FAQ Zaloguj
Szukaj Profil
Użytkownicy Grupy
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Rejestracja
Spynet
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Forum Rise of the Empire RPG Strona Główna » Archiwum Jedi » Spynet
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Quinlan Vos
Mistrz Jedi



Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 569
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Łódź / Tomaszów Maz.

 Post Wysłany: Nie 0:11, 12 Mar 2006    Temat postu:

Vos biegnąc na wyższe piętro próbował zaplanować walkę z Sing, jednocześnie odcinając się od Mocy, aby nie mogła przejrzeć jego intencji. Była z pewnością zdolną użytkowniczką Ciemnej Strony i kto wie, czy do jej mrocznych sztuczek nie należało wyczuwanie myśli. Plan wstępny był prosty - rozstawić Bothan tak, aby nie mogła się bronić ze wszystkich stron naraz, a jeśli to nie zadziała, to walka na miecze. Co zdawało się być rozwiązaniem nieuniknionym. Wbiegając na ostatnie stopnie Vos zwrócił się do biegnących z nim Bothan:

- Ty postaraj się obejść cicho pomieszczenie i zajść ją od tyłu. Wy dwaj - od lewej i prawej strony. Wszyscy trzymajcie głowy nisko i w miarę możliwości pozostawajcie poza jej polem widzenia. Jeśli ta zabójczyni zacznie nade mną górować w walce, wtedy wyjdźcie z kryjówek i zasypcie nią ogniem. Z trzech stron nie obroniłby się nawet mistrz Windu. Powodzenia!

Vos wbiegł do pomieszczenia pierwszy, aby odwrócić uwagę Sing. Zaczął obchodzić salę po prawej ścianie, gdy nagle jego oczom ukazała się zabójczyni.

- Ofiara przybyła do myśliwego. Nareszcie sami, równy, z równym i co zrobisz Vos, zabijesz mnie, z zimną krwią? To chyba nie jest droga Jedi, ale ty tak naprawdę nigdy nią nie podążałeś, czyż nie?
- Jesteś ostatnią osobą, która mogłaby udzielać wykładów na temat drogi Jedi
- sparował Vos - A teraz oddaj broń i pozwól się odprowadzić do klatki pod napięciem, albo przygotuj się do walki.

Mówiąc ostanie słowa Vos wymownie położył rękę na mieczu w niedbałej pozie. Niedbałej tylko z pozoru, bo każdy mięsień jego ciała był napięty do granic możliwości. Wiedział, że walki i tak nie uniknie, ale zagadując Sing odwracał jej uwagę, czuł, że jej umysł był nastawiony na agresję, która była z kolei skierowana ku jednej osobie - jemu samemu. W ten sposób dawał czas Bothanom, aby zajęli swoje pozycje. Nie chcąc kusić losu nie rezygnował z czujnej postawy, czekając na choćby drgnienie powieki Sing.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Brasidas
Jaszczur



Dołączył: 30 Lip 2005
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Z Galaktyki

 Post Wysłany: Śro 0:06, 22 Mar 2006    Temat postu:

Zwalisko lekko, acz coraz mocniej drgało. Pchane tajemniczą i niewidoczną Mocą, gruz podtrzymywany nadnaturalnym polem siłowym powoli zaczęło się wznosić. Z początku kilku ratowników i członków służb medycznych westchnęło z podziwu dla wyczynu Uriel. Jednak nie pozwolili by to oszołomienie trwało długo. Od razu pierwsi rzucili się do wyciągania Botahńskich dzieci spod gruzowiska. Jednak mimo iż płyta była utrzymywana przez Uriel, to całe mnóstwo niewielkich szczątków utrudniały całą akcję, przez co wszystko trwało niezwykle mozolnie. Pot, zmarszczki, grymasy bólu i zmęczenia, to wszystko z każdą sekundą przybierało na sile. Jednak mimo olbrzymiego zmęczenia, przybierającego na sile z każdą chwilą, które odbierało cały dech padawanie, półka była nadal w powietrzu. Dwoje już wyciągnięto, ale nadal trzecie dziecko, razem z ratownikami było pod gruzem, „Jeszcze chwilkę jeszcze chwilkę dobrze ci idzie Jedi, jeszcze chwilkę” Słowa docierały do padawanki niczym echo, gdzieś w oddali, spowolnione i zniekształcone. Nagle nogi już nie wytrzymały, ciężaru gruzu nie było, było tylko zmęczenie, a ciężarem było własne ciało. Lewa noga nie wytrzymała i padawanka osunęła się na kolana, zwalisko szarpnęło i obniżyło się, zasypując tych pod nim pyłem, jednak nadal nadnaturalną siłą, Uriel trwał i trzymała gruz… jeszcze chwilkę.

- Już!!!
Niczym echo w oddali, niczym obraz na ścianie, trójka uciekła spod zwaliska, i cały gruz upadł z hukiem, a padawanka zaczęła niemal nie przytomna lecieć na posadzkę. Czuła przez mgłę jak silne ciepłe dłonie łapią ją w powietrzu i podnoszą, jak sadzają na ocalałym w holu fotelu i podają wodę. Koniec, udało się.. udało.

Po dłuższej chwili, jaka zajęło dojście padawance do siebie, pojawili się dziennikarze. Sępy, filmujące każdego rannego, a teraz pełni podziwu i widząc wielką sensację z czynów padawanki, które najwidoczniej dokładnie i skrupulatnie sfilmowali, chcieli długi i meczący wywiad:

- To niesamowite, jak się czujesz, czemu to zrobiłaś, jak to zrobiłaś, długo jesteś Jedi, kim jesteś?

Pytania były po prostu rzucane przed padawankę, w tym samym momencie zaburzenie w mocy, zasygnalizowało, że Mistrz Vos stanął znowu do walki.

*******************

Bothanie skrupulatnie wykonywali polecenia Vosa, nie marnując czasu udali się w inne korytarze chcąc się dostać na flanki i tyły pomieszczenia, gdzie była Sing. Ta tymczasem najwidoczniej albo nie zdawała sobie sprawy z towarzyszy Vosa, albo w ogóle się nimi nie przejmowała. Dla niej liczył się jeden cel… Jedi i jego miecz, kolejny miecz do kolekcji.

- Hahahahahaha, to było dobre, hahahaha, nie sądzę, nie spędzę życia w klatce, zresztą ty i tak nie chcesz tego, ty, jak ja pragniesz… krwi, tego pragniesz morderco!

Aurra rzuciła się na Vosa, atakując potężnymi zamachami i celując w głowę, szaleństwo było w jej oczach, była niczym berserker. Sparowanie nie było problematyczne, Vos był gotów i każde cięcie, zamach pchnięcie było szybko i skutecznie blokowane, jednak szybkość, zadziwiająca szybkość z jaką Sing atakowała, nie pozwalały na wykonanie kontrataku, przynajmniej na razie. Przeciwniczka czuła się zadziwiająco pewnie, zwłaszcza po ostatnim starcu, w którym o mały włos nie padła skoszona ciosem Jedi. Może wtedy tylko markowała?
Moc mówiła że Bothnnie powoli zbliżają się do pomieszczenia, zgodnie z umówionym scenariuszem. Potrwa im jeszcze trochę zajęcie pozycji, ale już się zbliżali. Tymczasem kolejne ciosy padały na Vosa, Aurra nie pałała się kunsztownością walki, nie wyprowadzała żadnych flint i cudacznych ciosów, dla niej liczyła się brutalna siła i szybkość. Jednak już walka nie była pod jej dyktando, Mistrz Jedi szybko dostosowując się do sytuacji spokojnie mógł parować i wyprowadzać kontry. Nagle zmieniając całkowicie taktykę, zrezygnowała z siły i tylko przyspieszyła i tak niesamowicie szybka walkę. Snopy iskier padały od skrzyżowanych mieczy, jednak w końcu jeden z ciosów musnął lekko nogę Vosa. Następny już potężny doprowadził, że miecze przeciwników się zetknęły, czas na próbę siły. Zbliżając swoja białą twarz, z lekką poświatą czerwieni i zieleni od mieczy, Sing skinęła:

- Jesteś robakiem Vos, robakiem, zaraz będziesz wspomnieniem, nie umiesz walczyć, jesteś zerem, tylko momentami pozwalasz by prawdzie ty władało tobą i masz siłę, a tak jesteś hipokrytą wypierając siebie, jesteś niczym!


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Quinlan Vos
Mistrz Jedi



Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 569
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Łódź / Tomaszów Maz.

 Post Wysłany: Śro 3:44, 22 Mar 2006    Temat postu:

Quinlan zwarł się z Sing w morderczym pojedynku. Dwa miecze świetlne rzucały kolorowymi światłami po całym pomieszczeniu, a gdy się zderzały, rozrzucały świecące mdłą bielą iskry. Gdy Kiffarowi zaczynało się wydawać, że przejmuje kontrolę nad sytuacją, łowczyni znalazła nowe pokłady sił i podkręciła tempo wymiany ciosów. Znowu musiał się cofnąć do defensywy, a co gorsza, czuł, że może nie zdołać odeprzeć wszystkich ciosów. Prawdopodobnie przez tą chwilę zwątpienia źle ustawił gardę i czerwona klinga zadrasnęła go w lewe udo. Poczuł lekki ból i natychmiast stłumił go, gdyż musiał skupić całą uwagę na odparciu potężnego ataku. Wkładając wszystkie siły w utrzymanie zwarcia zacisnął zęby. Tuż przed oczami widniała obrzydliwie blada twarz z podkrążonymi oczami.

- Jesteś robakiem Vos, robakiem, zaraz będziesz wspomnieniem, nie umiesz walczyć, jesteś zerem, tylko momentami pozwalasz by prawdzie ty władało tobą i masz siłę, a tak jesteś hipokrytą wypierając siebie, jesteś niczym!

- Nie będziesz... udzielać... mi rad... Sing! - sącząc powoli słowa zbierał w sobie Moc cały czas podtrzymując gardę, a ostatnie z nich wykrzyczał, posyłając silny podmuch Mocy, na tyle silny, że poważnie odebrał siły mistrzowi. Bothanie musieli już dawno być na swoich miejscach, więc mistrz Jedi ostatkiem tchu krzyknął:

- OGNIA!

I przykucnął.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Uriel Khaan
Rycerz Jedi



Dołączył: 16 Lis 2005
Posty: 368
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Nar Shaddaa

 Post Wysłany: Śro 20:51, 22 Mar 2006    Temat postu:

Udało jej się. Jej… młodej, zwykłej padawance… Ale czy sam fakt, że była padawanką, uczennicą Jedi nie czynił z niej kogoś nieprzeciętnego?

Kiedy już mogła puścić, przerwać połączenie wreszcie poczuła ulgę. Napięte przez dłuższy czas mięśnie natychmiast dały o sobie znać- wszystko ją bolało, począwszy od czubków palców, a na włosach kończąc… Zupełnie tak jakby ktoś przepuścił ją przez jakąś maszynkę… I to dwa razy.

Ktoś zabrał ją stamtąd, ktoś posadził ją na jakimś fotelu, ktoś podsunął szklankę wody, ktoś zapytał…
- Ja…- dziewczynie odebrało mowę, nie mogła wyksztusić z siebie absolutnie nic, jedyne co chciało wydostać się z jej ust to krzyk bólu kiedy złapał ją skurcz w lewym ramieniu, zapewne od wysiłku.

Chciała uciec, gdziekolwiek byle z dala od tych wszystkich pytań, od tych cholernych pytań zadawanych przez tych cholernych dziennikarzy i wtedy… Chyba nigdy jeszcze nie czuła tak wielkiej ulgi spowodowanej drganiami Mocy.
- Przepraszam… muszę iść…- wysapała nie dbając co z tych trzech słów dotarło do uszu istot wokoło. Zerwała się z krzesła i chyba jedynie dzięki szybkości ruchów nie upadła na nie z powrotem. Zupełnie tak jak gdyby przed sekundą zamiast utrzymywać ciężki kawał gruzu nawdychała się jakiegoś gazu. Nogi uginały się pod nią gdy szła i dopiero gdy przyśpieszyła starając się jak najszybciej zejść z pola widzenia dziennikarzy sygnały bólu przestały do niej dochodzić, a może po prostu nie przyjmowała ich do wiadomości, po prostu szła. Szła tam gdzie coś jej dyktowało, gdzie dyktowała jej Moc… po prostu pomóc Vosowi… Jak nie w walce, na którą była już zbyt słaba to przynajmniej ciepłym słowem…


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Brasidas
Jaszczur



Dołączył: 30 Lip 2005
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Z Galaktyki

 Post Wysłany: Czw 1:52, 23 Mar 2006    Temat postu:

Dwóch Bothan na flankach natychmiast odpowiedziało ogniem. W oczach Aurry było… zdziwienie i… starach? To może był strach, może cos innego, tym niemniej strzały z karabinów blasterowych poleciały w kierunku Sing. Zabójczyni próbowała się uchylić, uskoczyć do tyłu. Niemal się jej to udało niemal… trzy strzały trafiły prosto do celu. Smród palonego ciała szybko rozniósł się po pomieszczeniu. Aurra, padła bez tchu… bez życia na posadzkę. Kierowani szkoleniem, obaj strażnicy rzucili się do przeciwniczki, ten po lewej będąc tuz obok Vosa i Sing podbiegł schylając się, pragnąc sprawdzić czy już po wszystkim. Syk włączonego miecza świetlnego oznajmił kres życia Bothanina. Czerwona klina wystawała z jego pleców. Drugi ze strażników od razu zaczął swoja kanonadę, chcąc dobić zabójczynię. Sing ranna jak zwierz była jeszcze bardziej niebezpieczna. Szybko chwyciła miecz i odbiła kilka strzałów, ale nie wszystkie dwa kolejne trafiły prosto w korpus. Jednak te, które o sparowała klinga miecza świetlnego, poleciały wprost ku biednemu strażnikowi. Dwa strzały trafiły, posyłając rannego na podłogę w głąb korytarza. Gdzie był ostatni Bothanin? Zbliżał się już tylko chwile nim wyjdzie na tyłach Sing. Moc nigdy się nie myliła.

Tymczasem zabójczyni chwiejąc się stanęła na nogi. W korpusie miała trzy dziury, kolejne w ręce i nodze. Ale nadal stałą, z mieczem w ręku, z parszywym uśmiechem i pogardą. Z ust sączyła się ścieżka krwi.

- Wi… widzisz Vos, taki jesteś, za… zawsze się wysługujesz innymi. A potem giną, przez ciebie… zawsze. Jesteś taki jak ja, tylko, że ja się nie boję, nie boje się zabić ciebie, a ty? Jesteś tchórzem Vos, nawet martwa cie pokonam, jesteś zerem. ZEREM!

Aurra mimo iż ran, nadal stała pewnie trzymając miecz, jednak czy byłaby wyzwaniem dla Vosa? Była jak na tacy, morderczyni, która zasługiwała na najwyższą karę… śmierć. Za cierpienie, za mord tysięcy cywili, dziesiątek Jedi. Za zdradę, za nienawiść, za zło, jakim była. Strażnik był już tylko chwilę od miejsca, jednak tym razem Sing mogła go wyczuć.

- Jesteś mordercą, zerem ,tchórzem nie umiejącym zrobić to co trzeba uczynić, dlatego, ja Aurra Sing… poddaję się. Weź mnie do klatki, wylecz i wiedz, że ucieknę i wrócę. Ja jestem sprawiedliwością, ja jestem Galaktyką, ja będę piłą waszą krew Jedi. A teraz zabierz mnie do więzienia i czekaj aż z niego wyjdę by dalej na was polować. Hahahahahaha

***********

Padawanka biegła co sił w nogach, jednak po tym wysiłku przez jaki przeszła jeszcze momenty wcześniej, nie było ich wiele. Jednak szkolenie upór osobisty brał górę i pozwalał brnąć w górę po zniszczonej klatce schodowej Ośrodka Medycznego. W mocy czuć było jak bitwa trwała, zaburzenia pojawiały się i znikały, czuć było śmierć dwóch osób, choć na pewno nie Sing i Vosa. Czuć było rany Quinlana i gasnącą obecność w esencji życia Aurry.

Poza tym było coś jeszcze, inny mrok, dochodzący od Mistrza Jedi, złość, gniew? Może, a może padawanka była już zbyt zmęczona i zmysły zaczynały płatać figle, może to było zupełnie co innego i moc mówiła o czymś innym. W końcu zbliżając się do mroku Aurry, Uriel doszła do korytarza, z którego widać było znajdujące się dalej pomieszczenie, gdzie stała nadal ciężko ranna Aurra, z mieczem, a przed nią Quinlan Vos, ruch należał do niego…

[off]Ok. Najpierw prosiłbym o post Vosa, potem dopiero Uriel może napisać uwzględniając poczynania Quinlana, no oczywiście też możesz próbować na nie wpłynąć, czyli mówiąc zabij ja! Razz Mam nadzieję że ogólnie jakoś nie zgodmodowałem za bardzo waszych postaci, jeżeli tak(bo jakoś straciłem ostatnio lekko rachubę) to zwróćcie uwagę i miejsca i będzie lepiej. No to do dzieła, zobaczmy co się stanie Very Happy [/off]


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Quinlan Vos
Mistrz Jedi



Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 569
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Łódź / Tomaszów Maz.

 Post Wysłany: Czw 2:23, 23 Mar 2006    Temat postu:

Mistrz Jedi chwiejnie podniósł się, widząc tylko połowiczne powodzenie swojego planu. Miecz spoczywał wyłączony w jego lekko trzęsącej się dłoni. Do żniwa śmierci tego dnia dołączyło dwóch niewinnych Bothan, a bliska podobnego losu była ciężko ranna zabójczyni Jedi.

Co robić? Zabiła wielu Jedi, a jako łowczyni nagród miała też na sumieniu inne istoty. Kimże ona jest, by rozdzielać życie i śmierć i do tego za pieniądze? Powinna umrzeć!

To nie jest droga Jedi... Aurra jest do gruntu zepsuta i zła, ale nie z własnej winy. Życie ją tak wychowało. Jest zagubioną istotą, która zatraciła się w ciemności i szale zabijania. Ale skoro nawet mistrzyni Dark Woman, która była znana z umiejętności rozgryzienia trudnych padawanów, nie wypleniła tej ciemności, to czy on, Quinlan Vos, który sam nieraz miał z tym problemy, mógł stawać przed takim wyborem?

Jest zbyt niebezpieczna, aby zostawić ją przy życiu!

Jest bezbronna i ciężko ranna!

Spokojnie... Moc doprowadziła do tej sytuacji z jakiegoś powodu. Może właśnie tutaj musi dokonać ostatecznego wyboru. Może właśnie teraz podąży ścieżką, która już na zawsze zdominuje jego egzystencję. Tak, to było to. Ciemna Strona jest łatwiejsza, szybsza... Ścieżka światła wymaga wyrzeczeń.

Nagle Vos zauważył wyczerpaną Uriel, która właśnie wpadła do sali, jeszcze przed chwilą wrzącej i rozświetlonej czerwonym i zielonym światłem. Spróbował się odezwać, co przyszło mu z wielkim trudem.

- Padawanko... Wezwij drużynę Bothan z klatką pod napięciem.

Zaraz! To mogła być pułapka! Wymyślny plan mający odwrócić uwagę Jedi, żeby Sing mogła niepostrzeżenie uciec i wylizać rany. Ale przecież w obecnym stanie nie nadawała się do ucieczki... Kiffar emanował teraz tak sprzecznymi emocjami, że chyba całe powietrze w sali spolaryzowało się, rozsyłając jony gazów o przeciwnych ładunkach w przeciwne strony.

- To ma być najlepiej wyszkolona jednostka na Bothawui. Idź.

Z jeszcze większym trudem zwrócił się do broczącej krwią i pałającej nienawiścią Aurry, dając niepewne dwa kroki w jej stronę.

- Pozwól sobie pomóc... Opuść broń i otwórz się na przepływ Mocy... Jasnej Mocy. Jeszcze nie jest za późno.

Niepewnie stanął przed nią, podnosząc obie ręce na wysokość piersi dłońmi na wierzch w geście pokoju, w głębi duszy szykując się do kolejnej walki. Nie chciał tego, ale czy ze strony zabójczyni można się było spodziewać czegoś innego? Pomimo tego odważnie patrzył w oczy Aurry, szukając w nich chociaż przebłysku zrozumienia i braku nienawiści.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Uriel Khaan
Rycerz Jedi



Dołączył: 16 Lis 2005
Posty: 368
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Nar Shaddaa

 Post Wysłany: Czw 15:33, 23 Mar 2006    Temat postu:

- Mistrzu… To niezbyt rozsądne… - wysapała po pierwszych słowach Vos’a. Najchętniej usiadła by teraz… Chociaż nie, nie usiadła- rzuciła się plackiem na podłogę mając w nosie absolutnie wszystko dookoła i zasnęła myśląc o cudownym brzmieniu szumu drzew na Kashyyyk, ale cóż… Można powiedzieć, że rozkaz to rozkaz…

Przez chwilę nie mogła pojąć czemu mistrz próbuje pomóc Sing. Przecież ona nawet nie była już człowiekiem, nie można było oceniać jej wedle normalnych standardów. Zabójczyni i morderca, zwierze czerpiące największą przyjemność z zabijania swojej ofiary, z patrzeniem jak powoli życie z niej ulatuje… Taki ktoś nie zasługuje na nic prócz tego co sam dawał innym. Cierpienie i ból…

Khaan kiwnęła tylko nieznacznie głową zgadzając się przyprowadzić Bothan, ale gdy tylko się odwróciła ślina sama podsunęła jej słowa.
- To morderczyni… Nie twierdzę, że… Że należy się jej śmierć, ale nie zasługuje na miłosierdzie… Ona nigdy go nikomu nie okazała… A na wdzięczność z jej strony też bym nie liczyła….- mruknęła słabo po czym, licząc już w duchu kolejne do przebiegnięcia metry ruszyła przed siebie, a konkretniej w stronę z której przyszła… Może poza dziennikarzami znajdzie tam też kogoś, kto będzie w stanie im pomóc…


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Brasidas
Jaszczur



Dołączył: 30 Lip 2005
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Z Galaktyki

 Post Wysłany: Pią 18:08, 24 Mar 2006    Temat postu:

Droga na górę była aż nadto wyczerpująca, podobno jak się schodzi w dół jest łatwiej… podobno. Dla osoby skrajnie wyczerpanej nie liczy się czy to jest w górę, w dół, czy przed siebie, liczy się każdy krok, który kosztuje więcej niż się wydaje umie się ofiarować. Ogrom trudu jaki padawanka Uriel przeżyła się jeszcze nie skończył. Trzeba było działać dalej, życie Mistrza Vo… albo samej Aurry Sing od tego zależało. Czyżby każdy krok prowadził do uratowania przed śmiercią tej morderczyni, czy była to kolejna pułapka? Wszędzie Moc była zaburzona, śmierć miała dziś tak wielkie żniwo, że jeszcze przez długi czas echa cierpienia poległych i ich zjednoczenia będą widoczne i odczuwalne.

Po chwili, której nie był wstanie zmierzyć zmęczony umysł, Uriel wyszła na parter, gdzie przewijały się główne siły ratownicze i sił ochronnych. Dziennikarzy już nie było, najwidoczniej stosunek Bothan do tego zawodu był identyczny co w innych częściach Galaktyki. Przechodząc między istotami, oczy niemal każdego na chwilę padały na padawankę, oczy pełne szacunku i wdzięczności, już nie wrogie, nieufne, ale pełne ciepła.

Do pomieszczenia zaczęli wbiegać ciężko uzbrojeni wojskowi Bothańscy. Uzbrojeni w karabiny blasterowe, całkowicie nie pasowali do tego miejsca, ale czyżby Moc zesłała ich w czas kiedy byli potrzebni? Czy moze był to zwykły komunikator VC-16 i dwie osoby, które znały się na swojej robocie?

- Ty nie ruszaj się Jedi! Jesteś zatrzymana, wszyscy Jedi są zatrzymani!

A może to sprawka Ciemnej Strony? Lub Jakiegoś uzrędnika-nieudacznika , co na niczym się nie zna…
Nagle podniosły się szepty niedowierzania: ”Co?”, „Bezczelność”, „Tyrania”, „Jak tak można”, ”Niewdzięcznicy”

- Co?! Nie możecie! Ona uratowała dzieci, jak śmiecie! Barbarzyńcy, zamiast mózgu protokoły!

Coraz więcej osób podnosiło krzyk i nawet było skłonnych do rękoczynów, zaiste ścieżki Mocy są nieprzewidywalne… Zmieszany dowódca oddziału, szaro - futrzasty Bothanin z opaska na lewym oku, cofnął się o kilka kroków i pokazując rękoma w geście dobrej woli zaczął się szybko tłumaczyć:

- Nie…nie źle mnie zrozumieliście obywatele, nie, to nie tak, ona nie jest…aresztowana, tylko... tylko no...eeee...chcemy … no tego wypytać o kilka rzeczy.... własnie, tylko to... Oczywiście jeżeli… szanowna Jedi zechce, hehehehe…

*******************

- Moc?, Moc Vos, co ty możesz o niej wiedzieć. Pozwalasz by kontrolowała ciebie, by prowadziła cię do waszej wersji sprawiedliwości, jesteście niczym, marionetkami, bez własnej woli. Ja się na nią otworzyłam, i… chwyciłam za gardło, by dała mi siłę… zabijać, mścić się na was i odnaleźć prawdziwa sprawiedliwość Vos. Co ty możesz wiedzieć o cierpieniu, jakie musiałam przeżyć w wyniku was Jedi. Jak przez was cierpią inni, jak Galaktyka dławi się wami i chce się was pozbyć. Separatyści to idealny przykład tego, choć to też banda durniów.

Z tyłu pojawił się w końcu ostatni strażnik, skradając się od razu wycelował karabin blasterowy w plecy Sing, dzieliły ich tylko metry, z takimi ranami, nawet jak Aurra wyczuwała obecność Bothanina, nie miała jak się zasłonić, sparować, uniknąć strzałów. W tym samym momencie po prawej stronie drugi z trafionych Bothan poruszył się lekko, dając oznaki życia.

- Nie otworzę się na waszą Moc Vos nigdy! Nigdy! Będę waszą zagładą, bo wy już byliście moją.

Stojąc tuż przed Aurrą Vos patrzył w jej oczy, nadal pełne bezwzględnej nienawiści, nie było w nich krzty zrozumienia, pokuty, dobroci, był tylko nigdy niekończący się szał… szał i ogień zniszczenia, którego nie da się ugasić. Nagle w ręku Vosa znalazł się miecz Aurry Sing. Słaniając się na nogach zabójczyni spojrzała znowu w oczy Vosowi z krzywym uśmieszkiem na ustach:

- To nie koniec Vos, ja wrócę, ja zawsze wracam. Nie ma klatki skąd nie wyjdę. Oglądaj się za siebie, bo pewnego razu... JA będę stała w twym cieniu, z mieczem w rękach i twojąą krwią na ustach, hahahahaha


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Quinlan Vos
Mistrz Jedi



Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 569
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Łódź / Tomaszów Maz.

 Post Wysłany: Pią 18:36, 24 Mar 2006    Temat postu:

Vos spojrzał nad głową Sing na Bothanina, który mierzył w plecy zabójczyni.

- Spokojnie - powiedział do niego krótko i zwrócił się do Aurry.

- Przyzwyczaiłaś się do myśli, że twoje pojęcie Mocy jest jedynym słusznym, a podejście Jedi jest wyłącznie omylne. Ale my różnimy się od ciebie tym, że zawsze jesteśmy otwarci na propozycje i nowe spojrzenie - oczywiści pod warunkiem, że nie zakłada ono krzywdy dla innych stworzeń i manipulowania Mocą w stopniu niedopuszczalnym. Czy mistrz Yoda kiedyś odmówił jakiemuś padawanowi rozmowy na temat Mocy? Nie! Uszy Jedi są zawsze gotowe do słuchania.

Ciężko westchnął, zastanawiając się, czy nie bije głową w mur. Nienawiść w oczach Sing była jak ściana z cortosis, przez którą nic, nawet miecz świetlny, nie mogło się przebić. Nawet rozsądne argumenty. Przecież ona od tylu lat żyła w mroku, że już właściwie zapomniała o świetle...

- Czy uważasz, że życie każdego z nas toczy się tak, jak byśmy chcieli? Trafiłaś na jedną z najlepszych nauczycielek w Zakonie. Powinnaś dziękować Mocy za taki traf i z szacunkiem kontynuować naukę. I pamiętaj - nigdy nie jest na to za późno. Musisz tylko otworzyć umysł i pojąć, że w tym wszechświecie oprócz ciemności istnieje też światłość. I może jest trudniejsza i wymagająca więcej cierpliwości, ale... jest silniejsza od mroku. Przekonasz się o tym tylko, jeśli podejmiesz trud i spróbujesz.

Tymczasem w głowie Vosa zaczął snuć się cień niepokoju. Co zajęło Uriel tyle czasu? Już dawno powinna była ściągnąć komandosów i przybyć spowrotem. Była wyczerpana, owszem, ale to była sprawa najwyższej wagi... Spojrzał na Sing. Była w opłakanym stanie. Krew sączyła się z jej wielu mniejszych i większych ran. Postanowił spróbować jeszcze raz.

- Pozwól mi cię uleczyć. Bez wejścia w chociaż częściowy trans leczniczy niebawem umrzesz. I nie poznasz wielu możliwości, które... właściwie od zawsze stały otworem, tylko nie chciałaś ich odkryć.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Uriel Khaan
Rycerz Jedi



Dołączył: 16 Lis 2005
Posty: 368
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Nar Shaddaa

 Post Wysłany: Sob 0:04, 25 Mar 2006    Temat postu:

Czy w tym wszechświecie człowiek nie może mieć nawet najmniejszej, najkrótszej, albo jeszcze nawet krótszej chwili wytchnienia, chwili bez martwienia się o to, ze ktoś wbije Ci miecz świetlny w plecy, chwili bez myślenia czy ta osoba celująca w twoją głowę strzeli czy nie… Takiej malej chwili przeznaczonej jedynie do samego istnienia, odnalezienia się w tej cholernej pustce, która jak na pustkę ma wielki zasób wszelkich oszczerstw, przekrętów i czyhających na ciebie z każdej strony zabójców, którzy za marne za marne kredyty, bądź uraz z dzieciństwa są gotowi odstrzelić Ci łeb tak jak stoisz nie patrząc nawet, że już zamierzasz podnieść dłonie w geście poddania.

Dziwny jest ten świat jak mawiał pewien wielki człowiek, niestety nie dało mu było zaistnieć w pamięci Khaan na długo, toteż dziewczyna nie miała bladego prześwitu kto powiedział te mądre słowa.

Świat jest dziwny, a jego ścieżki pokręcone gorzej niż system republiki.
- Odpowiem na wszystkie pytania… Ale wpierw potrzebni są dobrze wyszkoleni żołnierze… Na górze czeka, a przynajmniej powinna sprawczyni tego wszystkiego… Jest ranna, ale ostrożności nigdy nie za wiele… Dajcie też klatkę pod napięciem, jest zbyt ważna żeby dać jej uciec.- powiedziała Uriel starannie dobierając każde słowo i starając się, aby zabrzmiało ono w miarę naturalnie, naturalnie jak na obecną sytuację rzecz jasna, bo w takiej chwili naturalność była rzeczą najmniej widzianą, postrzeganą wręcz jako inną i dziwną.- Macie moje słowo, że gdy tylko ona znajdzie się w klatce będziecie mogli zadać każde pytanie…


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Brasidas
Jaszczur



Dołączył: 30 Lip 2005
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Z Galaktyki

 Post Wysłany: Nie 15:09, 26 Mar 2006    Temat postu:

- Hehehe otwarci na nowe spojrzenie? Jesteście bardziej aroganccy i ślepi niż myślałam. Trzymacie się waszego Kodu, jak psy swych panów i ty twierdzisz, że jesteście otwarci!? Żałosne Może słuchacie, ale nie słyszycie, nie pojmujecie, bo już dawno wasza hipokryzja by się skończyła.

Sing lekko spojrzała za siebie, najwidoczniej nadal oceniając swoje siły i szanse. Jednak kolejne zachwianie na nogach zakończyły wszystkie jej pomysły. Może była szalona, chora, pełna nienawiści, szału i zniszczenia, ale zdecydowanie nie była głupia, o nie AURR SING nie jest głupia! Wiedziała że została pokonana, chciała… pragnęła ze wszystkich sił zabić Vosa, by dokończyć pracę, ale… rany były za poważne. Krew z ust płynęła coraz mocniej, a wypalenia po strzałach piekły coraz bardziej. Siły uciekały niczym powietrze do próżni, nie zostawiając nic poza rosnącym szałem i desperacją. Poddanie się było jedynym wyjściem i mimo tego szału, Sing była zdesperowana by dokończyć to spotkanie kiedyś indziej, na równych warunkach. Ona ucieknie, prędzej czy później znajdzie sposób i ucieknie! A wtedy… wtedy nadejdzie czas na SPRAWIEDLIWOŚĆ!

Słysząc jednak imię swej byłej mistrzyni oczy zabójczyni zapłonęły kolejnym ogniem. Niewielki krok naprzód i ruch ręką były jakby zapowiedzią ataku, ale nogi szybko odmówiły posłuszeństwa i Sing szybko musiała włożyć pozostałość sił na ratowanie się przed upadkiem.

- NIGDY nie wspominaj o tej… SZMACIE! Zostawiła mnie pozwoliła by mnie wzięli. Nie była żadnym nauczycielem tylko zimną skałą, bez uczuć, wyrachowaną zdrajczynią. To przez nią, to ona mnie sprzedała, zdradziła i oddała. To przez nią przeżyłam najgorsze chwile mego życia, to jej akcje otworzyły mi oczy na hipokryzje Jedi. Teraz wiem kim jesteście, jak za zasłoną dobroci kryje się zgnilizna. Ona zasługuje na najgorsze i pewnego dnia jej miecz dołączy do mojej kolekcji, PRZYSIĘGAM!


Nogi Sing w końcu nie wytrzymały i zabójczyni się osunęła na podłogę, opierając się o przewrócone biurko, patrzyła z nienawiścią na Vosa, nic już nie mówiąc. Była na skraju wyczerpania i przytomności. Zbliżał się koniec jej podróży w tym świecie Mocy…

*******************

Bothanin spojrzał wymiernie na padawankę, nadal chciał ją zatrzymać, ale… wystarczyło zerknięcie na ledwo co uspokojony tłum ratowników i medyków, by szybko zapomnieć o jakiejś akcji wymierzonej w Jedi. Westchnąwszy dowódca wojskowy powiedział szeptem do Uriel:

- Niech będzie, ale nie próbuj niczego Jedi, będę miał cię na oku. Tar’lik weź 4 ludzi weźcie klatkę energetyczną i kajdanki ogłuszające. Reszta za mną. Przyda się kilku medyków, doktorze proszę wziąć kilku swoich i iść za oddziałem. Prowadź Jedi.

Nie tracąc czasu cała grupka ruszyła z powrotem. Mimo kolejnego wysiłku, siły zaczęły już wracać padawance. Moc była cudownym lekarstwem nawet na takie dolegliwości. Oddział jaki szedł za Jedi był złożony z samego ciężko uzbrojonego wojska. Liczył ok. 20 ludzi. Na końcu widać było jak 4 niesie niewielką klatkę energetyczna dla bardziej wymagających więźniów. Kilka minut później po kolejnej wspinaczce na sama górę, wszyscy doszli do pomieszczenia, gdzie stoczyła się ostatni pojedynek. Sing leżała opierając się o biurko, była już w zasadzie nieprzytomna, w pomieszczeniu poza Vosem był jeszcze jeden Bothanin, kolejny leżąc i majacząc wił się na podłodze w przyległym korytarzu. Dowódca wojska widząc całe zdarzenie rzekł tylko:

- Co do…


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Brasidas dnia Nie 16:33, 02 Kwi 2006, w całości zmieniany 1 raz
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Quinlan Vos
Mistrz Jedi



Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 569
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Łódź / Tomaszów Maz.

 Post Wysłany: Pon 16:20, 27 Mar 2006    Temat postu:

Vos wyczuł zaskoczenie i gotowość do działania Bothanina, który właśnie wpadł do sali, więc pomógł sobie lekkim wzmocnieniem sugestii, aby ostudzić jego zamiary.

- Spokojnie. Zabezpiecz ze swoimi ludźmi teren. Uriel, zobacz jak możesz pomóc naszemu rannemu bohaterowi - tutaj wskazał głową rannego strażnika, który pomógł unieszkodliwić Aurrę.

Mistrz nadal się wahał, co zrobić z Sing. Oczywistym było, że w obecnym stanie niepodobna wsadzić ją do klatki, bo po prostu się wykrwawi. Natomiast wszystkie propozycje udzielenia pomocy zostały przez nią zignorowane. Należało podejść do tego drapieżnika i wbrew jego zaparciu spróbować pomóc... Wilczyca w sidłach nie ugryzie. Zwłaszcza kiedy jest nieprzytomna i niemal martwa.

Podszedł więc odważnie do Sing i przykucnął, badając dłońmi jej rany. Spróbował przelać leczniczą energię Mocy w tym kierunku, aby powstrzymać krwawienie i zasklepić otwarte rany. Trwał w tym stanie przez parę minut, tracąc poczucie czasu i otoczenia. Zaiste, dziwne były ścieżki Mocy. Sing mogła umieścić jeszcze pięćdziesiąt pułapek w tym pomieszczeniu, ubezpieczając się na wypadek, gdyby była nieprzytomna, a jednak Vos czuł, że może spokojnie oddać się leczeniu.

Kiffar obadał jeszcze raz Aurrę i stwierdził, że nie ma już ran, które zagrażałyby jej życiu, a półtrans, w który ją wprowadził, da kolejne dobre efekty.

- W porządku, dajcie tutaj tą klatkę. Ostrożnie umieśćcie ją w środku i zorganizujcie transport do naszego statku.

Ciężko prostując nogi Vos przypomniał sobie o jeszcze jednej niedokończonej sprawie. Zwrócił się do dowódcy Bothan.

- Czy mieliście jakieś informacje na temat Jedi, która stąd uciekła?


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Uriel Khaan
Rycerz Jedi



Dołączył: 16 Lis 2005
Posty: 368
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Nar Shaddaa

 Post Wysłany: Pon 19:14, 27 Mar 2006    Temat postu:

Khaan uśmiechnęła się ciepło widząc, że z Vosem wszystko było, co prawda w miarę, ale zawsze było ok.
- Bohater…? Zaiste.- powiedziała podchodząc do rannego Bothanina. To już ostatni raz dzisiaj… I ma zamiar się postarać.- To potrwa chwilę, najlepiej nie myśleć o bólu.- odparła odgarniając włosy z czoła.

Po raz setny, jeżeli nie tysięczny już dzisiaj wytężyła wszystkie swoje siły i skupiła na przepływie Mocy między nią, a rannym strażnikiem. Trwało to chwilę, dłuższą czy krótszą, Uriel nie wiedziała dokładnie bowiem zawsze traciła jakąkolwiek rachubę przy takim wysiłku, a już szczególnie gdy był on powtarzany wciąż i wciąż od jakiegoś już czasu.
- Dobrze… Skończyłam, ale niech medyk też rzuci na to okiem.- powiedziała wstając, ale lekko chwiejne nogi najwyraźniej nie chciały już kooperować z resztą ciała i dziewczyna jedynie oparciem się o ścianę uniknęła namiętnego buziaka z podłogą.
- Jade chyba jest już poza naszym zasięgiem.- odparła podchodząc do mistrza Vos’a.- Mam tylko nadzieję, że nikt inny nie stanie się jej ofiarą prócz bothan i Mistrza Danvy... Zasługuje on na nalezyty dla jedi pogrzeb...


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Quinlan Vos
Mistrz Jedi



Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 569
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Łódź / Tomaszów Maz.

 Post Wysłany: Pon 19:50, 27 Mar 2006    Temat postu:

Vos spojrzał na słaniającą się na nogach padawankę. Miał nieco większy zapas sił, więc podszedł do niej i pomógł utrzymać równowagę, biorąc ją pod ramię. Spróbował też przelać swojej padawance trochę energii Mocy, aby ją pokrzepić i dodać sił.

- Zabierzemy doczesne szczątki mistrza Danvy na Coruscant, padawanko. Osobiście dopilnuję, aby został godnie pochowany. A tymczasem chyba oboje potrzebujemy odświeżającej medytacji...

Spojrzał na Bothan, którzy ostrożnie jak tylko mogli umieścili Aurrę Sing w klatce pod napięciem. Klatka... znana od starożytności metoda na utrzymanie w jednym miejscu niepokornych użytkowników Mocy. Można było tylko mieć nadzieję, że będzie skuteczna w przypadku wyjątkowo utalentowanej zabójczyni, która nieraz wymykała się z niemożliwych sytuacji...

Vos zwrócił się do dowódcy Bothan.

- Myślę, że więcej tu nie możemy zrobić... Proszę, zorganizuj dostarczenie zwłok mistrza Danvy na pokład naszego statku. My polecimy tym samym transportem co klatka.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Uriel Khaan
Rycerz Jedi



Dołączył: 16 Lis 2005
Posty: 368
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Nar Shaddaa

 Post Wysłany: Pon 20:15, 27 Mar 2006    Temat postu:

- Um… Dziękuję.- odparła niezręcznie Uriel nieco rumieniąc się na twarzy. Dzięki Vos’owi, a raczej impulsowi Mocy poczuła się lepiej, może nie jakoś wspaniale, ale teraz mogła przynajmniej spokojnie stanąć na własnych nogach, nie wspierana przez Mistrza… Cholera, to może lepiej jednak jeszcze chwilkę poudaje…?

No Moc… Na jednym statku z Sing…? Życie nam nie miłe?! Przed chwilą ta kobieta niemal zabiła ich wszystkich, ją należy zamknąć w sejfie i wrzucić na dno oceanu do zabetonowanego schronu, to wtedy MOŻE Khaan będzie miała pewność, że Sing nie ucieknie… Coś się Khaan zdawało, że podróż na Coruscant będzie dłuższa i bardziej męczona niż by się mogło zdawać.

- Ale co do odlotu… Um… Obiecałam strażnikom, że odpowiemy na parę pytań, więc to chyba trochę skomplikuje twoje plany, mistrzu.- odpowiedziała lekko zakłopotana.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Quinlan Vos
Mistrz Jedi



Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 569
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Łódź / Tomaszów Maz.

 Post Wysłany: Pon 20:56, 27 Mar 2006    Temat postu:

Vos doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że poczucie Uriel się poprawiło, ale jakoś wcale nie miał ochoty przestawać jej... pokrzepiać. Tak więc stał w miejscu udając, że nic nie zauważył.

Nagle poczuł od padawanki impuls strachu połączonego z oburzeniem, zapewne odpowiedź na perspektywę podróżowania tym samym statkiem, co Sing. Wysłał zatem impuls spokoju i odezwał się.

- Póki Sing jest w klatce, nie mamy się czego obawiać.
- Ale co do odlotu… Um… Obiecałam strażnikom, że odpowiemy na parę pytań, więc to chyba trochę skomplikuje twoje plany, mistrzu.
- No cóż... Miałem nadzieję, że nas to ominie - odpowiedział ze zrezygnowanym uśmiechem - A jak już będziemy rozmawiać ze strażnikami, to zapewne okazji do spotkania nie przegapi pan senator. Cóż, skorzystajmy z wolnej chwili, póki ją mamy.

Przymknął oczy i trochę mocniej objął padawankę, otwierając się szerzej na przepływ Mocy i zaczął szukać w jej linii drobnych zawirowań... i je likwidować koncentracją. Liczył na to, że Uriel dołączy do niego w tym relaksacyjnym ćwiczeniu. Ułamkiem świadomości rejestrował to, co się działo wokół nich, żeby przerwać trans, gdyby Bothanie się odezwali.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Brasidas
Jaszczur



Dołączył: 30 Lip 2005
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Z Galaktyki

 Post Wysłany: Śro 1:13, 29 Mar 2006    Temat postu:

Żołnierze Bothańscy z uwagą i milczeniu patrzyli na pracę Quinlana Vosa. Dowódca, mimo iż już prawie nie miał przeciwników, którzy by stanęli po stronie Jedi, widząc pobojowisko i prawdziwego Mistrza Jedi, nie młodziutka padawankę, nie miał już odwagi w jakikolwiek sposób kwestionować władzy Jedi. Posłusznie wykonywał polecenia, a raczej kazał swym podwładnym to robić. Medycy zajęli się zabitym Bothaninem, a padawanka Uriel rannym strażnikiem. Kiedy Mistrz Vos skończył leczenie zabójczyni, żołnierze zabrali się za wsadzanie jej do… prawdziwej klatki energetycznej na Jedi, nie był to żaden falsyfikat, podróbka, czy imitacja. Była to z prawdziwego zdarzenia klatka, uniemożliwiająca działanie mocy, każdemu kto był zamknięty w środku. Takiego typu była skuteczna nawet przeciw Mistrzom, nie wspominając o Rycerzach czy Padawanach. Sekundy później zabójczyni Jedi, nieposkromiony szał i wcielenie nienawiści była niczym baranek zamknięta w miejscu z którego nie było wyjścia. Tak oto kończyła się kariera morderczyni…

Trans leczniczy, w jaki weszła padawanka Uriel by zapewne przyniósł większe szkody niż pożytek rannemu Bothaninowi, gdyby nie pomoc jej Mistrza. Zmęczenie za dużo dawało o sobie znać, przeszkadzało w skupieniu myśli nie mówiąc o transie leczniczym.. Moc jednak była wspaniałym przyjacielem, przepływając między Jedi, uspokajała, koiła rany, odprężała i pozwalała poczuć się szczęśliwszym. Ranny strażnik błyskawicznie odzyskał przytomność całkowicie już zdrowy. Lekko zmieszany dostał natychmiastowe wsparcie od żołnierzy, którzy pomogli mu się podnieść i ruszyć w dół do wyjścia.

Tymczasem żołnierze skończyli ładować Aurę do klatki i dowódca podchodząc do związanych w mocy Jedi powiedział:

- Skończyliśmy. Więzień jest zabezpieczony. Szczątki wa… członka waszego Zakonu zostaną przetransportowane do was na statek. Co do wcześniejszego pytania to nie mam dobrych wieści. Strażnicy ruszyli w pogoń za uciekinierką. Rozstawiono patrole, starano się zabezpieczyć wszystkie ważniejsze ośrodki, drogi ucieczki, jednak najwidoczniej była szybsza i udało się jej uciec w przestrzeń. Mamy świadków, którzy widzieli osobę pasującą do jej opisu, jak wsiadała na frachtowiec, zidentyfikowany jako „Szalona Betty” należąca do pewnego Rodianina imieniem Grizo. Z danych z czujników jakie otrzymałem przed chwilą wynika że okręt ten jakieś kilkanaście minut temu skoczył w hiperprzestrzeń, z odczytów śladu jaki pozostawił wynika, że polecieli na Falleen. Niestety jest to planeta Separatystyczna, wiec nie uda nam się zapewne nic wskórać. A teraz chciałbym zadać wam kilka pyta…
- Jakich pytań dowódco. Nie widzisz że nasi przyjaciele, wyczerpani i ranni szanowni Jedi to ISTNI BOHATEROWIE! Dzięki nim uratowano dziesiątki, a zabójczynia i podejrzana wysadzenia budynku jest schwytana, gotowa do procesu, który zapewniam odbędzie się już za kilka dni, ja już się o to dokładnie postaram. Nie pozwolę by taka zbrodnia nie uszła zasłużonej karze.


Dowódcy zafalowało szare futro, pozycja jaką piastował senator w żaden sposób go nie peszyła. Dopiero teraz poczuł jakby był na znajomym gruncie.

- Senatorze Polo Se'Lab to zaszczyt i wielki honor, ale zgodnie z procedurą oni muszą zostać przesłu…
- Nonsens. Znakomicie się spisaliście żołnierzu. Teraz macie odnieść tą morderczynię do miejskiej celi. Tam będzie oczekiwać wyroku. To rozkaz dowódco!


Szary Bothanin nasrożył futro, chciał wybuchnąć i nagadać swemu rodakowi, ale szybko zrezygnował, skinął lekko zgodą na znak. Tymczasem Polo Se'Lab zwracając się do Jedi powiedział:

Wspaniałe, wspaniałe, Jedi jak zawsze są tam gdzie są potrzebni. Uratowaliście tylu ludzi, Bothawui nigdy wam teg nie zapomni a teraz proponuję wyjść, na zewnątrz jest limuzyna.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Quinlan Vos
Mistrz Jedi



Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 569
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Łódź / Tomaszów Maz.

 Post Wysłany: Śro 1:28, 29 Mar 2006    Temat postu:

Dopiero teraz dotarło do mistrza Jedi, że to właściwie koniec. Jednak czy było można obliczać bilans tego dnia, skoro śmierć zebrała tak obfite żniwo? Nie ma śmierci, jest Moc. Moc tak chciała i zapewne zachowała dwoje Jedi przy życiu z jakiegoś powodu. Wracając myślami do chwili teraźniejszej Vos podjął rozmowę z senatorem Se'Labem, który obrzucał 'zwycięskich' Jedi komplementami.

- Dziękuję, panie senatorze, w imieniu moim i padawanki Khaan. Ale nie mogę się zgodzić na proces Aurry Sing tutaj, na Bothawui. Z całym szacunkiem dla bothańskich sił bezpieczeństwa, Sing już nieraz wymykała się z sytuacji wręcz niemożliwych, dlatego należy podjąć specjalne środki - tutaj Vos wyprostował się na tyle, na ile pozwalały zbolałe kości i zraniona noga i zwrócił się oficjalnie do senatora - [i]Proszę o pozwolenie na zabranie jej na Coruscant, gdzie zostanie osądzona publicznie i przy zastosowaniu wszystkich stosownych protokołów... a także w obecności Rady Jedi, co będzie gwarancją bezpieczeństwa.

Westchnął i odezwał się już nieco mniej oficjalnie.

- Szczerze mówiąc, senatorze, ledwo daliśmy sobie z nią radę. Gdyby nie pomoc tych trzech bohaterów, to nie wiem, jak potoczyłaby się ta walka. Naprawdę zalecam, abyśmy nie ryzykowali i jak najszybciej przetransportowali Sing tam, gdzie będzie pilnowana przez dziesiątki wrażliwych na Moc osób. A jedyne takie miejsce, które znam, to Świątynia Jedi na Coruscant.

Cały czas mówiąc podszedł do miejsca, skąd strażnicy zabrali Sing, przykucnął i podniósł jej miecz, przywołując odwieczne zdolności Kiffarów, silniejsze u niego dzięki potędze Mocy. Otworzył się na przyjście wizji, które towarzyszyły temu przedmiotowi i opowiadały jego historię.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Uriel Khaan
Rycerz Jedi



Dołączył: 16 Lis 2005
Posty: 368
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Nar Shaddaa

 Post Wysłany: Śro 12:25, 29 Mar 2006    Temat postu:

Koniec…?

O nie, z pewnością do końca jeszcze im daleko, a znając szczęście padawanki Sing i tak wyjdzie z tej klatki, ale przecież ni można myśleć pesymistycznie, prawda?

Ale w przypadku zabójczyni pesymizm jest nawet wskazana.

Wtedy nazywa się ją realizm.

Sing i tak ucieknie, zawsze ucieka i nawet najlepsza klatka tego nie zmieni. Jej przeznaczeniem nie jest stanąć przed Radą, nawet jeżeli Khaan pragnęła tego z całej swojej siły. To było jak wyścig ze światłem, zawsze było się krok za nim, niedoścignionym wzorem, choć może Sing wzorem nie była, przynamniej dla większości chociaż jak się dobrze przyjrzeć to pewnie znajdzie się ludzi, którzy uważają ją za świetną osobę.

Uriel już nastawiła się na szereg pytań ze strony strażników, ale jak zawsze- zbawianie nadeszła w najmniej spodziewanym momencie i tym razem nie był to tłum Bothan, lecz Senator, z którym wcześniej mieli się spotkać. To znaczy – mistrz Vos miał się spotkać.

- Chyba mamy u pana dług wdzięczności.- uśmiechnęła się lekko do senatora wymownie spoglądając na dowódcę żołnierzy.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Brasidas
Jaszczur



Dołączył: 30 Lip 2005
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Z Galaktyki

 Post Wysłany: Pią 1:20, 31 Mar 2006    Temat postu:

- Ach nie ma za co dziecko, wiem jacy są wojskowi. Co do zabójczyni porozmawiamy w moim wozie.

Vos wziął do ręki miecz zabójczyni Aurry Sing. Pozwoliłby jego umiejętności odczytały historie tego przedmiotu. Uczucia, obrazy po prostu uderzyły w umysł Quinlana. Nienawiść, cierpienie, to były jedyne emocje jakie ten miecz symbolizował. Zniszczenie i śmierć było jego celem, jedynym celem. Zabójczyni zadała nim śmierć dziesiątkom, jak nie setkom. Wielu też było Jedi… bardzo wielu. mistrzowie, rycerze, padawani, niektórzy byli znani niemal wszystkim, inni, byli niczym przemijająca mgła. Jednak Vos nie pozwalał by stare dzieje tego miecza dedykowały mu co widzi, skupiał się nad jednym wydarzeniem, niedawnym najwyżej z przed kilku tygodni, na śmierci… kolejnego Jedi. Nagle…

Pomieszczenie było bogate, bardzo bogate. Pełne dzieł sztuki, rzeźb, ogólnego przepychu. Było ciemno tylko światło księżyca wpadało do pomieszczenia. Ktoś się zbliżał, cicho i miarowo, niczym szept na wietrze, bezszelestny, niesłyszalny. Nagle światło i dźwięk miecza świetlnego… tego miecza rozświetliły pomieszczenie. Światło momentalnie się zapaliło, ukazując przybysza dokładnie. Głos ze ścian przemówił:

- Aaaa, moja ukochana Jedi, witam w mych rogach, proszę, zapoznaj się z mym najnowszym nabytkiem. Powinnaś ja znać jest perfekcyjna, wyspecjalizowana w jednym celu, eliminacji… nieproszonych Jedi!
- Zapłacisz za to G’ash.
- Nie wątpię, zabij ją.


Miecz uderzył szybko i śmiercionośnie, mimo parowania przeciwniczki, walka była przegrana. Kilka minut później miecz był w bity w ciało Bothanki o biało brązowym futrze. O miłej, acz ostrej twarzy, kobiety trzymającej miecz świetlny. Strażniczki sektora Glynn-Beti. Potem był już tylko ogień i proch i kolejny nabytek do kolekcji, do walizki ostrzy świetlnych.
Śmierć i zniszczenie jedyny cel tego miecza. Śmierć, ból nienawiść, jedyne emocje jakie znał.

Vos oderwał się od wizji tak samo szybko jak przyszła. Senator ze zdziwieniem i niepokojem patrzył na Mistrza. Jednak nic nie powiedział. Wskazał tylko ręką by udać się za nim. Na dole już czekała limuzyna. Klatkę załadowano do śmigacza więziennego, tymczasem Polo niemal wepchnął Jedi do swego wozu. Gdy się już tam znaleźli kazał ruszyć szoferowi. To był inny świat, pełen przepychy, cudnych trunków i jedzenia. Zwłaszcza po ostatnich godzinach to był istny raj.

- Nadal upieram się by ona była sądzona tutaj. Nie może być że osoba która jest winna tylu zbrodniom na Bothawui nie została osądzona tutaj Jedi. Nie może tak być. Mogę użyć na was wszelkich mych sił chyba tego nie chcemy, jesteście bohaterami, nie chcecie psuć swej opinii prawda?


Senator najwidoczniej nie zdawał sobie sprawy z tego o czym mówi chcąc zatrzymać Sing tutaj ze sobą. Zostawienie jej niemal równało się jej szybkiej wolności, niemal. Ale zdecydowanie w głosie senatora nie było pewności, jakby stąpał po kruchym lodzie, nie wiedzieć czemu.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Forum Rise of the Empire RPG Strona Główna » Archiwum Jedi » Spynet
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
Strona 6 z 7

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach




Solaris phpBB theme/template by Jakob Persson
Copyright © Jakob Persson 2003

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group