FAQ Zaloguj
Szukaj Profil
Użytkownicy Grupy
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Rejestracja
Dantooine - rozdanie drugie
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Forum Rise of the Empire RPG Strona Główna » Archiwum Republiki » Dantooine - rozdanie drugie
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Artemis
Padawan



Dołączył: 29 Sty 2006
Posty: 104
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Couruscant

 Post Wysłany: Wto 23:15, 24 Paź 2006    Temat postu:

Na stwierdzenie barona Artemis wzruszył tylko bezradnie ramionami. Siły wyższe, co miał powiedzieć? Sam nie znał odpowiedzi.

Artemis przeszedł przez próg i spojrzał na padawankę. Wydawała się w bardzo dobrym nastroju oraz, co ważniejsze, była bardzo skupiona wokół mocy. Brew ciemnego rycerza mimowolnie podniosła się ukazując zdziwienie. Wchodząc nieco głębiej do pomieszczenia pokłonił się padawance, jak nakazywała etykieta Alderaanu, po czym usiadł naprzeciwko niej.
- Wścibstwem będzie, jeżeli zapytam gdzie byłaś?
Rzucił cicho wpatrując się w Uriel, a ogniki zatańczyły mu w oczach.

- Będzie... Znaczy.. co mówiłeś?- spytała siadając na łóżku.- Gdzie byłam... to zależy od tego co chcesz wiedzieć.- odpowiedziała z lekkim uśmiechem na twarzy.

Artemis sam nie wiedział, jak przyjąć odpowiedź padawanki. Droczyła się z nim, to było pewne. Uśmiechnął się mimowolnie patrząc w stronę charyzmatycznej uczennicy Jedi.
-Bawisz się ze mną?
Powiedział zastanawiając się, czy w ogóle dobrze zrobił tutaj przychodząc. Nigdy nie był dobry w podchody. Zwłaszcza z Jedi.
- Coś ci się stało. Jesteś ...podekscytowana? To bije z ciebie na odległość. Zresztą zamknij oczy. Jesteś jak okręcony kurek... nigdy nie widziałem Jedi w takim stanie. Dalej nie wiesz, co mam na myśli?

- Aaah... Wiem wiem... cóż, porównywano mnie do wielu juz rzeczy, ale nigdy do kurka, wielkie dzięki. A zgadując, a raczej dedukując wnioskuje iż chodzi ci o to co takiego, bądź kogo takiego bo tak też być może.. spotkałam, zobaczyłam bądź wyczułam w czasie swojej...hmmm... dwu godzinnej wycieczki, tak? Otóż odpowiedź brzmi..." zawiesiła głos, a przez jej umysł niczym dzika strzała przemknęła dziwna myśl, momentalnie niemal wszelkie emocje wokół niej się kręcące opadły i zanikły zostawiając mętną pustkę.[i] nic szczególnego-

Artemisa zdziwiła nagła zmiana zachowania padawanki. Nie wiedział, czy było to związane z nim, czy może z czymś innym, ważnym dla padawanki. Rycerz pokręcił tylko głową, z mieszanką uśmiechu i niedowierzania. Nagle wyciągnął rękę i w kierunku zamyślonej padawanki puścił falę mocy, powodując, że z pozycji siedzącej przewróciła się delikatnie na plecy. Parsknął przy tym, jakby go to w ogóle nie interesowało.
- Dziwna jesteś padawanko. Chyba nigdy was, Jedi, nie zrozumiem.
Powiedział Artemis wstając i rozciągając się. Spojrzał w kierunku okna, a jego oczy momentalnie się zwęziły.
-Nie wytrzymam tutaj dłużej.
Powiedział ni to do siebie, ni to do towarzyszki zamyślonym głosem.

- Nie martw się...coś się na pewno stanie... Dzisiaj, jutro...kwestia czasu. Widziałeś kiedyś misje dyplomatyczną bez jakiegoś zamachu lub czegoś innego? nie? no właśnie.- powiedziała spokojnie, nie siląc sie nawet na to by wstać z pozycji leżącej.
- Cierpliwosc to cnota, a niecierpliwość może Cie zabić. Nie wiem jak ty, ale ja nie planuje zbyt przedwczesnego zjednoczenia się z Moca, życie mi miłe i zrobię wszystko by utrzymać je przy sobie...- westchnęła wstając. podeszła do okna i stanęła obok mężczyzny opierając się o wąski parapet.- Poza tym, jeżeli nasz senator nie zmieni nieco swojego.. zachowania prędzej ktoś z jego własnej ochrony go zabije... A właśnie, wyczułeś dzisiaj...wczoraj jego stan? mam dziwne przeczucia, że coś go zmieniło...

Rycerz poczuł się lekko zmieszany. Jego mistrz nie byłby zadowolony, gdyby wiedział, że Artemis pobiera nauk czy rad od zwykłego, szeregowego padawana. Wtedy źrenice dyplomaty powiększyły się. Spojrzał mimowolnie w kierunku padawanki.
„~Ona nie jest padawanką. Ona jest moim towarzyszem.. i być może wie więcej o życiu niż ja sam. Tutaj jest mój podstawowy błąd..”
Pomyślał rycerz, lecz spostrzeżenia zachował dla samego siebie.
Na wzmiankę o baronie Artemis mocno się zdziwił. Z rękoma skrzyżowanymi na piersiach przez krótką chwilkę skupił się, ni to dumając, ni to koncentrując się. Po tej chwili ponownie spojrzał na Uriel.
-Nie, przykro mi. Nic. Cóż, nigdy nie byłem dobry w wyczuwaniu tak subtelnych praw. Nie na tym polegał mój trening.
Artemisowi przeszło przez głowę, jak godzinami spędzał czas w rozległych komnatach, walcząc z robotami bojowymi.
-Zmienia się? Jak to?
Dla misji ważne było, aby sam dyplomata był w optymalnym stanie. Inaczej wszystko może trafić przysłowiowy szlag.

- Nie wiem... tak jakoś... nazwij to... Kobiecą intuicją. Rozmawiałam z nim wczoraj i...ech, szkoda, że Cię nie uczono. Przydałoby się wiedzieć co takiego się mu stało, żeby przypadkiem nie nadepnąć na odcisk czy coś... Ludzie są czasem dziwni, szczególnie gdy tłamszą w sobie to co czują... Ech, mam tylko nadzieję, że nie zrobi czegoś głupiego.- dodała pod nosem ukrywając twarz w dłoniach.- Ludzie to zdecydowanie dziwny gatunek...- mruknęła nagle zanim zdążyła ugryźć się w język.
- Hm... Trenowałeś u Hrabiego Dooku... Nie wiem czemu, ale on nigdy nie kojarzył się mi z kimś kto aż za nadto przykłada się do akcji fizycznych, sądziłam że to raczej myśliciel...wizjoner, ale cóż... Chyba za bardzo skupiam się na przeszłości historii jedi niż na tym co się dzieje teraz.

Artemis wiedział, że prędzej , czy później ktoś się będzie pytał o sprawy związane z jego mistrzem. Niestety, Artemis nie będzie mógł powiedzieć wtedy za wiele...
-Mistrz Dooku faktycznie był wielkim myślicielem. Chciał wpoić we mnie swoje maniery, swój sposób postrzegania świata, swoje poglądy, chciał nauczyć mnie dyplomacji...
Rycerz przejechał po swojej masce.
-Niestety, nie miał na to czasu. A teraz... teraz z moim mistrzem dzieje się coś niedobrego. Czuję to.
Po raz kolejny spojrzał na Uriel. Ona zapewne wiedziała, czuła, że Artemis nadal jest oddany swojemu mentorowi.
- Wiem, co sobie myślisz. Stoisz naprzeciwko ucznia Dooku. Ucznia osoby, przez którą rozpętała się ta cała wojna...
Artemis westchnął. Ciężar, który miał na sercu ponownie przypomniał o sobie.
-Nie chcę się narzucać. Pójdę już.
Wpatrzony w ziemię myślał o całej tej sytuacji.

- Czy ja wiem… Dooku, mistrz jak każdy inny.. Tylko stojący po drugiej stronie barykady, nie uważam abyś był czymś gorszym lub lepszym choćby ode mnie.- odwróciła się od okna i oparła plecy na parapet spoglądając przy tym w sufit. Przez chwile nie odzywała się wcale jakby rozmyślając nad czymś swobodnie.- Nie narzucasz się. Lepiej chyba porozmawiać niż grac na dole w karty z żołnierzami bądź medytować nad życiem muchy.- zachichotała.- A co do…przeczucia… Nadal jesteś mu wierny, nie? Po co się pytam, na pewno jesteś… gdybyś nie był to więź między uczniem, a mistrzem dawno by pękła.

Artemis mimo wszystko nadal był nieco zmieszany. Padawanka wydawała się być bardzo tolerancyjna, ale czy mówiła prawdę? Rycerz nie był w stanie tego stwierdzić. Mimo wszystko ciężko czuł się w towarzystwie osób, które tak naprawdę, jeżeli los potoczył by się zupełnie inaczej, mogły stanąć po przeciwnej stronie aktywowane miecza świetlnego. W obecnej chwili stał koło padawanki. Stał obok osoby, która być może przez tą wojnę straciła wielu bliskich. Gdyby on był na jej miejscu... obarczył by ją wszystkim. Chciał się zemścić, chciałby dać upust swoim emocjom. Czy tym się różnili Jedi? Byli zdolni do poświęceń? Do wyrzeczeń? Do przebaczenia? Rycerz spoglądając w okno odpowiedział
- Tak, jestem mu wierny. Mimo wszystko. Wieże w jego ideały. Więżę w to, co robi. Widzę w tym rację, widzę w tym prawdę.
Po chwili Artemis przełknął ciężko ślinę i kontynuował:
-Poza tym.. jest jedyną osobą którą mam.
To była prawda. Nie kto inny, niż sam Dooku wyciągnął Artemisa z dolnych otchłań Couruscant.

Zacmokała, rozmowa z ciemnym jedi, bo jakoś nie do końca była przekonana do jego powrotu w stronę światła, była dla niej czymś uspokajającym i wyciszającym jednocześnie będąc sposobnością do spokojnej wymiany zdań do której w normalnych warunkach, choćby na polu bitwy nigdy by nie doszło. - W takim razie dobrze Cię wytrenował… Przynajmniej co do lojalności choć.. jeżeli mam być szczera niewielu ciemnych jedi z którymi miałam okazję się spotkać mówiło co innego.- westchnęła. Przywiązania…duchowego spodziewałaby się po kimś takim jak Artemis chyba najmniej.- Jeżeli Cię to pocieszy nawet jeżeli twój mistrz dostanie się do niewoli jedi, podkreślam…”Jedi” to śmierć mu nie zagraża, przynajmniej na razie. Jedi nie zabijają swoich więźniów, niezależnie od tego jak wielkie są ich przewinienia. Niestety… Senat i zakon ostatnio chyba zbyt blisko siebie współpracują, obawiam się, że kanclerz będzie miał w tej sprawie najważniejszy głos…

i]-Kanclerz? Kanclerz mu nic nie zrobi.[/i]
Powiedział nad wyraz pewnym głosem rycerz.
-Nie pytaj. Po prostu wiem to.
Przerwał ewentualne zdanie padawanki.
-Wiem, wiem. Moja lojalność wobec mistrza może wydawać się ślepa. Może nawet być ślepą. Mimo to wiele razy zawierzyłem mu moje własne życie. Nigdy mnie nie zawiódł. Mimo wszystko...
Artemis przerwał. Nie potrafił stwierdzić, nie potrafił wyrazić słowami swoich wątpliwości. Po chwili przerwy spojrzał prosto w oczy Uriel, kontynuując.
-On potrafi zrobić z ludzi marionetki. Widziałem to na własne oczy. Dowódcy przeciwni Konfederacji oddawali mu całe bataliony po chwili rozmowy. Sam chciał mnie tego nauczyć.. pokazać, jak z osób można robić przydatne zabawki. Możliwe było, żebym sam był jedną z nich? Czy moja wolna wola była tak naprawdę wcześniej już ukartowaną ścieżką, którą obrał dla mnie mój mistrz?
Artemmis podejrzewał taką opcję jeszcze za czasów, kiedy był z Dooku. Ale w takim razie.. dlaczego Dooku mówił mu o wszystkim? Dlaczego sam pokazywał mu, jak robić z ludzi marionetki?

Wzruszyła jedynie ramionami kręcąc przy tym lekko głową.- Nie wiem, zależy od tego jak ty to postrzegasz. Skoro dochodzisz już do takich wniosków to całkiem możliwe, jednak jeżeli tak, to czy marionetka nie powinna mieć swojej woli? A może na tym polega czar Sithów? Że istotom wydaje się, że panują nad sytuacją samodzielnie, a wcale tak nie jest? Może wszyscy jesteśmy marionetkami w jakiejś wielkiej grze, może zarówno Dooku jest jedną z nich? Manipulacja idealna, nie sądzisz? Całkowicie anonimowe, a jakże wygodne.- każdemu jej słowu towarzyszyła żywiołowa gestykulacja przez którą wszystko było jeszcze bardziej zagmatwane.- Trzeba po prostu spełniać swoją role, a gdy przyjdzie okazja to ją łapać i nie patrzeć za siebie. Być marionetką całe Zycie to tak… jakby nie żyć wcale.

[i]- Wiele racji w słowach twoich widzę.

Powiedział Artemis naśladując niedawno co poznanego mistrza Yodę. Mimo poważnej rozmowy czuł się bardzo swobodnie w towarzystwie padawanki.
- Chyba spędziłaś wiele godzin siedząc w waszej bibliotece, hm?
Kontynuował rycerz odrywając się w końcu od widoku okna, po czym dołączył do niej, również opierając się o parapet.
-Zastanawiałaś się, czy gdyby nie pewien zbieg okoliczności, to moglibyśmy spotkać się na polu bitwy?
Artemisa przeszedł mimowolny chłód. Stał tak, ukrywając zszokowanie. W obecnej chwili nie byłby w stanie walczyć na śmierć i życie... ale jakby zareagował na rozkaz Dooku?
-Chodzi mi o to... mierzyłaś się już z... jak wy to nazywacie? Z uczniem ciemnej strony?

- Hm... musze przyznać, że zastanawiałam się nad tym podczas naszego treningu na Coruscant. I wierz mi, raczej nie chciałabym się z tobą spotkać w walce, - odpowiedziała spokojnie.- Co do jedi... Nie, nigdy nie miałam okazji zmierzyć się z kimś takim... Choć na poprzedniej misji doszło do walki między mną, mistrzem Vosem, a pewną padawanką... Dodatkowo wtrąciła się Sing... To chyba cud, że jeszcze żyje, zwłaszcza patrząc na to jaka renomę ma ona w Galaktyce.

-Sing? Dooku opowiadał mi o niej, choć sam nigdy jej na oczy nie widziałem. Ma do was Jedi jakieś animozje. Podobno ma na was zniżki.
Powiedział z ironią w głosie rycerz.
-Co do samego mnie... nie jestem tak silny, jak może się wydawać. Przynajmniej nie teraz. Cały mój trening, od samego początku opierał się na walce dwoma broniami... niestety. Podczas jeden z bitew straciłem mój drugi miecz. To tak, jakby kazano ci poruszać się na jednej nodze. Jest wykonalne, ale o wiele cięższe, niż poruszanie się normalnie. Do teraz nie potrafię się przyzwyczaić.
Artemis spojrzał z grymasem na twarzy na swoją jedyną klingę.
- Mam nadzieję, że niedługo ten stan rzeczy ulegnie zmianie. Mniejsza o to. Ile jeszcze przyjdzie nam tutaj spędzić czasu? Na co właściwie czekamy? Nienawidzę bezczynności.
Stwierdził Artemis, stukając palcami w parapet, nadając odpowiedni rytm. Nie potrafił niczego nie robić. Czuł, że usycha. Jeżeli ten stan rzeczy się utrzyma, prędzej sam padnie z psychicznego wycieńczenia, niż rozpoczną jakiekolwiek debaty.

- Bezczynność… tak, bezczynność jest gorsza niż choroba dławiąca twoje wnętrzności, trawiąca układ narząd po narządzie, Az wreszcie z człowieka nie zostaje nic prócz formy pustej w środku. Opiętej na mięśniach i kościach skóry, która za dotknięciem piórka rozpada się w nicość. - zapatrzyła się przed siebie jakby tworząc dramatyczną pauzę pomiędzy odpowiedziami jak zwykł to robić jej mistrz podczas opowiadania wspaniałych, a jednocześnie strasznych historii. Nagle jednak jakby się ocknęła, poderwała brodę do góry i spojrzała na Artemisa szarymi oczyma.- Ale… nie martw się, COŚ się na pewno stanie, musi się stać bo inaczej przegram 10 kredytów. A teraz jeżeli wybaczysz, chciałabym pobyć trochę sama, jeszcze dzisiaj nie odbyłam medytacji, a przyda mi się takowa na kołowane nerwy.- powiedziała szybko odsuwając się od parapetu.

i]-Tak, oczywiście. Dziękuję za rozmowę, padawanko.[/i]
Powiedział Artemis, kłaniając się w pasie. Nie dowiedział się tego, czego chciał się dowiedzieć, za to dowiedział się rzeczy zupełnie innych.. być może istotniejszych? Drzwi do pokoju Khaan zasunęły się za nim z sykiem. Artemis ruszył w swoja stronę. Wyjście na świeże powietrze na pewno będzie lepszym wyjściem niż siedzenie w czterech ścianach. Choć z drugiej strony w jego przypadku nie ma różnicy, czy powietrze będzie świeże, czy też


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Uriel Khaan
Rycerz Jedi



Dołączył: 16 Lis 2005
Posty: 368
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Nar Shaddaa

 Post Wysłany: Sob 15:02, 28 Paź 2006    Temat postu:

Gdy tylko drzwi za Artemisem się zamknęły padawanka legła na łóżko wpatrując się w sufit. Westchnęła głośno, choć w sumie i tak nikt nie byłby w stanie jej usłyszeć. Nie miała ochoty na medytacje, po co wyciszać tak piękne emocje? Podekscytowanie i radość, nie tego nie chciała tracić na rzecz spokoju. Czemu trening nakazywał jej chować to na czym ta galaktyka się opera? Po co ukrywać emocje?

- Artemis ma rację… Jak coś się zaraz nie stanie to ja też zwariuję.- powiedziała do siebie siadając. Gdyby była w świątyni zanurzyłaby się w holokronach i jakoś minęłyby jej długie godziny wyczekiwania, a tak to nie miała zbytniego pola manewru. Ciszę przerwało charakterystyczne burczenie w jej żołądku. No! Teraz miała już co robić. Czas coś zjeść.

Usiadła spokojnie przy małym barku napawając się widokiem przygotowanego przed chwilą śniadania. Pod tym względem preferowała wyprawy, jedzenie w Świątyni miało to do siebie, że wielu młodych uczniów jak i starszych padwanów obstawiało kiedy o własnych siłach opuści zakonną spiżarkę. Tak, raz nawet wygrała taki zakład, ale tutaj miała większa pewność, że to co trafia do jej żołądka zdecydowanie jest do tego przystosowane.

[off] Here you go Razz Śniadanie raz i Tothu nie szukaj już pretekstu do przesunięcia terminu posta Wink [/off]


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Vissan
Baron // Komandor WFR



Dołączył: 18 Sty 2006
Posty: 1192
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Skąd: Rahab, miejsce o 100% stężeniu niekanoniczności (teraz już tylko 50%)

 Post Wysłany: Sob 15:12, 28 Paź 2006    Temat postu:

[off]Ma iść spać? O szóstej czy której tam rano? Też coś rzuce żeby nie było że się rozdwajam[/off]

Vissan ubrał się do końca po rozmowie z Bel-Khanem. Na szczęście rejestrator ujmował go jedynie od pasa w górę, bo paradowanie przed swoim zastępcą w podkoszulku i bieliźnie byłoby dość kretyńskie. Baron lekką ręką wysłał swoich ludzi na Togorię. Być może na śmierć - ale co bardziej prawdopodobne - po tanie podbicie swojego wizerunku. Ponadto nie przejmował się już na tyle bardzo swoimi sephami żeby miały rdzewieć w systemie Rahab.

Baron postanowił wyjść na taras i odetchnąć świeżym powietrzem.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Toth
Game Master



Dołączył: 26 Paź 2005
Posty: 392
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Orto

 Post Wysłany: Wto 21:53, 31 Paź 2006    Temat postu:

Pomarańczowe słońce wstawało aby odnaleźć swoje miejsce na nieboskłonie. Nadejście poranka ogłaszały wszem i wobec ogary kath, których wycie słychać było z oddali. Co jednak zwiastował nowy dzień? Czy, zgodnie z życzeniami misji dyplomatycznej, jakieś działania przybliżające zakończenie zadania? A może nieuchronną masakrę, tudzież ponowny zamach na republikańskiego przedstawiciela? No i przede wszystkim, jaki stosunek do aneksji do Galaktycznej Republiki mieć będą lokalni możnowładcy...
Odpowiedzi na te istotne pytania udzielić mógł jedynie płynący czas...

Kapitan Broxin czekał na moment, w którym to jego teorytyczny przełożony zakończy połączenie ze stolicą. Gdy się to wreszcie stało, udał się do jego apartamentu i zapukał do drzwi. Przyszedł wszak czas na przejście do istoty wizyty na tej rolniczej planecie, mianowicie rozmowy z radą gmin Dantooine...


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Telemachus Rhade
Kapitan



Dołączył: 02 Sie 2005
Posty: 1003
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/5

Skąd: Tartarus

 Post Wysłany: Czw 21:15, 02 Lis 2006    Temat postu:

Czas naglił, było go znacznie mniej odkąd sytuacja się skomplikowała. Rhade patrzył przez iluminator w gwiazdy, sporo ich było, gdzieś tam też leżał system Tartarusa. Tęsknił za ojczyzną, ale miał ważniejsze sprawy niż uczucia względem kawałka skały, nawet jeżeli był on jego domem. Trzeba było działać, Telemachus podszedł do komunikatora i wybrał bezpośrednio numer dowódcy okrętu.
- Tu kapitan … słucham ?
- Kapitanie, potrzebuje środka transportu, od zaraz.
- Pilot będzie gotów około 16.
- Pan mnie nie zrozumiał kapitanie, ten statek ma być tu zaraz.
- Czy mogę znać powody tego pośpiechu ?.
- Zna pan moją sytuację. ?
- Znam.
- Więc rozumie pan że moje przebywanie w tym miejscu może zaszkodzić baronowi ?
Kapitan jednostki przez chwilę nie odpowiadał zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Kurier jeszcze nie wypoczął.
- Wiem, polecę sam.
- W takim wypadku statek będzie za kilka minut przy nas. Zakładam że baron wie o pańskiej decyzji.
- Jest jej świadom.
- Kurier zadokuje do nas za 7 minut.
Nie minęło 3 minuty kiedy drzwi kajuty rozsunęły się, na zewnątrz czekało dwoje ludzi. Bez słowa poprowadzili oni Telemachusa do śluzy, tam czekał już kapitan okrętu. Nadal nie odzywając się uścisnął rękę byłego komandora i kiwnął głową na pożegnanie. Rhade wgramolił się do kuriera i pospiesznie odbębnił wszystkie procedury startowe, kurier odczepiony od większej jednostki odsunął się i na niewielkiej mocy opuścił orbitę. Kiedy tylko stateczek znalazł się na wyznaczonym kursie i poza oddziaływaniem studni grawitacyjnej planety przyspieszył do hiperprzestrzeni i zniknął w błękitnym tunelu. Ten rozdział Rhade uznał za zamknięty, tam gdzie się udawał czekało go nowe zadanie.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Vissan
Baron // Komandor WFR



Dołączył: 18 Sty 2006
Posty: 1192
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Skąd: Rahab, miejsce o 100% stężeniu niekanoniczności (teraz już tylko 50%)

 Post Wysłany: Pią 19:22, 03 Lis 2006    Temat postu:

Vissan zakończył właśnie posiedzenie rady - na przemyślenie jej decyzji zabrakło jednak czasu - gdyż do drzwi pukał kapitan Broxin.

Baron otworzył właśnie drzwi, gdy zadzwonił jego komunikator. Na wyświetlaczu widniała częstotliwość Rain Dancera.

- Dzień dobry, panie Broxin, muszę na chwilę przeprosić.

Vissan podniół do ucha słuchawkę.
- Mówi baron, o co chodzi?
- Nasz gość odleciał, mówił że jest pan poinformowany...

Vissan był lekko zaskoczony, nie dał jednak tego po sobie znać.
- Tak... Oczywiście. Dziękuję, teraz jestem zajęty, w każdym razie zostańcie na orbicie.

Baron schował urządzenie i zwrócił się do Broxina:
- Dobrze, a więc co pana sprowadza?


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Toth
Game Master



Dołączył: 26 Paź 2005
Posty: 392
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Orto

 Post Wysłany: Nie 2:45, 05 Lis 2006    Temat postu:

Broxin westchnął, musząc po raz kolejny oglądać facjatę zuchwałego senatora.
- Widzę, że prowadząc swe tajemnicze gierki zapomniał Pan już o celu naszej wizyty... na tym, jakby to Pan ujął, prowincjonalnym i nic nieznaczącym świecie.- Oficer nadal był zły na dyplomatę za jego kompletnie nieodpowiedzialne zachowanie. Jedynie łut szczęścia sprawił, że zamachowcy nie ponowili próby zabicia barona podczas jego nocnej eskapady. Strachem napawaał jednak fakt, że to dopiero początek całej misji a pyszałkowaty polityk ani myślał przeprosić szefa ochrony czy chociaż spuścić z tonu.

- A zatem Panu przypomnę. Mamy przekonać władze Dantooine do przystąpienia do naszego zacnego grona. A dlaczegóż miałoby nam zależeć na jakichś wieśniakach? Bo już jeden senator prawie doprowadził do wejścia tej planety w szeregi Konfederacji, której śladem poszłyby kolejne niezdecydowane układy. - Kapitan wylał z siebie złość wprost do rzeki sarkazmu i ironii. Kiedy się nieco uspokoił przeszedł do meritum.

- Rada gmin czeka... sir... - Oświadczył z pogardą kierując się w stronę schodów. Tymczasem skiffy, którymi poprzedniego dnia republikanie dolecieli do rezydencji już czekały na dziedzińcu, gotowe zabrać pasażerów do nieformalnej stolicy planety...


[off]Jakbym nie miał co robić o tej godzinie... Wink [/off]


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Vissan
Baron // Komandor WFR



Dołączył: 18 Sty 2006
Posty: 1192
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Skąd: Rahab, miejsce o 100% stężeniu niekanoniczności (teraz już tylko 50%)

 Post Wysłany: Nie 17:03, 05 Lis 2006    Temat postu:

[off] Brawa za poświęcenie [/off]

- Pewnie, pewnie, rozumiem. - Przytakiwał z sardonicznym uśmiechem baron. - Za chwilę zejdę na dół. - Rzekł i bezceremonialnie zamknął drzwi.

Zastanowił się nad strojem - ubrał czarną koszulę, lecz pozostawił skórzaną kurtkę na rzecz marynarki - może bądź co bądź wiejska ludność nie uzna go za burżuja.

Broń pozostawił w pokoju - chodzenie z mieczem to nie najlepszy pomysł. Ruszył na korytarz i po drodzę pospieszył Artemisa i Uriel by zaraz zeszli na dół. Sam wyszedł ku czekającemu Broxinowi.

- Jedi zaraz tu będą.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Uriel Khaan
Rycerz Jedi



Dołączył: 16 Lis 2005
Posty: 368
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Nar Shaddaa

 Post Wysłany: Nie 18:03, 05 Lis 2006    Temat postu:

Siedziała na łóżku, całkowicie spokojna, wyciszona… Jak jedi, jak nie ona. Zdawać by się nawet mogło, że od czasu do czasu przedmioty w pomieszczeniu unoszą się lekko, przesuwają się to w prawo, to w lewo, w górę i opadają delikatnie na dół. Uroki medytacji, głębokiej i wyciszającej, a także tak bardzo odgradzającej od rzeczywistości. Ciałem była na Dantooine, ale umysłem wszędzie poza tą planetą, odwiedzając we wspomnieniach po kolei najróżniejsze globy. Coruscant, świątynia jedi, dom jedyny w swoim rodzaju, pełen takich samych istot jak ona bez znaczenia na ich rasę i pochodzenia. Geonosis, miejsce śmierci jej mistrza, ojca i mentora. Widziała tą planetę tylko raz, jedynie z kosmosu jednak na podstawie holokronów była niemal w stanie idealnie odzwierciedlić w umyśle jej powierzchnię. Piaszczystą, duszną… Przypominającą gigantyczny rój dla równie wielkich owadów.

Wreszcie przed oczami jej wyobraźni wyrosły wysokie, masywne budynki utytłane w szarej sadzy i innych brudach. Zapach spalin, biedoty i nielegalnych interesów, tak. Jak dawno nie była w rodzinnych stronach, zbyt długo czasu minęło. Może i jedi nie powinni się przywiązywać, jednak ona… Ona tego nie pochwalała, pochodzenie to coś czym jesteś choć może Nar Shaddaa nie jest zbyt chwalebnym miejscem jednak… Zawsze jest to miejsce gdzie przyszedłeś na świat. Dokładnie odtworzyła drogę z lądowiska, przez sklep mechaniczny starego Burty (Ciekawe czy jeszcze żyje), mieszkania… Kantyna…

- Zaraz wychodzimy.

Głos barona wyrwał ją z rozmyślań, parę przedmiotów upadło z głuchym brzdękiem.
- Już idę.- powiedziała tylko, podnosząc jedynie jedną powiekę. Ostatnie sekundy, wyciszyła się w ekspresowym tempie, uspokoiła. Zakończyła medytację.

Wstała szybko z łóżka, sięgnęła po czarny płaszcz jedi, który wzięła ze sobą, chyba lepiej zaprezentować się nieco bardziej formalnie, a nie w kurtce. Zarzuciła go na plecy, przypięła klingę miecza do paska, w sumie to była gotowa. Zamknęła za sobą drzwi i zeszła spokojnie na dół.
- Przepraszam, że musieliście na mnie czekać.- powiedziała z lekkim uśmiechem, spojrzała na Vissana i nie mogła oprzeć się wrażeniu, że senatorowie raczej się tak nie ubierają, chyba po takim spotkaniu spodziewała się czegoś bardziej… Hm… Senatorskiego, strojnego, a nie skórzanej kurtki jednak może to i lepiej. Ludzie tutaj sami nie należą do bogaczy, nie chcieliby się jeszcze patrzeć na jakiegoś.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Artemis
Padawan



Dołączył: 29 Sty 2006
Posty: 104
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Couruscant

 Post Wysłany: Pon 22:17, 06 Lis 2006    Temat postu:

Artemis stał przed budynkiem, obserwując wschodzące słońce. Dzisiaj miał nastąpić dzień debat. Wszystko zależało od barona Vissana i jego zdolności dyplomatycznych. On odegra tutaj rolę niszową. Towarzyszyć baronowi; to miała być jego jedyna misja, jego zadanie. Nic ponadto.
Zamach na lotnisku przekonał go, że rola jaką musi odegrać nie jest do końca bez sensu. Konfederacja lubiła się atakami terrorystycznymi czy sabotażami. Promienie ogromnego słońca padały prosto w oczy rycerza, ten z kolei odwrócił głowę po czym powoli przeniósł się pod drzewo. Rozsiadł się wygodnie w cieniu, opierając głowę o silny masyw ogromnej rośliny. Błądząc dłonią po trawie zastanawiał się nad konsekwencjami dzisiejszej rozmowy. Jeżeli baronowi się powiedzie, wiele układów podąży za Dantooine. To z kolei będzie bardzo niekorzystne dla Separatystów...

W jednej z kieszeni jego płaszcza zatrzeszczał komunikator. Nie akceptował połączenia. Wiedział co musi zrobić. Siedział tak jeszcze kilkanaście sekund, leniwym wzrokiem ogarniając wzrokiem sielankowy krajobraz, po czym błyskawicznie powstał i ruszył przed siebie. Wszedł z powrotem do budynku, a stukot jego butów z dala zdradzał innym jego położenie.
Gdy znalazł się w pomieszczeniu wraz z innymi kiwnął tylko głową na znak gotowości. Teraz baron dostanie swoje zabawki i od niego zależy jak je wykorzysta.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Indigo Tokken
Szpieg



Dołączył: 27 Paź 2006
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Koszalin

 Post Wysłany: Wto 2:20, 07 Lis 2006    Temat postu:

Rozglądał się z lekkim znudzeniem po wnętrzu własnej kabiny statku zephona "Rain Dancer". W sumie to go intrygowało, czemu właściwie był tam potrzebny. Z tego co dobrze słyszał, była to typowa misja dyplomatyczna.

Dantooine... Ha, planetka rolnicza. Raczej nie był dyplomatycznym specjalistą. Owszem, znał się na handlu. W końcu był pośrednikiem w handlowaniu niewolnikami, a taka robota wymagała przynajmniej niezłego języka mówionego. Ale zdecydowanie jego specjalnością była walka wręcz i Vissan doskonale o tym wiedział. Może zrobiło się bardziej gorąco ? Któż to wie... Pewnie tak. Inaczej by go nie wzywał. Było z pewnością wielu lepszych kandydatów od niego na dyplomatów.

Ściągnął rękawy koszuli i spojrzał na swoje specjalne naramienniki. Niezłe cudeńko, musiał przyznać. Mogło odbijać wiele ataków, nawet miecza świetlnego. Na nogach miał nagolenniki, które mogły pełnić podobną funkcję. Wstał i z nudów zaczął robić pompki na podłodze. Co jak co, ale o formę fizyczną zawsze dbał. Tak został wychowany w klasztorze i akurat ten zwyczaj jak najbardziej popierał. Chociaż każdy kto się go pytał o pochodzenie, nie mógł się nadziwić, że ten osobnik był kiedyś wychowywany niemal w ascetycznym klasztorze.

Skórzane spodnie i kurtka koloru czarnego, wysokie obuwie wyglądające jak połączenie kozaków z traperami, zielona koszulka. Tak, ubiór mniej więcej odzwierciedlał jego charakter. Krnąbrny, gadatliwy, wyluzowany do granic możliwości. Do tego wystarczyło jeszcze dorzucić bródkę, nietypową fryzurę, przebite kolczykami brwi i wszystko niemal się wtedy zgadzało. Wiedział o tym, że kiedyś był zupełnie inny. Ale obecny imidż mu zdecydowanie odpowiadał.

Skończył wykonywać swoje ćwiczenia i ruszył do kabiny pilota. Kapitan Dingo Eret podniósł pytająco brew, nie spodziewając się go tutaj. Ale nic nie mówił. Indigo uśmiechnął w jego kierunku i rzekł:

- Jak tam podróż, kapitanie ?
- Całkiem dobrze. Powinniśmy być niedługo na miejscu.
- To spoko. W sumie to tyle. Odmeldowuje się.


Wyprostował się i zasalutował żartobliwie. Kiedyś za jego styl mocno go gananio, ale sporo osób już się do tego przyzwyczaiło. Po chwili wyszedł i wrócił do swojej kabiny. Usiadł po turecku na łóżku i zamknął oczy. Zaczął medytować. Trwało to kawałek czasu, gdyż gdy się ocknął usłyszał komunikat, że wchodzą w atmosferę planety. Wszystko przebiegło bez większych problemów i wystarczyło już tylko poczekać, aż wylądują.

No i oczywiście to się stało. W miarę szybko się wydostał na zewnątrz i zaczął rozglądać wokół. Musiał przyznać, że planeta była wyjątkowo malownicza. Teraz już się nie dziwił, że sporo osób starało się tutaj kupować ziemię i budować rezydencję. Miejsce niemal wprost idealnie do wypoczynku. Przyglądał się wschodzącemu słońcu. Tak... to miejsce było w pewnym sensie małym rajem. A tak przynajmniej wyglądało dla niego na pierwszy rzut oka.

Nie zastanawiając się już ani sekundy dłużej, ruszył przed siebie. Nagle się lekko zreflektował i poprawił kaburę z nożami do rzucania na nogawce swoich spodni oraz bowcaster przy swoim boku. Wszedł spokojnie do środka rezydencji i uśmiechnął się lekko. Cóż, miał szczęście. Wyglądało na to, że właśnie wychodzą. Wzrokiem zmierzył od stóp do głów kobietę (musiał przyznać, że wyglądała bombowo) i dziwnego mężczyznę w masce. To musieli być ci Jedi, o których mu mówiono. I był ciekaw, czy wykryli w nim kryjącą się moc. Zbliżył się do nich i rozglądnął się wokół. Lekko skłonił głową Artemisowi, musnął niemal szarmancko dłoń kobiecie ustami i pochwalił jej urodę (przy okazji dziwnym trafem spoglądał częściej w dół jej sylwetki niż oczy) oraz zasalutował baronowi. Salut miał lekko żartobliwy wydźwięk. Po chwili jednak spoważniał.

- Widzę, że chyba przybyłem idealnie na czas. Witam baronie Vissan, witam was wszystkich. Zwą mnie Indigo Tokken i jestem pracownikiem barona Vissana. Jakby co służę swoją skromną osobą w razie kłopotów. I raczej mam na myśli walkę niż dyplomację. Właściwie to gdzie się wybieramy ?

Zastanawiał się, czy złożyć wyrazy współczucia spowodowane śmiercią Are'ial, ale zrezygnował z tego zamiaru. Słyszał wiele plotek na temat tej pary i chyba to była jedyna kobieta, którą darzył jakimś uczuciem. Raczej to nie był facet, który traktował je poważnie, ale widać wyjątki się zdarzają. Nie pytał się o dotychczasowe wydarzenia. Jak będą chcieli, to mu powiedzą. Czekał już jedynie, kiedy wyruszą w podróż...


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Vissan
Baron // Komandor WFR



Dołączył: 18 Sty 2006
Posty: 1192
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Skąd: Rahab, miejsce o 100% stężeniu niekanoniczności (teraz już tylko 50%)

 Post Wysłany: Wto 17:49, 07 Lis 2006    Temat postu:

[Dobra, koniec błazenady, robie edita i Tothu, zanim następnym razem "zrobie coś zgodnie z założeniem" bądź łaskaw mnie uprzedzić]

[Jedna uwaga - kanonierka nie lata w atmosferze, Egret przywiózł Tokkena kurierem którym dajmy na to przyleciał]

Vissan zamierzający załadować się właśnie do skiffa, był w nienajlepszym humorze. Przespał może ze dwie godziny. O wiadomościach ze wczoraj nie chciał nawet myśleć, a ponaddto musiał w tym stanie brać udział w radzie wojennej.
~ Przesrany początek przesranego dnia - Pomyślał.

Do pojazdu zbliżali się już młodzi Jedi-dyplomaci a baron rzucił jeszcze spojrzenie na swojego Vampire'a zaparkowanego na przyległym placu, kiedy nad horyzontem coś mignęło, a po chwili dał się słyszeć huk szybko schodzącego statku. Tego dnia niewiele mogło barona zdzwiwić, toteż oczywistym wydawało się że niewielki statek kurierski, podobny temu którym z rana odleciał Rhade, wyląduje w chmurze pyłu właśnie przed rezydencją.
- Co znowu... - Westchnął baron i zdegustowanym spojrzeniem zauważył jak wymuskany lśniąco-czarny kadłub jego myśliwca pokrywa się warstwą uniesionego w powietrze brudu.

Z kuriera, jakby nikogo to miało nie dziwić, wybiegł nie kto inny jak sam pan Tokken, od pewnego czasu ktoś w rodzaju człowieka do zadań specjalnych, któremu baron, choć nie do końca ufał, powierzał pewne delikatne, czy jak kto woli samobójcze misje. Vissan właściwie nie wiedział czy go najpierw przywitać czy opieprzyć.

Na szczęście z jednostki wyszedł także nie kto inny jak sam białowłosy kapitan Egret... ~ A co on tu do cholery robi?

Vissan wstrzymał wszystkich stanowczym gestem uniesionej ręki i odezwał się do Arkanianina:
- Dingo, chętnie bym ci powiedział, ze miło cie widzieć, ale pozwól że spytam, dlaczego schodzisz z orbity i co tu robi Indigo?
- Jak to co, szefie? Sam mówiłeś że mam go osobiście odeskortować na powierzchnie, że potrzebujesz dodatkowej ochrony.
- Chuja mówiłem
- Ściszył głos baron. - Nieważne, zaraz się pewnie dowiem kto tu próbuje sobie ze mnie żartować. Wracaj czym prędzej na orbitę, ten kurier niech narazie zostanie przy Rain Dancerze. I następnym razem zapytaj się mnie, czy rzeczywiście kazałem ci coś robić.
- To co, szefie, kazałeś wracać na orbitę czy nie?
- Zakpił sobie Dingo.
Vissan roześmiał się tylko i wrócił do Tokkena.

Egret wzruszył ramionami i zajął się statkiem, tymczasem baron wrócił do stojących na trawniku-lądowisku ludzi, odczekał aż kurier wystartuje, po czym powoli i metodycznie otrzepał garderobę z kurzu. Dopiero wtedy odkaszlnął i powiedział do Tokkena:
- No, Indigo, co ty tu właściwie robisz? Sekundę - Przerwał, bo w kieszeni zawibrował mu uniwersalny komunikator. Jakby na zawołanie, na ekranie wyświetliła się przekazana automatycznie wiadomość.

Cytat:
Hej, Viss.
Dowiedziałam się że masz tam, na Dantooine jakieś kłopoty. Jak cię znam, to nie będziesz na mnie zły, że wysłałam ci tu tego faceta od zadań specjalnych. Wolałabym żebyś jednak wrócił w jednym kawałku. A przynajmniej nie stracił najważniejszego.

Kapitan Ken Marinaris.


Vissan uznał że miała racje - w kwestii tego, że nie mógł być na nią zły. Natomiast fakt, że dostaje kogoś do ochrony zawsze mu trochę uwłaczał. W każdym razie odsyłać Tokkena na Rahab - bez sensu.

- No tak. - Podjął znowu baron. - Nie chcemy się spóźnić, a więc wszystko wytłumaczę ci w drodze - Zwrócił się do Indigo. - W każdym razie, mam wrażenie że mimo wszystko mi się tu przydasz.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Indigo Tokken
Szpieg



Dołączył: 27 Paź 2006
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Koszalin

 Post Wysłany: Wto 23:52, 07 Lis 2006    Temat postu:

Cóż... szef chyba dzisiaj był w złym humorze. Tak przynajmniej się wydawało Indigo, widząc jego nastrój. Gdy już miał odpowiedzieć, dlaczego przybył na Dantooine, dostrzegł, iż Vissan wyciągnął swój komunikator. Komunikat był jasny i klarowny.

Cytat:
Hej, Viss.
Dowiedziałam się że masz tam, na Dantooine jakieś kłopoty. Jak cię znam, to nie będziesz na mnie zły, że wysłałam ci tu tego faceta od zadań specjalnych. Wolałabym żebyś jednak wrócił w jednym kawałku. A przynajmniej nie stracił najważniejszego.

Kapitan Ken Marinaris.


Nie mógł się powstrzymać przed kpiącym uśmieszkiem. Szczególnie po słowach "nie stracił najważniejszego". Heh, niewyżyta kobieta. Albo miała ciekawe poczucie humoru. Mu w każdym razie odpowiadało. Wykonał szybko gest i wykałaczka "wskoczyła" do jego ust. Żuł ją przez moment. Zawsze tak robił, gdy lekko się nudził albo oczekiwał jakiś konkretów. Spokojnie oczekiwał na słowa barona. I znów się uśmiechnął, gdy usłyszał o jego przydatności. Wyjął wykałaczkę z ust i schował do kieszeni. W końcu od tego był, czyż nie ?

- W końcu od tego jestem, szefie. No i jestem ciekaw, co tu się tak naprawdę kroi. Bo widzę, że zaczynają się dziać ciekawe rzeczy. A ostatnio zaczęło się robić u mnie nudno.

Cóż, założył ręce za głowę i spokojnie oczekiwał reakcji Jedi. Był ciekaw, co oni mają w zanadrzu do powiedzenia. A szczególnie kobieta. Tak, był zadowolony. Z nudnej misji dyplomatycznej robiło się coś więcej. I zdecydowanie mu to odpowiadało. Co jak co, ale uwielbiał czuć ten dreszczyk emocji...


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Uriel Khaan
Rycerz Jedi



Dołączył: 16 Lis 2005
Posty: 368
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Nar Shaddaa

 Post Wysłany: Śro 0:09, 08 Lis 2006    Temat postu:

~ Hmmm… Wygląda znajomo…~

Pomyślała wpatrując się w nowoprzybyłego. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że kiedyś już gdzieś widziała tą twarz, tylko gdzie, na Moc- gdzie? Stanęła za Vissanem ze skrzyżowanymi na piersiach dłońmi, nie wtrącała się do spraw barona, wyglądał na kogoś kogo komar ugryzł w siedzenie, poza tym był senatorem, a takich z natury drażnić jeszcze bardziej nie lubiła.

~ Indigo… Indigo… Kurcze, nie pamiętam. Wygląda znajomo tylko… Hmm…~

Irytowało ją to, irytowała ją jej własna poszarpana pamięć z dziurami wielkości asteroidy, ale przynajmniej jej pamięć nie ograniczała się do 3 sekund wstecz jak u ryby… Pozytywnie, trzeba myśleć pozytywnie.

- Baronie… Chyba powinniśmy wreszcie ruszyć… Nie powinniśmy się spóźniać, a Broxin już wcześniej był… Jakby to ująć… Mocno zdenerwowany naszym tempem.- powiedziała rysując z nudów czubkiem buta okręgi na piasku.- Panu… Indigo wytłumaczymy wszystko w drodze o ile będzie taka możliwość. Nie wiem tylko… Po co ktoś go… Znaczy pana tu przysłał, dwóch jedi to i tak dużo jak na taką misję, ale nie można mówić hop.- dodała szybko, nie chciała od razu na wstępie zniechęcać do siebie mężczyzny.

- Ah, przepraszam. Przedstawił mi się pan, a przez zamieszanie sama zapomniałam się przedstawić.- powiedziała nagle, kiedy mieli już odjeżdżać.- Uriel Khaan, mam nadzieję, że nie będzie problemów przy współpracy.- uśmiechnęła się lekko, odgarniając włosy z czoła. Problemy… Miala nadzieje, że Indigo nie jest jednym z tych co to wygłaszają anty-jedi poglądy, na które to ostatnio jest moda.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Uriel Khaan dnia Śro 0:10, 08 Lis 2006, w całości zmieniany 1 raz
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Vissan
Baron // Komandor WFR



Dołączył: 18 Sty 2006
Posty: 1192
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Skąd: Rahab, miejsce o 100% stężeniu niekanoniczności (teraz już tylko 50%)

 Post Wysłany: Śro 0:09, 08 Lis 2006    Temat postu:

Vissana za bardzo nie ruszyło że pracownik zagląda mu przez ramie - właściwie nic go obecnie nie ruszało - może oprócz faktu, że wiadomośc od Ken uświadomiła barona, iż od kilku miesięcy sypiał samotnie - przez szacunek dla Are'ial. Vissan miał jednak tę umiejętność, że odstawiał niewłaściwe na tę chwilę myśli na bok.

- Kapitanie Broxin, podobno nam się spieszy, proponuję ruszyć - Rzucił do szefa ochrony.

- Ok, nie każmy im czekać - Powiedział do ogółu i zajął miejsce w pojeździe. Zaczekał aż Indigo zajmie miejsce.

- No dobrze. Sprawa jest taka - jesteśmy tu na TAJNEJ (to słowo baron zaakcentował mrugnięciem jednego oka a następnie uniesieniem jednej brwi) misji. Dyplomacja jednym słowem. Po krótce - cała sprawa nie spodobała się konfederacji - jak zawsze, nie pytam cie o preferencje polityczne, w każdym razie raz już próbowali podłożyć nam chodzącą bombę. Właściwie to nawet nie wiemy czy to oni, ale twoi dawni znajomi nie wiedzą nawet że tu jestem, więc któżby inny niż CIS miał na nas dybać. Aktualnie jedziemy się rozmówić z jakimiś władzami. A skoro już tu jesteś - kto wie, może spotkają nas jeszcze jakieś atrakcje. Jakbyś miał jakieś pytania - pytaj. Jeśli nie - to na razie

Baron wykorzystał okazję do drzemki.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Indigo Tokken
Szpieg



Dołączył: 27 Paź 2006
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Koszalin

 Post Wysłany: Śro 1:13, 08 Lis 2006    Temat postu:

Uriel Khaan

Uriel Khaan

Uriel Khaan


Skądś kojarzył to imię. Przez chwilę się zastanawiał, drapiąc się po brodzie. Napewno ją skądś pamiętał. Twarz też była w miarę znajoma. Te rysy...

Z zamyślenia obudził go szef, który kazał im wsiadać do pojazdu. Indigo wzruszył jedynie ramionami i wykonał polecenie. Gdy już się rozsiadł, zamienił się w słuch. Wyglądało na to, że Vissan miał zamiar się odezwać. I faktycznie, tak się stało.

Kiwał jedynie głową i jego wzrok stanął w jednym punkcie, jakby się nad czymś zastanawiał. Uśmiechnął się, gdy usłyszał słowo, które zdecydowanie łechtało jego ego - "atrakcje". Tak, a jednak może być ciekawie. Spokojnie przetrawił jego słowa. Miał lekkie obawy do tego, czy to nie byli Huttowie, ale argumenty szefa trafiły do niego. Czyli CIS. Chyba, że ktoś im nieznany, ale wątpił w to. Vissan miał niezłe przeczucie i niezłe źródła informacji, więc ufał jego osądowi. Stwierdził jedynie, że nie ma do niego żadnych pytań. Po chwili szef zasnął. W sumie trzeba było wykorzystać ten czas podróży. Na co ? A właśnie. Uriel... Spojrzał jeszcze raz na dwójkę Jedi spokojnym wzrokiem i odwrócił się od nich, by zamknąć oczy. Musiał otworzyć umysł. Przypomnieć sobie stare lata. Obawiał się tych wspomnień, ale musiał to zrobić, by rozwiązać tą zagwozdkę związaną z kobietą Jedi. Wszedł w stan medytacyjny. Wspomnienia powoli wracały...

* * * * * *

Sceny z przeszłości przewijały się jak w kalejdoskopie. Klasztor, treningi u mistrza Chacty, praca u Huttów, śmierć Chacty...

Czuł, że tutaj musiał tkwić ta tajemnica, która go frapiła. Uriel... Jego umysł przechodził ciężką próbę. To były dla niego najgorsze wspomnienia. Ale musiał przez to przejść. By przypomnieć sobie, skąd ją kojarzył...

- Widzę, że jesteś lepszy niż kiedyś, Vroot. Poprawiłeś się w walce na miecze. Gratuluje. Ale i tak zginiesz.
- Pewność cię zgubi, Chacta. Czego chcesz od chłopaka ?
- Ja ? Po prostu chcę, by kiedyś ten chłopak był moim następcą. Ale przy okazji powinien mieć swój styl. Pewnie zauważyłeś, że dobrze walczy za pomocą nóg i rąk. I ma pewnością ciekawą właściwość…
- Tak, wiem. Jednak chłopak nie powinien tak skończyć.
- Dobrze go wychowywałem. Nie ufa Jedi, nienawidzi ich. A przynajmniej im nie ufa. Byłby… specjalistą od ich zabijania. Jakby jeszcze potrenował, mógłby nawet blokować ich moce ! Ma potencjał ogromny. Szkoda, by się zmarnował. Tym bardziej, że jest dla mnie jak syn.
- A jednak to prawda. Ciemna strona zupełnie cię pochłonęła. Zwariowałeś Chacta.
- Nie, nie zwariowałem i dobrze o tym wiesz. Musiałeś dostrzeć w nim potencjał, którego by się nie powstydził żaden Jedi.
- Ale on nie ma aż takiej…
- Mocy ? Ale będzie ją miał.


Potem pojawiła się scena walki na miecze, jego desperacka próba powstrzymania ich, mała dziewczynka o imieniu... Uriel ! Tak, ona się tak zwała. Ta mała smarkula Uriel... I ostatnie chwile życie mistrza Chacty. Cierpiał, ale nie poddawał się. Potem jego słowa do mistrza Vroota.

- Wiem co zrobię. Wyniosę się z tej planety i poszukam szczęścia gdzie indziej. Może i walczyłeś w słusznej sprawie, ale będę cię nienawidził do końca swoich dni. Zarazem ci przyznaję rację, jak i nie mogę na ciebie patrzeć. Dziwne, prawda ? Ale tak się czuje. Żegnam… Mój statek jeszcze stoi nienaruszony. Poradzę sobie.

Teraz wszystko było już jasne. Był już zmęczony przykrymi wspomnieniami...

* * * * * *

Otworzył momentalnie oczy. Czuł jak pot spływa po jego czole, a pulsujący ból w głowie był nie do opisania. Jakby miał ostry atak migreny. Obrócił momentalnie głowę w kierunku pary Jedi. Vissan jeszcze spał. Nie miał pojęcia ile czasu minęło. Ale teraz wszystko pamiętał. To była ona. Uriel Khaan, padawanka mistrza Vroota. Nie mógł w to uwierzyć. Zemsta była bliżej niż kiedykolwiek. Na wyciągnięcie ręki. Tylko musiał się dowiedzieć, co się stało z Vrootem. I musiał się tego dowiedzieć. Choćby miał tą informację wyciągnąć siłą. Ale wziął kilka głębszych wdechów. Spokój, samokontrola, zasady... Nie mógł się dać ponieść emocjom. Jego spojrzenie zatrzymało się dłużej na kobiecie. Patrzył w jej oczy. Zwęził je lekko, uśmiechając się przebiegle. Cóż... nadszedł czas, by wyłożyć karty na stół.

- Uriel Khaan... pamiętam cię. Byłaś jeszcze wtedy małą dziewczynką, na oko 9 lub 10 lat. Zresztą niesamowicie nieznośną. - Uśmiechnął się lekko i kontynuował. - Twoim mistrzem wtedy jak pamiętam był Vroot. On zabił mistrza Chactę. Gdzie obecnie przebywa ?

Z zewnątrz zachowywał spokój. Ale wewnątrz niego aż kipiał z emocji. Chęc zemsty, nienawiść, nadzieja. Nadzieja na to, że nareszcie będzie mógł pomścić śmierć Chacty. Tak, był tak blisko... Musiała mu powiedzieć, musiała ! Spokojnie oczekiwał odpowiedzi. I miał nadzieję, że będzie w miarę konkretna...


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Uriel Khaan
Rycerz Jedi



Dołączył: 16 Lis 2005
Posty: 368
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Nar Shaddaa

 Post Wysłany: Śro 20:38, 08 Lis 2006    Temat postu:

Siedziała spokojnie, ściskając w dłoni kamyk dany jej przez Zaffirę, wpatrywała się w niego jakby chciała zobaczyć co najmniej przyszłość jednak jedyne co w nim mogła dostrzec to jej własne, marne odbicie oraz jakieś wyimaginowane przez jej wyobraźnie obrazy z przeszłości. Od czasu do czasu rzucała okiem na krajobraz, typowo farmerski, sielski i spokojny, a przynajmniej z pozoru. Gdzieniegdzie pasły się jakieś zwierzęta, ich pastuchowie przyglądali się pojazdowi z uwagą jednak po chwili wracali do swoich zajęć. Jednym słowem, nuda i spokój, i wolała, aby tak pozostało.

Westchnęła cicho i wyciągnęła nogi oraz dłonie przed siebie, ciche strzyknięcie poniosło się głuchym echem. Schowała kamyk do kieszeni spodni i spojrzała na Artemisas, siedział z zamkniętymi oczyma, kompletnie oderwany od rzeczywistości, ćwiczył teraz zapewne walkę na miecze z Dooku w swoim umyśle. W sumie kiedyś zastanawiała się jaki on jest, poza faktem iż przywódcą konfederacji. Jakim jest człowiekiem poza tymi wszystkimi morderstwami. Myśliciel i filozof, ale skoro tak to co takiego przekonało go do Ciemnej ścieżki? W tej Galaktyce muszą istnieć siły zdolne do złamania nawet najtwardszego umysłu czyniąc z niego bezwładną marionetkę…

- Uriel Khaan... pamiętam cię. Byłaś jeszcze wtedy małą dziewczynką, na oko 9 lub 10 lat. Zresztą niesamowicie nieznośną. Twoim mistrzem wtedy jak pamiętam był Vroot. On zabił mistrza Chactę. Gdzie obecnie przebywa ?

Uniosła lekko jedna brew do góry na wzmiankę o byciu kiedykolwiek nieznośnym, hm… Nikt nigdy się na nią nie skarżył, ale cóż. Teraz przynajmniej skojarzyła skąd zna tą twarz, hmm… Trochę się zmienił, ale dokładnie go pamiętała, jak zresztą wszystko z czasów kiedy była uczennicą Vroota.

- On nie żyje.- powiedziała krótko.- Zginął na Geonosis.- dodała tylko, śmierć bliskiej osoby do tej pory niosła ze sobą smutek kiedy o nim wspominała.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Indigo Tokken
Szpieg



Dołączył: 27 Paź 2006
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Koszalin

 Post Wysłany: Pią 22:02, 10 Lis 2006    Temat postu:

- On nie żyje.

Przełknął ślinę. Rozumiał znaczenie tych słów, ale nie mógł wydobyć z siebie słowa. Zatkało go.

- Zginął na Geonosis.

To było dla niego za wiele. Tyle lat zachrzaniał tylko po to, by... dowiedzieć się, że jest trupem ?! To było nieuczciwe dla niego. Oczekiwał konkretnej odpowiedzi, ale nie takiej. Zdecydowanie nie takiej. Cała zemsta, tak naprawdę jedyny w jego życiu cel... po prostu przepadł jak kamień w wodę. Cała frustracja, cała nienawiść, całe... rozgoryczenie narastało w nim. Moc... wokół niego falowała silną złością. Nigdy nie czuł się tak. To było na swój sposób... przyjemne. Ale nie, nie mógł się dać temu. Ale się poddał. Miał dość.

- Kurwa !!

Znów poczuł ten rozsadzający głowę ból, jak po medytacji. Nie mógł w to uwierzyć... Chciał by było inaczej. Ciężko sapał i zamknął oczy. Spokój, zachowaj spokój... Tak jak uczono go w klasztorze. Udało się. Poczuł się znacznie lepiej, ale był rozgoryczony. Gdyby nie to, że w środku byli pasażerowie, to chętnie by wszystko rozwalił wokół w pień. Nigdy nie czuł takiej... furii. Ale udało mu się w miarę opanować. A przynajmniej na tyle, by móc rozmawiać. Przemówił spokojnym w miarę tonem:

- Wiesz... zawsze pragnąłem, by się z nim zmierzyć. By się zemścić na nim za śmierć Chacty. Trenowałem i żyłem w ciągłym napięciu tyle lat, by dowiedzieć się, że... wącha kwiaty od spodu. Nie, to zdecydowanie nie jest po mojej myśli. Cholera... Trzeba żyć dalej. Nie wiem czy mnie rozumiesz, ale było to dla mnie sprawa ważniejsza niż całe moje życie. Nazywaj to obsesją - nic mnie to nie obchodzi. Ale teraz mogę jedynie ponarzekać. Fuck !

Odwrócił się i spojrzał na swoje rękawice. Tak... za pomocą tych dłoni sporo dokonał. Ale najważniejszy cel umknął bezpowrotnie. Uśmiechnął się lekko. Był wściekły, bardzo wściekły. Oby coś się wydarzyło ciekawego. Biada ich wrogom. Wolałby się nie znaleźć w ich skórze, gdy ich dopadnie...


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Vissan
Baron // Komandor WFR



Dołączył: 18 Sty 2006
Posty: 1192
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Skąd: Rahab, miejsce o 100% stężeniu niekanoniczności (teraz już tylko 50%)

 Post Wysłany: Sob 0:27, 11 Lis 2006    Temat postu:

...RWA!

Vissan gwałtownie otworzył oczy, po czym nagle wyprostował się, gdy do kurczących się źrenic mimo odruchu obronnego dotarły promienie słońca, które coraz wyżej pięło się nad horyzont. Przetarł oczy, które mimo kilku minut drzemki zdążyły się już do snu przyzwyczaić i nieprzyjemnie zapiec.

Chwilę trwało nim baron powrócił do sprawności umysłowej.
- Jakkolwiek omyłkowo byś tu nie był, nadal dla mnie pracujesz, panie Tokken. Wyrażaj się przy damach. - Powiedział do Indigo. Ten, jak mniemał, konwersował z Uriel, którą wydawał się dobrze znać.

Vissan spojrzał na Artemisa - nie dziwnym byłoby, gdyby ten też doskonale znał jego "specjalnego człowieka" czy naddto wiedział, że Kanclerz jest zboczeńcem preferującym erotyczne wykorzystywanie Gungan.
~To by tłumaczyło, dlaczego ten senator z Naboo tak go popiera.
Baron porzucił te ironiczne i lekko kretyńskie rozważania i nie wiedząc za bardzo ile drogi upłynęło mu na drzemce, zapytał Broxina:
- Długo jeszcze polecimy?


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Uriel Khaan
Rycerz Jedi



Dołączył: 16 Lis 2005
Posty: 368
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Nar Shaddaa

 Post Wysłany: Sob 12:17, 11 Lis 2006    Temat postu:

Zamrugała. Takiego wybuchu spodziewała się najmniej, podobno czas leczy rany… nie mogła zrozumieć nienawiści i frustracji, która aż z niego kipiała, bolało ją to, kaleczyło. Czuła jego złość i ona także do niej przemawiała. To nie było uczucie z którym chciałaby mieć do czynienia jeszcze kiedyś, z którego miałaby czerpać siłę. Nie, to nie było uczucie dla kogoś takiego jak ona.

- Zemsta nie jest najlepszym motorem do działania.- powiedziała kładąc dłoń na ramieniu mężczyzny.- Jeżeli jednak trenowałeś zawzięcie, żeby zrównać się z nim umiejętnościami wówczas… Trening się opłacił, to na pewno. Vroot byłby dumny stając z tobą do walki.-

~ Szkoda tylko, że nawet po najcięższym treningu nigdy byś mu nie dorównał. Nikt nie potrafił prócz mistrza Yody.~

Dodała w myślach. Sama mogła być dumna z tego kto był jej nauczycielem, że w ciągu prawie ośmiuset lat była jednym z dwóch padawanów, których jej mistrz nauczał. Spojrzała na barona Vissana i uśmiechnęła się lekko.

- Nic nie szkodzi… Wyraził swoją złość i chyba na tym poprzestanie. Przynajmniej na razie.- odpowiedziała tylko. Poprawiła czarny płaszcz owijając się nim lekko. Czekała na odpowiedź ze strony kapitana, jej samej także dłużyła się już podróż.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Forum Rise of the Empire RPG Strona Główna » Archiwum Republiki » Dantooine - rozdanie drugie
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
Strona 6 z 8

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach




Solaris phpBB theme/template by Jakob Persson
Copyright © Jakob Persson 2003

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group