FAQ Zaloguj
Szukaj Profil
Użytkownicy Grupy
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Rejestracja
Widmo przeszłości
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Następny
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Forum Rise of the Empire RPG Strona Główna » Archiwum Jedi » Widmo przeszłości
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Brasidas
Jaszczur



Dołączył: 30 Lip 2005
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Z Galaktyki

 Post Wysłany: Pią 18:33, 31 Mar 2006    Temat postu:

Wieczór szybko przeistaczał się w noc. Smauel wędrował ulicami Hoeth City, ubrany w typowe tubylcze stroje. Były one lekkie i przewiewne. Proste koszule i spodnie z różnokolorowymi togami. Bardzo to przypominało styl Onderonski, ale bardziej orientalny. Toga był tylko dla ozdoby przymocowana a nie zawiązana, zrobiona z lekkiego materiału nie blokowała ruchów. Większość ludzi w Hoeth ubierało się w ten sposób, choć też była duża grupa osobników, noszących modne galaktyczne stroje.

Ulice pustoszały powoli. Ale nadal były wystarczająco zatłoczone by można było się spokojnie ukryć mimo iż na wielu holograficznych bilbordach widać był twarze dwójki Jedi. Samul miał szczęście że jego jeszcze tam nie było i jeżeli wszystko będzie jak należy nigdy nie powinien się tam w ogóle znaleźć. Moc tymczasem kierowała padawana nizanymi mu ścieżkami. Dochodziła 21, wczesna godzina, ale… zadziwiająco z każdą minutą ludzie znikali z ulic. Przechodząc obok jednego ze sklepów na holograficznym wyświetlaczu za szybą widać było i słychać speekerkę, podające kolejne wiadomości:

„Król potwierdza śmierć Doradcy Qara. To stawia monarchię w ciężkiej sytuacji. Torlan jest byłym wrogiem Króla Kaylaka i rebeliantem, obecnie w ciężkim stanie psychicznym. Jedyną osobą posiadająca Tlaent i siłę by przejąć stanowisko Doradcy, jest syn Marszałka Karesha. To jednak stoi w sprzeczności z kilkoma prawami Hoeth, na czele z zakazem piastowanie roli Marszałka i Doradcy osób o tym samym nazwisku. Dlatego Marszałek postanowił zrezygnować ze stanowiska. Jego syn przejmie oficjalnie stanowisko o 22.30 czasu lokalnego.”

- Wszystko zaczyna być bardziej przejrzyste padawanie. Widzę że udało ci się wydostać z pałacu. Dobrze, zjednoczeni w tej chwili musimy być. Gdzie Faith?


***********

Tymczasem Faith ubrana w inne już ubranie przemierzała ulicami Hoethj w zupełnie innym miejscu. Kierowała się do kosmoportu, który jak mówił kapitan Karesh był silnie strzeżony. Ale czym jest ochrona da Jedi?
Padawanka przekradała się między ochroną, biegła, kryła się w ciemności, była duchem, którego nikt nie mógł zobaczyć. Syn marszałka dokładnie nie precyzował gdzie był, jednak pchana intuicją, a raczej Mocą, Faith doszła do dużego lądowiska, na którym stał statek, był to frachtowiec typu YT-1000, znany i lubiany przez szmuglerów i piratów, ale też zwykłych dostawców. Wnętrze do hangaru było otwarte, nim Jelena postąpiła krok naprzód w umyśle dobiegł do niej impuls. Zaburzenie w mocy, wysłane przez Samuela, nie było to jednak zaburzenie złe. W mocy czuć było radość padawana, który… odnalazł mistrza. Niczym mały płomyk potężny Jedi stał się widoczny, jak nigdy przedtem, aczkolwiek można było się domyśleć, że nie było to zdarzenie przypadkowe.

Podchodząc do wejścia do statku, można było dostrzec wnętrze. Było puste, nie widać było żadnych skrzyń, materiałów, tylko wolną przestrzeń, z wieloma rurami i innymi mechanizmami rodzimymi dla okrętu. Dalej było wejście do wnętrza okrętu. Faith stała jeszcze kawałek przed samym trapem, schowana za jakimiś skrzyniami bacznie obserwując wnętrze. Moc dawała niejasne odczucia względem tego okrętu. Jedno było pewne, był tam ktoś kto był wrażliwy na Moc, umiał tą sztukę skrywać albo umyślnie, albo sam nie zdawał sobie z wiedzy o swym talencie, ponieważ wrażenie było bardzo słabe, niemal tak słabe jak u Tholme, który był szkolony w maskowaniu swojej obecności.
Nagle z wnętrza wybiegło kilku ludzi, zatrzymali się w hangarze i wymierzyli bronie nie w padawankę, acz nie wymierzyli w Faith tylko w człowieka, którego wypchnięto z wnętrza okrętu, był nim … kapitan Karesh.

- Poddaj się Jedi, wiemy że tam jesteś!


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Samuel Silverword
Spam Lord



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: ZADUPIE

 Post Wysłany: Śro 21:46, 05 Kwi 2006    Temat postu:

Wśród tysięcy istnień, przemierzających ulice miasta, znajdował się jeden byt, pozronie nieróżniący się od innych.

Pozornie.

Samuel szedł tam, gdzie wzywała go Moc-kierował się szóstym zmysłem, przeczuciem, wolą Mocy...niezależnie od nazwy, kierowało nim coś, co było niedostępne innym śmiertelnikom, coś, co czyniło go potężniejszym i lepszym od szarego mieszkańca Hoeth.
I po prawdzie, tylko to młodego Silverword'a odróżniało od normalnego Hoethańczyka.
Przyjrzał się postawie, sposobowi chodzenia, wszystkiemu temu, co sprawiało, iż zachowanie człowieka było tutaj normalne i sprawiało, iż łatwo było stopić się z tłumem. A że Samuel był pojętny i miał talent do sztuki aktorskiej, kłamania, naśladowania...jak zwał, tak zwał, szybko z owym tłumem się stopił.
Tak więc prawie-że-mieszkaniec-Hoeth szedł, tam, gdzie iść miał, rozmyślając.
Ten cały tłum wokół niego...ci wszyscy zabiegani ludzie, byli niczym dzieci, niczym ślepcy, potykający się w ciemnościach-tak bardzo zabiegani, tak wszystko planujący, tak pewni tego, że mają wszystko pod kontrolą...
Tak pogrążeni w błędzie.
Byli ślepi-nie władali Mocą. Byli ślepi na wszystko wokół nich-niedostrzegali tak wielu rzeczy, a byli tak pewni swego...
Oni byli ślepi. Samuel nie był.
On miał ten dar...nie błądził w ciemności-nie, on ją rozjaśniał, zmieniał, panował nad nią...był nietylko jej elementem-był świadomy.
A bycie czegoś świadomym sprawia, iż można wpływać na to, czego inni nie mają nawet możliwości dostrzec, choćby niewiadomo jak się starali.
Dlaczego więc Samuel...znaczy się, Jedi, nie ma być latarnią dla ślepców? Czymś, co przyciągnie ich do siebie, da oparcie, sprawi, iż ich droga nie będzie pogrążona w mroku, lecz pogrążona w blasku bijącym od owej latarni?
Dlaczego świadomy nie może poprowadzić nieświadomych, będąc świadomym tego, co dla nich dobre?
Dlaczego nie sprawić, by żyli w pokoju i szczęściu, nawet jeśli początkowo będzie im się zdawać, że robimy im na złość, czynimy zło? Przecież robiłoby się to dla nich, by nie mogli popełniać głupstw...ktoś ślepy przecież nie może rozróżnić między swoim PRAWDZIWYM dobrem a dobrem wyimaginowanym, które sobie niby zapewnia?
Dlaczego nie?
Dlatego, że Rada tak nie chce...
Ale dlaczego tego nie chce?
Nikt mu tej odpowiedzi, PRAWDZIEJ i niesplamionej FAŁSZEM i PROPAGANDĄ, nieudzieli. Taka przykra prawda...
A jeśli ktoś by spróbował, skończyłby jako zdrajca, zło i...
Zaraz zaraz, czy przypadkiem nawet TERAZ ktoś tego nie próbuje?
Czy przypadkiem ten ktoś nieuzależnił od Rady?
I czy przypadkiem ten ktoś nie jest teraz przez Radę pokazywany jako zło wcielone, uosobienie Ciemnej Strony, Zdrajca?
Czy jednak Hrabia Dooku taki jest naprawdę?
Tego Samuel nie wie...nie widział go na oczy, nie rozmawiał z nim, a wszelkie informacje, które do jego uszu dochodziły, były wypaczone...
A to zachwytem Mistrza, a to propagandą Rady, a to jeszcze czymś innym.
Jedyna informacja pewna to taka, którą sam, bezpośrednio, by zdobył.
Ale nie ma niestety takiej możliwości...
Bo raczej na herbatkę z Ithoriańskich Pokrzyw do Dooku nie pójdzie. To prędzej do jego Mistrza, a raczej-dawnego Mistrza.

Przemyślenia Samuela o około godzinie 21 czasu lokalnego przerwał głos spikerki, oznajmiających ciekawą informację...
Zapewne "Talent" to była wrażliwość na Moc. Cóż, to Kapitan się znalazł...?
I to chyba nie tylko on.

Młody Jedi obrócił się błyskawicznie na dźwięk głosu starego Jedi, szybko lokalizując jego źródło, czyli starego Jedi.
Jedi, który był odziany w najmniej w tym momencie odpowiedni strój-strój Jedi.
Ale Tholme'owi, istnemu kamelenowi, coś tak błahego jak zmiana stroju nie była potrzebna...i bez tego wtopi się w tłum. Jest poprostu Mistrzem.
A czy Mistrzowi potrzeba czegoś takiego?
- Faith pojechała obejrzeć miejsce wypadku w którym ten cały Jedi Tholme zginął, ale pewnie jej wyprawa nieco zmieniła cel i gdzieś się pewnie szlaja...a ten Jedi Tholme pewnie odnalazł by ją Mocą, prawda?
Ten Tholme...Tholme, morderca Doradcy! Ciekawe, jak i CZY to zrobił, niezywkle ciekawe, prawda? Ciekawe, czy ten Jedi okazał się mordercą...

Samuel wyczekująca patrzył na Tholme'a, widać w jego postawie było, iż jedynie prawdziwa odpowiedź go zadowoli.
Dzisiaj tyle pytań sobie zadał...i pewnie na żadne z nich nigdy Jedi mu nie odpowiedza.
Niech chociaż na jedno pytanie otrzyma odpowiedź, bez fałszu i ugładzania...


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Brasidas
Jaszczur



Dołączył: 30 Lip 2005
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Z Galaktyki

 Post Wysłany: Nie 22:09, 16 Kwi 2006    Temat postu:

Tholme spojrzał badawczo na swojego padawana, bez wątpienia wyczuwał… narastającą frustrację i wrogość Samuela. Jednak nie był to najbardziej odpowiedni czas na zajmowanie się takimi sprawami. Dlatego Mistrz Jedi puścił mimo uszu niezbyt miłe uwagi młodzieńca na temat swej towarzyszki i … przyjaciółki? Wzrok Tholme powiódł znowu na wiadomości wyświetlane przez projektory.

- Widzę, że nadal mnie skażają o morderstwo Qara. Cóż będziemy musieli się tym zająć później. Teraz czuję jak moc zaczyna wirować i duże zmiany nadchodzą. Musimy się pośpieszyć nim stanie się coś czego pragniemy uniknąć. Powiedz mi dokładnie czego się dowiedziałeś w pałacu podczas mej nieobecności. Jednocześnie ruszysz za mną musimy udać się w jedno miejsce. Tam gdzie próbowaliśmy kilka razy a nigdy nie wyszło do Torlana, musimy mieć kilka konkretnych informacji.

Dopiero teraz padawan mógł zauważyć ranę postrzałową z blastera, którą skrzętnie ukrywał Tholme. Jednak popaloną szatę nie zawsze można było ukryć przed wzrokiem innych. Ponadto jak tylko obaj Jedi ruszyli w drogę to Samuel mógł dostrzec jak na lewą nogę jego mistrz czasami podczas marszu kulał.

- Czuję, że Faith jest… w niebezpieczeństwie, sama, z chaosem w sercu i niepewnością. Chcieli nas rozdzielić bez wątpienia byśmy łatwiejszym celem byli. Masz podejrzenia co do osoby, będącej za tym wszystkim mój młody padawanie? Masz zapewne kilka informacji z pałacu które mogą puzzle powkładać na odpowiednie miejsca.
Powtórzmy. Ktoś pragnie zabić króla i nas i najwidoczniej nas w to wszystko wplątać. Qar nie żyje. Torlan jest w tym wszystkim kluczem, przynajmniej mam takie wrażenie. Jednak jest problem, jest od wielu lat niespełna rozumu, a to wyklucza go z grona zamachowców, wiec kto? Mamy też osobę z mocą, czy to ta sama co zabójca, czy to Qar próbował nas zabić podczas lądowania, bojąc się wpływu Jedi na króla?


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Samuel Silverword
Spam Lord



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: ZADUPIE

 Post Wysłany: Wto 19:02, 18 Kwi 2006    Temat postu:

Samuel nie dostał odpowiedzi…jeszcze. Silverword jest cierpliwy, Silverword poczeka. Ale odpowiedź dostanie…szczególnie, że on też wyczuwał, że zbliżają się zmiany-przeznaczenie, los, przyszłość, niezależnie od nazwy, kształtowała się. Właśnie teraz. Właśnie teraz można było zmienić losy tej planety na wieki wieków. I oczywiście, byli tam Jedi-świadomi tego, co się święci, świadomi tego, że ich obowiązkiem jest zrobienie tego, co zrobić trzeba…czyż nie?
I Samuel był jednym z tych Jedi. Od tego, co teraz ujawni, a co zatai, zależy los milionów istnień. Intrygujące i…pasjonujące.
…zataić? Dlaczego miałby coś zataiać? Padawan sam się zdziwił, skąd u niego takie…takie…myśli?
NIE. Nie wolno mu teraz mieć wątpliwości. Wahanie to oznaka słabości, a Jedi nie wolno być słabym. A szczególnie nie Samuelowi.
Młodzieniec zauważył, iż Tholme został nieco uszkodzony. Mistrz Jedi, a mimo wszystko nie zdołał uniknąć walki! Ech. W dodatku kulał…dlaczego nie wspomógł się Mocą? Toż Moc jest od tego, by z niej korzystać-kulawy będzie działał gorzej, a jeśli pozbył się owej kulawości Mocą, lepiej by Mocy służył. Przynajmniej tak usprawiedliwiłby się Samuel, gdyby ktoś mu zarzucił, że nadużywa Mocy, by zadbać o własne zdrowie, nawet w takich „błahych” sprawach.
Ale teraz Samuel musi zdać raport z tego, co zaszło w pałacu od kiedy Tholme go opuścił. Więc po chwili spokojny, powolny wręcz głos wydobył się z gardła padawana.
- Więc, od chwili gdy opuściłeś pałac, wydarzyło się wiele wydarzeń. Na początek udałem się, tak jak oczekiwałeś, do komnaty Faith i Króla. Ktoś jednak już na to tylko czekał…bowiem, w chwili w której byłem już pośród rodziny królewskiej, wszelka droga ucieczki została odcięta, w pomieszczeniu zapanował przeraźliwy mrok, a ja szybko zdałem sobie sprawę, iż to zamach! Zamach z użyciem trującego gazu, trzeba dodać. Król oczywiście zachował tak winien się zachować w takiej sytuacji, a ja postanowiłem w pierwszej kolejności uratować życie Króla, tak jak powinienem. Dlatego też sięgnąłem po potęgę Mocy, a następnie wytworzyłem sferę nieprzepuszczającą trujące opary. Lecz niestety, byłem w stanie doskonale ochronić jeno jedną istotę, czyli Króla, przez co moje własne ciało było podatne na działanie trucizny. Poprosiłem więc Faith o pomoc w utworzeniu znacznie potężniejszej kuli, która ochroniłaby całą naszą trójkę, lecz niestety dziewczyna zamiast wpierw się zabezpieczyć i zadziałać przemyślanie,, wolała podjąc działanie nieprzemyślane, podpowiedziane zapewne przez emocje. Gdy, dokładnie tak jak przewidziałem, nie udało jej się, wprowadziłem swój układ oddechowy w tryb spowolnionego działania a następnie uniosłem swój umysł ponad ciało i opuściłem je, w poszukiwaniu zamachowca. Faith zaś zrozumiała swój błąd i tym razem pomogła mi w moich poszukiwaniach, które niewiele czasu mi zabrały. W międzyczasie udało nam się napotkać umysł Marszałka, który wydawał się nie mieć pojęcia o tym, co się działo z jego monarchą, a więc też wyklucza go z grona podejrzanych o zamach. I gdy już zamachowca odnalazłem, niestety nie wiedziałem kimże on jest, gdyż nigdy dotąd go nie spotkałem, złamałem jego słabą wolę i zmusiłem do włączenia urządzenia, które oczyściło pomieszczenie ze szkodliwych gazów, ratując w ten sposób życie Króla i Faith. Nie byłem jednak głupcem, wiedziałem, że wiedza zdrajcy jest bardzo cenna i może pomóc nam w ocaleniu licznych żywotów, więc spróbowałem sprawić, by część jego wiedzy stała się moją wiedzą. Byłem jednak zmęczony, a odległość też była dość spora zapewne, więc udało mi się tylko poznać kilka przebłysków wiedzy owej istoty. Przebłyski ludzi w czarnych szatach, pomieszczenia z jakowymś dziwnym kręgiem na ziemi, droidów z bronią w ręku, armii, Marszałka, Karesha, śmierci, a także dziwnych, czerwonych oczu, niezwykle mrocznych. Następnie, już gdy straże przybyły i otrzymaliśmy podziękowania od Króla, udaliśmy się zobaczyć nagrania z kamer bezpieczeństwa, jednak wiedziałem, iż jeśli ktoś miał na tyle wielką władzę, by zamontować w pomieszczeniu zajmowanym przez Króla coś, co może zagrozić jego życiu, to bez problemu pozbędzie się nagrań. Jeden z żołnierzy Quara przekazał nam wiadomość, wedle której ty i Karesh zginęliście…nie można było wyczuć w jego słowach fałszu i kłamstwa, jednak wiedziałem, iż zapewne jest to kłamstwo. Gdybyś umarł, mógłbym wyczuć zakłócenia w Mocy, a fałszu w słowach żołnierza nie można było wyczuć, gdyż to nie JEGO kłamstwo było. On tylko kłamstwo przekazywał, samemu zapewne w nie wierząc. Niestety, metoda sondowania niesprawdza się przy informacjach z drugiej ręki. Ciekawe jest to, iż zamach na was zbiegł się czasowo z zamachem na nas, czyż nie? Potem spróbowaliśmy połączyć się z Radą Jedi, lecz niestety tutaj również moje przewidywania były prawdziwe. Zapewne komuś udało się zagłuszyć sygnał, przez co nie udało nam się połączyć z Radą. Zaoferowano nam możliwość obejrzenia miejsca wypadku…podejrzewałem podstęp i odmówiłem, lecz Faith nie. Ja zaś zażądałem widzenia z Marszałkiem. Faith udała się obejrzeć miejsce wypadku z niejakim porucznikiem Morgastem. I tutaj niestety nasze drogi się rozeszły. Podczas rozmowy z Marszałkiem dowiedziałem się że Qar znalazł dowody które sprawiają, że księżniczka okazuje się nie być księżniczką. Owym dowodem była próbka krwi, stara próbka krwi, porównana z nową, obie ponoć całkiem różne się okazały. Nie muszę dodawać, iż Król wściekł się niesamowicie? Przed rozmową z Królem uczyniłem Gezu Karesh’a naszym sojusznikiem, co bardzo przydało się potem. Dowiedziałem się przy tym, że Qar nie utrzymywał kontaktów z pozaświatowcami, co wyklucza jego ewentualne sojusze z Hrabią Dooku i był jednym z największych Hoethańskich patriotów. Ale wracając do głównego nurtu opowieści, Król był BARDZO wściekły. Spróbowałem przemówić do niego, podając mu różne dowody na to, że niekoniecznie jest tak jak pokazuje mu Qar. Kazałem mu odwołać się także do miłości ojca do dziecka, więzi, której nie sposób oszukać. Wydaje mi się, iż udało mi się go przekonać, iż jest okłamywany, ale potrzebował prawdziwych dowodów, więc wydał rozkaz przyprowadzenia do siebie Qara i odesłał mnie wraz z Marszałkiem, z którym odbyłem kolejną rozmowę, jednak zanim zdążyłem się odezwać, przerwał nam jakiś strażnik oznajmiając, iż syn Torlana miał nam coś ważnego do przekazania, lecz niestety, nie został wpuszczony do pałacu, a gdy wracał do ojca, to został zlinczowany przez nieznanych napastników. Od Marszałka potem dowiedziałem się że kontakty z pozaświatem, głównie handlowe, utrzymują na Hoeth tylko Król, Marszałek, jakichś dwóch szlachciców i Torlan. Ciekawe, w jaki sposób obłąkany starzec może utrzymywać kontakty handlowe? Ale wracając, chwilę później niczym grom z jasnego nieba spadła na nad wiadomość jakobyś z Jedi stał się mordercą Tholme…Mistrzu Tholme, zabijając Doradcę Qara, którego znaleźli ludzie Króla. Sytuacja robiła się nieciekawa, że tak rzeknę, spodziewałem się szybkiej egzekucji…mnie. Król zapewne był nieobliczalny, dlatego Marszałek chciał narazić swoją reputację i życie, by mnie ratować, pomagając mi w ucieczce. Jednak ja dostrzegłem lepszy plan, pozorując wraz z Marszałkiem moje samobójstwo, wprowadzając siebie w trans przypominający z zewnątrz śmierć. Gdy się przebudziłem, przebrałem się w te oto szaty, wymknąłem się z Pałacu a moje „zwłoki” zostały skremowane. Ruszyłem więc w poszukiwanie ciebie, Mistrzu i oto jestem. Tak potoczyły się wydarzenia od momentu, w którym nas opuściłeś.
Samuel na chwilę przerwał. Chwila przerwy była mu potrzebna na nabranie oddechu, bo przez ten cały czas mówił w ten sam sposób, w dodatku nieprzerwanie.
Teraz czas na najciekawszy moment-oskarżanie.
- Ja osobiście Mistrzu sądzę, iż część winy jest na Qarze a część, na innej osobie. Kim jest ta inna osoba? Kimś, kto jako jedyny, miał korzyści z przybycia na Hoeth Faith i kimś, komu Qar wyjątkowo przeszkadzał swymi próbami Faith się pozbycia-dlatego zastałeś Qara w jego łożu martwym. Więc kim ta druga osoba może być? Być może to…kapitan Karesh! Próby morderstwa Faith bardzo były mu nie na rękę, gdyż zapewne chce pojąc ją za żonę i stać się Królem. Nie wiem, co wydarzyło się podczas owego wypadku, jednak być może to kapitan chciał się Ciebie pozbyć, tak samo jak i syna Torlana. Gdy Karesh dowiedział się, że Qar jest tak niebezpiecznie blisko pozbycia się Faith, postanowił się go pozbyć…by następnie zostać Doradcą! Odsunie teraz od władzy ojca, jedynego sprzymierzeńca Jedi i albo zmusi Faith do zamążpójścia, albo zabije ją i Króla-bowiem na Hoeth władzę po królu bądź królowej przejmuje albo potomek władcy, albo, jeśli potomka zabraknie, właśnie doradca.
Być może jednak intencje kapitana są czyste, a to właśnie Torlan w jakiś sposób knuje, zasłaniając się własnym szaleństwem i poprzez „udawane” kontakty handlowe kontaktuje się z władcą separatystów, Lordem Sith Dooku i w zamian za, być może, władzę na Hoeth pomaga mu w przyłączeniu tej planety do Konfederacji. A szaleństwo być może nie jest szaleństwem, tak samo jak moja śmierć nie była śmiercią. Być może to tylko maska, która sprawia, że Torlana nikt nigdy nie podejrzewa.
Marszałek raczej odpada, gdyż tedy nie pomagałby mi w ucieczce, czyż nie?
Być może też to jeden z owych kupców. Naprawdę, wiele jest możliwości…i mam nadzieje, że nie na darmo zowią cię Mistrzu Tholme Mistrzem i pokażesz mi, którędy droga.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Faith Sedaya
Padawan



Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 108
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: z tajemnych zakątków galaktyki

 Post Wysłany: Wto 21:08, 18 Kwi 2006    Temat postu:

Widok kosmportu nie napełnił padawanki ulgą. Być może była w dziewczynie jakaś jej część, lecz w chaosie ogarniającym Faith z każdej możliwej strony nie można już było dokładnie odczytać otaczających jej aurę emocji. Zaciskając tylko usta, przemknęła do środka i, ciągnięta jak po sznurku śladem, który zostawiała jej Moc, zatrzymała się niemal tuż przed nie znanym jej frachtowcem typu YT-1000. Od razu jednak, pomna ryzyka, jakie ją tutaj czekało, ukryła się za rzędem ustawionych pod ścianą kontenerów... i stamtąd obserwowała.
Tylko po to, by za kilka chwil ujrzeć niejedną wycelowaną w kapitana lufę blastera...
Padawankę przeszył dreszcz, ale umiała już doszukać się właściwych ku niemu powodów. Słowa, które odbiły się echem po hangarze, odbijały się również w jej głowie, a ona... A ona nie potrafiła przestać myśleć o tym, że to był podstęp...
Dlaczego nie mogła uwierzyć, iż kapitan naprawdę wpadł w pułapkę? Że nie wiedział, że nie miał pojęcia o tym, co sprowadził na nich oboje? Dlaczego wszystko, co zdarzyło się w ciągu ostatnich godzin wzbudzało w Faith jedynie bolesne podejrzenia? Dlaczego to tak bardzo bolało... Wiedziała, że podążała prosto w pułapkę, ale nie tego, nie tego się spodziewała...
Czekali na nią...
Powoli, jakby w zwolnionym tempie, padawanka podniosła się na nogi i wystawiła się na widok stojących na rampieżołnierzy. Spokojnym ruchem zdjęła zakrywającą jej twarz chustę, tak, by mogli zobaczyć, iż to była ona - żeby nie musieli podejrzewać jej o podstęp, a tym samym żeby ona nie musiała niepotrzebnie narażać kapitana. Nie wiedziała, który z napastników był tym, który potrafił zagłębiać się w Moc, lecz w jaki sposób miałaby się tego teraz dowiedzieć? Jej wzrok, szare spojrzenie jej głębokich oczu, przesuwało się z twarzy na twarz, na dłużej zatrzymując się na kapitanie. Bo jeśli był choć cień nadziei na to, iż dowie się, że on nie miał z tym nic wspólnego, wyczyta to z jego oczu...
- A więc jestem - pewnym, silnym Mocą głosem odrzekła po chwili, kiedy zatrzymała się po kilku krokach z dłońmi luźno ułożonymi wzdłuż ciała. - Czego zatem chcecie ode mnie i od kapitana Karesha?
Wszechobecna Moc, bardzo powoli i ledwo wyczuwalnie, zaczęła gęściej zbierać się wokół młodej padawanki...


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Brasidas
Jaszczur



Dołączył: 30 Lip 2005
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Z Galaktyki

 Post Wysłany: Nie 10:15, 23 Kwi 2006    Temat postu:

Nagłe błyski przed oczami były zwiastunem kolejnej wizji – wizji na jawie. Przed oczami padawanki przebiegły setki obrazów, migoczących, chaotycznych, nie dających się w żaden sposób uchwycić, nie wspominając o interpretacji. Jednakże powoli wszystko zaczęło zwalniać, obrazy zaczęły nabierać ostrości, jakby wydobywały się spod spowijającej je mgły. Padawanka ujrzała dawną wizję śmierci kapitana Karesha. Tak jak poprzednio Faith stała w ogrodach, trzymając złoty medalion, jaki otrzymała niedawno. Za nią pojawiał się kapitan:
"Piękny staw panno Faith, nazywają go Stawem "Turkusowych blasków". Kiedy księżyc jest w pełni, pada jego światło na ten staw, w bezchmurna noc widać jak woda zaczyna świecić na turkusowy kolor, stając się jaśniejszy niż sam księżyc. " – strzał, krew, cierpienie, ból… śmierć i… rozstanie.

Wizja zaczęła blednąć, jakby wymazywała się z nici losu, które uplata ciągle na nowo Moc, jakby jedna z dróg, która nigdy nie pojawiła się, zaczynała znikać przysypana morzem piasków. Wraz z blednąca wizją pojawiała się zupełnie nowa Żywa, jakby wycięła z rzeczywistości, w której znajdowała się padawanka. Wszystko było takie… realne, jakby sama, bo w pewnym sensie była. Przed sobą Faith widziała siebie w kosmoporcie, stojącą przed frachtowcem YT-1000 i spoglądającą na ładownie statku, gdzie stał Karesh wraz z ludźmi, którzy celowali w niego z broni. Oczy padawanki wpatrywały się w oczy Hoeaahńczyka: „Faith, ja… ja cię kocham! Uwierz mi, uwierz! Pomóż mi!” Strzał z blastera zakończył życie kapitana. Jego bezwładne ciało osunęło się powoli na pokład. Pięciu ludzi którzy stali wewnątrz ładowni zwróciło powoli swe bronie:
„Z woli króla jesteś… aresztowana!”

Wizja skończyła się równie szybko co się zaczęła. Faith nadal stała przed frachtowcem a przeciwnicy celowali do Karesha. Młody kapitan spojrzał prosto w oczy padawance, szukał w nich pomocy, pociechy i czegoś jeszcze. Faith natomiast szukała prawdy i fałszu. Czy ten człowiek był konspiratorem chcący zabić króla?… TAK. Odpowiedź przyszła równie szybko jak zaskakująco. Moc nagle zaczęła mocno bić od Karesha, to on był moco władną osobą, która wcześniej wyczuła padawanka. Teraz wykorzystywał swe umiejętności by porozumieć się z Faith.

- Poddaj się Jedi, jesteśmy lojalistami króla, wierni mu po grób. Poddaj się jesteś aresztowana tak jak ten tutaj zdrajca. Nie próbuj żadnych sztuczek Czeka was szybka egzekucja. Rzuć broń natychmiast!

„Faith, Faith słyszysz mnie?! Proszę pomóż mi, musimy ich… zabić. Król nie jest tym kim jest. On, on nie jest Kaylakiem. Chce naszych śmierci, chce zabić was i Jedi. On nie jest tym kim sadzisz to syntciała! Pomóż mi uratować królestwo. Pomóż mi Faith! Pomóż!"


- Faith, ja… ja cię kocham! Uwierz mi, uwierz! Pomóż mi!


********

Tholme uśmiechnął się na niesamowity potok słów jaki wypłynął od jego padawana. Tym niemniej widać było, że Mistrz słucha bardzo uważnie swego ucznia. Nie bagatelizował spostrzeżeń Samuela, wprost przeciwnie w głowie zaczynała ukazywać się całość tej układanki.

- Mieliście wiele przygód podczas mej… niespodziewanej nieobecności. Masz rację wszystko wskazuje na kapitana. To on niby uratował mi życie, ale również on polecił mi nie wracać do pałacu po zamachu na nasze życie. Mógł w ten sposób oddzielić mnie od was, co niebywale dobrze poskutkowało. Hmm, jeżeli to on, to król jest w dużym niebezpieczeństwie. Jednak na razie mamy trochę czasu. Przed pełnoprawnym przekazaniem stanowiska Doradcy, Karesh nic nie może uczynić. Uderzyć może dopiero potem, mamy więc trochę czasu. Niewiele, ale spożytkujmy go jak najlepiej. Mam nadzieję, że mylimy się do do kapitana, dla Faith… to będzie cios, duży cios.

Nie mówiąc więcej Tholme przyspieszył kroku. Razem z padawanem przekradali się zaułkami i ulicami coraz bardziej wyludnionego miasta. Po kilkunastu minutach podróży, Jedi dotarli do dzielnicy bogaczy i domu Torlana Zdrajcy, jak często się go w tych czasach nazywało. Cały kompleks był niebywale mocno chroniony przez uzbrojonych strażników. Dom byłego doradcy był na uboczu, najdalej wysuniętym budynkiem w mieście i tej dzielnicy. Najwidoczniej nikt nie chciał mieszkać niedaleko porywacza, mordercy i szaleńca. Tym niemniej wyglądało na to, że po zabójstwie Qara podwojono straże.

Budynek był dwupiętrowy, owalny o charakterystycznej architekturze Hoeth. Porośnięty różnego rodzaju kwiatami, pełen tarasów i dość szeroki. Otoczony był pięknymi niebywale precyzyjnie pielęgnowanymi ogrodami, mniej więcej mające po 50 metrów szerokości od budynku, do wysokiego na 3 metry drewnianego płotu, otaczającego kompleks. Również n był pełny różnego rodzaju pnączy i kwiatów, był niemal żywopłotem, w którym znajdowało się mnóstwo szpar, przez które widać było dom. Na oko na zewnątrz było około dziesięciu strażników, nie wiadomo ilu wewnątrz. Tholem i Samuel przykucnęli na uboczy w zaroślach.

- Chyba nie będę dobrym nauczycielem, jeżeli cały ten pobyt spędzimy na… moim kierownictwie. Teraz twoja kolej padawanie. Musimy dostać się do budynku i zobaczyć Torlana. Tym niemniej jak widzisz, dom jest silnie broniony i … jakoś musimy przejść niezauważeni. Ty decydujesz ja obserwuję i idziemy razem.

[off] OK. możesz opisać jak przekradliście się do Torlana. Ale tylko jak dotarłeś do sypialni gdzie na fotelu on siedział. [/off]


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Faith Sedaya
Padawan



Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 108
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: z tajemnych zakątków galaktyki

 Post Wysłany: Śro 12:27, 03 Maj 2006    Temat postu:

Wirująca wokół młodej padawanki Moc, bezlitosna niczym niepowstrzymany wir u stóp potężnego wodospadu, na powrót przywiodła Faith ku wrażeniom, które wydawały się już niemal zapomiane... Bo w istocie, po tylu pełnych trwogi chwilach, zamachach i rosnącej niepewności nawet we własne umiejętności, dziewczyna zagubiła się w emocjach, zginęła w nich i nawet nie wiedziała, w którym stało się to momencie. I kiedy te chaotyczne uczucia powróciły do niej wraz z wizją, od którego to wszystko się zaczęło, padawanka zrozumiała, że przez cały czas, choć jej mogło wydawać się inaczej, nad niczym tak naprawdę nie miała kontroli... A przede wszystkim nad samą sobą...
Kolejna wizja od stóp do głów zmroziła dziewczynę przenikliwym dreszczem, lecz nawet, gdyby miała szansę zastanowić się nad tym, które z dwóch ukazanych jej wydarzeń tak na nią podziało, Moc nie dała jej na to czasu... Zanim obraz bezwładnie upadającego ciała kapitana całkowicie rozmył się przed jej oczami, usłyszała w głowie szept... I nie zdążyła pojąć do końca jego sensu, kiedy pierwsze z mających nastąpić wydarzeń przybrało koszmarnie realnych kształtów...
Nie wiedziała, już co się działo, ani z nią ani z tym wszystkim... W momencie, kiedy kapitan nie skończył jeszcze wykrzyknąć ostatniego słowa, Faith poczuła, jak wszystkie z trudem stawiane bariery pękają jedna po drugiej i gwałtowny strach eksploduje w niej gorącym płomieniem. Nie opierała się sile, która nagle nią zawładnęła, nie miało znaczenia nic poza tym, żeby nie dopuścić do spełnienia tej wizji, nie szukała innego wyjścia... I nie czuła już siebie, kiedy sięgnęła po wytworzoną w niej moc... By ją wykorzystać...
Pięciu żołnierzy niemal jednocześnie pofrunęło do tyłu z siłą tak wielką, że po zderzeniu ze ścianą statku czy podłożem hangaru wszyscy bez wyjątku stracili przytomność, nie wspominając o poważnych stłuczeniach i niewątpliwych połamaniach Faith, która nie ruszyła się chyba nawet o krok, stała nieruchomo w ciszy, jaka zapanowała po kilku sekundach, ślepo wpatrzona w jakiś punkt przed sobą. Oddychała ciężko, a na całej jej bladej jak ściana twarzy malowało się najgłębsze przerażenie... Dopiero, kiedy to się skończyło, dopiero, kiedy zagrożenie minęło - minęło? - zdała sobie sprawę z tego, co zrobiła... Pozwoliła pokierować się emocjom...
Pozwoliła pokierować sobą Ciemnej Stronie Mocy...
"Strach ścieżką jest ku Ciemnej Stronie"...
A na domiar złego, to jeszcze nie był koniec... Bo gdy skierowała swoje zagubione spojrzenie prosto na zdezorientowanego kapitana, uczucia powróciły i Faith nie potrafiła nad nimi zapanować...
"… ja cię kocham!"...
~ Nie! To nie jest prawda! To nie może być prawda... Nie może, nie może, nie może... ~
- Potrzebuję odpowiedzi, kapitanie! - rzuciła drżącym głosem, z trudem przedostającym się przez mocno zaciśnięte zęby. Coś się z nią działo, coś wewnątrz niej paliło ja od środka, a ona próbowała z tym walczyć... Czy to dlatego krzyczała? Niemal z łzami w oczach i potem lejącym się z czoła?
- Kim pan jest i co pan wie na temat mojego ojca? Na temat zamachów, na temat naszej misji, wszystko, co pan wie! Nie będę bezczynnie brała udziału w spiskach mających na celu reformę planety! Nie po to tu przyleciałam, by być powodem nieszczęść władcy! Muszę wiedzieć, co tu się dzieje. I jaką w tym rolę odgrywa pan, kapitanie.
Ostatnie słowa wypowiedziała już bardziej spokojnie, choć były może pełniejsze goryczy, niż wszystkie poprzednie. W bezruchu czekała na reakcję kapitana, drżąc na samą myśl tego, co jej wyznał... Ale nie ugnie się...
Nie mogła...

[Jeśli kapitan zacznie podchodzić do Faith, ona cofnie się kilka kroków, wyciągnie miecz świetlny i stanie w gardzie, nie pozwalając mu zbliżyć się, dopóki nie odpowie na jej pytania.]


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Samuel Silverword
Spam Lord



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: ZADUPIE

 Post Wysłany: Wto 11:22, 16 Maj 2006    Temat postu:

Samuel ma pokierować akcją "Polowanie na Torlana"? Ciekawe.
Nie, żeby Samuel uważał, że sobie nie poradzi-był przecież dobrym Jedi...choć rzeczywiście, akcje typu "chyłkiem i tyłkiem" nie były jego specjalnością.
Ale...czy ktokolwiek powiedział, że muszę się przekradać, chować i kryć?
Nie nie nie! Samuel widział inne rozwiązanie. Które bardziej mu pasowało, no i w którym mógł pokazać Tholme'owi swoje zdolności aktorskie i perswazji.

Czasami Silverword zastanawiał się, kim byłby, gdyby nie był tym kim jest-prawdopodobnie byłby jakimś politykiem bądź aktorem...jego zdolność udawania praktycznie wszystkiego byłaby mu zapewne niezwykle przydatna. I w polityce-gdzie umiejętność kłamania w żywe oczy (dla ich dobra oczywiście) była wręcz wymagana-i w aktorstwie-gdzie udawanie też było wymagane, by przetrwać w wielkiej sieci mediów-jego umiejęności byłyby niezwykle przydatne.

Ale jest Jedi, gdzie jego umiejęność "nagiania prawdy" i pokazywania tego, co nieprawdziwe, jak prawdziwe, też jest przydatna. Może nawet dobrze, że nie marnuje się jako jakiś podrzędny aktorzyna...


Młodzik popatrzył na Tholme'a.
- Niekoniecznie niezauważeni. Niedostrzeżeni raczej.
Uśmiechnął się i zaczął Mistrzowi przedstawiać swój plan...
***
Jeden z nowych strażników Torlana nudził się. Nudził się, bo praca była nudna. Bo taka niestety jest praca-nudna. Co prawda, jakiś Jedi zamordował Qara...ale czego by szukał tutaj zabójca? Nic nie znaczącego starca?
No ale strażnik nie był od tego, by to rozważać-on miał siedzieć i czekać, aż zabójca przyjdzie i go rozstrzela. Proste.
Nie miał strzelać do każdego, tko przyjdzie-czasem odwiedzali ich tutaj kupcy...był nowy, tylko ich dowódca był tutaj dłużej.

No i gdy tak się nudził, przyszedł taki jeden.
Taki, że strażnik modlił się do Hoethańskich bogów, by sobie poszedł.
Rozpieszczony dzieciak, któremu ojciec dał coś tam do handlu!
Dzieciak, który był wyraźnie zirytowany i zdenerwowany tym, że strażnicy próbują go zatrzymać, by rutynowo przepytać go, by zminimalizować niebezpieczeństwo zamachu.
Chociaż, jakiego zamachu? Według strażnika, nikt nie chciałby starego durnego Torlana ruszać-w przeciwieństwe do syna, cały czas sobie siedział i nic nie robił. No i nie był dla nikogo chyba niebezpieczny.
Tak samo jak ten uperdliwy dzieciak, który ciągle wyglądał na niezadowolonego i machał rękoma tak, jakby odganiał muchy. Strażnik miał wielką ochotę sobie pójść i go już nie przesłuchiwać.

Kapitan też chyba, bo po kilku machnięciach ręka młodego kupca i stwierdzeniach „Widziałeś mnie już tutaj, pacanie” i „Byłem umówiony, durniu” z wielką ochotą wpuścił dzieciaka. Dzieciak machnął jeszcze ręką i powiedział „Coś tam słyszałem. Musicie to sprawdzić”, na co kapitan zareagował tak samo jak na wszystko inne-zebrał cały oddział i polazł zobaczyć, co tam w krzakach siedzi. Na dowidzenia jeszcze machnął ręką i powiedział, że nie chce, by ktoś mu i panowi Torlenowi przeszkadzał. Kapitan więc powiadomił przez comlink resztę straży, że mają gościa, który nie chce być niepokojony. I polazł z oddziałem przeszukiwać krzaki.

Nawet nie wiedzieli, że kilka chwil później, za „dzieciakiem” do posiadłośc, niczym cień, przemknął do posiadłości poszukiwany przez wszystkich Jedi Tholme.

Wszyscy strażnicy, słysząc głośne narzekania młodzika, oddalali się o kilka pokoi-nie chcieli mu się narazić, bo mogli stracić wypłatę. A za Jedi w przebraniu podążał Jedi bez przebrania, przez nikogo niepokojony.

I już po kilku chwilach obaj znaleźli się w pokoju mości Torlana…

- Jesteśmy, Mistrzu. Tak jak chciałeś.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Brasidas
Jaszczur



Dołączył: 30 Lip 2005
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Z Galaktyki

 Post Wysłany: Czw 14:30, 22 Cze 2006    Temat postu:

Kapitan zaczął podchodzić do Faith, która automatycznie nadal ciągle zszokowana i ciągle pod wpływem emocji, szarpnęła za miecz świetlny, włączyła klingę i cofając się wycelowała broń w Hoetańczyka. Karesh z początku się zatrzymał, zdziwiony tym co robi, ale kiedy spojrzał w oczy dziewczyny, jego mina szybko zmieniła wyraz. Uśmiechnął się lekko i zaczął czule i spokojnie mówić.

- Faith uwierz mi, zawsze dla mnie było ważne dobro planety. Król to nie król. To syntciała, po to tu przylecieliście po syntciała, one nie tylko są fantastycznym środkiem leczniczym, ale również pozwalają, na tworzenie organicznych masek. W ten sposób Torlan mógł obalić twego ojca i zająć jego miejsce. Dowiedziałem się niedawno, po waszym przylocie. I on… ten… uzurpator, teraz korzystając z zamieszania i waszego przyjazdu, eliminuje wszelką opozycję. Próbuje się nas wszystkich pozbyć, za waszą pomocą! Chce mnie i innych zabić! Ja staram się go obalić, przejąć władze i spróbować odnaleźć twego ojca, prawdziwego ojca. Osoba, która się opiekowała Torlanem, zdradziła mi ze to właśnie król Kaylak, ten prawdziwy! Również on jest zmieniony za pomocą syntciał i ciągle wieziony i faszerowany środkami, by pozorować szaleństwo. – w którymś momencie spokój zniknął z twarzy kapitana i pojawiło się napięcie, burza emocji. Jakby to co mówił wprawiało go w słuszna furię. - Ci tutaj lojaliści to przeklęci i bezwzględni zdrajcy, bez krzty honoru. Przyznam się nie jestem święty, to ja kazałem zabić Qara, ale on był związany z królem. Dlatego kazał was teraz aresztować, a potem stracić. A czemu? Bo Qar kazał prównać wasze próbki krwi, by sprawdzić twe powiązanie z królem. To one są podstawą do oskarżeń o niby mistyfikacji Jedi, którzy chcą obalić rząd. To wszystkim Qar rozpowiadał, a był kierowany przez króla! Myślisz, że dlaczego próbki waszej krwi, wskazały, że nie jesteś córką króla? Bo od niego pobierano krew, to Torlan i nie ma prawa być tu połączenia DNA! Qar był marionetką, i jedynym sposobem bym zbliżył się do władzy, by móc zdemaskować i obalić tego kłamcę! Faith kocham cię, pomóż mi uratować twego ojca i uratować królestwo. Musimy zabić tyrana, musimy zabić Kaylaka!

Kapitan wyrzucając z siebie słowa ciągle podchodziło Faith, z rękoma wyciągniętymi jakby chciał przytulić dziewczynę. Jego oczy się iskrzyły, zapewne od napływających łez, jego emocje po prostu wirowały, ciągle w Mocy uderzając w dziewczynę, jakby umyślnie starał się spotęgować efekt. Ale to tylko odczucie, widać było, że kapitan podobnie jak Faith nie panuje nad emocjami.

**********

Sprawna akcja Spamuela otworzyła drogę do wnętrza budynku i pokoju gdzie przebywał Torlan. Budynek był pusty i ciemny, ale zdecydowanie odczuwalna była w nim Moc i to dość silnie. Przemieszczając się powoli po pomieszczeniach, pomieszczeniach końcu Jedi trafili do miejsca gdzie pragnęli. W dużym okrągłym salonie, o szklanym, porośniętym różnego typu kwiatami i roślinami dachu, siedział na fotelu stary i schorowany człowiek. Podłączony był do aparatury, która stała w jednym z katów pokoju. Osoba, którą zapewne był były Doradca Torlan, był całkowicie nieświadom otaczającego go świata. Nie zauważył wejścia Jedi, a przynajmniej nie wyglądało na to. Tym niemniej Moc w pomieszczeniu była silna, i zdecydowanie osoba będąca przed Samuelem była wycaulaona na jej głos.

Tholme podszedł do aparatury i wciskając kilka przycisków, ją wyłączył, po czym odłączył szereg rurek, jakie były wbite w ciało starca.

- Niezła aparatura, pompowała nonstop jakiegoś rodzaju środki znieczulające i odurzające. Interesujące…Hmm, niedługo nasz gość powinien się obudzić, ale nie za szybko, nie wiadomo jak długo był w tym stanie.

Z wolna starzec zaczął się poruszać, dość szybko jak na osobę będącą prawdopodobnie od wielu dni, tygodni, a może nawet miesięcy lub lat w ciągłym narkotyzowaniu. Po chwili oczy Turlana się otworzyły, i szybko zaczęły się rozglądać przestraszone we wszystkie trony.

- Aaaaaa… kim… kim wy jesteścieeee… Aaaaa… Jeeediii, taaak jaaak…przeeewidziałeeem. Naastajee noowa eraa.
- Jak się czujesz Torlan?
- Torlanaaan? Nieee, nieee móóój przyjacielu… nieee jestem Torlaaan, ale król Kaylaaak, właaadca Hoeth. Móóój wygląd, syntciałaami został zmieeniony. Niewolnikiiem, od bardzo daawna jeestem. O poomoc was proszę, w przywróceniu mi należytego miejsca…


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Samuel Silverword
Spam Lord



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: ZADUPIE

 Post Wysłany: Pią 14:19, 30 Cze 2006    Temat postu:

Samuel był dumny z siebie. Dumny z tego, co udało mu się uczynić do tej pory.
Gdy Tholme odłączał Turlana, nadal był dumny. Dumny też był wtedy, gdy Tholme przemówił do odłączonego od aparatury doradcy.
Ale przestał być dumny, gdy *Torlan* odpowiedział.

Gdy zobaczył, że wszystkie jego przypuszczenia i teorie wzięły w łeb, gdy zobaczył, że przed nim siedzi Król, a nie Torlan. Że nie domyślił się czegoś tak prostego!
Ale po chwili sam siebie zrehabilitował. Gdyby wiedział o owej właściwości syntciał, bez problemu doszedł by do wszystkiego. A to nie jego wina, że ani Tholme, ani Yoda nie powiedzieli mu o tej właściwości syntciała.
Ale teraz o niej wiedział i wszystko zaczynało do siebie pasować, Samuel wraz z nową wiedza odtworzył w swym umyśle na nowo bieg wydarzeń, przypisując konkretnym osobą konkretne role w tym przedstawieniu…i wszystko się zgadzało. A jeśli tak, to znaczy że *Król*…
Zimny pot zmroził Silverword’a. Jakie niebezpieczeństwo mu groziło, gdy rozmawiał z *Królem*? Co by go spotkało, gdyby nie używając swoich doskonałych umiejętności, nie wymknął się z pałacu?

Śmierć.

Ale po chwili pewność siebie wrociła do młodego Jedi. Miał w Pałacu sprzymierzeńca-sprzymierzeńca, który gdy zobaczy prawdziwego Króla, uczyni co tylko w jego mocy, by pomóc Kaylakowi…i Jedi. Zwyciężyli walkę o Hoeth.
Ale ich zwycięstwo może być jeszcze większe, gdyż teraz Król jest jak plastelina, którą mogą uformować zgodnie ze swoją wolą odpowiednimi słowami. Choć gdy Samuel się nad tym zastanowił, być może Król nie będzie odpowiedni do rządzenia tą planetą-tak długi czas i tak wiele narkotyków…mózg starca musiał zostać straszliwie spustoszony. Ale też był chroniony przez wpływy Mocy….być może będzie z jego szarych komórek jeszcze jakiś pożytek.

Uczeń Tholme’a, a niegdyś innego Silverword’a, ukłonił się przed ojcem Faith.
- O pomoc prosisz i pomoc otrzymasz, Królu Kaylaku. Choć przez lat wiele w ciemności kłamstwa i ułudy spoczywałeś, światło prawdy, jaką niosą Jedi, przywrócą ci należne miejsce, a rządy zdrajców zostaną przerwane. Nie musisz się obawiać, o Wielki, że pomocy ci nie udzielimy-my, Jedi, jesteśmy sługami, którzy nie potrafią patrzeć na cierpienia sprawiedliwych i gdy tylko mogą, niewolników wolnymi czynią. Dlatego też, choć przybyliśmy by łaskawie Króla prosić o syntciałem wspomożenie, gdy tylko zobaczyliśmy że jakieś zło i kłamstwo się tu czai, bezinteresownie, życia swe narażając, źródło zła odnaleźć postanowiliśmy. Dlatego, o Wielki Władco Hoeth, Jedi, twoi pokorni słudzy, zrobią wszystko co w swojej Mocy by sprawiedliwości stało się zadość, jak stać się powinno. Choć jesteśmy strażnikami Republiki, każdemu potrzebującemu pomoc zaniesiemy, bowiem Republika samolubną nie jest i z radością pomoże naprawić zło, które zostało tutaj wyrządzone.
Silverword starał się mówić skromnie i usłużnie. Miał nadzieje, że Kaylak, gdy odzyska już tron, pamiętając o pozaświatowcó uczynności wspomoże Republike i postara się zrobić wszystko, by poprawić ich wizerunek w oczach ludu Hoeth.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Tholme
Mistrz Jedi



Dołączył: 30 Cze 2006
Posty: 115
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Poznań

 Post Wysłany: Pią 22:36, 30 Cze 2006    Temat postu:

Pogrążony rozmową z królem i fascynacją wywołaną przed chwilą dokonanym odkryciem Samuel nie zauważył lekkiego uśmiechu mistrza Tholme'a, stojącego pół metra za nim. Mistrz schował dłonie w rękawach swojej ciemnogranatowej szaty Jedi i wptrywał się w Torlana....a raczej króla Kaylaka.
Podejrzewał coś takiego i nie był zaskoczony. Poczas gdy ukrywał się na mieście, zbierał informacje. Jego siatka szpiegowska nie obejmowała jeszcze Hoeth, ale po tym przymusowym udawaniu własnej śmierci już zaczęła. Kilku zwerbowanych delikewntów ujawniło ciekawe informacje, które dla nich, mieszkańców planety zajmującej się eksportem syntciał musiały być błahe i nieważne. Powszechnie znane.
A jednak takie powszechnie znane fakty mogły się okazać kluczowe w walce o władzę. Ba! Już się takie okazały!
Teraz od trójki Jedi na planecie zależało, jak sprawy dalej się potoczą.
Kiedy myśli mistrza Jedi skierowały się w kierunku dwójki uczniów, których miał pod swoją opieką wyczuł nagle skok w Mocy, wywołany zadziwiajco silnie emanująca w jej polu prezecją młodej Faith. Zamknął oczy, a jego powieki zaczęły lekko drgać. Zawsze się tak działo, gdy próbował wyczuwać osoby, które znajdowały się w olbrzymiej odległości od niego. To nie było wykonywane z jego widza i wolą: to był fizyczny wyznacznik tego, jak bardzo czerpie teraz z Mocy. Gdyby nie to, że znał Faith, zapewne nigdy by jej nie znalazł w tym tłumie istot myślącyh, z których każda wysyłała swój promień do słońca Mocy....ujmując cały procs metaforycznie. Niestety, nawet pomimo swoich niewąpliwie dużych umiejętności Tholme nie potrafiłwyczuć czym zajmuje się obecnie młoda padawanka. Wyczuwał tylko targające nią emocje.
Podszedł do sprawy z realizmem. Wiedział, że nic nie może zrobić. Nie podjął się też próby ingerencji w polu Mocy. Nie wysyłał uspokajających myśli, jak Jedi czynią w takich sytuacjach. Wiedział eż, że pochłonięty obecnym zajęciem Samuel tego nie zrobi: raz dlatego, że to co wykonuje absorbuje go całkowicie, dwa: jego zmysły nie są jeszcze tak wyostrzone.
o, co zrobi Faith zależeć będzie tylko od niej.
Niemniej jednak Tholme czekał z niecierpliwością na kolejne eha jej emocji wibrujące w plu Mocy.
Podobnie jak i na słowa króla.
Pozwolił, aby Samuel kontynuował rozmowę. Jego słowa brzmiały w uszach Tholme'a może zbyt patetycznie, ale ambicje młodzieńca, aby zostać sprawnym dyplomata sprowadzały się jedynie do nadużywania różego rodzaju sformułowań.
Będziemy musieli nad tym popracować, pomyślał mistrz poważniejąc i skupiając się na tej, jakże kluczowej rozmowie.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Brasidas
Jaszczur



Dołączył: 30 Lip 2005
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Z Galaktyki

 Post Wysłany: Czw 0:38, 06 Lip 2006    Temat postu:

„Torlan”, podniósł się powoli z fotela i kuśtykając chwycił laskę, za pomocą, której już pewniej, mały krok po kroku dotarł do innego pokoju. Zadziwiająco szybko jego parametry życiowe wracały do normy, mimo iż stary, ciało nadal chciało najwidoczniej żyć. Na wielkim stole w drugim pokoju była rozłożona mapa, dokładne rozłożenie pomieszczeń wielkiego kompleksu pałacowego „Króla Kaylaka”.

- Syn Maarshałka, moim sprzymierzeńcem jest. Oon powolne wyjście z wieeloleniego otruwania. Choć nie udało mu się całkowicie mnie odłączyyć. Tylko krótkie kontakty możliwe były. Mój opiekun, syn Torlanaa, jest szpiegiem. Pilnował mej niedyspozycji. Dzięki jego eliminacji, możliwy był kontakt z Kapitanem Karesem. Kilka planoów udało się ustalić.
Powoli się wszystko układa. Swoje należyte miejsce już niedługo odzyskam. Teraz zaprzysiężenie kapitana na doradcę jest najważniejsze. To sukces jako jedyne może nam przynieść. Sprawiedliwość przywrócić. Niestety kilkunastoletnie używanie syntciał na mej twarzy, do efektu ubocznego doprowadziło. Z każdej maski skóra część syntcaił wchłaniała, po tysiącach masek, cała twarz moja takaa nie inną na zawsze zostanie. Ten uzurpator, w podobnej sytuacji jest. Swej twarzy nigdy nie ujrzy w lustrze, na zawsze moją będzie posiadać.Dlatego nikt mi nie uwierzy. Me przejęcie władzy tylko zamachem stanu będzie. Wiec jedyna nadzieja leży w Kardeshu, jego wybieram na nowego króóla. A ja będę jego doradcą. Ale by królem został, musimy najpierw do jego zaprzysiężenia doprowadzić, aa potem do eliminacji króla. Innej drogi nie ma. Sprawiedliwości na Hoeth nie ma od bardzo dawna. W chaosie jest. Niewielu wiernych, którzy uwierzą w to, co czynię. Dlatego was o zaufanie Jedi proszę i pomoc w obaleniu tego tyrana, który wolności Hoeth od tak dawna odmaawia.

Pokazując na mapę i sale tronową, Torlan włączył holoprojekcję, która bazujac na mapie stworzyła trójwymiarowy obraz Sali tronowej i pokojów obok.

- By Karesh został doradcą walkę musimy stoczyć. Teraz w niebezpieczeństwie jest czuję to. Niestety, ale wierzę, że uda mu się cało z niej wyjść. Potem przysięga za godzinę nastąpi. Po niej, gdy reporterzy znikną z pałacu, przewrotu dokonać musimy, a do tego planu skutecznego potrzebujemy. Jaaa, na siłach nie jestem. Kontaktu z Karesem dawno nie miałem, wiec was Jedi proszę o to. Pomóżcie mi błagam, w imię sprawiedliwości.
Saala tronowa 4 MA wyjścia. Zazwyczaj kilku strażników bez przerwy w niej jest. Po ceremonii najbardziej lojalni będą w dużej liczbie. Sadzę, że król będzie chciał się nas wszystkich od razu pozbyć. Was nadal oskarżonych poszukuje. Więc musicie się zakraść w odpowiednim momencie. Jednocześnie kilka rzeczy zniszczyć, by posiłki do Sali tronowej nie przybyły. Garnizon w zamku duży jest. Jakoś go pozbyć się musimy. Potem sabotaż obronny wewnętrznej zamku w centrali zniszczyć. A następnie królem się zająć. Gdzie, jak i kiedy… siły już nie mam, odpocząć…


Nagły atak kaszlu powalił „Torana” na kolana, minęła dłuższa chwila nim zdołał się podnieść, błagającym wzrokiem patrząc na Jedi.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Samuel Silverword
Spam Lord



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: ZADUPIE

 Post Wysłany: Czw 13:27, 06 Lip 2006    Temat postu:

Kaylak powinien być w gorszym stanie, a jego życie powinno być na włosku. Ale tak nie było, bo Kaylak chciał żyć.
Samuel słyszał kiedyś o jakimś tam eksperymencie…małe stworzenia wpuszczano bodajże do wody, by się potopiły. Jednym dawano kładkę i małą, widoczną szansę na przeżycie, a drugim-nic. I z tego co młody padawan pamiętał, te pierwsze mimo praktycznie identycznych warunków potrafiły przeżyć znacznie więcej niż te drugie-gdyż siłę dawała im chęć do życia.
Tak samo było z królem.

Samuel, gdy król wybrał się do drugiego pomieszczenia, szedł za nim krok w krok. By w razie gdyby ciało okazało się słabsze od ducha, gdyby załamało się pod ciężarem wieloletniego szprycowania narkotykami i zachwiało się, Samuel byłby obok by nie dopuścić do upadku.
Czyli mówiąc krócej-był gotów pomóc królowi gdyby ten się gdzieś wykopyrtnął.

Następnie monarcha-bez-korony zaczął mówić…a Silverword słuchał.
Słuchał uważnie, a gdy Kaylak zaczął mówić o…eliminacji syna Torlana, Samuel pozwolił sobie na wykrzywienie, leciutko, uśmiechu który miał na twarzy. Co miało pokazać, że niezbyt mu się eliminacja-a dokładniej sam sposób jej przeprowadzenia-podobał. Rozumiał, że czasem czyjaś śmierć jest…wymagana. Sirion też o tym wiedział…
Ale też nie zawsze trzeba narażać innych, dokonując linczu. Nie zawsze trzeba doprowadzać do walki czy burdy. Czasem wystarczy…trucizna. Lub myśl Jedi.
Sirion też o tym wiedział, a jego padawan również.

Gdy król skończył już temat śmierci syna doradcy-będącego-na-tronie, Samuel mruknął cichuteńko pod nosem-choć to było bardziej do Tholme’a skierowane, niż do króla- Śmierć…nie była jedynym rozwiązaniem. po tych słowach twarz Samuela wróciła do normalnej, uśmiechniętej i szczerze zainteresowanej rozmową twarzy Silverword’a.

Samuelowi nie podobało się jego zadanie. Ich zadanie znaczy się. Eliminacja króla…poprzedzona walką.
Samuel nie ma zamiaru toczyć walk. Wysłał mistrzowi impuls w Mocy, w którym zawarł swoją…niechęć do ich zadania.
A jako że aktualna droga przywrócenia sprawiedliwości niezbyt mu się podobała, spróbuje poszukać własnej…przypomniał sobie, że jego mistrz ma…talenty. Szkolenie asasyna.
Być może się nie zmarnują…

A może tak.
Zobaczymy.

Gdy król skończył i upadł, Samuel nie pomógł mu. Dlaczego? Sam nie wiedział czemu…
Może po to, by pokazać mu, że niezbyt podoba mu się ta droga?
Samuel odezwał się, gdy nastała cisza. Król myślał coraz jaśniej…
- Nie tylko syn marszałka, lecz i sam marszałek są naszej sprawie przychylni. Będąc jeszcze w pałacu, uczyniłem z niego sojusznika naszej sprawy i zdobyłem jego zaufanie. Być może z jego pomocą uda nam się doprowadzić sprawę do pomyślnego zakończenia…i chciałbym o czymś cię, królu, poinformować. Jeśli będzie to konieczne, zabijemy Torlana. Jeśli będzie to konieczne. Jeśli znajdzie się jakakolwiek inna droga na przywrócenie sprawiedliwości, skorzystamy z niej. Jedi mają chronić życie, a nie je eliminować. Jeśli jednak będzie to konieczne, zabijemy Torlana…choć wolelibyśmy pokazać całemu Hoeth że jest kłamcą. Są lepsze sposoby potwierdzenia tożsamości niż twarz…chociażby krew czy DNA. I dla przykładu można byłoby porównać twoją, monarcho, krew i krew Torlana z krwią kogoś z twej rodziny…chociażby, dla przykładu… Jedi przerwał na chwilę, udając zamyślenie. Udając, bo wiedział co chciał powiedzieć. …dla przykładu twojej córki, królu.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Tholme
Mistrz Jedi



Dołączył: 30 Cze 2006
Posty: 115
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Poznań

 Post Wysłany: Czw 17:34, 06 Lip 2006    Temat postu:

Tholme słuchał ze spokojem słabo brzmiących w pomieszczeniu słów. Długi okres szprycowania syntciałami sprawił, że wyczerpany, prawdziwy król był na skraju wyczerpania. Jego głos częściowo się załamywał, a nawet kiedy tak się nie działo, i tak był słyszalny jedynie dzięki idealnej ciszy panującej w pomieszczeniu.
Mistrz Jedi, schowawszy dłonie w długich rękawach swojej ciemnogranatowej szaty Jedi wiedział, co czuje król. Czegoś takiego człowiek nie potrafi zrozumieć. To, co mu zrobiono było okrutne i nic dziwnego, że rządza zemsty była ogromna. Tholme rozumiał to jako człowiek i akceptował.
Gdyby chciał, mógłby wypełnić wolę króla. Trenowany jako padawan przez Anzatich nabył zestaw umiejętności, o których wielu potęznym Jedi nawet się nie śniło. Dodatkowo, był mistrzem w posługiwaniu się Mocą. Taka kombinavcja sprawiała, że przeniknięcie do silnie strzeżonej osoby nie stanowiła dla niego problemu. Ba! Tholme mógłby nawet przespacerować się po korytarzu, między strażnikami. I nie musiałby odwoływać się do sztuczek z umysłem. Podobnie jak Khruk'hk, a także Quinlan, którego nauczył tej sztuki potrafił ukrywać się poprzez przeniesienie swojego umysłu w inne miejsce. Można by rzecz słowami zwykłego człowieka, że stawał się niewidzialny.
Wiedział, że skorzysta z tych umiejętności. Jednak nie do tego, aby zamordować Torlana.
Niezaleznie od tego, co król chciał osiągnąć jego słowa i polecenia były powodowane gniewem i złością, a to byli źli doradcy. Jedi nazbyt dobrze o tym wiedzieli.
Sam Tholme pozwalał sobie na odrobinę gniewu. Na flirt z Ciemną Stroną. Jak jednak powiedział mu Dooku podczas ich walki na Bakurze, krótko po bitwie o Geonosis nigdy nie zapuszcza się dalej, niż między cienie.

Usłyszał słowa Samuela, a także ich odzwierciedlenie w polu Mocy, dezaprobata przesłana za jej pomocą do jej głowy. Silverword miał ambicję zostania negocjatorem, a także był silnym pacyfistą.
Życie jeszcze go nauczy. Tholme wielokrotnie był gotowy poświęcić kogoś w imię wyższej sprawy, choć było to niepodobne do Jedi.
Czy czyniło go to gorszym sługa Mocy? Nie czas był na takie rozważania, czy tez wyjaśnianie konieczności pewnych działań. Nie teraz. Nie tutaj.
Teraz był zas decyzji, a on jako nominalny dowódca całej wyprawy zmuszony był ją podjąć.

-Nie będzie niepotrzebnego zabijania-powiedział spokojnie, świdrując oczami rozmówcę-To nie jest sposób, w jaki Jedi rozxwiązują problemy. Zgadzam się jednak z tym, że Torlan musi zostać powstrzymany. Schwytam go i przyprowadzę przed twoje oblicze, a wtedy podejmiesz decyzję w jaki sposób go osądzić.
Głos mistrza Jedi był pewny, a jego słowa ostre. Miał nadzieję, że król oochłonie, a jeśli nie, to zrobi z Torlanem, co zechce. Tholme szanował jego chęć zemsty.

-Samuel zostanie z toba królu i zadba o twoje bezpieczeństwo-stwierdził, a pod naciskiem słów krył się wyraźny rozkaz-Teraz musimy poczekać godzinę, abym mógł wkroczyć do akcji. Samuelu, opracuj dla mnie plan działania-rzekł ,nawet nie patrząc na padawana.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Faith Sedaya
Padawan



Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 108
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: z tajemnych zakątków galaktyki

 Post Wysłany: Pią 0:03, 07 Lip 2006    Temat postu:

Złowrogo podniesiona klinga buczącego miecza świetlnego nie poruszyła się chyba ani o centymetr, chociaż dzierżąca jego rękojeść dłoń Faith z coraz większym wysiłkiem była w stanie utrzymać taki stan rzeczy. Dziewczyna była cała roztrzęsiona, i być może nie było widać tego na zewnątrz, gdyż panowanie nad własnym ciałem padawanka już dawno opanowała niemal do perfekcji - a przynajmniej do teraz tak się jej wydawało - jednakże szalejąca wokół niej burza emocji z łatwościa byłaby wyczuwalna nawet przez kogoś, kto zaledwie w małym stopniu potrafił kontrolować Moc. A kapitan Karesh z pewnością należał do takich osób...
Nie potrafiła spojrzeć mu prosto w oczy. Słuchała, każde jego słowo przeszywało ją niemal na wskroś, ale przez cały czas tylko ślepo wpatrywała się w jakiś punkt gdzieś za jego uchem. Nie patrzyła mu w oczy, nie umiała, nie mogła... Ta jedna rzecz okazała się dla niej za trudna. Z wolna jednak wszystko zaczynało układać się w jej głowie w logiczną układankę, której poszczególne kawałki znajdowały wreszcie odpowiednie miejsca dla siebie. Człowiek, któremu została przedstawiona jako jego zaginiona córka, nie był jej ojcem. Człowiek, który rozmawiał z nią wtedy w ogrodzie, nie miał z nią nic wspólnego. Absolutnie nic... To dlatego tak wielki gniew ogarnął go na myśl o kapitanie... Wszystko pasowało... Wszystko...
"Kocham cię..."
Faith zamknęła oczy, tak mocno, że cała jej twarz wykrzywiła się w bolesnym grymasie. W kącikach jej oczu zabłysnęły łzy, ale dziewczyna nie dała im szansy wypłynąć na policzki. Dusiła w sobie wszelkie emocje, które, czegokolwiek by nie probówała, nie potrafiły zostać zduszone... Zapomniane. Odegnane. Zignorowane...
Lubiła go. Przecież wiedziała... Nie chciała, by stała mu się żadna krzywda, ponieważ od pierwszego momentu, kiedy go zobaczyła i kiedy ich wzrok spotkał się na krótką chwilę, poczuła, jak formuje się pomiędzy nimi nić porozumienia... Ale teraz...
To było za dużo...
W końcu, po chwili która zdawała się wiecznością, Faith podniosła głowę i spojrzała na kapitana, stojącego teraz zaledwie dwa metry od niej. Nie wykonała żadnego innego ruchu, nie dała jakiegokolwiek znaku, iż mężczyzna może do niej podejść i zrobić to, co najwyraźniej zamierzał, z początku nie wypowiedziała też ani jednego słowa. Ale patrzyła. Pewnie i niemal bez cienia poprzedniego szaleństwa. Bo jak inaczej nazwać serce bijące tak mocno, jakby chciało wyskoczyć z klatki piersiowej? Jak inaczej wytłumaczyć, iż na dźwięk tych dwóch słow wszystko w jej wnętrzu wywracało się do góry nogami i tak okrutnie przestawiało cały jej świat...?
- Zatem prowadź, kapitanie - odezwała się cichym głosem, zbyt jednak słabym, by brzmiał tak zdecydowanie, jakby dziewczyna tego pragnęła. Jej spojrzenie badało kapitana, jakby Faith chciała zajrzeć w głąb jego duszy i... zmrozić go? onieśmielić? sprowadzić na ziemię? Nie wiedziała... Ale wiedziała, co powinna zrobić w tej właśnie chwili....
- Zaprowadź mnie do człowieka, który jest moim ojcem.
Pozostać tym, kim była niemal przez całe życie, jakie pamiętała...


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Samuel Silverword
Spam Lord



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: ZADUPIE

 Post Wysłany: Pią 11:38, 07 Lip 2006    Temat postu:

Samuelowi podobała się postawa Tholme’a. Starał się rozwiązywać problemy bez niepotrzebnego rozlewu krwi. Ale Samuel pamiętał, jak jego poprzedni mistrz kiedyś wspominał, że Tholme „lubi posługiwać się marionetkami, które dla wyższej sprawy potrafi poświęcić”. Samuel nie miał ochoty ani stać się taką marionetką, ani tym bardziej ofiarą.
Samuel wiedział też, że Tholme posiada dość niezwykły zestaw umiejętności. Tak niezwykły, że Silverword chętnie dowiedziałby się, co potrafi jego mistrz, a co za tym idzie-czy dobrze dokonał wyboru dobierając sobie nauczyciela.

Tholme chciał by Samuel ułożył mu Plan. Plan wedle którego Tholme samotnie wyjdzie z cienia, ale wróci do niego z towarzyszem. Dostanie taki Plan…może.

Uczeń nie spojrzał na mistrza, jeno przeniósł swój wzrok na mapę pałacu, którą zaczął analizować. Szkoda tylko, że ciężko było mu się przestawić na myślenie „jak uderzyć” z „jak bronić”.
Ale to nauczy go elastyczności.

Dalej nie patrząc na Tholme’a Samuel zaczął mówić głosem, który wskazywał na lekkie zdziwienie.
- Ja mam ci ułożyć plan, Mistrzu Tholme? Zaiste…czyżbyś testował swoje zaufanie i wiarę we mnie? Być może udałoby mi się ułożyć Plan dla Tholme’a…ale… Odwrócił się do niego uśmiechając się leciutko …ale nie jestem Tholme’em. A skoro nie jestem Tholme’em, nie wiem co Tholme potrafi, więc nie mogę ułożyć Planu, który zakładałby wykorzystanie umiejętności Tholme’a, bo owych umiejętności nie znam. Więc z tym Planem może być nieco ciężko Mistrzu bez tej wiedzy…


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Tholme
Mistrz Jedi



Dołączył: 30 Cze 2006
Posty: 115
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Poznań

 Post Wysłany: Pią 11:44, 07 Lip 2006    Temat postu:

Tholme tym razem wyjął dłonie z rękawów i splótł je za plecami, kiedy podchodził do swojego ucznia.
-Między innymi na tym polega droga Jedi, abyś nauczył się wczuwac w sytuację innych-zaczął-Jeśli ich zrozumiesz i pojmiesz ich sposób myślenia, będziesz wiedział jak im pomóc-Tholme ponownie odszedł na pewną odległość od wpatrującego się w holograficzną mapę Samuela-A teraz przygotowuj plan.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Samuel Silverword
Spam Lord



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: ZADUPIE

 Post Wysłany: Nie 20:15, 09 Lip 2006    Temat postu:

- Czyli Tholme potrzebuje pomocy. A skoro Tholme jej potrzebuje, będę myślaj jak Tholme, by Tholme’owi pomóc.
W głosie Samuela pojawiła się nutka satysfakcji. Satysfakcji która miała pochodzić z prostego źródła-a dokładniej takowego, że Tholme jest potrzebującym pomocy i Samuel może mu pomoc.
Oczywiście Silverword wiedział, że to jest dla niego test, a Szpieg Zakonu mógłby bez problemu sam coś wymyśleć. Ale uczeń chciał zobaczyć reakcje mistrza, w sumie dla zabawy, a to złudzenie było całkiem przyjemne-choć całkiem nieprawdziwe. Przypominało być może stan dwójki ludzi, którzy bardzo się kochają i trwają w złudzeniu, że owa miłość będzie trwała do końca świata-mimo, że oboje doskonale wiedzą, że to niemożliwe. Ale mimo to trwają w błogiej ignorancji.

Ignorancja jest błogosławieństwem.

Samuel nie był dobrym strategiem, ani taktykiem. Starał się za to być dobrym w innych…rzeczach.
Dlatego gdy wtedy patrzył na mapę pałacu, analizował nieco inne rzeczy niż rozłożenie posterunków straży czy korytarzy.
Zmrużył lekko oczy, schował dłonie w rękawach swej szaty, niczym jego mistrz.
Prościej mówiąc-przyjął postawę i typowy dla zabójczego Jedi wyraz twarzy.
Po krótkiej chwili odezwał się, naśladując sposób mówienia swojego mistrza.
- Gdybym był Tholme’em, odnalazłbym padawan Sedaye i młodego Karesh’a. Następnie, gdybym już ich znalazł, chciałbym by Torlan poczuł się bezpieczny. Spróbowałbym wtedy być Torlanem i zadałbym sobie pytanie-czego najbardziej się boję? Odpowiedziałbym sobie-najbardziej boję się pozaświatowych Jedi i prawdy, jaką ze sobą przynieśli. Po tym wniosku ponownie stałbym się Tholme’em i urządziłbym przedstawienie, w którym można byłoby się dopatrywać śmierci Faith. Gdybym był Torlanem, uwierzyłbym w śmierć Jeleny, bo to byłaby rzecz, w którą chciałbym uwierzyć. Czułbym się wtedy znacznie pewniej, bo dwójka z pozaświatowców byłaby martwa.
Jako Tholme pomyślałbym wtedy-jak osłabić straże? Pomyślałbym wtedy, co zrobiłbym, będąc strażnikiem, gdyby nowy Doradca, który również odbył swoją służbę, znając trud żołnierskiego życia, zaproponował wszystkim mały podarunek dla wszystkich, bądź większości, w postaci tak lubianego przez wszystkich hoethańśkiego alkoholu? Cieszyłbym się wtedy i brałbym, co dają-w końcu darowanej banthcie się w zęby nie zagląda-a także łaskawszym okiem spoglądałbym na nowego dowódcę. Dlatego będąc Tholme’em skontaktowałbym się z Karesh’em i nakazałbym zaprzyjaźnić się mu z nowymi podwładnymi. Nakazałbym mu też wtedy powiedzieć jego ojcu, że Silverword jest ich sojusznikiem i poprosiłbym go, by jego zaufani i najwierniejsi ludzie zrobili to, o co ich poprosi, bowiem nawet jeśli młody Karesh byłby ich oficjalnym przywódcą, prędzej posłuszni będą temu, komu są lojalni i komu ufają, czyli Karesh’owi staremu.
Obstawiłbym wtedy niewieloma ludźmi i to tylko zaufanymi kostnicę i drogę od domu umarłych do miejsca przebywania króla.
Będąc Tholme’em, dałbym się postrzelić w pałacu, by udać dzięki swoim umiejętnością martwego i dostać się w ten sposób do kostnicy, gdzie bym się przebudził. Wtedy przebudziłbym się i korzystając z bezpiecznej drogi dostałbym się do Torlana, który będąc pewnym, że wszyscy jego wrogowie są martwi, czułby się niezwykle bezpiecznie, a jego czujność osłabłaby. Porwałbym go wtedy i uciekł wcześniej umówioną z Karesh’em drogą.
Ewentualnie, korzystając z wytworzonej już zapewne siatce szpiegowskiej zrzeszającej przeróżnych ludzi, niekiedy spod ciemnej gwiazdy, zapłaciłbym gdzie trzeba i doprowadziłbym do zamieszek, która szczęśliwie zbiegłby by się w czasie z inflirtacją pałacu. To zrobiłbym będąc Tholme’em, który potrzebuje pomocy.

Samuel przestał mówić, nie zmieniając jednak niczego w swoim wyglądzie czy zachowaniu. Wpatrywał się nadal w mapę, a dokładniej niesprecyzowany jej punkt-w który wpatrywał się przez cały „Plan”.

Silverword wiedział, że Tholme może się do planu nie zastosować-bo niekoniecznie był Tholme’em który potrzebował pomocy.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Brasidas
Jaszczur



Dołączył: 30 Lip 2005
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Z Galaktyki

 Post Wysłany: Pon 0:08, 31 Lip 2006    Temat postu:

Kapitan uśmiechnął się, postąpił krok do przodu, jakby chciał uściskać Faith, ale nagle się powstrzymał, Spojrzał za siebie gdzie w oddali widać było zbliżające się w oddali pojazdy.

- Musimy ruszać, niedługo przybędą tu inni strażnicy. Za pół godziny będę wybrany na doradcę królestwa. Całego Hoeth to jest szansa, jakiej nie mogę przegapić inaczej całe to wszystko będzie stracone. Król-Torlan stara się mnie wyeliminować, ale w pałacu, są już teraz setki kamer, dziennikarzy, cywili, monarchów, jak tylko tam się dostanę będzie po wszystkim… niemal. Jak zostanę doradcą będę następcą tronu, eliminując fałszywego króla uda się wydrzeć… temu mordercy i tyranowi wolność całej planety i przywrócić ją jej ludowi. Niestety nie ma innej drogi, twój ojciec tak jak Torlan korzystał z syntciał od wielu lat. Teraz jest niemożliwe odzyskanie jego prawdziwej twarzy, nigdy nie uda się udowodnić, ze jest tym kim jest, zwłaszcza, że tak zaszczuli obecnie ciebie i innych Jedi. Musimy się dostać do pałacu, tam po mej nominacji, będzie trzeba zabić króla, on będzie chciał zrobić to samo z nami. Wygra ten kto uderzy pierwszy, ale ja mam ciebie, może działając razem nam się uda… może się nam uda. Jesteśmy ostatnią nadzieją dla Hoeth, Faith… ostatnią.

W hangarze znajdował się speeder, kapitan zasiadł w nim i natychmiast uruchomił silnik, kiedy Faith zajęła drugie miejsce ruszył przed siebie, obierając kierunek na pałac. Dostanie się tam będzie wymagać pewnej sztuki, ale jeżeli Karesh chciał zdążyć, nie miał wyboru. Sam wylot z kosmoportu był łatwy, kłopoty pojawiły się dopiero w środku miasta. Wciąż poszukiwana, Faith była w niebezpieczeństwie, jednocześnie utrudniając podróż. Wszędzie kontrole, które kapitan starał się uniknąć skręcając w boczne ulice i robiąc czasem dosyć spore objazdy. W końcu jednak nie był innego wyjścia niż jakoś przedostać się przez następną. Brakowało czasu by się zatrzymać i pomyśleć, by zawrócić lub skręcić, złapani w sunący nurt innych speederów, Karesh i Faith zostali zatrzymani na blokadzie przez kilku Hoethańskich żołnierzy.

-Stać pokazać jakieś dowo… zaraz czy ty nie jesteś…

Czasu było niewiele, trzeba było dzia lać.

************

-NIE! Nie rozumiecie. Nie można go osądzić, będziemy wtedy tylko uzurpatorami. Nic nie ma na dowód, nie można porównać mojej krwi z moją…córką. To nic nie oznacza, skąd mają wiedzieć… wierzyć,że jest ona córką króla? Po tym wszystkim co już naopowiadano całemu społeczeństwu o Jedi, nikt nie uwierzy. Jeżeli się go pojmie, osądzić będziemy chcieli, doprowadzi to tylko do kolejnego rozlewu krwi, tysięcy, setek nawet! Będzie wojna domowa. Część nam uwierzy inni, zostaną lojalni. A nawet jak wygramy to zawsze władza nie będzie stabilna. Za dużo było walk, śmierci, nie chcę mieć kolejnej wojny na sumieniu. Powinienem był kilkanaście lat temu rozprawić się z Torlenem i jego ludźmi jak należy, uniknąłbym tego, a teraz? Te tysiące są na moim sumieniu, ponieważ byłem słaby, za bardzo… współczujący. Musimy… musimy zabić króla. Tylko jego śmierć uratuje tysiące! Jego śmierć da wieczny pokój. Nigdy nie odzyskam władzy, ale będę wiedział, że jest w odpowiednich, prawowitych rękach, zwłaszcza gdybym wydał moja córkę za kapitana Karesha. Torlana, prawdy o nim… nigdy by nie ujawniono, umarłby jak bohater, żyjący moim życiem, moimi dokonaniami… ale to nieważne, najważniejsze jest dobro całej planety, sprawiedliwość i wolność. Ponadto mogę wam zapewnić, że dostaniecie olbrzymie dostawy syntcioał, takie jakie będą wam potrzebne. Wiem co dzieje się na zewnątrz w galaktyce, jak wy Jedi w imię wolności i demokracji walczycie z tą… zarazą złem Separatystów. My jesteśmy z wami, pomożemy, musicie nam tylko pozwolić, a to prowadzi przez śmierć jednej osoby, tylko jednej, króla… Torlana.

Kaylak spojrzał na obu Jedi, był bardzo przejęty i pełen emocji. Wiele z nich było wyczuwalnych, strach, desperacja, nadzieja i żądza zemsty. Jednak, wiele z tego co mówił było odczuwalne że wierzy z całego serca, z całego serca.

- Zrozumcie nie ma innej drogi! Jedno życie uratuje setki tysięcy, uratuje pokój i zapewni go na setki lat. Jeden zły uczynek, jest tego wart, czasem zło trzeba zwalczać złem, by pojąć prawdziwe znaczenie dobra.

[off] No Tholme będziesz usiał w końcu napisać ty tu rządzisz i jesteście w tyle za akcja u Faith Wink Będzie zaraz mapka ogólnie kompleksu pałacowego, by można było łatwiej coś doplanować. [/off]


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Tholme
Mistrz Jedi



Dołączył: 30 Cze 2006
Posty: 115
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Poznań

 Post Wysłany: Wto 19:57, 01 Sie 2006    Temat postu:

Tholme słuchał z uwagą słów mężczyzny. Skubał przy tym swoją szczeciniastą brodę i wyglądał na bardzo zamylonego. Jednocześnie jego twarz wyglądała niezwykle surowo. Wyglądał jak sędzia, gotów wydać osąd na osobe, która się przed nim korzy. roźny wizerunek dodatkowo potęgowała blizna przecinająca pionowo jego oczodół.
Tymcasem wewnątrz swojego umysłu mistrz Jeditoczył prawdziwą wojnę. Wojnę między racjonalnym, chłodnym podejściem, a filoofią Jedi. wojnę między miłosierdziem, a konicznością. Między litością, a potrzebą. Między sercem, a chłodną logiką i kalkulacją.
Nie mozna było zaprzeczyć, że król wierzył w swoje słowa. Tym wiekszy Tholme żywił dla nigo szcunek. Gotowość do poświęceia wszystkiego w imię dobra swojej planety była dowodem prawdziwej szlachetności. Bez wątpienia ten osobnik musiał rządzić swoją planeta naprawdę dobrze. To był władca, za którego wielu mogłoby oddać życie.
A teraz on było gotowy poświęcić swoje.
Tymbardziej treba mu było współczuć, pomyślał Tholme, jednak bez cienia emocji w swoim umyśle. W tej chwili nie mógł sobie na nie pozwolić. Musiał ocenić ałą sytuację sposobem Jedi. A także sposobem Anzatich.
Nie mógł zaprzeczyć, król wierzyłw to co mówił. Tholme tez zaczynał w to wirzyć. On miał rację. Kłmastwo jest głęboko zasadzone. Zwykłe usunięcie nie zaradzi wszystkiemu. Pozostanie legenda króla, jego słowa o iesprawidliwości, i tym podobne. z drugiej strony morderstwo....Jedi szanują każde życie. Nie zabijają swych więźniów. Decyzję w tej sprawie podjąć powinna Rada Jedi.
W tej chwili Tholme był sam, a jedynym doradcą mógłby być Samuel, który natychmiast strzeliłby mu kazanie o dyplomacji.
Uśmiechnął się lekko pod nosem. Zabawne. Na starość zaczyna się zachowywać jak młodzieniaszek.
Szybko wrócił do palącej kwestii. Musiał jszcze ustosunkować się do planu Samuela.
-Wysłuchałem twojej propozycji, Samuelu-odezwałsię po kilkuminutowym milczeniu-[/i]wiedział, że młodzieniec wychwyci tę różnicę znaczeń. Nie powiedział, co o nim sądzi, ani czy go zastosuje-Teraz ściągnij z lokalnej sieci holonetowej plan pałacu. Powinien się znajdować w bazie systemów bezpieczeństwa. Powinienieś umieć to zrobić. Terminal zapewne jest niedaleko.
Sam zaś owrócił się w stronę upodlonego do granic człowieka.
-Nie powiem ci, czy zastosuje się do twych słów. Nie mogę ci tego obiecać. Wiedz jednak, że rozważę to wszystko kilkukrotnie podczas wkradania się do pałacu. Podejmę decyzję, którą uznam za słuszną.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Forum Rise of the Empire RPG Strona Główna » Archiwum Jedi » Widmo przeszłości
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Następny
Strona 8 z 9

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach




Solaris phpBB theme/template by Jakob Persson
Copyright © Jakob Persson 2003

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group