FAQ Zaloguj
Szukaj Profil
Użytkownicy Grupy
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Rejestracja
Dantooine - rozdanie drugie
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Forum Rise of the Empire RPG Strona Główna » Archiwum Republiki » Dantooine - rozdanie drugie
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Indigo Tokken
Szpieg



Dołączył: 27 Paź 2006
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Koszalin

 Post Wysłany: Pon 20:03, 27 Lis 2006    Temat postu:

Już wydawało mu się, że uda mu się ich nakłonić. W końcu miał już dosyć ukrywania się i bezsensownego uciekania. Ile można uciekać ? To nie miało większego sensu. W końcu i tak będą musieli stanąć do walki. Jednak rozkaz to był rozkaz...

- Tokken, do kurwy nędzy, wracaj tu! WSZYSCY KRYĆ SIĘ!

Z oporem, jednak posłuchał i schował się mniej więcej obok Vissana. Był poirytowany, ale jakoś to zdusił w sobie, by to wszystkim okazać. W końcu westchnął lekko i czekał na dalszy ciąg wydarzeń.

- Wybacz szefie. Poniosło mnie. Ale fakt faktem nie możemy się wiecznie ukrywać. W końcu nas dopadną. A ta równina jest średnim miejscem do bycia kryjówką.

Wypowiedział to, gdy Vissan skończył nadawać swój komunikat. Wyglądało to źle, ale w końcu jeszcze żyją. I mogą stawiać opór. O ile nie trafi ich kolejny pocisk. Bo perspektywa oberwania nim średnio mu się podobała. Wzruszył jedynie ramionami i mocniej ścisnął bowcaster w swoich dłoniach.

- Cóż... jak ktoś ma dobry pomysł, to niech się nim podzieli. I lepiej dla nas by to wsparcie przybyło...


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Uriel Khaan
Rycerz Jedi



Dołączył: 16 Lis 2005
Posty: 368
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Nar Shaddaa

 Post Wysłany: Sob 18:35, 02 Gru 2006    Temat postu:

-Wybacz szefie. Poniosło mnie. Ale fakt faktem nie możemy się wiecznie ukrywać. W końcu nas dopadną. A ta równina jest średnim miejscem do bycia kryjówką.

- Jednak jest lepsza niż nic.- powiedziała odrywając się myślami od nadlatującego obiektu. Jej dłoń zacisnęła się na nie aktywowanym mieczu, byli w podłej sytuacji, tego nie dało się ukryć. Przyległa do kamienia zaraz obok barona, wykorzystując fakt, że stała najbliżej niego chciała się odezwać, ale wpierw musiała zasłonić dłonią twarz, aby cały pył i kurz, który latał wokół nich nie wpadł jej do ust.- On ma rację, nadlatuje coś większego…Ale jeżeli uda nam się przeżyć najbliższe 3 minuty może uda nam się uciec stąd pod osłoną kurzu. Być może fala eksplozji zakłuci na parę chwil ich czujniki, ale to chyba byłoby zbyt wielkie… błogosławieństwo na naszą korzyść.- powiedziała odkasłując. Przeklęty piach, włazi wszędzie. Dosłownie.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Vissan
Baron // Komandor WFR



Dołączył: 18 Sty 2006
Posty: 1192
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Skąd: Rahab, miejsce o 100% stężeniu niekanoniczności (teraz już tylko 50%)

 Post Wysłany: Sob 21:22, 02 Gru 2006    Temat postu:

Vissan spojrzał na padawankę obok niego. Dziewczyna miała rację - okazało się, że mimo wszystko Jedi potrafią logicznie myśleć w kryzysowych sytuacjach. Co więcej, wymyśliła coś znacznie lepszego niż straceńczy bieg na wroga i bohaterską śmierć.

Zdecydowanie musieli postąpić według jej planu - w sytuacji, gdy nieznana była liczba napastników, a narastający odgłos zwiastował posiłki, tylko ucieczka wchodziła w rachubę.

- Uriel ma rację. - Krzyknął. - Przygotować się, na mój znak wynosimy się stąd.

Czekając na kolejny wybuch baron miał nadzieję, że kapitan Egret z Rain Dancera zdążył już coś wymyślić.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Toth
Game Master



Dołączył: 26 Paź 2005
Posty: 392
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Orto

 Post Wysłany: Nie 23:34, 10 Gru 2006    Temat postu:

Zgiełk starcia, chmura pyłu w powietrzu z całą pewnością działała negatywnie na wszystkie zmysły normalnego, przeciętnego mieszkańca Galaktyki. Ale czy Jedi musieli polegać na wzroku czy słuchu? Wydawałoby się, że sama relacja z Mocą umożliwiała im widzenie otaczającego im świata bez używania oczu, słyszenia jego odgłosów bez uszu, czucia jego zapachów bez nosa.. tak, każdy kto kiedyś obcował z użytkownikiem Mocy był o tym przekonany. Jednak tym razem, w sytuacji bezpośrednio zagrażającej życiu, młoda padawanka, rycerz oraz współpracownik Barona Vissana zupełnie zignorowali kolejny nadlatujący granat. Nawet najgłupszy Jawas wie, że zbliżający się ładunek wybuchowy, nie zwiastuje niczego poza kłopotami i rychłym okaleczeniem...

Nie inaczej było i tym razem. Kulisty przedmiot upadł bliżej dyplomaty niż poprzednio. Eksplozja, która nastąpiła parę sekund później, nie rzuciła wszystkich na ziemię, ale odrzuciła o parę metrów. Jeden ze strażników uderzył z impetem w skałę a głośny chrupot i dziwnie przekrzywiona głowa oznaczała, że biedak nigdy już nie wstanie. Artemis miał nieco więcej szczęścia, spotkanie z głazem zakończyło się jedynie lekkim poranieniem i utratą przytomności. Senator, jego pracownik oraz młoda padawanka skończyli z pomniejszymi obrażeniami i lekkim mrokiem przed oczami. Z republikańskiej straży pozostał jedynie Broxin, jeden żołnierz oraz pilot pierwszego skiffa, który został strącony...

Tymczasem huk przybierał na sile. To nie jednak niepokojące odgłosy stanowiły zagrożenie. Ściana kurzu ustąpiła miejsca zawirowaniom powietrza, z beżowej poświaty, wyłoniły się dwa STAPy. Oddały na ślepo pierwszą salwę, szczęśliwie, nie trafiając żadnego ze swych celów. Minęły swe ofiary znikając w chmurze pyłu. Nie należało się jednak obawiać, że droidy odeszły bez pożegnania... z pewnością zawrócą aby przekazać Vissanowi ostatnią wiadomość...

Nic nie wskazywało na to, aby nawiązanie kontatku z zawieszonym w przestrzeni pojazdem dyplomaty miało w najbliższym czasie przynieść jakiekolwiek efekty. Sam statek nie mógł przecież wylądować na powierzchni planety, a ewentualna wezwana pomoc z całą pewnością nie dotarłaby na czas. Republikanie mogli liczyć tylko na siebie... przynajmniej na razie.

W międzyczasie, na wpół przytomny Indigo zobaczył jednak coś jeszcze, coś czego nikt inny widzieć nie mógł. Pilot pojazdu, którym udali się na zebranie rady gmin, wyciągnął blaster z kabury. Jak się jednak okazało, bynajmniej nie do obrony przed unoszącymi się nad ziemią napastnikami. Człowiek z trudem mierzył w kierunku leżącego parę metrów dalej władcy Rahabu. Czy oczy mogły mylić Tokkena, czy też naprawdę działo się coś niedobrego?


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Vissan
Baron // Komandor WFR



Dołączył: 18 Sty 2006
Posty: 1192
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Skąd: Rahab, miejsce o 100% stężeniu niekanoniczności (teraz już tylko 50%)

 Post Wysłany: Pon 23:06, 11 Gru 2006    Temat postu:

- Ja pier.... - Syknął baron podnosząc się z łopatek. Wybuch rzucił go na plecy, a zderzenie z ziemią mocno odczuł w klatce piersiowej. Vissan na szczęście szybko złapał oddech i obracając się zdołał wstać do przykucnięcia. Potrząsnął głową by odzyskać jasność zamroczonego spojrzenia i odetchnął.

W zacisniętej pięści wciąż trzymał blaster - jakimś cudem nie zgubił go w trakcie wybuchu.
~ Dobrze, że nie wypalił, w końcu jest odpezpieczony - Pomyślał.

Baron nie zdąrzył się jeszcze rozejrzeć, kiedy Indigo na wprost od niego spojrzał na coś, po czym krzyknął do Vissana, wskazując ręką kierunek w który spoglądał:
- Uważaj, szefie!

Tokken nie miał czasu złożyć się do strzału z bowcastera, dlatego Vissan podnosząc się z kolan szybko uniósł swój pistolet. Zobaczył jednak że jego pracownik kieruje rękę w stronę jednego z ludzi Broxina. Człowiek ten, półleżąc, wyciągnął drżącą ręką blaster i najwraźniej usiłował wycelować w barona. Vissan zmarszczył brwi, zobaczył jeszcze że Indigo wykonuje coś jakby pchnięcie otwartą ręką po czym nie zastanawiając się co takiego jego pracownik robi przymierzył i przycisnął spust. Baron był raczej kiepskim strzelcem, jednak z tej odległości nawet dziecko mogłoby trafić. Dla pewności wypalił jeszcze trzy razy.

[skonsultowane z Tokkenem]


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Indigo Tokken
Szpieg



Dołączył: 27 Paź 2006
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Koszalin

 Post Wysłany: Wto 14:56, 12 Gru 2006    Temat postu:

Chaos... To był jeden wielki chaos...

Jeśli ktoś miał wątpliwości, że starcie rozgorzało na dobre, to miał w tym momencie aż za dobry dowód na tezę przeciwną. Poczuł, że kolejny pocisk się zbliża. Bliżej niż poprzednie. To mogło się skończyć źle. I niemal tak było...

Poczuł jak leci w powietrzu. Siła wybuchu była imponująca, poczuł to aż nadto. Szybko rozejrzał się wokół. Poczuł ból, ale musiał go zignorować. Artemis był nieprzytomny, a kolejny pracownika Broxina mógł być spisany na straty. Zaniepokojenie walczyło u niego z ekscytacją. Chciał bitew, to teraz je ma w nadmiarze ! Chociaż... chyba wolałby to rozgrywać na przyjemniejszym terenie. Jednak nie miał żadnego wyboru.

Wyglądało to źle i dobrze o tym wiedział. Tym bardziej, że wsparcie nie może przebyć tak szybko. Musieli walczyć sami o przeżycie. Musieli dać radę, musieli ! Potrząsnął głową i zastanawiał się, czy to, co zobaczył jest jawą czy snem. Właśnie jeden z ich ludzi celuje do... barona Vissana ! Poczuł dziwny przypływ gniewu. Mimo otępiałego umysłu szybko wkroczył do działania. Szybko zasłonił barona i krzyknął:

- Uważaj, szefie !

Nie mógł ryzykować. Szybko starał się użyć mocy, by rozbroić napastnika. W końcu bez blastera musiał być bezradny. Nadal nie mógł uwierzyć w to, że mogli ich zdradzić. To pewnie oni wprowadzili ich prosto w pułapkę. Gdy już chciał wykonać coś bardziej brutalnego, to instynktownie obrócił głowę i ujrzał jak Vissan wystrzeliwuje w kierunku zdrajcy. Uśmiechnął się lekko pod nosem do szefa, ale mieli kolejne problemy na głowie. I to z pewnością bardziej kłopotliwe...


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Uriel Khaan
Rycerz Jedi



Dołączył: 16 Lis 2005
Posty: 368
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Nar Shaddaa

 Post Wysłany: Wto 18:56, 12 Gru 2006    Temat postu:

Usłyszała jak coś uderza w ziemie tuz obok niej, drobny, niepozorny przedmiot… Niepozorny? Cholera, przez cały zgiełk zapomniała, że jedi nie widzi tylko oczami i nie słucha tylko uszami! Jej ciało wpadło z impetem na twardą skałę odrzucone siłą wybuchu, poczuła jak ciepła krew spływa jej z rozciętej rany na policzku. Kątem oka dostrzegła jak Artemis także zalicza bliskie spotkanie z granitem, jednak dużo groźniejsze.

- Artemis! Kur…!- w ostatniej chwili odsunęła się od ściany po której zaczęły turlać się pokaźnej wielkości kamienie. Zasłoniła twarz poszarpanym płaszczem, aby nic więcej nie wpadło jej do ust bo smak piasku dzisiejszego dnia poznała aż nadto. Wszystko dookoła dało się sklasyfikować jako jedną rzecz- chaos, jeden wielki i nieprzenikniony, powoli przytłaczał ją swoją gęstością, musiała jak najszybciej się z niego wydostać bo inaczej…

- Uważaj szefie!

Spojrzała szybko w stronę Tokkena oraz barona, a następnie tam gdzie błyskawicznie wycelował Vissan. To chyba nawet nie była sekunda, coś mniejszego, niczym mgnienie oka w czasie którego poczuła niesamowitą złość na tego człowieka. Jak można…? Nie zastanawiała się długo, wyciągnęła dłoń i pozwoliła aby silny podmuch Mocy przeniknął przez jej ciało od stóp po czubek palców wyciągniętej reki i popłynął, a raczej uderzyła w zdrajcę, bo inaczej już nie mogła go nazwać. Chyba nawet nie myślała nad tym co mogła zrobić, najważniejsze, aby po prostu nie strzelił, nie ważne co Moc z nim zrobi, rozsadzi głowę, czy pchnie z ogromnym impetem na speeder powodując momentalne pęknięcie kręgosłupa na pół. Nie ważne, należy mu się.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Toth
Game Master



Dołączył: 26 Paź 2005
Posty: 392
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Orto

 Post Wysłany: Sob 22:54, 16 Gru 2006    Temat postu:

Człowiek celujący w barona najwyraźniej chciał wykorzystać moment największej bitewnej zawieruchy. Ochrona dyplomatyczna właściwie przestała istnieć, kapitan Broxin leżał gdzieś na ziemi, nie będąc aktualnie w stanie dowodzić misją. W zasadzie, nawet przy sprzyjających okolicznościach i pełnej trzeźwości umysłu nie mógłby niczego zrobić. A to wszystko z prostej przyczyny - został mu już tylko jeden podwładny...

Szybka reakcja Indigo, który spostrzegł mierzącego w Vissana pilota, prawdopodobnie uratowała życie władcy Rahabu. O ile sam Tokken nie mógł sam bezpośrednio zaszkodzić napastnikowi, to skierowany przez niego impuls Mocy miał już jakąś szansę. Większym efektem mogły zakończyć się próby młodej, ale silnej, padawanki. Ukryty gniew i frustracja narastały w niej od momentu, w którym, droidy zaatakowały ich środek transportu. Jednakże dopiero w chwili kiedy życie dyplomaty, z którym połączyła ją tajemnicza więź, zostało zagrożone nagle pojawiła się nienawiść. Nasilenie negatywnych emocji znalazło ujście a zdrajca wydał się dla nich najodpowiedniejszym celem, który możnaby najlepiej utożsamić z siłami jakie chciały ich zniszczyć. Zgromadzoną energię przerzuciła na niespodziewającego się takiej zagrywki człowieka.

Trudno opisać to co wydarzyło się sekundy później. Furia kobiety przerodziła się w falę uderzeniową. Strumień powietrza podniósł tumany kurzu, ale także odłamki skalne, kawałki wraku, słowem, wszystko co leżało na ziemi. Pył na nowo zmniejszył pole widoczności niemalże do zera. Mimo to użytkownicy Mocy wyczuli, że osoba celująca parę chwil wcześniej w Vissana, już nie żyła, ba, nie była nawet w jednym kawałku. Osobnik, a w zasadzie to co z niego zostało, było wbite w ścianę wąwozu...

Mimo, że zdrajca nie zagrażał już baronowi, to Uriel nie mogła mówić o zwycięstwie. Skomasowane emocje zbliżyły ją niebezpiecznie do Ciemnej Strony, przez moment padawanka była jej sługą. Teraz mogła nad tym zapanować – po wyzwoleniu energii całkowicie opadła z sił, ale nadal sprawowała kontrolę nad swoją osobą. Jak jednak malowała się przyszłość?

Jedi tak czy inaczej nie jednak miała czasu na rozważania. Wszyscy skupili swą uwagę na zdrajcy we własnych szeregach, całkowicie zapominając o droidach. STAP pojawił się nagle oddając strzały w kierunku młodej Khaan. Laserowe wiązki wypaliły dziury dookoła kobiety, jedna natomiast musnęła ją w ramię. Wyczerpana padawanka osunęłaby się, jednakże powietrze zwaliło ją z nóg. Sytuacja Uriel była bardzo nieciekawa. Z kolei druga maszyna pozbawiła życia ostatniego człowieka Broxina, nim zniknęła w ściane kurzu...

Nie było czasu żeby myśleć o obecnej sytuacji, nie mówiąc już o odległej przyszłości, która przecież mogła nigdy nie nadejść..


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Vissan
Baron // Komandor WFR



Dołączył: 18 Sty 2006
Posty: 1192
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Skąd: Rahab, miejsce o 100% stężeniu niekanoniczności (teraz już tylko 50%)

 Post Wysłany: Sob 23:13, 16 Gru 2006    Temat postu:

Vissan, nie będący przecież Jedi, lecz jak pokazały ostatnie dni wykazujący pewną wrażliwość na moc, w momencie kiedy wystrzelił poczuł coś niecodziennego. Mniej niż sekundę później stało się coś, co na pewno nie było efektem wystrzału z jego blastera. Baron spojrzał na pistolet - a następnie rozejrzał się szybko i natrafił wzrokiem na Uriel. Vissan uniósł brwi w zaskoczeniu:
~ Czy padawanka powinna być do tego zdolna?

Nie było czasu się zastanawiać. Przyszedł czas na ocenę sytuacji. Senator z Rahabu zdążył tylko stwierdzić fakt wyeliminowania praktycznie całej ochrony, kiedy STAP-y zawróciły. Baron nie zdążył nawet wystrzelić, kiedy jeden ze strzałów z wrogich maszyn dosięgnął padawanki.
- Uriel! - Krzyknął.

Sytuacja rzeczywiście była nieciekawa. Vissan zerwał się na nogi i zaczął ostrzeliwać odlatującą maszynę. Szkoda że strzelając do STAP-ów nie mógł wywrzeć takiego efektu jak Uriel, gdy "zrobiła coś" człowiekowi który do niego celował. Cóż, nie było czasu się nad czymkolwiek zastanawiać.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Uriel Khaan
Rycerz Jedi



Dołączył: 16 Lis 2005
Posty: 368
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Nar Shaddaa

 Post Wysłany: Pon 18:34, 18 Gru 2006    Temat postu:

Cofnęła szybko rękę zachowując resztkę Mocy dla siebie, to chyba nie do końca miało tak wyglądać. Spojrzała na drżącą dłoń, skąd w niej tyle energii? Co dziwniejsze czuła się z tym… dobrze, jakby wielki ciężar spadł z jej serca. Jakkolwiek jednak miłe i pociągające było to uczucie wiedziała, że było złe… Złe na swój sposób.

Bo czy tak naprawdę istnieje coś takiego jak ciemna i jasna strona mocy? Ciemne i jasne punkt, a to przecież zależy od kąta padania światła, zupełnie tak jak punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Czy istniała jakaś linia oddzielająca Dobro od Zła? Może Zło jest po prostu formą dobra, tylko dla tej drugiej strony… Zło postrzega Dobro jako zagrożenie… Separatyści są zagrożeniem, jednak postrzegają Republikę jako wrogów, jako Zło…

Czym jest Zło? Jej myśli zaczęły krążyć dookoła różnych wspomnień nie skupiając się na teraźniejszości. Nie ma teraz… Teraz to przeszłość, ale…chyba, nie. Ale co jest złem? Czy jeżeli ktoś kradnie to jest zły? Kradnie, bo nie ma wyjścia, kradnie by przeżyć… Więc jeżeli czynimy coś by przeżyć, czy jest to złe czy dobre? Uniosła lekko mętny wzrok, przestała się czuć dobrze, teraz raczej czuła pustkę, nie tyle w sobie, co dookoła, jakby wszystko zostało wyprute z wszelkiej Mocy.

A ich sytuacja wciąż była beznadziejna. Sięgnęła pamięcią do niezliczonych godzin spędzonych nad studiowaniem historii, nad przeglądaniem holokronów. Spędzonych na przyswajaniu multum informacji. Teraz było tak jakby wszystkie te informacje było posegregowane, każda dokładnie w jednym obiekcie, w jednej skrzyni… Zamkniętej na sto zamków i kod, którego nie mogła sobie przypomnieć. Do jej uszu zaczął dobiegać stłumiony odgłos nadlatujących maszyn, znów… Miała wrażenie, że tym razem potrzeba im będzie czegoś więcej niż szczęścia, aby ujść z życiem, uśmiechnęła się pod nosem, sama do siebie. Przeklęła w duchu nieprzytomnego Artemisa, nie powiedziała tego na głos, ale po uczniu samego Dooku spodziewała się dużo, dużo więcej… Może po prostu uczeń był słaby, a nie nauczyciel… Dwunogiego banthy nawet profesjonalista nie nauczy tańczyć. Tańczyć niczym iskierka, heh…

Iskierka…?

Jej powieki otworzyły się momentalnie zupełnie tak jak jedna ze skrzyń w jej głowie, wiedziała, co może im pomóc… nie wiedziała tylko czy ma dostatecznie dużo siły, ale to się okaże…

~Jeżeli robie cos dla dobra sprawy nie może być to złe…~

Czuła złość, może nie tak wielką jak parę chwil temu, ale miała nadzieję, że na tyle silną, aby dać im czas. To rozwiązanie było tak proste, jeżeli wyjdą z tego cało to chyba nigdy sobie nie wybaczy tego zaniedbania, przecież to takie proste… Każdy robot ma tą słabość, defekt, który jedi już dawno nauczyli się wykorzystywać i najwyraźniej zapomnieli o nim w tych okropnych czasach. Jeżeli nie uda się jej uszkodzić droidów to przynajmniej powinna skutecznie ‘odłączyć’ je od rzeczywistości na parę dłuższych chwili. Żeby tylko się udało…

Skupiła się przez chwilę na czymś nieprzyjemnym i drażniącym… Przeszukała każdą część swojego umysłu, spojrzała w stronę Tokkena i przypomniała sobie jak ją wtedy denerwował, wywyższał się, ale to nie starczyło- za mało. Przypomniała sobie twarz mistrza Windu. Wiedziała, że jest doskonałym wojownikiem, miał jednak swój sposób myślenia, który denerwował ja ponad wszystko. Jego surowy głos rozbrzmiał w jej głowie zapalając kolejną lampkę frustracji, ale to wciąż nie było to. Nie mogła znaleźć żadnego całkowicie nieprzyjemnego wspomnienia, którego mogłaby się uczepić. Ale skoro nie złe to może dobre… Poczuła ciepło na policzkach i nagle lżej zrobiło się jej na ramionach, zupełnie tak jakby ktoś zdjął z nich ciężar ostatnich miesięcy. Znała tylko jedna osobę, która potrafiła rozgonić jej smutki i spowodować, że szarość dnia rozwiewała się, ale ta osoba nie żyła… Czy jednak na pewno? Czy istoty, które kochamy mogą w ogóle kiedykolwiek odejść? Mogłaby w każdej chwili, nawet teraz ujrzeć twarz swojego pierwszego mistrza i to jej starczyło, przynajmniej na, tyle, aby nie wykorzystać całej swojej energii. Skupiła się na szerokim obszarze wokół niej, starała się poruszyć każdą cząsteczką w powietrzu i naelektryzować ją tak, aby działała tylko na roboty… Tak jak robili to dawni jedi. Ciał robotów nie dało się wyczuć, ale ich puste powłoki istniały i także podlegały prawom… Mogła postarać się to wykorzystać.

[off] Jakbyś Toto miał wątpliwości to chodzi mi o tą umiejże zaprezentowaną w Kotor’ach, a mianowicie wyłączenie/zniszczenie droidów Smile[/off]


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Indigo Tokken
Szpieg



Dołączył: 27 Paź 2006
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Koszalin

 Post Wysłany: Wto 22:14, 19 Gru 2006    Temat postu:

Wyglądało to po prostu bardzo źle. STAPy zaczęły ich okrążać jak wygłodniałe sępy, które czekały, aż wystrzelają ich jak zwierzynę łowną. On nienawidził takich sytuacji, ale zarazem uwielbiał. Lubił ten dreszczyk emocji, ale zarazem nie lubił, gdy on musiał być zepchnięty do obrony. On uwielbiał atakować, powalać, niszczyć... Nie ! Chociaż jego mistrz był użytkownikiem Ciemnej Strony mocy, to Indigo nigdy tak naprawdę się nie poddał jej działaniu. Owszem, parę razy był bliski tej delikatnej granicy, ale... poczucie obowiązku i prawa było u niego silne, niezwykle silne. Ale czy w takich sytuacjach rozsądek mógł pomóc ? Czy nie powinno się poddać instynktowi i poddać się działaniu adrenaliny oraz midlochlorianów ? Siła, czysta siła... Ona mogła pomóc... zastanawiał się co robić, gdy ujrzał gniew Padawanki. Poczuł tą czystą moc. Złą moc. W jednej chwili była tak namacalna, że mógłby jej niemal dotknąć i poczuć ją między palcami. Sam chciał się ponieść emocjom, bardzo chciał. Jeszcze pamiętał pewne słowa:

"Instynkt... rozum nie zawsze daje siłę, on służy tylko by rozwiązać jakieś zadanie lub problem w logiczny sposób. Natomiast instynkt... on cię ratuje w sytuacjach kryzysowych. Pamiętaj o tym."

Mistrz Chacta... to było dla niego śmieszne, ale pragnąłby go ujrzeć w tej chwili. By nagle się pojawił i mu pomógł. Wyjaśnił co i jak. Ale... to była słabość. Jego zdesperowany umysł szukał jakiegoś rozwiązania. Gdy go nie znalazł, on po prostu zaczął być skołowany. Umysł, który miał mu pomóc, stał się więzieniem, wręcz pułapką. Musiał... poradzić sobie w inny sposób. Wyzwolić coś czego się tak obawiał przez swoje całe życie - chaosu, bycia naprawdę złym...

Nawet nie poczuł tego, co robi. Wyprostował się i spojrzał beznamiętnie w stronę robotów. Nie był już sobą, był drapieżcą, który czaił się na swoją ofiarę. Ten kto spojrzał na niego, mógł dostrzeć ten błysk, który oznaczał jedno - chęć niszczenia. Jeśli kiedykolwiek był blisko tej ciemnej strony, to teraz była ona dla niego wręcz namacalna. Poczuł przyjemny dreszczyk na dłoniach. Wyładowania mocy. Skaczący błyskawice po jego skórze. Tak... czuł że nie wytrzyma długo. Rozniesie wszystkie cyborgi w drzazgi i nic nie zostanie. Pragnął tego ponad wszystko. Czyżby tak smakowała ciemna strona ? Jeśli tak... to było coś niesamowitego. Umysł schodził na dalszy plan, a wchodziła emocja. Emocja bycia myśliwym. Jego ręka instynktownie skierowała się w kierunku robotów. Nie miał pojęcia co dokładnie chce zrobić i jak zachowa się jego moc. Ale jednego był pewien - chce je roznieść w pył. By choć przez chwilę poczuć się jak namiastka jakiegoś bóstwa...


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Vissan
Baron // Komandor WFR



Dołączył: 18 Sty 2006
Posty: 1192
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Skąd: Rahab, miejsce o 100% stężeniu niekanoniczności (teraz już tylko 50%)

 Post Wysłany: Czw 15:59, 21 Gru 2006    Temat postu:

Vissan stał na lekko ugiętych kolanach, a pistolet miarowo podrywał jego ramiona kilka centymetrów w górę, za każdym razem gdy naciskał spust. Ubranie jak i włosy barona były przesycone kurzem i pyłem, gdyby nie dość gruba skórzana kurtka, doszłyby do tego spore sińce na łokciach i barkach, którymi jeszcze całkiem nie dawno obijał się o ziemię.

STAP-y oddalały się, a Vissan nie przerywając ognia poderwał się do biegu w kierunku rannej padawanki. Wiatr zwichrzył jego długie, czarne włosy a z gleby podrywały się tumany kurzu za każdym razem gdy w pełnym biegu stawał kroki.

Adrenalina we krwi zmusiła jego serce do pracy z wydajnością pompy strażackiej, mimo kryzysowej sytuacji Vissan zdawał się wciąż trzeźwo myśleć. W biegu śledził celownikiem wrogie maszyny, a na jego ustach pojawił się ślad usmiechu.

Tymczasem gdzieś ponad niebiem Dantooine "Rain Dancer" zszedł z orbity. Zmierzał nad miejsce gdzie uwięziony w pułapce został baron Vissan. Dingo Egret komenderował ludźmi, robiąc wszystko by uratować szefa i przyjaciela, jednakże możliwości miał mocno ograniczone.

Od kanonierki odcumowała jednostka kurierska - sama w sobie uzbrojona jedynie w działko laserowe, na pokład zdążyli jednak pośpiesznie wejść uzbrojeni członkowie załogi, aczkolwiek ze względu na ograniczony rozmiar statku nie była to przytłaczająca siła. Statek kurierski rozgrzewał silniki by z pełną prędkością wejść w atmosferę.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Toth
Game Master



Dołączył: 26 Paź 2005
Posty: 392
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Orto

 Post Wysłany: Nie 21:34, 14 Sty 2007    Temat postu:

Chwiejąca się na nogach, wyczerpana do resztki padawanka skupiła całą swoją moc, a w zasadzie jej resztki, na dwóch atakujących ich maszynach. Wydobyła tkwiące w niej, po uwolnieniu olbrzymiej fali uderzeniowej, ostatki energii i dosłownie wyrzuciła je w powietrze. Otaczające planetę cząsteczki gazu, niczym mikroskopijne gąbki spragnione wody, wchłonęły naładowane jony. Interwencja Mocy wystarczyła aby dzieła dokończyły skomplikowane reakcje chemiczne. Czysta energia elektryczna poczęła w ciągu mikrosekund rozchodzić się w powietrzu. Jednakowoż ładunek był na tyle słaby, aby poza niewielkim podrażnieniem mięśni, nie zrobić nic poważnego bytom ogranicznym. Siła ta była jednak zabójcza dla wszelkiego typu mechanizmów. Droidy unoszące się nad ziemią na bojowych platformach zostały błyskawicznie porażone prądem i niczym sparaliżowane przestały funkcjonować. Automaty straciły rzecz jasna możność prowadzenia pojazdów. Nie było to jednak konieczne, ażeby STAPy rozbiły się na skałach. Same mechanizmy przestały funkcjonować, a silniki ustąpiły miażdżącej sile grawitacji. Po chwili skwierczące jeszcze resztki leżały już na ziemii. Byli bezpieczni.

Takie obrazy widziała Uriel. Jej wyobraźnia kreowała rzeczywistość. Naprawdę, kobieta leżała nieprzytomna na dnie piaszczystego wąwozu, otulona chmurą pyłu. Wciąż strzelający w kierunku, w którym odleciały maszyny baron, podbiegł do rannej podopiecznej usiłująć zapewnić jej jakiekolwiek bezpieczeństwo i sprawdzić jak poważne są rany jakie odniosła.
Mimo to, roboty Federacji faktycznie zasiliły szeregi złomu zalegającego na dantooińskiej ziemii a huk maszyn jaki słyszalny był jeszcze niespełna minutę wcześniej, zniknął. Tak, Artemis nadal leżał nieprzytomny, padawanka była w tym samym stanie. Była jednak jeszcze jedna osoba wrażliwa na Moc na tyle, aby móc dokonać czegoś takiego. Indigo Tokken, przysłany na tę odległą planetę w ostatniej chwili, dokonał tego czego chciała Uriel. Naturalnie, siła jaką uwolnił nie była porównywalna z tym czego dokonała członkini Zakonu. Była jednak wystarczająca aby zniszczyć natrętnych agresorów. Człowiek Vissana zachował wystarczająco sił aby utrzymać się na nogach, ale jego efektywność w jakimkolwiek sensie drastycznie zmalała.

Wydawałoby się, że byli bezpieczni. Nagle jednak z nadal utrzymującej się w powietrzu kurzawy, wyłonił się pocisk, który z impetem skierował się w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą znajdowały się płonące odłamki po STAPach. Eksplozja zabrała ze sobą wszystko co pozostało po rozbitych maszynach, nie ostał się nawet zwęglony fragment wraku. A jednak w to samo miejsce pofrunął jeszcze granat, który powiększył jedynie dziurę po wybuchu. Chwilę później wszyscy usłyszęli charakterystyczny dźwięk odpalanego swoopa i odgłosy jego oddalania się. Czy to koniec?

Gdy zdawało sie że wszystko już się zakończyło, na miejsce dotarła wysłana z „Rain Dancera” jednostka kurierska a tuż po wylądowaniu wysypali się z niej uzbrojeni po zęby ludzie. Szkoda tylko, że nieco nie w porę...


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Vissan
Baron // Komandor WFR



Dołączył: 18 Sty 2006
Posty: 1192
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Skąd: Rahab, miejsce o 100% stężeniu niekanoniczności (teraz już tylko 50%)

 Post Wysłany: Nie 23:48, 14 Sty 2007    Temat postu:

[off]No i nie można było, do cholery od razu? Wyszło na to samo co w moim poście.[/off]

Baron ogarniał sytuację. Jeśli chodzi o to, czego dokonał Indigo, co mniemał po tym, iż słaniał się właśnie w typowy dla użytkowników mocy sposób, to skomentował to tylko chłodno w myślach:
~ Teraz przynajmniej mogę mu płacić z czystym sumieniem.

Tymczasem sytuacja wyglądała na stabilną - baron postanowił więc sprawdzić co z padawanką. Nie wyglądała najlepiej, zwłaszcza, że nie dawała znaku życia. Vissan dostrzegł jednak jakby jej klatka piersiowa lekko się poruszała. Kiedy z pewnym trudem wyczuł puls na jej nadgarstku, utwierdził się w przekonaniu, że Uriel żyje. Szybkim ruchem schował blaster za pas i miał już zamiar szybko przenieść dziewczynę za jakiś głaz, kiedy jego uszy po raz kolejny w ciągu kilku minut zostały uderzone odgłosem wybuchu. W szybkim odruchu pochylił się nad dziewczyną, by osłonić siebie i ją, gdy po raz kolejny huk zadzwonił mu w uszach. Vissan obrócił głowę - poza kolejną chmurą pyłu nie widział wiele, usłyszał jednak coś jakby oddalający się pojazd... A potem zdecydowany dźwięk zbliżającego się statku.

Baron zmarszczył brwi. Jeśli to posiłki nieprzyjaciów - przyjdzie im wszystkim zginąć lub dostać się do niewoli. Podniósł się na nogi i wciągnął do ust przepełnione kurzawą powietrze. Spoglądając w niebo zmrużył oczy - atakowane drobinkami piasku i ujrzał jak repulsory lądującej jednostki tworzą w pyle okno przez które ukazało się błękitne niebo.
Znajomy kształt statku przyniósł Vissanowi głęboki oddech ulgi.

Kiedy z kuriera wyskakiwali uzbrojeni załoganci Rain Dancera, baron rzucił im tylko zdawkowe polecenie pozbierania wszystkich pozostałych przy życiu, sam tymczasem, już mniej pewnym krokiem wrocił do padawanki. Spojrzał na Uriel - wyglądało na to, że teraz ma u niej spory dług. Delikatnie uniósł nieprzytomną jeszcze padawankę w ramiona i ruszył do trapu jednostki kurierskiej. Mijając Indigo chciał mu rzucić coś w stylu "dobra robota", ale pokiwał tylko głową. Jego ludzie zajmowali się w pośpiechu rannymi, w tym Artemisem, i zabezpieczali teren.

Baron wniósł padawankę na pokład. Sam osunął się na podłogę i usiadł oparty o burtę. W ustach czuł wyraźny metaliczny posmak - adrenalina zaczynała opadać. Jego ubranie i włosy przesycone były pyłem, z czoła starł mieszaninę kurzu i potu. Oparł głowę o ścianę i odetchnął.

Jeden z ludzi podszedł do barona, ten zaś powiedział:
- Sprawdźcie co z nią. - Wskazał na padawankę. - I przynieście mi jakąś wodę, jak już wystartujemy. Zatrzymamy się jeszcze w rezydencji.

~ Czas z tym kończyć. - Pomyślał.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Uriel Khaan
Rycerz Jedi



Dołączył: 16 Lis 2005
Posty: 368
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Nar Shaddaa

 Post Wysłany: Śro 19:16, 17 Sty 2007    Temat postu:

Młoda jedi mogła teraz jedynie polegać na swoim zmyśle słuchu, a i ten zdawał się zniekształcać co nieco. Przed oczami tańczyły jej najróżniejsze światełka, na dzisiaj chyba odrobinę przesadziła… Odrobinę? Raczej wmawiała sobie, że to tylko odrobinę- stać ją było na więcej i wiedziała o tym…

O ile to możliwe wokół niej robiło się coraz ciszej i ciszej. Co się stało? Zamknęła oczy i ‘odleciała’, ‘odpłynęła’ przynajmniej umysłem. Ogarnęła ją pustka i ciemność, taka spokojna…kompletnie cicha i odosobniona od realnego świata, który rozpościerał się przed jej zamkniętymi powiekami. Może i nie widziała i nie słyszała coś się dzieje, ale czuła jak ostry piasek znów atakuje jej odsłonięte ramiona, nareszcie chyba mogą odetchnąć…

Poczuła jak ktoś bierze ją na ręce, fakt… Chyba sama w chwili obecnej daleko nie zajdzie, a nawet jeżeli to nie tam gdzie by chciała, a chciała odpocząć… Chociaż przez chwilę.
- Hej… Dzięki.- mruknęła do barona uchylając lekko powieki i siląc się na lekki uśmiech, a później już nawet nie siliła się na utrzymanie przytomności.

Ale tym razem to wyglądało trochę inaczej, nie jak spokojne opadanie w słodką nieświadomość, raczej jakby coś zaczęło ją dusić…przytłaczać. Ze wszystkich stron zaczęły ja atakować krzyki- kobiece i męskie, a przede wszystkim zdławione łkania dzieci, które niczym słomiane lalki uginały się po niskim, ponurym śmiechem… Śmiechem przywodzącym na myśl stado ropuch rechocących wieczorem nad stawem. Aż ciarki przeleciały po jej karku, a głowę opanował kłujący ból. Co to wszystko miało znaczyć? Coś nią szarpnęło, ciało uderzyło w nieistniejącą czarną materię, zupełnie jakby ktoś zamknął ją w pudełku i zaczął nim trząść. Chciała się wydostać… Obudzić.

Otworzyła oczy i zobaczyła nad sobą surowy sufit statku, czuła się zmęczona, ale wołała to zmęczenie niż uczucia zamknięcia. Spojrzała w bok, ktoś się nią zajmował i nie pozostało nic jak mu na to pozwolić.
- Dziękuję.- szepnęła tylko, kiedy człowiek skończył ją opatrywać. Siedziała tam niczym grzeczna dziewczynka, która kulturalnie podziękowała za pomoc.- dziękuję, myślę, że sama mogę się już sobą zająć.- dodała z niemrawym uśmiechem. W ustach czuła piasek, chociaż piasek to czuła chyba wszędzie, cóż za subtelność. Pozwoliła swemu ciału samemu zając się ranami, jedynie w najmniejszym stopniu dopomagając sobie Mocą, z której była teraz niemalże ‘wypruta’. Westchnęła zastanawiając się nad swoimi błędami w minionej walce, chyba było ich zdecydowanie za dużo.

~ Co ze mnie za jedi skoro nie umiem myśleć jasno w obliczu niebezpieczeństwa?~

Skarciła się w duchu, spoglądając na rękojeść swojego miecza.
- Przepraszam baronie, chyba nie popisałam się zbytnio.- mruknęła z przekąsem.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Vissan
Baron // Komandor WFR



Dołączył: 18 Sty 2006
Posty: 1192
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Skąd: Rahab, miejsce o 100% stężeniu niekanoniczności (teraz już tylko 50%)

 Post Wysłany: Śro 23:17, 17 Sty 2007    Temat postu:

Vissan siedział oparty o burtę, gdy jednostka kurierska przemierzała niebo nad Dantooine utrzymując się na bezpiecznym pułapie. Wibracje kadłuba były wyczuwalne, jednak w tej sytuacji nieszczególnie nieprzyjemne. Mężczyzna próbował wytrząsnąć pył z gęstych, czarnych włosów, ale był w tej próbie z góry skazany na niepowodzenie.

Czynność tę przerwała mu Uriel - Vissan był nieco zaskoczony, że padawanka w bądź co bądź krótkim czasie doszła do siebie. Może nie było z nią tak źle. Barona niespecjalnie zaskoczył fakt, że dziewczyna była wobec siebie mocno samokrytyczna - nie potrafiła o własnych siłach opuścić pola walki, więc z jej subiektywnego punktu widzenia musiała być na przegranej pozycji. Tymczasem mogło być tak, że wszyscy w sporym stopniu zawdzięczali jej życie.

- Źle się oceniasz. - Powiedział. - Właściwie to mam u ciebie teraz dług do spłacenia. Prawdę mówiąc nie podejrzewałem cię o takie... Zdolności. Aha, i zapomnij o tytułach, mów mi po imieniu.

Baron rozejrzał się, ale w zatłoczonym, ciasnym wnętrzu nie znalazł w pobliżu ani Indigo, ani Artemisa. Teraz dopiero zaczął oceniać sytuację - jedna rzecz wydawała się szczególnie istotna. Rozmyślania przerwał mu jeden z załogantów Rain Dancera.
- Prosił pan o coś do picia - Rzekł podając manierkę.
- Czekaj. - Mruknął Vissan, gestem nakazując załogantowi by się zbliżył. - Sprawdź wszystkich ochroniarzy z Dantooine, jeśli jacyś przeżyli. Zabierzcie im broń i wszystko co wygląda podejrzanie, potem wam wyjaśnię dlaczego. - Powiedział cicho.

Biorąc w ręke manierkę czuł sporą ochotę by się napić, jednak głęboko zakorzenione maniery, (choć niekoniecznie okazywane każdemu) nie pozwoliły mu skorzystać jako pierwszemu. Odwrócił się spowrotem do padawanki i bez słowa podał jej manierkę.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Uriel Khaan
Rycerz Jedi



Dołączył: 16 Lis 2005
Posty: 368
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Nar Shaddaa

 Post Wysłany: Sob 21:38, 03 Lut 2007    Temat postu:

Kanonierka mknęła nad trawiastymi równinami Dantooine. Nastrój na pokładzie był raczej grobowy. Jak dotychczas nikt nie niepokoił "delegacji", jednak teraz nie można było ufać nawet ochroniarzom z planety. Inna sprawa że praktycznie żaden z nich nie był w stanie choćby ustać na nogach.

Baron Vissan siedział oparty o burtę jednostki. Nie zaprzątał sobie teraz głowy obecnymi problemami, bo plan ich rozwiązania miał już ułożony. Teraz tylko czekał... Spojrzał na blaster otrzymany od szefa ochrony. Musiał teraz przyznać, że jego awersja do broni palnej to słabość, z którą trzeba walczyć. Obejrzał blaster ze wszystkich stron, po czym trzymając palec w kabłąku spustu zakręcił młynka bronią. Potem podrzucił ją do góry, złapał tą samą ręką, zakręcił ponownie i schował za pasek.

Jednostka kurierska była coraz bliżej rezydencji...

A podczas gdy statek leciał ku swemu celowi młoda padawanka siedziała smętnie oparta o ścianę. Nie trudno było zgadną co takiego ją trapiło, może nigdy nie uważała się za kogoś lepszego od innych, sprawniejszego jednak dzisiejszego dnia nie mogła sobie podarować. Strąciła resztki piachu ze swoich butów i westchnęła wciąż czując ból w boku, kolejny siniak lub kolejna blizna do kolekcji jakby i tego miała mało.

Spojrzała po załodze barona Vissana, wyglądali dużo lepiej niż straż przydzielona im przez radnych Dantooine, ale ich twarze wyrażały te same uczucia, które gościły i w jej sercu, zwątpienie i nieznaczną dozę złości… Niektórzy większą inni mniejszą, ale i tak istniejącą, a teraz już namacalną bo nie było nic lepszego niż to, nic bardziej nie napędzało ludzi bardziej niż złość.

~ Zaraz powinniśmy być na miejscu…~

I rzeczywiście - statek schodził do lądowania. Baron podniósł się na nogi i spojrzał na padawankę siedzącą nieopodal. Nie musiał być Jedi, by wiedzieć że zdecydowanie nie jest z siebie zadowolona.
~ Cóż, może życie w zakonie nie jest aż takie ciężkie. ~ Pomyślał.
Jednostka wzbiła pod sobą tuman kurzu, natychmiast po przyziemieniu otwarto trap, a teren dokoła zabezpieczyło kilku ludzi Barona. Ich szef podszedł do jednego z załogantów i dyskretnie powiedział:
- Obstawcie ochronę z Dantooine. Nie możemy im ufać. Niech zabiorą swoich rannych, powinni mieć na miejscu wystarczająco środków. Na pokładzie zostają ten tutaj, Artemis - Baron wskazał wciąż nieprzytomnego padawana. - Mój pracownik Tokken leci z nami, podejrzewam że Jedi Khaan też nie będzie chciała tu zostać. A teraz daj mi jednego ze swoich, mam coś do załatwienia w środku.

Vissan w obstawie wszedł do budynku. Zamienił kilka słów z zaskoczonym ochroniarzem z planety, po czym udał się do swojego apartamentu, zostawiając swojego człowieka przed drzwiami. Szybko wrzucił do torby swoje rzeczy, a także ciężkie miecze które nijak przydałyby mu się w akcji - będzie musiał pomyśleć nad czymś lżejszym. Zawiesił bagaż na ramieniu, po czym zalogował się do terminalu i ściągnął wszystkie dane do datapadu. Nie mógł w żaden sposób zabezpieczyć śladów jakie pozostawił w pamięci terminalu, więc nastawił blaster na maksymalną moc i wypalił kilka razy w komputer, pozostawiając z niego tlące się szczątki. Uspokoiwszy ochroniarza, który wparował do środka na odgłos strzałów i opuścił budynek, meldując wszystkim że mają trzy minuty do odlotu.
Podobnie też zrobiła młoda jedi, która już bez ochrony, zbędnych słów czy jakichkolwiek ceregieli wstała z ziemi i podążyła w ślad za baronem. Jej zależało tylko na jednej rzeczy, wisiorku od Zafiry, który zostawiła na szafce nocnej. Z pochmurną miną weszła do pokoju i jednym, szybkim ruchem wzięła kryształ z półki oraz swoją kurtkę leżącą na krześle- cały jej majątek, który miała ze sobą. Słysząc strzał z blastera wpierw poruszyła się nieznacznie jednak nie wyczuwając nic spojrzała jedynie na datapad, nawet go nie używała…

Zmarszczyła brwi, a z panelu uleciało kilka złotych iskier, tak na wszelki wypadek. Sama nie zdawała sobie zbytnio sprawy z tego, że chyba właśnie całkowicie nie przejmuje się misją, a to, że baron zdecydował się ją zakończy przyjęła raczej z ulgą niż złością… Przybyła tutaj dopiero wczoraj, a mimo to już miała dosyć…

~Najważniejsze jest bezpieczeństwo senatora… Zostając tutaj narazilibyśmy się na nieprzyjemne konsekwencje…~

Tłumaczyła sobie w duchu wychodząc z budynku, rzuciła jedynie krótkie spojrzenie w stronę barona na znak, że ona już skończyła i ruszyła z powrotem w stronę statku.

Vissan zebrał swoich ludzi. Musiał jeszcze zadysponować Indigo.
- Cóż, nie przeleciałeś się na darmo. Ale długo tu nie pobędziesz. Wynosimy się, na razie nie widzę innej opcji jak takiej, że polecisz z Raindancerem na Coruscant. Potem będę cie potrzebował na Rahabie, bądź tam za dwa tygodnie. Do tego czasu masz wolne.

Baron przykazał pilotowi kuriera start, sam tymczasem zdalnie aktywował systemy swojego Vampire'a, obszedł myśliwiec dokoła i nie widząc nic niepokojącego uruchomił ekspresowy tryb startu.

Chwilę później, obie jednostki wzbiły się w przestworza nad Dantooine, zostawiając zaskoczonych ochroniarzy.
~ Cóż, niektórzy będą niezadowoleni - Pomyślał baron eskortując jednostkę kurierską w swoim myśliwcu.

Gdy zbliżyli się do orbitującego Raindancera porozumiał się z kanonierką przez radio, dla jego Vampire'a otwarto ładownię, a kurier zadokował do okrętu.

Uriel jedynie mogła spokojnie siedzieć i rozmyślać, jej rola w tej misji chyba właśnie dobiegła końca i sama nie była z tego powodu szczęśliwa, co gorsza nie mogła nic z tym zrobi jak jedynie teatralnie westchnąć. Już słyszała słowa mistrza Windu, pełne zawodu i tego jaką niesubordynowaną padawanką jest Khaan… A co gorsza mogła sobie wyobrazić głos Yody dudniący w jej głowie i mówiący o tym jak ważną dla wojny planetą jest Dantooine.

Ale w sumie… Co w niej takiego ważnego? Pola… Pola i pola, żadnych doborowych żołnierzy… ot kolejna pomocna dłoń w senacie. By może to rozumowanie było kolejnym powodem dla którego teraz jej poczucie własnej wartości leżało na ziemi przygniecione poczuciem winy?

- No i to na tyle… jesteśmy na Raindancerze.- sapnął tylko jeden z załogantów.
Otóż to. Byli bezpieczni na pokładzie. Gdzieś z korytarza wymaszerował baron Vissan. Bez zbędnych ceregieli zadysponował odwiezienie Jedi na Coruscant, jednocześnie udzielenie Artemisowi odpowiedniej pomocy medycznej. Nakazał też szybkie wysprzątanie jednostki kurierskiej i pozostawienie na niej zapasów na ok. 3 tygodnie lotu.

Bez słowa udał się do jednego z modułów łazienkowych, gdzie doprowadził swoją twarz do stanu względnej czystości, po czym stwierdziwszy że kurier jest już gotowy pożegnał się z kapitanem Egretem pokrótce wyjaśniając mu sytuację. Miał już oddalić się na pokład jednostki kurierskiej ale zatrzymał jeszcze spojrzenie na padawance Khaan i zatrzymał się...

Padawanka przetarła jedynie twarz rękawem szaty i odgarnęła rozczochrane włosy aby móc swobodnie patrzeć przed siebie i przy okazji łapiąc spojrzenie barona. Uśmiechnęła się nieśmiało.
- Wygląda na to, że nasza misja nie przyniosła Republice oczekiwanych korzyści… Przepraszam Cię jedynie baronie, że nasze spotkanie okazało się bezcelowe.- powiedziała lekko już zachrypniętym głosem.

Baron odpowiedział półuśmiechem.
- Gdzieś już obiło mi się o uszy hasło "agresywne negocjacje". Bezcelowe? Cóż... Pozycję Rahabu znajdziesz w każdej aktualnej republikańskiej mapie. Na razie. - Rzucił, na pożegnanie i wspiął się do włazu dokującego dla kuriera. Szybko odcumował, i zaczął przygotowywać się do podróży.

Tymczasem zgodnie z zagadkowymi zaleceniami barona Raindancer powoli opuszczał orbitę i szykował hipernapęd.

Baron w jednostce kurierskiej pozostawił przygotowanie skoku komputerowi i nawiązał jeszcze raz połączenie z kanonierką.
- Widzimy się za parę tygodni na Rahabie. Nie zgub po drodze mojego myśliwca, Dingo.

Chwilę później statek pilotowany przez barona opuścił przestrzeń kosmiczną Dantooine…

Zostawiając młodą padawankę w lekkim osłupieni i uśmiechem na ustach.
- No dziewczyno…to chyba na tyle tej bajki.- usłyszała za plecami głos Egreta, chwilę później Raindancer rozpoczął podróż powrotna na Coruscant.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Vissan
Baron // Komandor WFR



Dołączył: 18 Sty 2006
Posty: 1192
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Skąd: Rahab, miejsce o 100% stężeniu niekanoniczności (teraz już tylko 50%)

 Post Wysłany: Sob 22:09, 03 Lut 2007    Temat postu:

[Słowem wyjaśnienia:
do Artemisa: nie wiem czy grasz, ale jesteś nieprzytomny więc chyba się nie obrazisz
do Indigo - wybacz godmodding, ale też ostatnio nie postowałeś, a mam nadzieję że nie masz nic przeciwko innej, prowadzonej przez kogo innego misji z mojego zlecenia.
do mistrzów gry: nie radzę tego kasować, to nie jest wyjście z sytuacji, która przy uznaniu naszego posta byłaby już rozwiązana.
Dziękuję za uwagę, w imieniu swoim i Uriel ]


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Forum Rise of the Empire RPG Strona Główna » Archiwum Republiki » Dantooine - rozdanie drugie
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8
Strona 8 z 8

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach




Solaris phpBB theme/template by Jakob Persson
Copyright © Jakob Persson 2003

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group