężniejszych lordów sith w historii galaktyki. Czy dwóch jedi wystarczy żeby uratować chłopaka? A może będzie trzeba go zabić? Jasnowłosy jedi szybko przegnał tę myśl, każdego można uratować.
Jennir powoli podążał w głąb korytarza. Kierunek wskazywała mu moc. Holocron mógł być stworzony przez Exara Kuna, ale mury świątyni pamiętały niezliczone pokolenia bohaterów światła. Jasna strona mocy była tu niezwykle silna. Mistrz Vandar Tokare, Zhar Lestin, Vrook Lamar a nawet Revan, wszyscy kiedyś przemierzali te korytarze. Pozostawili tu ślady swojej mądrości, odwagi i spokoju. Monardus pogrążał się w ciemnej stronie i właśnie to mogło się przyczynić do jego odszukania. Jennir pomyślał, że to jak poszukiwanie czarnego kamyka w stosie jasnych. Prędzej czy później muszą go znaleźć.
Pokrzepiony tym wnioskiem Jennir stawiał cicho ale zdecydowanie kolejne kroki, sondując każdy metr kwadratowy ruin przy użyciu mocy.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Faeton
Game Master



Dołączył: 26 Maj 2006
Posty: 294
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


 Post Wysłany: Wto 10:24, 03 Kwi 2007    Temat postu:

Tremayne był gdzieś przed Jennirem. Jedi nauczył się wyłuskiwać go w polu Mocy, czego pewnie nie można było powiedzieć o niedoświadczonym, ale najwidoczniej szalenie zdeterminowanym Virgordzie. Kłębowisko galopujących myśli i zdenerwowania, również gdzieś z przodu - to musiał być Twi'lek. Tremayne przyspieszył kroku, zbliżał się do ściganego. Jennir usłyszał syk uwalnianej klingi i charakterystyczny dźwięk uderzenia ostrzem w metal. Miecz jak szybko rozbłysł zgasł. Virgord był jeszcze bardziej zdenerwowany. Gdzieś z przodu usłyszał kipiący złością głos:

- Nie potrzebuje waszych żałosnych prób! Zesłaliście mnie tutaj jak jakiegoś nędznego psa, kazaliście pielić grządki i użerać się z wieśniakami wykłócającymi się o kolejność korzystania z maszyn rolniczych! W waszych zamysłach miałem gnić na tym odludziu! Teraz znalazłem nowego nauczyciela! Już was nie potrzebuję! Zginiesz Jedi!


Jennir był coraz bliżej. Widział zielona klingę wygrażającą ciemności - "pewnie skradziony miecz Toramiego" - pomyślał Jennir. "Ale gdzie jest Tremayne? Pewnie ukrył się w ciemności". Jakby w odpowiedzi usłyszał głos dobiegający z ciemności - z kilku kierunków naraz.

- Biedny chłopcze, myślisz, że znasz Ciemności? Jesteś pewien, że chcesz się w nich zanurzyć? Jest jeszcze droga odwrotu.

Głos Tremayne zmienił się w groźny syk:

- Radzę ci z niej skorzystać, w przeciwnym razie drogo zapłacisz za swój pochopny wybór.

Jennir znał już tę sztuczkę z głosem. Ciekawe jak podziała na Virgorda. Jedi postanowił się włączyć:

- Mój towarzysz mówi prawdę chłopczę! Zostałeś oszukany! Ciemna Strona Mocy jest silna, kusząca, ale prawda leży w świetle! Potraktujmy tę sytuację jako twój test Jedi. Najwidoczniej Ciemność znalazła drogę do Twojego serca, ale jeszcze nie jest za późno!

Być może ujawnienie się na tak bliskiej odległości było błędem Jennira. Teraz widział Twi'leka w całej okazałości. Oświetlało go upiorne, zielone światło miecz Toremiego. Virgord był postawnym, wysokim młodym mężczyzną. Ubrany był w bogatą, czarną szatę, tak charakterystyczną dla wyższych klas społeczeństwa Ryloth. Jego głowoogony owinięte były tą samą meterią. Zawoje na głowie Virgorda dopełniały stroju. Twi'lek gwałtownie, niczym żmija odwrócił się w kierunku Jennira i choć go jeszcze nie widział wypluł w jego kierunku:

- Zginiesz!

Po czym zgasił zielony miecz i zapadły ciemności. Z mroku wydobył się złośliwy głos Twi'leka. Brzmiał tak jakby naigrywał się z niegrzecznych chłopców:

- Ooooo biedni Jedi, zagubieni w Ciemnościach. NIe łudźcie się. Nie zmarnowałem ani minuty podczas pobytu w tym sanktuarium wiedzy. Ten głupiec Torami, myślał, że sporządzam katalogi, segreguje spleśniałe księgi! Mylił się! Cały czas mówiły do mnie głosy! Takie, które o wiele trafniej i precyzyjniej mówiły o Mocy i jej naturze. Wasz stary, żałosny Yoda powinien otworzyć wam oczy, zamiast pakować do głów te brednie, których uczy od setek lat!

Zapadła cisza. Moment ten zdawał się trwać wieczność, po czym Jennir usłyszał histeryczny pisk Twi'leka:

- Wynoś się z mojej głowy Jedi! Nie pozwolę ci mnie okłamywać!

Jennir wyczuł zaskoczenie Tremayna i jego fizyczny ból! Chwilę potem dołączyła rosnąca frustracja, lecz natychmiast pokryła się falami spokoju i koncentracji.

- Virgord, zastanów się co robisz. Właśnie udowadniasz, że zostałeś pominięty przez mistrzów Jedi nie bez powodu. Twój gniew nie pomaga ci stać się dobrym Jedi. Jeżeli nie chcesz stracić wszystkiego - odrzuć swój gniew! Oddaj holokron!

- Złodzieju! Chcesz go mieć dla siebie! Jest mój!

- Tylko łotr może posądzać kogoś uczciwego o chęć zaboru czegoś co do niego nie należy. Jak rozumiem to koniec dyskusji. Bardzo dobrze.

Jasnowłosy Jedi wyczuł zawirowania w polu Mocy. W Skarbcu narastała wroga obecność. Jennir poczuł kłębiącą się energię Mocy. Najwyraźniej nie byli sami w sanktuarium. Mistrz Jedi usłyszał głos. Nie był to szept Mocy Tremayna. Tę technikę już poznał. Głos był inny. Nie wyczuwał maskowanej przez towarzysza wyniosłości, ten głos był ciepły, pełen serdeczności:

- Jennir, musisz uratować sytuację. Wiesz jak wiele zależy od tego urządzenia. Musisz zdobyć holokron. Weź go! Nie pozwól, żeby Twi'lek wyniósł go ze skarbca. Od tego zależy życie mistrza Torami i twojego przyjaciela Tremayne'a. Z pomocą tego urządzenia możesz nawet zakończyć wojnę! Będziesz bohaterem! Uratujesz Republikę i miliardy istnień.

Jedi poczuł słabość. Musiał oprzeć się o wznoszącą się obok kolumnę. Jego umysł wypełnił się strasznymi obrazami. Coruscant w ogniu. Strzaskana sala Senatu. Dooku! Dooku kroczący pośród płomieni w kierunku rannego, czołgającego się Palpatine'a! Kanclerz zasłania się ręką i krzyczy:

- Zdrajco! Nie ważne jak bardzo będziesz się starał, nigdy nie zniszczysz wartości Republiki!

Dooku spojrzał zimno na upokorzonego lidera galaktycznego państwa i szyderczo odpowiedział:

- Głupcze, Republika umarła!


Przywódca Konfederacji opuścił szkarłatne ostrze. Miecz bezlitośnie przeciął powietrze, a zaraz potem rękę, którą zasłaniał się kanclerz i zagłębił się ciele Palpatine'a, przecinając go od obojczyka na skos w kierunku miednicy. Martwe truchło niegdyś najpotężniejszego człowieka w kosmosie padło bezwładne.

Obraz zmienił się. Jennir widział swoją rodzinną planetę. Był nieco pochmurny, ale ciepły dzień. Dzieci bawiły się na jakimś dziedzińcu, grały w piłkę. Nagle jakaś dziewczynka wskazała palcem w niebo. Z pomiędzy chmur wyłoniła się dziwna maszyna. Jakimś cudem Jennir dojrzał logo Unii Technologicznej. Spód maszyny zaczął się jarzyć upiornie białym światłem. Zaciekawione dzieci wpatrywały się w niesamowity widok. Po sekundzie z budynku wybiegła kobieta, która zaczęła wołać dzieci z przestrachem spoglądając w niebo. Niby wszystko wyglądało tak samo, jednak coś zaczęło się dziać. Chmury zaczęły znikać, odsłaniając cielsko ogromnego statku kosmicznego. Niebo powoli zmieniało barwę, już nie było błękitne, zaczęło różowieć. Dzieci stawały się niespokojne. Zaczęły szlochać. Jennir spostrzegł, że przelatujący opodal statku klucz ptaków najpierw stracił orientację a potem rozpadł się. Zwierzęta spadały z nieba, a niektóre po prostu wyparowały! Dzieci zaczynały krzyczeć. Niektóre chciały zrywać ubranka! Ich skóra zaczynała się niepokojąco czerwienić. Z oczu opiekunki zaczynały płynąć łzy, które jednak po chwili nikły. Stojące opodal drzewo zaczęło dymić, najpierw podowli, potem coraz intensywniej. Dzieci straszliwie krzyczały. Rozbiegły się, a tuląca jakieś dziecko nauczycielka zanosiła się głośnym szlochem. Drzewo wybuchło straszliwym płomieniem na tle całkiem już czerwonego nieba, które pokryło się straszliwą łuną. Okolica wybuchła tysiącem pożarów i wypełniła się kakofonią krzyków, błagań o pomoc, jękami umierających. NA podwórko wbiegł pies, a przynajmniej biegł przez chwilę, po czym upadł. W czasie krótkiego biegu jego sierść zczerniała i znikła. Oszalałe zwierzę skowyczało z potwornego, palącego bólu. Po kolejnej sekundzie jego skóra spłynęła krwistoczerwoną kałużą na ziemię. Nagle zapanowała cisza. Ogień płonął, a zasłany wypalonymi szkieletami dziedziniec przypominał rozgrzany piec hutniczy. Po kolejnych minutach budynki pękły niczym kamienie wrzucone do jeziora lawy. Jennir uleciał ponad atmosferę, na mostek okrętu Unii Technologicznej. Przed ilumiantorem stał Wat Tambor. Jego głos był zniekształcony przez kombinezon w którym się znajdował:

- Kapitanie, proszę o raport.


- Zgodnie z obliczeniami. Zanik życia biologicznego w 100%. Zakończyliśmy wypalanie atmosfery.

- Świetnie! Wygasić palenisko. Który ze światów Republiki jeszcze się nie poddał?

- Chwileczkę prezesie.


Inny Skakoanin - kapitan, zaczął przeglądać datapad.

- Hmh....Alderaan, Chandrilla, Hapes i Sektor Koreliański odmówiły przyłączenia się do KNS i złożenia hołdu hrabiemu.


Tambor zdawał się przez chwilę zastanawiać.

- Dobrze, zaczniemy od Alderaanu, zobaczymy jakie wrażenie wywrzemy na pozostałych. Wolałbym oszczędzić Corellię i jej planety, ich zasoby będą nam potrzebne. Ustawić kurs na Alderaan, potem Chandrillę.


- Tak jest panie prezesie.


Ogromny statek uniósł się z nad wypalonej skorupy planety. Właśnie wyparowały oceany. Czerwone, skaliste truchło było jedyną pozostałością planety. Wat Tambor znikał w nadprzestrzeni. Następny cel Alderaan.

Jennir leżał na podłodze łkając. Jego umysł był spustoszony. Słodki głos szeptał:

- Możesz temu zapobiec. Zabij Tremayne'a! Chce ci zabrać holokron i przeszkodzić w uratowaniu Republiki!


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Dass Jennir
Rycerz Jedi



Dołączył: 14 Mar 2007
Posty: 163
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Taris

 Post Wysłany: Wto 11:40, 03 Kwi 2007    Temat postu:

Z ust Jennira wyrwało się tylko jedno słowo. Zostało wypowiedziane z spokojem i stanowczością jakiej nawet sam Dass nie spodziewał się kiedykolwiek wypowiedzieć.
- Nie.- niebieskooki jedi podniósł się i sięgnął po swój miecz. Zielona klinga rozświetliła ciemność. Jennir miał dość ciemności. Był zmęczony ściganiem duchów. Czas na walkę.
- Kun wyjdź z ciemności! Walcz jak jedi którym kiedyś byłeś. Będę z tobą walczył o tego chłopca.- jedi zasalutował ciemności jak przystało na użytkownika stylu makashi. Pozwolił by moc płynęła przez każdą część jego ciała, przez każdą nawet najmniejszą komórkę. Nie był sam, miał ze sobą moc. Z gracją i powagą stawiał krok za krokiem w tym kierunku gdzie spodziewał się znaleźć Virgorda. Exara Kuna poprawił się w myślach jedi, chłopiec jest tylko jego narzędziem...


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Faeton
Game Master



Dołączył: 26 Maj 2006
Posty: 294
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


 Post Wysłany: Wto 23:08, 03 Kwi 2007    Temat postu:

Z ciemności dobiegł niewyraźny charkot:

- Muuusi.....ekh....trzeba ukh....

Podobny potok niezrozumiałych słów płynął z ciemności i o ile Jennir dobrze rozpoznał głos, należał on do Tremayne'a. Po kolejnych sekundach w okrąg światła bijącego od zielonego miecze wczołgał się chwytający za gardło mistrz Jedi. Jennir natychmiast pomógł towarzyszowi podnieść się. Tremayne jeszcze przez chwilę miał trudności z mówieniem i musiał oprzeć się o kolumnę. Po dobrej chwili wreszcie mógł składnie mówić:

- Ekhm....kheee....TO niesamowite, ten drań o mało mnie nie udusił, potęga jego gniewu jest powalająca, a ...khm..kheee...w połączeniu z tym...nie wiem jak to nazwać. Jeszcze nigdy nie spotkałem się z czymś takim, a walczyłem już z tymi, których skusiła Ciemna Strona Mocy. I ...

tutaj Tremayne'a chwycił dłuższy atak kaszlu:

...jeszcze jedno. Głos. Słyszałeś głos? Nie wiem co to było. Ten holokron kryje coś oprócz zakazanej wiedzy. Możliwe, że jego twórca związał z nim swojego...khe...ducha...Ale nie ma czasu, musimy go złapać. Wyczuwasz go? Ja chyba nie...

Jennir nie mógł powiedzieć nic przeciwnego. Faktycznie Virgord chyba opuścił skarbiec...

- Chyba mamy problem mistrzu Tremayne.

- Nie ma czasu do stracenia, ruszajmy...


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Dass Jennir
Rycerz Jedi



Dołączył: 14 Mar 2007
Posty: 163
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Taris

 Post Wysłany: Czw 21:44, 05 Kwi 2007    Temat postu:

Jennir upewnił się, że Tremayne może samodzielnie chodzić i dopiero wtedy ruszyli. Biegli korytarzami świątyni poszukując zbiega. W końcu Jennir odezwał się.
- Chyba źle się do tego zabraliśmy Tremaynie.- Dass spojrzał na towarzysza z troską. Po chwili zauważył, że chyba po raz pierwszy od czasu gdy się poznali zwrócił się do młodego jedi bez jakichkolwiek form grzecznościowych. Nie było dość czasu by się nad tym zastanowić.
- Myślę, że Exar Kun zostawił przynajmniej cząstkę swojej osobowości w holokronie. Chłopak jest tylko narzędziem w jego rękach. Holokron wciąż stara się znaleźć kogoś silniejszego, zdecydowanie musimy temu zapobiec. Jeśli znajdziemy Virgorda musimy zastosować trochę inną taktykę.- niebieskooki jedi zmachał rękoma tak jakby chciał się pozbyć nadmiaru materiału z rękawów szaty.
= Chłopak używa takich technik o których nawet nie śniłem. Ale mamy nad nim pewną przewagę. Virgord nie używał miecza świetlnego od wieków, a holokron nie wpłynie na jego umiejętności w takim stopniu, żeby sprostać naszemu doświadczeniu. Przynajmniej mam taką nadzieję.- Jennir spochmurniał jeszcze bardziej, o ile to było jeszcze możliwe w tej sytuacji.
- Musimy stanąć z nim do walki. Tylko w ten sposób wyzyskamy nasze atuty i ocalimy chłopaka. Co o tym myślisz?- blondwłosy jedi spojrzał na młodszego towarzysza wyczekująco. Miał szczerą nadzieję, że Tremayne ma jakiś lepszy i błyskotliwy plan działania. Co prawda nie wydawało mu się możliwe by istniało inne wyjście, ale może jednak?


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Faeton
Game Master



Dołączył: 26 Maj 2006
Posty: 294
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


 Post Wysłany: Wto 16:15, 10 Kwi 2007    Temat postu:

Jedi nie do końca się jeszcze pozbierał i z pewnym trudem odpowiedział:

- Och jestem całym sercem za! Musimy go jednak najpierw dogonić!

Kiedy Tremayne kończył mówić z ciemności odezwał inny głos. Virgord szydził:

- Oooooo tak, właśnie, najpierw musicie mnie znaleźć! Ale, ale! Czy aby na pewno zmarli mogą prowadzić pościg?

W przepastnych lochach rozszedł się głuchy dźwięk jaki mogą wydawać upadające i obijające się o siebie wielkie obiekty...takie jak gigantyczne regały, które właśnie zaczęły się przewracać - jeden po drugim. Obaj Jedi natychmiast wyczuli niebezpieczeństwo. Jennir chwycił ciągle nieco oszołomionego Tremayne'a i pociągnął go za sobą na pasaż wiodący w głąb lochu. Ledwie centymetry uratowały obu mężczyzn od zgniecenia w rumowisku kamiennych płyt. W Hali podniósł się obłok pyłu zmieszanego ze strzępkami zapleśniałego papieru i pergaminu. Kurz wgryzł się w gardła zaskoczonych Jedi. Rumor oddalał się w głąb skarbca, kolejne regały waliły się na posadzkę. Jennir i Tremayne zdołali podnieść się z podłogi i przebić przez chmurę wieloletniego pyłu, kiedy z oddali, z okolic wejścia usłyszeli krzyk pełen rozpaczy:

- Nie! Co robisz! Nieee!

Jedi usłyszeli warczący odgłos miecza świetlnego, po czym nastąpiła cisza...Obaj spojrzeli na siebie, gdyby było choć odrobinę jaśniej z pewnością dostrzegliby niepokój malujący się na swoich twarzach. Choć może raczej przerażenie. Przecież przy wejściu został Torami i jego drugi uczeń...Tym razem pierwszy zareagował Tremayne. Puścił się biegiem w stronę zejścia do krypty. Tuż zanim biegł Jennir. Zanim dopadli miejsca w którym zostawili rannego i jego asystenta, obaj właściwie wiedzieli co się stało. Rzeczywistość idealnie pasowała do ich przeczuć. Widok, który zobaczyli z pewnością nie byli tym, który chcieliby zobaczyć. Obok siebie leżały dwa ciała, którym na skrzyżowanych na piersiach rękach ułożono głowy właścicieli. Jedno ciało należało do Omwati, a drugie do Elomina.

Widząc to Tremayne bezwładnie oparł się o kolumnę i powoli zsunął się do pozycji siedzącej skrywając w rękach głowę. Ta misja zaczynała przypominać prawdziwą klęskę....


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Dass Jennir
Rycerz Jedi



Dołączył: 14 Mar 2007
Posty: 163
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Taris

 Post Wysłany: Wto 17:00, 10 Kwi 2007    Temat postu:

Jennir spojrzał na ciała. Od dawna nie był w takiej sytuacji. Jego członki próbowały odmówić mu posłuszeństwa ale dyscyplina jaką wpajano mu przez lata wzięła górę. Dass podszedł do Tremayne'a i położył mu dłoń na ramieniu.
- Musimy ruszać, oni by tego od nas oczekiwali. Nie możemy dopuścić by zginął ktoś jeszcze. Nie możemy już nikogo zawieść.- jasnowłosy jedi wbił swoje spojrzenie w Tremayne'a i mocniej zacisnął dłoń na jego ramieniu tak jakby chciał go zmusić do wstania tym jednym ruchem.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Faeton
Game Master



Dołączył: 26 Maj 2006
Posty: 294
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


 Post Wysłany: Wto 20:00, 10 Kwi 2007    Temat postu:

- Statek, musimy wyprzedzić Virgorda! Nie może uciec z planety! Inaczej wszystko będzie stracone.

Trudno sobie wyobrazić co może czuć człowiek, który właśnie patrzył na zwłoki zabitego przyjaciela. Tyle jednak, że od Jedi wymaga się znacznie więcej niż od zwykłego człowieka. Złość, rozpacz, gniew - Jedi nie mógł ulec tym uczuciom i Tremayne o tym wiedział. Z szacunkiem spojrzał na Zabitego przyjaciela, z jego oczu biła zimna determinacja.

- Koniec tego. Myślę, że Virgord stracił szansę, którą dostał. Zabijając Jedi popełnił straszliwy błąd.

Obaj Jedi ruszyli labiryntem korytarzy i klatek schodowych ku powierzchni. Mniej więcej w połowie drogi wpadli na grupę techników AgriCorpsu uzbrojonych w blastety. Zaskoczeni ludzi wycelowali w Jedi broń i zaczęli krzyczeć:

- Stójcie! Kim jesteście?! Gdzie jest Torami i jego uczniowie?


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Forum Rise of the Empire RPG Strona Główna » Archiwum Jedi » Holocron
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
Strona 2 z 5

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach




Solaris phpBB theme/template by Jakob Persson
Copyright © Jakob Persson 2003

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group