FAQ Zaloguj
Szukaj Profil
Użytkownicy Grupy
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Rejestracja
Widmo przeszłości
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Następny
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Forum Rise of the Empire RPG Strona Główna » Archiwum Jedi » Widmo przeszłości
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Brasidas
Jaszczur



Dołączył: 30 Lip 2005
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Z Galaktyki

 Post Wysłany: Wto 21:33, 15 Lis 2005    Temat postu:

Kapitan tylko skinął głową Tholmowi i ruszył przed pałac. Po kilku minutach przebiwszy się przez pałacowe komnaty Mistrz Tholme i kapitan Karesh. Przed siedzibą rodową władców Hoeth stał niewielki cztero osobowy speeder. Młody oficer zajął miejsce kierowcy, a Jedi pasażera obok niego. Maszyna ruszyła szybko przed siebie. Mijając bramy wjechała na drogę do znajdującego się niedaleko Hoeth City, które po kilku minutach lotu speeder osiągnął.

Mijając zabudowania miasta, pełnego przechodniów, cichego i spokojnego kapitan Karesh zapytał się Tholme:
- Torlan mieszka na cypelku, po drugiej stronie wyspy, będziemy tam za kilkanaście minut. Ale póki co, to mam pytanie mistrzu Tholme. Hmm…czy wy…znaczy Jedi możecie…zawierać stosu…znaczy się małżeństwa. Czy dozwolone są…związki między Jedi lub…innymi…istotami?

Nagle przed speederem pojawiła się niewielka blokada, jakiś zniszczony pojazd, ale ku zdziwieniu kapitana, koło tarasującego drogę złomu, nie było nikogo. A cały wrak wyglądał, jakby został postawiony niedawno. Kapitan zatrzymał momentalnie speeder by nie zderzyć się z przeszkodą.
- Co to ma…

Tholme wyczuł zagrożenie szybko. Moc niczym pajęczy zmysł powiedział o zbliżającym się niebezpieczeństwie. Na dachu budynku znajdującym się dwa bloki stąd był…snajper gotowy oddać strzał. A od tyłu Mistrz Jedi czuł zbliżające się kolejne formy życia…dużo.


************

Drzwi do pomieszczenia gdzie leżała Faith były otwarte, więc parawan Samuel wszedł spokojnie. Król dopiero po chwili spojrzał na Silverworda, chyba nie był zbyt usatysfakcjonowany odpowiedzią córki i nagłym pojawieniem się drugiego Jedi.
- Mam nadzieję Faith, choć ciężko mi uwierzyć byś była czemukolwiek winna – Twarz króla złagodniała - Teraz powinnaś trochę odpocząć zgodnie z poradą medyków pałacowych, chyba, że czujesz się już na siłach, aczkolwiek byłbym bardziej spokojny gdybyś posłuchała ich rady. Mogę kazać przynieść coś do jedzenia lub picia, ewentualnie coś do rozrywki, zorganizować tu jakieś występy, tańce lub nawet teatr.
Kaylak widać było, że sam nie wiedział momentami, co mówi. Najwidoczniej zasłabnięcie Faith mocniej na niego zadziałało niż można było się tego spodziewać. Starał się zaspokoić każdy kaprys, by tylko być pewnym, że córka czuje niedobrze. Choć ni miał wprawy w wynajdowaniu dobrych powodów zostania w łóżku, zwłaszcza dla Jedi.

Dopiero teraz król jakby zauważył Samuela, ale parawan widział, że tak nie było.
- Ach Jedi Samuel, przepraszam nie zauważyłem. Nie pojechałeś z Mistrzem Tholme? Dość dziwne, ale miło, że sprawdzasz, co u mojej córki. To jak będ…

Nagle drzwi do pomieszczenia szybko się zatrzasnęły, tak samo drzwi na balkon, a okna zasłoniły metalowe okiennice. W pokoju Faith zrobiło się momentalnie niemal całkowicie ciemno. Król klasnął w dłonie, by zapalić światło, jednak nic się nie działo. Dopiero po chwili Jedi usłyszeli dziwny…syk dobiegający z jakiejś kratki. W powietrzu zaczęło się czuć dziwny…zapach…

Razem z pierwszymi kaszlnięciami do świadomości Jedi dotarła straszliwa prawda…


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Samuel Silverword
Spam Lord



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: ZADUPIE

 Post Wysłany: Śro 9:20, 16 Lis 2005    Temat postu:

To...to...to był gaz. TRUJĄCY gaz.
To była ZDRADA! Więc ten zdrajca istniał! Tylko KTO?
Jednak, nie czas na takie przemyślenia...teraz Samuel MUSI coś zrobić, by uratować siebie, króla i Faith...
W powietrzu były szkodliwe pierwiastki. Trzeba się ich pozbyć...
Tylko które?
Wyciągnął ręce przed siebie...wyobraził sobie, że wokół niego lewitują różnokolorowe "kuleczki". Białe-to tlen. Reszty-trzeba się pozbyć...
Skupił się, starająć "wypchać" wszelkie inne pierwiastki z z powietrza.

Wiedział jednak...że sam sobie nie proadzi. Gdyby jego Mistrzowie lepiej go przygotowali, to TERAZ nie musiałby się martwić! Ale niedawno...robił coś podobnego. "Odrywał" kawałki wody. Skoro poszło mu dobrze z wodą, to pójdzie mu dobrze z gazem. Ale gazu nie widzi...a łatwiej mu oddziaływać Mocą na coś, co widzi. Ale w tym wypadku, musi wystarczeć jego wyobraźnia.

-Faith...pomóż...wypchnij wszystko...poza tlenem!
Jak najmniej wdechów, jak najkrócej, by jak najmniej trującego gazu dostało się do płuc...
Miał nadzieje, że ich "strefa czystego powietrza" obejmie jego, króla i Faith. Ale to się uda tylko wtedy, gdy wyczerpana Padawanka mu pomoże...
A i tak wtedy nie będą mogli wyjść. Ale będe mogli pomyśleć, jak wyjść...
Ale to później. Czas się skupić...więc się skupił.
Zaś jego starania podsycał mały płomień nienawiści. O jego obecności...nawet nie wiedział. Ale on tam zawsze był. Czekał, by się ujawnić.
Nienawiść do zdrajcy...


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Faith Sedaya
Padawan



Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 108
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: z tajemnych zakątków galaktyki

 Post Wysłany: Pią 21:44, 18 Lis 2005    Temat postu:

Nagłe - i nie do końca spodziewane - pojawienie się Samuela wyraźnie zbiło Faith z tropu. Usłyszawszy powitalne słowa, jakie padawan Mistrza Tholme'a skierował zarówno do króla jak i do niej, niemal natychmiast zareagowała... gniewem, żalem, wyrzutem - sama nie potrafiła sprezycować uczuć, które zalały ją jak bezlitosna fala. Spuściła brwi i przez chwilę mogło wydawać się, że na jej twarzy zagościł jakiś mrok. I strach... Jej usta zwężyły się, zacieśniły w prostą linię... Trwało to jednak zaledwie ułamek sekundy, gdyż opanowała się błyskawicznie i zaraz też prawie o tym zapomniała, kiedy król znów się do niej zwrócił. Skupiła na nim całą uwagę, bo wciąż czuła się winna i nie chciała dawać mu więcej powodów, które mogłbyby wyłować u niego ten... gniew...
W tym momencie oczy dziewczyny rozszerzyły się jeszcze szerzej, ale nie miała okazji zastanowić się nad tym, kiedy drzwi do komnaty i wszelkie inne możliwe z niej wyjścia zostały nagle zamknięte...! Momentalnie Faith wyostrzyła wszystkie swoje zmysły, jakby to nieoczekiwane zagrożenie przestawiło w jej umyśle jakiś trybik automatycznie uruchamiający w niej odwieczne opanowanie Jedi... Sekundę później usłyszała syk...
Wystarczył moment, by rozejrzała się wokół i zrozumiała, na czym polegała ta pułapka...
Gaz opadał ku dołowi, a to mogło dać im kilka cennych sekund...
- Wasza Wysokość, proszę wejść na łóżko! - krzyknęła, póki jeszcze była w stanie wydobyć z gardła głos, po czym od razu wyskoczyła z pościeli i skupiła się na Mocy - tylko dzięki niej mogła widzieć otoczenie. Wyczuła, co zamierzał Samuel, ale na jego prośbę odpowiedziała tylko:
- Zajmij się królem.
Zakrywszy rękawem usta, minęła go biegiem, kierując się w stronę okien. W ciemności zajaśniało żółte światło jej miecza, którego ostrze bezbłędnie odnalazło panel sterujący zasłonami. Przerwanie kabli powinno zwolnić blokady i wpuścić do środka życiodajny tlen... A jeśli nie... Pozostawała tylko Moc...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Faith Sedaya dnia Sob 12:41, 19 Lis 2005, w całości zmieniany 1 raz
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Samuel Silverword
Spam Lord



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: ZADUPIE

 Post Wysłany: Pią 23:31, 18 Lis 2005    Temat postu:

Cóz miała zamiar uczynić Faith? Tego Samuel nie wiedział. Ale wiedział, że dziewczyna ma zamiar zrobić to, co zamierza. Więc Samuel nie miał zamiaru kontynuować swojego "planu"-bez Padawanki, nie miało to sensu.
No, może nie tak bardzo. Jedną osobe...może osłoni.
A, niestety, Jedi czasem musi poświęcić siebie i swoje zdrowie, by ratować innych.
Król był obok Jeleny, gdy Samuel wszedł...to było łóżko. A im wyżej, tym lepiej. Na łóżku łatwiej będzie mu walczyć...
Ruszył więc, starając się trafić w miejsce, z którego usłyszał niedawno głos Faith, wspierając nieco swe zmysły Mocą. Gdy był już obok Króla, obok tego łózka-wszedł na nie. Zbliżył się jak tylko mógł do Monarchy, który zapewne już wykonywał "rozkaz" Faith.
Ponownie wyciągnął jedną ręke przed siebie, zaś drugą zakrył sobie usta. I znowu podjął się próby "wypchania" trujących pierwiastków...wszystkich, poza tlenem...z otoczenia.
Jednakże, skupił się głównie na Królu-to on był najważniejszy...bez niego, misja nie ma sensu.
Padawan wiedział, że nie ma szans bawić się w filtr zbyt długo.
Miał więc nadzieje, że ta dziewczyna wie co robi. Bo jeśli ich zgubi...
...to będzie przez nią, nie przez niego. Pocieszył się nieco myślą, że kobiety mają ponoć "kobiecą intuicje"
...chociaż to go pocieszało.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Mistrz Tholme
Gość







 Post Wysłany: Sob 12:35, 19 Lis 2005    Temat postu:

Tholme nie miał czasu do namysłu. Nie mógł zastanowic się, co zrobić. Zrozumiał, że tę pułapke musiano długo przygotowywać. Kto wie, może niepotrzebnie zostawił Faith i Samuela w pałacu.
Nie miał cau na rozmyślania, choc przez myśl prszeszło mu, że ktoś z jego dotychczasowych sprzmirzeńców w pałacu, mógł ich zdradzić.
Teraz musiał działać. Na szczęście był mistrzem Jedi. Miał ze soba Moc i na niej mógł polegać.
Wpadł na pomysł już po chwili. Prywołał miecz do dłoni i aktywował go. Zielone ostrze oświetliło obie osoby lecące na speederze, jak i samą maszynę.
-Prosze się trzymac kapitanie i słuchac moich poleceń-powiedział Thome- Maksymalna prędkość. Do oporu.
Plan Tholme'a był prosty. Snajper nie trafi do tak szybkiego celu. Nim Tholme zajmie się za chwilę, poza ty, póki co ma micz świetlny, którym może odbijać jego strzały. Z tyu wyczuwał jakies istoty, prawdopodobnie zwierzęta, możenawet te same, co za pierwszym razem, podcas lądowania. ie da rady z dużą ich grupą. Musiał im uciec. Całą swoją siłę skupiłna tym, aby rozrzucić cały złom, jaki tarasował ich drogę, ewentualnie podrzucić speeder, na którym siedzą tak, aby przeleciał nad przeszkoda i uciekać. Póxniej będzie myślał, co dalej.
Pozostało mu zaufac Mocy i swoim umieętnościom.
-Radzę się trzymać.-dodał jeszcze, pewnym siebie głosem, po czym skupił się na realizacji swoich zamierze.

Teraz czas na moda, który okresli, czy to mi się udało
 Powrót do góry »
Brasidas
Jaszczur



Dołączył: 30 Lip 2005
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Z Galaktyki

 Post Wysłany: Pon 16:09, 21 Lis 2005    Temat postu:

Kapitan nie protestował, skupił się na drodze i słuchając polecenia Tholme przycisnął pedał gazu z całej siły. Maszyna gwałtownie przyspieszyła, stając się bardzo ciężkim celem dla każdego, kto chciałby w nią trafić. Jednak, zarówno Mistrz jak i kapitan nie doceniali snajpera. Pierwsze dwa strzały padły bardzo blisko maszyny, jednak dzięki gotowości Jedi, zostały one błyskawicznej sparowane. Jednak, kolejne strzały, które padały coraz szybciej, mogły już nie zostać odbite, zwłaszcza, że Jedi musiał pomóc kapitanowi ominąć przeszkodę.
Tholme używając telekinezy podbił speeder, którym lecieli, by przelecieć nad przeszkodą.

Kapitan aż wrzasnął z przerażenia, kiedy maszyna przelatywała nad blokadą, a w kierunku speedera, nadal leciały wiązki z broni snajpera. Kilka nawet trafiło, ale resztę Tholme z łatwością odbił. Kiedy snajper spostrzegł manewr kapitana i Jedi, zaprzestał strzelać i zdetonował całą blokadę, próbując w ten sposób zniszczyć speeder. Silny podmuch silnie rzucił maszyna, o mały włos nie zrzucając stojącego Tholme, ale na szczęście snajper spóźnił się z detonacją o sekundy. Mimo gorąca od ognia, który osmalił włosy i twarze Tholme i Karesha, maszyna z wielkim wstrząsem bezpiecznie wylądowała po drugiej stronie barykady,. Kapitan znowu wciskając gaz ruszył pełną prędkością w najbliższą uliczkę. Jednak pościg, jaki wyczuwał Jedi, nada się nie zatrzymywał. Snajper przestał strzelać, ale coś zbliżało się do uciekających, i zbliżało się szybko!

Nie było to życie…nie, na pewno nie takie, jakie atakowało wcześniej… w ogóle nie to nie było życie. Ścigały ich…maszyny, droidy! Po chwili zza resztek blokady wyskoczyły dwa uzbrojone w działka speedery, które rozpoczęły kanonadę chcąc zniszczyć maszynę Tholme i kapitana.

************

Król nie protestował, chyba był już w podobnych sytuacjach, ponieważ wykonywał wszystkie polecenia. Wszedł kaszląc na łóżko i starał się trzymać głowę jak najwyżej, jednocześnie wstrzymując oddech. Samuel dołączyło Kaylaka, próbując stworzyć osłonę przed gazem z mocy, by zabezpieczyć, chociaż życie króla Hoeth. Zamknął oczy samemu wstrzymując oddech. Czuł jak gaz, który do tej pory wciągnął do płuc, pali jego wnętrzności, ale młody padawan odcinał się od tych emocji. Z całych sił starał się skupić. Moc…król…moc…król. Po chwili płynąca przez Samuela moc, zaczęła tworzyć swoista niewidoczną bańkę wokół monarchy. Moc wypychała gaz, zostawiając czyste powietrze, jednocześnie tworząc barierę by żadne szkodliwe substancje znowu dostawały się w obręb bańki.

Młody Jedi nie był wstanie zrobić jej na całą powierzchnię króla, ale skupił się na drogach oddechowych, gaz nie wyglądał, by przenikał przez skórę. Ale mimo to, Samuel czuł jak w zastraszającym tempie traci siły, powoli nogi zaczęły się chwiać…

Tymczasem Faith ruszyła w kierunku panelu i włączając miecz świetlny rozerwała wszystkie kable. Jednak jedyny dźwięk, jaki usłyszał to otwierające się okna za zasłonami. Ani światło, Anie czyste powietrze nie wleciało do pomieszczenia. Natomiast gaz z wentylatorów u góry pomieszczenia nadal był wtłaczany do środka. Gaz był ciężki i od razu opadał na dno, ale powoli parł ku górze pokoju. Padawana czuła również jak płuca zaczynają stawać w płomieniach od niewielkiej tylko ilości gazu, jaki dotychczas wciągnęła.

Panel nie otworzył metalowych pokryw. Oznaczało to, że musiały być sterowane z zewnątrz przez kogoś innego! Kogoś kto chciał śmierci króla i Jedi!. Same pokrywy nie wyglądały na standardowy zestaw okienny w pałacu. Wyglądały na całkiem nowe, możliwe, że założone całkiem niedawno!


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Samuel Silverword
Spam Lord



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: ZADUPIE

 Post Wysłany: Pon 20:36, 21 Lis 2005    Temat postu:

Padawan słaniał się na nogach.
Król był bezpieczny...to ważne.
A Faith coś robiła.
Usłyszał...dźwięk otwierających się okien.
I nic więcej.
...
WIĘC CUDOWNY PLAN FAITH JEDNAK SIĘ NIE POWIÓDŁ! Samuel mówił, by mu pomogła-nie, jej Królewska Mość wolała spróbować czegoś niepewnego! Narażająć siebie samą, Króla i SAMUELA na zagłade! Lekkomyślna dziewczyna...
Przez jej głupotę Samuel może UMRZEĆ.
Ale Samuel NIE MA ZAMIARU UMIERAĆ.
Jest stworzony do większych rzeczy....
NIE UMRZE JAK PIES.
Emocje...uderzyły w niego z pełną siłą. GNIEW do Faith, strach przed ŚMIERCIĄ, nienawiść do ZDRAJCY...
Nie było w jego umyśle miejsca na spokój. Było tylko na GNIEW.
Ale było miejsce na rozsądek.
Ktoś musi tym sterować...i jest zapewne niedaleko.
A jest to pewnie istota żyjąca...być może Marszałek lub Qar.
Samuel więc znajdzie jego umysł...I ZMUSI DO POSŁUSZEŃSTWA.
Król...poszukiwania umysłu tego ścierwa mogą być nieco trudne, jeśli ma zamiar utrzymywać "strefe czystego powietrza" dla jego ekscelencji.
Więc nie będzie tego robił. Niech sobie ten parszywy władca Hoeth pooddycha tym samym co oni. Zaniechał podtrzymywanie "bańki" dla Króla.
Jednak musi zapewnić sobie bezpieczeństwo. A bańka będzie za długo tworzona...
Czytał kiedyś o Jedi, którego chciano zatruć. Co on zrobił?
Użył Mocy, by wprowadził swój układ oddechowy w tryb spowolnionego działania.
Samuel więc postarał się zrobić to samo.
Nawet jak mu się udało...nie dbał o to.
Jego umysł zajeły poszukiwania zdrajcy...użył do tego Mocy-chciał, by jego umysł *opuścił* ciało i ruszył krętymi ścieżkami ku mentalności zdradzieckiej istoty...
Zaś kierowała nim NIENAWIŚĆ, STRACH i GNIEW...
Gdy już znajdzie jego umysł...to *ZMUSI* GO BY ZAPRZESTAŁ SWYCH SZKODLIWYCH DZIAŁAŃ...
A gdy wyjdą z tego cało...
ZDRAJCA ZAPŁACI.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Mistrz Tholme
Gość







 Post Wysłany: Wto 14:43, 22 Lis 2005    Temat postu:

Ranny Tholme, z oparzoną, lecz wciąż sprawną ręką, wskoczył na speedera. Zachowując zimną krew rozkazującym, nieco gniewnym tonem powiedział do kapitana:
=Proszę się schować za speederem kapitanie i zniszczyć tyle robotów, ile się da
Żaden plan nie mógł tu zadziałać. Musiał improwizować. Chwycił mocno, oburącz rękojeść miecza i skoncentrował się. Znajdowali się pomiędzy budynkami. Były tu też jakieś ruiny.
Uśmiechnął się z przekąsem i poszukał ich mocą, po czym uniósł jak najwięej gruzu, po czym cisnął go w nadciągającą grupę.
-Sprawdź, czy maszyna wciąz działa. Jeśli działa, znikaj stąd. Żadnych ale. Jedź!-zeskoczył ze swoopa, po czym pewnym krokiem ruszył naprzód, naprzeciwko niebezpieczeństwu. W głowie świtał mu plan.
 Powrót do góry »
Faith Sedaya
Padawan



Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 108
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: z tajemnych zakątków galaktyki

 Post Wysłany: Śro 18:28, 30 Lis 2005    Temat postu:

Niepowodzenie przy próbie zwolnienia blokady zawładnęło Faith tylko na krótką chwilę - szybko zmieniło się w zaskoczenie faktem, iż zasłony musiały zostać zainstalowane być może nawet kilka godzin wcześniej! Zupełnie zbity z tropu umysł padawanki nie zapomniał jednak podpowiedzieć jej myśli, iż to wszystko bezsprzecznie musiało wiązać się z przybyciem Jedi... i Jeleny... na planetę... To wszystko było więc jej winą - wypadek przy lądowaniu, zagrożenie kapitana, niebezpieczeństwo, przed którym właśnie stali... To, iż naraziła króla... Jej wina, to była jej wina...
W chaosie coraz głośniej krzyczących w jej głowie oskarżeń prawie nie zorientowała się, że jej płuca powoli zaczynały płonąć od wewnątrz żywym ogniem... Lecz gdy dotarło to w końcu do zdruzgotanej dziewczyny, uświadomiła sobie coś jeszcze... Z siłą, której się nie spodziewała, wyczuła bijącą od Samuela falę gniewu...
Za późno było już na inne próby, za późno na szukanie rozwiązania, za późno na wszystko... W powoli gasnących przebłyskach świadomości Faith wysłała do padawana Mistrza Tholme'a falę Mocy, by wspomóc go w czymkolwiek, co próbował zdziałać... I by uspokoić ten gniew, którego dziewczyna tak bardzo się bała...


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Brasidas
Jaszczur



Dołączył: 30 Lip 2005
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Z Galaktyki

 Post Wysłany: Czw 1:13, 01 Gru 2005    Temat postu:

Kapitan słuchał rozkazów Mistrza Tholme, bez narzekania. Chwycił blaster i oddał kilka strzałów, jednocześnie zabierając się za ponowne uruchomienie maszyny. Kuląc siew kokpicie starał się być jak najmniejszym celem, dla nasilającego się ognia z dwóch zbliżających się speederów wroga. Kapitan mimo wszystko nie tracił zimnej krwi, jego strzały były zadziwiająco precyzyjne, i po chwili trzy droidy na pierwszej maszynie bły już stertą bezwartościowego złomu.

Tymczasem Tholme odbijając strzały, które poprostu sypały się w jego stronę, zaczął się koncentrować i wykorzystując telekinezę, podniósł kilka większych i mniejszych kawałków, domu, który został zniszczony przez wybuchy. Zgodnie z wolą Jedi, gróz momentalnie, z wielką prędkością poszybował w kierunku pierwszego speedera, będącego już tylko jakieś 20 metrów od Jedi i kapitana Karesha. Droid prowadzący spostrzegł zbliżające się niebezpieczeństwo i natychmiast wykonał unik, ale to nie był bezmyślny pocisk, ale Moc i Tholme w każdej chwili mógł skorygować lot gruzu. Mimo uników pierwszego speedera, duże kawały kamieni trafiły z wielka siłą w maszynę droidów, niszczycielski efekt był tym większy przez fakt, iż speeder sam miał dość dużą prędkość. Już po pierwszych trafieniach maszyna zaczęła tracić równowagę i kurs, kilka droidów wyleciało na ulicę roztrzaskując się, a sam speeder z pełna prędkością wbiła się w budynek obok drogi. Wszystkie pozostałe droidy znikły w kuli ognia.

Ale to nie był koniec problemów. Druga z maszyn była coraz bliżej, we wnętrzu było 8 mechanicznych droidów ochronnych, ale na szczęście nie był to żaden znany typ Separatystów. Tymczasem kapitan Karesh uruchomił speeder i zgodnie z rozkazem Mistrza Tholme ruszył przed siebie, niknąc szybko w pierwszym lepszym zakręcie. Cóż przynajmniej syn Marszałka był bezpieczny, chociaż brakowało snajpera, który znikł tuż po wysadzeniu blokady.

Jednak Jedi nie miał za dużo czasu do myślenia. Drugi speeder zbliżał się nieubłaganie i strzelał do Tholme ze wszystkiego, co miał: działka, broń ręczna. Po chwili z spod maleńkich skrzydeł maszyny wystrzelono dwie rakiety, które poszybowały w kierunku samotnego i zdawałoby się, nie mającego szans Jedi…

[off] Ok teraz możesz sam opisać jak rozwalasz droidy Wink [/off]

************

Gaz czynił coraz większe spustoszenia w płucach Jedi. Mimo iż starali się nie oddychać, to odrobiny trucizny ciągle przenikały do dróg oddechowych i powodowały coraz silniejsze ataki krwawego kaszlu. Najlepiej trzymał się król, którego Samuel ochronił, bąblem mocy, który uniemożliwiał dostawani się gazu. Jednak utrzymanie tego kosztowało padawana olbrzymie porcje energii, i nie było rozwiązaniem na tragiczna sytuację władcy Hoeth i dwóch młodych Jedi.

Samuel nie panował nad sobą. Gniew, jaki płyną od niego, dawał mu dziwną…siłę. Le jednocześnie powodował szaleństwo. Faith nie widząc i nie mając czasu na inne próby wspomogła, wściekłego i bliskiego ciemnej strony brata, falą mocy.
Powoli jednoczyła się z nim i razem zaczynali szukać kogoś odpowiedzialnego za to, co się działo obecnie w pokoju.

W pałacu wyczuwali sporą liczbę ludzi, większość zajętych codziennymi sprawami i obowiązkami. Od nikogo nie wyczuwali, by wiedział co się obecnie dzieje z ich przywódcą. W końcu po kilku odbiciach serca, padawani sięgnęli marszałka, który był zajęty nad jakimiś papierami, umysł miał pełen obliczeń i statystyk, nie czuć jednak było od niego tego, że jest sprawcą zamachu. Umysły padawanów szukały dalej. Faith czułą jak coraz bardziej jednoczy się z Samuelem i jak wielka nienawiść bije od niego. Złość, nienawiść do niej samej, do zamachowca, który chce pozbawić go życia i…strach, że może mu się to udać.

Kolejne ataki kaszlu pozbawiały Jedi sił i tchu, powoli nogi zaczynały się pod nimi uginać, krew, zaczynała płynąć im z nosa, a na czole był pot od nadnaturalnego wysiłku. Ciemność zaczynała się zbliżać. Ale czy to była śmierć, czy może coś…innego, znacznie, znacznie gorszego. Coś, przed czym od dzieciństwa, jeszcze pod okiem starego mistrza Yody, byli ostrzegani. Coś, co przysięgali zwalczać i nigdy nie przyjąć do swego serca. A teraz było coraz bliżej, bliżej i bliżej….

Nagle! Pojedynczy umysł, jednej istoty ludzkiej! Pełna skrupulatności i wyrachowania, o zimnym i martwym sercu. Umysł miał przepełniany myślami bogactwa i zysków. Wspaniałej świetlanej przyszłości. Spoglądała na monitor, a Jedi wchodząc głębiej i głębiej w umysł istoty, naruszając jej prywatność, zaczynali dostrzegać, nad czym ten człowiek tak skupiał swoją uwagę. Patrzył na monitor przy terminalu, na wizerunek kamery, z pokoju w którym znajdowali się Jedi, i na czas, który szybko i nieubłaganie płynął:
- Jeszcze tylko 15 sekund Jedi, gińcie…

Ból stawał się nie do zniesienia, Jedi już nie stali, ale podtrzymując się rękoma klęczeli i pluli krwią, nadal ze wszystkich sił utrzymując kontakt i próbując sięgnąć umysłu zamachowca, głębiej i głębiej. Samuel z premedytacją, złością i nienawiścią napierał na blokady, jakie napotykał, z premedytacją niszczył każdą z nich, zmuszając człowieka by sięgnął do terminalu i otworzył zasłony i drzwi:
10…9…8…7 – ręka drżąc zbliżała się do przycisku, na twarzy wroga pojawił się pot od oporu jaki stawiał Jedi.
6…5…4 - mrok i złość dawały siłę… siłę, jaką Jedi nie zna i nigdy nie powinien znać, ręka zamachowca tak blisko, tak blisko ocalenia…

Nagle wszystkie zasłony z trzaskiem się otworzyły, a do pomieszczenia wpadło czyste powietrze z kilkunastu okien w pokoju Faith. Silny wiatr, który był niczym bryza, smagał twarz Jedi, którzy nadal kaszląc, zaczynali ugaszać ogień, jaki panował w ich ciałach…


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Mistrz Tholme
Gość







 Post Wysłany: Czw 13:55, 01 Gru 2005    Temat postu:

[off] Skoro mogę Wink [/off]

Tholme skupił się. Wiedział, że sztuczka, którą zamierzał wykonać nie jest łatwa. Wykonywał ją wiele razy, ale zazwyczaj miała zmylić ludzi, nie systemy sterownicze rakiet. Zamknął oczy i skupił w sobie Moc. Dzięki niej, nawet pod powiekami widział zarys tego, co jest na zewnątrz.
"Nie ma mnie tu. Nie istnieję. Nie widzicie mnie. Nie znacie mnie. Zgubiliście mnie, a kapitan jest już daleko. Wasze systemy nie działają."
Przesuwał się wolnym, swobodnym, acz pewnym krokiem, idąc w bok. Po chwili, kiedy wydawało mu się, że udało się zmylić rakiety, skupił się na nich. Chciał skierować je z powrotem w miejsce wylotu, mając nadzieję, że to wystarczy na zniszczenie go.
Mógł tylko czekać na efekty swych prób.
 Powrót do góry »
Samuel Silverword
Spam Lord



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: ZADUPIE

 Post Wysłany: Pią 22:31, 02 Gru 2005    Temat postu:

Udało mu się! Udało! Dzięki jego umiejętnością, udało mu się!
Gdy poczuł smagnięcie silnego wiatru, radował się swym zwycięstwem nad umysłem tego słabego zamachowca-na nic jego sztuczki i opór się zdały przeciw Mocy Jedi!
Choć udało mu się uratować Faith, Króla i samego siebie, wciąż starał się pozostać w umyśle zamachowca. Chciał dowiedzieć się, kim on jest…
Jednakże, gniew który dawał mu siłę…choć sam Samuel tego nie wiedział, myśląc że to wszystko dzięki jego zdolnością…wypalał się. Zastępowała go radość z tego, że uratował się, satysfakcja z tego, że pokonał tego słabego człeka. Strach przed śmiercią zastąpiła radość życia.
Dotarło do niego też, że powinien już opuścić umysł tego człowieka…Jedi nie powinni grzebać w umysłach innych.
Ale teraz…teraz…miał powód. Tak, miał powód. Musiał…musiał poznać jego tożsamość, by zapobiec przyszłym zamachom. Tak, robił to dla dobra innych.
Ale…nie robił tego sam. Pomogła mu…Faith. Więc…więc jednak nie była taka zła. Nie próbowała dalej tych swych różnych…planów. Podjęła słuszną decyzje…pomagając mu. Pomyślał wtedy, że być może…bez niej nie poradziliby sobie. Bo nie zrobił tego sam…ona mu pomogła.
Ale nie mógł mieć umysłu zajętego wątpliwościami. Jeśli chciał zgłębić umysł zamachowca…musiał się skupić.
Skupił się…
Samuel był całkowicie odseparowany od świata. "Nie było" go w pokoju Faith. Był w umyśle zamachowca. Nie wiedział, że właśnie wdycha życiodajny tlen, że klęczy, że z jego radości spływają mu dwie łzy po policzku…radości z tego, że będzie cieszył się życiem.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Faith Sedaya
Padawan



Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 108
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: z tajemnych zakątków galaktyki

 Post Wysłany: Sob 17:14, 03 Gru 2005    Temat postu:

Nagły powiew życiodajnego powietrza ogarnął Faith z taką siłą, że straciła oparcie w ramionach i niemal runęła jak długa na podłogę. Obraz przed jej oczami zrobił się na chwilę cały biały i padawance wydawało się, że było już dla niej za późno, lecz gdy minęło kilka długich sekund poczuła, że oddychała... Chaos i rozdzierający płuca ból nie miał ustać jeszcze przez kilka chwil, ale dziewczyna wiedziała, że nie można było jeszcze tracić czasu.
- Wasza Wysokość! - wydusiła z trudem w stronę stojącego na łóżku króla. - Proszę podejść do okna...
Urwała, nie będąc w stanie zwalczyć ataku kaszlu. Zakryła usta dłonią i kaszlała tak mocno, że bolały ją płuca, a gdy nareszcie udało jej się złapać oddech, na jasnym rękawie jej tuniki pozostał ślad krwi... Dziewczyna jednak nawet na to nie spojrzała - nabrawszy po raz kolejny głębokiego oddechu, ruszyła w miarę stabilnym krokiem w stronę panelu przy drzwiach. Jeśli służby bezpieczeństwa pałacu jescze tu nie dotarły, powinno ich przywołać bezpośrednie wezwanie z pokoju gościnnego... Wcisnąwszy odpowiedni przycisk, Faith odwróciła się w kierunku króla i czekając na straż, zatopiła się w Mocy by jak najszybciej oczyścić płuca króla... jej ojca... ze śmiercionośnej trucizny...
Żyli. Udało im się. Jednak padawanki nie opuszczało wrażenie, że to wcale nie było zwycięstwo. Oboje, bo przecież przyłączyła się do Samuela, skorzystali z pomocy Ciemnej Strony, by się uratować... I nawet, jeśli chodziło tu o życie króla, dla Faith nie było to żadne usprawiedliwienie. Zawiodła... Pozwoliła na to, by dać się ponieść...


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Brasidas
Jaszczur



Dołączył: 30 Lip 2005
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Z Galaktyki

 Post Wysłany: Śro 17:02, 07 Gru 2005    Temat postu:

Faith już nie wspierała moc Samuela w jego, niebezpiecznym stosowaniu mocy. Tym niemniej młody padawan, dalej starał się nie zerwać kontaktu z umysłem zamachowca i wejść głębiej i głębiej. Umysł jest jak otwarta księga, wystarczy sięgnąć i ją otworzyć, a następnie zaczął w niej czytać. Mimo to zamachowiec, zwijając się na podłodze jakiegoś pomieszczenia w spazmach bólu, nie dawała wygraną, ze wszystkich sił wrzeszczał, „Wynoś się bękarcie Jedi, WYNOŚ SIĘ, Z MOJEJ ŁOWY”

Po chwili Samuel końcu pokonując każdy opór, jaki napotykał w umyśle tej istoty, zaczął dostrzegać przebłyski…przebłyski czegoś…Ludzi, ludzi w ciemnych szatach… pomieszczenie z dziwnym kręgiem na ziemi…droidy, z bronią w ręku, armia… Marszałka… Karesha… śmierć… I oczy, czerwone oczy, kogoś mrocznego, niemal tak samo mrocznego, jak siła z której Samuel teraz czerpał siły, i śmiech dziki i szaleńczy śmiech, znajomy śmiech, a może nie?

Tymczasem król wdychał szaleńczo powietrze. Dzięki szybkiej reakcji Jedi był żywy i Faith czułą, że nie zagraża mu już żadne niebezpieczeństwo. Płuca padawanki również coraz szybciej przestawały palić i siły wracały. Do pomieszczenia wbiegło 4 strażników i widząc będącego na kolanach króla wykrzyknęli:
- Królu!! Co wyście mu zrobili czarownicy, stać nie ruszać się, Królu, Królu!!
- W porządź…ku, Jedi życ..ie mi…uratowali. Ktoś w zamku, zamach na…me i mej córki życie zaplanował i niemal mu się udało.

Król powoli podnosił się i patrząc z podzięką w oczy swej spadkobierczyni.
- Jedi mnie uratowali. Szybko…cały pałac mi przeszukać, chcę tego zamachowca żywego!!! Sprowadzić marszałka i sprawdzić cały pokój, chce odpowiedzi na wczoraj!!!

- Tak jest królu.
Dwóch żołnierzy, wybiegło idąc przekazać rozkazy swego władcy, już po chwili w zamku można było wyczuć poruszenie. Tymczasem Kaylak patrząc w oczy córki powiedział:
- Dziękuję cię Faith, dziękuję, tak samo tobie Jedi Sam…
Król patrząc na Samuela, który nadal pogrążony w dziwnej medytacji, zaczynał przybierać dziwny wyraz twarzy, mroczniejszy…

**********

Pocisk, całkowicie zmylony sztuczką, jaką Tholme zastosował, zaczął kierować się w kierunku pojazdu. Kierujące nim droidy szaleńczo próbowały go zestrzelić lub wyminąć. Jednak mając tylko sekundy ta to, nie mieli szans. Cały pojazd zniknął wielkiej kuli ognia, a szczątki maszyny i pasażerów zostały rozrzucone po okolicy. Z napastników nie zostało nic co mogłoby się przydać.

Po chwili Tholme usłyszał jak za jego plecami upadł ciężki obiekt. A może zeskoczył? Dźwięk odbezpieczanej broni i ładowaniu się energii do strzału jednak nie mógł być z niczym innym pomylone, dla tak doświadczonego Jedi. Ale nim Tholme zdążył się obrócić i zmierzyć z nowym niebezpieczeństwem, usłyszał za sobą kolejny dźwięk…

Dźwięk speedera i strzałów, jakie sypały się od niego. Po chwili podmuch wybuchu poruszył szatę Jedi. Tholme mógł ujrzeć hamujący speeder, z kapitanem Karesem w środku, który zatrzymując się w piskiem, strzelał z zawziętością do toczącej się głowy, już dawno dezaktywowanego droida, którego szczątki były przez maszyną. Dopiero, gdy nic nie zostało z napastnika kapitan spojrzał się na Mistrza Jedi i uśmiechnął szeroko.
- Wspaniała robota Mistrzu Tholme. Wspaniała. Już myślałem, że nie zdarzę. Ale poradziłeś sobie wspaniale. Zaraz ktoś powinien przyjechać i posprzątać ten bałagan, jak również zająć się naprawą zniszczeń. Mam nadzieje, że naszymi działaniami nie…doprowadziliśmy do zranienia jakiejś osoby. Tym niemniej to już nie nasza sprawa powinniśmy już jechać. Nie jesteśmy już tu potrzebni.

Na pobojowisku była tylko starta zniszczonych części. Droidy jakie atakowały ze speederów były zwykłymi droidami bojowymi dostępnymi w Hoeth. Kilka z nich sam Tholme widział w pałacu. Z reszty nie było, co zbierać poza może…

Broń o dziwnej, acz znajomej konstrukcji…



Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Samuel Silverword
Spam Lord



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: ZADUPIE

 Post Wysłany: Sob 14:29, 10 Gru 2005    Temat postu:

Samuel….był coraz głębiej. Coraz mocniej wbijał się do umysłu tej istoty…wszystko po to, by zapewnić im bezpieczeństwo…tak to sobie przynajmniej tłumaczył.
Jego umiejętności, tak starannie przez niego pielęgnowane, pozwoliły mu na złamanie każdego oporu, jaki napotkał. Umysł tego głupca nie był dla wyszkolonego Jedi wyzwaniem…nie z jego Mocą i umiejętnościami.
Te…przebłyski. Samuel…pewnie wdarł się do pamięci istoty…
Zdrajca pewnie zadawał się z Separatystami…musiał wiedzieć więcej…
Wtedy dotarło do niego, co robił temu "komuś".
Zadawał mu…ból! Niepotrzebny ból! Zrobił, co musiał-nie musiał robić już nic więcej…jego "obowiązek" skończył się w momencie, gdy uratował 3 istnienia! Teraz już nie musiał…
…ale dzięki temu mógł dowiedzieć się, co szykuje zdrajca i uratować wiele innych istnień. Ale Jedi nie popierają takich…praktyk. Ponoć prowadzą do Ciemnej Strony. Ale Samuel zawsze uważał, że wcale nie muszą. Wystarczy tylko odpowiednio z nich korzystać…lepiej kogoś zmusić, by odłożył broń, niż z nim walczyć. Nawet, jeśli w tym celu całkowicie pozbawi się oponenta wolnej woli…ale czy to było dobre? Szczególnie wtedy, gdy przy okazji zadawało się "ofierze" ból? A Jedi…właśnie to teraz robił! By zdobyć informacje, wdarł się do umysłu zdrajcy, niszczył wszelkie mentalne bariery, jakie "napotkał w jego głowie"…i zadawał mu przy tym ból. Mógł go doprowadzić do szaleństwa…nie chce tego!
Ale….coś innego było najgorsze.
Pewnemu aspektowi Samuela…ta władza nad wolą tej istoty….dawała przyjemność.
To....zdumiało młodzieńca. Nigdy się tak nieczuł…a może zawsze? Manipulowanie rzeczywistością przy pomocy Mocy zawsze go…interesowało. Fascynowało. Dlatego cały swój trening zawsze skupiał na Mocy, szczególnie na tym aspekcie, no i na tak zwanej "dyplomacji"…może to zawsze w nim było?
Ale nie miał teraz czasu na rozmyślania…nie chciał zadawać już temu komuś więcej bólu. Jego gniew na zamachowca…przerodził się w litość. Biedne stworzenie…zapewne zwiedzione obietnicami bogactwa-tak wynikało z jego odczuć…których Samuel nie miał prawa znać.
Zmniejszył siłę swych ataków…chciał tylko wiedzieć, kim jest ten ktoś. Nic więcej go nie interesowało. Podjął jeszcze jedną próbę dowiedzenia się tego, któż to jest…
…po czym, niezależnie od wyniku, powrócił "do swojego ciała".

Był na powrót w komnacie Faith…
Usiadł na łóżku, na którym wciąż się znajdował. Rozejrzał się nieco jeszcze nieprzytomnym wzrokiem po komnacie-tak, to była ona…była też Faith, był też król, było też 2 strażników…
W pałacu wyczuł wielkie poruszenie. Zapewne poszukują teraz zdrajcy…
Samuel szybko się zorientował, że ojciec młodej Jedi patrzy się na niego. Samuel uśmiechnął się tylko słabo, jakby nieco przepraszająco.
-Witaj, królu…mam nadzieje, że nic się nie stało?
Wstał, nieco niepewnie. Powolnym krokiem skierował się pod najbliższą ścianę, o którą się oparł. Tyle myśli…
A jedną z najgorszych było to, że jego przypuszczenia się sprawdzają. Jego obawy.

Miał wobec tego wszystkiego złe przeczucia...


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Mistrz Tholme
Gość







 Post Wysłany: Sob 20:51, 10 Gru 2005    Temat postu:

Tholme z satysfakcja ukryta pod postacią leniwego uśmiechu patrzył na pobojowisko, które sam urządził.
Było blisko, aby padł na polu bitwy, ale nie teraz. Niebyło jeszcze jego pory na zjednoczenie się z Mocą. Póki co, mógł zając sie sprawami bierzącymi.
Wyczuwał, że z podległymi mu padawanami coś jest nie tak. Byli daleko, mimo to jednak czuł więx Mocyz nimi. Póki co zdawało się,że cokolwik ich spotkało, to żyją i mają się dobrze.
Póki co musza sobie jszcze radziś sami.
Tholme podszedł dodziwnego blastera. Wydawało mu się, że gdzieś już widział ten typ broni. Podrapał się po brodzie i podniósł tę broń, po czym podszedł do kaitana.
-Proszę spojrzec, kapitanie. Czy wie pan co to jest?-spytał, wręczając broń kapitanowi i siadając na tyle speedra. Ton głosu Tholme'a sugerował, że on wie, co to jest. Mimo to nie czekał na odpowiedź kapitana-To broń separatystów, a to oznacza, że ktokolwiek nasłał na nas te droidy, musi być z nimi wkontakcie. w związku z tym pojawia się możliwość, że król jest obecnie w niebezpieczeństwie. Deczyję o kontynuowaniu naszej podróży, lub powrocie, pozostawiam panu
 Powrót do góry »
Faith Sedaya
Padawan



Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 108
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: z tajemnych zakątków galaktyki

 Post Wysłany: Czw 20:03, 15 Gru 2005    Temat postu:

Faith pozwoliła sobie na głęboki oddech ulgi dopiero w momencie, kiedy do komnaty wbiegło cztertech strażników pałacowych, jednak nie przewidziała, że na widok króla wykaszlującego z płuc resztki śmiercionośnego gazu mężczyźni zwrócą się przeciwko niej i Samuelowi. Być może był to wynik skonentrowania większości myśli na tym, czego dopuściła się pomagając padawanowi - ten fakt wciąż powracał do umysłu dziewczyny, i nie była w stanie o tym zapomnieć...
Odruchowo cofnęła się, kiedy do środka wpadli strażnicy, jakby bariery trzymające na wodzy uczucia zostały znacznie osłabione, ale szybka reakcja króla postawiła ją na nogi. Wyprostowała się, upewniając się jeszcze, że mężczyźni pójdą wykonać rozkaz, i dopiero wtedy, kiedy zniknęli za drzwiami, spojrzała na Samuela. Wciąż skupiony był na... Ciemnej Stronie. Gołym okiem widać było, jak bardzo zagłębiał się w mrok, lecz nawet, gdy spróbowała mu pomóc, przywrócić jasności, nie była w stanie przebić się przez szalejący w padawanie gniew... Stała więc, szeroko otwartymi oczami patrząc na jego mroczną postać i w niepewności - i gotowości - czekając na jego przebudzenie...
Nie ruszyła się prawie, kiedy otworzył w końcu oczy. Świdrowała go wzrokiem i nawet nie starała skrywać się z tym, że szukała u niego śladów świadczących o zwróceniu się ku Ciemnej Stronie. Na pierwszy rzut oka nie sprawiał takiego wrażenia, lecz Faith nie czuła się przekonana nawet wtedy, kiedy usłyszała jego cichy i przepraszający głos. Popatrzyła jeszcze, jak podszedł do ściany - i w tym momencie postanowiła zostawić go samego. Wyczuwała, że czuł się winny i liczyła na to, że sam dojdzie z sobą do porozumienia. A pamietając, jak silny był jego gniew, który na nią skierował, uznała, że lepiej było, jeśli nie będzie teraz mu... przeszkadzać... Zamiast tego odezwała się do króla:
- Wasza Wysokość, proszę udać się do skrzydła szpitalnego. Nie wiadomo, czym był ten gaz ani jaki tak naprawdę mógł mieć efekt, dlatego lepiej będzie, jeśli wszyscy poddamy się kontrolnym badaniom. Samuel i ja dołączymy za parę minut.
Spojrzała... ojcu... w oczy. Wyraźnie widać w nich było, że nie ustąpi, dopóki władca Hoeth jej nie posłucha.
- I jeszcze jedno - zawahała się, chcąc upewnić się, że dobrze robiła wyjawiając tę informację. Resztę powiedziała szeptem, tylko do uszu króla. - Zasłony, które przysłoniły okna, zostały zamontowane naprawdopodobnie dzisiaj. Czy jest jakiś sposób, byśmy mogli przejrzeć zapisy z kamer, jeśli takie znajdują się w tym pomieszczeniu?
Odczekawszy na odpowiedź króla, bez słów odwróciła się do Samuela. I stała po prostu, czekając, aż będzie gotów udać się na poszukiwania zamachowca.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Brasidas
Jaszczur



Dołączył: 30 Lip 2005
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Z Galaktyki

 Post Wysłany: Pią 20:08, 23 Gru 2005    Temat postu:

Kapitan Karesh spojrzała broń niezbyt zaciekawiony. Przyjrzał się jej i szybko odpowiedział:
- Nie sądzę Mistrzu Tholme. Separatyście? Co mieliby tu robić. Plus może i ta broń jest przez nich produkowana, ale każdy może ją zakupić wiec bym się tym nie przejmował. Ponadto Pyzatym to tylko broń, droidy były zwykłe, zapewniam ciebie Mistrzu, że to tylko złudzenie, iż Separatyści są na Hoeth, tu nie ma wojny, chyba, ze jak mówią ludzie, pozaświatowy przywiozą ja ze sobą.

Kapitan szybkim ruchem wskoczył do speedera, Jedi za nim. Karesh ruszył maszynę, która miała tylko kilka widocznych znaków walki, skierował powrotem w kierunku pałacu.
- Polecimy powrotem, słyszałem w komunikatorze, że w pałacu jest alarm, boję się, że coś mogło się zdarzyć. Pyzatym Torlan może poczekać, ten starzec niegdzie się nie wybiera. A jeżeli pytać się mnie to dość niecelny strzał. Ale to wy Mistrzu jesteście Jedi i nie będę się mieszał w wasze śledztwo, oczywiście jeżeli nie będzie wykraczać poza dostępne normy.

Karesh kierował speeder pewnie i szybko dolatując powrotem do pałacu. Cała nieudana wyprawa do Torlana zajęła niecałą godzinę, a przez ten czas wiele się wydarzyło. Gdy tylko Tholme i kapitan wysiedli, podeszło do nich sześciu strażników, uzbrojonych w ciężkie pancerze i karabiny blasterowe, które natychmiast wycelowali w kierunku członka Zakonu:
- Na rozkaz doradcy Qar’a Vistrun’a jesteś Jedi aresztowany. Poddaj się i oddaj broń, a nie zostaniesz zraniony. Jeżeli będziesz stawiać opór to użyjemy siły!

- Co to ma znaczyć żołnierzu! Co Qar sobie wyobraża, nie może wydawać rozkazów!
- Przykro mi kapitanie, ale był zamach na króla, Obecnie jest on w ciężkim stanie w medycznym, może nie przeżyć dzisiejszego dnia. Zgodnie z panującym prawem doradca Qar przejął rządy na Hoeth! I kazał aresztować wszystkich Jedi, jako osoby podejrzane o próby dokonania zamachu na króla! Poddaj się Jedi!

**************

Starania Samuela sczezły na niczym. Jednak bez pomocy Faith, umysł i umiejętności Silverword nie były wstanie dotrzeć do informacji, jakiej pożądał padawan. Oczy pozostałych pozostałego w pokoju króla i jego córki spoczywały na Samuelu, który dopiero teraz odczuł efekty ogromnego wysiłku, jaki on i Faith włożyli w ratunek monarchy. Ale nie tylko zmęczenie dało o sobie znać, mrok jaki każda żywa istota ma w sobie, w końcu znalazł krótkie ujście w sercu Samuela, czy na długo?
- Dobrze, dziękuję Jedi Samuelu, <khe, khe> choć jestem dość, osłabiony. I faktycznie masz racje moja córko, powinniśmy udać się na badania. Kto wie co jest jeszcze w naszych ciałach. <khe, khe, khe> Tak są tu kam..ery córko, Varsh was tam zaprowadzi.

Kaylak nie protestował na słowa Faith, iż Jedi dołączą dopiero za parę minut. Pozwolił, by jeden ze strażników pomógł podnieść się i zaczął go prowadzić w kierunku medycznego. Tymczasem drugi strażnik patrząc nadal nieufnie na Jedi, powiedział drwiącym głosem:

- Chodźcie za mną czarownicy, zaprowadzę was do pomieszczenia kontrolnego pałacu. Tam mamy dane ze wszystkich kamer. Cały kompleks jest nagrywany, między innymi ten pokój. Tutaj chyba są zainstalowane nawet dodatkowe zabezpieczenia, na polecenie… - strażnik chyba uznał ze mówi za dużo, więc odrząkując odwrócił się i ruszył przed siebie.

Po kilku chwilach Jedi w milczeniu doszli na wyższy poziom pałacu, do pomieszczenia kontrolnego. Był to dość sporej wielkości pokoj, pełny najnowocześniejszego(no prawie najnowocześniejszego) sprzętu monitorującego. Pomieszczenie pełne było różnych terminali i obsługujących ich ludzi. Vash podszedł do jednego ze strażników o wyższej randze i wymienił z nim kilka cichych uwag. Po chwili odszedł, a przełożony podszedł do Jedi.

- Jestem Porucznik Morgast. Proszę tedy tam jest wolny terminal, będziecie mogli przejrzeć dane, jakie chcecie. Choć nie wiem czy będziecie chcieli to zrobić. Mam…złe…tragiczne wiadomości. Przed chwilą dostaliśmy wiadomość od doradcy Vistruna.
W mieście nastąpił…zamach. Kapitan Karesh, syn marszałka i obcoświatowiec, wasz towarzysz Jedi, zostali zaatakowani przez grupkę droidów i innych niezidentyfikowanych napastników. Stworzono blokadę na drodze, zaminowaną blokadę, najeżoną snajperami na dachach i droidami bojowymi w speederach. Mimo bohaterskiej obrony…kapitanowi i Jedi się nie…się nie udało. Oboje…nieżyją…przykro mi Jedi. Naprawdę… mi przykro.

Porucznik nie żywił specjalnnie przyjemnych uczuć względem Faith i Samuela, ale bez wątpienia mówił prawdę. Nie można było wyczuć od niego choćby krzty fałszu.
- Wiem, że jesteście również śledczymi i doradca Vistrun zaproponował, byście pojechali obejrzeć miejsce. Nasi ludzie już tam są, ale jeżeli wy chcecie, to speeder czeka na tylnym lądowisku. Wiem…że to …tragiczna wiadomość dlatego…zrozumiem, jeżeli odmówicie. Naprawdę mi…przykro.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Mistrz Tholme
Gość







 Post Wysłany: Sob 0:23, 24 Gru 2005    Temat postu:

Tholme stał z kamienną twarzą, rozważając alternatywę, przed którą stanął. Zamach na króla. Ciekawił go niezmiernie jego przebieg, miał ochote porozmawiac o nim z Faith, Samuelem....niepotrzebie wystawił ich na nibezpieczestwo.
Cholera, czemu wszystko idzie nie po naszej myśli?
Jedi zostali aresztowai. Król tez. Dla Tholme'a powoli stawało się jasne, kto stał za całą intrygą. Teraz zas w majestacie prawa przejmie władzę, oskarży Jedi o zamach, a następnie sprowadzi Separatystów.
Tholme był pewien, że to musi być kolejna polityczna zagrywka Dooku, który w ten sposób chce prekabacić na swoją stronę kolejne planety i odciąc Republikę od syntciał.
Nie mógł do tego dopuścić, a żeby nie dopuścić, to musiał uciec.
-Obawiam się panowie, że nie mogę z wami współpracować-powiedział Tholme. Za pomocą Mocy przyciągnął rękojeść miecza do swej dłoni, jednak stażnicy nie widzieli tego, gdyż trzymał ręce z tyłu.
-Jesli jest pan lojalny wobec króla, kapitanie, proszę staąc po mojej stronie.
Słowa sugerowały, że Tholme chce przeciwstawić się oporowi. Mial andzieję, że straznicy nie pojma aluzji za szybko.
Tholme chciał wywrzec presję na kapitanie. Jego zdrady także nie mógł wykluczyć, a wycieczka do starca mogła być tylko pretekstem, aby go odciągnąc od pola politycznej intrygi.
Tholme użył Mocy, aby stworzyć fale kinetyczną na tyle poteżną, aby odrzuciła strazników na co najmniej dziesięc metrów.
Jesli mi się uda, ucieknę.
 Powrót do góry »
Samuel Silverword
Spam Lord



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: ZADUPIE

 Post Wysłany: Śro 20:49, 28 Gru 2005    Temat postu:

Samuel był zmęczony, zaś w jego głowie panował chaos. Na szczęście, powoli go opanowywał…bez słowa ruszył za strażnikami, do kamer. Podczas drogi wpatrywał się w podłogę. Nie dane było mu poznanie tożsamości zamachowca…ale ile osób posiadało odpowiednie wpływy? Zapewne, Marszałek i Qar. A Marszałek był chyba niewinny…zaś Qar był nieprzychylnie nastawiony do Jedi od początku. Ale na razie Samuel nie podejmie żadnych kroków…musi zaczekać na Mistrza…gdyż ten zakazał mu podejmowania jakichkolwiek kroków, czyż nie?
Gdy Jedi znaleźli się w pomieszczeniu monitorującym, Samuel rozejrzał się. Jak widać, mają całkiem dobry sprzęt. I to właśnie ten sprzęt pomoże im w rozwiązaniu zagadki…nie wiedzieć czemu, Samuela jednak naszła myśl, że ktoś mógł skasować potrzebny im zapis…
Naglę, podszedł do nich inny wojskowy. Który przekazał im wiadomość.
Wstrząsającą wiadomość.
Samuel, po usłyszeniu tych słów, wziął głęboki wdech, po czym zamknął oczy…
To nie mogła być prawda! Taki Jedi…nie mógł tak łatwo zginąć…nie możliwe, Samuel w to…
Nie ma emocji. Jest spokój.
Samuel musi spojrzeć na to inaczej. Nie kierując się odczuciami, tylko faktami. I przeanalizować te wydarzenia…na zimno.
Nie ma ignorancji. Jest wiedza.
Samuel musi dowiedzieć się o tych wydarzeniach jak najwięcej, by podjąć…słuszną decyzje. Nie może zareagować pod wpływem impulsu…
Ale…śmierć Mistrza…
Nie ma śmierci. Jest Moc.
„Śmierć naturalną częścią życia jest”, zwykł Mistrz Yoda mawiać.
Ale…coś tu padawanowi nie pasowało. Czy nie odczułby tego, że Mistrz zginął? W końcu, z tego co wiedział, śmierć Mistrzów niesie z sobą zaburzenia w Mocy…ale cóż, mógł to być skoordynowany atak. Więc może „fala” była wyczuwalna wtedy, gdy walczyli o życie…
Zaraz. Zaraz. Czy tym, kto przekazał wiadomość o tragicznym ataku nie był nikt inny, jak QAR VISTRUM?
Ten Qar, który nie dażył Jedi „zbytnią sympatią”?
Ten Qar, który miał odpowiednią władze, by przyszykować zamach na Króla?
Jedi wiedział, że ktoś spiskuje z Konfederacją Niepodległych Systemów. Dlaczego to nie właśnie Vistrum miałby być? Być może, to właśnie on przygotował zamach na Króla i Jedi…a Samuel nie ma zamiaru wchodzić w paszcze lwa. Miał nadzieje…
Otworzył oczy, z kamienną twarzą spojrzał na żołnierza. Zimnym głosem powiedział
- Nie wiem jak księżniczka, ale ja nie mam zamiaru nigdzie się udawać, drogi poruczniku. Za to, bardzo uradowałbym się, gdyby Marszałek zaszczycił nas swoją obecnością. To bardzo ważne, poruczniku…być może zależy od tego życie Króla, ba, bezpieczeństwo Hoeth…rozumiesz, poruczniku, co mam na myśli?
…miał nadzieje, że Marszałek zrozumie Jedi. I że uda im się pozbyć spiskowców z Hoth.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Forum Rise of the Empire RPG Strona Główna » Archiwum Jedi » Widmo przeszłości
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Następny
Strona 6 z 9

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach




Solaris phpBB theme/template by Jakob Persson
Copyright © Jakob Persson 2003

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group