FAQ Zaloguj
Szukaj Profil
Użytkownicy Grupy
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Rejestracja
Widmo przeszłości
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Następny
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Forum Rise of the Empire RPG Strona Główna » Archiwum Jedi » Widmo przeszłości
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Brasidas
Jaszczur



Dołączył: 30 Lip 2005
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Z Galaktyki

 Post Wysłany: Śro 20:39, 12 Paź 2005    Temat postu:

Faith medytowała, moc płynęła przez nią uspokajając i pozwalając zapanować nad myślami i uczuciami. "There is no emotion there is peace". Słyszała głos swej mistrzyni, gdzieś tam daleko, z odległych czasów, mówiący jej słowa kodeksu i tłumacząca ich znaczenie.
Moc krążyła wokół Faith coraz mocniej, wraz z pogrążaniem się jej umysłu w medytacji. Nagle młoda padawanka niczym obok siebie usłyszała glos Mistrzyni Galii:
"- Pamiętaj Jedi to uczucia.
- Ale przecież nie ma emocji
- Zgadza się, tak mówi Kodeks, ale musisz go rozumieć. Nie chodzi by emocji nie było, ale by tobą nie rządziły. Byś czuła jak przez emocje przepływa moc i wybierała najlepszą drogę. Ale wybierała ją sama, nie by emocje wybierały za ciebie. Dlatego nie ma Emocji, są tylko twoje decyzje, wsłuchaj się w siebie i moc i poczuj ją, podejmij sama, spokojnie dalszą drogę przyszłości....."


Moc dalej krążyła niczym wir, pozwalając ukoić myśli, emocje i ...doświadczyć czegoś innego. Moc coraz bardziej krążyła jak wir, wir, który Faith mogła dostrzec w swoim umyśle. Wir, który powoli się...zbliżał, jeszcze chwilkę i...wir ją pochłonął, całą, niczym nurt, który się nie da okiełznać, leciała, w nieznane, leciała szybko, a potem…a potem nastąpił błysk i Faith znalazła się w zupełnie innym miejscu, widząc obrazy, dziwne obrazy.

Widziała swojego...ojca, króla Kaylaka, który trzymał niemowlę w ramionach, obok byli inni, matka, i inni, młody...Marszałek i chłopiec obok niego. Obraz skończył się tak samo szybko, jak się zaczął, zastąpił go inny:
Widziała dziewczynkę niemal roczną, w ogrodzie, szła powoli chwiejąc się na wszystkie strony, szła w kierunku stawu, szła ku czekającej na nią otchłani. Gdy już niemal tam wpadła, schwyciła ja ręka…ręka chłopca, o blond włosach, złapał ją i odciągnął. Kilkuletni chłopiec, miał niebieskie ubranie i oczy, na szyi naszyjnik zloty, który dziewczynka teraz trzymała, naszyjnik z gwiazdą. Chłopiec zdjął po chwili naszyjnik i dał małej dziewczynce, a potem uciekł na dźwięk słów jakiejś kobiety: "Jelena, Jelena"

Nim umysł mógł coś uchwycić, Faith widziała znowu ten ogród, ten sam staw, to samo miejsce. Stała tam kobieta, w skromnych szatach Jedi to…to była ona, Faith. Stała i patrzyła na staw, w tym samym miejscu, co mała dziewczynka, trzymała coś w ręku, coś złotego i starego...cennego. Nagle za nią pojawił się cień, nim dziewczyna się obróciła usłyszała męski głos:"Piękny staw panno Faith, nazywają go Stawem "Turkusowych blasków". Kiedy księżyc jest w pełni, pada jego światło na ten staw, w bezchmurna noc widać jak woda zaczyna świecić na turkusowy kolor, stając się jaśniejszy niż sam księżyc. " Nim dziweczyna mogła cokolwiek zrobić usłyszała...dźwięk, znajomy dźwięk...jakby...strzał z blastera!!! Po chwili było tylko widać jak Faith trzymała młodego kapitana w ramionach a on...krwawił i zamykał oczy....

Nagle wszystko ustąpiło a Faith znowu była w swoim pokoju, cała spocona.

******

Młody kapitan spojrzał zaskoczony na Samuela, ale po chwili odpowiedział spokojnie:
- Oczywiście Jedi Silverword, proszę tedy, kawałeczek stąd, jest wspaniałe miejsce na rozmowę w cztery oczy, chociaż tak na prawdę każde niemal miejsce w pałacu, do tego się znakomicie nadaje. Nie mamy wrogów, mamy małą służbę, można rozmawiać spokojnie niemal wszędzie.

Kapitan lekko się uśmiechnął i ruszył korytarzem. Samuel za nim. Po chwili byli na tarasie nad wspaniałym wielkim ogrodzie. Pięknym miejscu, pełnym...kwiatów, kwiatów każdego koloru, jaki zna galaktyka. Posadzone były one we wspaniałych kompozycjach, które tworzyły zadziwiające wzory i malowidła. Sam ogród, w którego środku był niewielki staw, było widać, że został zaprojektowany, przez najznakomitszych artystów. Od samego spoglądania na kwiaty i wzory, jakie tworzyły, człowiek czuł...spokój, spokój ducha.

Samuel czuł jak moc krąży w tym miejscu, jak ogród jest jej pełny, kwiaty, jakby przez wzory gromadziły moc i…pozwalały jej odejść i uspokoić wszystkich obecnych, tych którzy mieli chwilę, by spojrzeć na niemal doskonałe piękno.
Samuel spojrzał na kapitana, który znowu lekko się uśmiechnął:
- Ogród jest wspaniały, ktoś...kto go projektował setki lat temu, musiał być mistrzem. Wspaniałe miejsce, człowiek może odpocząć i zapomnieć o...problemach. Moje ulubione miejsce na całym Hoeth
Kapitan mówił te słowa patrząc się już na ogród poniżej. Po chwili usiadł na jednej zawleczce dwóch naprzeciw siebie ławeczczek i powiedział:

- Tutaj możemy spokojnie porozmawiać, proszę Jedi Silverword usiąść i powiedzieć, o czym chcesz ze mną mówić. Postaram się w miarę możliwości, odpowiedzieć na wszelkie pytania.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Mistrz Tholme
Gość







 Post Wysłany: Czw 13:01, 13 Paź 2005    Temat postu:

Po zakończeniu audiencji Tholme udał się razem z pozostałymi Jedi do komnat prowadzony przez kapitana.
Rozmyślał o tej rozmowie. Sprawne ucho i analityczny umysł mógł z niej wiele wyciągnąć, ale i bez specjalnych szkoleń można było wiele osiągnąć.
Wystarczyło tylko słuchać.
Tholme znał wartość słów, ale jeszcze bardziej cenił to, co jest pod nimi ukryte.
Kiedy byli w środku patrzył na Faith, ale padawanka unikała jego spojrzenia. W końcu poszła do swoich komnat, zanim Tholme zdążył coś powiedzieć.
"Chyba się starzeję"- pomyślał, choć miał dopiero 40 lat.
Samuel zaś wymknął się, po tym jak mistrz skinieniem głowy pozwolił mu wyjść.
Samuel był zdecydowanie zbyt gorliwy. Priorytetem jest nauczyć go cierpliwośći.
Tholme nie miał zamiaru spać. Usiadł w pozycji lotosu na dywanie i położył dłonie na rozłożonych kolanach, po czym pogrążył się w medytacji.
Pozostawało czekać na rozwój wydarzeń.
 Powrót do góry »
Samuel Silverword
Spam Lord



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: ZADUPIE

 Post Wysłany: Czw 16:29, 13 Paź 2005    Temat postu:

Samuel podążył za kapitanem. Gdy znalezli się w tym...ogrodzie, przez chwilę zaniemówił. Czegoś tak pięknego nie widział NIGDY! I może nie zobaczy...
Rozkoszował swe oczy widokiem cudnego ogrodu, zaś gdy kapitan wyraził swoją opinie o tym cudzie galaktyki, Samuel przytaknął, szepcąc pod nosem ,,Wspaniałe, naprawdę wspaniałe!"

Mimo, iż po chwili Samuel mógł swobodnie rozmawiać, wciąż ogród wprawiał go w zachwyt.

-Rzeczywiście, cudowne miejsce! Coś tak wspaniałego...i dodatkowo działającego tak uspakajająco. Szkoda, że osoba która to zaprojektowała nie żyje już zapewne...

Westchnął. Tak wspaniałe miejsce...być może jedyne takie w Galaktyce! A ta głupia wojna może to zniszczyć, spalić, bez mrugnięcia oka...

-Szczególnie w Świątyni Jedi taki...ogród by się przydał. Takie piękne...ale tak, tak. Chciałem o czymś z panem porozmawiać...jak pan wie, jesteśmy tutaj na misji dyplomatycznej. Misji ważnej...od pewnych czynników, takich jak posiadana wiedza o tym, z kim się negocjuje...a niestety, o waszym cudnym Hoeth nie ma zbyt wiele. I chciałbym prosić pana o to, by pomógł nam pan...mi, Mistrzowi Tholme'owi ,a w szczególności Jelenie...

Tak, Jelenie. Samuel miał nadzieje, że jeśli młody kapitan nie będzie chciał pomóc im, to na pewno zechce pomóc swej...narzeczonej.

-Jako, że nie chcemy w żaden sposób urazić nikogo, a tak mało wiemy o waszej wspaniałej planecie...mógłby pan, drogi Kapitanie, opowiedzieć nieco o samym Królu? I jego mądrym doradcy, Qarze Vistrunie? Nie chciałbym go urazić, sam rozumiesz...tak samo jak i twego mądrego ojca, Gezu Karesha.

Szczególnie interesowało go to, kto ma większy wpływ na Króla-doradca czy marszałek?

-No i ciekawi mnie jedna sprawa...to ty jesteś sczęśliwym narzeczonym Jeleny? W jaki sposób się poznaliście?

Jeśli...jeśli Kapitanowi zależy na Faith...Jelenie...to nie on doprowadził do wypadku. A jeśli to Qar...lub ktokolwiek...to Samuel może wykorzystać to przeciw niemu-słówko szepnięte kapitanowi, kapitan marszałkowi...[/i]


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Faith Sedaya
Padawan



Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 108
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: z tajemnych zakątków galaktyki

 Post Wysłany: Pią 21:27, 14 Paź 2005    Temat postu:

W ułamku sekundy otworzyła oczy, gwałtownie wciągając do płuc powietrze, jakby czerpała życiodajnego tlenu po długim, bezkresnym nurkowaniu. Zlana zimnym potem i jednocześnie rozgrzana jakoś dziwnie na całej twarzy, nie mogła złapać oddechu, dlatego siedziała nieruchomo, dając sobie trochę czasu na uspokojenie. Świeże powietrze, dochodzące przez otwarte drzwi balkonu, orzeźwiało jej ciało, powoli kojąc zmysły, bo choć patrzyła przed siebie, na rozgwieżdżone niebo, widziała tylko ten straszliwy obraz...
Nie chciała, żeby on umierał...
Przyszłość nie była pewna - wiele jeszcze zdarzeń mogło wpłynąć na nią w taki, czy inny sposób. A jednak widok umierającego w jej ramionach kapitana powiedział Faith więcej, niż mogła oczekiwać. Wspomnienie, które podsunęła jej Moc, było prawdziwe i teraz bez żadnych już wątpliwości dziewczyna czuła, że to wszystko to była prawda. A chłopiec, który ją wtedy uratował... na imię miał Jarin Karesh.
Przekręciła głowę, uprzednio cały czas trzymaną nieruchomo w jednej pozycji. Nie przestawała czuć w sercu uciskania - czuła je od momentu, gdy z ust Mistrza Windu dowiedziała się o sobie prawdy, jednak teraz wrażenie to było trochę inne. To już nie był strach przed własną przyszłością, przed dokonaniem własnych wyborów, lecz przed tym, jak jej wybory wpłyną na innych. I czy będą one w stanie coś zmienić. Niepokój jej pogłębiał się tymbardziej, kiedy myślała o wypadku, o doradcy, o calej tej dziwnej atmosferze, której zmysły Jedi nie mogły pominąć. A teraz na dodatek ta wizja...
Podniosła się, ignorując ból zesztywniałych mięśni, i nie zakładając jeszcze butów, ponownie wyszła na balkon. Spojrzała przed siebie swoimi dużymi, szarymi oczami, pozwalając powiewom wiatru swobodnie kołysać kosmyki jej włosów. Ciekawa była, gdzie dokładnie znajdował się ten staw, Staw Turkusowych Blasków, bo poczuła nagle przemożną chęć, żeby udać się tam i zobaczyć - ponownie - to miejsce. By przekonać się, czy w dalszym ciągu było tak piękne... Powstrzymała się jednak, gdy jej umysł przywołał dźwięk strzału, zapach krwi, i ciężar ciała, które trzymała w ramionach... Przymknęła oczy i zacisnęła zęby, ale nic to nie pomogło. Nie mogła o tym zapomnieć... Ani o wizji, ani o kłuciu w sercu...
Jeśli to miało jakiś głębszy sens, jeśli to było ostrzeżenie, od Mocy, przed niebezpieczeństwem... to nie mogła o tym zapomnieć...
Odwróciła się, i szybko założywszy buty, udała się do drzwi. Zatrzymała się jednak tuż przed nimi, wahając się, czy chciała to zrobić, czy powinna... Mistrz Tholme pomógł jej, bo sama nie potrafila dać sobie rady, ale... czy to, że być może uzna ją za słabą, za niegodną, znaczyło, że mogła pominąć to ostrzeżenie i zapomnieć o jego groźnym wydźwięku...? Jeśli narazi w ten sposób kogoś... kogokolwiek...
Wyszła. Chwilę później nacisnęła przycisk dźwiękowy na panelu przy drzwiach komnaty Mistrza Tholme'a...


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Mistrz Tholme
Gość







 Post Wysłany: Pią 21:38, 14 Paź 2005    Temat postu:

Tholme powoli otworzył oczy, gdy usłyszał dźwięk dzwonka. Wprawdzie czuł obecnoc Faith poprzez Moc, ale wcześniej nic nie robił, czując także trapiące dziewczynę wątpliwości. Wstał i wygładził swój płaszcz, po czym podszedł do drzwi i wcisnął płytkę je otwierającą.Spojrzał na młodą padawanke i usmiechnął się lekko, po czym wskazał rękoma wnętrze i odsunął sie trochę, tworząc dla niej przejście.
-Jelena-powiedział, w pełni świadom i używając z premedytacją tego własnie imienia. chciał zobaczyć reakcję padawanki-Wejdź proszę. Co cię do mnie sprowadza?-spytał miłym tonem
 Powrót do góry »
Faith Sedaya
Padawan



Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 108
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: z tajemnych zakątków galaktyki

 Post Wysłany: Pią 22:32, 14 Paź 2005    Temat postu:

Dźwięk tego imienia, jej prawdziwego miana nadanego przy narodzinach - dźwięk tego właśnie imienia usłyszanego z ust nikogo innego, jak Mistrza Jedi... nie był dla Faith miły. Czy ostatnia ostoja, gdzie zawsze mogła szukać rady, pomocy i dobrego słowa, właśnie przestała dla niej istnieć? Była Jeleną, wiedziała o tym, ale jednak przede wszystkim zawsze była Jedi. I na Jedi, jako Faith Sedaya, opierała całe swoje życie. Nie chciała zostawać dla Zakonu jedynie księżniczką z odległej planety... Nie chciała...
I nie chciała też, żeby krótki, urywany gniewny impuls, którego jej zmęczone zmysły nie były w stanie powstrzymać, zapanował nad nią w tej jednej chwili. Nie spojrzała na Mistrza - obawiała się, że w wyrazie jego twarzy znajdzie jakieś oskarżenie, naganę, jakiś wyraz, który powie jej, jak bardzo zawiniła. Wkroczyła jednak do komnaty, na moment mocno ściskając złączone razem dłonie. Przez chwilę próbowała znaleźć w głowie odpowiednie słowa - a raczej odszukać te, które uleciały jej z pamięci wtedy, gdy usłyszała to imię, ale w końcu musiała dać za wygraną.
- Mistrzu... - zaczęła cichym głosem, z początku ledwo słyszalnym. Odwróciła się do niego przodem, jednak wciąż nie spojrzała mu w oczy.
- Mistrzu... zobaczyłam coś dzisiaj, coś, co napełniło mnie głębokim niepokojem. To była wizja, przyszłość, ale taka, której nie chcę, by się spełniła. Zobaczyłam... Zobaczyłam, jak kapitan Karesh umiera... Wiem - podjęła szybko, żeby zatrzeć te ślady wahania - że to, co widziałam, nie jest pewne, że jest wiele ścieżek, którymi mogą potoczyć się wydarzenia, jednak nie mogę uwolnić się od obaw, iż jest to związane z tym, co dzisiaj usłyszeliśmy. I czego sami doświadczyliśmy - urwała na chwilę, wracając pamięcią do wypadku. - Jeśli to jest ostrzeżenie, to czy jest jakiś sposób, by uniknąć takiego ciągu zdarzeń?
I tu podniosła na Mistrza wzrok - pytający, pełen obaw i głęboko skrywanej nadziei. Bała się, że Jedi od razu zorientuje się, jakie uczucia kłębiły się w jej wnętrzu, jednak było to ryzyko, które musiała ponieść.
- Naszą misją jest pozyskanie syntciał, lecz jeśli nasza obecność narazi kogoś na niebezpieczeństwo...
Urwała... Nie wiedziała, co powiedzieć dalej. Lecz czy Jedi potrzebne były słowa?


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Mistrz Tholme
Gość







 Post Wysłany: Pią 22:40, 14 Paź 2005    Temat postu:

istrz Tholme podszedł do młodej padawanki i delikatnie posadził ją na kanapie porodku swojej komnaty. Następnie przysunął do siebie fotel i usiadł naprzeciw jej. Patrzył się wprost na nią. Wyczuwał jej emocje, pełne frustracji, strachu, niepokoju, ale niepozbawione promyczka nadziei.
Musiał ją pocieszyć.
A miał do dyspozycji jedynie komunały Zakonu Jedi.
-Jeleno...Faith....-rozpoczął mistrz-Twoja wizja nie musi sie spełnić-powiedział tak, lecz w głbi serca myślął,że jest całkiem mozliwa, zwłaszcza jeśli jego podejrzenia wobec doradcy króla były słuszne. Wyglądało na to, że ich rola mogła sie skończyć. Czas było a agresywne negocjacje-Wiem, że jest ci ciężko. Wyczuwam to w tobie. Boiszsię tej konfrontacji z przeszłością. Zakon postawił cie przed ciężką próbą-/i]mistrz przysunął się do padawanki i położył jej dłoń na ramieniu-[i]Znosisz to dzielnie, ale musisz nauczyć się hamowac negatywne emocje. Nie możesz się im poddawać, pozwalac by cię zalewały. Musisz je kontrolowac, trzymac w ryzach. Nie ma emocji. Pamiętaj o kodeksie-tobyła ta część, która Tholme jako mistrz Jedi powiedzieć musał.Nadszedł czas na bardziej osobista część wypowiedzi-Co zas do twojej wizji- obiecuje ci, że zrobimy wszystko, co wnaszej mocy, aby nie dopuścić do jej ziszczenia-powiedział z pełną wiara w swoje słowa-Mam pewne podejrzenia, o do osoby mogącej być wykonawcą twej wizji, a wiedzieć skąd nadjdzie atak oznacza miec wygraną w kieszeni-przerwał na moment, po czym dalej kontynuował-nie chcę cie oszukiwac, mówiąc, że wizja siię nie spełni, że jes jedynie projekcja wynikła z twojego strachu. Każde muśnięcie, kade słowo, wszystko wpływa na Moc i zmienia przyszłość. Także nasza rozmowa. Możliwe, że to, co mówimy oddala wizjsierci od kapitana. Możliwe, że ją przybliża. Jestesmy jednak Jedi i powstrzymamy to zagrożenie.
 Powrót do góry »
Faith Sedaya
Padawan



Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 108
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: z tajemnych zakątków galaktyki

 Post Wysłany: Sob 22:36, 15 Paź 2005    Temat postu:

Milczała, kiedy Mistrz Tholme skończył mówić. Odwróciła wzrok, uprzednio skupiony na twarzy mężczyzny, i spojrzała przed siebie, myśląc o tym wszystkim, co jej powiedział. Zanim jeszcze tu przyszła wiedziała, że otrzyma taką właśnie odpowiedź - i zdawała sobie sprawę z tego, że nikt nie mógł jej zapewnić, że wszystko będzie dobrze. A jednak mimo tego odczuła pewną ulgę. Nie była sama - pocieszenia zawsze mogła szukać w Mocy, lecz pewne rzeczy w pewien sposób przekazać mogła tylko żyjąca istota. I za to, za wsparcie i za zrozumienie, Faith mogła teraz dziękować Mistrzowi.
Spojrzała na niego, uśmiechając się słabo.
- Dziękuję, Mistrzu - wyszeptała, po czym zorientowała się, że nie wiedziała, co jeszcze powiedzieć. Mistrz powinien wiedzieć, że jako padawanka Jedi dziewczyna da z siebie wszystko, a poza tym... wszystkie jej odczucia i przemyślenia dla Mistrza były jak na dłoni. Uśmiechnęła się znów miękko, ledwo unosząc do góry kąciki ust, i podniosła się powoli z kanapy, na której ją usadowił. Spokojnym, wyraźnie opanowanym krokiem zbliżyła się do drzwi, jednak zanim wcisnęła przycisk je otwierający, odwróciła się jeszcze na chwilę. Zawahała się, ale tylko na moment.
- Nie chcę, by ktokolwiek musiał przez to cierpieć. Jeśli ode mnie, czy jako Jedi, czy jako córki króla, będzie zależało czyjeś bezpieczeństwo, zrobię wszystko, by go nie naruszyć.
I posyłając Mistrzowi ostatnie poważne spojrzenie, wyszła, wracając do swojej komnaty. Tam usiadła na krawędzi łóżka i przez kilka chwil siedziała po prostu na nim, nieruchoma, zamyślona, i na daremno szukająca miliona odpowiedzi na miliony pytań naraz. Ułożyła się potem na tym obszernym i zbyt wygodnym posłaniu, zasypiając niemal od razu...


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Brasidas
Jaszczur



Dołączył: 30 Lip 2005
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Z Galaktyki

 Post Wysłany: Nie 22:28, 16 Paź 2005    Temat postu:

Kapitan Karesh z uwagą słuchał Samuela, kiedy Jedi skończył mówić, młody oficer odpowiedział spokojnie.
- Oczywiście twoja ciekawość Jedi Samuelu jest jak najbardziej...oczywista. Hmm, Król Kaylack rządził planetą jeszcze przed moimi narodzinami. Jest mądrym i sprawiedliwym władcą. Zawsze dbał o to by Hoeth powoli się rozwijało, zgodnie z naturą tej planety. Staramy się żyć w harmonii z natura, niemal jak Alderaańczycy, nic dziwnego wielu kolonistów, którzy osiedlili się tu byli z Chandrili i Alderaanu.

Kapitan przerwał na chwile zastanawiając się jak dobrać odpowiednio słowa.
- Król Kaylak jest w prostej linii potomkiem pierwszego przywódcy kolouistów i Hoeth City, pierwszego osiedla na planecie. Jego ojcem był Volsard, który był podobno bardzo szorstki, zamknięty w sobie i oschły, ale również był sprawiedliwym władcą. Jego syn Kaylak Zarezsh był jego jedynym potomkiem. Ojciec panienki Jeleny, został władcą Hoeth w wieku 22 lat, po nieszczęśliwej śmierci swego ojca na nieznana pozaświatową chorobę, wielu obywatelów naszej społeczności umarło wtedy. Zaraza szerzyła się wiele tygodni.

- Młody król Kaylak energicznie zabrał się za walkę z zarazą, wysłał dyplomatów do Republiki i wynegocjował pomoc i ..lekartwo. Weilu było bardzo niezadowolonych z kontaktów z pozaświatem, zwłaszcza, że jedyne co uzyskaliśmy, była owa zaraza. Jednak król Kaylak wierzył że to nasza jedyna szansa na przetrwanie, ze inne światy mają również do zaoferowania wiele dobrego, trzeba tylko dać im szansę, uznawał że Hoeth musi otworzyć się choć trochę na Galaktykę, by nigdy nie przeżywać podobnych horrorów.

- Wielu było mu przeciwnych, pomocy pozaświatowców i powstała...rebelia, pod wodzą Torlana, byłego doradcy ojca mojego władcy. Król wierzył, że Torlan czyni to dla dobra Hoeth, że boi się, że kontakty z Galaktyka przyniosą więcej złego niż korzyści, że mimo tego, że pomogli zwalczyć zarazę, będą chcieli kiedyś sowitej zapłaty. Na szczęście Kaylak zażegnał pokojowo konflikt, a Torlan został jego doradcą. Jak bardzo się mylił względem niego przekonał się wiele lat później. Kiedy urodziła się Jelena została ona przyrzeczona mi, byłem raptem kilkuletnim chłopcem. Mój ojciec był już wtedy marszałkiem, to on przyczynił się do pokojowego zażegnania rebelii i kilku innych kryzysów, jakie nastąpiły z pozaświatowcami, zwłaszcza napadami piratów. Król chciał w ten sposób mu się odwdzięczyć, za służbę naszej rodziny rodowi Zarezsh.

- Torlan, nie przyjął tego dobrze, sądził że to mu, albo jego synowi dana będzie księżniczka. Wielu uważa, że jego zdrada narodziła się wtedy, z niedoceniania, ale ja wierze, że już podczas Rebelii ta zdrada się ujawniła, że od zawsze pragnął on władzy. Około rok po narodzinach księżniczki, Torlan zorganizował porwanie, i mimo iż został schwytany i wydał miejsce, gdzie porywacze mieli czekać na niego, nie udało się odnaleźć panienki Jeleny. Król Kaylak i jego małżonka Lodres byli rozpaczeni. Przez wiele nocy król i królowa nie pokazywali się publicznie, byli zamknięci w swoich komnatach.

- Wiele czasu zajęło im dojście do siebie i próba o nowego potomka niebyła łatwa. Jednak potrzeb posiadania takowego była silniejsza od największego bólu. Kilka miesięcy po poprwaniu okazało się, że królowa była juz w ciąży, nosiła chłopca. Ale...niestety poród był tragiczny. Królowa nie wytrzymała go, tak samo jak chłopiec, ona i dziecko umarli. Król się załamał. Trwało to miesiące. Nadludzka siłą podniósł się z tego ciosu, ale nadal do dziś nie jest już taki sam, jak dawniej, przed tymi tragediami. Swoja miłość przerzucił na Hoeth starając się by była piękna i bezpieczna, była swoistym rajem, przynajmniej dla innych. I...muszę przyznać, że są chyba gorsze miejsca do mieszkania i my w żaden sposób nie mamy na co narzekać.

- Co do mojego ojca. Był jak jego ojcowie, czyli dziadowie, od młodego wieku przy królu. To już tradycja naszego rodu, wszyscy potomkowie Karesh są wojskowymi służącymi całym sercem władcom Hoeth. Ja również. Mój ojciec był już generałem, kiedy była Rebelia, tuż po zarazie. To on doprowadził do pokoju i powrotu Torlana do króla. Do dziś ojciec chyba się zastanawia czy nie lepsza mogła się okazać wojna i przelew krwi. Ojciec już jako marszałek służy po dziś dzień jako głównodowodzący naszych niewielkich sił, broni Hoeth przed wszystkimi zagrożeniami. Przyznam się, że sam zdziwiłem się, że...wspomniał o tym przyrzeczeniu króla. Sadziłem, że już nikt nie pamięta o tym...dziwnym uzgodnieniu.


Kapitan przestał na chwilę patrząc na ogród.
- Co do doradcy Qara, cóż jest on...
Słowa Karesha przerwało pikania komlinka. Kapitan szybko odebrał i odszedł na bok rozmawiając po cichu z kimś. Kiedy skończył powiedział pospiesznie do Samuela:
- Przepraszam musimy skończyć, mam nagłe wezwanie, dobranoc Jedi Samuel.

Samuel nie miał innego wyboru jak wrócić do pokoju.

******

Następnego dnia Jedi spotkali się na śniadaniu. Służący podali wiele wykwintnych potraw, do których Jedi nie są przyzwyczajeni, jednak to śniadanie jak kolację zeszłego wieczoru spędzili sami, niemal sami, w pomieszczeniu ciągle byli służący, którzy podawali i nakładali potrawy.
Jadalnie była na wielkim tarasie, na ścianach było wiele roślin, które jak niemal cały zamek oplatały ściany. W dole widać było wielkie jezioro, po środku którego znajdowała się wyspa, na której leżało Hoeth City. Wiał lekki ciepły wiatr, a w powietrzu czuć było woń kwiatów, an niebie i w wodzie widać było dziesiątki dziwnych stworów, zamieszkujących Hoeth.

Kiedy Jedi skończyli jeść i służba sprzątała jadalnię, kiedy do pomieszczenia weszły dwie osoby. Jedna z nich był Król Kaylak, a drugą Marszałek Karesh. Władca planety był inny…jakby żywszy, czuć było od niego radość i wielką ulgę. Moc po prostu promieniała od niego, czymś, czego nie czuł od dawana…spokojem i harmonią ducha. Oto przed nimi, mimo zamętu wojny, który niedawno poznali Jedi, stał człowiek, człowiek szczęśliwy.

Król i Marszałek ukłonili się w geście powitania, po czym Zarezsh przemówił:
- Mam nadzieję że spędziliście miło noc, będziemy mieli cały dzień na negocjacje, zrobiłem sobie pierwsze wolne od wielu lat.
Król lekko się uśmiechnął.
- Dlatego teraz chciałbym zabrać swoją córkę na krótką przechadzkę, do naszego ogrodu, Marszałek dotrzyma wam towarzystwa i podzieli się ostatnimi odkryciami.

Nie czekając na odpowiedź, król wzioł pod rękę swoją corkę i ruszył w kierunku ogrodów.
Po kilku chwilach byli na miejscu. Miejsce o niebywałym pięknie i spokoju, pełnego mocy i harmonii(opis w poprzednim poście Very Happy) Król spokojnym krokiem szedł brukowanyą ścierzka pomiędzy lasem kw8iatów, trzymając Faith pod ręką. Szli tak w milczeniu, dopiero po chwili, Kaylak przemówił:
- Chciałbym… - nastąpiła krótka przerwa, a król tylko lekko się uśmiechnął spojrzał na chwilę na Faith, ale szybko odwrócił wzrok.
Oto wielki król, władca całej planety, a…a nie wiem co powiedzieć własnej córce. – Król znowu się uśmiechnął, niemal zaśmiał.
- To musi być dla ciebie równie wielki szok, co dla mnie. Ciężko nas nazwać ojcem i córką, skoro…skoro się w ogóle nie znamy, dlatego chciałbym, to zmienić, chciałbym poznać ciebie i chciałbym byś ty poznała mnie, a może wtedy, może… sobie nawzajem pomożemy i kiedyś staniemy się ojcem i córką. Chciałbym wiedzieć o tobie więcej, co się z tobą działo przez...przez czas od twego porwania? Co lubisz, czy dobrze ci jest w Zakonie? Wszystko co możesz powiedzieć, chciałbym usłyszeć. I rozumiem, że sama możesz mieć pytania, dlatego nie krępuj się i zadawaj je śmiało...Faith. – Król spojrzał się na Faith, a w oczach starca była łza, pierwsza od wielu lat.

Tymczasem w jadalni Marszałek podszedł do Samuela i Mistrza Tholme. Odprawił ruchem dłoni służbę, która już się uporała z sprzątaniem podszedł na krawędź tarasu.
- Mam trochę informacji o …tym wypadku, jeżeli można to tak nazwać. Nie jestem medykiem, więc powiem to moimi słowami. Przeprowadziliśmy badania martwych Xunkurów, bo tak te stworzenia, które was zaatakowały, nazywają się na naszej planecie. Medycy odkryli w ich ciałach nienaturalne stężenie niektórych substancji. Substancji odpowiedzialnych za agresję u tych stworzeń. Nie znam się na nazwach, ale nie są one ważne, sęk w tym, że nie wykryto żadnych śladów sztucznego zwiększenia tych substancji. Nie wstrzyknięto nic tym stworzeniom, wygląda na to, że one same wytworzyły to stężenie, wbrew sobie, ale nie wiadomo jak. Medycy porostu mówią, że jest to niemożliwe.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Brasidas dnia Nie 17:42, 05 Mar 2006, w całości zmieniany 1 raz
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Samuel Silverword
Spam Lord



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: ZADUPIE

 Post Wysłany: Śro 16:33, 19 Paź 2005    Temat postu:

Samuel słuchał ,,wywodu" Kapitana z uwagą...
Gdy Jarin został wezwany i pożegnał się z Jedi, Samuel odrzekł jeno po cichu ,,Oczywiście, nie będe przeszkadzał" uśmiechając się przepraszająco podczas pożegnalnego ukłonu...szkoda tylko, że gdy Kapitan miał mu wyjawić to, co go tak interesowało, to musiał ten głupi komlink zapiszczeć....

W drodze do swojej komnaty zastanawiał się nad tym wszystkim. Jednakże, nie teraz był na to czas...uznał, że lepiej zrobi, jeśli pomedytuje nad tym...

Był już przy komnatach. Miał iść do Tholme'a...zawachał się. Nie będzie mu teraz przeszkadzał...Podszedł do drzwi swej komnaty. Obrócił się, by sprawdzić czy ktoś go nie śledzi...hmm. Przez ten wypadek wszędzie wietrzy spisek...powinien dać sobie z tym spokój.

Gdy drzwi komnaty zasuneły się za nim, Samuel obejrzał pomieszczenie. Głównie dlatego, by mieć pewność że nikt go nie szpieguje...jednakże w połowie ,,przeszukiwania" machnął ręką, w myślach karcąc się za to, że znów to robi...

Oparł się o ściane, znajdującą się naprzeciwko drzwi-wolał medytować stojąc, a tutaj wszystko w razie potrzeby widział...

Pogrążył się w rozmyślaniach i medytacji. Starał się analizować każde słowo Kapitana...


Król Kaylak jest władcą w ,,pierwszej linii"...nie było mowy o tym, by jakaś kobieta rządziła. Oczywiście, Królowa jakaś pewnie była-ale tutaj rządzenie to chyba tylko ,,męska" sprawa...

Więc ojciec króla zmarł na chorobę przywiezioną z ,,pozaświata"...tak więc mogą się obawiać powtórki-co oznacza, że mogą się obawiać kontaktów z Republiką...ale przecież to ona dała im lekarstwo-mogą jednakże uznać, że Republika chce teraz spłaty długu...ale bycie sojusznikiem Republiki zapewania im pomoc lekarską czy cokolwiek innego, co byłoby im potrzebne...ale teraz, w czasach wojny nic nie jest pewne. Wojna...Samuel uważał, że powinna zostać zakończona jak najszybciej...pochłania tyle ofiar. Głupia, niepotrzebna, a tyle zabiera...

Ci...przeciwnicy kontaktów z pozaświatem. Może wciąż istnieją...jeśli tak-to Jedi mogą mieć utrudnione zadanie. Jeszcze trudniej by było, gdyby działali w ramach organizacji...
Może Quar jest jednym z nich?

Marszałek. Ojciec Kapitana. Powinien być do nich nastawiony...pozytywnie. To w końcu on był jednym z tych, którzy byli ,,za" kontaktami z ,,pozaświatem"...

Porwanie Jeleny...to ciekawe. Torlan chciał ją dla siebie lub dla swego syna...ale kim jest-lub był-ten syn? Niezbyt mu się podobało to, że ktoś-w tym wypadku Faith-został przydzielony komuś bez swej woli...
Torlana pojmano. Ciekawe, co się z nim stało? Zabito? To byłoby głupie...zabijanie nie jest potrzebne! Miał w duchu nadzieje, że do tego nie doszło...
I kim był ten syn? Może to Qar? Może to ten syn chce zemsty za ojca?
Oczywiście, jeśli ten syn się narodził. Bo mógł Kapitan nie powiedział, czy syn istniał czy nie istaniał.

Król może bardzo źle zareagować, jeśli Faith, Jelena-czy jak tam ją jeszcze nazwą-postanowi odejść...może jednakże to zrozumie?

Tak, to chyba wszystko, co było ważne...szkoda, że nie powiedział nic o Qarze. Wielka szkoda...tak bardzo to interesowało Samuela...

Położył się spać. Jego umysł musi jutro pracować jak najlepiej...

Gdy przebudził się następnego dnia rano, umył się, dokonał codziennych porannych czynności. Pomedytował eszcze nieco, by poukładać swe wczorajsze przemyślenia.
Medytacje przerwało mu wezwanie na śniadanie.

Podczas jedzenia nie odzywał się nadto. Był w dość dobrym humorze. Jadł jak przystało na kultralnego człowieka. Czasem, po spożyciu jakieś potrawy gdy któryś ze służących znajdował się w pobliżu, cicho-acz w taki sposób, by można było to usłyszeć-zachwycał się potrawami, zastawą-ogólnie wszystkim.
Nie odzywał się do swojego Mistrza ani Jeleny. Potem...
Gdy zakończyli posiłeka służba zabrała się za sprzątanie, podziękował za to, że mógł spożyć tak wspaniały posiłek...

Po chwili do jadalni wkroczył Król i Marszałek. Kapitania nie zarejestrował.
Ciekawe, gdzie ten młodzieniec? Polubił go nawet...
Król był...w lepszym stanie. Samuel na ukón odpowiedział ukłonem, jak zawsze, acz zdziwiło go nieco to, że król nie czekając na nic zabrał Faith i poszedł...ciekawe, czy mają straż. A może Kapitan właśnie tam będzie, tam gdzie Jelena?

Zaś im do dyspozycji oddano Marszałka. Wybornie. Szkoda tylko, że nie zna zbyt dobrze Tholme'a...nie wiedział, czy Mistrz będzie chciał samemu ,,przejąć pałeczke" czy może pozwolić padawanowi na ,,wyszalenie" się? Obstawiał na to drugie...

Samuel postarał się, by na jego twarzy zawitał spokój. I życzliwość.
Czekał na słowa Marszałka.

Relacja ojca Kapitana nieco Samuela...zmieszała.

Przypomniał sobie coś. Wbrew woli...on też to odczuł. Wtedy, na statku.
Czyżby...?

-A czy, Marszałku, nie macie tutaj żadnych...ludzi uznawanych za czarowników, druidów czy innych takich? Takich, którzy dla ludu posiadają magiczne moce?

Miał nadzieje, że tak. Że to poprostu jakiś nie wiedzący czym jest naprawdę Moc człowieczek, który jakimś cudem posiada zdolność rozkazywania jej-i że nie lubi pozaświata. Bo jeśli to nie to, to co? Bo chyba nie ma na Hoeth jakiegoś Ciemnego Jedi?


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Faith Sedaya
Padawan



Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 108
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: z tajemnych zakątków galaktyki

 Post Wysłany: Śro 21:34, 19 Paź 2005    Temat postu:

Noc, o dziwo, przespała przez problemów. Otworzyła oczy dopiero po kilku godzinach regenerującego snu, podczas którego nie śniła i mogła zapomnieć o tych ogromnych troskach i głębokich zmartwieniach. Zaraz jednak, jak się obudziła, przypomniała sobie o wszystkim - przed oczami stanęły jej obrazy z całego poprzedniego dnia, wraz z wszystkimi emocjami, których namiastkę poczuła niemal od razu. Przez kilka chwil leżała po prostu na łóżku, nie ruszając żadnym mięśniem na ciele i wpatrując się tylko ślepo przed siebie, jakby na suficie mogły nagle znaleźć się odpowiedzi na wszystkie dręczące ją pytania. Wstała jednak, umyła się i ubrała, po czym udała wraz z pozostałą dwójką Jedi na śniadanie. Ale myśli o śmierci kapitana nie przestawały dręczyć jej umysłu...
Podczas śniadania była cicha, lecz zdecydowanie bardziej spokojna. Być może była to zasługa snu, być może postanowień, a być może pięknych widoków, jakie rozpościerały się za oknami. Hoeth była piękną planetą i Faith powoli zaczynała czuć, że mogłaby w takim miejscu spędzić resztę swojego życia. Powstrzymywała się jednak od podobnych myśli - i wstydziła się ich, bo bez względu na to, co odczuwała, miała misję do wypełnienia, o zbyt potężnym wydźwięku, by móc o nim zapomnieć...
Pojawienie się króla obudziło w Faith ten sam strach, jakiego doświadczyła wczoraj. Nie czuła się dobrze patrząc mu w oczy, dlatego również i teraz starała się tego uniknąć, jednak jej uwadze nie mogła ujść ta zmieniona, bardziej żywsza aura, jaka otaczała teraz starego władcę. Ciepły uśmiech na twarzy człowieka, który był jej ojcem, nie pozostawił jej zmysłów obojętnymi. Na początku była to przede wszystkim ciekawość, potem pewnego rodzaju radość, a potem, gdy monarcha tak szybko wziął ją za rękę i poprowadził gdzieś na zewnątrz, pojawił się też niepokój. Bała się. Do tej pory, choć była to zaledwie jedna rozmowa, jej towarzyszyli Mistrz oraz Samuel, a królowi jego świta. Ta nowa sytuacja - tylko ojciec i tylko córka - była dla dziewczyny kolejną ciężką próbą. Zebrała się jednak w sobie, by przetrwać ją pomyślnie.
Nie wiedziała, co ją czekało, i gdy stanęła nagle w miejscu tak pięknym i tak znajomym, widok ten zaparł jej dech w piersiach. Zatrzymała się, nie mogąc oderwać od tego wzroku. Ten sam staw, który widziała w wizji, który tak bardzo chciała zobaczyć... Nie zmienił się. Teraz to wiedziała. Był tak samo piękny, jak wtedy... I przywołał ten obraz... I tą krew... Zimny dreszcz przebiegł Faith po plecach, jednak w tym momencie usłyszała słowa króla i na nich skupiła całą swą uwagę. Szybko zrozumiała, jak bardzo cierpieć musiał ten człowiek, nie mając o córce żadnych wieści przez szesnaście długich lat... Oczy padawanki zaszkliły się, gdy spuściła głowę. Była jego córką... I tak samo jak on nie znał jej, ona nie znała jego...
Usłyszała jednak swoje imię - jedyne imię, pod którym zawsze siebie znała, i to było chyba pierwszym impulsem, który przełamał lody. Drugim była łza, którą dostrzegła w oku króla. Coś pękło w sercu dziewczyny i nagle poczuła, że tak bardzo nie chciała, by ten człowiek cierpiał...
- Wasza Wysokość... - zaczęła cicho, nie wiedząc, w jaki inny sposób powinna zwrócić się bądź co bądź do króla - Faith to moje imię takie, jakie znałam przez całe swoje życie... Przy narodzinach zostałam jednak Jeleną, i jeśli chcesz, bym była nią od tej pory, zrobię to...
Spojrzała w oczy króla i przez chwilę milczała, próbując wyczytać z nich odpowiedź. Po chwili, gdy ją otrzymała, odwróciła wzrok i spróbowała ułożyć w głowie słowa, którymi mogłaby odpowiedzieć na zadane jej pytanie...
- Kilka pierwszych lat spędziłam na Rori, księżycu Naboo. Wychowała mnie Jalaila, starsza kobieta, która była kiedyś Jedi. To ona odkryła we mnie potencjał do korzystania z Mocy i przekazała mi początkową wiedzę. Byłam szczęśliwa prowadząc takie życie, i myślałam, że spędzę tam jeszcze wiele dni... Przyszedł jednak czas, kiedy Jalaila postanowiła odesłać mnie do Zakonu, na Coruscant. Zaczynał rodzić się konflikt i bała się o moje bezpieczeństwo... Nie protestowałam, bo wiedziałam, że chciała dla mnie dobrze... Opuściłam Rori kiedy miałam siedem lat i wkrótce rozpoczęłam szkolenie w Świątyni Jedi. Nie ma tu do mówienia więcej, poza tym, że codzienne obcowanie z Mocą i pogłębianie wiedzy było jak... poznawanie kolejnej cząstki siebie... Cokolwiek robiłam, robiłam to z myślą, że kiedyś będę pomagać innym, że... że takie będzie moje życie...
Urwała, bojąc się, że powiedziała za dużo. Nie chciała urazić króla, ale tak ciężko było jej dobrać słowa. O czym powinien wiedzieć...? O czym powinna mówić, a o czym nie...? O co sama powinna spytać...?
Nie wiedziała...


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Mistrz Tholme
Gość







 Post Wysłany: Pią 18:31, 21 Paź 2005    Temat postu:

Tholme wsłuchiwał się w słowa króla, splatając ręce i opierając sie o nie podbródkiem. Król zdawał się byc po ich stronie.
Genetycznie zmodyfikowane stworzenia...nie istniało zbyt wiele sposobów na zrobienie czegos takiego.
Pytanie Samuela, choc naiwne, mogło się okazać całkiem właściwe. Choc Tholme w to nie wierzył. Oczekiwał relacji króla pograzony w rozmyslaniach.

[off] Na przyszłość: gracz zadał pytanie- gracz otrzymuje odpowiedź. Po co czekac na posty wszystkich graczy, skoro nie służa niczemu?
Z podrowieniai dla Faith Very Happy
 Powrót do góry »
Brasidas
Jaszczur



Dołączył: 30 Lip 2005
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Z Galaktyki

 Post Wysłany: Pon 20:26, 24 Paź 2005    Temat postu:

Młoda padawanka i król szli brzegiem stawu, rozmawiając. Król słysząc słowa swej córki powiedział spokojnie:
-Rozumiem, że…przyzwy…wyrosłaś w mając imię Faith, niech tak zostanie, nie chcę mieszać ci w głowie imieniem, to końcu tylko imię, nie ono jest ważne, lecz osoba, która je posiada. A poza tym Faith mnie się podoba…
Król Kaylak wypowiadając ostatnie słowa uśmiechnął się szeroko. Podszedł do stawu i spojrzał siew lśniące wody. Nastąpiła która niezręczna cisza, nikt, ani Faith, ani Kaylak nie odpowiadali.

Dopiero po kilku minutach król powiedział powaznym tonem.
- Jesteś Jedi…szanuje to, ale…nie chcę byś…nieważne. Nie ma, o czym mówić na razie.
Kaylak znowu spojrzał się na córkę i uśmiechnął szeroko. Podszedł do niebieskich kwiatów, które rosły w ogrodzie i zerwał jeden z nich, a następnie podał go Faith. Było niebieski duży kwiat, o wysokich płatkach, które u szczytu rozkładały się na boki. Miał słodki i delikatny zapach.
- To Nris, ulubiony kwiat twojej matki, jak byłaś mała, nie mogłaś zasnąć, jeżeli obok twego lóżka nie było przynajmniej małego bukietu.

Znów nastała chwila ciszy, po czym król powiedział:
- Widzę, że chyba traktowali cię dobrze, Jalaila i Jedi, to dobrze, me serce się raduje z tego powodu, zawsze bałem się najgorszego, co mogło się z tobą dziać. Bałem się, że mogłaś być sprzedana do Huttów, lub nawet gorzej, choć w pewnym sensie wiedziałem, że tak nie jest. Po części, bo sam skontaktowałem się z większością Huttów, jakich mogłem znaleźć i innych przestępców, szukając cię, a po części, bo wierzyłem i…czułem w sercu, że jesteś bezpieczna.

- Jeżeli masz jakieś pytania cór…Faith, to nie bój się ich zadawać, nawet o te najbardziej bolesne. Teraz jak tu jesteś są one jakby mniej ciężkie do zniesienia.


************

Marszałek przymrużył oczy ze zdziwienia. Choć Samuel i Tholme nie mogli wyczuć mocą, czy to zdziwienie od naiwności pytania, jego prostoty, czy trafności. Marszałek podszedł do balkonu wyjrzał na ogród gdzie spacerował król i Faith.
- Oczywiście, że coś w tym stylu mamy. Każdy doradca króla, ma pewne właściwości, że tak powiem. Nie jestem głupcem, zapewne to wasza MOC, o której się słyszy w związku z Jedi.
U nas jednak nie mamy dla tego nazwy. Porostu, niektórzy mają nadzwyczajne umiejętności, ale bardzo, bardzo niewielu. Każdy musi odkryć je sam i sam je kształcić. Osoba, która odkryła te możliwości i wyszkoliła się w nich, może zostać doradcą samego króla. Każdy doradca ma te właściwości Qar, je ma i ma je Torlan, tak samo jak ci przed nimi.

- Dzięki czasami ich pomocy, król jest w stanie podejmować leprze decyzje. Doradcy, czasami umieją wyczuć zamierzenia rozmówcy, jego emocje i czy kłamie. Ale nic poza tym, są to umiejętności czysto…emocjonalne. Nie umieją oni takich rzeczy, jakie się słyszy o was. Do tego jak mówiłem jest ich nie wiemy. Obecnie jest chyba na planecie trzech, w tym Qar. Wszyscy, no niemal wszyscy są zaufanymi króla.


Marszałek spojrzał się na Tholme i Samuela, ciekaw ich odpowiedzi.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Samuel Silverword
Spam Lord



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: ZADUPIE

 Post Wysłany: Pon 21:04, 24 Paź 2005    Temat postu:

Teoretycznie jest ich trzech.

Teoretycznie.

Jak sam Marszałek powiedział, osoby o...talencie...same muszą się szkolić.

Co oznacza, że nikt nawet nie musi wiedzieć, że taki człowieczek ma zdolność kontrolowania Mocy.
Torlan...też ma takie zdolności.
I jest doradcą króla? Jeśli dobrze Samuel zrozumiał słowa Marszałka.

Zdolność do kontrolowania Mocy może być dziedziczna...chyba. Samuel nie pamiętał już dokładnie-nigdy go midichloriany nie interesowały.
A Torlan był, lub jest, osobnikiem o poglądach zapewne antyświatowych.
A jeśli jego syn żyje, to być może ma takie same poglądy co ojciec-i
silniejszą więź z Mocą...

-Czyli, mogłoby dojść do sytuacji, w której niebylibyście świadomi obecności jeszcze jednego użytkownika Mocy?

Nie czekając na odpowiedź, Samuel mówił dalej.

-A Torlan...kim on jest? Ma jakiegoś potomka? Jakie są jego poglądy na kontakty z PozaŚwiatem? Rozumiesz, Marszałku-każda informacja może się przydać. Każda sprawia, że ten cudowny świat wyjdzie na tym lepiej...ach, właśnie-nie wszyscy są chyba pozytywnie nastawieni do kontaktów z PozaŚwiatem? Spotykają się, tworzą jakąś organizacje? Ktoś o pańskiej inteligencji i kontaktach zapewne posiada takie informacje...

Samuel nieco rozluźnił się, gdy Marszałek wspomniał o tym, że umiejętności tutejszych Użytkowników Mocy są czysto emocjonalne...acz ktoś może być wyjątkiem, kimś...lepszym. Kimś o większych możliwościach...ale i tak nie miałby szans z Jedi w pojedynku Mocy. Ich spontaniczny talent nie ma szans w starciu z wyszkoleniem i wiedzą Jedi...


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Faith Sedaya
Padawan



Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 108
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: z tajemnych zakątków galaktyki

 Post Wysłany: Sob 12:41, 29 Paź 2005    Temat postu:

Niepokojąca nuta w głosie króla zwróciła na siebie uwagę Faith. Niemal od razu po tym, jak przerwał myśl, przekrzywiła głowę w jego stronę oczekując jeszcze, że dokończy zaczęte zdanie. Szeroki uśmiech na jego twarzy nie był w stanie odgonić niepokoju w obliczu dziewczyny, jednak postawiona przed wyborem zmartwienia króla brakiem reakcji, postanowiła odpowiedzieć na jego gest tym samym. Kąciki jej ust uniosły się więc nieznacznie do góry, lecz dziwne uczucie nie przestawało nękać młodą padawankę. Wszystko, co działo się na tej planecie od momentu wejścia w jej atmosferę, zdawało się być ze sobą powiązane...
Większość jej wątpliwości odegnana została gdzieś w bok w momencie, kiedy król podał jej piękny, niebieski kwiat. Wzięła go delikatnie w dłoń i przyjrzała się mu trochę zaciekawionym, trochę zdumionym wzrokiem. Zbliżyła go do twarzy i wciągnęła w nos delikatny, słodki zapach... i poczuła się nagle, jakby odbyła podróż w czasie. Nie wiedziała, co to było - czy wspomnienie, czy odczucie, czy podszept Mocy, ale... było w tym coś tak znajomego, tak bliskiego...
- Wydaje się niemal, jakbym pamiętała ten zapach... - wyszeptała, nie patrząc jednak na króla, a na kwiat, jakby widziała w nim obrazy z nieznanej przeszłości. Na chwilę, na krótką chwilę, sięgnęła ku Mocy, żeby pomogła jej przywołać cokolwiek, jakiekolwiek prawdziwe wspomnienie... a nie tylko wyobrażenie... Po chwili wyrwała się z tego, przymykając na moment oczy.
- Chciałabym... chciałabym pamiętać więcej... - wyszeptała znów, tym razem jednak spoglądając na króla ze szczerym pragnieniem w oczach. Teraz, kiedy tu była, wszystko było inne. Wydawało jej się, że nie będzie tego chciała - niczego, co będą mogli jej tu zaoferować, ale kiedy zjawiła się tu, kiedy zobaczyła swoją ojczystą planetę, kiedy poczuła, że stojący przed nią teraz człowiek naprawdę był jej ojcem... wszystko się zmieniło. Nie wiedziała, że to tak będzie...
Zapatrzyła się gdzieś przed siebie. To miejsce, ten ogród i ten staw znów przywołały przed jej oczy straszliwą wizję... Śmierć kapitana...
Odwróciła się, gdy król podjął wątek, ale nie odpowiedziała. Nie przychodziły jej do głowy żadne słowa i nawet, gdy stary władca wyraźnie poprosił ją o pytanie, nie odnajdywała w głowie żadnego... Nie chciała jednak okazać się niegrzeczną, dlatego zdobyła się na to, by wydobyć z gardła głos...
- Wspomniałeś... Wasza Wysokość... o mojej matce - urwała na moment, chcąc wybadać wyraz twarzy króla, upewnić się, czy nie sięgnęła zbyt głęboko... - Czuję to, że jej nie ma. Czy możesz powiedzieć mi, co się z nią stało...? Jaka była...?


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Brasidas
Jaszczur



Dołączył: 30 Lip 2005
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Z Galaktyki

 Post Wysłany: Nie 18:37, 30 Paź 2005    Temat postu:

Marszałek zastanowił się nad pytaniami Samuela, podszedł do stołu i nalał sobie kielich tutejszego wina. Odstawiając butelkę rzekł:
- To jest…możliwe, ale teoretycznie. Widzisz, każdy musi sam odkryć w sobie tą…wiedze. I każdy sam musi się w niej wyszkolić. Nikt, absolutnie nikt nie może mu pomagać. A jak sam dobrze wiecie Mistrzowie Jedi, taka rzecz, takie szkolenie nie może ujść niezauważone. Na pewno nie na Hoeth. Tutaj, taki samouczek, samouczek jakiś sposób musiałby się zdradzić, a to z kolei spowodowałoby, że siły wywiadowcze naszej planety by o tym wiedziały. Dlatego, nie mówię, że to niemożliwe, ale…z praktycznego punktu widzenia, nie da się ukryć takiej…umiejętności.


Marszałek Karesh, znowu podszedł do balustrady i wyjrzał na ogród, szukając wzrokiem króla. Dopiero, gdy najwidoczniej go znalazł, spojrzał powrotem na Tholme i Samuela.
- Torlan…Torlan to były doradca króla, był doradcą również ojca Króla Kaylaka, Volsarda. Torlan…ciężko o nim mówić. To był kiedyś…dobry człowiek, ale potem, coś się w nim zmieniło, chciał więcej i więcej. To Torlan jest odpowiedzialny, za porwanie Jeleny, kiedy była jeszcze dzieckiem. To przez niego król stracił swoją jedyną córkę i jedynego potomka. Torlan, służył od zawsze rodowi królewskiemu. Za czasów Volsarda i potem za czasów Kaylaka. Choć był jeden wyjątek już wcześniej. Kiedyś była tu wielka epidemia, choroby, którą przynieśli pozaświatowy. Król Kaylak dopiero zaczął rządzić wtedy i postanowił przyjąć pomoc również pozaświatowców by pokonać epidemię. Torlan nie ufał pozaświatowcom, stworzył Rebelię by walczyć z nimi. Jednak Kaylak porozumiał się z Torlandem i wszystko się jaoś ułożyło. Do czasu porwania. Torlan ma syna. Który obecnie opiekuje się nim. Od czasu schwytania Trolan jest w areszcie domowym, la sam sobie uknuł gorsze więzienie. Od czasu porwania, zaczął się jeszcze bardziej zmieniać i…tracić na zmysłach. Teraz nic już prawie nie mówi, nic nie dostrzega, stał się…pusty i martwy.

Rozmowa o Torlanie była ciężka dla starego Marszałka. Widać było, że były doradca króla niósł więcej bólu niż można było tego się spodziewać. Od Karesha, czuć było smutek i zawód.
- I nie nie ma żadnej już opozycji, która była by za izolacją i przeciw pozaświatowcom, minęły już te czasy.

***********

Król patrzył na Faith, jak ona…przypominała sobie kwiat, jaki dostała od ojca. Kiedy Padaanka zadawała pytanie, Kaylak podszedł do stawu, na którego powierzchni właśnie siadały dziwne ptaki. Ptaki długich dziobach, z długimi głosami, które opadały mu na oczy i sięgału niemal nóg. Pióra miał różnokolorowe, z białym kołnierzem na szyi. Stado tych ptaków właśnie pływało sobie po wodach stawu. Król podszedł i wyjął z kieszeni kilka ziaren ziaren zaczął karmić ptaki. Zamilkł po pytaniu Faith.
- To …ciężki temat moje dziecko. Ale zasługujesz na to by wiedzieć i to wiedzieć z moich ust. Twoja matka, miała na imię Lodres. Była piękną i inteligentną kobietą. Jesteś kropla w kroplę do niej podobna. Te same włosy i oczy, ta…twarz.

Król mówiąc ostatni słowa spojrzał się znowu na Faith, patrząc…patrząc jakby na kogoś innego.
- Lodres była…wspaniała, kochająca, współczująca, była moim sumieniem i sercem. Najlepszym doradcą i oparciem, jakie miałem. Poznaliśmy się dawno temu. Została mi wybrana przez ojca, była córką przyjaciele twego dziadka. Do ślubu nawet jej nie spotkałem. Bałem się, tak samo jak ona. Miałem poślubić nieznaną mi osobę. Ha jak my się podczas pierwszych dni żarliśmy ze sobą. Odmówiła mi nocy poślubnej, wyrzucając za drzwi sypialni! Mnie przyszłego króla Hoeth! Musiałem spać na kanapie hahahaha. Twa matka była niczym ogień. Twarda, groźna nieugięta. Jak postanowiła sobie coś to już tak musiało być. Ja również nie miałem i nie mam łatwego charakteru i dlatego, pierwsze dni i tygodnie naszego związku, przebiegały niczym huragan nawiedzający oazę. Ale potem. Heheheheh, zaczęliśmy siebie rozumieć i kochać. Mimo wszystkich różnic, byliśmy dla siebie stworzeni, rozumieliśmy siebie bez słów. Często, w największych kryzysach państwie, gdy nie miałem już sił, odwagi by iść dalej, ona zawsze pocieszała i wspierała mnie, mówiąc „Nie musisz wiedzieć zawsze co robić, to przyjdzie samo, bo twe serce wie co czynić, po prostu posłuchaj, a problem zniknie.” Ale niestety, los tak chciał by i ona…odeszła.
Kilka lat po twoim porwaniu, twoja matka zaszła w ciąże, ale…ale poród był ciężki i ona…


Kaylak przerwał na chwilę, biorąc głęboki wdech. Spojrzał się na niebo, szukając w nim odpowiedzi i ratunku na swoje koszmary.
- Nie przetrzymała porodu, dziecko też nie. I tak umarło prawie całe moje serce, wiele lat temu. I choć minęło tyle czasu, nadal nie umiem żyć bez niej. Pamiętaj... twa matka była, najodważniejszą i najwspanialszą osobą, jaką znałem. Sam umiała pokonać każdą przeszkodę, jaka istniała, lepiej i skuteczniej niż batalion wojska, choć sam nigdy nikogo nie skrzywdziła. Zawsze niosła radość i pomoc.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Samuel Silverword
Spam Lord



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: ZADUPIE

 Post Wysłany: Pon 16:20, 31 Paź 2005    Temat postu:

Słuchał z uwagą słów Marszałka. Nie lubił alkoholu-zaćmiewał umysł...a to nim trzeba się kierować podczas rozmów.

Nie uczuciami.

-Tak, ale co, gdyby jakaś grupa ludzi mu pomagała? Ukrywała takiego osobnika?
Mówisz, że nie ma już przeciwników PozaŚwiata...może są, ale o tym nie wiecie? Może kieruje nimi ktoś czekający na okazje, ktoś, kto tylko czeka na to, by znaleźć dowód na to, że kontakty z Republiką przynoszą tylko straty?


Samuel mówił spokojnie. Starał się wyzuć swój głos ze wszelkich emocji.

Obserwował Marszałka. Posiada on uzdolnienia w Mocy...więc może potrafi odczytać emocje nie z głosu, mimiki czy gestów, ale z umysłu swego rozmówcy...

Na myśl o tym, Samuel poczuł się nieco nieswojo. Przez chwilę miał ochotę spróbować zabezpieczyć swój umysł przed sondowaniem, ale po chwili porzucił ten
pomysł.

Nie miał nic do ukrycia...a nawet jeśli, to pewnie byłby w stanie wyrzucić nieproszonego gościa ze swego umysłu. Przynajmniej tak mu się zdawało. Cóż taki samouk, jak Marszałek, mógłby zrobić mu, Jedi, który praktycznie od urodzenia szkolił się w arkanach Mocy?

Po odczekaniu chwili, którą spożytkował na obserwowaniu reakcji swego rozmówcy, Samuel kontynuował takim samym tonem, jak poprzednio.

-A syn tego Torlana...nie ma takich uzdolnień? Co o nim wiadomo? Jaki jest jego stosunek do Republiki? Może się przecież czuć skrzywdzony...

Samuel pomyślał, że Marszałek może być nieco zaniepokojony tym przepytywaniem o użytkowników Mocy na tej planecie. Trzeba mu więc powiedzieć, dlaczego.

-Może cię, Marszałku, nieco dziwić to, że wypytujemy o takie sprawy...
Przyczyną jest to, że gdy starałem się...sprawdzić...powód ataku tych stworzeń na statku, poczułem...przymus. Ktoś-lub coś-je do tego zmusiło...robiły to wbrew sobie. Zdolność do takiego....kontrolowania...stworzeń można uzyskać dzięki Mocy. I choć mówiłeś, Marszałku, że wasze uzdolnienia dotyczą tylko emocji...
Może w kimś ta zdolność rozbudziła się silniej, potężniej? Lub taki ,,ktoś" znalazł mentora...


Który nie lubi Republiki. Lub nielubiał...lub ,,uczeń" wykorzystał swe uzdolnienia przeciwko tym, którzy reprezentują ,,wroga publicznego numer jeden"...

Tyle podejrzeń, tyle możliwości.

Może jednak wcale nie ma intrygi-może to umysł Samuela widzi wszędzie wrogów i spiskowców przez ten wypadek...


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Faith Sedaya
Padawan



Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 108
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: z tajemnych zakątków galaktyki

 Post Wysłany: Śro 17:49, 02 Lis 2005    Temat postu:

Patrząc na kolorowe ptaki, których niewielkie stadko gładko usiadło na powierzchni stawu, Faith Sedaya, córka Kaylaka Zarezsha, króla Hoeth, słuchała każdego słowa, jakie o jej matce wypływało z ust starego monarchy. Nie musiała nawet uciekać się do pomocy Mocy, gdyż z samego tonu głosu ojca poznać mogła, iż wiele cierpienia przynosiły mu te wspomnienia. Cierpienia, ale jednak też pewnego ciepła - miłość, jaką czuł do królowej, jej matki, była najprawdziwsza, najszczersza i najczystsza, jaką młoda padawanka mogła poznać. Słuchała więc i ogarniały ją jednocześnie dwa sprzeczne uczucia - przywiązanie do tego charakteru, uznanie jego siły i pewnego rodzaju połączenie, oraz to drugie, przeciwne - obawa przed faktem, iż nie była i nigdy nie będzie tak samo silna duchem. Nie potrafiła jedna sprecyzować, dlaczego chciałaby dorównać matce, ale po krótkim namyśle ukazały jej się niejasne przyczyny, iż być może chciała okazać się jej godna. I ponownie przeraziła się tym, jak wszystko w niej zmieniło się od momentu przybycia na tę planetę...
Przeniosła wzrok na króla dopiero wtedy, kiedy skończył opowiadać. Zamilkł, wpatrzony w błękitne niebo i Faith wiedziała, że powracał wspomnieniami do dawnych, szczęśliwych chwil. Nagle, zupełnie niespodziewanie, poczuła się okropnie - poczucie niemal zdrady ukłuło ją prosto w serce. Oto ten człowiek, jej ojciec, który przeżył tyle cierpienia, wciąż widocznego w jego oczach i wyczuwalnego w całej jego aurze, radował się z powrotu zaginionej córki, otwierał dla niej stare, bolesne rany, podczas gdy ona... jej zadaniem było pozyskanie dla Republiki syntciał. Od samego początku wiedziała, że był to podstawowy, jeśli nie jedyny powód, dla którego przyleciała na tę planetę. Nie mogła przypuszczać, że wystarczy tylko krótka chwila, żeby poczuła się związana z Hoeth... Z ojcem...
Spróbowała się uśmiechnąć, nie chcąc przy królu dać po sobie poznać swojego niepokoju, lecz zdodała jedynie unieść końcówki warg na jedną, krótką sekundę. Chciała wracać, czuła, że nie mogła już dłużej przebywać w tym miejscu i zmagać się z coraz to nowszymi faktami - a przede wszystkim z tym jednym, który wciąż i wciąż przywracał przed jej oczy wizję, ilekroć patrzyła na staw...
- Wasza Wysokość... - zaczęła po chwili. Wydawało jej się, że była coś ojcu winna za to przywołanie bolesnych wspomnień. - Nie tylko m... moja matka była silna. Mówisz, iż nie umiesz żyć bez niej, lecz spójrz na siebie... Jesteś tu i pomimo... - zawahała się, zaschło jej w gardle - wszystkiego, co się stało, nadal sprawujesz nad Hoeth opiekę. Potrzeba wielkiej siły, by zmierzyć się z takim... bólem... i przezwyciężyć go...
Odwróciła nagle wzrok, przestraszona brzmieniem swoich słów. Jej spojrzenie praktycznie bezwolnie powędrowało w stronę wyjścia, jakby sama chciała się pocieszyć, że już niedługo wróci do pałacu tą samą drogą.
I choć dręczyło ją jeszcze jedno pytanie, nie zapytała, co teraz z nią będzie, bo... bała się odpowiedzi...


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Brasidas
Jaszczur



Dołączył: 30 Lip 2005
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Z Galaktyki

 Post Wysłany: Pią 11:03, 04 Lis 2005    Temat postu:

Król spojrzał się na Faith i uśmiechnął szczerze.
- Dziękuję moje dziecko...dziękuję za twoje ciepłe słowa.. Teraz muszę jednak już iść, sprawy państwowe wzywają, ponadto chyba oboje mamy dość...wałkowania przeszłośći, przynajmniej narazie. Zobaczymy się później Faith i będziemy mogli porozmawiać.

Król obrucił sie i ruszył w kierunku pałacu, nagle zatrzymał się i wrócił do Faith, wyjął coś z kieszeni i podał padawance.
- Powinnaś to mieć, wkońcu należało do ciebie.
Nie czekając na odpowiedż Kaylak szybkim krokiem odszedł do pałacu, po chwili znikając w jego wnętrzach. A w dłoni...

W dłoni Faith, była niewielka rzecz, coś złotego...złoty niewielki naszyjnik, z gwiazdą. Stary, ale nadal znakomicie utrzymany, naszyjnik...który znała. Nagle Faith usłyszała również znajomy głos za plecami
- Piękny staw panno Faith, nazywają go Stawem "Turkusowych blasków". Kiedy księżyc jest w pełni, pada jego światło na ten staw, w bezchmurna noc widać jak woda zaczyna świecić na turkusowy kolor, stając się jaśniejszy niż sam księżyc.

Ten naszyjnik, te słowa....

********

Marszałek uśmiechnął się.
- Istnienie takiej grupy jest możliwe, ale tylko teoretycnzie, nie mieliśmy żadnych oznak nietolerancji względem pozaświatowców od wielu wielu lat. A istnienie takiej grupy musiałoby się jakoś przejawić. Chyba, że mieli by wprost anielską cierpliwość. W co szczerze wątpię.

Marszałek wziął łyk trunku i po krótkiej chwili wrócił do rozmowy.
- Syn Trolana, oczywiście że nie ma tych mocy, to raptem 16 letni chłopak, newiele młodszy niż córka króla. Tymniemniej nigdy nie zanotowano by miał moce, często się ludzie mówi, że to kara opatrzności, za zbrodnię Torlana i wiele innych plotek. Choć prawda jest trochę inna.

- I nie dziwię się...znaczy dziwię, ale wy jesteście Jedi, więc traktuje to jak normalność. Wiele historii, dziwnych historii o was słyszłem, więc nie staram się...za bardzo dziwić waszym pytaniom. I naprawdę nie znam odpowiedzi na ostatnie pytanie. Wierzę wam to co wyczuliście przed katastrofą, jest to ...nadzwyczaj niepokojące, ale nie umiem stwierdzić czy ktoś pogwałciłby nasze święte prawa w ten sposób. Jednak, to oznaczałoby, że mentorem musiała by być jedna z trzech osób, które się na tym znają. Więc chyba trzeba je przesłuchać... zaraz wyśle do każdej z nich moich śledczych i na wszelki wypadek oddziały wojskowe. Choć Torlan to strata czasu.

Marszałek przerwał na chwilę zamyślając sie, dopiero po dłuższej chwili dodał:
- Chyba, że wy chcecie sami z nimi porozmawiać? Może...macie te same moce...znaczy pewnie większe niż nasi doadcy, ale może wam lepiej będzie z nimi o tym... mówić...Przepraszma nie powinienem pytać, jesteście gośćmi, już wysyłam śledczych.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Samuel Silverword
Spam Lord



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: ZADUPIE

 Post Wysłany: Sob 14:12, 05 Lis 2005    Temat postu:

Samuel słuchał z uwagą słów Marszałka.
Wyglądał na zbyt pewnego siebie i swego wywiadu.
Ale ziarno zdrady rozwija się długo. I już niedługo może wydać owoce...

Zaś słowa Marszałka odnośnie syna Torlana...no cóż...wiek nie był najlepszym miernikiem umiejętności wg. Samuela. 16 letni chłopak, dzięki pomocy odpowiedniego mentora, może zdziałać wiele...

-Dziękujemy, Marszałku, ale powinien pan to zrobić...delikatnie. By nie nabrali ewentualnych podejrzeń. Oczywiście, wie pan co pan robi...

Torlan...Samul chętnie by mu się przyjrzał. I jego synowi.

-A co do Torlana...moglibyśmy się z nim...i jego synem...zobaczyć?
Być może, pomyślał, szaleństwo Torlana jest wywołane Mocą.
A wtedy można byłoby go uleczyć...

Lub ktoś pozbawił go jego wiedzy...

Nie, nie nie!

Musi popatrzyć na to z innej strony.

Może wcale nie ma *kogoś*? Może to on sam go *stworzył*? Wszędzie widzi wrogów i spiski...

Trzeba z tym skończyć...

Choć już próbował.

I dalej mu to nie wychodzi...

Należy wrócić jednakże do sedna sprawy. W końcu, nie mają tutaj szukać zdrajców, tylko zdobyć syntciało.

A nie zdobędą go, jeśli nie porozmawiają z królem.

-Drogi Marszałku, kiedy szlachetny jaśnieoświecony Król Kaylak będzie miał nieco czasu na rozmowe z nami? Nie chcielibyśmy mu przeszkadzać...a w między czasie moglibyśmy poszukać tego teoretycznego zdrajcy. W końcu chodzi o bezpieczeństwo Hoeth, prawda, Marszałku? W końcu, jeśli ktoś taki istnieje, może być wielkim zagrożeniem dla Hoeth, jego pięknych miejsc i jego mieszkańców...

Mówiąc to, Samuel zapragnął jeszcze raz popatrzeć na ogród. Ten, w którym rozmawiał ostatnio z kapitanem...

Którego całkiem polubił.

Szkoda, że nie miał możliwości...

Chyba, że z balkonu można zobaczyć ogród.

Powolnym krokiem zbliżył się do balkonu. Czekając na odpowiedź Karesha, chciał zachwycić swe oczy raz jeszcze tym cudnym widokiem...


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Forum Rise of the Empire RPG Strona Główna » Archiwum Jedi » Widmo przeszłości
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Następny
Strona 4 z 9

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach




Solaris phpBB theme/template by Jakob Persson
Copyright © Jakob Persson 2003

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group