FAQ Zaloguj
Szukaj Profil
Użytkownicy Grupy
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Rejestracja
Widmo przeszłości
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Następny
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Forum Rise of the Empire RPG Strona Główna » Archiwum Jedi » Widmo przeszłości
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Faith Sedaya
Padawan



Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 108
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: z tajemnych zakątków galaktyki

 Post Wysłany: Śro 22:20, 28 Gru 2005    Temat postu:

Zupełnie ignorując lekceważącą nutę w głosie strażnika, młoda padawanka bez słów protestu udała się za nim w stronę sali kontrolnej. Pomimo tego, że przez całą drogę nie zmieniła spokojnego wyrazu, który malował się na jej obliczu, nie ustawała w uważnych obserwacjach mijanych osób i korytarzy. Zamach na życie ich oraz króla to nie były przelewki i Jedi musieli mieć się na baczności, a zapamiętanie kilku prostych faktów, takich jak układ pałacowych korytarzy czy błysk w oku mijanego przechodnia, mogły okazać się później niezwykle istotne. Nie dając po sobie poznać tej ostrożności, Faith trafiła w końcu do obszernego pomieszczenia, gdzie skłoniła się lekko na powitanie porucznika Morgasta. Przestała czuć się bezpiecznie na tej planecie, jednak zachowanie pozorów mogło okazać się ich jedynym sposobem na dojście do prawdy.
I już, kiedy odzyskała utracony rozsądek i pewność siebie, które cechowały ją jako Jedi, dowiedziała się o śmierci kapitana i Mistrza Tholme'a... Niezmiennie spokojny wyraz jej twarzy skamieniał, i Faith, jak porażona, zastygła w bezruchu i nie poruszyła się ani o centymetr. Raz utkwiwszy spojrzenie w poruczniku, przez kilka sekund pusto patrzyła w jego oczy, by po chwili spuścić wzrok i powiedzieć spokojnie przez wysuszone gardło:
- Rozumiem, poruczniku. Dziękuję, że nas o tym poinformowałeś. Niezwłocznie trzeba będzie zawiadomić Zakon - o każdej śmierć Mistrza Jedi musi wiedzieć Rada. Gdzie będziemy mogli porozumieć się z Coruscant? - podniosła głowę i wzrokiem pewnym, bez śladów poprzedniego oszołomienia, spojrzała mężczyźnie prosto w oczy.
Ani groźba zawarta w jej słowach, ani nieznaczne nagięcie prawdy w sprawie śmierci Mistrzów Jedi nie ujawniły się w tonie głosu dziewczyny. Faith wiedziała, że stąpa po cienkim lodzie, że była sama otoczona przez nieprzyjaznych jej i Samuelowi ludzi, ale wiedziała też, była tego niemal pewna, że Mistrz Tholme nie zginął. Na planecie, na której istoty zdolne do kontrolowania Mocy były tak nieliczne - w porównaniu do światów w centrum galaktyki - każde zakłócenie w jej polu musiało być bardzo wyraźne - padawanka już raz się o tym przekonała. Wyczułaby, i Samuel również, jeśli Mistrzowi stałaby się poważnka krzywda. Wprawdzie w głosie porucznika nie dało wyczytać się kłamstwa, nie oznaczało to jednak, że mówił prawdę. Wyćwiczenie w ukrywaniu prawdziwych intencji to tylko kwestia treningu. I dlatego, pewnym i spokojnym wzrokiem patrząc na porucznika, w najgłębsze zakamarki umysłu Faith odrzuciła niepokojące myśli, że kapitan Karesh mógł mimo wszystko... nie żyć...
Coś ukłuło dziewczynę w sercu, ale choć bardzo ją to zabolało, nie dała tego po sobie poznać. Z pomocą nieoczekiwanie przyszedł jej Samuel, którego żywiołowa reakcja odwróciła uwagę porucznika. Padawan działał nierozważnie, czym narażał bezpieczeństwo nie tylko swoje, ale i Faith oraz króla. Dziewczyna nie martwiła się jednak o siebie - sama wiedziała, że to, co zamierzała, również nie będzie pozbawione zagrożeń, lecz to jedno wyjście wydawało jej się rozsądne. Postanowiła przyjąć propozycję porucznika - stawianie się i okazywanie gniewu, co właśnie zrobił Samuel, narażało na ryzyko wiedzę, którą posiadali poprzez Moc i wzbudzało jeszcze większe podejrzenia co do ich osób. Jeśli natomiast w drodze do blokady czekała na nich pułapka, był to sposób na dojście do prawdy. Zakładając, rzecz jasna, że udałoby się im się uciec. Wiara, jaką młoda padawanka pokładała w Mocy, była jednak niczym rozległy i niekończący się ocean...
- Pojadę na miejsce wypadku, poruczniku. Proszę wskazać mi drogę do speedera, jednak wcześniej chciałabym porozmawiać z Coruscant. Byłabym wdzięczna za skierowanie mnie do odpowiedniego terminala.
Nawet, jeśli porucznik spełni jej życzenie, nie spodziewała się, że uda jej się połączyć z Zakonem. Wiedziała jednak, że każdy kawałek układanki składał się w końcu w jedną całość...


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Brasidas
Jaszczur



Dołączył: 30 Lip 2005
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Z Galaktyki

 Post Wysłany: Pią 11:17, 30 Gru 2005    Temat postu:

Kapitan Karesh szybko pojął aluzję Mistrz Tholme a sam powoli zaczął kierować rękę ku blasterowi, jaki znajdował się przy pasie. Nagłe użycie mocy zaskoczyło strażników, którzy poszybowali o kilkanaście metrów dalej. Wszyscy poza jednym, który widząc zamach Jedi uskoczył w bok i widząc, co się dzieje z jego towarzyszami otworzył ciągły ogień w kierunku Mistrza Tholme. Tymczasem Kapitan Karesh wskoczył do speedera uruchamiając go i krzycząc w kierunku Jedi:

- Mistrzu tutaj szybko, następni już nadchodzą. Droidy!

Karesh miał w zupełności rację. Co prawda pięciu strażników których odepchnął Tholme było wyłączonych z walki to jednak już na dziedziniec wchodziły droidy ochronne budynku. Co gorsza brama wjazdowa była właśnie zamykana i zapewne uruchamiane systemy uzbrojenia obronnego pałacu. Droidy chciały odciąć Mistrza od wyjazdu i zepchnąć na skarpę, na której kończy się dziedziniec. Choć z góry wydawało się, że wzgórze na którym spoczywa pałac, jest łagodne, było tylko takie z jednej strony – wjazdowej, w pozostałych stronach były nieregularne kilkuset metrowe skarpy do jeziora poniżej. Czas mijała Jedi musiał zdecydować…

[off] Cała ucieczka w twych rękach. Mozesz jaopisać z udanymi wynikami jak chcesz Wink [/off]

************

Porucznik lekko skinął głową. Wyprostował się i rzucił kilka słów o komunikatora, każąc by jeden z żołnierzy przekazał…prośbę Samuela Marszałkowi. Kiedy skończył rozmawiać odłożył komunikator i poprowadził Jedi do pomieszczenia z łączem hiperprzestrzennym.

- Proszę oto łącze, na tyle silne by dotrzeć nawet do Coruscant, wierzę, że będziecie umieli z niego skorzystać Jedi.

Porucznik odszedł doglądać swoich spraw, gdy tymczasem Samuel i Faith mogli Łącze było w pełni sprawne jednak, mimo prób padawanów Zakon nie mógł być wywołany. Nawet samo Coruscant, wyskakiwał ciągle błąd z komunikatem o zakłóceniach na łączu hiperprzestrzennym. Mimo wszelkich prób nie można było przesłać wiadomości, nie mówiąc o ustanowieniu połączenia. Możliwe że to były zakłócenia spowodowane burzą jonową na drodze do Coruscant. Miejsce kosmosu, gdzie leży Hoeth jest wielce odległe i pełne takich burz, które czasami i na miesiące umiały odciąć planetę od komunikacji z galaktyką. Ale to tylko jedno z możliwości…

Porucznik wrócił do Jedi mówiąc n wstępie:
- Speeder gotowy, jeżeli…księżniczko skończyłaś rozmawiać z …Zakonem to proszę udaj się za mną. A marszałek właśnie przybył do naszego centrum i jest tam. W czymś jeszcze mogę wam służyć Jedi?


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Mistrz Tholme
Gość







 Post Wysłany: Wto 14:39, 03 Sty 2006    Temat postu:

Tholme nie mial zbyt wiele czasu do namysłu. Jak zwykle, mona by rzec.
Musiał zdecydować nimal natycmiast, toteż szybko ruszył w kierunku kapitana.

Sorry, że krótko, ale kac mi się we znaki daje a nie chcę stopować gry :/
 Powrót do góry »
Faith Sedaya
Padawan



Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 108
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: z tajemnych zakątków galaktyki

 Post Wysłany: Wto 19:53, 03 Sty 2006    Temat postu:

Kamienny wyraz utrzymywał się na twarzy Faith, kiedy nie powiodła się pierwsza i następna próba skontaktowania się z Zakonem. Owszem, zakłócenia na linii mogły zostać wywołane przez milion różnych czynników, ale od samego początku pojawienia się Jedi na tej planecie niewiele rzeczy wydawało się tylko niefortunnym zbiegiem okoliczności. Dziewczyna obejrzała się na Samuela, posyłając mu tylko jedno, porozumiewawcze spojrzenie, ale nie odezwała się ani słowem. Obawiała się, że każdy pomieszczenie, do jakiego wkroczyli i mieli wkroczyć, było na podsłuchu...
Na krótki moment serce padawanki przeszył chłód - zaczęła poważnie obawiać się o króla. Jeśli on nie był w to zamieszany, to cały ten przewrót może doprowadzić do pozbawienia go korony... a może nawet i życia. Nie wiedziała, dokąd go zabrali, jeśli w ogóle miało to miejsce, ale miała nadzieję, że był na tyle rozważny, by w porę wykryć zagrożenie... To spotkanie, spotkanie z nią, swoją córką... wydawało się zrobić na nim mocne wrażenie... Oby nie na tyle mocne, by zaćmiło jego zmysły...
Gdy po chwili drzwi pomieszczenia łącznościowego otworzyły się i wszedł przez nie porucznik Morgast, Faith, niezwruszona i opanowana, spokojnie wysłuchała jego słów. Udawając, że nie zauważyła wyraźnego wahania w jego głosie, odpowiedziała bez śladów emocji:
- Niestety, nie udało nam się nawiązać połączenia. Najwidoczniej burze jonowe spowodowały zakłócenia. Jeśli jest jednak możliwe, aby ktoś przez cały czas próbował ustanowić kontakt z Coruscant, bardzo bym prosiła, aby poinformowano mnie o wynikach.
Znów spojrzała przelotnie na Samuela, poprzez Moc pytając go, czy na poradzi sobie z Marszałkiem, po czym zwróciła wzrok z powrotem na porucznika straży.
- Jak długo zajmie lot na miejsce? - nie czekając na odpowiedź, ruszyła pewnym krokiem w stronę wyjścia. - Chciałabym, aby poinformowano mojego ojca - wyraźnie zaakcentowała te dwa słowa, Mocą działając na podkreślenie ich znaczenia - gdzie się udaję.
Długa toga Jedi ciągnęła się za padawanką, kiedy opuściła salę i ruszyła korytarzem obok porucznika. Przez cały czas robiła wszystko, by nie dać po sobie poznać ani grama strachu - choć w sercu nie mogła ukrywać, że obawiała się każdego zakrętu, jaki widniał przed jej oczami. Przywołała wszystkie nauki, jakie przyswoiła sobie w Świątyni i poza nią, wszystkie wspomnienia, które mogły jej teraz pomóc. Została sama... I tylko Moc była jej sprzymierzeńcem...


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Samuel Silverword
Spam Lord



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: ZADUPIE

 Post Wysłany: Czw 12:30, 05 Sty 2006    Temat postu:

Gdy coraz to kolejne próby połączenia się z Zakonem nie udawały się, Samuel tylko gorzko się uśmiechnął. Dokładnie tak jak przewidział. Spiskowcy odizolowali ich od galaktyki...to była kolejna część spisku. Katastrofa, zamach, domniemana śmierć Tholme'a...to wszystko było częścią intrygi, mającej za zadanie zniszczyć Jedi i Króla.
I Samuel znał tylko dwie osoby o odpowiedniej władzy na tej planecie.
Jedną był marszałek...i właśnie miał zamiar go "sprawdzić". Ale nie wierzył, że ten...patriota może działać na niekorzyść swego świata i władcy. Ale są ludzie, których słowa potrafią zmienić człowieka...przykładem kogoś takiego jest Hrabia Dooku.
Drugim podejrzanym i to pewniejszym, był doradca Qar. Idealnie pasował na spiskowca...i to on doniósł o "śmierci" Tholme'a. Ale być może, ktoś chce go wrobić? Mało prawdopodobne.
Gdy Faith posłała mu porozumiewawcze spojrzenie, odpowiedział tylko nikłym, gorzkim uśmiechem. Gdy jego "siostra" "zapytała się" go przez Moc, czy sobie poradzi, "odpowiedział", że tak...
Gdy Jelena odeszła, szepnął tylko cicho "Niech Moc będzie z Tobą"...miał nadzieje, że Jedi poradzi sobie z ewentualnymi problemami.
On sam zaś miał zamiar sprawdzić...i ewentualnie "przekonać do siebie" Marszałka. Tholme co prawda zabronił mu działać, ale czyż on ponoć nie żył? Choć Samuel w to nie wierzył zbytnio, to miał przynajmniej wymówkę, pozwalającą mu działać.
Z kamienną twarzą, oznajmił nieco zimnym głosem
- Więc jeśli przybył, chciałbym złożyć mu wizytę...mam nadzieje, że nie napotkam żadnych trudności? Prosiłbym więc o wskazanie mi drogi...
Nie ufał strażnikom, nie ufał nikomu...poza sobą. Choć...naglę naszła go myśl, że i sobie nie może ufać. W końcu...Jedi są podatni na Ciemną Stronę...musi więc uważnie korzystać ze swych zdolności, by przypadkiem nie zwróci się do mroku...


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Brasidas
Jaszczur



Dołączył: 30 Lip 2005
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Z Galaktyki

 Post Wysłany: Wto 21:38, 10 Sty 2006    Temat postu:

Porucznik ruszył wraz z Faith w kierunku czekającego speedera. Tymczasem Samuela inny strażnik poprowadził w kierunku miejsca, gdzie obecnie przebywał sam marszałek Karesh. Idąc korytarzami pałacu, Samuel mógł odczuć jakby jakąś dziwna moc zawisłą nad tym miejscem. Niegdyś oaza spokoju, teraz powoli zbierały się nad tym miejscem chmury, nadciągającej burzy. Przechodząc obok ogrodu Samuel czuł, jak rośliny pełne chaosu i złej energii…mrocznej ciemnej strony mocy. Czyżby to Samuel był sprawcą zaburzenia harmonii ogrodu? Podróż ku mrokowi Samuel już zaczął w pokoju Faith, mimo iż w końcu się opamiętał, mógł czuć, że ta część duszy…nadal tam jest, głęboko schowana ale gotowa...

Pokój, w którym był marszałek był podobnym miejscem, z jakiego wyszedł Samuel. Kolejne centrum dowodzenia i monitoringu pałacu. Marszałek pochylając się nad jednym z techników niemal krzyczał do niego:

- Jak to nie wiesz kto i kiedy założył te zasłony? Masz się dowiedzieć i to już! I nie chcę nawet słyszeć, że nie wiesz skąd były kontrolowane. Chce mieć odpowiedzi i to szybko, zamach na króla nie będzie tolerowany, nie jak ja TU JESTEM! ZROZUMIANO! A ty, co z wiadomościami o „wypadku”, chcę wiedzieć czy nic się nie stało z moim synem, jazda!

Karesh najwidoczniej wzburzony spojrzał na Samuela i od razu się uspokoił. Od przybycia Jedi na Hoeth w oczach Marszałka, można było dostrzec zmianę w …ocenie Samuela i jego towarzyszy. Starzec, nadal miał werwę w głosie, ale szybko doszedł do siebie i już całkowicie spokojnym głosem rzekł:

- A Jedi Samuelu, witaj, udało wam się cos dowiedzieć? U nas niestety nic. Ale król czuje się o wiele lepiej i jest wdzięczny wam za wszystko. Zapewne słyszałeś już o …wypadku. Jeżeli tą zasadzkę można tak nazwać. Jestem pewien, że są cali i zdrowi, nie może być inaczej, ale na razie nic nie…

Do pomieszczenia wszedł młodszy oficer, który podszedł do Marszałka i chwile szeptał mu na ucho jakieś słowa. Mina Karesha szybko spoważniała i przybrała grymas zdziwienia i niedowierzania. Po chwili oficer odszedł Marszałek chwilę się zastanawiając obrócił głowę do Samuela i rzekł z powagą:

- To…to dziwne. Właśnie mi doniesiono, że król… że Qar, znalazł…że znalazł dowody, na to, że Faith…że Faith nie jest córką króla. Jej próbki krwi porównano ze starymi i niestety, ale są całkowicie różne. Król jest…wściekły. Wyniki są podobno jak najbardziej prawdziwe. Król rozkazał, by każdego…każdego z was przyprowadzić do niego natychmiast! Nie wiem, co o tym sadzić, czy to w ogóle możliwe, byście się pomylili? Musimy się udać do Kylaka Jedi Samuelu.

***********

Porucznik skinął głową i kłaniając się niezdarnie, jakby chciał pokazać, że dla niego Faith nie była córka monarchy, lub nie miało to dla niego znaczenia.

- Oczywiście, wszystko będzie przekazane. A teraz tędy…Jedi.

Spinając na jednego z ludzi wysłało z wiadomościami. Ruszył za padawanką. Prowadząc ją korytarzami pałacu w kierunku tylnego wyjścia do czekającego speedera. Faith czuła, jak moc ostrzega ja o niebezpieczeństwie zbliżające się do zamku i całej planety. Niebezpieczeństwo, które już tylko Jedi mogli powstrzymać. Jednak nie mogła zlokalizować gdzie to niebezpieczeństwo się ujawni, tak samo jak nadal nie umiała wyczuć losu Tholme. Brak zaburzenia, które powinno powstać w wyniku śmierci takiego Jedi, byłoby odczuwalne nawet dla Faith, mimo iż nie łączyła Tholme z nią żadna więź. Ale…ale Tholme był mistrzem skrywania się, nawet swojej obecności w mocy, czy miało to jakiś związek?

Podróż nie była długa. Po chwili na małym dziedzińcu znajdującym się na skarpie będącej na tyłach posiadłości króla Kaylaka. Faith mogła zauważyć stojący duży speeder. Obok którego stało dwóch żołnierzy monarchy.

- Tych dwóch ludzi zostało oddelegowanych do ochrony twojej Je…księżniczko. To rozkaz króla i nikt nie może go zlekceważyć. Ja będę kierowcą do miejsca zazki. Proszę zająć miejsce wyruszamy.

Porucznik usiadł w fotelu kierowcy, a pozostali żołnierze pozwolili zająć Faith miejsce z tyłu, po czym bezceregielowo usiedli po jej stronach. Mimo iż speeder był duży, to Trzy osoby na jednym siedzeniu z tyłu, było zdecydowanie za dużo o jedną, jednak po minach strażników widać było, że niewiele sobie robią z jakichkolwiek niewygód, nie mówiąc o czyiś narzekaniach. Twarze mieli niczym skały.

Speeder ruszył szybko, kursem oddalającym od zamku. Porucznik spokojnie i pewnie prowadził maszynę, zlatując ze skarpy i ruszając wzdłuż brzegu w kierunku miasta. Tymczasem niewygody stawały się coraz bardziej nieznośne. Strażnicy obładowani zbroją i wieloma brońmy, wraz z nabieraniem prędkości przez maszynę coraz bardziej „pchali się na Faith” a ich rzeczy zaczynały wbijać się w ciało padawanki.

Możliwe, że między innymi przez to padawanka dopiero po dłuższej chwili poczuła, ze wbrew wszelkiej logice speeder ciągle przyspieszał. A zbliżając się do miasta i wlatując w ulice, powinno być zupełnie inaczej. Dopiero teraz Faith mogła spostrzec, że znajdowali się pośrodku pustej i niezmiennej otchłani wody, kilka kilometrów od Hoeth City. Miasto było coraz dalej, a porucznik lecąc kilkaset kilometrów, z każda sekundą coraz bardziej się od niego oddalał…

*************

Błyski blasterów, coraz bardziej przecinały powietrze wokół Mistrza Jedi. Tholme nie marnował sekund, tak samo jak kapitan. Karesh widząc zamykającą się bramę ruszył speederem. Tholme biegnąc ponadnaturalną szybkością, którą dodawała mu Moc, zbliżał się do rozpędzającej maszyny. Droidy, których widać było coraz więcej nie były największym zagrożeniem. Dwie wieżyczki przed bramą właśnie otworzyły morderczy ogień trafiając w speeder Karesha. Jednak wiązki były pochłaniane przez tarcze maszyny.

Tholme biegnąc i rozpędzając się do niebywałej szybkości biegł równolegle do speedera, kiedy maszyna zaczynała coraz mocniej przyspieszać, Jedi skoczył do niej, lądując zgrabnie w fotelu. Brama się ciągle zmykała…jeszcze chwilę, chwilę, malutką chwilę i…Karesh z Tholme przelecieli bokiem maszyny przez małą szczelinę miedzy wrotami, uchodząc na bezpieczna przestrzeń. Jeszcze jakiś czas błyski blasterów podążały za Jedi, ale tylko krótką chwilę. Kapitan pewnie i szybko poprowadził do miasta, gdzie on i Tholme mógli zastanowić się w spokoju nad dalszym planem. Po pewnym czasie Karesh, zwolnił, by nie budzić podejrzeń w śród cywili i wleciał w bardziej zatłoczone i bezpieczniejsze ulice. W końcu skręcając w zaułek kapitan zatrzymał maszynę.

- To…to było…zaskakujące. Mam nadzieję, za Qar ma naprawdę solidne powody, albo skończy na szubienicy! Za długo jego ambicje i zawiści kładły cień na stosunki z pozaświatowcami i przyćmiewały słuszny osąd króla. Nie mam pojęcia, co się stało, ale się dowiem. Polecę z powrotem do pałacu i…spróbuję się czegoś dowiedzieć o Faith i…reszcie: królu, Samuelu i moim ojcu. PRZEKLĘTY QAR! Jak on śmie tak się rządzić, to że król jest ranny nie daje mu prawa władać tak Hoeth! Niby jest prawowitym następcą przed uznaniem Faith, ale… Ehhh, przepraszam Mistrzu, ta…ta sytuacja wytraciła mnie z równowagi. Gdyby było wiadomo, co wyrabia teraz i co robił podczas tego zamachu? Po prostu zbyt dobrze mi to wygląda, nie chcę go o nic posądzać, ale szczerze nigdy mu nie ufałem, wiele razy podejrzewałem go o…nieczyste sprawki, ale nigdy nie zdobyłem dowodów. Ha zapewne jedyne jakie istnieją, są w jego łapach, bezpiecznie schowane w domowym zaciszu. Ehhh, jestem wściekły. Ale nie traćmy jednak czasu. Polecę do pałacu i się dowiem ile mogę. Oto komlink, będziemy w razie czego w kontakcie. Tutaj jest datapad, z zaznaczonymi najważniejszymi miejscami miasta, pałacem, moim domem, mego ojca i innych. Na razie radzę ukryć się i poczekać, aż się z tobą skontaktuję. Możesz też udać się do mego domu, tam powinieneś być bezpieczny, ale uważaj, wschodnia część miasta, gdzie mieszkam, jest dobrze chroniona, znajdują się tam wszystkie rezydencje najważniejszych dostojników państwa. Gdy będę wiedział cokolwiek skontaktuję się z tobą mistrzu.

Kapitan uruchomił silnik i wysłuchawszy odpowiedzi Tholme ruszył w kierunku pałacu. Mistrz Jedi został sam…

[off]Tholme zmienił postac, robię z niego BNa[/off]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Brasidas dnia Nie 18:44, 15 Sty 2006, w całości zmieniany 2 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Samuel Silverword
Spam Lord



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: ZADUPIE

 Post Wysłany: Czw 0:01, 12 Sty 2006    Temat postu:

Podczas marszu Samuel był pogrążony w myślach. Ponurych myślach.
Nad tą oazą spokoju i piękna zbierały się mroczne chmury…mroczne chmury stworzone przez wojnę. Jak zawszę…och, ile Samuel by zrobił, byle zażegnać ten konflikt! Nie znał dokładnie przyczyn jego powstania…będzie musiał kiedyś wypytać Mistrzów.
Ale wtedy, ograniczy swoją wiedzę tylko do jednego punktu widzenia…By być w stanie zrozumieć go w pełni, musiałby otworzyć się na wszystkie aspekty większej sprawy…nie tylko propagandy Republiki. Powinien poznać zarówno zdanie Jedi, Senatu, neutralnych…i Separatystów. Dopiero wtedy byłby w stanie poszukać odpowiedniego wyjścia…Nie pozna CAŁEJ prawdy od jednej strony konfliktu. A na pewno nie od…Jedi?
I tak dumając Jedi przechodził obok ogrody…od którego czuł mrok. Jeszcze niedawno…było to pięknie miejsce. Pełne harmonii…zastanowiło go, co spowodowało zaburzenie równowagi.
I naglę w jego umyśle pojawiła się dziwna myśl…że to właśnie Samuel może być tym, który zburzył to piękno…
Ale szybko odpędził od siebie te myśli. Nie…nie mógł teraz stracić wiary w swoje czyny. Niezdecydowanie jest oznaką słabości. A słabość raczej nie sprzyja dyplomacją i niszczeniu spisków…który Samuel czuł. Już od przybycia na tą planetę. Czuł spisek, mający za zadanie zniszczyć Króla…i Jedi…
...ale czy ten mrok, który…był w nim…
Nie. Jest Jedi. Uda mu się…zawładnąć ciemną stroną własnego „ja”. Udawało mu się to przez tyle czasu…i naglę, niedawno…uwolniła się? Ale tylko dzięki temu, że…opanował ją…władał nią? Udało mu się uratować życie swoje, Faith i Króla. Był Jedi. Kontrolował to…
Ale nie czas na takie myśli. Teraz…ma inne zadanie. Przeciąć nić spisku.

Po pewnym czasie zamyślony Silverword dotarł do kolejnego pełnego techniki i elektroniki „centrum małego szpiega”. Miejsce, z którego potencjalnie każdy mógł oglądać każdy jego ruch, każdy jego gest, słuchać każdego jego słowa…
Nie lubiał czegoś takiego…ale to dawało tyle możliwości. Pewność, że nie zostanie się zdradzonym. Wiedza o tym, o czym inni nie chcą byśmy wiedzieli. Kontrolowanie poczynań innych…
Ale i tak istaniało coś znacznie potężniejszego. Coś, co sprawiało, że Samuel i jego towarzysze byli lepsi od innych.
Moc.
Co prawda, istniały istoty korzystające z Mocy…ale ich wiedza o samej Mocy była godna pożałowania. Nie to, co wiedza Zakonu…
Samuel wkroczył spokojnym krokiem do tego miejsca. Przywołał na swoją twarz wyraz….stoickiego spokoju. I pewności siebie…
Parawanowi reakcja Karesh’a na jego obecność sprawiła pewną…satysfakcje. Samą swoją osobą wzbudzał…szacunek? I dobrze…
I gdy miał już otworzyć usta, by odpowiedzieć Marszałkowi, gdy jakiś wojskowy zaczął mu szeptać coś na ucho…
Reakcją Jedi na rewelacje marszałka…było zdziwienie. Przez dobrą chwilę widoczną na jego twarzy. Samuel jednak wprawiał się w udawaniu tego, czego nie czuł…więc bardzo szybko postarał się przywołać znowu swój pewny wyraz twarzy. Pewność siebie sprawia, że inni postrzegają nas za kogoś silnego. A część osób szanuje tylko osoby silne. A szacunek jest ważny…
Miał już mówić…ale w porę ugryzł się w język. Tutaj wszędzie są podsłuchy…nie wolno mu się otworzyć teraz. Jeszcze się wyda…i nie jest pewien lojalności Marszałka.
Samuel mógłby po prostu teraz sondować jego umysł…mógłby! Ale…nie powinien tego robić? „Moc to nie jest narzędzie”…ale…
Nie. Nie może się teraz wachać…musi zaufać Marszałkowi…ale czy w ten sposób nie postąpi głupio?
To się okaże…
Teraz postara się wyłożyć to wszystko, co podejrzewał. I sprawić, by Marszałek podzielał jego zdanie…
Zbliżył się do Marszałka, zmniejszając odległość…nie chciał jednak zmniejszać jej na tyle, by Marszałek poczuł się skrępowany. Mówił powoli, z pewnością w głosie…starał się nie mrugać i patrzeć w oczy swemu rozmówcy. Obserwować jego reakcje. Mocą zaś „nastawił się” na odczyt zmian jego emocji. Nie chciał…nie chciał zagłębiać się w jego umysł. Wolał po prostu odczytywać…
- Marszałku Gezu Karesh’u…niewielu jest ludzi, którym można w dzisiejszych czasach zaufać. Niewielu jest lojalnym swym paną…jednak o tobie można powiedzieć, że dobrze kontynuujesz tradycje twojej rodziny. Jesteś człowiekiem lojalnym i godnym zaufania…dlatego, muszę się podzielić z tobą mymi mrocznymi przemyśleniami. Dotyczącymi Hoeth…i zbierających się nad nim burzowych chmur.
Przerwa, zaczerpnięcie oddechu. Obserwacja reakcji.
- Jest Pan człowiekiem o wielkim umyśle…musiał Pan zauważyć, że coś jest nie tak. Że część wydarzeń, których świadkiem była ta planeta, niegdyś oaza spokoju, teraz…być może przyszłe pole bitwy, przez manipulacje jakiegoś człowieka…wydarzeń, które zmąciły spokój Hoeth, nie mogły być przypadkiem. „Wypadek” przy lądowaniu, nagłe wezwanie Pańskiego Syna gdy miał mi opowiedzieć o doradcy Vistrunie, syna, który być może przez złowrogie plany ludzi, którzy swymi działaniami mącą pokój na Hoeth, być może nie żyje…
Znowu przerwa, obserwacja reakcji, zaczerpnięcie oddechu i zmniejszenie nieco odległości między Marszałkiem a Samuelem…jego głos był nieco cichszy…
- Zamach na Króla i jego córkę, związany czasowo z zamachem na Mistrza Jedi...gdy spełniałem mój obowiązek, gdy broniłem siebie, Króla i Jeleny, „byłem” w umyśle zamachowca…i widziałem ludzi…
Przerwa. Mówił ciszej…
-…ludzi, którzy nie interesowali się dobrem Hoeth. Nie, jak ty, synu swoich ojców…patrzyli tylko na własne konta. Niestety, nie udało mi się poznać ich tożsamości…ale na podstawie tych wizji wydaje mi się, że na Hoeth można znaleźć ludzi, którzy mają zamiar skontaktować się z Separatystami. Nie dla dobra Hoeth…tylko dla dobra własnych kont. Nawet, jeśli przez to muszą zaburzyć pokój cudnej oazy spokoju…
Kolejna przerwa…i zmniejszenie odległości…obniżenie głośności głosu…
- Nie zastanawiało Pana, że wiadomość o zamachu przekazał Qar? Że wiadomość o domniemanym nie-królewskim pochodzeniu Jeleny przekazał właśnie…Qar? W dodatku, mało jest w pałacu osób mających na tyle wielką władze, by założyć takie blokady jak były tam, w komnacie Jeleny…
Przerwa. Samuel mówił już szeptem…nadszedł czas na najważniejsze pytanie. Które rozwieje wszelkie wątpliwości…
- Marszałku Gezu Karesh…kto obejmuje władzę po śmierci Króla, gdy nie ma następcy? Komu mogłoby zależeć na tym, by uśmiercić prawowitego władcę i jego potomka…?


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Faith Sedaya
Padawan



Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 108
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: z tajemnych zakątków galaktyki

 Post Wysłany: Pon 18:58, 16 Sty 2006    Temat postu:

Przed czujnym umysłem Faith nie umknął dość oczywisty fakt, iż stosunek, jaki miał do jej osoby porucznik Morgast daleki był od jakiegokolwiek szacunku, nawet, jak dla Jedi, jednak w tym momencie dla dziewczyny był on jedynie potwierdzeniem niebezpieczeństwa, jakie czekało na nią w drodze do miejsca rzekomego wypadku. W innych okolicznościach zapewne zaniepokoiłby ją sposób, w jaki traktowano wysłanników Zakonu, lecz teraz było to najmniejszym zmartwieniem padawanki. Skinęła porucznikowi głową, kiedy dotarli na niewielkie lądowisko, i szybkim spojrzeniem, wyrażającym niewiele więcej, poza zwyczajnym zrozumieniem, obrzuciła przydzielonych jej ochronie strażników. Choć wyraz jej twarzy pozostawał spokojny i niezwruszony, jak na Jedi przystało, dziewczyna już na sam widok tych dwóch mężczyzn potrafiła stwierdzić, że żadna ochrona mimo wszystko nie wchodziła tu w grę - prędzej chodziło już o dopilnowanie, by zadanie zostało wykonane.
- Proszę się nie martwić, poruczniku, nie śmiałabym sprzeciwić się rozkazowi króla - odpowiedziała pewnym głosem, zajmując miejsce na tylnim siedzeniu. Starała się nie dać po sobie poznać, że nie podobał jej się ścisk ze strony dwóch strażników, jednak gdy wyczuwała, że zaczynali coraz bardziej ograniczać jej ruchy, na moment odwracała co chwila wzrok od drogi i spoglądała w dół, aby zerknąć na to, w jaki sposób mężczyźni trzymali broń. W ich twarze nie spojrzała ani razu - przez cały praktycznie czas obserwowała drogę, która z każdą sekundą coraz bardziej oddalała ją od pałacu.
I nie zajęło jej dużo czasu zorientowanie się, że speeder mnknął na spotkanie z zupełnie innym celem. Mimo tego zachowała spokój, udając, że niczego nie zauważyła - raz tylko odwróciła głowę w kierunku oddalającego się w zawrotnym tempie miasta, ale już wtedy skupiała się na powiększeniu kontaktu z Mocą. Siedząc bez ruchu pomiędzy dwoma strażnikami, sięgała Mocą do ich umysłów i systematycznie wzbudzała w nich poczucie senności, aż w końcu obaj pogrążyli się w głębokim letargu. Dzięki masywnym zbrojom, w jakie byli zakuci, nie opadli bezwładnie na oparcie przy siedzeniu, lecz w dalszym ciągu utrzymywali się prosto, co miało istotne znaczenie przy utrzymaniu porucznika w przekonaniu, że wszystko szło zgodnie z planem. Wtedy jednak, kiedy jedna przeszkoda została wyeleminowana, padawanka skupiła się na unieruchomieniu śmigacza - dzięki Mocy wyobraziwszy sobie sieć kabli w okolicach silnika, sprawnym i wyćwiczonym ruchem odcięła przewód odpowiedzialny za rozprowadzanie energii po całym speederze. Maszyna zwolniła prawie natychmiast i z silnym pluskiem opadła na powierzchnię wody, rozbryzgując wokół wysokie fale. Lecz Faith nie czekała bezczynnie, aż śmigacz znieruchomieje - jeszcze zanim siedzący przy sterach porucznik zorientował się w zmianach, dziewczyna już była na nogach. Dwoma ruchami Mocy wyrzuciła broń strażników do wody i kiedy maszyna zderzyła się z falami, mocno odbiła się od siedzenia. Wykonując w powietrzu zgrabne salto, wylądowała tuż przy zdezorientowanym mężczyźnie, szarpnięciem Mocy wyrwała mu z dłoni blaster, który spadł do wody, i wycelowała w porucznika otwartą dłonią.
- Nie chcę pana skrzywdzić, poruczniku Morgast, ale jasne jest, że nie wiózł mnie pan na żadne miejsce wypadku - powiedziała spokojnym tonem, patrząc mężczyźnie prosto w oczy. Nie sięgała po miecz świetlny, bo pewna była, że sama groźba użycia Mocy była wystarczająca, by zdjąć mężczyznę grozą. A poza tym sięgnięcie po miecz to była tylko niecała sekunda...
- Nie przybyłam na Hoeth, by brać udział w spiskach wymierzonych przeciwko mojemu ojcu. Nie pragnęłam żadnej z tych rzeczy, które miały miejsce. Nie wiem, o co mnie oskarżacie, ale jeśli ma to zagrozić życiu króla i dobru całej planety, wolałabym wiedzieć, w co zostałam zamieszana. Dokąd mnie pan zabierał, poruczniku? Kto stał za zamachem w mojej komnacie? Co naprawdę stało się z Mistrzem Tholmem i kapitanem Kareshem?
Nie przestwała bacznie wpatrywać się w każdy ruch mężczyzny, jednak nie znaczyło to, że nie uważała na otoczenie. W stanie takiej koncentracji w Mocy nie umknąłby jej żaden szczegół...


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Brasidas
Jaszczur



Dołączył: 30 Lip 2005
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Z Galaktyki

 Post Wysłany: Sob 20:12, 04 Lut 2006    Temat postu:

Jedi i dowódca wojskowy Hoeth wyszli z centrum, szybkim krokiem obierając kurs ku sypialniom. Marszałek idąc w kierunku pokoi króla, gdzie obecnie przebywał monarcha, uważnie słuchał, cicho mówiącego Samuela. Jednak starzec mimo słów Jedi miał nadal kamienną twarz, nie dawał po sobie poznać czy słowa padawana robią na nim jakiekolwiek wrażenie. Dopiero po tym jak Samuel zakończył swoje pytania, Karesh przystanął na chwile, spojrzał na jezioro, które było widać z tarasu, na którym byli obecnie. Nastapiła krótka chwila ciszy, starzec wpatrując się w horyzont, po chwili westchnął i odwrócił wzrok ku Jedi.

- Odpowiedź brzmi Qar, oczywiście jeżeli Jelena nie zostanie potwierdzona jako córka Króla Kaylaka. Ale to właśnie zostało poddane pod wątpliwość. Wiem o co ci dokładnie chodzi Jedi Samuelu. Wszystko wskazuje na Qara, wiem, ale…ale znam tego człowieka od tak dawna i nigdy, nigdy nie uwierzyłbym by chciał coś podobnego zrobić. Jest przeciwny kontaktom z pozaświatowcami, ale jest też patriotą i nie mogę, po prostu nie mogę przyjąć do wiadomości, że podniósł by rękę na samego króla! Ale…ale na razie wszystko wskazuje, na jego… na jego subtelną morderczą grę, w której albo chce was zdyskredytować, albo co gorsze obalić monarchię Zaresh. Sam pragnę sobie porozmawiać z Qarem i to jak najszybciej, by wyjaśnić całą sprawę, i klnę się na bogów, że tą sprawę wyjaśnię i nigdy nie pozwolę by ktokolwiek podniósł dłoń na króla. Ale teraz ruszajmy, władca Hoeth oczekuje nas.

Marszałka twarz była pełna determinacji, poświęcani, złości i…strachu. Uczucia, które zapewne temu potężnemu człowiekowi nie dane było odczuwać wiele razy podczas swojego życia, nie kiedy piastował trzecie co do ważności pozycję na planecie.
Nie czekając na odpowiedź, dowódca wojskowy króla ruszył dalej w kierunku komnat monarchy. Po chwili i po minięciu czterech posterunków wokół póki Kaylaka, Samuel i Karesh stali przed królem, który obecnie siedział na jednym z foteli w swoim wielkim i pięknym pokoju. Przeglądał zdenerwowany papieru. Ubrany w szlafrok i z podłączoną aparaturą medyczną, podająca mu jak ąś surowicę. W pomieszczeniu było sześciu strażników w ciężkich pancerzach i z bronią w rękach.

- Panie. Niestety przyprowadziłem tylko jednego Jedi. Mistrz Tholme zaginął razem z moim synem w ataku-pułapce, jaka nastąpiła kilkadziesiąt minut temu.

- A gdzie ona!?

- Hmm to chyba łatwiej wytłumaczy sam Jedi Samuel, mój panie


Kaylak spojrzał ze sroga miną na króla, w którego oczach był nie okiełznany gniew i wściekłość. Jeżeli są momenty w których trzeba się bać, to stanie przed wściekłym władcą planety jest definitywnie jednym z nich.

- Gdzie ona jest!? Wiesz co to jest Jedi, Qar przed chwilą mi to przyniósł. To są dowody, na to że ona nie jest moja córka, że od początku graliście ze mną, OSZUKIWALISCIE! Tylko po to by dostać od Hoeth to co wasz zakon pragnął! Wiec gdzie ona jest, chcę prawdy!

***************

Albo porucznik Morgast był głupi, albo diabolicznie oddany swojej sprawie. Na jego twarzy nie widać było spodziewanego strachu, tylko … zaskoczenie, zaskoczenie atakiem Jedi, ogłuszeniem swoich towarzyszy i całkowita ruiną jego planów. Jednak oficer długo nie pozwolił sobie na taki stan rzeczy. Spokojnie wyprostował się i z determinacją oraz pogardą spojrzał na padawanki.

- Myślisz, że wyciągniesz coś ode mnie wiedźmo. Myślisz, że cokolwiek ci powiem, TO SIĘ GRUBO MYLISZ! W tym momencie już jest za późno wszystkie pionki są w ruchu i na pozycjach … wszystko zgodnie z planem. Już niedługo nie będzie na tej planecie miejsca na takie abominacje jak ty, na zarazę z galaktyki, którzy przychodzą i tylko biorą, nic nie dając w zamian.
Dla twej ciekawości to za zamachem stałem ja, z przyjemnością patrzyłem jak dusicie się. Wielcy obrońcy Galaktyki. Szkoda, że wasza magia was uratowała. Ale jak mówiłem, to nie koniec. Król będzie martwy, tak samo ten starzec marszałek, a jego syn…ha ha ha, jego syn … będzie na niego czekał jeszcze ciekawszy los, on jest specjalny dla nas, bardzo specjalny wiedźmo. A teraz zrób to, zabij mnie z zimną krwią, to właśnie wy pozaświatowcy robicie najlepiej, mordujecie niewinnych, z zimną krwią. Tfu.

Morgast wypowiadał każde słowo z pogardą i nienawiścią, nienawiścią, która żkarmiła jego ciało od dawna. Kończąc wypowiedź splunął prosto w twarz padawanki. Ale cała sytuacja, była tylko…
Mając nadzieję, że Faith zgodnie z ludzkimi odruchami, będzie chciała wytrzeć twarz i na chwilę trochę spowolni jej reakcje sięgnięcia po miecz, Morgast szybkim ruchem sięgnął do kieszeni i zaczął wyjmować okrągły przedmiot, będący detonatorem termicznym. Ładunek wybuchowy silny wystarczająco by zniszczyć spokojnie cały speeder i wszystkich pasażerów w mikro sekundy. A właśnie tyle czasu padawance zostało na reakcję, zapobiegnięcia lub ucieczce przed samobójczym i desperackim atakiem

- Zzaaa Hoeth……


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Samuel Silverword
Spam Lord



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: ZADUPIE

 Post Wysłany: Nie 11:43, 05 Lut 2006    Temat postu:

Samuel mówił z lekkim niepokojem (który jednak nie odbijał się w żaden sposób „zewnętrznie”), nie widząc żadnej reakcji na twarzy marszałka. A do odczytywania emocji Mocą…jednak nie chciał się do tego posunąć…czemu? Sam nie wiedział, czemu…może dlatego, że nie potrzebował tego…a może dlatego, iż bał się, że będzie chciał nie tylko odczytywać jego emocje, ale zapragnie sięgnąć dalej, do jego myśli…? W końcu wtedy wszystko tak by się uprościło…
Z pewną…ulgą w duchu jednak w końcu zobaczył, po chwili ciszy, iż słowa jego zapewniły odpowiedni efekt-Samuel starał się godzić w odpowiednie punkty, kłaść nacisk na odpowiednie tematy…mimo wszystko, każdego człowieka można złamać i obrobić w sposób potrzebny naszym celą, jeśli tylko znajdzie się jego słaby punkt…zaś takie obrabianie człowieka jest szczególnie proste dla Jedi-gdyż Jedi jest w stanie odczytać emocje i myśli rozmówcy, może, jeśli tylko zechce, poznać wszystkie jego sekrety…dzięki czemu wszystko się ułatwia. Dzięki czemu można zażegnać prawie każdy konflikt, dzięki czemu każdy może stać się naszą…marionetką? Jedi nie popierają czegoś takiego, to ponoć prowadzi do Ciemnej Strony…ale jeśli wykorzysta się te możliwości, można wszystko tak uprościć, a wystarczy tylko nie przesadzać…
Qar był patriotą. Był…ale są ludzie, którzy potrafią odpowiednio wykorzystać patriotyzm, dzięki kłamstwom i sprytnym słowom zrobić z kogoś takiego marionetkę…przykładem takiego człowieka był zapewne niegdyś wielki Jedi, a aktualnie Sith.
Hrabia Dooku.

Marszałek nie dał jednak Samuelowi czasu na odpowiedź, prowadząc go ku chyba najtrudniejszego wyzwania na tej planecie-ku Królowi, któremu ktoś powiedział, że jego dziecko nie jest jego dzieckiem. Cudownie…a znając temperament monarchy, Jedi będzie miał nieliche problemy.
Gdy dotarli na miejsce, Samuel ukłonił się dworsko, szybko przebiegając wzrokiem po całkiem ładnym pomieszczeniu…Król…6 strażników…
Nim zdążył przywitać się z Królem „po dworsku”, mówić począł już Marszałek, który wspomniał o zaginięciu Tholme’a…zaginięciu, nie zginięciu.
I wtedy Samuel się zorientował, iż nie ma tutaj Faith! Skoro go wezwali…to powinni też ją…a przecież została wezwana przez „Króla”…przez Morgasta…który był człowiekiem…
Qara.
Teraz to sytuacja po prostu była cudowna. Po prostu wspaniała.
Ale Samuel postarał się zachować pozory spokoju, zarówno w mimice, głosie jak i poruszaniu się. Jak to mawiał jego Mistrz? „Najważniejsze jest zachowanie pozorów”.
Trzeba było je utrzymać. Nawet, jeśli właśnie wydzierał się na ciebie najważniejszy na całej planecie człowiek. Ba, nawet wtedy utrzymanie ich było szczególnie ważne.
Spokój. Opanowanie.
- Królu…co do tych dokumentów, czy można być pewnym ich prawdziwości? Przecież wiele rzeczy można podrobić, szczególnie, jeśli komuś zależy na usunięciu Króla i jego dziedziczki. A co do Zakonu…niestety, tylko Mistrz Yoda mógłby to wszystko dokładnie wytłumaczyć. Zakon powiadomił Jelene o jej pochodzeniu niedawno, to prawda-ale czy gdyby chciał to wykorzystać w politycznej grze, to czy pozostawiłby jej wybór-powiadomić ciebie, Władco Hoeth, o tym, iż jego córka się odnalazła, czy może jednak nie robić tego? A co do tych dowodów…tutaj ja sam nie mam pewności, ale Królu, czy wierzysz tym papierom, które mogą się okazać stekiem kłamstw?
Trzeba pójść na całość…
- Królu, nie kieruj się słowami innych-gdyż mogą to być kłamstwa. Jedyną osobą, której możesz zaufać, jesteś ty sam, Królu. Posłuchaj się głosu swego serca…Sam mówiłeś, iż jest niczym jej matka, Królowa Lodres. Czułeś to, iż jest to twoja córka…w końcu, czy ojciec nie rozpozna swojego dziecka? Nie słuchaj się w tej materii nikogo. Posłuchaj się swojego serca…
Przerwa, wdech-wydech. Miał nadzieje, iż nie rozłości jeszcze bardziej Króla…ale kto nie ryzykuje, ten nie zyskuje.
- Zaś gdzie ona jest…na to pytanie może odpowiedzieć tylko Porucznik Morgast i jego przełożony, Qar Vistrum. Dlaczego?
Przerwa.
- Dlatego, iż całkiem niedawno, po próbie nawiązania kontaktu z Coruscant, została nam przekazana wiadomość o ataku na Mistrza Tholme’a i Kapitana Kharesh’a.. Qar ustami swojego człowieka zaproponowałbyśmy się udali obejrzeć miejsce wypadku-Jelena postanowiła to zrobić…myślałem, że skoro wydałeś, Królu, rozkaz sprowadzenia Jedi do ciebie, to Porucznik zawróci…ale jak widać, nie zrobił tego. Więc jedynym, kto może ci powiedzieć, gdzie znajduje się twoja córka, jest Qar Vistrum i jego podwładny, Morgast…

Miał nadzieje, iż Faith sobie poradzi z ewentualnymi problemami. Mimo wszystko, była Jedi, władała Mocą-a cóż może zrobić jakiś zamachowiec, jeśli przeciwstawi się mu potęgę Mocy?
Oby jej się udało…bo Samuel nie miał zamiaru zobaczyć niedługo jeszcze bardziej rozwścieczonego Króla, który być może zrozumie, iż JEST to jego córka, a zaraz potem dowie się, iż jego córka została zamordowana…wtedy Samuel po prostu miałby IDEALNĄ sytuacje do negocjacji. Naprawdę…


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Faith Sedaya
Padawan



Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 108
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: z tajemnych zakątków galaktyki

 Post Wysłany: Czw 18:34, 09 Lut 2006    Temat postu:

Zaskoczona słowami, które z nienawiścią i głęboką pogardą zaczęły wypływać z ust porucznika, Faith tym razem miała trudności z zachowaniem kamiennego wyrazu twarzy. Zaciskała zęby, choć z zewnątrz nie byłoby tego widać, i z całych sił starała się przywołać w sobie całą odwagę - całą Moc - jaką tylko mogła. Cokolwiek będzie się dziać, musiała przez to przejść, musiała sobie poradzić. Innego wyjścia nie było. Zakon liczył na nią i ona, Faith Sedaya, nie mogła go zawieść...
Sądziła, że była przygotowana na wszystko. Ale myliła się. Pierwszą niespodzianką było splunięcie w twarz, drugą - detonator. I gdyby nie pomoc wszechobecnej Mocy, padawanka mogłaby nie mieć nawet ułamka sekundy na właściwą reakcję. Taką, która mogła uratować jej życie...
Nie musiała widzieć, by mieć pojęcie o tym, co się działo. Nie uwolniła się od zwykłego, ludzkiego odruchu, który kazał jej przynajmniej zamknąć oczy, lecz Moc w porę podpowiedziała jej, że to nie było wszystko. Wystarczyło tylko otworzyć jedno oko, by zrozumieć, że trzeba było działać natychmiast. I Faith, nie poświęcając już ani jednej myśli na zbędne rozważania, wyprostowała wycelowaną w porucznika rękę do granic możliwości, po czym najsilniejszym pchnięciem Mocy, na jakie było ją stać, wytrąciła mu detonator z dłoni. Lecz i to nie było wszystko, bo w tym samym momencie, w którym metalowa kula poszybowała w dal, padawanka już odbijała się za pomocą Mocy od pokładui łodzi, żeby znaleźć się jak najszybciej pod powierzchnią wody...


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Brasidas
Jaszczur



Dołączył: 30 Lip 2005
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Z Galaktyki

 Post Wysłany: Wto 23:43, 14 Lut 2006    Temat postu:

Król patrzył na Samuela, jego twarzą, nim całym, było to zarówno widać jak i czuć przez moc, wstrząsała niepewność, strach, nadzieja, żal…gniew. Dla króla dopiero co odzyskana córka mogła się okazać tylko mirażem, ułuda, która mu podstawili pozaświatowcy, dowodząc nadal uznawanego przez tak wielu uprzedzenia i przekonania ich wyrachowaniu i nikczemności. Jednak… co podpowiadało serce …serce nie króla, i władcy Hoeth, ale serce…ojca.

- Sprowadzić mi tu Qara, chcę go zobaczyć, chce to wyjaśnić. Znaleźć moją córkę, natychmiast, przygotować jeszcze raz test. A Jedi… odeskortować do swojej komnaty. Ja…kocham swoja córkę, serce mówi mi że … to o…ona…jednak, jestem władcą, monarcha odpowiedzialnym za całą planetę, nie mogę sobie pozwolić za podążanie za namowami serc. Musze korzystać z rozumu, rozwagi, intuicji, ale przede wszystkim z faktów, niepodważalnych faktów, a je … teraz zdobędę i zobaczymy kogo czeka szubienica jeszcze tego dnia.

Marszałek spojrzał na Samuela i wskazał ręką by poszedł za nim, wraz z nim ruszyło dwóch strażników, w Mocy było można wyczuć ich gotowość i … nieufność względem Samuela. Po kilku chwilach wszyscy byli w pokoju, który przydzielono młodemu padawanowi. Strażnicy ustawili się w środku pokoju po obu stronach drzwi i czujnie obserwowali każdy ruch w pomieszczeniu. Tymczasem sam starzec nalał sobie solidnego drinka z barku w pokoju.

- Przykro mi Jedi Samuelu, będziesz musiał tu poczekać, aż…król zdecyduje inaczej. Ni…nigdy nie sądziłem, że dojdzie do takiej sytuacji jak teraz, niema … zniszczono już naszą tradycje, niemal. Wierzę ci, myślę, że Qar, to jednak…zd…Po prostu mój syn możliwe, że martwy, a Qar, możliwe ze usunięty ze stanowiska. Co będzie z Hoeth, bez Doradztwa…

Do pomieszczenia wszedł jeden człowiek, spojrzał na Marszałka, podszedł, zasalutował i rzekł:

- Przepraszam panie Marszałku, że niepokoję, ale syn zdrajcy Torlana został zabity. Chciał się z tobą zobaczyć, jak mówił w ważnej sprawie, ale … byłeś zajęty i straż mu nie pozwoliła, a następnie jak wracał… w mieście nastąpił … lincz. Nie wiemy ja do tego mogło dojść, kompletnie nie wiadomo skąd się wzięli napastnicy, z jakiego powodu, czemu, , po prostu…

- Co? Cholera jasna, jak to możliwe, jak, dlaczego? Aresztować mi tych gnojów, aresztować i przyprowadźcie mi tu tego strażnika, cały świat się wali, cały świat…


********

Wybuch nastąpił chwile później. Faith dodatkowo rzucona siła eksplozji znalazła się w wodzie. Rzucona głęboko w głębiny, przez jakiś czas młoda padawanka opadał niczym martwa w kierunku dna. PO chwili jednak nabierając sił zaczęła przeć ku górze, ku zbawczemu powietrzu. Kiedy dziedziczka tronu znowu poczuła blask słońca na swojej skórze, mogła ujrzeć, że mimo eksplozji speeder nadal istniał. Zapewne dzięki odrzuceniu detonatora na dalszą odległość, maszyna była w stanie oprzeć się wielkiemu gorącu, w przeciwieństwie do Morgasta.

Przyglądając się dokładniej uszkodzeniom, okazało się, że speeder mimo kilku wgnieceń i zniszczeń, nadal był sprawny do podróży, choć nie może już osiągać tak wielkich prędkości jak wcześniej, a przez to iż jeden z silników niebezpiecznie iskrzył. W tym samym momencie, w komunikatorze pojazdu zatrzeszczała wiadomość:

<trzask>…ait…<trzask> yszy…<trzask> Faith słys…sz mnie <trzask> To ja kapitan Kare…. Faith proszę ode…ij się! Fait… proszę, Faith!

Zdecydowanie był to głos kapitana Karesha, który, najwidoczniej nadal był żywy. Wiadomość z każdym słowem była wypowiadana z coraz większą desperacja i … strachem. Uczucia kapitana było można odczuć nawet na tak wielka odległość, przynajmniej te które były ujawniane przez komunikator.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Faith Sedaya
Padawan



Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 108
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: z tajemnych zakątków galaktyki

 Post Wysłany: Czw 11:38, 16 Lut 2006    Temat postu:

Faith nie zanurzyła się pod wodą nawet w połowie, kiedy najpierw do jej uszu doszedł odgłos eksplozji, a sekundę później jej potężna siła rzuciła padawankę w niekontrolowany podwodny wir. Zanim fale się uspokoiły, przez kilka chwil dziewczyna nie była w stanie otworzyć nawet oczu, nie mówiąc o poskromieniu szalejącego w jej głowie hałasu, rozdzierającego jej czaszkę od momentu wybuchu. Nie wiedziała, ile czasu minęło jak poczuła, że w jej płucach zaczynało brakować powietrza, jednak wtedy na szczęście mogła już zacząć panować nad własnym ciałem, które natychmiast poderwała do góry. Gwałtownie przedarłszy przez powierzchnię wody, całą sobą zaczęrpnęła życiodajnego tlenu, przez chwilę tylko unosząc się bezwolnie na wodzie... Udało się. Żyła...
Nie traciła czasu. Jak tylko ustabilizowała swój oddech, podpłynęła do speedera, z którego zostało więcej, niż się spodziewała. Nie wyczuwała w Mocy aury otaczającej ani porucznika, ani dwóch strażników - nie było jednak prawdopodobne, aby udało im się przeżyć jakąkolwiek eksplozję termiczną. Gdyby tylko potrafili spojrzeć na rzeczy z innego punktu widzenia, to nie musiałoby się stać... Dlaczego tak bardzo nienawidzili obcoświatowców? Faith, choć z całych sił próbowała, nie mogła tego zrozumieć. Jednego była tylko pewna - przed nią stała teraz szansa na niezauważony powrót do miasta. Ktoś z pewnością wiedział o zamachu, jaki miał tu mieć miejsce, i ktoś z równą pewnością musiał być świadomy faktu, że detonator zadziałał. Istniała możliwość, iż padawanka została uznana za martwą... A takiej szansy dziewczyna nie mogła zmarnować.
Zbliżyła się do speedera, chcąc oszacować stan uszkodzeń, wtedy jednak odezwał się komunikator i Faith... zamarła. To był głos... kapitana Karesha! W jednej chwili serce młodej padawanki podskoczyło mimowolnie, a ona sama w szoku, uldze i... radości, nie potrafiła się ruszyć. Kapitan... żył... Co oni chcieli mu zrobić? Czy Mistrz Tholme był razem z nim? Co się z nimi stało? Umysł dziewczyny zalały pytania i dopiero po chwili zorientowała się, że głos, który wydobywał się z głośnika poprzez trzaski i zakłócenia był tak przepełniony... uczuciem...
Dlaczego jej serce zabiło tak szybkim rytmem? I dlaczego wiedziała, że miało to niewiele wspólnego z wysiłkiem włożonym w wypłynięcie na powierzchnię...?
Sygnał niemal się urwał, kiedy Faith wreszcie ocknęła się i gwałtownie poderwała do działania. Wskoczyła na pokład i prawie potykając się po drodzie, doskoczyła do komunikatora.
- Jestem! - krzyknęła po wduszeniu przycisku. - Kapitanie Karesh, to ja, Faith! Gdzie pan jest? Czy nic się panu nie stało? Słyszy mnie pan?


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Samuel Silverword
Spam Lord



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: ZADUPIE

 Post Wysłany: Sob 17:28, 18 Lut 2006    Temat postu:

Samuel z trudem powstrzymał się od odetchnięcia z ulgą, gdy zobaczył, że udało mu się. Udało mu się…udało mu się odwołać do serca ojca.
A skoro raz mu się udało, być może jeszcze kiedyś mu się to uda, jeśli będzie taka potrzeba
Ale by do tego doszło, nie może dzisiaj zawisnąć na szubienicy.

Gdy zauważył, iż marszałek przyzywa go do siebie, ukłonił się na pożegnanie władcy Hoeth, po czym udał się tam, gdzie go prowadzono. Na swoje „wygnanie”.

Straż niebyła zbyt pozytywnie nastawiona do Samuela, który niezbyt im się dziwił. Na ich miejscu, zapewne sam miałby podejrzenia co do tego parszywego czarnoksiężnika z pozaświata, którzy tylko sprowadzają zarazy, choroby i inne paskudztwo. Tfu.
Nie dziwił im się…panował tutaj stereotyp złych, podstępnych i pokrętnych Republikan. Trzeba będzie go obalić…pomagając królowi, planecie i jej mieszkańcom.

Ale czy najlepszą pomocą, nie byłoby nie włączanie ich do tej wojny?

Gdy dotarli już do pokoju, który miał się stać samotnią Samuela (a przynajmniej tak mu się wydawało), Samuel zauważył coś ciekawego-albo z powodu nieuwagi, albo z jakieś innej przyczyny…nie odebrano mu miecza.
Ale i tak nie zamierzał z niego korzystać.

Usiadł naprzeciw Marszałka, który właśnie nalewał sobie jakiegoś drinka. Cóż, Samuel nigdy nie popierał spożywania alkoholu, gdyż zaćmiewał on umysł i doprowadzał do głosu emocje, ale znał też jego niewątpliwą zaletę-rozwiązywał języki.
Sprawiał, iż ludzie zrzucali często maski-można poprowadzić zaprawdę ciekawe obserwacje będąc trzeźwym wśród nietrzeźwych.

Słuchał z uwagą słów Marszałka, miał zamiar wykorzystać to, iż mogą spokojnie porozmawiać, by wydobyć z niego wszystko co się da. Bez odpowiednich informacji, nie będzie mógł walczył o dobro Hoeth.
Niestety, możliwość zadania pytania odebrał mu strażnik, przynoszący wieści o…linczu.
Ciekawe…może jednak trop wiodący do Torlana był właściwy?
Niestety, nie uda im się tego sprawdzić-nie potrafią rozmawiać z umarłymi przecież…

Marszałek kazał przyprowadzić tutaj strażnika-dobrze się składa, Samuel postara się sprawdzić, czy wśród jego słów nie uwiło sobie leża kłamstwo. Tak, bardzo dobrze…

Ale teraz przyszła pora na rozmowę.
Odczekał chwilę, po czym zagadnął Marszałka

- Wiem, iż ciężko jest uwierzyć w zdradę patrioty, kogoś, dla kogo najważniejsze do tej pory było Hoeth-ale przecież nikt nie powiedział, Marszałku, iż Qar sądzi, iż czyni źle. Są ludzie, którzy dzięki sprytnym słowom i kłamstwom, potrafią tak namieszać człowiekowi w głowie, iż ten czyni źle, myśląc jednocześnie iż czyni dobrze…być może Qar został okłamany i wplątany w sieć kłamstw przez kogoś? Czy Vistrum nie spotykał się niedawno z kimś z Pozaświata? Być może…być może, pewna osoba wprowadziła go w błąd, wmawiając mu, iż przyłączenie się Hoeth do Konfederacji Niepodległych Systemów będzie dla Hoeth czymś dobrym, czymś co przyniesie tej planecie pokój? Wśród Konfederatów znajduje się człowiek zdolny wypaczyć ideały człowieka, obrócić go przeciwko temu, w co kiedyś wierzył…zapewne domyślasz się o kim mówię, Marszałku? Informacje o tym, czy doradca Vistrum nie miał kontaktów z kimś z Pozaświata może być bardzo ważna…nie tylko dla Jedi, nie tylko dla śledztwa…ale dla Hoeth. Dla jej mieszkańców. Być może uda nam się nawrócić jeszcze zbłądzoną banthę na dobrą drogę…
Starał się mówić w taki sposób, by podkreślić wagę tej informacji-by słuchacz odniósł wrażenie, że od tego rzeczywiście zależy los świata, któremu oddał życie…

Oby alkohol choć raz mu pomógł.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Brasidas
Jaszczur



Dołączył: 30 Lip 2005
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Z Galaktyki

 Post Wysłany: Czw 5:19, 23 Lut 2006    Temat postu:

Nadchodziła noc, zachód słońca na Hoeth miał bardzo szybki przebieg i z każdą sekundą na planecie pojawiało się coraz więcej cieni. Z każdą chwilą w mieście przybywało świateł w domach, ulicach i pojazdach. Wody jeziora lśniły od promieni niknącego na horyzoncie słońca. A w radiu słychać było nadal trzeszczący, ale zdecydowanie prawdziwy, głos, młodego i troskliwego kapitana Karesha.

- Faith! To ty?! To naprawdę ty?! Na bogów byłem pewien, że się spóźniłem. Cały świat oszalał, nie wiem sam co się dzieje, dziwne rzeczy i wiadomości do mnie docierają. Wszędzie zamachy, na mnie i twego Mistrza też. Ogień, wybuchy, rozruchy, mam nadzieję, że jest cały... Bałem sie, bałam ... że i ty...możesz zostać skrzywdzona. Nic ci nie jest? Faith powiedz, nic ci nie jest?
Odpowiedz proszę, jesteś cała? Gdzie jesteś? Przyjadę do ciebie, albo jak wolisz to ty przyjedź do mnie, to ... chyba lepsze rozwiązanie, obawiam się, że mogę być obserwowany. Jestem <trzask> w <trzask> orcie kosmicznym. Proszę jeżeli możesz się bezpiecznie poruszać, przybadź! Mam tyle ... mam tyle ci do powiedzenia. Proszę, Faith?


Głos Karesha był coraz bardziej zrozpaczony, choć słychać było olbrzymią ulgę, na sam dźwiek glosu Faith. Aż taką ulgę, że wszelkie formalności odstawił na bok.

*******

- Nie wiem Jedi Samuleu. Qar to druga co do ważności osoba w państwie, nikt, absolutnie nikt, poza królem nie może wydać rozkazu szpiegowani go. To się nie godzi. I nic nie słyszałem by kontaktował się z pozaświatowacami. Ha On?! Noigdy! On nie cierpi pozaświatowców, wystrzega króla przed nimi, obawia się ich zepsucia. Nie... on nie przyjąłby pomocy żadnego z nich... Chociaż? Nigdy... nigdy nie uwierzyłbym by mógł... zdradzić króla, ale teraz... teraz wszystko wskazuje na to, że to dokałdnie zrobił. Szlag?! Przeklęty los bogów! Jeżeli przyjąć, że jest... zdrajcą to takie kontakty, są możliwe, ale nadal nic o nich nie wiem. Na Hoeth przybywa ostatnio bardzo mało pozaświatowców. Głównie z artykułami z galaktyki. Ale wszystkie transportowce są kontrolowane i przeznaczone na rynek. Jest niewiele osób, które dostają prywatne transporty i prywatnie kontaktują się z handlowcami z poza planety. Król, dwóch szlachciów, ja i Torlan. Wszystko.

Marszłek wypił całą zawartość trunku i nalał kolejną kolejkę. Wyczuć można było to, że jest strasznie zdenerwowany, zrospaczony i coraz bardziej wściekły. Nagle, kiedy Karesh nalewał kolejny kieliszek trunku, do pomieszcznia wszedł łącznościowiec. Zapalił światła, ponieważ na zewnątrz zapadł już zmrok, zasalutował i powiedział na głos:

- Marszałku właśnie zyskalismy informację. Doradca Qar nie żyje. Oddział wyslany by sprwadzic go przed oblicze Króla, znalazł go zamordowanego w łóżku. Na miesjcu zdarzenia widziano uciekajacego... osobę w szatach Jedi ... śwaiadkowie twierdzą, ze to ten co nazywająg o Tholme

Oficer spojrzał srogo na Samuela, zasalutował i pospiesznie wyszedł zamykając drzwi. Marszałek wychylił kolejna kolejkę, mimo iz byla to juz któraśz kolei, to najwidoczniej trunek nadal nie robił na nim wrażenia albo przynajmniej nie było tego po nim widać.

- Sytuacja Jedi Samuelu chyba już nie mogła być gorsza... będą egzekucje.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Faith Sedaya
Padawan



Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 108
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: z tajemnych zakątków galaktyki

 Post Wysłany: Czw 18:34, 23 Lut 2006    Temat postu:

Ton odpowiedzi, którą Faith usłyszała niemal natychmiast po własnym pytaniu, zaskoczył młodą padawankę. Gdyby spojrzeć na zdumiony wyraz jej twarzy możnaby powiedzieć nawet, że zaszokował. Wsłuchana w wydobywające się z głośnika słowa zaniepokojonego kapitana, dziewczyna z początku nie potrafiła przebić się myślami poza ogłuszający dźwięk bicia jej własnego serca, które tak strasznie przyspieszyło dokładnie w momencie, kiedy znów usłyszała jego głos. Tak bardzo... zatroskany... Przerażony. Co to było? Co sprawiało, że tak się czuł? Dlaczego zachowywał się w ten sposób...? Stonowany naukami Jedi umysł padawanki nie potrafił znaleźć zadowalającej odpowiedzi na te pytania... Zwłaszcza, że dziewczyna wyraźnie czuła je dochodzące też z innego źródła...
Musiała zebrać rozbiegane myśli, aby móc wydobyć z gardła głos.
- To ja, kapitanie - powiedziała już całkiem spokojnie, jakby... z ulgą. - Niech się pan nie martwi, nic mi nie jest. Byłam... - zawahała się, bo nagle, nie wiadomo skąd, uderzyło w nią milion wątpliwości. - Nic takiego się nie stało, dałam sobie radę... Czy wie pan, gdzie znajduje się Mistrz Tholme?
Ostatnie pytanie zadała, by odwrócić myśli kapitana od tej krótkiej przerwy w jej odpowiedzi. Przez moment miała okazję skupić się na tym, co przeszło jej przed chwilą przez głowę... Zabolały ją te myśli, jednak bombardujące ją fakty nie chciały ułożyć się w żaden inny sens. Głos kapitana, ten ton, wyraźnie zabarwiony emocjami, zdenerwowany i zaniepokojony... Mówił, że na jego życie także ktoś czyhał, że może być obserwowany... chciał się spotkać. A Faith nie mogła odgonić się od powtarzających się w jej głowie słów porucznika Morgasta...
"… będzie na niego czekał jeszcze ciekawszy los, on jest specjalny dla nas, bardzo specjalny wiedźmo..."
Czy kapitan Karesh miał być częścią tego spisku? Przeciwko jej ojcu, przeciwko Jedi... Przeciwko niej...?
- To ja przyjadę do pana, kapitanie. Proszę, niech pan nie opuszcza portu i czeka tam na mnie. Zjawię się tak szybko, jak tylko będę mogła. I... niech Moc będzie z panem...
Wyłączyła się, nie czekając na odpowiedź. Nie wiedziała, czy wytrzymałaby kolejny raz słuchać jego głosu... Tak wiele bólu zadawały jej jej własne podejrzenia...
Przez chwilę jeszcze stała nieruchomo, pochylona nad nieaktywnym nadajnikiem, zastanawiając się na tym, iż wszystkie linie komunikacyjne mogły być na podsłuchu. Była pewna, że poza kapitanem w porcie będzie na nią czekał ktoś jeszcze - a jeśli on, kapitan, nawet nieświadomie, miał za zadanie zwabić ją w jakieś strzeżone przez spiskowców miejsce, chwilowo musiał być bezpieczny... I Faith uda się prosto do paszczy lwa... Nie wiedziała, czy sobie poradzi. Mistrz Yoda tyle razy powtarzał, że Jedi nie może mieć wątpliwości we własne czyny, a jednak młoda padawanka nie potrafiła przestać o nich myśleć... Była sama, sama jedna... I nie mogła ufać nawet Samuelowi, którego dzisiejszy kontakt z Mocą objawił się w tak straszliwy sposób... Wiedziała jednak, że niedługo będzie musiała się z nim skontaktować - na razie jednak lepiej było, jeśli i on uzna ją za martwą. A najlepszym wypadku za zaginioną...
Odwracając niewidzące spojrzenie od zachodu słońca, w jaki nieświadomie się wpatrzyła, dziewczyna usiadła za sterami i uruchomiła uszkodzony silnik speedera. Nie mogła wrócić do Hoeth City tą samą drogą, którą tu przyleciała - wszystkie władze na pewno natychmiast zostałyby o tym poinformowane, dlatego skierowała maszynę w ciemną przestrzeń poza obrzeżami miasta. Dojście do portu na piechotę z pewnością będzie kosztowało ją nieco czasu, lecz Faith nie mogła ryzykować, nie mogła być nieostrożna. Osłona nocy oraz wszechobecna Moc od teraz miały być jej jedynymi sojusznikami...
Gdy znalazła się przy brzegu, zostawiła speeder w jakimś nie od razu rzucającym się w oczy miejscu, a sama skierowała się w stronę pięknie rozświetlonego Hoeth City. Zrzuciła togę i została w samej tunice - w mieście musiała zdobyć jakieś inne przebranie...


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Samuel Silverword
Spam Lord



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: ZADUPIE

 Post Wysłany: Nie 19:59, 26 Lut 2006    Temat postu:

Nienawiść do pozaświatowców…być może, Hrabia zaoferował mu układ-jeśli przyłączą się do Konfederacji, staną się niezależni od Republiki, nie będą potrzebować już więcej pomocy pozaświatowców?
A może to któryś z owych szlachciców? Albo…
Ciekawe, cóż tak ważnego do powiedzenia miał syn Torlana…

Ale Samuelowi niedane było dalej rozważać, jakież wieści chciał im przekazać martwy chłopak, gdyż…

Nie. Nie. Wolno. Mu. Stracić. Zimnej. Krwi.
Postarał się, by nawet najmniejsza oznaka tego, jak bardzo ta straszliwa wieść zmieszała wewnętrznie Samuela, nie miała miejsca. Nie wolno mu…
Wziął głęboki wdech…
Spokojny, pozbawiony emocji ton. Bez cienia wachania, bez cienia wątpliwości, bez oznak słabości…
- To doprawdy wstrząsająca wiadomość, Marszałku…ale nie powinniśmy mimo wszystko podejmować pochopnych wniosków. Istnieje wiele możliwości śmierci Qara, czyż nie? Niestety, ów żołnierz poskąpił nam informacji o tym, jakie oznaki śmierci zostały dostrzeżone na ciele Vistruna…rana zadana mieczem świetlnym przecież różni się od strzału z blastera.
Popatrzmy na to inaczej…być może, Tholme nie był mordercą? Być może, przewidział morderstwo doradcy…i chciał mu zapobiec, niestety za późno. Albo, być może, ktoś po prostu próbuje go wrobić? Mimo wszystko, pozaświatowcy, więc i Jedi, nie są tutaj zbyt dobrze znani…skąd wśród żołnierzy ta pewność, iż ten ktoś to Tholme? Mistrz Tholme jest mistrzem kamuflażu, mistrzem ukrywania się…gdyby chciał, zapewne mógłby się tutaj dostać, zaś my dopiero byśmy to zauważyli w momencie, w którym on by tego zechciał. Zaś wersja z morderstwem…ciężko w to uwierzyć, Marszałku. Jedi nie są mordercami…to nie w ich charakterze. Nie w ich naturze. Jednym z zadań Jedi jest chronienie życia, każdego życia, gdyż każda żywa istota składa się na Moc. Istnieje jeszcze jedna wersja, Marszałku…być może, Hrabia uznał iż Qar przyda mu się znacznie bardziej martwy niż żywy-gdyż martwy może pomóc w obarczeniu winą Jedi. Oczywiście, każda z tych możliwości jest możliwa. Należy spojrzeć na nie wszystkie, przeanalizować je…nie działać pochopnie, pod wpływem emocji. Miejmy tylko nadzieje, iż Król również postanowi sprawdzić każdą możliwość, dopiero potem zaś ścinać głowy…

Perspektywa egzekucji niezbyt Samuelowi przypadła do gustu. Nawet bardzo mu nieprzypadła. Obudził się w nim…strach? Lekki strach…czekający, wyczekujący…

Samuel bał się śmierci. Nie chciałby umrzeć…i wiele by zrobił, by nie zespolić się przedwcześnie z Mocą. Ma jeszcze zbyt wiele do zrobienia…


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Brasidas
Jaszczur



Dołączył: 30 Lip 2005
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Z Galaktyki

 Post Wysłany: Pią 15:35, 10 Mar 2006    Temat postu:

- Ja… ci wierzę Jedi Samuelu, mimo iż Hoeth leży daleko od najbardziej światłych planet galaktyki, i mimo naszego ograniczenia z kontaktami z pozaświatowcami, to jednak, dochodzą nas wieści o was, o Jedi. I… wierzę że Mistrz Tholme nie mógł tego zrobić, chyba… chyba że go w jakiś sposób sam Qar zmusił. Jednak to nei daje nam nadal wskazówki co się tutaj dokładnie dzieje i kto za tym stoi.

Kolejna wiadomość dotarła do Marszałka, który znowu zamyślił się mocno. Czytając kartkę z wiadomością na ustach starego żołnierza pojawił się uśmiech triumfu, ruchem ręki kazał wyjść strażnikom:.

- Mój syn żyje, choć się ukrywa, ponieważ również na niego był zamach. Mój syn żyje. Przyszłość Hoeth jest teraz bezpieczna. Jest nadal szansa, jest nadal szansa, ale to oznacza radykalne działanie. Może robię to przeciw woli króla, ale inaczej nie mogę by go uratować i całą przyszłość Hoeth. Wypuszczę cię Jedi Samuelu, ale oczywiście będę musiał za jakiś czas zawiadomić o twojej ucieczce. Musisz odnaleźć swego Mistrza i dowiedzieć się prawdy. Jak widzisz tutaj już nie ma prawie komu wierz6yć. I muszę zaufać nieznajomemu. Król nadal jest zagrożony, dzięki memu synowi uda się zachować stary styl rządzenia, ale nadal i on nie jest najbezpieczniejszy. Tym niemniej musisz Jedi Samuelu szybko dowiedzieć się kto za tym stoi, i dlaczego. Nie wiem gdzie zacząć, może od znalezienia swego Mistrza, może od czegoś innego. Sam musisz zdecydować. Ja mogę życzyć ci tylko powodzenia. Jeżeli chcesz jeszcze o coś spytać to się pytaj, jeżeli nie to musisz mnie uderzyć i mnie związać bym miał wymówkę przed królem, a ty czas. Minie trochę nim ktoś tu przyjdzie, a po jakiś dwóch godzinach zacznę wzywać pomoc, więcej nie mogę dla ciebie zrobić.

*************

Dotarcie do samego miasta zajęło padawance trochę czasu, mimo zbliżającej się późnej godziny, metropolia nadal tętniła życiem, wszędzie były tysiące świateł oświetlające piękne i schludne ulice i budynki Hoeth City. Wszędzie było mnóstwo ludzi, w przeciwieństwie do Coruscant i innych planet w galaktyce, na ulicach było widać samych przedstawicieli rodzaju ludzkiego. Nigdzie nie było widać żadnych przybyszów, pozaświatowców. Zdecydowanie siły w mieście zostały zwiększone. Często widać było krążące patrole piesze czy w pojazdach, niewielkie blokady, wszędzie mieszkańców legitymowano. Na jednym z holograficznych bilbordów informacyjnych, były wyświetlone twarze dwójki Jedi: Tholme i Faith głos spikera powtarzał:
Poszukiwani dwójka pozaświatowców, Jego Królewska Mość Kaylak Zaresh pragnie odnaleźć tą trójkę osobników, zaginęli kilka godzin temu, władze proszą o każdy kontakt w sprawie ich obecności. Przewidywana wysoka nagroda. Kobieta przed 20 rokiem życia i ok. 50 letni człowiekiem płci męskiej. Są ubrani w długie szaty, charakterystyczne dal |Zakonu Jedi. Wszeklka pomoc będzie pomocna i wynagrodzona.”

Padawanka przekradała się w poszukiwaniu przebrania najciemniejszymi zaułkami, jednak czasami nie było innego wyboru jak wyjść na główną ulicę i pokonać dłuższy kawałek wśród przechodniów, wielu patrzyło na holograficzne bilbordy z wiadomościami o Jedi. Kolejna blokada pełna strażników, zmusiły padawankę do we4jścia w najbliższy zaułek. Był ciemny, oświetlały go tylko światła z okien, wydobywające się kilka metrów nad ziemią. W świetle jednych z takich okien, Faith dostrzegła suszące się ubranie kobiece. Styl na Hoeth był specyficzny nie tylko w sztuce, budownictwie. Dotyczyło go również ubiór, zwłaszcza kobiecy. Przechadzając się ulicami, widać było bardziej nowoczesne ubiory, odpowiadające standardom galaktycznym, ale również wiele, zwłaszcza kobiet nosiło najwidoczniej stare, tradycyjne ubrania, lekkie, przewiewne, z niewielką zasłoną na twarz i włosy. Co prawda to ubranie nie było dokładnie takiego kroju, ale widać było, że tuż obok znajduje się sklep dokładnie z nimi.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Samuel Silverword
Spam Lord



Dołączył: 21 Sie 2005
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: ZADUPIE

 Post Wysłany: Czw 19:44, 23 Mar 2006    Temat postu:

Dzięki Marszałkowi, trwoga, która pojawiła się w sercu młodego Jedi, strach przed egzekucją, znacznie zmalały. Poświęcenie Marszałka, który był gotów sprzeciwić się rozkazom Króla, by mu pomóc…nie, by pomóc całemu Hoeth. W sercu Samuela zamieszkała nadzieja. Nowa nadzieja.
Karesh proponował Jedi ucieczkę…kim jest Samuel, by przemykać w cieniach, niczym przestępca unikać wzroku straży? Był Jedi, a niestety, ciężka to praca, do swych „przyjemności” zaliczająca właśnie między innymi braterstwo z cieniem.
Ale Samuel nie był Tholme’em, nie był kameleonem-nie potrafił dobrze ukryć swej obecności, a przynajmniej nie był pewien swych zdolności. Nie, taka ucieczka odpadała…

Pozostawał jeden sposób.
Co prawda, ponoć bolesny, ale Silverword był w stanie przeżyć ból i cierpienie, byle tylko uniknąć stryczka-a sposób ucieczki, jaki proponował mu prawdziwy patriota, nieodpowiadał Silverword’owi. Nie…on jest Jedi. Zwykli, szarzy ludzie mogą z takich sposobów korzystać.
On ma MOC, której potęga jest większa niż cokolwiek innego…
Miecz mogą mu zabrać, mogą go skrępować, związać i okaleczyć-mogą odebrać mu zdrowie. Ale Moc zawsze będzie z nim.
Dlatego też postanowił odnaleźć rozwiązanie w Mocy…

Głos wydobywający się z gardła Jedi był szeptem, szeptem tak cichym, że dochodził tylko do jednych, przeznaczonych dla niego uszu.
- Jestem ci wielce wdzięczny, Marszałku, za Twoją pomoc, za Twoje czyny…jesteś prawdziwym patriotą, choć sprzeciwiasz się rozkazom Króla. Robisz to jednak nie po to, by mu zaszkodzić, lecz po to, by mu pomóc…niekiedy trzeba pomóc ludzią, nawet, jeśli sobie tego nieżyczą. A także…służysz nie Królom czy innym władcą, ale HOETH. Nie człowiekowi, a narodowi.
Samuel na chwilę zawiesił głos, patrząc Marszałkowi prosto w oczy. Jedną rękę położył na ramieniu wojskowego.
- Ale jest jeszcze jedno wyjście z tej sytuacji…ale nie myśl, że odrzucam twoją pomoc, przyjacielu. Jest to plan ryzykowny i trudny…i tylko dzięki Tobie może się powieść. Mam zamiar wprowadzić się w stan…pozornej śmierci, stan, w którym moje ciało przestanie sprawiać pozory życia. Ale to będzie tylko śmierć pozorna…gdyż, na określony bodziec zewnętrzny, świadomość Jedi wraca do ciała. To właśnie dlatego jest to takie ryzykowne, gdyż mogę pozostać w tym stanie, okropnym stanie pomiędzy życiem a śmiercią……
Samuel znów przerwał na chwilę.
- Ale, dzięki Tobie Marszałku, to może się skończyć całkiem inaczej. Wszyscy będą myśleć, że umarłem…a ja w tym czasie opuszczę to miejsce, przybrany w odpowiednie szaty i udam się na poszukiwania Tholme’a, samemu będąc niedostrzeżonym. Oczywiście, ktoś może zorientować się, iż brak jest ciała…choć i temu można zapobiec, chociażby udając, iż ciało Jedi po śmierci zostaje spalone i okryte, oczywiście przed trafieniem na stos, jest jakimś całunem, który nigdy już nie jest ściągany. Ale…to wszystko zależy od Ciebie, Marszałku.
Cisza…
- Podjąłbyś się tego ryzykownego planu, dla dobra Hoeth?

Marszałek patrzył na Samuela, ciężko było powiedzieć czy to wzrok szacunku, zdziwienia, czy nie dowierzania, jednak bez żadnych wątpliwości w głosie starzec rzekł:

- Zgadzam się. Wyznaczę jednego z mych ludzi by zrobili to, co będzie potrzebne do przebudzenia ciebie, musisz mi tylko wyjaśnić jak postępować. Wezmę ciało jednego z zabitych strażników i każę je skremować zaraz po twojej ucieczce. Ponadto mimo wszystko musi wyglądać, że cię próbowałem powstrzymać, jesteś więźniem wiec muszę, nie mam wyboru. Nie mogę pozwolić by więzień Hoeth odbierał sobie życie, gdyby król tego pragnął kazałby go rozstrzelać na miejscu, dlatego postaraj się by próba powstrzymania twojej śmierci była przekonywująca. Szybo śpieszmy się, nie ma czasu.

Samuel odpowiedział skinięciem głowy.
- Dobrze więc, Marszałku. Uderzę cię teraz, ty zaś mnie…spacyfikujesz, następnie nieco się podduszę i wpadnę w trans-oznaki śmierci będą mniej więcej takie, jakie byłyby w przypadku, gdyby ktoś udusił mnie rękoma. Gdy już „umrę”, twój człowiek przybędzie, przygotuje mi szaty na zmianę, wyszepta do ucha słowa…
No właśnie? Jakie słowa mogą przywrócić Jedi do „życia”? Powinny być proste…oczywiście, może to być nawet słowo bez najmniejszego znaczenia, ale…
No cóż, Samuel uznał, że powrót zapewnią mu słowa
-…Powrót Jedi. Wtedy ja wyjdę niestrzeżonym przejściem, a „moje” ciało zostanie skremowane. Więc, by nie marnować czasu…
Bez ostrzeżenia padawan uderzył Marszałka…

…i pochwili leżał już na ziemi całkowicie spacyfikowany, zaś jego miecz świetlny był gdzieś w koncie. No cóż, przedstawienie całkiem nieźle im wyszło-z Samuela był dobry aktor, zaś Marszałek również przyłożył się do swej roli…Silverword’owi przeszło przez myśl, że może nawet za dobrze.
Teraz, gdy leżał na podłodze, niezdolny kiwnąć palcem…no cóż, wiedział, że starzec potrafi sobie poradzić w razie ewentualnej walki. Ale nie czas na ocenianie umiejętności „współpracownika”-teraz, Samuel musiał na swej własnej szyi zacisnąć chwyt Mocy.

Gdyby młodzian wyszedł w tym momencie z siebie, widziałby właśnie, jak leżąca na podłodze postać właśnie umiera z powodu miażdżącego uścisku niewidzialnej siły na gardle, by po chwili poddać się śmierci.

Ale Samuel nie wyszedł z siebie i niewidział tego, tak samo jak i wiedział, że nieumarł. Nie, on w tym momencie wszedł w…ciężko byłoby mu to określić-sen? Trans?

Niezależnie, jak to nazwać, Samuel niepotrafił powiedzieć, ile czasu spędził w ciemności-jego świadomość opuściła ciało, swobodnie dryfując w oceanie niebytu pogrążonego w mroku. Najlepsze porównanie, jakie Samuel mógł znaleźć, to sen. Czuł się…lekko. Nie czuł ograniczeń swojego ciała. I choć jego świadomość była wolna, to była jakby…przytępiona. Pogrążona w słodkim prawie-że-śnie…

W owej ciemności jednak rozbłysło światło.
Powrót Jedi.
Zaiste, był to powrót Jedi-do jego własnego ciała. Silverword otworzył oczy, wziął głęboki oddech-znów miał ciało z krwi i kości, znów oddychał, znów czuł bicie własnego serca. Było to wrażenie niezwykłe-teraz, po tym, jak jego organizm wyzerował prawie wszystkie procesy i tylko dzięki Mocy egzystował, Jedi zauważył rzeczy, których wcześniej niedostrzegał.

Ale gdy już znów odnajdzie się w świecie materialnym, ponownie oślepnie.

Dość szybko spostrzegł, iż znajduje się w kostnicy-miejscu, do którego pragnął trafić, obok niego zaś stał człowiek, zapewne jeden z najbardziej zaufanych ludzi sojusznika Jedi, przygotowany był też dla Samuela strój, jak się ów adept Mocy domyślał, będący „strojem szarego mieszkańca Hoeth”. I dobrze, łatwiej będzie mu się stopić z tłumem.

Kostnica…Samuel nielubił przebywać w takich miejscach-żywy nie powinien kroczyć wśród umarłych. Chociaż, do wszystkiego można się przyzwyczaić, wszystko można polubić-Samuel zdał sobie sprawę, iż to nie sama kostnica wzbudza w nim wstręt, nie same ciała…
Raczej to, iż przez głupią, niepotrzebną przemoc i agresję te ciała się tutaj znalazły.

Samuel i człowiek przywitali się tylko nieznacznym kiwnięciem głową-nie mieli czasu na zbędne uprzejmości.
Samuel więc zajął się przebieraniem w swój nowy strój, tamten zaś-przygotowywaniem „zastępczego” ciała do kremacji.

I już po dość krótkim czasie z Jedi Samuel przeistoczył się w Hoetańczyka-szaty Jedi są dość charakterystyczne, dlatego padawan obawiał się, iż noszenie ich będzie zbyt niebezpieczne. Teraz tylko, po wydostaniu się z pałacu już przygotowaną drogą, musi zadbać o to, by nie zwrócić na siebie niczyjej uwagi.
Sprawić, by ludzie pamiętali o nim przez mniej więcej 5 sekund po tym, jak zniknie im z pola widzenia.
Miecz świetlny miał ukryty głęboko…wcale nie był widoczny, za co ceną oczywiście było to, iż Samuel musiałby się nieźle napocić, by go dobyć-ale Samuel nie miał wcale ochoty potrzebować go w najbliższym czasie dobywać.
„Przebudzasz” też już skończył swoją robotę. Kiwnięciem głowy wskazał Samuelowi korytarz, którym Jedi miał się udać.
I którym się udał.

Z nieukrywaną radością, Samuel opuścił pałac-wiedział, że Marszałek nie da ani sobie, ani Królowi nic zrobić, sam Samuel był bezpieczny…w dodatku, noc na Hoeth była taka piękna.

Gdzie winien się udać? Tam, gdzie jest dużo ludzi-do metropolii.
W drodze zastanawiał się, co winien zrobić…postanowił, iż będzie skanował Mocą swoje otoczenie-szukając zarówno kogoś wrażliwego na Moc, jak i starając się wyczuć ewentualne wrogie zamiary-lepiej zapobiegać niż leczyć, mawiał Mistrz.
Były Mistrz.

Powinien znaleźć Tholme’a-aktualny Mistrz Samuela już zapewne ma dość sporo informacji, które rzucą na całą sprawę nieco światła. Z Tholme’em zaplanują następne posunięcia i wyplenią z Hoeth zdradę, dzięki czemu raj pozostanie rajem.
Wystarczy znaleźć Tholme’a.
Łatwo powiedzieć…
Tholme był niczym kameleon-Silverword wiedział, że jego Mistrz wie, co zrobić, by być niedostrzegalnym-zarówno dla zmysłu Mocy, jak i dla zwykłych zmysłów. Bardzo to Samuelowi prawdę mówiąc w tym momencie przeszkadzało. Ale lepsze to, niż dać się złapać i zabić, prawda?
Musi to potraktować jako trening. Odnajdzie Tholme’a…dla zwykłego człowieka to być może niewykonalne.
Ale Samuel nie był zwykłym człowiekiem. Posiadał potęgę Mocy, potęgę większą niż cokolwiek innego. Był lepszy od szarych ludzi…
Postanowił też przy najbliższej okazji poprzyglądać się typowemu mieszkańcowi tej planety-chciał wiedzieć, jak się zachować, by lepiej się wtopić w tłum.

Gdzie może być Tholme? By znaleźć Tholme’a, musisz myśleć jak Tholme.
Tyle, że możliwości było tak wiele-być może Mistrz był w pałacu? Chociaż nie…wtedy zapewne zaszczyciłby Samuela swoją obecnością w kostnicy. Pałac odpada.
Zapewne jest na mieście i szuka informacji…bądź wraz z synem Marszałka siedzi w jakieś kryjówce.
Więc Samuel, ze zmysłami poszerzonymi Mocą, ruszył w miasto, nie w jedno konkretne miejsce. Po prostu w miasto, idąc tam, gdzie poprowadzi go Moc.
Bo Moc nigdy go niezawiedzie. Moc będzie z nim. Zawsze.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Faith Sedaya
Padawan



Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 108
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: z tajemnych zakątków galaktyki

 Post Wysłany: Wto 17:57, 28 Mar 2006    Temat postu:

Nie było łatwo dotrzeć tam, gdzie padawanka właśnie się znalazła - i nie było łatwo nawet nie w sensie fizycznym, związanym z ukrywaniem się, przemykaniem w cieniach i znajdywaniem sposóbów na to, by nie zostać wykrytą i pochwyconą przez rozstawione wszędzie straże, a przez coś zupełnie innego. Być może nie chodziło nawet o strach, jaki towarzyszył dziewczynie w każdej chwili, kiedy szła przez kolejne ulice i gdy czuła na sobie spojrzenia zaciekawionych przechodniów. Szybko gubiła swoje ewentualne ślady, czy to poprzez Moc czy zwykłe zanurkowanie w tłum bądź nieznaną alejkę, ale jednak głębokie i nie dające się odgonić przeświadczenie, iż kierowała się prosto ku swej - i Hoeth - zgubie nie dawały młodej Faith ani chwili wytchnienia. Odkąd pierwszy raz pomyślala o kapitanie, jak o możliwym spiskowcu, odkąd po raz pierwszy pomyślała o tym, iż ktoś mógł wykorzystać go, by zwabić ją w pułapkę, o tym, iż mógł być tego nieświadomy, o tym, iż mogło być przecież wręcz przeciwnie... ostre, niewidzialne kolce przerażenia wbijały się prosto w jej serce i na krótkie chwile budziły w niej niemal fizyczny ból... Gdyby to tylko się nie stało, myślała mimo woli. Gdybyśmy tylko nie przylecieli na tę planetę...
Gdyby tylko ta wojna nigdy się nie rozpoczęła...
W końcu, targana milionem uczuć i wątpliwości, po raz kolejny zanurkowała w jeszcze jedną ociemnonią alejkę i tym razem szybko stało się dla niej jasne, iż Moc jej sprzyjała. Dziewczyna nie mogła już dłużej próbować poruszać się po mieście w tunice typowej dla Jedi - była poszukiwana już chyba przez całe Hoeth City i choć starała się nie myśleć o możliwej porażce i mogących nadejść jej śladem konsekwencjach, nie spodziewała się, iż okaże się to takie trudne... Skupiła jednak myśli na sklepie, a skupienie to miało dla niej kluczowe znaczenie...
Pokonanie zabezpieczeń zamkniętego wejścia nie stanowiło dla Faith poważniejszego problemu. Gdy wślizgnęła się do środka, zajmujący się ostatnimi porządkami po zamknięciu sklepu pracodawcy podnieśli na nią zaciekawione spojrzenie, jednak po niecałych nawet dwóch sekundach wrócili do przerwanych zajęć, jakby w ogóle nie zauważyli obecności obcej dziewczyny. Wysuwająca w ich stronę wici Mocy, padawanka przeszła obok i tylko po chwili niespokojnego, mimo wszystko, rozglądania się, skierowała swoje kroki w stronę wieszaków z ubraniami, po czym pochwyciła pierwsze lepsze i zamknęła się w przebieralni. Nie przestawała działać na umysły pracowników, kiedy w szybkim tempie zdjęła swoją tunikę i nałożyła to egzotyczne odzienie. Butów niestety nie miała, więc pozostawało jej liczyć, iż nie będą rzucały się w oczy. W momencie jednak, gdy odsłoniła lewe ramię, a jej wzrok padł na wymalowany tam tatuaż... Kłujące poczucie winy ponownie dało o sobie znać... Czy jej ojciec był w tej chwili bezpieczny...? Przed oczami Faith stanęła lekko uśmiechnięta twarz władcy planety, kiedy rozmawiał z nią z tamtym cudownym ogrodzie... A potem myśli padawanki zaprowadziły ją prosto w miejsce, gdzie próbowała uratować kapitana przed mającym ugodzić w niego strzałem... I do tego, jak chwilę później trzymał ją, wyczerpaną, w ramionach...
I twarz króla, kiedy...
Jakieś stuknięcie za ścianą przebieralni momentalnie przywołało dziewczynę do rzeczywistości. W ciągu kilku sekund doprowadziła się do porządku i, nabrawszy głębszego oddechu, opuściła niewielkie pomieszczenie wraz ze zwiniętą w kłębek tuniką Jedi. Znajdujący się w sklepie ludzie znów nie zwrócili na nią uwagi, a jednak gdy podchodziła do drzwi i przez nie przechodziła, w całym chyba ciele czuła skręcające się ze zdenerwowania komórki. Odetchnęła nieznacznie z ulgą, gdy znalazła się w końcu w ciemnej alejce, tym razem z trudem do rozpoznania przez delikatną zasłonę, która skrywała jej twarz. Swoje stare ubranie zostawiła w jakimś koszu, po czym, patrząc po sygnałach i wskazówkach na ulicach, zwróciła swoje kroki w stronę portu...
Musiała się spieszyć...


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Forum Rise of the Empire RPG Strona Główna » Archiwum Jedi » Widmo przeszłości
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Następny
Strona 7 z 9

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach




Solaris phpBB theme/template by Jakob Persson
Copyright © Jakob Persson 2003

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group