FAQ Zaloguj
Szukaj Profil
Użytkownicy Grupy
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Rejestracja
Spynet
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Forum Rise of the Empire RPG Strona Główna » Archiwum Jedi » Spynet
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Quinlan Vos
Mistrz Jedi



Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 569
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Łódź / Tomaszów Maz.

 Post Wysłany: Sob 13:41, 04 Lut 2006    Temat postu:

- Tych min może być za dużo, Luno - mówił pógłosem Vos, nadal utrzymując skupienie, aby bąbel Mocy nabrał siły przed uderzeniem odłamów gruzu - Jednak pomysł z przebiciem się piętro niżej jest dobry. Możliwe, że da nam czas, aby się oddalić od strefy budynku, która się lada moment zawali.

Zamknął już całkiem oczy, skupiając niemal całą uwagę na zgraniu się z Mocą, jedynie kącikiem świadomości próbując rejestrować, co robi Sing i czy naciska detonator.

- Uriel i ja... zajmiemy się ochroną przed gruzem - mówienie szło mu niemrawo, bo głowę miał zaprzątniętą czym innym - Luno, włącz miecz i tnij otwór w podłodze... wystarczająco duży, abyśmy się przecisnęli... ale też nie za duży... żeby gruz nie podążył za nami.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Luna Jade
Gość







 Post Wysłany: Sob 13:48, 04 Lut 2006    Temat postu:

Dziewczyna włączyła miecz. Znów doznała przypływu siły, mogło to być spowodowane kryształem umieszczonym w jej mieczu lub równie dobrze słabością. Mogła szybko zaatakować i zabić Vosa i Khaan, lecz nie zrobiła tego, tamte chwile odeszły, była to słabość, o której musi zapomnieć.
Luna chwyciła oburącz miecz i zaczęła go wtapiać w podłogę. Szło to dość opornie, lecz przynosiło pożądany skutek, przynajmniej tak myślała

-Jeszcze trochę, idzie gorzej niż myślałam
 Powrót do góry »
Brasidas
Jaszczur



Dołączył: 30 Lip 2005
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Z Galaktyki

 Post Wysłany: Nie 1:25, 12 Lut 2006    Temat postu:

Wybuch był bardzo silny, włosy i skóra były całe osmolone od żaru jaki uderzył w Jedi. Jednak dzięki połączonej siły trójki gruz jaki zaczął momentalnie spadać ze zniszczonego sufitu nie zjednoczył z mocą Jedi. Tym niemniej masa i ilość betonu i różnego rodzaju stal zawisła tuż nad głowami bohaterów, utrzymywanej przez niewidzialna siłę na niewielkiej przestrzeni. Wszędzie wokół gruz całkowicie pogrzebał trójkę, wydawałoby się że w pułapce bez wyjścia. Ale czy na pewno?
Dziesiątki ton gruzu ciągle nacierały na zmęczonych już trochę walką Jedi, od ich zespolenia, współpracy zależało ich życie, oraz od … szybkości działania, byłego wroga… wroga, który w obecnej chwili stał się sojusznikiem w walce z tym samym niebezpieczeństwem.

Miecz Luny powoli przecinał posadzkę, powoli zakreślając niewielki otwór, jednak dość duży by wszyscy mogli w nim się zmieścić i znaleźć wybawienie na niższym piętrze. Zza ścianą gruzu ciągle było słychać mrożący krew śmiech Aurry Sing, która cieszyła się pewna z kolejnego zwycięstwa nad znienawidzonymi Jedi.
Gruz opadał powoli, powoli w dół. Zmęczenie, pośpiech, brak zespolenia, wszystko w zasadzie mogło powodować powolne zaniknie osłony. A tymczasem miecz Jade powoli i mozolnie zakreślał krąg. Każda chwila mogła wydawać się wiecznością, w klaustrofobicznej przestrzeni, niemal bez powietrza, pełna krztuszącego pyłu. W końcu kiedy klinga doszła do miejsca gdzie została wbita kilka chwil wcześniej. Niewielki kawał posadzki s hukiem spadł na niższe piętro, pozostawiając otwór, który prowadząc w ciemność był już chyba jedynym zbawieniem. Momentalnie Jedi wskoczyli do środka, z Vosem na końcu, który jako najsilniejszy skakał ostatni. Tuz za nim gruz spadł na posadzkę, grzebiąc cały korytarz, w którym jeszcze przed chwilą toczyła się walka na śmierć i życie.

Pomieszczenie w którym, się znaleźli Jedi było całkowicie ciemne, pełne dziwnego, zatęchłego powietrza Jednak mrok nie pozwalał rozpoznać od czego mogło pochodzić, jednakże była to woń, znajoma dla wszystkich tu obecnych … nagle z jednego boków z hukiem otworzono drzwi. Światło zalało całe pomieszczeni rażąc w oczy, od razu pojawiło się kilka cieni, które szybko okazały się bothańskimi ochroniarzami.

- Tutaj są Jedi, światło! Tut … na …m… moc…

Zapalające się oświetlenie ukazało oczom Jedi duże pomieszczenie, pełne sprzętu i… kilkunastu martwych Bothan, ubranych w stroje lekarskie i pielęgniarskie. Wszystkie martwe, leżały dokładnie wokół zgrupowanych Jedi.

- Na…Moc…co tu…coście zrobili Jedi!


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Luna Jade
Gość







 Post Wysłany: Nie 10:09, 12 Lut 2006    Temat postu:

Luna wyłączyła miecz i wskoczyła w otwór pierwsza bezpiecznie lądując na twardym i co najważniejsze bezpiecznym gruncie. Kiedy się wyprostowała po skoku otarła czoło i mimowolnie ranę, którą zadała jej Khaan. Co prawda zdążyła się już z nią pogodzić, ale nie wybaczyła sobie jeszcze tego, że została tak zaskoczona...
Po chwili usłyszała, że gruz przestał się walić a za sobą dostrzegła dwójkę jedi

-Co to za zapach- zapytała niepewnie

Ponieważ panował całkowity mrok dziewczyna chciała włączyć miecz i co nieco rozejrzeć się, lecz ubiegli ją bothanie włączający światło. Po chwilowym oślepieniu oczom dziewczyny ukazały się zwłoki lekarzy. Dla pewności chwyciła miecz, lecz zrobiła to ostrożnie i powoli, aby nikt tego nie dostrzegł. Padawanka rozglądała się dość nerwowo a to na ciała, a to na ochronę lub na drzwi. Musiała szybko myśleć jak się wydostać z tej sytuacji.
W akcie desperacji mogła się przecież posunąć do zwalenia winy na Vos'a i Khaan a sama wyjść w miarę bez szwanku, ale to była ostateczność, na czarną godzinę. Dalej jednak nie wiedziała czy może im zaufać...
Powoli strach zaczynał o sobie dawać znać.
-Wystarczyłoby ich odepchnąć a droga wolna- pomyślała

-Nie wiem jak wy, ale ja stąd wychodzę- odezwała się do jedi
 Powrót do góry »
Uriel Khaan
Rycerz Jedi



Dołączył: 16 Lis 2005
Posty: 368
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Nar Shaddaa

 Post Wysłany: Nie 12:58, 12 Lut 2006    Temat postu:

Uriel raz po raz zerkała przez ramię, upewniając się, że Jade robi to co do niej należy i nie próbuje żadnych sztuczek.
- Pośpiesz się…- syknęła mimowolnie czując jak jej ręce uginają się pod wpływam ciężaru gruzu spadającego na barierę Mocy, którą ona i Vos usilnie starali się powstrzymać.

Wreszcie… Wreszcie podłoga ustąpiła dając im szansę do ucieczki… Wskoczyła zaraz za Luną, ostrożnie lądując obok niej. Pod stopą poczuła coś… Miękkie i ten zapach, który uderzył jej nozdrza. Zasłoniła twarz rękawem szaty.

Znam ten zapach…

Pomyślała z przerażeniem w oczach. Nagle oślepiło ją jasne światło. Zmrużyła oczy i starała się dojrzeć kogokolwiek. Spojrzała w dół i odsunęła się momentalnie. Już wiedziała co miękkiego poczuła pod butem…
- Przepraszam…- wyszeptała do siebie wbijając wzrok w martwe ciało jednego z Bothan.

- Ty…- warknęła w stronę Jade. Jak w ogóle mogli zaufać komuś takiemu…- Ty nigdzie nie idziesz!- prawie krzyknęła łapiąc kobietę za ramię i szarpiąc ją mocno.

Oni chyba nie wierzą, że to nasza sprawka… Nie… Kogo ja chcę oszukać? Nawet jeżeli nie są pewni to będą to sobie wmawiali… A wszystko to jej wina…!

Natłok myśli zaatakował jej głowę. Przecież Jedi są strażnikami pokoju… Jak ktoś mógłby posądzać ich o coś takiego…?! Nie… Tak na pewno by się nie stało gdyby nie Sing… Gdyby nie Jade…

Dziewczyna starała się stłumić w sobie nadchodzący gniew… Spojrzała na swojego Mistrza z mieszaniną smutku i strachu w oczach mając nadzieję, że to w jakiś sposób załagodzi jej nagły zapał…


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Quinlan Vos
Mistrz Jedi



Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 569
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Łódź / Tomaszów Maz.

 Post Wysłany: Pon 13:22, 20 Lut 2006    Temat postu:

Vos skacząc w dół mógł zapomnieć o podtrzymywaniu bąbla Mocy, co pozwoliło mu na sięgnięcie zmysłami do otoczenia. Lecąc aż zgiął się wpół, wyczuwając żniwo śmierci, na którym miał lądować. Padając ciężko na nogi zapomniał je zgiąć, przez co zwalił się ciężko na ziemię, przygniatając swoim ciężarem ciało jakiegoś Bothanina. Z trudem podniósł się na nogi, wciąż odczuwając przytłaczającą świadomość faktu, że ci Bothanie zginęli niepotrzebnie, a on nie miał jak temu zapobiec.

Musiał jednak szybko odzyskać koncentrację, bo do przedstawienia dołączyła grupa bothańskich strażników, jak najbardziej żywych, a do tego wściekłych, zdezorientowanych i wyraźnie przerażonych. Sądząc po tym, co potrafili wyartykułować, byli więcej niż skłonni obarczyć winą za tą rzeź Jedi.
Vos odzyskując spokój ruszył powoli w ich stronę, podnosząc obie ręce do góry, dłońmi na wierzch, w znaku pokoju.

- Spokojnie... Nie wyciągajcie pochopnych wniosków. Jesteśmy tak samo zaskoczeni tą rzezią jak wy. Uspokójcie się i poszukamy winnych razem.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Luna Jade
Gość







 Post Wysłany: Pon 15:54, 20 Lut 2006    Temat postu:

Luna zaczęła się bać
-jak znam życie wszystko zrzucą na mnie
Lęk spotęgowały jeszcze słowa Uriel

- Ty…Ty nigdzie nie idziesz
I to szarpnięcie za ramę, Jade była na tym punkcie bardzo wyczulona

-Khaan radzę Ci dobrze, puść mnie!

Padawanka użyła mocy, aby odepchnąć Uriel
-Zostawcie mnie wszyscy! Czego chcecie?!- mówiła do siebie
Następnie pochwyciła swój miecz, lecz go nie włączyła i zaczęła biec, nie ważne gdzie, byle przed siebie i jak najdalej stąd
 Powrót do góry »
Quinlan Vos
Mistrz Jedi



Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 569
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Łódź / Tomaszów Maz.

 Post Wysłany: Pon 16:07, 20 Lut 2006    Temat postu:

- Ta dziewczyna chyba lubi się wpędzać w kłopoty... a nas przy okazji - mruknął do siebie Vos.

-Luna! Wracaj natychmiast! - krzyknął w ślad za nią. Zdawał sobie sprawę, że nagła ucieczka padawnki, którą chyba już można było uznać za niepoczytalną, wcale nie poprawi opinii Jedi u Bothan, którzy pewnie już powyciągali blastery z kabur. A przecież nie chodziło o to, żeby dołączyli do stosu trupów... Nie, tu trzeba znaleźć pokojowe rozwiązanie, a nie bić się nad ciałami Bothan. Tylko dlaczego ta rozwydrzona panna nie zważając na okoliczności robiła wszystko, żeby utrudnić pracę Jedi, którzy przecież przylecieli tutaj, żeby ją ratować? Niestety, nie był to czas na takie rozmyślania. Vos zwrócił się ponownie do Bothan.

- Jestem pewien, że uda nam się znaleźć pokojowe rozwiązanie. Chcemy znaleźć winnych tak samo jak wy.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Uriel Khaan
Rycerz Jedi



Dołączył: 16 Lis 2005
Posty: 368
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Nar Shaddaa

 Post Wysłany: Pon 19:17, 20 Lut 2006    Temat postu:

- Ty…!- na końcu języka dziewczyny zatrzymało się to prześliczne słowo na ‘s’, dobrze znane z jej wczesnego pobytu na Nar Shaddaa, jak i później w czasie wielu misji z jej starym mistrzem, ale Uriel powstrzymała się w ostatniej chwili, a dokładnie w chwili, kiedy z impetem została odrzucona w tył… Cóż to za okropne uczucie… Znowu… Ale teraz potrzebowała już tylko ułamka sekundy, aby znów móc swobodnie odetchnąć.

Wstała szybko, łapiąc się blatu stołu, jakby on był ostatnią szalupą, która mogłaby powstrzymać ją przed upadkiem…kolejnym.

- Mistrzu…! Nie możemy pozwolić jej uciec… Spójrz co się z nią stało… Jest… niepoczytalna, jest…

~Mordercą!~

Ale ostatnich słów, a raczej myśli dziewczyna nie wypowiedziała, przynajmniej nie teraz, nie w tej chwili kiedy każde złe słowo, zły gest może spowodować, że oboje z mistrzem znajdą się w jeszcze, o ile to możliwe gorszej sytuacji.

Wszystko jest możliwe.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Brasidas
Jaszczur



Dołączył: 30 Lip 2005
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Z Galaktyki

 Post Wysłany: Czw 4:26, 23 Lut 2006    Temat postu:

Luna zaczęła biec w przeciwną stronę, w stosunku do miejsca gdzie stali strażnicy. Szybko popychając po omacku drzwi opuściła "rzeźnię" i ruszyła przed siebie. Tymczasem sami Bothanie widząc ucieczkę jednego z Jedi, natychmiast podnieśli bronie i skierowali je ku mistrzowi Vosowi i padawance Khaan.

- Stać nie ruszać się! Ani kroku, bo będziemy strzelać. Mówisz, że da się to wyjaśnić co? To niby czemu ona ucieka?! Mów Jedi co się tu stało, chcę odpowiedzi, albo na Moc spędzicie resztę swoich dni w wiezieniu! I zapewniam, że nie będzie ich juz dużo!

Jeden ze strażników wyjął komunikator i zaczął streszczać sytuację swojemu przełożonemu:

- To...to straszne, oni wszyscy ... martwi, prosze sir zejść tu natychmiast!

Pozostali mierzyli w Vosa i Uriel, nie chcąc im pozwolić na najmniejszy ruch Jedi. Byli całkowicie przerażeni i zkołowani, niepewni i ... coraz bardziej wściekli. Przez Moc czuć było, że sami nie wiedzą co mysleć o tej sytuacji. Natomisat ich zachowanie zdecydowanie pozwalało Jade na ucieczkę. Z każdą chwilą Luna była coraz dalej i dalej, sama nie wiedząc dokąd zmierza.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Luna Jade
Gość







 Post Wysłany: Czw 17:03, 23 Lut 2006    Temat postu:

Dziewczyna biegła przed siebie. Obraz przed jej oczyma się zmienił od zamkniętego pomieszczenia poprzez ogrody. Zatrzymała się dopiero w mieście. Była zdezorientowana i bała się, sama nie wiedziała, czego ale nerwowo rozglądała się dookoła nie puszczając miecza przypiętego do pasa
-Trzeba znaleźć jakiś transport i uciekać jak najdalej- pomyślała- a gdzie może być jakiś transport jak nie w centrum
Mogłaby zapłacić pilotowi za kurs, lecz, po co jak może go zabić, chyba, że sam zgodzi się lecieć tam gdzie ona chce przy lekkim użyciu mocy. Nie czekając ani chwilę skierowała się w stronę jednego z przyszłych środków transportu
 Powrót do góry »
Quinlan Vos
Mistrz Jedi



Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 569
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Łódź / Tomaszów Maz.

 Post Wysłany: Sob 22:17, 25 Lut 2006    Temat postu:

Vos stracił ochotę na gonitwę za Jade i z rezygnacją odezwał się do strażników.

- Przybyliśmy tu w pokojowych zamiarach i to nie my jesteśmy odpowiedzialni za to, co się tutaj stało. Nie jestem z kolei pewien co do tej, która właśnie uciekła - moja padawanka i ja przylecieliśmy na Bothawui, aby ją znaleźć i sprowadzić spowrotem do Świątyni. Nie odpowiadamy za to, co zrobiła, zanim ją odnaleźliśmy.

Pokiwał głową i rozejrzał się, uważając, żeby się zbyt gwałtownie nie ruszyć i nie dać Bothanom powodu do otwarcia ognia. Miał szczerą nadzieję, że Uriel dojdzie do podobnych wniosków. Spojrzał na Bothanina, który wyglądał na dowódcę.

- Mogę dać słowo na to, że to nie nasza sprawka. Myślę, że powinniście albo pozwolić nam dogonić uciekinierkę, albo samemu za nią ruszyć, a nam pozwolić poszukać może jeszcze żywych ofiar tej jatki. Jesteśmy Jedi i możemy pomóc. Wybór należy do was.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Uriel Khaan
Rycerz Jedi



Dołączył: 16 Lis 2005
Posty: 368
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Nar Shaddaa

 Post Wysłany: Sob 22:40, 25 Lut 2006    Temat postu:

Dziewczyna stała za Mistrzem, z pustymi rękoma przysłuchiwała się słowom Vos’a. Kazanie Bothanom biec za Luną nie było według niej najlepszym pomysłem… Tutaj nie są potrzebni, ani Jedi, ani batalion żołnierzy.. Raczej dobrze wyszkolony zabójca.

Na szczęście Vos mmiał teraz takie samo zdanie o pogoni za tą… Wariatką co Uriel miała od początku tej misji. Niech Jade ucieka… Głupia, myśli, że jest silna… Pójdzie do Separatystów sądząc, ze Ci przyjmą ją z otwartymi ramionami… Ciemna Strona już zaczęła jej podszeptywać do ucha… Jade chce władzy… I co? I pójdzie z mieczem na Dooku? HA! Hrabia nawet nie będzie musiał się z nią zbytnio siłować… Ilu to już Jedi spotkał taki los…? Hmmm… W każdym razie wielu, a według Khaan, Luna była już na prostej drodze na samo dno, i z pewnością Uriel nie będzie się specjalnie przejmowała tym faktem. Każdy sam tworzy swoją małą historię, a że niektórzy robią z niej zamiast przyzwoitego filmu dokumentalnego, tani brukowiec… Nie jej wina.

Głupia dziewczyna.

- Nie chciałabym też nikogo niepokoić… Ale… wybuch…był… Na górze… Mogą być ranni…- zająkała się dziewczyna z godną pożałowania delikatnością. Stanowczo nie lubiła wygłaszać subtelnych sentencji, a już zwłaszcza, kiedy ktoś lada moment mógł odstrzelić jej rękę… Albo nawet dwie.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Brasidas
Jaszczur



Dołączył: 30 Lip 2005
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Z Galaktyki

 Post Wysłany: Wto 15:29, 28 Lut 2006    Temat postu:

Ucieczka w nieznane, daleko od rzeczy i ludzi, których się znało. Daleko od zbrodni i konsekwencji, dalej w ciemność i mrok, ogarniający całe ciało i duszę. Niepewność, strach, niewiedza, samotność, to uczucia które towarzyszą niemal każdej istocie w Galaktyce, a zdaniem samego Dooku, każdemu Jedi, zawsze i wszędzie. Teraz to Luna Jade, był padawanka zakonu, była kimś takim. Renegatem, morderczynią, ale i… zagubioną i samotną duszą. Z każdym krokiem, oddalającym dziewczynę od Ośrodka Medycznego zbliżał się moment decyzji… decyzji wpływającej na całe życie. Wybór, nie łatwy i kompletnie subiektywny. Nie było innej drogi. „Jesteś, albo nie jesteś” Zawsze powiadał Yoda. „Mrok lub Światło wybierz, ale wybierz, pomiędzy tutaj nie ma”, kolejne słowa gnoma szumiały w głosie Luny.
Kosmoport był coraz bliżej, miejsce gdzie oczekiwała nowa droga, a za Luną nadal ciągnęła się stara. Wybór miedzy jasnością i ciemnością, między, wiecznym osamotnieniem, pełnym władzy, pożądania, namiętności, nieokiełznanej wolności, ale pełne mordu i walki, a konsekwencjami czynów, pełnego upokorzenia, skruchy, kar, bólu, ale i spokoju, harmonii.
Światłość lub mrok, pomiędzy tutaj nie ma…

*********

Strażnicy powoli odłożyli broń, najwidoczniej szacunek, wiara w Jedi nadal na Bothawui istniała.

- My… my wam wierzymy Jedi. Co… kto mógł to zrobić, proszę pomóżcie nam, oni wszyscy… nigdy nie widziałem takiej rzeźni. Wyślemy za uciekinierka ludzi. Znamy lepiej miasto, a zaraz tu jest wyjście i zapewne już jest daleko stad. Obstawimy wszystko i się nią zajmiemy.

Strażnik chwycił za komunikator i zaczął rozmawiać z kimś o uciekinierce i potrzebie pościgu i postawienia całej stolicy na nogach. Pojawiły się pierwsze ekipy medyczne i kolejni strażnicy. Tymczasem Jedi moli wyczuć jak obecność Jade zanikała, zanikała nie tylko przez to że się oddalała, ale głównie przez nadal silną obecność Aurry Sing. Nadal blisko i nadal w bojowym nastroju. Wybór stał przed Jedi. Jade czy Sing. Niestety wyglądało na to, że w obu przypadkach nadal będą martwi.

- Jedi, bylibyśmy bardzo wdzięczni za pomoc. W szpitalu było kilka wybuchów i są dziesiątki przygniecionych, rannych. Ponadto sam senator jest w budynku i… prosi o spotkanie.

Strażnik nadal sam nie wiedział co robić, był wstrząśnięty, zszokowany. Ale widać było, że nie będzie już oponował, przyjał do wiadomości, że Jedi nie są odpowiedzialni za masakrę, w której się znajdują i zostawia im wolna rękę działania.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Luna Jade
Gość







 Post Wysłany: Wto 17:51, 28 Lut 2006    Temat postu:

-Jeszcze się mogę z tego wycofać, ale nie, już za późno- mówiła w myślach- nie ma odwrotu, muszę się tego podjąć, muszę...
Luna przeszła spokojnie miasto zastanawiając się, dokąd ma się udać i czym. Jako jedna z nielicznych planet, na których mogła szukać pomocy to Fallen, na dodatek znajdowała się dość blisko, przez co podróż nie byłaby zbytnio długa. Dziewczyna zrobiła kolejnych kilkanaście kroków, aby znaleźć się w pobliżu jednej z wielu platform startowych
-Muszę znaleźć jakiś nie za duży statek, o ten się nada- mówiła do siebie
Przed Jade znajdował się statek transportowy, jakiego potrzebowała. Nie tracąc czasu zdała się na swój urok osobisty i lekką pomoc mocy
-Witam, czy mógłbyś mnie zawieść na Fallen- zapytała-jest to dość ważny kurs wiec opłata też będzie należycie duża...
 Powrót do góry »
Uriel Khaan
Rycerz Jedi



Dołączył: 16 Lis 2005
Posty: 368
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Nar Shaddaa

 Post Wysłany: Śro 14:59, 01 Mar 2006    Temat postu:

Wierzą…? Wierzą… Wierzą! Uriel mogła teraz z ulgą stanąć i przede wszystkim odetchnąć. Trwanie przez parę minut na prawie zerowym oddechu nie było najprzyjemniejszym doświadczaniem. W sumie nie zdziwiłaby się gdyby na twarzy była cała niebieska… Albo czerwona… Te chwile oczekiwania… Gorąco na twarzy, dziewczyna miała wrażenie, że jeżeli Bothanie nie opuszczą broni to sama eksploduje.. Ale teraz na szczęście wszystko potoczyło się dobrze… No może pomijając fakt, że Jade uciekła, ale to było akurat najmniejsze zmartwienie Uriel… Nawet jak Jade wpadnie pod jakiś rozpędzony pojazd to na Khaan wrażenia to nie wywrze… Khaan postanowiła, że teraz lepiej o niej nie myśleć… Lepiej zająć się rannymi…

- Nie sądzę, abyśmy teraz w pojedynkę znaleźli Jade… A zdaje się, że tutaj jesteśmy bardziej potrzebni…- powiedziała Uriel przypinając klingę miecza, która przez cały ten czas bezpiecznie leżała w rękawie, na wypadek gdyby któryś z Bothanów zdecydował się strzelić.- Wydaje mi się, że senator bardziej wymaga twojej obecności, Mistrzu niż mojej. Jeżeli mogę… Wolałabym pomóc rannym… Może nie jestem w tym mistrzynią, ale każda para rąk się przyda… A ta władająca Mocą w szczególności.- dodała podwijając rękawy swojej szaty.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Quinlan Vos
Mistrz Jedi



Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 569
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Łódź / Tomaszów Maz.

 Post Wysłany: Czw 18:25, 02 Mar 2006    Temat postu:

Ulga otoczyła Vosa w takim stopniu, że niemal mógł ją dotknąć. Rozluźnił mięśnie, które instynktownie spiął w oczekiwaniu na niechybną walkę, jednak Moc w swoich niezbadanych ścieżkach zdecydowała, że to nie miejsce i czas na więcej zabitych. Jedi szybko przeanalizował sytuację i to, co powiedzieli Bothanie.

- Senator będzie musiał poczekać. Piętro wyżej znajduje się wyjątkowo skuteczna zabójczyni i łowczyni nagród. Możliwe, że ta rzeź, to jej sprawka. I jestem w stanie stwierdzić, że nadal jest w budynku... - tutaj Vos jeszcze raz sięgnął Mocą na zewnątrz, aby się upewnić - Jest i czeka, emanując żądzą mordu. Chciałbym, aby trzech strażników, ochotników, poszło ze mną. Nie stanowicie dla niej przeciwnika, jednak możecie być pomocni w tym, jak planuję ją pokonać.

Jedi spojrzał na Uriel, która ruszyła między ciała Bothan, aby wykorzystać swoje lecznicze umiejętności. Cieszył się, że dziewczyna zna swoje możliwości i nie waha się ich użyć, ale też nie rzuca się do walki.

- Zostań tutaj i pomóż tym, którym można pomóc - powiedział i odwrócił się do Bothan - Ochotnicy - za mną.

I ruszył w stronę najbliższej turbowindy, odpinając od pasa linkę z haczykiem, na wypadek gdyby windy były nieczynne od eksplozji i trzeba by było wspinać się szybem. Liczył na to, że bothańska gwardia jest równie dobrze wyposażona, jednak czy nie byłoby to naturalne u rasy najlepszych szpiegów?


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Brasidas
Jaszczur



Dołączył: 30 Lip 2005
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Z Galaktyki

 Post Wysłany: Pią 15:36, 10 Mar 2006    Temat postu:

Rodianin o zgniło zielonej skórze spojrzał z ciekawością na Jade. Wzrok obcego wodził po całej sylwetce byłej padawanki, zapewne oceniając… zamożność i wypłacalność klienta. Możliwe, że Rodianin odmówiłby propozycji, uznając że nie będzie mu się opłacała, jednakże niewielka dawka perswazji za pomocą Mocy, rozwiały niewielkie wątpliwości kapitana frachtowca, klasy YT-1210, ze słodką nazwą wypisana na burcie „Szalona Betty”. Dowódca maszyny wypluł ruty przed chwilą kawałek jakiegoś suszonego mięsa i pokracznie się skłaniając rzekł piskliwym charakterystycznym głosem:

- Aaaa witam na pokładzie mego skromnego okrętu. Ależ oczywiście Fallen niedaleko niecały dzień drogi. „Szalona Betty” szybka, jedna z najszybszych maszyn w Galaktyce. Może nie wygląda, ale, nie zawiedzie się szanowny klient, weźmiemy tylko trochę ładunek i zaraz możemy odlatywać, proszę, proszę do środka lecieć zaraz będziemy.

Środek frachtowca ledwo co trzymał się kupy. Począwszy od ładowni gdzie pakunki były słabo przymocowane, do korytarzy, gdzie często wystawały jakieś kable, czasem coś się iskrzyło. Jednak maszyna wyglądała na cłą i sprawna, dobra stara produkcja YT nigdy nie zawodzi, przynajmniej tak głosiła propaganda CEC. Rodianin pokazał Jade niewielką kajutę z łóżkiem i stolikiem, po czym mówiąc ,że nie długo start kazał się rozgościć.
Teraz już nie było prawie odwrotu, C9ieność nadchodziła.

Kilka minut później właz ie zatrzasnął, a Rodianin siedząc w kokpicie z niewielkim droidem pilotażowym spojrzał się na Lunę.

- Aaa właśnie startujemy, problem żadnych Grizo nigdy problem nie ma. Problem zawsze się innych czepiają. Choć jeden jednak jest. Fallen Separatystycznym światem, Rodia w wojnie z nim. Ja jako największy patriota wśród mej rasy dodatkową opłatę za podróż będę musiał wziąć. Cóż takie wymogi, moja duma nie łatwo idzie w odstawkę. Ale czego dla klienta się nie robi.

Statek oderwał się z lądowiska i skierował w kierunku orbity.

[off] OK. tu piszesz ostatni post, potem przeniesiemy cię w inny topic, który założę. Ale to w następnym poście [/off]

*************

Strażnik skinął głową na znak zgody i wskazał na dwóch innych, kazał im towarzyszyć Mistrzowi Jedi, w poszukaniu, tej… zabójczyni. Nie czekając ruszyli za Vosem, który kierując się obecnością Aurry starał się ją dogonić i unieszkodliwić, nim dokona jeszcze większych zniszczeń. Takich jakie zapewne dokona Luna będąc po ciemnej stronie. Jednak czy miał tak naprawdę wybór? W głowie Quinlana dźwięczał głos Mistrza Yody, jeszcze z czasów szkolenia jako youngling. „Twardy wojowniczy duch szaleje w tobie, pogoda i spokój pozostaje, uczucia użyj, słuchaj się mocy”. A moc nadal brzmiała w głowie Mistrza Jedi, wskazując jeden, jedyny cel, morderczyni Aurrę Sing.

Biegnąc korytarzami grupka wbiegła na najwyższe piętro kompleksu, na szczęcie, albo dźwięk Mocy było już puste, ewakuowano cały personel i pacjentów. Cisza panowała, w przestronnych korytarzach i pokojach ośrodka. Miejsca gdzie zawsze leczono, gdzie istniała oczywiście śmierć, to życie zawsze panowało w tym miejscu, Moc była tu silna, otaczając całe miejsce. Teraz wzburzona niczym fale, było tylko zło, ciemność, chaos, rzeź…

Nagle przed Vosem zza winkla wyrosła Aurra. Miała na twarzy złośliwy, groźny, szaleńczy uśmiech. W ręku był dezaktywowany miecz świetlny:

- Ofiara przybyła do myśliwego. Nareszcie sami, równy, z równym i co zrobisz Vos, zabijesz mnie, z zimną krwią? To chyba nie jest droga Jedi, ale ty tak naprawdę nigdy nią nie podążałeś, czyż nie?

***************

Padawankę zaprowadzano do rannych. Było ich więcej niż mogła się spodziewać, wiele korytarzy było zniszczonych, nie tylko w tamtym miejscu, gdzie stoczyli walkę z zabójczynią, ale niemal wszędzie. Setki rannych, było wynoszonych na zewnątrz. Pacjenci, personel, wizytujący. I wielu nadal było w szoku, wielu nadal pod gruzami. Ale nikt nie tracił czasu, co by nie powiedzieć o Bothanach, to na pewno nie można im zarzucić szybkości działania w takiej sytuacji. Wszędzie na zewnątrz słychać było dźwięki wydawane przez syreny służb ratowniczych, wszędzie widać było dziesiątki lekarzy, strażników, ratowników, którzy zajmowali się ratowaniem życia.

Moc płynęła przez padawankę, pomagając uczynić to co dla zwykłej medycyny było już niemożliwe. Najcięższe, krytyczne przypadki, nie mające szans w starciu z rzeczywistością. Tylko moc była w stanie zagoić takie rany, tylko dzięki Jedi. Szybko Uriel została zalana takimi przypadkami, jedne za drugim, czasem była wstanie pomóc, ale równie często, nawet ona była bezsilna, może gdyby tu była Mistrzyni Luminara, lub inny słynny uzdrowiciel Zakonu. Ale niestety nie było i padawanka zdana na własne siły robiła co w jej mocy, zmęczenie przyszło szybko i z każdym kolejnym przypadkiem było coraz mniej sił, ale wytrwałość i szkolenie dawało o sobie znać równie silnie. Pomagało trwać i trwać, walcząc z determinacją o każdą iskrę życia.

Nagle z jednych korytarzy wybiegł Bothanin ubrany w strój ratownika, twarz miał całą w pyle i mokrą od wysiłku.

- Jedi, szybko, tam, na czwartym piętrze, Oddział dziecięcy się wali, musisz nam pomóc, szybko.

Na miejscu widok był przerażający sufit powoli się walący, przygniótł trójkę Bothanńskich dzieci, ratownicy starali się je wydobyć, jednak bloki były zbyt ciężkie bez specjalistycznego sprzętu do podniesienia.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Luna Jade
Gość







 Post Wysłany: Pią 16:07, 10 Mar 2006    Temat postu:

Na pierwszy rzut oka maszyna nie miała prawa się oderwać od ziemi, lecz Jade była pewna, że nada się on idealnie. Bez żadnych obaw wkroczyła na pokład
-Dzień drogi, dobrze się składa- pomyślała
-Dobrze, jak będziesz gotowy to startuj- odezwała się bez emocji
Po chwili dziewczyna usłyszała trzask, co mogło znaczyć, że za niedługo opuści tą...planetę...
Spokojnym krokiem udała się w stronę kokpitu. Jeden z foteli był wolny, więc usiadła na nim.

- Aaa właśnie startujemy, problem żadnych Grizo nigdy problem nie ma. Problem zawsze się innych czepiają. Choć jeden jednak jest. Fallen Separatystycznym światem, Rodia w wojnie z nim. Ja jako największy patriota wśród mej rasy dodatkową opłatę za podróż będę musiał wziąć. Cóż takie wymogi, moja duma nie łatwo idzie w odstawkę. Ale czego dla klienta się nie robi.

Słowa, Rodianina wcale nie zdziwiły Luny, przyjęła je ze znacznym spokojem

-Dobrze, otrzymasz tyle, ile chceż plus mały... prezent ode mnie- odpowiedziała bez emocji

W głowie dziewczyny kłębiły się coraz to ciemniejsze myśli. Może mieć wszystko; władzę, siłę, potęgę, dla czego więc nie miałaby nie skorzystać z tego? W zakonie na pewno by tego nie osiągnęła...

Statek zaczął powoli opuszczać planetę a była jedi wygodniej rozsiadła się w dość wygodnym fotelu...
 Powrót do góry »
Uriel Khaan
Rycerz Jedi



Dołączył: 16 Lis 2005
Posty: 368
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Nar Shaddaa

 Post Wysłany: Pią 17:06, 10 Mar 2006    Temat postu:

Ogrom zniszczeń przytłaczał młodą padawankę i mimo ciągłego zapewniania się w myślach, że wszystko się uda, że będzie dobrze dziewczyna czuła jak Moce powoli ją opuszczają… Stawała się coraz słabsza… Potrzebowała odpoczynku, ale nie teraz. Nie pozwoli sobie, nie wybaczy jeżeli osoby, które mogły zostać przez nią uratowane umrą. „Na każdego przyjdzie pora” jak mawiał jej stary mistrz, ale mężczyzna zawsze dodawał po chwili namysłu, że jeżeli jest tylko możliwość odgonienia, pokonania limitu… Wtedy zawsze należy spróbować i nie patrzeć na zmęczenie… Trzeba brnąć dalej, pomagać komu się da…
- Nie ruszaj się…- szepnęła kładąc dłoń na ramieniu jakiegoś młodego, przerażonego Bothanina. Fala i ciepło… czuła jak Moc powoli…’wylewa się’ z niej prosto na Bothanina, a kiedy wreszcie jego stan się ustabilizował otworzyła dotąd zamknięte oczy… Wszystko ją bolało, ledwo łapała dech w piersi zupełnie jakby dopiero co przebiegła co najmniej 10 kilometrów.

Dopiero teraz zauważyła, że jej szata jest cała umorusana w krwi, że rękawy są postrzępione, że tu i tam brakuje kawałka materiału… Gdy tylko spostrzegła silnie krwawiącą Bothańską kobietę oderwała kolejny skrawek… Zadziwiające jak bardzo tak prosty, tak codzienny przedmiot jak jej szata… Jak bardzo może być przydatny, choćby po to, aby zatamować krwawienie, podłożyć pod głowę… Lub po prostu oddać… Oddać małej dziewczynce, która trzęsła się cała… Czy z zimna? Nie, raczej z przerażenia… To można było wycztać z czarnych oczu dziewczynki… Była śmiertelnie przerażona.

- Jedi, szybko, tam, na czwartym piętrze, Oddział dziecięcy się wali, musisz nam pomóc, szybko.

Uriel szybko pobiegła za Bothanami, a to co zobaczyła, sprawiło, że kolana się pod nią ugięły, a w gardle poczuła nieprzyjemny uścisk… I znowu to poczucie bezradności… Że jest zbyt słaba… Że nie poradzi sobie, że nie podniesie…
- Gdy tylko uda mi się choć minimalnie podnieść bloki szybko wyciągnijcie dzieci… I każ innym zając się resztą, tylko ostrożnie! Każdy ruch może spowodować, że wszystko runie…- powiedziała do Bothanina stojącego najbliżej niej.

Teraz do niej doszło co to znaczy być Jedi, strażnikiem pokoju, obrońcą… Wyciągnęła dłoń w stronę jednego z bloków i wytężyła wszystkie swoje siły, wszystkie co do jednej… Każda sekunda stawała się godziną, dniem…wiekiem… Czuła jakby tysiące, miliony mrówek wędrowało po jej ciele, ręka bolała ją niesamowicie, jakby zaraz kości miały pęknąć, jakby niewidoczna siła zgniatała ją niewiarygodnym ciężarem…

- Rusz się…- szepnęła bezradnie… Rusz się! jedynie to słowo kołatało jej się w myślach… Próbowała… Nie! Nie próbowała… Całą sobą chciała podnieść blok… Uda jej się… Musi się udać… Innej opcji nie widziała. „Jest albo nie jest… Chcesz lub nie… nie ma prób” jak mówił stary Mistrz Yoda… Chciała… Bardzo chciała…


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Forum Rise of the Empire RPG Strona Główna » Archiwum Jedi » Spynet
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
Strona 5 z 7

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach




Solaris phpBB theme/template by Jakob Persson
Copyright © Jakob Persson 2003

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group